poniedziałek, 30 lipca 2012

Zupełne pustkowie


Neil napisał w piątek 27 lipca 2012 o 4:38


Zrobiłem sobie 24-godzinną przerwę od zupełnego pustkowia. I właśnie tam wracam. Wkrótce wstawię porządny post na blogu. Tymczasem jednak, jeśli się uda, dwa zdjęcia...

Edytuję, żeby dodać, że się nie udało. Przykro mi. Kiedy próbuję załączyć zdjęcia dostaję odpowiedź, że aplikacja się zawiesiła. Spróbuję inaczej...

Dobra. Jakoś się udało, choć jedno ze zdjęć może być bokiem.




[Ale na Tumblrze Neila można podziwiać owce bez przekręcania głowy - przyp. noita]

***

Neil napisał na Tumblerze 28 lipca 2012 o 18:08


Stanowczo za dobrze się bawię fotografując komórką kwiaty podczas długich, pełnych rozmyślania spacerów po szkockich wzgórzach.






(Kwiaty zostały już zidentyfikowane. Są to, kolejno: miejscowa odmiana kukułki Fuchsa dactylorhiza fuchsii hebridensis, łomka zachodnia, naparstnica purpurowa oraz prawdziwy szkocki oset.)

Pozdrowienia z dziczy

Neil napisał na Tumblrze 23 lipca 2012 o 14:50

Na jakiś czas wyjeżdżam w góry i na wyspy Szkocji: udałem się tam po występie w cudownym Autostopem przez galaktykę NA ŻYWO w Edynburgu i pozostanę do czasu Wieczoru z Neilem Gaimanem i Amandą Palmer w Queen's Theatre 12 sierpnia.

Komórki nie mają tu zasięgu. Najbliższy punkt dostępu do sieci oddalony jest o 16 mil. Jeśli mi się poszczęści, udaje mi się połączyć z internetem, o ile nikt inny w wiosce tego nie próbuje w tym samym czasie i wiatr powieje w odpowiednim kierunku, ale już uruchomienie Tumblra i zamieszczenie tej notatki zajęło prawie 25 minut (poprawka: 45 minut). Wolę więcej nawet nie próbować.

Jeżeli w pewnym momencie powrócę na łono cywilizacji, być może zamieszczę zdjęcia ładnych zamków lub wzgórz i owiec, albo interesujące zdjęcia deszczu.

Ale raczej zniknę z powierzchni ziemi i z radością zajmę się wyłącznie pisaniem. Miejmy nadzieję, że podczas tej nieobecności uda mi się napisać coś dobrego, bo chwilowo zupełnie nie czuję natchnienia, a terminy nie przestają się zbliżać.

czwartek, 19 lipca 2012

Myśli popremierowe. A także trumienka.

Neil napisał we wtorek 17 lipca 2012 o 18:28



Wczoraj wieczorem byłem w Nowym Jorku na premierze filmu Mroczny Rycerz Powstaje. Naprawdę mi się podobał. Co prawda Mroczny rycerz podobał mi się bardziej, bo pojawia się w nim Joker Heatha Ledgera, i fabuła nie jest przewidywalna. Tego brakuje nowemu filmowi: po zawiązaniu akcji już właściwie wiadomo, co się wydarzy i kiedy (nawet jeżeli tak jak ja trzymaliście się z daleka od spoilerów), ale całą przyjemność czerpie się z oglądania jak do tego dochodzi. Choć poprzedni podobał mi się bardziej, to ten jest lepszym filmem o Batmanie i prawdopodobnie w ogóle lepszym filmem. (Jest to trzeci na liście moich ulubionych filmów w tym roku, tuż za Moonrise Kingdom i Domem w głębi lasu.)

Założyłem garnitur. Przeszedłem się po czerwonym dywanie (który oczywiście był czarny). Udzieliłem nawet wywiadu...



Dziś rano, kiedy siedziałem w samolocie, zapytano mnie o premierę na Tumblrze i postanowiłem zamieścić swoją odpowiedź tutaj...

Czy jako supersławna osoba często dostajesz zaproszenia na różne tego typu imprezy? (premiery filmowe) czy wygląda to tak, że mówisz "chciałbym to obejrzeć" i twoi "ludzie" zajmują się załatwianiem takich rzeczy?
— writless

Byłem w życiu na sześciu premierach (w przypadku dwóch filmów były to zarówno amerykańska, jak i brytyjska premiera, co w sumie daje osiem).

Cztery z nich to premiery filmów, do których napisałem scenariusz lub które były nakręcone na podstawie moich książek, jedna to wczorajszy Mroczny Rycerz powstaje (Zaprosiła mnie Diane Nelson, główna szefowa DC Entertainment, pomyślałem, że może być fajnie i rzeczywiście było.), a druga Igrzyska śmierci. Moja córka Maddy poprosiła mnie, żebym ją zabrał, więc moi ludzie (tak naprawdę nie mam ludzi, ale mam niesamowitego agenta w CAA, Jona Levina) wyprosili mnóstwo przysług w Hollywood, żeby mógł spełnić jej prośbę.

Czasami dostaję zaproszenia na inne premiery    zazwyczaj od znajomych, którzy te filmy zrobili    i najczęściej nie chodzę. Tak naprawdę nie przepadam za czerwonymi dywanami ani za osobliwym stresem, który towarzyszy premierom filmowym — te wszystkie wykrywacze metalu i BĘDZIEMY KONFISKOWAĆ TELEFONY KOMÓRKOWE i dyrygujący tłumem faceci z krótkofalówkami. Nie sprawia mi przyjemności noszenie wytwornych garniturów. Nie orientuję się i nie rozpoznaję celebrytów ani aktorów i nic mi po sikaniu w towarzystwie sławnych ludzi. (A w ogóle rzadko zdarza mi się znaleźć w odpowiednim czasie w odpowiednim mieście.)

Tak więc we wczorajszym wyjściu na premierę najbardziej podobało mi się to, że miałem okazję pogadać z Nealem Adamsem (to niesamowite jak wiele z jego twórczości — a jeszcze więcej z twórczości Dennisa O'Neila — czerpie film), spotkać się z Grantem Morrisonem (który jest jednym z moich ulubionych ludzi na świecie i stanowczo za rzadko go widuję) oraz wpaść na Davida Goyera i dowiedzieć się, jak postępuje na w pół sekretny projekt, który w myślach nazywam "Naszym Filmem" (przynajmniej do momentu aż sekret zostanie ujawniony i reszta świata pozna prawdziwy tytuł). I z przyjemnością spędziłem trochę czasu z Diane Nelson.


Ale najlepszy z całej tej premiery był e-mail od Karen Berger na temat pierwszych kilku stron nowego Sandmana, który dostałem tuż przed rozpoczęciem filmu.


Napisała, że po lekturze poczuła się, jakby wróciła do domu.


...

Tuż przed moim wyjazdem do Nowego Jorku dostarczono mi tajemniczą skrzynię... była podpisana "nr 2 z 49". A stempel pocztowy pochodził z Blithe Hollow, czyli najwyraźniej był to prezent z cmentarza:






W ziemi w skrzyni znajdowały się zadziwiające, miniaturowe szczątki.

Ogromnie się cieszę, że studio Laika wysłało mi tę skrzynię. Zgodnie z trzymanym przez niego zwojem oraz karteczką przywiązaną do stopy, mój własny wspaniały zombie wisielec purytanin nazywa się Eben Hardwick.

Od czasu Koraliny czuję się częścią rodziny Laika i naprawdę nie mogę się doczekać Paranormana.



...


I na koniec: jeżeli będziecie mieli okazję, rzućcie okiem na http://www.loa.org/sciencefiction/. The Library of Americas wydaje American Science Fiction: Classic Novels of the 1950s [Klasyczne amerykańskie powieści sf lat 50.] pod redakcją Gary'ego K. Wolfe'a. Ja napisałem zupełnie nowy esej o Wielkim Czasie Fritza Leibera. Connie Willis zapisała o Podwójnej Gwieździe Heinleina. William Gibson napisał o Alfreda Bestera... i, patrzcie tylko, także Tim Powers i Nicola Griffith i Kit Reed i Peter Straub i Michael Dirda i James Morrow. Wszyscy napisaliśmy coś o pięćdziesięciu powieściach science fiction, które kochamy.


środa, 18 lipca 2012

A tak przy okazji, oto wieści z prawdziwego zdarzenia:

Neil napisał w czwartek, 12 lipca 2012 o 20:50



Wiadomość, którą utrzymywałem w sekrecie przez ostatnie półtora roku wreszcie wyszła na jaw i naprawdę czuję się, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar.

Podoba mi się, że wreszcie mogę odpowiedzieć na pytanie o to, co aktualnie piszę.


***

A oto link do ilustracji - być może nawet okładki - przedstawiającej Sandmana, autorstwa J.H. Williamsa.
Link podesłał Benny Blanco, serdecznie dziękujemy :) - przyp. noita

wtorek, 17 lipca 2012

O „Gwiezdnym pyle”, Chu i pięciu książkach, z których trzy są już napisane

Neil napisał w czwartek 12 lipca 2012 o 19:31


Spędziłem kilka magicznych dni we własnym domu, a najlepszym momentem były odwiedziny Paula Cornella i jego żony, którym pokazaliśmy ule (Caroline użądliła zbłąkana, zaplątana w jej włosy pszczoła, ale poza tym nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego).

Rozpoczął się sezon na jagody, więc zbieram je – oraz białe porzeczki – garściami, a każdego wieczora podczas spacerów z psami liczę świetliki.

Teraz jestem w San Francisco przy okazji koncertu Amandy w galerii. Te słowa piszę siedząc w hotelowej kawiarence, a potem wracam do pisania scenariusza, nad którym obecnie pracuję. Więcej wieści w tej sprawie może pokazać się później, wieczorem.

Właśnie podpisałem z Harper Collins Children’s kontrakt na wydanie pięciu książek. (Informuję o tym na blogu, bo informacja jest już rozpowszechniana w różnych doniesieniach prasowych.)




Jedna z tych książek, wspominany już na blogu Dzień Chu z ilustracjami Adama Reksa, to pozycja dla najmłodszych dzieci. Powyżej jedna z ilustracji. (Trzeba kliknąć, żeby zobaczyć ją w powiększeniu. Na obrazku jest ślimak. Potraficie go znaleźć?) Chu siedzi po prawej stronie, plecami do nas (na obrazku na blogu go nie widać – ale zobaczycie go po kliknięciu). [U nas Chu jest widoczny, ale i tak warto obejrzeć w powiększeniu – przyp. noita] Książka ukaże się 8 stycznia 2013. Pojawi się jeszcze jedna książka o Chu (już jest napisana), Fortunately, the Milk (również napisana), powieść będąca kontynuacją przygód Odda (wymyślona i rozpoczęta) oraz tajemnicza książka, którą – jak mi się zdaje – już obmyśliłem (nawet nie zacząłem jej pisać i nie zabiorę się za to jeszcze przez jakiś czas, ale wydaje mi się, że wiem gdzie się wydarzy, choć nie wiem co dokładnie)…

Żadna z tych książek nie jest powieścią o roboczym tytule Ocean Lettie Hempstock, która powinna ukazać się w ciągu 2013 roku, choć kontrakt na nią nie został podpisany. Jest to powieść dla dorosłych i jestem coraz bliżej ukończenia drugiej wersji (głównie wysłuchuję komentarzy przyjaciół, którzy ją przeczytali i albo wprowadzam zasugerowane przez nich poprawki albo myślę o komentarzach i zostawiam rzeczy, jak były).


(Wymyśliłem dzisiaj nowy, genialny tytuł dla książki. Zdradziłem Amandzie nowy, genialny tytuł. Zgodziła się, że jest genialny. Brzmiał znakomicie. Zacząłem pisać rozradowany e-mail do moich agentów i redaktorów… Wpisałem nowy tytuł w nagłówku e-maila. Potem na niego spojrzałem. Pokręciłem głową. Zawołałem Amandę. Przeczytała e-mail. „Nie wygląda najlepiej na piśmie, co?” powiedziała. Tego się właśnie obawiałem. Naprawdę nie wyglądał dobrze. Będę kombinował dalej.)

Cześć.

Czy w nowym wydaniu Gwiezdnego pyłu znajdą się oryginalne ilustracje Charlesa Vessa? Neil wspominał o kolorowym frontyspisie Vessa. I o stronach tytułowych rozdziałów, prawdopodobnie czarno-białych.


To dziwne, że nigdzie indziej w sieci nie mogę znaleźć żadnych informacji na ten temat. I nie jest prawdą, że Gwiezdny pył nie był wydany w twardej oprawie od 13 lat. Mam w ręku wydanie Vertigo z 2007 roku. Mierzy 8 x 12 cali i znajdują się w nim ilustracje Vessa, które są tak istotną częścią książki, że Neil Gaiman i Charles Vess są wymienieni na okładce jako współautorzy.


Uważam, że warto byłoby to wyjaśnić, bo wygląda na to, że Neil uważa powieściową z nielicznymi ilustracjami za oficjalną wersję Gwiezdnego pyłu. Natomiast wersję bogato ilustrowaną przez Vessa za hybrydę, wariant nieoficjalny. Innymi słowy, Neil rości sobie prawo do bycia jedynym autorem oficjalnej wersji Gwiezdnego pyłu.

Dziękuję,
Lawrence Carlin


Ilustracje Charlesa Vessa do Gwiezdnego pyłu wydanego oryginalnie przez DC Comics są tak istotną częścią książki, że jej tytuł nie brzmi wcale Gwiezdny pył. Jest to Gwiezdny pył Neila Gaimana i Charlesa Vessa, bo kiedy prosiliśmy DC Comics żeby nie zapomnieli wspomnieć podczas promocji, że to nasze wspólne dzieło, powiedzieli, że mogą zapomnieć, więc postanowiliśmy umieścić nasze nazwiska w tytule. To wydanie zawiera prawie 200 kolorowych ilustracji Charlesa i tekst różni się odrobinę (miejscami trzeba było go trochę przyciąć, żeby się zmieścił, w innych miejscach zmiany dotyczą rzeczy, które Charles narysował trochę inaczej, niż to opisałem.)

Żadnej z wersji nie uważam za „oficjalną”. Nie wiem nawet na czym taka oficjalność miałaby polegać.

I tak, wersja wydana przez DC Comics miała w 2007 roku niewielki drugi nakład w twardej oprawie.

Zgodnie z warunkami kontraktu wersja powieściowa Gwiezdnego pyłu nie mogła dotąd zawierać ilustracji i jestem przeszczęśliwy, że DC Comics zgodziło się, aby Charles wykonał te dwie ilustracje i strony tytułowe rozdziałów do nowego wydania. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł poprosić o to jakiegoś innego rysownika.



Charles napisał na Facebooku, że ma dużo więcej ilustracji powstałych przez lata, od pierwszego wydania Gwiezdnego pyłu, które chciałby opublikować i że być może udałoby się nam namówić DC Comics na wydanie nowej, ekskluzywnej wersji Gwiezdnego pyłu Neila Gaimana i Charlesa Vessa. Byłoby cudownie.

Obrazek powyżej (trzeba kliknąć, żeby powiększyć) przedstawia piękny magiczny jarmark namalowany przez Charlesa do wyklejki wydania z 2007, bo okazało się, ze duży rozmiar wydania w twardej oprawie sprawił, że detale na dwustronicowej planszy w środku książki były nieczytelne…

poniedziałek, 16 lipca 2012

Wyjaśniam wydania „Gwiezdnego pyłu”, a Amanda zostaje płótnem

Neil napisał w poniedziałek 9 lipca 2012 o 21:55


No dobrze. Przeprowadziłem dalsze śledztwo. I tak jak pisałem ostatnio, ukażą się dwa wydania Gwiezdnego pyłu w twardej oprawie. Zwykłe wydanie (w nakładzie wielu tysięcy egzemplarzy, który, mam nadzieję, nie wyczerpie się przez wiele lat) będzie miało jako frontyspis tę piękną, dwukolorową ilustrację Charlesa Vessa:



Wydanie ekskluzywne, limitowane i z autografem (czyli to, które ukaże się w ograniczonej liczbie egzemplarzy, z których każdy będzie przeze mnie podpisany na stronie z numerem) będzie miało jako frontyspis tę piękną, kolorową ilustrację Charlesa Vessa:



Piękne, zaprojektowane przez Charlesa Vessa strony tytułowe każdego z rozdziałów znajdą się w obydwu wydaniach.

Trochę się niepokoję, bo jak na razie limitowane ekskluzywne i bardzo drogie wydanie sprzedaje się na Amazonie znacznie lepiej, niż zwykłe wydanie w twardej oprawie, więc zastanawiam się czy ktoś w ogóle liczy ile zamówień zostało złożonych i czy zatrzymają je w porę, kiedy limit zostanie wyczerpany. Dotąd plan zakładał, że w limitowanej edycji znajdzie się tysiąc egzemplarzy z autografem, ale być może to się zmieni, bo zacisnę zęby, wezmę pióro w dłoń i podpiszę więcej. Nie chciałbym, żeby ktoś, kto już książkę zamówił, miał się rozczarować.


