Sunday, January 6, 2008

głównie korespondencja

Neil napisał w sobotę 5 stycznia 2008 o 11:35

Teraz głównie piszę "Księgę cmentarną" i trochę odpuszczam inne rzeczy, jak poczta, telefony i ten blog. Proszę o wybaczenie.

Biorąc pod uwagę pochodzenie twego psa Cabala moje założenie może być błędne, ale zastanawiałem się czy znasz może kogoś zajmującego się hodowlą białych owczarków niemieckich, czy alzackich jak o nich pisałeś w notce? Pytam, ponieważ skłaniam się ku owczarkowi niemieckiemu, natomiast moja dziewczyna wolałaby jakiegoś białego psa. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje biała odmiana tej rasy, ani że jest ona rozpoznawana na tyle, aby hodować ją oddzielnie. W każdym razie byłbym bardzo wdzięczny za Twoją opinię jako właściciela psa owej rasy, a jeżeli istotnie posiadasz informacje gdzie znaleźć ich hodowlę będę szczerze zobowiązany.
Z pozdrowieniami,
Phillip Jason Celata

Nie mogę polecić żadnego hodowcy, bo nie od takiej osoby wziąłem swojego psa. Szybkie wyszukiwanie w google pozwala znaleźć całkiem sporo hodowli (kilka z nich jest na http://www.pets4you.com/wgshep.html).

Ale zanim zwrócisz się do hodowcy pozwól polecić sobie stronę petfinder.com -- jest to wykaz znalezionych i bezdomnych zwierząt wszystkich gatunków ze wszystkich schonisk w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Chcesz kozę? albo lamę? Mają kozy, lamy które chcą żeby wziąć je do siebie. Nie mówiąc już o świnkach, koniach, kotach, iguanach... i psach. (Moja asystentka Lorraine ma ostatnio obsesję na punkcie kotów bengalskich i właśnie pokazałem jej, że jest sporo takich, które szukają dobrego domu.) Szukach białych owczarków niemieckich? Wejdź na stronę Petfinder, wpisz rasę oraz wiek i płeć psa, jakich poszukujesz (lub zostaw puste miejsce jeśli nie ma to znaczenia), swój kod pocztowy i już po chwili będziesz spoglądał na zadziwiająco dużą ilość fajowych białych szczeniaków i psów, które potrzebują kogoś do strzeżenia i kochania.

(http://www.echodogs.org/ to organizacja zajmująca się ratowaniem białych owczarków niemieckich. Skoro pytałeś...)

Cześć Neil,
Jakiś czas temu pisałem pytając o niektóre z projektów, które zostały wspomniane, odłożone i nie pisałeś o nich już więcej. Cokolwiek na temat "Crazy hair" z Davem McKeanem (zrobiłem ze swojej córki fankę książek "dla dzieci") albo komiksowej wersji "The Facts in the Case of the Departure of Ms. Finch" ["Faktów w sprawie odejścia panny Finch"] od Dark Horse?

Otrzymałem na Gwiazdkę audio book "Nigdziebądź" i jestem nim oczarowany. Czy mógłbyś krótko wyjaśnić jaka jest różnica pomiędzy tym tekstem (ulubioną wersją autora) i pierwszym wydaniem w twardej oprawie zakupionym przeze mnie pod koniec lat 90-tych? Jak zawsze, dziękuję za Twój czas i pozdrawiam,
Greg Trax

Dave McKean skończył i oddał "Crazy hair" na początku 2007. Wiem, że jest w grafiku zarówno wydawnictwa Bloomsbury, jak i Harperchildrens, ale nie jestem pewien kiedy zostanie wydana.

...Panna Finch jest gotowa i wierzę, że już wyruszyła do drukarni i będzie do kupienia w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

"Nigdziebądź" w wersji audio zawiera około ośmiu tysięcy słów więcej, niż amerykańskie wydanie w twardej okładce i około piętnastu tysięcy słów więcej, niż oryginalna wersja brytyjska. To mniej więcej ten sam tekst co obecne brytyjskie wydanie.

Drogi Neilu
dzięki za ten niewielki hołd dla George'a Macdonalda Frasera w Twoim dzienniku. Mój dzień zrobiłsię badzo smutny, kiedy uświadomiłem sobie, że już nigdy nie przeczytam "Wojen zuluskich" Flashmana na które czekałem przez tyle lat. Czy Fraser tak jak Kipling jest jednym z pisarzy, za których dostaje Ci się od młodych i modnych czytelników?
Wszystkiego dobrego,
Sam

Nie wydaje mi się, żeby dostawało mi się za to, że lubię czytać Kiplinga już od dwudziestu lat. A ludzie, którzy wtedy suszyli mi za to głowę w ogóle go nie czytali - wiedzieli tylko, że to Coś Złego. Nikt nigdy nie napisał, żeby zganić mnie za niedzisiejsze opinie w książkach o Flashmanie.

