niedziela, 22 marca 2020

Na plaży

Neil napisał w sobotę 21 marca 2020 o 4:53

Mam dziwny zwyczaj nucenia pod nosem piosenek które – jak zdaję sobie sprawę później – mają coś wspólnego z moją sytuacją. Zauważyłem to już jako nastolatek, kiedy zgubiwszy się w paryskim metrze zacząłem nucić „Help” Beatlesów.

Teraz przyłapuję się na tym, że podśpiewuję coś, co zaczyna się słowami „Facet z telewizji wsiadł do pociągu, zastanawiam się kogo trafi tym razem…” i właśnie zrozumiałem, że to piosenka Elvisa Costello pod tytułem „Waiting For the End of the World” – „Czekając na koniec świata”.

A więc.

Życie w Melbourne przez ostatnie parę miesięcy płynęło dość spokojnie, kiedy już pożary buszu się dopaliły, a powietrze znów nadawało się do oddychania. Zajmowałem się czterolatkiem (podczas gdy jego mama była w trasie), czytałem i pisałem. Wybrałem się do Perth na spotkanie z czytelnikami, potem do Adelaidy żeby napić się wina Penfolds Grange Hermitage 2008, zobaczyłem moją sukę Lolę i otrzymałem doktorat od Uniwersytetu Południowej Australii.

Czekałem aż Amanda wróci z Nowe Zelandii, żebyśmy udali się na krótki urlop z okazji zakończenia jej 14-miesięcznej trasy koncertowej, a potem wrócili do domu, do Woodstock. Amanda miała wypoczywać po trasie, a ja zwiększyć obroty i przysiąść do pracy.

Nagle Amanda zadzwoniła prosząc, żebym spakował mieszkanie w Melbourne i złapał poranny samolot, by wylądować w Wellington przed północą następnego dnia. Gdybyśmy przekroczyli ten termin, czekałaby nas przymusowa 14-dniowa izolacja. Polecieliśmy do Nowej Zelandii (Nasza niania Marissa wróciła do domu, do Woodstock, ale na szczęście Xanthea, która pomagała mi i Amandzie, postanowiła polecieć z nami – to była ogromna ulga, jako że razem z torbami Amandy mieliśmy za dużo rzeczy, żeby swobodnie poruszać się po lotniskach z małym chłopcem).

A więc wylądowaliśmy w Wellington.

Amanda zagrała finałowy koncert swojej trasy w pustym kościele, a ja wpadłem przeczytać z ambony „Maskę czerwonego moru”, a na koniec też „Dobranoc, księżycu”. (Miejscówka czyli kościół Św. Piotra w Wellington, była naprawdę wspaniała, a wszyscy bardzo uprzejmi i pomocni.) (Całość można obejrzeć tutaj.)



Pojechaliśmy do domu, który Amanda wynajęła (miał wystarczyć na kilka dni tylko dla niej, jej wieloletniej przyjaciółki Kyi i jej trzech córek, bo ja z Ashem mieliśmy być w Melbourne. Teraz wszyscy mieliśmy tam spędzić tydzień.) A potem rząd NZ wystosował prośbę o dobrowolne odosobnienie dla osób przybyłych z zagranicy. Więc od pięciu dni się izolujemy. To nie jest trudne: siedzimy w głuszy. Czasem wychodzimy na plażę, ale trzymamy się z daleka od ludzi, jeśli kogoś zobaczymy.


Za parę dni Amanda, Xanthea, Ash i przeprowadzimy się w jakieś bardziej domowe miejsce i będziemy kontynuować kwarantannę, a Kya i jej córki zrobią to samo u siebie w domu.

Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia, że jestem z rodziną i że nasza trójka (oraz Xanthea) jesteśmy razem. Myślałem, że jeśli zostanę w Melbourne, Amanda dołączy do nas po zakończeniu trasy, ale tak by się nie stało. Kolejne kraje zamykają granice i loty są odwoływane. Przylot z Ashem do Nowej Zelandii to rzeczywiście najmądrzejsza rzecz, jaką mogłem zrobić.
Nie jestem pewien na jak długo zostaniemy w Nowej Zelandii. Wiem, że odbywam mnóstwo telekonferencji i mnóstwo rozmów przez Zoom. Obserwuję, jak niektóre projekty są przesuwane na później, a wiele spotkań i wystąpień zaplanowanych na nadchodzące miesiące zostało odwołanych lub przeniesionych na inny termin.

Martwię się o przyjaciół – ci, którzy nie zajmują się pisaniem pracują w zawodach wymagających interakcji z licznymi grupami ludzi, czyli nie mają teraz pracy, bo wszystkie zlecenia zostały zawieszone lub odwołane, co oznacza brak dochodów. Razem z Amandą zaprosiliśmy do naszego domu w Woodstock cztery czy pięć rodzin – to w większości uchodźcy z Nowego Jorku, część z Bostonu. Mam nadzieję, że wszyscy mają się dobrze.

Jak już pisałem, jeśli ktoś chce, może korzystać teraz z moich utworów – czytać je online, publikować, zabawiać nimi dzieci czy bliskich. Wydaje mi się, że to rozsądna decyzja.

I sądzę, że może uda mi się wreszcie trochę popisać.

poniedziałek, 25 listopada 2019

Radiowe sekrety

Neil napisał w poniedziałek 25 listopada 2019 o 7:24

Zimą 1983 roku siedziałem sam w domu moich rodziców. Nawet ich wtedy nie było. Miałem 22 lata i pisałem rzeczy, których nikt nie chciał kupić, ani nawet przeczytać i czułem się ogromnie samotny. Miałem się wkrótce wyprowadzić do kawalerki w Edgware.

Moje jedyne towarzystwo stanowiła stacja BBC Radio 4. (Pamiętam, że słuchałem radiowej kontynuacji „Farmy na odludziu”. Oraz że był to jedyny okres, kiedy zdołałem śledzić akcję „Archerów” na tyle długo, żeby zorientować się kto jest kim i o co im wszystkim chodzi. ) Przesiadywałem w jadalni rodziców przy włączonym radiu i pisałem opowiadania, których nikt nigdy nie przeczyta i nikt nigdy nie kupi.

To miłe i dziwne uczucie być teraz częścią tej samej rzeczy, która wtedy dodawała mi otuchy.

Moje opowiadanie „Rycerskość” zostanie wyemitowane 25 grudnia między 16 a 16.30.

Przepaść pokoleniowa głęboka niczym Wielki Kanion dzieli tych, którzy cieszą się, że Glenda Jackson wystąpi w podwójnej roli narratorki i Pani Whitaker, a tymi, którzy nie mają pojęcia kim jest Glenda Jackson i dlaczego jest ważna (czy ona nie robiła kiedyś w brytyjskiej polityce?), ale bardzo cieszą się z udziału Kita Harringtona.



A jakby tego było mało…

Nagranie „Playing in the Dark” [„Zabawy w ciemnościach”] zostanie wyemitowane 23 grudnia na antenie Radio 3 między 19.30 a 22. Ja i różni goście będziemy czytać różne rzeczy, a orkiestra symfoniczna BBC (a także goście) będą grać muzykę. Poniżej zapowiadam naszego ostatniego lektora, który czytał fragment z „Dobrego omenu”…

(Jeżeli wideo poniżej nie działa, bo słyszałem, że mogą być ograniczenia regionalne, możecie obejrzeć je na Twitterze: https://twitter.com/bbcpress/status/1198926119388565504?s=20)


„Playing in the Dark” w skróconej wersji będzie można też wysłuchać bardzo wcześnie rano 25 grudnia, na antenie BBC Radio 4 od 6.00 do 7.00.

Jeśli mieszkacie w takim miejscu na świecie, że nie odbieracie Radio 3 czy 4, wciąż możecie posłuchać live streamu, a po emisji audycje będą dostępne przez miesiąc. WSZĘDZIE NA ŚWIECIE MACIE DOSTĘP DO INTERNETU, MOŻECIE ICH POSŁUCHAĆ. ZA DARMO.

piątek, 27 września 2019

Dużo nadrabiania (i idźcie zobaczyć show Amandy Palmer)

Neil napisał w poniedziałek 9 września 2019 r. o 10:17

Przestałem publikować na blogu w kwietniu, kiedy zmarł mój przyjaciel Gene Wolfe. Chciałem napisać blog o Genie, kim był, jak się przyjaźniliśmy, ale to było zwyczajnie zbyt smutne.

Więc przestałem pisać ten post, a potem czułem się źle, że piszę o innych rzeczach, które się działy, jak premiera serialu Dobry omen, skoro jeszcze nie napisałem o Genie.



Nie mam pojęcia, czy ty, który kiedyś będziesz czytał moją relację, lubisz opowieści tego rodzaju czy nie. Jeżeli nie, to z pewnością przewracałeś kilka poprzednich stron nie poświęcając im więcej uwagi. Ja muszę przyznać, że wprost uwielbiam wszelkie historie. Częstokroć odnoszę wrażenie, iż spośród wszystkich dobrych rzeczy, jakie istnieją we wszechświecie, dziełem człowieka są tylko opowieści i muzyka, cała reszta zaś (to znaczy miłosierdzie, piękno, sen.czysta woda i gorąca strawa, jak powiedziałby Ascianin) wyszła spod ręki Prastwórcy. Choć więc opowieści stanowią tylko bardzo drobny fragment planu wszechświata, to trudno jest nie kochać najbardziej tego, co własne — przynajmniej dla mnie.

Gene Wolfe, Cytadela Autarchy (Księga Nowego Słońca, #4), tł. Arkadiusz Nakoniecznik


Nadal mi go brakuje i przez ostatnie miesiące wciąż chcę wysyłać mu widokówki, jak zwykle robiłem to w czasie swoich podróży. A potem przypominam sobie, że nie mogę mu już nic wysłać.

Gene odszedł zanim mogłem mu pokazać naszą adaptację Dobrego omenu, książki, którą uwielbiał.

Serial wyszedł 31 maja na Prime Video i wszyscy byli zachwyceni. Pobił kilka rekordów na Amazonie, w USA, UK i na całym świecie, co bardzo mnie ucieszyło. Dostaliśmy trzy nominacje do Emmy i już dostajemy inne nominacje i wygrywamy nagrody. Wszyscy chcą, żebyśmy nakręcili więcej i choć razem z Terrym zaplanowaliśmy praktycznie kolejną powieść, wciąż rozważam czy, a jeśli tak, to jak może się to wydarzyć.

Potem ogłoszono, że Netflix wygrał licytację, żeby wyprodukować Sandmana na małym ekranie. Jestem w to Bardzo zaangazowany - będę współautorem scenariusza do pilota i będę blisko współpracował z producentem wykonawczym Davidem Goyerem i showrunnerem Allanem Heinbergiem, żeby zagwarantować, że to wciąż Sandman - ten, którego ludzie czytający i kochający komiksy rozpoznają i pokochają.

Tymczasem porzuciłem zajęcie showrunnera Dobrego omenu i stałem się pisarzem, który siedzi w domu i opiekuje się małym chłopcem, a także pisze, podczas gdy jego żona jest w trasie koncertowej.

A potem przemierzyliśmy ocean i teraz do końca roku mieszkamy w Wielkiej Brytanii i robimy to samo.
Ja jestem w domu, a Amanda (głównie) w trasie.

Ubieram Asha w odpowiedni mundurek (sportowy albo galowy), prowadzę do autobusu (zawsze idziemy od razu na górne piętro, a on zawsze tłumaczy mi zasady poruszania się na światłach) i odprowadzam go do szkoły.

Od czasu do czasu będę w tym roku występował publicznie, spróbuję tu o tym uprzedzać:

Teatralna adaptacja Oceanu na końcu drogi ma premierę w Londynie 3 grudnia i będzie wystawiana do 25 stycznia:


Spektakl polecany dla widzów od 12 roku życia. Bilety dostępne tutaj: https://www.nationaltheatre.org.uk/shows/the-ocean-at-the-end-of-the-lane

I w ramach jednego z tych miłych zbiegów okoliczności, które wyglądają, jakbym wiedział, co robię, w tym roku wychodzi też ilustrowane wydanie Oceanu na końcu drogi. Elise Hurst jest australijską ilustratorką, która pokazała mi swoje prace po jakimś spotkaniu autorskim i od razu byłem pod dużym wrażeniem. Jej prace wyglądają (albo mogą wyglądać) jak ilustracje do literatury dziecięcej z połowy XX wieku, ale w dziwacznym stylu, który doskonale pasuje do Oceanu.

Elise i ja wystąpimy razem na scenie 14 listopada: tu są szczegóły i informacje jak zdobyć bilety: 

A to zdjęcie, które zrobiła Amanda, kiedy opowiadam dzieciom historyjkę, która nie zostanie opublikowana w ciągu następnego roku, podczas spotkania w Camden z jej Patronami (z Patreona). Dougla McKinnon, reżyser Dobrego omenu, przerobił je na czarno-biało i sprawił, że wygląda niepokojąco. Ash patrzy na mnie z pierwszego rzędu.


...

Jeżeli jesteście w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, Austrii (Graz!), Paryżu, Pradze, Luksemburgu, Irlandii lub Danii, gorąco zachęcam was, żebyście poszli zobaczyć koncert Amandy podczas tej trasy.
Lista występów: http://amandapalmer.net/shows/

To bardzo szczególny występ. Opowiada o życiu i innych sprawach. Zawiera chorobę i śmierć przyjaciela. Trzy aborcje (jedną z powodów zdrowotnych) i poronienie w Boże Narodzenie. Zawiera pojawienie się na świecie Asha.

Nosi tytuł There Will Be No Intermission [Przerwy nie będzie]. I zwykle jest jedna przerwa, bo to bardzo długi wieczór.

Jest ważny, jest piękny, jest przejmujący i miejscami nawet zabawny.

Lis w skarpetach

Neil napisał w poniedziałek, 22 kwietnia 2019 r. o 14:31

W maju 217 r. zgodziłem się przeczytać na głos menu Cheesecake Factory na rzecz zbiórki dla uchodźców. Celem zbiórki było 500 tys. dolarów. To był pomysł Sary J Benincasy, komiczki, pisarki i aktywistki. Ludzie zaczęli wpłacać pieniądze. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że Cheesecake Factory dorzuci się na tyle, żeby osiągnąć cel, ale nie okazali zainteresowania. Ale że udało się przekroczyć cel pośredni wystarczający, żebym przeczytał Fox in the Socks Dra Seussa, radośnie się zgodziłem. Pytanie tylko - kiedy?

Bo praktycznie od razu zacząłem pracę nad Dobrym omenem. I moje życie zostało zawieszone na dwa lata.

Kiedy wróciłem z planu i pracy nad serialem, była to jedna z rzeczy na szczycie mojej listy do zrobienia.
Na szczęście miałem za sobą dwa lata ćwiczeń, a przynajmniej czytania wierszyka Ashowi.
Proszę bardzo...


sobota, 20 kwietnia 2019

Dawno mnie tu nie było…


Neil napisał w sobotę 13 kwietnia 2019 o 17:30

Proces adaptowania Dobrego omenu dla telewizji zakończyłem pod koniec stycznia 2019 r. Od tamtej pory minęło dziesięć tygodni, a dopiero teraz zaczynam czuć się z powrotem jak człowiek. I to jeszcze nie roześmiany, rozbiegany, roztańczony człowiek, a raczej wciąż zmieszany, skrępowany niby-człowiek, który przypomina sobie szukane słowo jakieś pięć minut po tym, jak przestało mu być potrzebne. Jak Charlie na ostatnich stronach Kwiatów dla Algernona. Pewnie odzyskam pełnię człowieczeństwa, wraz z mózgiem, gdzieś w okolicach czerwca.

Amanda jest w trasie przez 3 lub 4 dni w tygodniu, a w domu przez pozostałe 4 lub 3. (Tutaj znajdziecie plan jej trasy: http://amandapalmer.net/shows/). Jestem mężem domowym, który stara się przypomnieć sobie jak szło to pisanie, którym się kiedyś zajmowałem i spędzić z Ashem czas, którego nie miałem w grudniu i styczniu, bo kończyłem Dobry omen.

Ash dostarcza mi rozrywki i radości. Głównie tym, co mówi, a czasem śpiewa. Na Gwiazdkę upodobał sobie świąteczne piosenki i dopiero teraz zaczyna mu przechodzić. Na całe szczęście dla tych z nas, którzy obawiali się niepodzielnego panowania Bałwanka Frosty’ego i Czerwononosego Rudolfa. W tej chwili jego ulubione piosenki to Coconut Harry’ego Nilssona i Banana Boat Song Harry’ego Belafonte, co oznacza, że w losowych momentach z małego chłopca wydobywa się niecharakterystycznie potężny głos ryczący „Day-o! DAAAAAY-O! Daylight Come an' mi Want To Go Hooome!"
Ja: Ash, może mógłbyś to śpiewać odrobinę ciszej?
Ash (bardzo grzecznie, jakby tłumaczył coś osobie nieco ociężałej umysłowo): Nie, Dadda, to musi być bardzo głośno. Rozumiesz? DAAAAAAAY-O!

A tak Ash śpiewał (po cichu) dziś rano:




Skrzek, który słychać w tle to perliczka…

Dlatego, że trzymamy tu teraz małe stadko perliczek. Które skrzeczą.
Przypominają mi też nieco stadko dinozaurów i wywołują uśmiech na twarzy. Ubiegłego lata mieliśmy ich dwanaście, a potem pewnego dnia było tylko osiem i te osiem zostało u nas przez jesień i zimę.
Rzeczownik zbiorowy dla perliczek to mętlik, co wydaje się trafne i właściwe.
Zajmuje się nimi nasza sąsiadka Caroline (jest garncarką i zrobiła dla mnie niedawno Idealny Kubek Do Herbaty – jest olbrzymi!), a ja z dumą i sympatią przyglądam się, jak szwendają się po okolicy zjadając kleszcze i w ten sposób ograniczając ryzyko złapania przez nas boreliozy w regionie, gdzie jest to bardzo prawdopodobne.
Niepokoję się na wypadek tajemniczych drapieżników, więc automatycznie liczę perliczki, kiedy tylko je widzę.
Kilka tygodni temu naliczyłem tylko siedem. Zrobiło mi się smutno, bo założyłem, że brakującą perliczkę pożarło coś miejscowego z kłami i pazurami.
Wspomniałem o tym Caroline, która zaprowadziła mnie głębiej w las i pokazała zaginioną, przekonaną o swoim niezawodnym kamuflażu sztukę, która wysiadywała sporą stertę jaj.




Udaliśmy, że jej nie zauważyliśmy i ruszyliśmy dalej, a już chwilę potem sprawdzaliśmy ile czasu potrzeba, żeby wykluły się młode perliczki (około 28 dni). Trzymajmy kciuki, żeby za jakieś dwa tygodnie pojawiły się pisklęta.

Od lat nie prowadziłem bloga regularnie. Zobaczmy, czy teraz uda mi się zacząć znów. (Być może. To dobra rozgrzewka przed pisaniem, a nie mogę się doczekać, aż znów będę pisarzem.)