Saturday, February 28, 2009

Raczej rozbawiony

Neil napisał w sobotę, 28 lutego 2009r.

Mam naprawdę wysoki stopień tolerancji dla durni. Naprawdę mam. Wiem, jak łatwo zadać głupie pytanie. No ale ludzie...

Właściwie nie mam zamiaru przytoczyć listu, który właśnie odebrałem i który poinformował mnie, że opublikowanie "Blueberry Girl" i "Crazy Hair" było tanią próbą zgarnięcia czeku po wygraniu Medalu Newbery'ego, ponieważ gdybym sam go wysłał, nie sądzę, bym chciał być ośmieszany. Poza tym wciąż obiecuję sobie, że będę używał mocy tylko do czynienia dobra.

Ale spójrz, Kimkolwiek Jesteś, http://journal.neilgaiman.com/2004/11/listening-to-unresolving.asp to post prawie sprzed pięciu lat. Ogłosiłem w nim, że "Blueberry Girl" będzie książką oraz że Charles Vess zaczął nad nią pracować. Listopad 2004r. W http://journal.neilgaiman.com/2007/12/still-alive-not-song.html umieściłem okładkę "Blueberry Girl". Grudzień 2007r.

Ponad rok temu wyznaczono datę publikacji na marzec 2009r., kiedy już wszystko będzie gotowe.



Historia "Crazy Hair" ciągnie się jeszcze dłużej. Dave zgodził się pracować nad nią w 2003r. Pierwotnie miała się ukazać w 2005r., ale Dave miał pewne zaległości w związku z "Lustrzaną maską" i nie dostarczył tej ostatniej podwójnej strony do stycznia 2007r. Dziwaczność rozkładów wydawniczych (oraz fakt, że "Niebezpieczny alfabet" zaliczał się do tej samej kaegorii książkowej) zadecydowały o tym, że około stycznia 2008r. zaplanowano wydanie na marzec 2009r.


(Kliknij na obrazek, by móc go obejrzeć w rozsądnej wielkości)


Wydanie "Blueberry Girl" teraz oznacza, że książki zostałe wydrukowane za granicą już jakiś czas temu, następnie złożone i umieszczone w pojemnikach w większych sklepach.

Wiesz, zwykle jestem naprawdę pogodny. Ale... oskarżanie mnie o wypuszczenie tych dwóch książek w celu zarobienia na Medalu Newbery'ego bez dostępu do maszyny czasu czy czegoś w tym stylu sprawia, że mam ochotę uderzać głową w drzewo
przez pół godziny. Najwyraźniej dla niektórych myślenie to za dużo.

No dobrze. Już.

Moja asystentka Lorraine zawsze narzeka, że zawsze, gdy jeździ na koncerty, na których także jestem, ja dostaję laminowaną odznakę "Nieograniczony dostęp", podczas gdy jej dają kawałek papieru, naklejkę lub coś podobnego. Tak więc wczoraj, kiedy podpisywałem książki w DreamHaven i byłem u fryzjera (wspaniałej Wendy z Hair Police, dzięki której wyglądam jak człowiek od października 2000r.) zrobiono dla niej laminowaną odznakę.



Nikt inny takiej nie miał. Tylko ona. Poniżej możecie zobaczyć, jak ją pokazuje. Po prawo jestem ja i fryzura. Nie wiem, kim są ludzie z guzikami zamiast oczu. Przerażają mnie.

I znowu oni, poklepujący mojego psa na szczęście przed wyjazdem do Chicago (miasta, które John Hodgman uznaje za mityczne). Co oni robili przy moim stole w czasie śniadania? Dlaczego wczoraj wieczorem musiałem grać na tamburynie? Dlaczego w mojej lodówce znajduje się mała futbolówka z mięsa?



To był jego pierwszy spacer bez smyczy od czasu operacji. Był najszczęśliwszym psem na świecie.

Friday, February 27, 2009

Oto modlitwa za Jagodową Dziewczynkę

Neil napisał w piątek, 27 lutego 2009r.

Klip złożony przez Brady'ego Halla, wykorzystujący jeden z fragmentów mojego czytania z trasy "Księgi cmentarnej" (zapytam go, z którego konkretnie wystąpienia) oraz ilustracje Charlesa Vessa z książki (która wyjdzie za niecałe dzesięć dni)



Na Mousecircus.com, na stronie "Blueberry Girl", możecie przeczytać coś, w czym wyjaśniam czym jest ta książka.

Jednak ponieważ nie wszyscy zamierzają tam zajrzeć, oto, co napisałem:

Witajcie.

Zapewne zastanawiacie się, co to za książka.

To taka książka, która pojawia się, gdy dzwoni przyjaciółka i mówi "Za miesiąc urodzę dziewczynkę. Napisałbyś dla niej wiersz? Może taki rodzaj modlitwy? Mówimy na nią Jagódka..." A ty myślisz, tak, właściwie to zrobię.

Napisałem wiersz. Kiedy dziewczynka się urodziła, przestali ją nazywać Jagódką, a zaczęli do niej mówić Natasha, jednak zawiesili kartkę z odręcznie napisanym wierszem tuż przy jej łóżku.

Zachowałem w domu kopię, przepisałem i włożyłem do szafki z papierami. A kiedy przyjaciele czytali ten wiersz, mówili takie rzeczy jak "Proszę, czy mogę wziąć kopię dla przyjaciółki, która niedługo urodzi córeczkę?", a ja kończyłem kopiując go dla coraz to nowych ludzi. Nie zamierzałem pozwolić na wydanie go, nigdy w życiu. Był prywatny i napisany dla jednej osoby, nawet jeśli spędzałem coraz więcej czasu przepisując go lub drukując ładne kopie dla przyszłych mam i dzieci.

Wtedy przeczytał go artysta Charles Vess (z którym współpracowałem przy pracy nad "Gwiezdnym pyłem"). I w jakiś sposób wszystko stało się proste. Dokonałem paru telefonów. Zdecydowaliśmy, że oddamy pieniądze na cele charytatywne. I Charles zaczął rysować, później malować, za pierwowzór przyjmując wiersz, a później robiąc z niego coś uniwersalnego i pięknego.

Na swoim blogu napisał: "Praca nad niezwykłymi poetyckimi rozważaniami Neila na temat nieodłącznych radości relacji matka-córka oraz tworzenie przyciągającego wątku narracyjnego bez ograbienia wiersza z wysoce symbolicznego charakteru było interesującą podróżą dla wyobraźni". Co w języku Charlesa oznacza zapewne "Nie było łatwo przekształcić ten wiersz w książkę obrazkową". Spisał się znakomicie, ale ja wciąż się martwiłem. Przestałem tego dnia, gdy edytorka pomocnicza HarperChildrens, która sama była w ciąży, zadzwoniła, że dostała projekt, przeczytała go i zaczęła płakać w biurze.

To książka dla mam przyszłych i obecnych. To książka dla każdego, kto ma lub jest córką. To modlitwa i wiersz, a teraz także piękna książka.

Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jestem z niej naprawdę dumny. I mam nadzieję, że już nie będę musiał jej przepisywać...

Neil

Thursday, February 26, 2009

Śniegi Kilimandżaro (na zdjęciach)

Neil napisał w czwartek 26 lutego 2009 o 17:47

Zaczął padać śnieg. Lorraine (moja asystentka) chciała mieć zdjęcie w śniegu, więc zrobiłem jej kilka. Potem ona zrobiła kilka mnie. (Cabal jest uwiązany, bo jeszcze nie powinien za bardzo szaleć. Nie mam na sobie płaszcza, bo było dość ciepło, a za moment wrócę do środka, żeby dalej pisać.)



A śnieg wciąż padał, aż nie było widać dosłownie nic z wyjątkiem bieli. Zrobiłem Lorraine jeszcze kilka zdjęć, ona mi również. (Teraz mam już płaszcz. Co dziwne, wciąż nie jest zimno, więc nie mam rękawiczek, ani szalika, ani czapki, ani kominiarki.)



Cabal uwielbia śnieg. Nie może zrozumieć, dlaczego nie hasam razem z nim. Bo to dosyć zaraźliwe.



Na Twitterze napisałem, że to następne zdjęcie wygląda, jak okładka taniego thrillera. Ludzie już zaczęli takie projektować. Kocham internet.





Zaraz po zrobieniu tego ostatniego zdjęcia Maddy powiedziała mi, że samochód mamy jej koleżanki utknął w śniegu na podjeździe, więc chwyciłem łopatę do odśnieżania, miotłę i poszedłem go odkopać. Towarzyszyło mi w tym sześć cudownie rozchichotanych czternasto- i piętnastolatek, z których każdej udało się wylądować w śniegu przynajmniej raz.

Śmierć, Macki i Pip

Neil napisał w środę 25 lutego 2009 o 6:01

Pewnie myśleliście, że już po mnie. Przynajmniej ci z was, którzy nie spojrzeli na okienko Twittera z boku strony. A nawet jeśli spojrzli, to mogłem przecież być Martwy lecz Wciąż Twitterujący. Takie coś mogłoby się zdarzyć i pewnie się zdarza.

Ale nie jestem martwy. Nie jestem nawet chory. Jestem w domu, wróciłem wczoraj po południu. Sześć tygodni szalonej eskapady dobiegło końca i ponieważ wczoraj położyłem się przed dziewiątą, to dziś o szóstej rano jestem na nogach, złapałem za komputer i piszę bloga w łóżku, w ciemności.

(Pies Cabal bardzo się ucieszył na mój widok. Po operacji stan zdrowia poprawił mu się o 90%: co prawda jeszcze przez 10 dni nie wolno mu wchodzić i schodzić po schodach [więc nadal śpię w prowizorycznym łóżku na dole], ale wolno mu biegać i ma - po raz pierwszy w historii - apetyt, jak każdy normalny pies i nawet przybyło mu parę kilo. Przypomina teraz bardziej białego owczarka niemieckiego,  a mniej dużego, białego charta.)

Ja też ucieszyłem się na jego widok. Oto uśmiechnięte zdjęcie z powitania...

Po raz ostatni dawałem znaki życia z hoteliku w krainie szkockich gór i wysp, podczas tajemniczej wyprawy. (Najlepszą jej część stanowiło karmienie frytkami mew na małej szkockiej przystani.)

Potem pojechałem do Inverness i stamtąd poleciałem do Londynu, gdzie zobaczyłem się z Holly, posiedziałem w hotelowej bibliotece, żeby trochę popisać, spotkałem się ze znajomymi, wziąłem udział w kilku spotkaniach związanych z filmami, telewizją i książkami, zjadłem jeszcze więcej ryby z frytkami, piłem herbatę i ostatecznie mając do wyboru spotkanie z Dave'em McKeanem, którego nie widziałem od Halloween, oraz pójściem na brytyjska premierę "Strażników" zjadłem w towarzystwie Dave'a przemiły obiad, a do znajomych, którzy poszli na premierę dołączyłem później. Ale po wysłuchaniu ich wrażeń mam nieco większą ochotę iść do kina.

(A mój przyjaciel Duncan Jones pokazał mi swój najnowszy film - "Moon" i wkrótce o nim tu napiszę. Ten film to kawał prawdziwego science-fiction, juz takich nie robią.)

Zobaczmy. Zdobyta przez "Księgę cmentarną" nagroda Newberry nadal czyni cuda. Do księgarń trafiają egzemplarze ze złotą taklejką-medalem na okładce, a książka sprzedaje się jak (miałem zamiar powiedzieć "ciepłe bułeczki", ale szczerze mówiąc w życiu nie słyszałem, żeby ktoś pytał "czy te bułeczki sa ciepłe? W takim razie biorę wszystkie!") [nasze "ciepłe" lub "świeże" bułeczki po angielsku są "ciastkami", zdaniem Neila ciastek najwyraźniej nie kupuje się na ciepło ;) przyp.noita] a jej recenzje pojawiają się tak, gdzie nie nie była opisywana przed otrzymaniem nagrody.

W napisanej przez Gaimana opowieści o duchach dreszczyku strachu i emocji nie brakuje, ale to nie wszystko. Historia jest wielowymiarowa, złożona, o ogromnej warości literackiej. Gaiman stara się dodać czytelnikom otuchy i zapewnić ich, że człowiek może dostastać w nawet najbardziej złowrogich okolicznościach i że zawsze istnieje możliwość zmiany na lepsze. I jak we wszystkich wartościowych opowieściach o dorastaniu, zakończenie stanowi jednocześnie początek nowego.
The Chicago Tribune,
...łaczy realistyczne dialogi z fantastycznymi możliwościami w opowieści, która nie opiera się na podanej w atrakcyjnej formie przemocy, ale na myśli, że szczęście może pojawić się w życiu każdego. Czytajcie więc powoli, bo jest to książka naprawdę znakomita. Zdaniem wielu dorosłych czytalników, niezależnie od tego, czy mają dzieci, jest frapująca.
Poleca ją redakcja "New York Times", ale nie "The Boston Globe", który opublikował pierwszą znaną mi recenzję książki zgodną z mottem zająca Tuptusia [z filmu "Bambi" - przyp.noita] "jeżeli nie możesz powiedzieć o kimś czegoś dobrego, lepiej nie mów nic". W całości brzmi ona:

Uważam, że książka jest dosłownie i w przenośni straszna, a ponieważ podziwiam i szanuję literacki geniusz Gaimana, to na tym zakończę.

... co skłoniło mnie do rozważań jak coś może być straszne w przenośni. ("To było straszne. Tak w przenośni!) i doszedłęm do wniosku, że Liz Rosenberg użyła tego słowa chociaż tak naprawdę chodziło jej o to, że książka była straszna w kilku znaczeniach tego słowa (tzn. pełno w niej martwych rzeczy oraz nie spodobała jej isę ani trochę). No cóż. Mam nadzieję, że spodoba jej się moja kolejna książka, cokolwiek to będzie.

A właśnie. Jak mi powiedziano, twa właśnie drukowanie książki "Kto Zabił Amandę Palmer" i już wkrótce powinna ona ujrzeć światło dzienne. (Tutaj informacje na temat zamawiania.)

A oto krótkie opowiadanie z owej książki. Wszystkie opowiadania są króciutkie i bardzo się różnią między sobą, ale w każdym z nich Amanda ginie. To jest bajką. Zaczyna się około 2:19.


(Tutaj można zobaczyć zdjęcie, które pokazuje Amanda. A jeżeli chcielibyście dowiedzieć się jak to spotaknie wyglądało od frontu, tu znajdziecie zdjęcia oraz jeszcze więcej zdjęć. A także relację z jej koncertu w Sugar Club. Mam zmierzwione włosy. Kto by pomyślał?)
...

Dobrze, a teraz przejdźmy do "Koraliny"



Przewidywano, że wtym tygodniu trafi na 3. miejsce. Ale pod koniec weekendu znalazła się na 2. Gdyby nie fakt, że na nasze miejsce na ekrany 3D trafią w piątek Jonas Brothers, polałby się szampan.

Dobrze. Czas pozamykać rozdziały związane z "Koraliną".

Tutaj znajduje się świetny artykuł na temat projektantów komputerowych modeli do "Koraliny", które były następnie wykonywane za pomocą trójwymiarowej drukarki, co pozwoliło zaoszczędzić około czterech lat pracy rzeźbiarskiej. (Czy jeśli naciskasz klawisz i coś powstaje, to wciąż nazywamy to efektami specjalnymi?). Wywiad ze mną i Henrym Selickiem.

Więcej na temat śnieżnych kul z zoo w Detroit. Artykuł na temat Phila Knighta i promocji "Koraliny". Recenzja, która mi się spodobała. Recenzje z "Christianity Today", "Catholic News Service" i "Episcopal Life" są rozsądne i pochlebne. Wciąż czekamy na recenzję na Capalert. (ale oni uznali przecież film "Lew, Czarownica i stara szafa" za niebezpieczny dla dzieci.)

Recenzję "Koraliny" zamieścił "New Yorker". Mike Baker wydobył bardzo starą okładkę tej książki. Tutaj znajduje się plik pdf z instrukcją, jak zrobić na drutach sweter Koraliny.

Irene Gallo zaczęła zbierać na blogu (http://igallo.blogspot.com/) linki do stron związanych z projektowaniem i animacją w "Koralinie". A prace Chrisa Turnhama na http://christurnham.blogspot.com/ są wspaniałe. Stef Choi właśnie zamieścił trochę rysunków na http://stefchoi.blogspot.com/(Powtórzę, że bardzo chciałbym zobaczyć książkę poświęconą artystom związanym z "Koraliną" i ich pracom. W swoim przewodniku do filmowej "Koraliny" Steve Jones musiał ograniczyć się do informacji i materiałów, które dostaczyło mu studio Laika. Teraz, kiedy nikt już nie pracuje w morderczym tempie nad ukończeniem filmu na czas, wspaniale byłoby udokumentować cały przebieg procesu tworzenia wizualnej strony filmu.)
...

Na kuchennym stole czekało na mnie wiele cudownych rzeczy. Spróbuję zrobić zdjęcie. Czekał na mnie egzemplarz magazynu "The Lifted Brow", a także DVD "American Scary". (Pierwsze dziesięć minut można obejrzeć na http://www.youtube.com/watch?v=ukvJYs4Kq_k)

Pisałem tutaj już kilkakrotnie o Juliem Schwartzu. Przeczytajcie to. Jest cudowne, w każdym znaczeniu tego słowa.

Tydzień od 1-7 marca jest Tygodniem Willa Eisnera. Jak dowiadujemy się ze strony http://www.cbldf.org/pr/archives/000386.shtml

Tydzień Willa Eisnera ma być okazją do nieustającego promowania czytelnictwa powieści graficznych, walki o wolność słowa oraz przedstawienia dorobku samego Eisnera szerokiej publiczności. Pierwsza edycja planowanej jako coroczna akcji nosi tytuł "The Spirit of A Legend" ["Duch Legendy"] i będzie dotyczyć kluczowego komiksu Eisnera - "Spirit", a także tkwiącego w jego pracach ducha, który inspirował pokolenia czytelników i artystów komiksowych. Będzie to temat przewodni obchodów w College of Art and Design w Minneapolis, College of Art and Design w Savannah, a także w Nowym Jorku. Oprócz organizowanych imprez, na stronie WillEisnerWeek.com znajdą Państwo różnorodne materiały i związane z tematem opracowania naukowe.

I na koniec...

W sobotę 7 marca w księgarni Books of Wonder na Manhattanie będziemy z Chrlesem Vessem podpisywać ksiązki. Spotkanie rozpocznie się o 13.00. Przeczytam "Blueberry girl" (nie jest długa.Może przeczytam ją dwa razy, albo będę czytał barrrrdzo powooooli, a Charles przygotuje wystawę obrazów i będą też reprodukcje do kupienia. Potem będziemy odpowiadać na pytania i powinno być fajnie.  Bałem się, że miejsca będzie za mało, ale Peter z Books of Wonder zapewnił mnie, że od kiedy byłem tam po raz ostatni przenieśli się do nowej siedziby i organizowali spotkanie z J.K. Rowling, więc bez problemu poradzą sobie z ilością ludzi, jaka może się pojawić. A zatem hurra, przybywajcie! Część zysków zostanie przekazana na konto fundacji RAINN (z którą TOri Amos współpracuje - przyp.noita), bo napisałem "Blueberry girl" dla Tori i jej wtedy-jeszcze-nienarodzonej-córki i chyba właśnie tak należy postąpić.

Wednesday, February 25, 2009

z Czasów Zanim Został Czarodziejem

Neil napisał w środę 25 lutego 2009 o 14:18

Znalazłem go na strychu, w pudle wypełnionym magazynami erotycznymi z lat 80., w których zamieszczano wywiady oraz recenzje książek i filmów mojego autorstwa. (Gdyby zapytano mnie dlaczego, odpowiedziałbym, że swój pierwszy artykuł sprzedałem "szanowanemu pismu", które zapłaciło mi 80 funtów i nigdy go nie wydrukowało. Kolejny sprzedałem brytyjskiej edycji "Penthouse", gdzie zapłacili mi 300 funtów i wydrukowali artykuł w najbliższym wydaniu i w tamtej chwili wszystko stało się dla mnie jasne.)

Nie podoba mi się tytuł, wiem także jak się pisze "Sędzia Dredd" i "Roscoe Moscow". Ale to niezła charakterystyka Alana Moore'a napisana pod koniec 1985 roku i opublikowana w marcowym wydaniu czasopisma "Knave", na kilka miesięcy przed wydaniem "Strażników". (Do owego momentu przeczytałem już pierwsze trzy zeszyty w formie uroczych kserokopii Dave'a Gibbonsa.)



https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis2kqFEL9cPACm-M1FZmiwzRHVjCZ5zPOziG-Ow3Qe46DsLtsgL5AQt88z1CqTzRRYZiDldJtBA7bZ7EktF7-f9mBmPzTqiheRmDCR7j2WPUhc0pXAN8HTUWj6g9R7Mi14NPmqg2HeGcjR/s1600-h/Scan30072.jpg



https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhAeH_6XCJzA5LnlZT6P3258_0987bgP_V_rpGVN2p8RuZjpn4DQ9jONz_fk2hwSrQRsbFVPOIpFtiu043jMij43pWQIuMr8fInji8BJAPag35C78ptOZFRAv3oLdrzmQkqx9-pzhwdSdg/s1600-h/Scan30073.jpg



https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMB2V4mWOk9gkh_0_M4YA0ERabhWzEtLMAovk30eVPeHvpwsWWOe2zSGiMOySWlpIkzMqRjcAVMsxdG3_2wCLE4wboetZOWZsj55dPnz0DPrJZ6d3J5mXVMKBRMqEpShGSptaiL7RqokTE/s1600-h/Scan30074.jpg



https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWYX0c2q0NjATygss0jml8EM56k37OjSKeyt2eNyS4Bl-iGtyLrRnWO36LQ3EGDzo-lxI1XJZJbilO1a0XFeX4dMsRv0iM8Er638hAT5hlFeuQvlbhCasJtALGodSquRdfKjuSBTGzs_Dv/s1600-h/Scan30075.jpg


Znalazłem również i zeskanowałem z innego numeru "Knave" od dawna zaginione opowiadanie Alana pt. "Sawdust memories" ["Trocinowe wspomnienia"]. Ale nie umieszczę go tutaj, bo nie sądzę, żeby Alan sobie tego życzył.

A skoro już "Knave" z wywiadem został odnaleziony, podpiszę go i przekażę CBLDF, żeby ktoś inny mógł tłumaczyć ukochanej osobie, że kupił takie pismo dla artykułów. (to chwila na wspomnienie młodzieńczego serca złamanego, kiedy odkryłem, że ktoś wyrzucił magazyn dla panów "Swank", który mając 14 lat znalazłem wśród używanych książek w nędznej księgarni w Streatham. Była w nim rozkładówka z syreną w stylu Vaughna Bode'a/Berniego Wrightsona.)

(Edit: Tutaj znajduje się uroczy wywiad z Alanem zamieszczony niedawno w "Wired")

Krzyczał, gdy wywlekano go z podziemi...

Neil napisał w środę 25 lutego 2009 o 12:33

Z wrześniowego numeru "Time Out" z 1986 roku. Stałem się wtedy bardzo dumnym 25-letnim dziennikarzem, ponieważ był to pierwszy większy artykuł na temat komiksu, jaki ukazał się w brytyjskiej prasie i to w "poważnym" magazynie. Obecnie, w złotych czasach dla wszelkich maniaków ciężko przekazać jakie trudne to było zadanie, albo jak istotne m.in. dla morale. (Przygotowywali okładkę z ilustracją Dave'a Gibbonsa ze "Strażników", a w ostatniej chwili postanowili, że zamiast niej pójdzie Michael Clark.) Są tam pomyłki (nie chodziło o Waltera Hilla, tylko o Joela Silvera i powtarzam raz jeszcze - to Spiderman, a nie "Spider-man". Nie jestem też przekonany, czy wszystkie streszczenia polecanych komiksów na ostatniej są mojego autorstwa, mogły zostać przycięte lub przerobione) ale byłem zadowolony i pomyślałem, że warto wyciągnąć artykuł z podziemi.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGIRx4TQcmQ4V70iFu_KPbrGCuLjD95czaStreE5ncpdOQKl8bPSebVdjvWbtMu7bZaJfZriF97GIH8Y5KIbOCWF4SVeYIl8awUhJeyFOeZc1m61LKH5wkBUj51v3VmGOwqcoYcwbwH4OW/s1600-h/Scan30068.jpg


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaakqSLlvKvDgED6fejkklXQICkA7YFqqGxd_2hdaIY10PQkwlT9uE0zCg0oLHNe_Dw-9Ox2dbD6BOjac3JhYZUsKEBu9lqVGaRjA7Hoc6WmXyeWj_7UTGw34fNwBBDXBoiVEhet5gMuNf/s1600-h/Scan30069.jpg