Ale wciąż dostaję listy od osób, którym szkoda, że nie będą mieli okazji przekonać się jak Flashman walczył po obu stronach w Wojnie Secesyjnej, czy w opowieściach o wojnach zuluskich. Jeśli o mnie chodzi, to cieszę się po prostu, że mamy te książki o Flashmanie, które zostały napisane. Pisarze umierają nie napisawszy niektórych książek i nie jest to najstraszniejsza rzecz na świecie. Zawsze zostawiają tych, co chcą więcej.

Uważam również, że ton niektórych nekrologów w stylu "Stary dobry Flashman, świetny i uroczy facet" wprawia mnie w niejakie zakłopotanie. Dla mnie radość czytania o postaci Flashmana polegała właśnie na tym, że wcale nie był świetnym facetem: był potworem i tchórzem, krętaczem niegodnym zaufania, zbirem, wazeliniarzem i lepiej było mu nie podpaść. Trafiłem na niego po raz pierwszy i od razu znienawidziłem w "Dniach szkolnych Toma Browna", które czytałem mając osiem czy dziewięć lat. Przysmażał tam młodszych chłopców na otwartym ogniu. A potem mając dwanaście lat odkryłem książkę o Flashmanie, która zaczęła się od wyrzucenia go z drużyny rugby za pijaństwo i rozpustę - w świecie, który ze względu na to, iż wygląda jak bohater często traktuje go właśnie jak bohatera. Najbardziej podobają mi się pierwsze książki, w których często ucieka. W późniejszych ludzie oczekują, że będzie zachowywał się bohatersko i często tak właśnie robi aby zachować twarz, co mnie rozczarowywało. Fajniej jest, kiedy okoliczności układają się tak, że jego wysiłki zmierzające do zrobienia czegoś podłego i wyrachowanego, albo chociaż próby zaciągnięcia kogoś do łóżka sprawiają wrażenie heroicznych czynów.

Zachowanie Flashmana jest czasem wstrętne, a czasami praktyczne. Ale zawsze oczekiwałem (i dostawałem) od George'a Macdonalda Frasera dobrej historię i określonego punktu widzenia. A punkt widzenia Frasera nie był taki jak Flashmana. Tak czy inaczej, podobają mi się opinie, które są inne, niż moje. Uczę się czegoś, nawet jeżeli się z nimi nie zgadzam.
Po lekturze recenzji Petera Morwooda nie przeczytałem "The Reavers" (a Peter Morwood uwielbia książki "The Uncle"["Wuj"], więc należy go słuchać i szanować.) (I spójrzcie! pierwsza książka z serii została właśnie wznowiona.)
...
To fragment listu, który przyszedł kilka dni temu i dostaję jeden czy dwa takie listy praktycznie co tydzień:

Wiem, że na swojej stronie zniechęcasz do nadsyłania opowiadań, "prac domowych" i podobnych rzeczy i doskonale rozumiem dlaczego. Jednak to, co mam zamiar Ci przesłać (czy raczej omówić z Tobą) to nie żadne opowiadanie, czy praca domowa, ale pomysł. I co najważniejsze nie oczekuję Twojej opini, ale choć wiem, że mam marne szanse chcę zaproponować współpracę.

Widzisz, nie jestem pisarzem - nie mam do tego wystarczającej pasji, ani doświadczenia - ale mam pomysł na opowiadanie, który jeśli zostanie odpowiednio zrealizowany może okazać się sukcesem (zarówno artystycznym, jak i finansowym)! Kiedyś na pewno zabiorę się z kimś do tego, bo pomysł jest za dobry, żeby go nie wykorzystać. A zwracam się do ciebie, bo ogromnie podziwiam Twoją pracę i sądzę, że jeżeli kiedykolwiek mnie wysłuchasz spodoba Ci się to. No i przede wszystkim dlatego, że wyraźnie nie masz wystarczająco dużo do roboty (żart...)

A zatem mówiąc całkiem poważnie wychodzi na to, że pytam Cię, czy kiedykolwiek będziesz zainteresowany współpracą z nikim i współtworzeniem opowiadania, które będzie znakomite (a będzie z pewnością, jeśli je napiszesz). I czy jest jakiś sposó, żeby wysłać Ci napisany odręcznie list, który być może będzie nieco dłuższy, niż ta wiadomość, ale wyjaśni znacznie więcej? Czy zechciałbyś przeczytać taki list? Proszę, ostatecznie zrozumiem każdą odpowiedź. Prosze tylko o szansę.

Przykro mi, ale nie. Mam już wystarczająco dużo pomysłów. Nie mam nawet czasu napisać swoich rzeczy.

Jeżeli Twój pomysł jest dobry powinieneś napisać to samodzielnie. Jeżeli nie jesteś dość dobrym pisarzem, alby to zrobić - postaraj się zostać lepszym. Pisz inne rzeczy dopóki nie staniesz się wystarczająco dobry.

Jeśli naprawdę chcesz z kimś współpracować spróbuj znaleźć znajomego, który pisze i zechce napisać to z Tobą.

Pisarze miewają taki specyficzny, nawiedzony wyraz twarzy. Aby go zobaczyć wystarczy podejść do autora tworzącego fikcję i powiedzieć "wiesz, mam pomysł na opowiadanie. Ja ci opowiem, ty to napiszesz i podzielimy się zyskami po połowie." Zobaczysz wtedy, jak ich uśmiech zamiera i odsuwają się od ciebie. Bo niezależnie od tego jak dobry jest pomysł, wykonanie jest najważniejsze. Prawdziwa praca to układanie słowa po słowie przy klawiaturze komputera albo pochylając się nad notatnikiem.

Wszystkie moje kolaboracje doszły do skutku dlatego, że w pewnym momencie w rozmowie z przyjacielem padło zdanie "dlaczego więc nie zrobimy tego razem?" W najlepszym wypadku wychodziło z tego coś fajniejszego, niż którekolwiek z nas byłoby w stanie zrobić samodzielnie, w najgorszym - coś, co miało posmak autorów, ale nie do końca...

Jedyny powód jaki przychodzi mi teraz do głowy dlaczego miałbym z kimś współpracować to zabawa. Uwielbiałem pracować z Genem Wolfem nad "A Walking Tour of the Shambles" bo nie mogłem się doczekać na kopertę z kolejnymi stronami od niego.

Cześć Neil. Tu młoda, początkująca pisarka, która została ostatnio odciągnięta od własnej pracy w toku i zanurzyła się w przepiękny świat "Sandmana", "Dobrego Omenu", "Gwiezdnego pyłu", "Amerykańskich bogów" i "Lustrzanej maski". Twoje słowa to dla mnie ogromna inspiracja, a styl i zainteresowania jakie z niego wynikają są mi bardzo bliskie. Chciałabym podrzucić kilka pytań dla własnej (i Twojej, mam nadzieję!) rozrywki:

1. Wolisz herbatę, czy kawę? (Jeśli herbatę, to jaką?)
2. Jaki jest Twój ulubiony dźwięk?
3.Wolisz ołówek, czy długopis? (Ogólnie i do pisania.)
4. Jeżeli zazwyczaj robisz coś, aby się przygotować i wdrożyć do pracy - co takiego? Czy jest muzyka lub atmosfera, która najbardziej Ci sprzyja?
5. Od jak dawna piszesz?
6. Czy nie miewasz wrażenia, że w Twojej głowie pojawia się i wymyka więcej rzeczy, niż zdołasz kiedykolwiek zapisać szczegółowo w jakiejś konkretnej formie? To znaczy, czy dostrzegasz pomysły i możliwości wszędzie i bez przerwy, a może jest to proces bardziej kontrolowany?

Zadowolą mnie dowolne odpowiedzi, jesteś cholernie zajętym facetem. Coś do przemyślenia. Wiedz po prostu, że rządzisz. Absolutnie.
Dzięki,
Aly


1) Herbata. Zwykle standardowa brytyjska w torebkach, nie jestem szczególnie wybredny. Ty-phoo, PG Tips albo the Clipper Fairtrade, coś takiego.
2) śmiech Maddy.
3) Pióra. Wieczne pióra.
4) Nie bardzo. Pomaga oddalenie się od komputera. A przynajmniej od internetu. I nie odbieranie telefonu.
5) Zawodowo? Dwadzieścia pięć lat.
6)Czy mam w głowie więcej rzeczy, niż przelewam na papier? Oczywiście. I czy wszędzie są pomysły i możliwości? Jasne.

Nie pytanie, tylko sugestia odnośnie atramentu w stanie stałym. Być może zechciałbyś wypróbować Polarny Atrament Noodler's (http://www.pendemonium.com/ink_noodler.htm#specialty - przewiń w dół do "Polar Ink")- rzekomo jest odporny na zamarzanie do temperatury -20 stopni Farenheita [-28.89 ° C - przyp. noita] a po wyschnięciu na papierze celulozowym jest wodoodporny. Tak na marginesie, czarny reagujący na światło Niewidzialny Atrament jest bardzo zabawny, a wszystkie atramenty Noodler's są przeznaczone do piór wiecznych.
najlepsze życzenia,
Sabrina

Polarny Atrament zamówiony. Zdam sprawozdania jak tylko znów zrobi się tak zimno.
...

Bryan Talbot umieścił pierwszy rozdział Luthor Arkwright "Heart of Empire CD Rom" (który stworzył razem z Jamesem Robertsonem) w sieci na stronie http://www.bryan-talbot.com/heart_of_empire/cdrom/chapter_one/start.html. Chciałbym, żeby DC postanowiło wydać w ten sposób "Sandmana" - to niesamowita robota. I oznacza, że można przeczytać całość "Przygód Luthra Arkwrighta", prequel "Serca Imperium" na stronie http://www.bryan-talbot.com/heart_of_empire/cdrom/chapter_one/cd/arkwright_hi_rez/index.html

No comments: