Thursday, February 14, 2013

Dużo za dużo jak na jedną niepozorną notkę...

Neil napisał w środę, 30 stycznia 2013 r. o 18:40

Naprawdę miałem pisać na blogu w trakcie pobytu w Australii. Naprawdę.

Miałem też więcej spać, biegać, pisać i poczuć się jak turysta. Prawie nic z tego nie wyszło.

Za to wyszło wiele innych rzeczy.

Poleciałem do Hobart w Tasmanii. Od lat powtarzam, że Hobart to jedno z sekretnie fajnych miejsc na Ziemi, a do tej pory ludzie się z tego śmiali. (Australijczycy się ze mnie śmiali. Inni ludzie po prostu patrzyli na mnie bez wyrazu.) Jednak z biegiem lat świat zaczął podzielać moją opinię, a muzeum MONA oraz festiwal MONAFOMA (aka MOFO) mają z tym wiele wspólnego.

Byłem na próbach. Przeczytałem bajkę w Teatrze Królewskim w Hobart. (Robiłem tam też inne rzeczy: zaśpiewałem „Psycho” i przeczytałem jedną z piosenek Amandy, „The Bed Song”, ponieważ jej tam nie było.) Poniżej zamieszczam video. Jherek Bischoff, gitarzysta basowy i aranżer instrumentów strunowych Amandy był odpowiedzialny za całą muzykę. Tasmańska Orkiestra Symfoniczna zapewniła uroczy kwartet smyczkowy:

 

 Niedługo po przyjeździe do Hobartu dołączyła do mnie Polly Adams.

 Jestem patronem programu Bookend Trust w Tasmanii, a Polly, która przejęła po ojcu wrażliwość na dobro natury (bo na pewno nie gruboskórność) jestm patronką Save the Rhino [Ratujcie nosorożce]. Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i zostaliśmy zabrani w podróż przez Nialla Dorana z Bookend Trust. Widzieliśmy zniszczenia spowodowane przez pożary buszu na Półwyspie Tasmana, dowiedzieliśmy się nowych rzeczy na temat przyrody i pożarach buszu (głównie chodzi o to, że eukaliptusy lubią ogień, który oczyszcza podszycie i pomagają nasionom kiełkować), zobaczyliśmy kolczatkę na poboczu drogi, pojechaliśmy łódką na wspaniałą wycieczkę (dzięki http://www.tasmancruises.com.au/) i podziwialiśmy zapierające dech w piersiach widoki klifów, fok i pingwinów (a także martwego liściastego konika morskiego), nie wspominając już o miejscu, w którym morze jest nachylone pod kątem...


 ...albo przynajmniej takie sprawia wrażenie. (fot. Polly Adams).

 Potem zobaczyliśmy część zniszczeń w wiosce Dunalley i przekazaliśmy książki tamtejszej szkole podstawowej.

Szkoła podstawowa w Dunalley już tam nie stoi. Spłonęła podczas pożaru buszu. Obecnie budowane są tymczasowe budynki, w których będzie mieścić się szkoła do czasu powstania czegoś nowego. (Spotkaliśmy tam wielu przemiłych ludzi, w tym Roberta Pennicotta i Andrew Hughesa, zdobywców tytułu Tasmańczyka Roku w 2012 i 2013 r.)

Moi wydawcy, Bloomsbury i Hachette, podarowali szkole wiele moich książek oraz wiele innych książek, które mogą wystawić na aukcji, sprzedać albo zachować w bibliotece. Poniżej ja z Przewodniczącą Stowarzyszenia Szkół Elizabeth Knox, dyrektorem Mattem Kennym oraz uczniami i członkami wspólnoty.



 Naprawdę myślę, że Polly jest stworzona do pokazywania ludziom książek.


(Zdjęcia pochodzą z https://www.facebook.com/media/set/?set=oa.10151236486214607&type=1 )

Szkoła napisała o tym na swoim blogu http://newdunalleyschool.wordpress.com/2013/01/21/a-visit-from-neil-gaiman/ . To naprawdę inspirujący blog, w którym opisują powrót do normalności po pożarach oraz plany nowej szkoły...