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLIzavwOGaa9drSiFvzf_QYlf0AfqPnSpAVLBocNqnJl0qiIqnR9V5G_nJ57iyg7r6lYQOorIBUy9musXiL8uj8_3iYueIySqpY5dRqh2FUvfFLgk1FeZvnfaODFGt7Mcj7fAu9hnJoR5w/s1600-h/Scan30070.jpg


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU0EVJl7ikYAjTKZSuE1R8ETXyaWswa4y4F-Iz3to74gsLOiKc_1rWf6Hf7-PrPTh-zLA8Ker-Xri5vyZKNXN-lvB5L_yDREeWbRkcrTJDdoDzd317OpjnDAEfasBIlOrrIe6Vt5eNZxkb/s1600-h/Scan30071.jpg

(Po tym napisałem obszerny artykuł o komiksach na zamówienie "Sunday Times Magazine", do którego przeprowadziłem wywiady ze wszystkimi, dostałem oryginalną pracę Briana Bollanda, a kiedy już go dostarczyłem redaktor odrzucił go tłumacząc, że "brakuje równowagi w ocenie". Zapytałem o jaką równowagę chodzi. Zapadła cisza. "No cóż, te komiksy..." powiedział. Po czym wypalił: "Pan zdaje się uważać, że one są dobre.")

Tak. Teraz poszukujemy wywiadu z Alanem Moorem z magazynu "Knave". Jest gdzieś na strychu.

Thursday, February 19, 2009

szybkie podsumowanie ostatnich dni

Neil napisał w czwartek 19 lutego 2009 o 6:49

W biegu, szybka notka z północno-zachodniej Szkocji (gdzie spędzę najbliższe 24 godziny).

Amandy Palmer I Mój występ w księgarni Chapters był naprawdę fajny. Przepraszam tych, którzy nic nie widzieli, nie słyszeli albo przyszli, zobaczyli tłum i sobie poszli. Chyba nikt nie spodziewał się ponad 500 osób, nawet ja. Zgrzytając zębami ustaliłem, że będziemy podpisywać po jednej rzeczy na osobę. Dzięki temu całe spotkanie trwało zaledwie 5 godzin, jeśli wliczyć w to czas spędzony na babraniu się z drukarką, co było też powodem opóźnienia (Zapamiętać na przyszłość: jeżeli będziesz miał zamiar czytać coś dziwnego lub dotąd niepublikowanego - nie zapomnij sobie tego wcześniej wydrukować.) Amanda zaśpiewała trzy piosenki, ja przeczytałem trzy lub cztery historyjki ze zmarłoamandowej serii, a potem podpisywaliśmy sie wielu miłym ludziom. (Szczególne podziękowania należą sie pracownikom Chapters, którzy przeszli samych siebie.) (Tutaj relacja Cheryl Morgan.)

A teraz jestem w Szkocji (tylko jeden dzień), a ostatnie wieści od Panny Palmer przyszły z Kuala Lumpur, gdzie przesiadała się w samolot, który zawiezie ja do Australii. To dziwne, ale i odświeżające uczucie - mieć znajomą osobę, która podróżuje równie często i dziwacznie, co ja.

Najlepsze wiadomości wczorajszego dnia przyszły od mojego redaktora. Napisał w emailu, że "Księga cmentarna" jest na pierwszym miejscu listy New York Timesa wśród książek dla dzieci w twardej oprawie, a "Koralina" jest numerem 1 wśród książek w miękkiej okładce. Tego jeszcze nie przerabiałem.

Na premierze "Koraliny" siedział obok mnie kompozytor Bruno Coulais. Na stronie http://www.filminfocus.com/article/an_interview_with__em_coraline__em__composer_bruno_coulais jest uroczy wywiad z nim,
[oraz mozliwość przesłuchania fragmentów muzyki z filmu! - przyp. noita]
a kolejna związana z "Koraliną" artystka, Katy Wu, publikuje rzeczy w sieci.

Co sprawia, że sie uśmiecham: to sprawka Disneya, czy po prostu ludzie z ABC nie umieją liczyć lub/i dodawać?:
1. PREMIERA! Friday the 13th (Warner Bros.) - $45.2 mln; 3105 kin; $14,560 przedsprzedaż

2. He's Just Not That Into You (Warner Bros.) - $23.3 mln; 3175 kin; $7,359 przedsprzedaż; spadek o 29%; $58.8M

3. Taken (Fox) - $22.2 mln; 3109 kin; $7,141 przedsprzedaż; spadek o 6%; $80.8

4. PREMIERA! Wyznania zakupoholiczki (Disney) - $17.3 mln; 2507 kin; $6,902 przedsprzedaż

5. Coraline (Focus) - $19.1 mln; 2320 kin; $8,236 przedsprzedaż; spadek o 9%; $39.3 mln
[pierwsza suma oznacza ile film zarobił w weekend, druga to zyski z przedsprzedaży, a trzecie - ile zarobił w sumie od wejścia na ekrany - przyp. noita]

Tuesday, February 17, 2009

um, er... to gdzie ja właściwie jestem?

Neil napisał w poniedziałek 16 lutego


Dobrze więc. Zeszłej nocy pokazywano Koralinę w wersji 3D na Dublińskim Festiwalu Filmowym. (Nie, nie będzie pokazywana w Wielkiej Brytanii przed 8 maja*) Przedstawiłem film a następnie odpowiadałem na pytania. Myślę że publiczność pokochała ten film, i wciąż odkrywam nowe rzeczy w tym filmie które przeoczyłem przy poprzednich seansach (starałem się znaleźć również niektóre z tych rzeczy.) W ciągu dnia udzieliłem mnóstwa wywiadów: uwielbiam Irlandzkich dziennikarzy, ma się wrażenie jakby się z nimi zwyczajnie rozmawiało a nie jakby skreślali kolejne pytania z przygotowanej wcześniej listy.


Dzisiaj jadłem lunch z Neilem Jordanem, rozmawialiśmy głównie o Księdze Cmentarnej i jego kolejnym filmie, Ondine, który zapowiada się wyśmienicie. Wieczorem poszedłem na występ Amandy Palmer w Sugar Club. Walczyłem ze zmęczeniem co oznacza że jak tylko znalazłem się w jakimś ciepłym i ciemnym miejscu to zaraz milkłem. Pomógł mi Red Bull i fakt że był to jeden z najlepszych koncertów Amandy jakie widziałem, perfekcyjny występ. Ona zupełnie nie odczuwa strachu przed publicznością, kochają ją a ona daje im do tego powody. Wspaniała rzecz, przysnąłem na parę sekund przy ‘Half Jack’, ale tylko wtedy.


A potem pomachałem wszystkim na dowidzenia i wróciłem do hotelu ponieważ nie wiedziałem czy będę w stanie dłużej utrzymać się na nogach. A potem napisałem to, bo nie byłem pewien czy zapamiętam wszystko do jutra


*Przyszło mnóstwo maili z Australii z pytaniem datę premiery. Informacja jest tutaj. Dlaczego zmienili tytuł filmu? Nie mam pojęcia. Mi wydaje się to śmieszne.

Sunday, February 15, 2009

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Jacka Benny'ego


Pierwotnie miałem dotrzeć do Dublina jutro, w niedzielę, i od razu zacząć udzielanie wywiadów. Jakoś w środku tygodnia zorientowałem się, że to po prostu się nie uda - harowałem od rana do nocy i pomiędzy podczas dwutygodniowego koralinowo-newbery'owego szaleństwa w Stanach, a lot do Dublina, opuszczenie samolotu, udzielenie sześciu wywiadów dla gazet i jednego dla telewizji, a następnie podróż do Dundrum, by przedstawić film i odpowiedzieć na pytania widzów zdawało się być przepisem na katastrofę lub co najmniej na przespanie własnego filmu.

Tak więc wszystko przesunąłem na dzień wcześniej, co było dobrym posunięciem. Lot był łatwy i przyjemny (siedziałem obok jednego z Prawdziwych Ojców Internetu, który chciał dowiedzieć się wszystkiego na temat pisania, a ja chciałem się dowiedzieć wszystkiego o Internecie, tak więc radośne przegadaliśmy porę posiłku, co prawie nigdy się nie zdarza). Po lądowaniu zostałem magicznie przeniesiony z lotniska do małego miejsca dla VIP-ów, gdzie dano mi filiżankę herbaty i wsadzono do auta z panią z Universalu, a ja zacząłem marzyć o tym, by wszystkie wyjścia z międzynarodowych lotnisk były równie gładkie i wdzięczne i bezkolejkowe.

Mój ukochany Android G1 nie działa tutaj -- był to, jak może pamiętacie, prezent od Google, i jest on (przynajmniej do czasu) darmowy, jednak jego darmowość sprawia, że nie mogę się połączyć z żadnym zagranicznym operatorem telefonii, ponieważ ktoś musiałby zostać obciążony rachunkiem za połączenie. W momencie, gdy zostałem przez niego poinformowany, że teraz jest tylko urządzeniem ze zdjęciami i muzyką, odkryłem, jak bardzo mi go brakuje (przypomnienie dla samego siebie: stukanie w ekran Nokii N73 niczego nie daje). Moja starszawa i ekscentryczna Nokia N73, która sama się wyłącza od czasu do czasu, czasem w środku rozmowy, jest moim telefonem w trakcie pobytu w Irlandii. Odkryłem też, ze problemy z funkcją metody słownikowej mogły się wziąć z faktu, że od zeszłego miesiąca zdecydowała, że woli korzystać ze słownika holenderskiego.

No nieważne. Szczęśliwych Walentynek od kogoś znajdującego się w podejrzanie pustym i niewalentynkowym dublińskim pokoju hotelowym.

...

"Księga cmentarna" wygrała Cybil Award -- nagrodę społeczeństwa blogowego na najlepszą książkę dla dzieci. Bardzo się ucieszyłem. Wszyscy nominowani i zdobywcy Cybil Award w tym roku wyglądali dobrze. Jestem dumny, że znalazłem się wśród nich i gratuluję wszystkim zaangażowanym.

Monica Edinger zrecenzowała "Księgę cmentarną" w The New York Times. Jej recenzja kończy się słowami:

Pewnego ponurego dnia przeczytałam końcówkę "Księgi cmentarnej" mojej klasie. Przez niemal godzinę słychać było tylko opowiadania i deszczu. W tej powieści pełnej cudów, Neil Gaiman podąża śladami dawnych gawędziarzy, tkając baśń o niezapomnianym uroku.



Co naprawdę mnie uszczęśliwiło. Opowiadanie i deszcz. Tak, właśnie po to to jest.

...

(Mniej więcej miesiąc temu powiedziałem mojej edytorce z HarperChildrens, że wyślę babeczkę każdemu z HarperChildrens, jeśli "Księga cmentarna" kiedykolwiek wróci na pierwszą pozycję zestawienia książek dziecięcych NYT. Tak więc w zeszłym tygodniu wysłałem ogromną ilość babeczek do HarperChildrens [chociaż za dziesięć procent babeczek zapłacił mój agent]. Powiedziałem im, że jeśli kiedyś uda nam się zajmować pierwszą pozycję przez pięć tygodni z rzędu, wyślę więcej babeczek.)

Chciałbym wyrazić swój smutek z powodu utraty mojego wieloletniego wydawcy z William Morrow, Lisy Gallagher. Nie sądzę, bym już tu o tym wspominał. Pracowałem z nią przez dziewięć lat -- najpierw zajmowała się marketingiem, następnie została wydawcą, a kiedy "Chłopaki Anansiego" zajęli pierwsze miejsce na liście NYT, usiedliśmy i wypiliśmy razem szampana na placu pełnym ludzi. Zawsze mnie wspierała i będzie mi brakowało pracy z nią, nie tylko dlatego, że była jedyną osobą, która zaczynała rozmowę świeżym "Cześć kochanie, tu Lisa." Mam nadzieję, że dostanie tak dobrą pracę jak ona sama.)

...

Zobaczmy.

Każdy, kto widział "Koralinę" i zastanawia się nad pracą, która toczyła się za kulisami, powinien spojrzeć na

http://shaneprigmore.blogspot.com/


http://www.xanga.com/criscoh/691813394/item/

http://shannontindle.blogspot.com/

http://www.burstofbeaden.com/
(Tutaj kliknijcie w "Nowsze rzeczy" po prawo, a następnie "Koralina")

http://dankrall.blogspot.com/




Wszyscy są niesamowitymi artystami, ale prace Dana Kralla naprawdę sprawiły, że zapragnąłem, by zrobił ilustracje do wydania "Koraliny". W każdy razie, spójrzcie na ich dzieła: zobaczycie ilustracje do scen, które zostały usunięte w ostatecznej wersji filmu. Tak jak powyższy rysunek Dana Kralla.

Naprawdę mam nadzieję, że ukaże się książka "Art of Coraline", by zebrać to wszystko razem z innymi rzeczami, które możecie obejrzeć w klipach na http://thinkinganimationbook.blogspot.com/2009/02/coraline.html . Na etapie książki "Coraline: A Visual Companion" Steve'a Jonesa (tu możecie ją wyszukać) Laika i Focus nie mogli zamieścić więcej materiału, ponieważ, jak bardzo rozsądnie wyjaśniali, szaleńczo próbowali dokończyć film (w pewnym momencie nawet anulowali książkę, zaznaczając, że nie mieli nikogo, by zajął się materiałem, jako że wszyscy pracowali nad filmem. Tylko interwencja Henry'ego Selicka sprawiła, że udostępniono fotosy i projekt wskrzeszono z martwych).

Większość powyższych linków zaczerpnięta z http://www.gallerynucleus.com/event/180)

Jeśli przypadkiem nie wiecie, którą wersję "Koraliny" kupić, zawsze wspaniały School Library Journal ma przegląd rzeczy o mnie tutaj oraz przegląd "Koralin" tutaj.

Chcecie wiedzieć, jak zrobić 200 000 kukiełkowych twarzy? Potrzebujecie drukarki 3D.

Chcę tylko krótko skomentować pytanie Marcela. Widziałem "Koralinę" wczoraj tu w Brazylii i widziałem ją w 3D. Powiem, że dubbing jest niesamowity. Wszyscy są świetni w tym, co robią, naprawdę.

A to, no wiesz, lalki.

Poinformowano mnie, że ludzie zajmujący się robótkami ręcznymi także wzięli się za "Koralinę":
http://joanofdarkknits.blogspot.com/2009/02/weird-octopus-cyclops-kitty-thing-from.html to model pluszowej ośmiornicy, natomiast tikabelle zrobiła Koralinowe Rękawiczki:http://theyellowjournalist.blogspot.com/2009/02/coraline-gloves.html

(Wspominałem, że w zeszłym tygodniu wpadłem na Altheę Crome na lotnisku w drodze do domu z Portland? Albo że właśnie kiedy mieliśmy opuścić samolot, dała Maddy i mnie malutką parę rękawiczek -- nie z filmu -- którą zachowałem jako skarb i teraz muszę się zastanowić, gdzie mam je przechować, by je bezpiecznie wystawić?)

...


(Zorientowaliście się, że zamykam Zakładki?)

Drobny niepokojący zakaz książki -- http://www.examiner.com/x-591-Childrens-Book-Examiner -- sąd podtrzymuje zakaz książki dla małych dzieci o Kubie, opisując uśmiechnięte dzieci jako "niewłaściwe".

Dzień Czerwonego Nosa może dotrzeć do Ameryki. Albo do Internetu. Zawsze mi się mylą: http://www.rednosenet.com/

Lista dziesięciu filmów dziecięcych, które są nieodpowiednie dla dzieci zawiera pięć z moich -- a także moich dzieci --- ulubionych filmów. (Jeśli właśnie dodali "Alicję" Jana Svenkmayera...)

http://today.msnbc.msn.com/id/26184891/vp/29137532#29137532 to recenzja "Koraliny" Today Show.

A ta wystawa "Koraliny" w Muzeum Kreskówek kończy się jutro.

...

http://iheart.despair.com/motivator.php : cukierkowe serca z własnymi życzeniami walentynkowymi. Albo urodzinowymi.

Na Masters of Song Fu, Neil Innes pisze ostatnią piosenkę Rona Nasty'ego: http://www.quickstopentertainment.com/songfu/03song1/neil_innes_imitation_song.mp3

I mój własny walentynkowy jakmutam dla świata -- możecie posłuchać jak Claudia Gonson śpiewa "Bloody Sunrise", opracowany i zagrany przez Michaela Hearsta na http://hypem.com/track/672071/Neil+Gaiman-Bloody+Sunrise -- link nie działa, ale jeśli naciśnięcie trójkącik "odtwórz", to będzie grać.

3D, czy nie 3D, oto jest pytanie

Na lotnisku w Atlancie, w drodze do Dublina. Pomyślałem, że odpowiem na parę pytań, a potem spojrzałem na zegarek i zdałem sobie sprawę, że zdążę odpowiedzieć tylko na jedno, więc...

Cześć Neil, jak się masz? Mam nadzieję, że dobrze.

Nie wiem, czy to pytanie nadaje się do FAQ, ale bardzo chciałbym poznać Twoje zdanie na ten temat.
Dziś zaczynają wyświetlać "Koralinę" w brazylijskich kinach i mam dylemat.
Bo nie istnieje jeszcze technologia pozwalająca na dodawanie napisów do trójwymiarowych filmówm a naprawdę nie lubię dubbingowanych filmów, uważam, że tracą wszystkie smaczki gry głosem i tak dalej. Ale w tym przypadku bardzo chciałbym zobaczyć film w wersji 3D...
A co ty byś zrobił w takiej sytuacji???

Bardzo dziękuję za wszystkie opowieści,
Marcel

To proste. Obejrzyj w 3D.

Zawsze możesz pójść ponownie i obejrzeć w wersji dwuwymiarowej. DVD wyjdzie jeszcze w tym roku wyjdzie i będzie już na zawsze. Wtedy będziesz miał okazję docenić kunszt amerykańskich aktorów. To może być twoja jedyna szansa obejrzenia "Koraliny" w 3D.

(To samo dotyczy Stanów. Jeżeli odkładacie na później pójście do kina na wersję 3D - nie róbcie tego. Za około tydzień nasze miejsce na ekranach zajmą Jonas Brothers)

zoom. zzzzoom.


Na lotnisku w Minneapolis. W drodze do Atlanty, gdzie przesiadam się w samolot do Dublina.

Mój pies nauczył się dostrzegać znaki, że wyjeżdżam z domu - zniesiona na dół torba, przybory podróżne (płaszcz, pióra, atrament, paszport) piętrzące się na kuchennym stole - i wcale one mu sie nie podobają. Kręci się w pobliżu starając się zapobiec temu, co nieuniknione, zmartwiony, z uszami po sobie...
Ale jest też dobra strona: jeszcze tydzień i zostanie spuszczony ze smyczy, wolno mu też wchodzić i schodzić po schodach, biegać i robić te wszystkie rzeczy, które jego zdaniem i tak powinno mu być wolno robić. Czyli kiedy wrócę do domu będzie o wiele szczęśliwszym psem.
...

Jeszcze a propos poprzedniej notki - musicie wiedzieć, że mam wspaniałą agentkę, która dba o moje interesy i jej zadaniem jest upewnić się, że a) pisząc zarabiam i b) że w jakiś sposób nie sprzedam tych samych praw dwóm różnym grupom ludzi. A zatem jej troska o to, czy syntezator mowy nie łamie praw do książki audio jest naturalna i rozsądna.

A kiedy dostałem to:

Miło mi słyszeć, że popierasz syntezator mowy Kindle.
Jestem osobą dotkniętą od kilku lat porażeniem czterokończynowym z powodu uszkodzenia rdzenia kręgowego. Ostatnie osiągnięcia technologiczne pozwalają mi na samodzielne napisanie tego maila za pomocą jedynie mojego komputera, oprogramowania i mikrofonu. Niemniej jednak technologia ta jest wciąż bardzo nowa, niezdarna i nie bez wad. ("Napisanie" tego krótkie maila zajmie prawdopodobnie więcej czasu, niż wysłuchanie pierwszego rozdziału "Koraliny" w wykonaniu mojego przyjaciela!) (Nawet nie pytaj ile czasu zajęło mi napisanie słowa "Koralina" - teraz dwukrotnie!) Nikt nie łoży specjalnie na reklamowanie produktów przeznaczonych dla ludzi sparaliżowanych, czy z porażeniem, więc jesteśmy zmuszeni polegać na tym, że technologia idzie na przód dla samego postępu. Wydaje mi się, że spowalnianie takich ulepszeń z powodu kwestii finansowych byłoby niemądre i smutne. Dzięki za poparcie dla technologii i do zobaczenia, mam nadzieję, na comic-conie.
-Brook McCall


jej odpowiedź brzmiała

Cóż. No dobrze. Racja. (odgłos agentki, której brakuje argumentów)

Ponieważ jest mądrą kobietą.

ups. czas wchodzić na pokład. Szczęśliwego piątku trzynastego. Uważajcie na lovecraftowskie potwory czające się w argh...

Krótkie streszczenie kłótni

Przed chwilą odbyłem ze swoją agentką kłótnię/dyskusję na temat Amazon Kindle - urządzenia przetwarzającego tekst na głos. Streszczę ją tutaj.

Jej punkt widzenia: to, że Kindle czyta ci książkę-którą-właśnie-kupiłeś łamie prawa autorskie (a przyjnajmniej prawa) do książki dźwiękowej. Prawa do audiobooka i do książki drukowanej Sprzedaliśmy oddzielnie. Musimy to powstrzymać.

Mój punkt widzenia: Kiedy kupujesz książkę nabywasz również prawo do czytania jej na głos i do tego, żeby ktoś czytał ją tobie, do czytania jej dzieciom podczas długiej podróży samochodem, do nagrywania jak sam ją czytasz i do wysłania tego nagrania swojej dziewczynie etc. To jest to samo, tylko że nie masz jak porządnie odgrywać poszczególnych głosów i nikt raczej nie pomyli tego z audiobookiem. A stowarzyszenia pisarzy czy wydawcy, którzy zamierzają wydawać pieniądze na bezsensowny z założenia proces zrobiliby lepiej przeznaczając te pieniądze na reklamę książek dźwiękowych, które już i promowanie tego, co jest w nich dobre.

Tyle.

A piszę o tym tutaj, żeby oszczędzić czasu tym, którzy chcieliby pytać co o tym sądzę.

Byłem przed chwilą przy ulach. Ul Kelli ma się znakomicie, ul Kitty wciąż jeszcze się trzyma, ale nie wiem czy przetrwa zimę.

Dzisiejszą pocztą przyszła para Coraline Dunks. Wyszedł już "Batman" nr 686 i jeśli chcecie zdobyć egzemplarz powiniście się pospieszyć, a Andy Kubert rysuje jak szalony, żeby zdążyć z numerem 853 "Detective Comics" i jednocześnie utrzymać równie wysoki poziom. I nie, nie powiem wam co będzie dalej.

Dobra. Pracydozpowrotemteraz=ja.

Fotka ze Screenera (wciąż trochę jak obserwacje ptaków tyle tylko że z ludźmi)



Jeżeli przyjrzycie się dokładnie to na tej fotografii znajdziecie:

Jednego autora (mnie)

Jednego reżysera (Pana Henrego Selicka)

Jednego agenta (Pana Jona Levina z Creative Artists Agency)

Jedną Aktorkę (Panią Fairuzę Balk).

By utrudnić identyfikacje osób na zdjęciu, pomieszałem kolejność. Ale powiem wam że reżyser (Pan Henry Selick) jest wyższy niż ktokolwiek inny na tym zdjęciu, a aktorka (Pani Fairuza Balk) ma niesamowity uśmiech. A ja (autor) noszę coś co nazywam marynarką węgierskiego kelnera, i potrzebuje usunięcia efektu czerwonych oczu.

(Kolejna fotografia autorstwa zadziwiającej Cat Mihos.)
...

Jestem w holu hotelowym I udzielam wywiadów.

Pozwólcie że podsunę wam ten adres http://news.shelf-awareness.com/nview.jsp?appid=411&j=618968#2682175? To wywiad ze mną zrobiony w taksówce w drodzę na lotnisko wczoraj.

Dodatkowo jak ogłosiłem w Today show a także na Twitter, ale nie tu: Neil Jordan będzie scenarzystą I reżyserem „Księgi cmentarnej”.
...

A teraz coś z zupełnie innej beczki: Banerowe reklamy Koraliny....


Koumpounophobia



Na dobry początek, najnowszy klip promujący "Koralinę" z polskimi napisami.

Varali

Saturday, February 14, 2009

Reaktywacja

Niestety już po raz kolejny nasz blog padł ofiarą tradycyjnych zdjadaczy czasu, które nie pozwoliły nam zajmować się tłumaczeniami. Jednak nie poddamy się tak łatwo. Ogłaszam więc akcję wskrzeszenia bloga, a jednocześnie gorąco zachęcam do współpracy.

Varali