Kilka tygodni temu w Londynie Amanda dostała od reżysera Jima Batta e-mail z klipem do piosenki Want It Back, który dla niej zrobił. Obejrzeliśmy go wraz z naszą znajomą (i gospodynią, bo pomieszkiwaliśmy w jej wolnym pokoju), artystką Judith Clute. Kiedy skończyliśmy, Judith i ja kazaliśmy Amandzie włączyć go raz jeszcze i raz jeszcze. Zaskakiwał nas i rozśmieszał w dokładnie tych samych momentach. Uwielbiam animację poklatkową, uwielbiam wyobraźnię i uwielbiam fakt, że to rockowy, świeży i pomysłowy klip. Byłem również pod wrażeniem sposobu, w jaki Amanda zmieniła samą siebie w płótno. Wysłałem klip do Henry’ego Selicka, który jest specjalistą od animacji poklatkowej. Był nim zachwycony i chciał wiedzieć skąd Amanda ma tyle cierpliwości i wytrzymałości, żeby wytrwać trzy dni takiego filmowania – sam zna przypadek gwiazdy rocka, które prawie zabiła filmowca próbującego zrobić z jej udziałem wideo techniką poklatkową. Kiedy ją o to zapytałem, odpowiedziała że „joga + medytacja + ego + potężna chęć zrobienia świetnego klipu = cierpliwość”.

Pewnie lata spędzone jako żywy posąg też pomogły.

Zamieszczam teledysk tutaj. Robię to, ponieważ jest fantastyczny. Nie oglądajcie go siedząc w pracy lub jeżeli ktoś może na was dziwnie spoglądać, jeśli na waszych ekranach pojawią się nagie ciała. (Nie oglądajcie go także, jeśli liczycie na erotykę. To zupełnie nie to.)


niedziela, 15 lipca 2012

Generatory Tesli, okładka "Gwiezdnego pyłu", Złowieszcza Fotografia Pięknych Kobiet oraz drobne, niefortunne morderstwo


Neil napisał w niedzielę 8 lipca 2012 o 1:24



Po dziesięciu dniach w Nowym Jorku, Bostonie i na Cape Cod jestem z powrotem w domu. W Nowym Jorku zostawiłem Maddy, która będzie tam odbywać staż przed rozpoczęciem studiów. W Bostonie zostawiłem Amandę, która pakuje się na wyjazd do Francji i Włoch, gdzie będzie udzielać wywiadów na temat nowego albumu, a następnie poleci do San Francisco na koncert w galerii i występ dla uczestników akcji na Kickstarterze.

To piękna noc. Podobno kiedy wyjechałem było tu piekielnie gorąco, ale teraz jest wspaniale: noc wypełnioną świetlikami zepsuła nieco Lola, która podczas spaceru w polu kukurydzy odbiegła w ciemność i wróciła triumfalnie niosąc w zębach młodego szopa, którego właśnie upolowała.

W księgarniach Barnes and Noble – tych prawdziwych, nie wirtualnych – zaczęto znów sprzedawać Sandmana (a także inne powieści graficzne DC Comics, których sprzedaż wstrzymali), więc z radością mogę znów podać link do ich strony. Wątpię, żeby ich bojkot cokolwiek zdziałał, ale mój własny dał mi na moment wrażenie posiadania władzy. W każdym razie sprzedają Stories, zbiór opowiadań wybranych przeze mnie i Ala Sarrantonio, w twardej oprawie za 2.99$. (Znajduje się w nim moje opowiadanie Prawda jest jaskinią w Czarnych Górach oraz wiele innych wspaniałych opowiadań autorstwa wspaniałych pisarzy, a zbiór otrzymał nagrodę Shirley Jackson i nagrodę Locus w kategorii najlepsza antologia). Nie jestem pewien, jak długo potrwa ta obniżka.

Oto klip to piosenki Nikola Tesla napisanej przez 8 in 8 do słów niżej podpisanego, zagranej na generatorach Tesli (za pośrednictwem Open Spark project: twoja muzyka grana na błyskawicy). Nie sposób opisać fali nerdowskiej radości, którą odczuwam oglądając (i słuchając) tego.


A to jest wideoklip do piosenki stworzony przez fanów. Jest w nim dużo kartonu i trochę mniej potężnych wyładowań elektrycznych…




Po powrocie do domu na kuchennym stole czekało na mnie wiele wspaniałych rzeczy, ale najlepsza z nich to okładka nowego wydania Gwiezdnego pyłu.

W USA od prawie 13 lat nie było nieilustrowanego wydania Gwiezdnego pyłu w twardej oprawie. W sumie nie wiem dlaczego. O tym, co chciałbym zamieścić w nowym wydaniu rozmawiałem z Jennifer Brehl, moją redaktor w wydawnictwie William Morrow. Powiedziałem jej, że chcę, żeby wyglądała jak wydana przed dziewięćdziesięciu laty, jak książki, które jako dziecko znajdowałem w szkolnej bibliotece i podziwiałem (te, które kupowałem na szkolnych wyprzedażach za pensa i kochałem). Całe szczęście, że zrozumiała, o co mi chodziło i całą moją paplaninę zdołała przekształcić w książkę.

(Za zgodą DC Comics) Zleciła Charlesowi Vessowi wykonanie frontyspisu, ilustracji i stron tytułowych do rozdziałów nowego wydania.



Tak mniej więcej będzie wyglądać nowa okładka.

A Charles właśnie przysłał mi ukończoną ilustrację:



Książka będzie naprawdę piękna. Ukaże się wydanie standardowe, a także limitowana, nieco droższa i bardziej ekskluzywna wersja z autografem (na razie jedyny link do tej ekskluzywnej wersji widzę na stronie Amazonu).

Oto link do kupienia wersji standardowej na Indiebound i w Barnes and Noble.

Kolejna rzecz, która czekała na mnie po powrocie do domu to koperta fotografii z Lomo. Uwielbiam swój LCA+. Uwielbiam zielenie, które pojawiają się przy użyciu kliszy Agfa. Uwielbiam to, że zapomniałem, jakie zdjęcia zrobiłem i radość z oglądania i odkrywania, co z nich wyszło.

Poniższe zdjęcie jest moim ulubionym z tej koperty, chyba dlatego, że jest nieco złowieszcze: przedstawia artystkę Cassandrę Long oraz (to przypadek, ale bardzo miły) szefową strony Lomography, Alexandrę Klasinki, na imprezie z okazji zakończenia Kickstartera Amandy, na Brooklynie.



I na koniec podziękowania dla Dana Guya, miejscowego Webgoblina, który zrobił z blogiem coś, do czego nie był stworzony, a co powinno pozwolić Wam dzielić się jego treścią na innych platformach w sieci, jak lubią to robić ludzie w naszych czasach. (Jeżeli chcielibyście udostępniać wpisy w jeszcze jakimś innym miejscu, napiszcie do niego na http://neilgaiman.com/feedback/ i poproście…)

piątek, 13 lipca 2012

Nowy Sandman - wieści z SDCC




Witajcie, ludzie w San Diego!
Ja nie jestem w San Diego i jestem Neil Gaiman (niekoniecznie w tej kolejności). Siedzę w biurze Karen Berger w siedzibie DC Comics, w zakątku świata należącym do Vertigo.
Chciałbym opowiedzieć Wam o czymś, co znajduje się w Sandmanie, w Domu lalki
Prawie 23 lata temu we wstępie do 8. zeszytu Sandmana napisałem:


Siędzący w kręgu mężczyzna ubrany był na czarno, a głowę przysłaniał mu rzeźbiony hełm z kości, szkła i metalu. W aksamitnych cieniach jego szaty tańczyły płomienie; na szyi zawieszony miał klejnot - rubin, a u boku zamocowaną miał skórzaną sakwę mocno ściągniętą sznurem.
Czy Burgess wiedział wtedy, co sprowadził? Czy domyślał się jakie siły zdołały osłabić Morfeusza, władcę snów? Na tyle, że wzywające zaklęcie Burgessa okazało się kroplą, która przepełniła czarę kogoś lub czegoś, kto wcześniej został poddany próbom niemal wykraczającym poza granice wytrzymałości?
Wątpię. A jeśli wiedział - nie obchodziło go to.


Kilka lat później napisałem Ulotne życia. Pojawia się tam moment, zaledwie jeden kadr, gdzie Los spogląda w swoją księgę, a strony przewracają się w przód i w tył. Widać również Morfeusza, a napis głosi:

Władca Snów powraca z odległej galaktyki odniósłszy swego rodzaju triumf, wyczerpany do granic możliwości i poddany próbom przekraczającym wszelkie granice.Jego triumf nie trwa jednak długo: z ciemności wzywają go stare głowy i budzi się w szklanym więzieniu w głębokiej piwnicy.

Jest to oczywiście opis sceny, od której zaczyna się pierwszy zeszyt Sandmana, od Morfeusza uwięzionego przez Burgessa.
I nigdy się nie dowiedzieliście, co wydarzyło się w owej odległej galaktyce i na czym polegał  "swego rodzaju triumf". I dlaczego został poddany próbom niemal przekraczającym granice wytrzymałości.

Pierwszy numer Sandmana ukazał się w listopadzie 1988 (z datą stycznia 1989 na okładce), czyli w listopadzie 2013 roku minie 25 lat od publikacji pierwszego zeszytu.
Dlatego rok 2013 wydaje się doskonałą datą na opowiedzenie tej właśnie historii. Czasem odpowiednim, by wraz z jednym z najwybitniejszych współczesnych rysowników komiksowych wyjaśnić, co działo się z Sandmanem przed wydarzeniami przedstawionymi w pierwszym zeszycie. 
Zamierzam opowiedzieć tę historię.

Nowy Sandman, którego publikacja jest zaplanowana na rok 2013, póki co nie ma tytułu, a jeśli go ma - nie jest on jeszcze ujawniony.
Ciesze się niezmiernie, że narysuje go J. H. Williams. Jestem jego fanem od czasu Promethei, uwielbiam to, co zrobił pracując nad Batwoman, a przy tym projekcie będziecie mieli okazję poznać go od zupełnie innej niż dotąd strony. Zobaczycie zaraz jedno z jego dzieł, które przedstawia  Morfeusza (a może wcale nie Morfeusza?) w zupełnie inny niż dotąd sposób.
Jestem przeszczęśliwy i bardzo podekscytowany. Projekt ten był w planach od naprawdę bardzo dawna. Jest to jedna z historii, których brak w Sandmanie uznałem po zakończeniu serii za swoją porażkę.
Z niecierpliwością oczekuję szansy, aby ją teraz opowiedzieć.

piątek, 6 lipca 2012

"Wieczór z" w Edynburgu. Oraz zasypianie.

Neil napisał w środę 4 lipca 2012 o 9:49


Moja córka Maddy, Amanda i ja przyjechaliśmy do rodziców Amandy w Cape Cod na święto czwartego lipca. Zapewniono mnie, że fajerwerki będą.

Od jakiegoś czasu czytałem Amandzie w łóżku nową książkę (czyli "Nadal niewykluczone że będzie nosić tytuł Lettie Hempstock's Ocean"), po kilka stron co wieczór. Zwykle czytam jej, aż zaśnie. Wczoraj to ja zacząłem zasypiać podczas czytania - między poszczególnymi słowami i akapitami miałem mikrosny - więc rozdział 14 skończyłem czytać jej dzisiaj rano.

Sprawia mi to ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że jej również. Czytając na głos bardzo wiele dowiaduję się o słowach i dostrzegam miejsca, gdzie to, co miałem zamiar napisać różni się od tego, co napisałem.


Bilety na WIECZÓR Z NEILEM GAIMANEM I AMANDĄ PALMER 12 sierpnia w Edynburgu są już w sprzedaży. Program będzie podobny do tego, co robiliśmy podczas trasy po Zachodnim Wybrzeżu. Ona będzie grała na pianinie i na ukulele, ja będę czytał wiersze i opowiadania (ale niedługie). Poodpowiadamy na pytania. Będą się działy osobliwe rzeczy. Zajęliśmy na ten wieczór Queens Hall, więc będziemy musieli podporządkować się regulaminowi Fringe i zmieścić w jednej godzinie.

Poniżej można zamówić bilety (i wybrać miejsca). Nie przejmujcie się, że na tej stronie nie ma informacji o mnie. Nie użyli odpowiedniego zdjęcia ani tekstu. Ale to naprawią. http://www.thequeenshall.net/whats-on/shows/Amanda%20Palmer%20Neil%20Gaiman%202012.

(To nasz jedyny wspólny występ w tym roku. Wszystkie inne koncerty Amanda zagra ze swoim zespołem.)



niedziela, 1 lipca 2012

Edynburg w sierpniu #1

Neil napisał w sobotę 30 czerwca 2012 o 12:20


13 sierpnia Chriss Riddell (artysta-rezydent Festiwalu Książki w Edynburgu) będzie ze mną rozmawiał o dziesiątych urodzinach Koraliny. Być może porozmawiamy także o innych rzeczach.

Spotkanie odbędzie się w głównym budynku. Obecnie zostało jeszcze trochę biletów i już nie trzeba czekać na swoja kolej, żeby je kupić. Można to sprawdzić na http://www.edbookfest.co.uk/the-festival/whats-on/coraline-with-neil-gaiman-chris-riddell/buy-tickets.

...

Poniższe zdjęcie nie ma z tym nic wspólnego. Pochodzi z wczorajszego artystycznego koncertu Amandy na Brooklynie:


(Z http://twitpic.com/a1pk86 Uwielbiam połączenie zielonego balonika w prawdziwym świecie z diabelskimi rogami i skrzydłami w świecie cieni...

Piły na chodzie

Neil napisał w poniedziałek 25 czerwca 2012 o 14:38

Poleciałem do Anglii, gdzie wziąłem udział w artystycznym występie Amandy i obejrzałem pierwszy prawdziwy, nagłośniony koncert jej zespołu. (Śpiewałem Psycho Leona Payne'a stojąc pomiędzy dwoma konkurującymi ze sobą muzykami grającymi na piłach.) Stamtąd pojechaliśmy do Utrechtu na ślub Alyson, siostry Amandy i żeby spędzić trochę czasu z moją córką-modystką, Holly, która uzyskała właśnie dyplom i posiada państwowe uprawnienia modystki, czyli przestała być tylko modystką-adeptką.

(Zdjęcie: Elliott Franks. Pozostałe zdjęcia tutaj. Od lewej: w cieniu Chad Raines, Adrien Stout z The Tiger Lilies, ja oraz Michael McQuilken. I trochę kwiatów.)

W samolocie, w drodze do Wielkiej Brytanii, skończyłem pisać kolejną powieść. Nie jestem jeszcze pewny, czy będzie nosiła tytuł Lettie Hempstock's Ocean [Ocean Lettie Hempstock] czy nie. Wydaje mi się, że to dobra książka – a przynajmniej jest to książka prawdziwa, jestem z niej dumny, a ocena czy jest dobra czy nie będzie należała do innych. Pomimo tego, że główna bohaterka ma siedem lat, jest to książka dla dorosłych. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Teraz robię z nią różne rzeczy, między innymi martwię się, że mogłaby mieć lepszy tytuł i czytam ponownie i gdzie tylko mogę – poprawiam, żeby wszystko było lepsze, bardziej zrozumiałe i straszniejsze. Ale jest to nowa powieść dla dorosłych, jeszcze w lutym nie wiedziałem, że ją napiszę i ogromnie cieszę się, że istnieje.


Po powrocie w domu czekała na mnie książka Chu's Day [Dzień Chu] w wersji wydrukowanej, ale jeszcze przez złożeniem w książkę (tzw. F&G). Takie nieoprawione egzemplarze trafią do księgarzy, bibliotekarzy i innych osób, które będą decydować, ile egzemplarzy książki, która jeszcze nie została wydrukowana, chcą zamówić.

Dzień Chu to moja pierwsza książka napisana z myślą o tak małych dzieciach. Takich, które jeszcze nie potrafią czytać. Takich, które dopiero co zaczęły chodzić. O takich dzieciach. Mam nadzieję, że przypadnie im ona do gustu, a przynajmniej spodobają im się niesamowite ilustracje Adama Rexa.

...

Z wyprzedzeniem ostrzegam, że w piątek 19 czerwca o 8:30 czasu brytyjskiego rusza sprzedaż biletów na Festiwal Książki w Edynburgu.

W tym roku pojawię się tam tylko na jeden punkt programu: w poniedziałek 13 sierpnia o 20.
Chris Riddel jest artystą rezydentem festiwalu i będę z nim rozmawiał o dziesięcioleciu wydania Koraliny. (Oto jubileuszowe brytyjskie wydanie.)



Wystąpię również 21 lipca w Edinburgh Playhouse jako Głos Książki w ostatnim spektaklu na trasie słuchowiska Autostopem przez Galaktykę, która właśnie trwa. (Informacje na temat trasy są na http://www.hitchhikerslive.com/tour-dates.html, a biletów na niektóre przedstawienia już nie ma. Ale do Edynburga jeszcze są.)

(Może będę robił w Edynburgu coś jeszcze. Jak tylko się dowiem o szczegółach  – napiszę tutaj.)

Jestem bardziej niż zwykle zmęczony lotem... Pisałem sobie, a nagle świat zrobił się płaski i dziwaczny, co chyba oznacza, że powinienem przestać pisać i albo pójść pobiegać albo uciąć sobie drzemkę.

Chciałbym móc zrobić obie te rzeczy jednocześnie. Ale wtedy mógłbym obudzić się gdzieś nie pamiętając jak tam trafiłem i nie wiedząc, jak stamtąd wrócić...


Tagi:
Dzień Chu, Koralina, Edynburg, Festiwal Książki w Edynburgu, Elliott Franks, Holly kończy studia, Lettie Hempstock's Ocean czy jakkolwiek w końcu będzie się nazywało, niebezpieczeństwa biegania we śnie