Nie mieliśmy za dużo czasu, więc polecieliśmy hydroplanem do Hobartu, żebym mógł udzielić wywiad Helen Shield z ABC (można o nim przeczytać i go wysłuchać tutaj: http://blogs.abc.net.au/tasmania/2013/01/neil-gaiman.html) (A tu wywiad Helen z Polly http://blogs.abc.net.au/tasmania/2013/01/douglas-adams-little-rocket.html). Potem szybki bieg na próbę z Jherekiem i kwartetem smyczkowym w towarzystwie naszego gościa specjalnego Davide Byrne i St Vincent, a potem jeszcze szybszy bieg z powrotem do studia ABC na kolejny wywiad, tym razem z Doktorem z Triple J (można o nim przeczytać/wysłuchać go na http://www.abc.net.au/triplej/thedoctor/blog/s3673304.htm). Później powrót na Mona Festival. Dotarłem na miejsce 7 minut przed 18:00. Mieliśmy zacząć o 18:00, więc znalazłem przebieralnię, przebrałem się i wyszedłem na scenę, by przeczytać "Click-Clack the Rattlebag", zaśpiewać „Psycho” i, co mi się najbardziej podobało, przeczytać mój wiersz „Australia Day” [„Dzień Australii”] przy akompaniamencie Briana Ritchie na didgeridoo oraz Davida Byrne udającego odgłosy zwierząt na gitarze.

Potem posłuchałem cudownego śpiewu Kate Miller-Heidke, która wystąpiła tuż po nas (jej cover Psycho Killer Davida Byrne był niewiarygodny. Trochę jak to:)


Potem nadszedł najlepszy moment całego wieczoru, gdy Jherek i ja mieliśmy bliskie spotkanie z młodym psem przewodnikiem o imieniu Quinnell.


Zapomniałbym napisać, że parę dni wcześniej Amanda poprosiła mnie przez Twitter, żebym odtworzył jej słynne zdjęcie „Map of Tasmania” z jej ostatniej wizyty. Tak więc, z pomocą fartuszka „Map of Tasmania” oraz fotografką Dianną Graf, zrobiłem to. A potem również Polly.




 A tutaj młody pies przewodnik Quinnell w trakcie szkolenia, ubrany w swój kubraczek (kiedy ma go na sobie, nie wolno mu się bawić ani nikogo polizać) oraz Dianna Graf, która zrobiła jest autorką wielu z powyższych zdjęć i która, wraz ze swoim partnerem Markiem, uczy Quinnella. Jesteśmy w porcie w Hobarcie i wieje silny wiatr.


Później ja i Polly znów wstaliśmy o 6:00 i pojechaliśmy do Melbourne, gdzie zatrzymaliśmy się u moich znajomych, Petera i Clare. Mają najlepszy dom na świecie.


Spędziłem prawie cały dzień, udzielając wywiadów – to zdjęcie pochodzi z wywiadu http://www.theage.com.au/entertainment/books/melbourne-in-authors-good-books-as-he-plans-next-fun-escapade-20130123-2d7e6.html.

Wygłosiłem pogadankę w Atheneum Theatre pod auspicjami Wheeler Centre. Podpisałem mnóstwo książek, a potem załapałem się na późnego drinka i kolację z grupą znajomych z Melbourne, w tym Sxip Shirey, Meow Meow i kogoś, kto nazywa się Knibbs i tak jak ja potrafi podnieść oddzielnie każdą brew lub ustawić je na czole tak, że wyglądają jak zaskoczone gąsienice. („Też się tego uczyłeś przed lustrem, gdy byłeś mały?” „Aha.”).

 Po czterech godzinach snu pożegnałem się z Peterem, Claire i Polly (którą w momencie wyjazdu już zacząłem traktować jak adoptowaną córkę, więc było to smutne pożegnanie, którego jedynym pocieszeniem było to, że przedstawiłem ją wielu osobom, które na pewno fajnie znać w Australii) i poleciałem do Sydney do siedziby Hachette, gdzie udzieliłem wywiadu, którym zajęła się publicystka Anna Hayward, pozowałem do zdjęć Tamarze Dean (obejrzyjcie jej piękne prace tu i tu), zjadłem lunch z moimi wydawcami z Bloomsbury, nagrałem odpowiedzi na ich pytania na filmie i wpadłem do Sydney Recital Hall, gdzie spotkałem się z kwartetem smyczkowym FourPlay na próbę.

Naprawdę uwielbiam towarzystwo z FourPlay – praca z nimi to czysta przyjemność. Przećwiczyliśmy piosenkę z Fireball XL5. Zajęliśmy się piętnastoma pierwszymi minutami z FORTUNATELY, THE MILK [NA SZCZĘŚCIE MLEKO], a oni na poczekaniu wymyślili muzykę i efekty dźwiękowe. Zrobili genialne dźwięki buszu do wiersza „Australia Day”. Praca z nimi jest przyjemna i prosta.


Zdjęcie ukradzione z http://capriciousnerd.tumblr.com/post/41897844603/agaimanevening , ponieważ napisała na Twitterze, że ma zdjęcia z wieczoru dokładnie w tej samej chwili, gdy pomyślałem, że powinienem jakiś poszukać. 


W trakcie wieczoru przeczytałem pierwsze dwa rozdziały THE OCEAN AT THE END OF THE LANE [OCEANU NA KOŃCU ULICY]. Odpowiadałem na pytania i wyjaśniłem, dlaczego ze studia Doktora Who w Cardiff nie wyciekają informacje. Zaśpiewałem piosenkę z Fireball XL5, ponieważ miałem przy sobie FourPlay i chciałem usłyszeć, co z nią zrobili...


Przeczytałem pierwszych piętnaście minut książki FORTUNATELY, THE MILK... (jest taka niemądra. Uwielbiam ją).

Potem złożyłem hołd państwu, czytając wiersz „Australia Day” i na tym się skończyło. Żadnego podpisywania – wydarzenie było długie, wzięło w nim udział 1100 osób i byłem wykończony, ale nagryzmoliłem coś na rzeczach, które ludzie podsunęli mi, gdy wychodziłem tylnym wyjściem.

Po przedstawieniu ekipa producencka w składzie Jordan Verzar, szef festiwalu Ben Strout, Jemma Birrell (dyrektor artystyczny), Ainslee Lenehan z działu PR, a do tego ja i mój stary znajomy ze szkoły Whitgift, James Croll, wybraliśmy się wszyscy, żeby ostatnimi siłami wypić drinka i porozmawiać. Ostatecznie trafiliśmy do baru w moim pięknym, choć trochę ekstrawaganckim hotelu QT, gdzie wszyscy byli dla nas bardzo mili i pomocni. Później w półśnie się spakowałem i nastał kolejny dzień, a więc poszedłem spotkać się z ludźmi z Animal Logic, którzy poświęcili część swojego Dnia Australii, by pokazać mi piękne nagrania filmowe swojego autorstwa...

W drodze powrotnej do Stanów robiłem korektę brytyjskiej wersji OCEAN AT THE END OF THE LANE i czytałem książkę London Labour and the London Poor Mayhewa. Zjadłem śniadanie z moim synem, synową i córką na lotnisku w San Francisco. Wróciłem do domu do Amandy...

Poszedłem spać. Przespałem całe trzy godziny, a wtedy z pieca w piwnicy buchnęły dym i sadza, włączył się alarm, przyjechali strażacy, a ja straciłem nadzieję na odespanie wyjazdu. (Nic nie zostało zniszczone. Nic się nie spaliło. A ekipa strażacka z Cambridge w Massachusetts działa błyskawicznie.)

Pierwszy odcinek moich SELECTED SHORTS [OPOWIADAŃ WYBRANYCH] został wyemitowany w radio. Pozwolono mi wybrać i przedstawić historie, które kocham – tym razem były to opowiadania Raya Bradbury'ego (mrożące krew w żyłach „The Veldt”, przeczytane przez Stephena Colberta) oraz Jamesa Thurbera („The Catbird Seat” w przezabawnym wykonaniu Leonarda Nimoya).

Możecie ich posłuchać tutaj.

Przez następnych kilka tygodni to ja będę prowadzić program. Może warto zasubskrybować podcast? Informacje i linki na http://www.selectedshorts.org/podcast/. Szykują się wspaniałe historie.)

Później w Mornin Edition wyemitowano wywiad ze mną. Możecie o tym przeczytać i wysłuchać go na http://www.npr.org/2013/01/28/170085113/watch-this-neil-gaimans-imaginative-favorites . Jest o rzeczach, które kocham i które odcisnęły na mnie swój ślad.

Nie, nie powiem wam, co to za rzeczy. Posłuchajcie. To ciekawe.

(Na mojej liście były rzeczy, o których nie zdążyliśmy porozmawiać: na przykład odcinek Doktora Who Curse of the Fatal Death albo video Andrew In Drag Magnetic Fields...)

A ja powinienem przestać pisać na blogu i zamiast tego zabrać się za pisanie o dziwnych wydarzeniach pod Londynem.

Ale jeśli nadal to czytacie, to powinniście wiedzieć, że przyszły tydzień zapowiada się ciekawie. Będę się zajmował naprawdę fajnym (i trochę zwariowanym) Projektem Artystycznym, o którym możecie się czegoś dowiedzieć z tego filmiku (możecie w nim także zobaczyć Cabala, żywego i radosnego, sprzed trzech tygodni).

No comments: