Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pisanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pisanie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 marca 2017

Czytanie George'a Reynoldsa w samolocie

Neil napisał w niedzielę, 12 lutego 2017 r. o 1:17

Krótka refleksja przy okazji lektury "Wagnera Wilkołaka" George'a W M Reynoldsa
[wydanego w 1846 - przyp. noita]

Zupełnie oczywistym, niepodważalnym i niepozostawiającym najmniejszych wątpliwości, najdroższy czytelniku, wydał mi się fakt, że ta osoba, ten zacny gentleman o poczciwym sercu i wejrzeniu, autor rzeczonej opowieści, mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną znamionującą wiele zim spędzonych na tym łez padole, a pomimo tego odznaczający się rumianym obliczem i usposobieniem chłopca nie starszego niż trzynaście wiosen, chłopca gotowego wyruszyć na przygodę w letni poranek z kieszeniami wypełnionymi szklanymi kulkami, o tak, a może nawet również kilkoma figurkami zwierząt, które razem składałyby się na istną Arkę Noego, ów jegomość, o którym mówię, osoba ta, ten czcigodny, szlachetny i staroświecki starzec, a jednak duchem młodzieniec, otrzymywał, bezdyskusyjnie i niezaprzeczalnie, jako że nikt nie mógł i nie może zadać temu kłamu z czystym sumieniem i szczerym sercem, powiadam wam, ten mężczyzna płacę i wynagrodzenie za swoją mozolną pracę otrzymywał od słowa.

piątek, 6 stycznia 2017

Kalifornia! Arizona! Seattle! Bard! Spędźcie ze mną wieczór.

Neil napisał we wtorek 3 stycznia 2017 r. o 20:43

W 2016 zrobiłem sobie wolne od publicznych wystąpień, żeby skończyć pisanie powieści.

W ubiegłym roku zrobiłem wiele rzeczy. Skończyłem pisać „Mitologię nordycką” (wychodzi w lutym). Skończyłem scenariusz sześciogodzinnej, telewizyjnej adaptacji „Dobrego Omenu” (BBC nakręci ją w tym roku). Dużo zajmowałem się dzieckiem. Przetrwałem huragan i niefortunną wizytę u fryzjera. Zacząłem pisać nową powieść…

Ale jej nie skończyłem.

Więc w tym roku będę na złamanie karku pisać książkę ORAZ pojawiać się publicznie, czego unikałem w roku ubiegłym.

Na przełomie marca i kwietnia będzie trasa po zachodnim wybrzeżu USA, która zacznie się w San Diego, a skończy się w Seattle. Po drodze będzie Costa Mesa (czyli tak naprawdę Los Angeles) i Santa Rosa (północna część Bay Area).

15 kwietnia w Bard College będę mówił o „Amerykańskich bogach”, o książce i o serialu (a jeśli się uda, pokażemy odcinek czy dwa).

W lipcu będę w Teksasie (Austin, Dallas i Houston) oraz w Hartford, CT.

Będzie jeszcze jedno spotkanie w bibliotece, którego nie ma na liście, ale ogólnie to tyle. (Nie umieszczam tu lutowych spotkań na temat „Mitologii nordyckiej” w Londynie i Nowym Jorku, bo obydwa są wyprzedane – choć zostało kilka biletów członkowskich w nowojorskim ratuszu.)

Linki po prawej przenoszą na odpowiednią podstronę działu „Gdzie jest Neil”.

29 Mar 2017
San Diego, CA
30 Mar 2017
Costa Mesa, CA (LA)
31 Mar 2017
Santa Rosa, CA
01 Kwi 2017
Mesa, AZ
02 Kwi 2017
Seattle, WA
15 Kwi 2017
BARD COLLEGE: Annandale-on-Hudson, New York
06 Lip 2017
Austin, TX
07 Lip 2017
Dallas, TX
10 Lip 2017
Hartford, CT 

Na niektóre spotkania zostało mnóstwo biletów, inne są prawie wyprzedane. Jeżeli chcecie się załapać na Seattle, raczej powinniście się pospieszyć. (Jeśli biletów jest nadal dużo to zazwyczaj znaczy, że sprzedaż dopiero ruszyła.) „Wieczór z…” to spotkanie, podczas którego będę mówił, czytał rzeczy opublikowane i niepublikowane oraz odpowiadał na pytania.

Samodzielne bilety na Dallas nie są jeszcze dostępne, chyba że chcecie zobaczyć mnie i dwa inne wydarzenia. Do wyboru jest Neil deGrasse Tyson, Fran Lebowitz i Garrison Keillor, co jest pretekstem do mojego ulubionego w tym roku nagłówka:



*Rozumiem, że później mogli go poprawić.

***

Czuję się lepiej. Gorączka prawie zniknęła. Zapalenie oskrzeli boli nadal, ale już zdrowieję. Ash bardzo się rozchorował zaraz po mnie, ale i jemu już gorączka spadła i poprawił się humor, co oznacza, że wszyscy będziemy się lepiej wysypiać. Ale nadal cieknie mu z nosa, co oznacza że mimowolnie puszcza z nosa bańki, czasem prawie wielkości własnej głowy.

Jesteśmy w Melbourne. Amanda robi tu rezydencję i będzie koncertować po Australii. Ja piszę swoją powieść, używając jako gabinetu tego samego maleńkiego mieszkanka, w którym Amanda zaczęła pracować nad „The Art of Asking”. (Przeczytałem w sieci, że przeprowadziliśmy się do Australii, ale to nieprawda. Pobędziemy tu przez kilka miesięcy. Po prostu mamy inną wizę. Ale „przebywają na podstawie innej wizy” nie jest atrakcyjnym nagłówkiem.)

Mieliśmy szóstą rocznicę ślubu. To zdjęcie zrobiłem Amandzie i Ashowi tydzień temu, na plaży Hermosa, kiedy na dobę utknęliśmy w Los Angeles z powodu opóźnionego lotu. Jestem szczęściarzem, mając z swoim życiu tyle miłości.

piątek, 29 marca 2013

Neil Gaiman o słuchowisku BBC na podstawie „Nigdziebądź” i jego gwiazdorskiej obsadzie

Q&A zamieszczone na stronie magazynu Wired 26 marca 2013 roku


„Nigdziebądź” Neila Gaimana, powieść o człowieku odkrywającym pod ulicami Londynu sekretny świat, została zaadaptowana na sześcioodcinkowe słuchowisko z udziałem wielu naszych ulubionych brytyjskich aktorów, m. in. Benedicta Cumberbatcha („Sherlock”), Jamesa McAvoya („X-Men: Pierwsza Klasa”) i Natalie Dormer („Gra o Tron”).
Ale nie jest to pierwsza przygoda Gaimana z radiem. Spod pióra tego znakomitego autora wychodziły opowieści we wszelkich możliwych formach: komiksy, opowiadania, nowele, powieści, słuchowiska, sztuki oraz scenariusze telewizyjne i filmowe. Z mistrzem rozmaitych mediów rozmawialiśmy o adaptowaniu jego dzieł na potrzeby radia, planowanym przyszłym projekcie zatytułowanym „Dead Room” oraz o mającej ukazać się w czerwcu powieści „Ocean na końcu ulicy”.

Drzwi, Islington i Richard popijają wino z Atlantydy

Wired: Jakie trudności napotyka się przy przekładaniu czegoś na język słuchowiska radiowego?

Neil Gaiman: Miałem już okazję zarówno pisać dla BBC słuchowiska, jak i przerabiać na słuchowisko coś, co napisałem wcześniej. Po pierwsze powinienem wspomnieć, że najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobiłem, gdy BBC zgłosiło się do mnie z tym pomysłem, było namówienie ich na zaangażowanie Dirka Maggsa, który pisał, adaptował i reżyserował radiową wersję „Autostopem przez galaktykę”, kiedy Douglas Adams przestał się tym zajmować.

Wired: Genialne!

NG: Dirk pisał fantastyczne scenariusze, które ja czytałem i komentowałem, ale tych komentarzy nigdy nie było wiele. A potem wraz z BBC zgromadził fantastyczną obsadę: Benedicta Cumberbatcha, Jamesa McAvoya, Natalie Dormer, Christophera Lee i Bernarda Cribbinsa.


Richard, Łowczyni i Drzwi na Hrabiowskim Dworze Christophera Lee
Wired: Samego Christophera Lee! Każdy z tych aktorów jest znakomity.

NG: O tak, to wspaniali ludzie. I Anthony Stewart Head! Podczas konferencji prasowej Natalie Dormer została zapytana dlaczego ona, James McAvoy i wszyscy ci aktorzy zechcieli wziąć udział w tej produkcji. A ona odpowiedziała „Cóż, wszyscy jesteśmy fanami Neila”. To było cudowne. Poczułem się niewiarygodnie szczęśliwy.

Wired: Czyli do rzeszy twoich fanów należą również wspaniali aktorzy.

NG: Udało im się stworzyć coś fantastycznego. Jakiś artykuł w brytyjskiej prasie nazwał tę adaptację arcydziełem, słuchowiskiem roku. „Jeżeli macie wysłuchać tylko jednej sztuki radiowej, niech będzie to właśnie ta”. Takie reakcje niezmiernie mnie cieszą.


Pan Vandemar, Varney i Pan Croup

Wired: W jaki sposób decydujesz się na wybór medium? Czy kiedy myślisz o nowej historii pojawia się ona w twojej głowie w konkretnej formie?

NG: Odpowiedź brzmi: tak, ale czasami się mylę. Moja nowa powieść, „Ocean na końcu ulicy”, jest tego najlepszym przykładem, bo wydawało mi się, że będzie opowiadaniem. A nie zdarzyła mi się dotąd taka niespodzianka, żebym myślał, że coś będzie jednym, a okazuje się czymś zupełnie innym. To było opowiadanie, które po prostu nie chciało się skończyć. Nigdy przedtem nie napisałem powieści przez przypadek. W przeszłości przy pisaniu powieści mówiłem sobie: „Będę pisał powieść. Wszystko sobie rozplanuję”. Wiedziałem co robię. W przypadku „Oceanu na końcu ulicy” myślałem, że piszę opowiadanie. Potem zastanawiałem się, czy wyjdzie z tego krótka nowelka. Następnie pomyślałem, że może jednak to będzie nowela, po czym zdałem sobie sprawę, że nie, jednak rzeczywiście piszę powieść. Choć tak naprawdę dopiero kiedy skończyłem pisać i przeliczyłem objętość, przyszło mi do głowy „Cholera! To była powieść”.

Wired: Bardzo podoba mi się myśl, że forma historii może cię zaskoczyć.

NG: Dokładnie tak jest. Czasami ta forma jest zupełnie oczywista. Jeśli wydaje się, że wymaga obrazków – to pewnie komiks. Jeżeli zdaje się, że potrzebuje żywych aktorów – będzie to prawdopodobnie film, może coś dla telewizji albo sztuka teatralna. Jeżeli potrzebna jest magia, którą stworzyć można tylko w radio – najprawdopodobniej będzie to słuchowisko. Bardzo, ale to bardzo chciałbym napisać zupełnie nowe słuchowisko, ale mam ogromne problemy ze znalezieniem na to czasu. Nosi tytuł „Dead Room”, a jego akcja toczy się w radiowym studio. W studiach zwykle jest takie wygłuszone, „martwe” pomieszczenie. Ta historia dotyczy radia, samej jego natury.

[Ten ostatni tytuł jest wieloznaczny, bo może oznaczać „martwy pokój” (dosłownie), pomieszczenie przeznaczone do nagrań i przygotowane w taki sposób, by nie występowało w nim echo, a w języku potocznym – kostnicę. przyp. noita]


Z wizytą u Czarnych Mnichów

poniedziałek, 30 lipca 2012

Pozdrowienia z dziczy

Neil napisał na Tumblrze 23 lipca 2012 o 14:50

Na jakiś czas wyjeżdżam w góry i na wyspy Szkocji: udałem się tam po występie w cudownym Autostopem przez galaktykę NA ŻYWO w Edynburgu i pozostanę do czasu Wieczoru z Neilem Gaimanem i Amandą Palmer w Queen's Theatre 12 sierpnia.

Komórki nie mają tu zasięgu. Najbliższy punkt dostępu do sieci oddalony jest o 16 mil. Jeśli mi się poszczęści, udaje mi się połączyć z internetem, o ile nikt inny w wiosce tego nie próbuje w tym samym czasie i wiatr powieje w odpowiednim kierunku, ale już uruchomienie Tumblra i zamieszczenie tej notatki zajęło prawie 25 minut (poprawka: 45 minut). Wolę więcej nawet nie próbować.

Jeżeli w pewnym momencie powrócę na łono cywilizacji, być może zamieszczę zdjęcia ładnych zamków lub wzgórz i owiec, albo interesujące zdjęcia deszczu.

Ale raczej zniknę z powierzchni ziemi i z radością zajmę się wyłącznie pisaniem. Miejmy nadzieję, że podczas tej nieobecności uda mi się napisać coś dobrego, bo chwilowo zupełnie nie czuję natchnienia, a terminy nie przestają się zbliżać.

niedziela, 18 marca 2012

Kilka myśli na temat pisania, jazdy samochodem we mgle i tego, co zwykle

Neil napisał w sobotę 3 marca 2012 o 21:42

Pisanie to dziwne zajęcie.

Czasami patrzysz na to, co piszesz i przypomina to krajobraz we wspaniały, jasny letni dzień. Dostrzegasz każdy liść na każdym drzewie, słyszysz śpiew ptaków i wiesz, gdzie wybierzesz się na spacer.

I to jest wspaniałe.

Czasami jednak pisanie przypomina bardziej jazdę samochodem we mgle. Nie bardzo widzisz, dokąd zmierzasz. Widzisz przed sobą tylko tylko tyle drogi, że wiesz, że jeszcze z niej nie zjechałeś i jeśli będziesz jechać powoli i z włączonymi światłami ostatecznie dotrzesz do celu.

I nie jest to łatwe, ale ostatecznie daje sporo satysfakcji, kiedy pod koniec dnia patrzysz na te 1500 słów, które dzień wcześniej nie istniały w takiej formie, choć to połowa tego, co udaje się napisać w ciągu dobrego dnia, bo powoli, ale poruszasz się naprzód.

A czasem mgła się rozwiewa i zaczynasz wyraźnie widzieć, co robisz, dokąd jedziesz, choć jeszcze pięć minut temu nie było widać zupełnie nic.

I na tym polega magia.

...

Dni spędzam teraz pożytecznie. Znalazłem rytm pisania i wydaje się, że wraca mi pisarska pewność siebie. Nie piszę tego, po co się tu ukryłem, ale uwielbiam to, co udaje mi się napisać i jestem dość pewny, że na etapie kolejnego szkicu wszystko złoży się w całość. Nawet jeżeli póki co zawiera rzeczy, które mogą uczynić publikację trudniejszą niż zazwyczaj. Bo znajduje się w tej dziwnej przestrzeni pomiędzy literaturą dziecięcą, a dorosłą opowiadającą o dzieciach (jako przykład spróbujcie wyobrazić sobie coś w stylu szkolnej opowieści z duchami osadzonej w samym środku Pory mgieł z Sandmana).

Tęsknię za żoną, ale im lepiej idzie mi pisanie, tym lepiej radze sobie z tą tęsknotą i samolubnie ciesze się z planu dnia, jaki sobie wypracowałem. Nigdy wcześniej mi się to nie udało: rano biegam lub ćwiczę (zgodnie z tym, co przygotował dla mnie bardzo uprzejmy instruktor fitness, który czyta tego bloga i zechciał nagrać dla mnie kilka klipów) i raz lub dwa razy w tygodniu ostro ćwiczę jogę.

Najbardziej chciałbym, żeby Amanda mogła się do mnie teleportować co kilka dni na kolację i wracać do Melbourne rano.

Znalazłem kafejkę, w której obsłudze nie przeszkadza, że siedzę sobie w kącie i piszę, podczas gdy inni klienci przychodzą i wychodzą. A gdy wszedłem tam dziś popołudniu barista uśmiechnął się i zapytał, czy podać to, co zwykle (czyli tutejszą "Brytyjską herbatę śniadaniową"), na co odpowiedziałem twierdząco i zdałem sobie sprawę, że szalenie odpowiada mi posiadanie "tego co zwykle".

Cieszę się, że mam krótkie włosy, bo w takiej fryzurze czuję się incognito. A zatem nie będę zamieszczał swoich aktualnych zdjęć. Najprawdopodobniej moje incognito to raczej efekt placebo i każda osoba w mieście na mój widok myśli sobie "a, to ten angielski pisarz". Ale mnie to cieszy, tak samo jak Amandę cieszy noszenie w Melbourne hipsterskich okularów Clarka Kenta jako przebrania.

Jeżeli spotkacie w Melbourne tę kobietę, to oczywiście nie jest moja żona.

Najciekawsza rzecz, jaką ostatnio zrobiłem to przejechanie połowy stanu, żeby spędzić dzień ze Stephenem Kingiem. Opiszę to dla Timesa (brytyjskiego, nie nowojorskiego).

Moja pisarska samotnia za kilka dni dobiegnie końca.

Ale jestem bardzo szczęśliwy. I piszę. Gdybyście się zastanawiali.

czwartek, 29 listopada 2007

zmierzając ku książce

Neil napisał w czwartek 29 listopada 2007 o 8:13

Właśnie piszę "The Graveyard Book". A przynajmniej próbuje wrócić do miejsca, gdzie ona się znajduje. Wczoraj umieściłem poprawki w kolorach i liternictwie trzeciego tomu "Absolute Sandman" - nareszcie Dalamatyńczycy będą poprawnie przeliterowani! - a dzisiaj muszę napisać wprowadzenie do jednego ze scenariuszy (do Sandmana nr 50 - jedynego Niepełnego Scenariusza spośród wszystkich 75 zeszytów) jak również posłowie do całego tomu. (W przyszłym roku DC wyda tom 3 i 4 "Absolute Sandman") Również dzisiaj będę pisał przedmowę do zbioru esejów nieżyjącego już profesora Franka McConnella, które napisał wstęp do "Pań Łaskawych" i był niezwykłym, wspaniałym człowiekiem.

Witam! Jestem pewien, że pan Gaiman osobiście tego nie czyta, a widząc, że podobne pytanie znajduje się w dziale FAQ, może nawet nie chcieć.

Mój przyjaciel i ja planujemy napisac opowiadanie lub/i scenariusz na podstawie głównych elementów fabuły "Sandmana VI". Nie jesteśmy pewni czy musimy szukać luk prawnych i pomyśleliśmy, że zanim napiszemy maila do DC pan może być bardziej pomocny.
Dziękuję bardzo,

Michael Garrity

Michaelu, to wielki i pełen informacji blog. Szybkie przeszukanie strony pokaże, że po raz pierwszy odpowiedziałem na to pytanie w październiku 2002, ponad pięć lat temu. A ponieważ jest to często zadawane pytanie, odpowiedź znalazła się nawet w dziale FAQ. (Na początku piszesz, że ją czytałeś). Obawiam się, że odpowiedź nadal brzmi tak samo. Jeśli chcesz zrobić cokolwiek z Sandmanem musisz zapytać o zgodę DC Comics lub Warner Brothers i prawie na pewno odpowiedzą odmownie.

Pytanie o nagość...

Prawie każda recenzja "Beowulfa" skupia się na nagości bohatera podczas walki z Grendelem: wiele uznaje to za niezamierzenie zabawne, jedna czy dwie spekulują, że było to *celowo* zabawne, ale i tak mnóstwo ludzi zwraca na to baczną uwagę. (Tak przy okazji- podoba mi się jak książkowa wersja Caitlin tłumaczy, że Grendel nie ma organów płciowych, więc -dosłownie- nie ma tam nic do oglądania.) Wydaje się, że watro zapytać na ile kwestia nagości Beowulfa była decyzja Twoją i Avary'ego, a na ile Zemeckisa? Zastanawiam się, czy odbyła sie pogawędka w stylu "w oryginalnym poemacie jest nagi, więc co zrobimy z tym w filmie, gdzie nagi mężczyzna oznacza automatycznie "R" [poniżej 17 lat wstęp tylko z dorosłym opiekunem]?

(Jak powiedział mój przyjaciel, który obejrzał i polubił "Beowulfa" - "obiecali mi goliznę! Angelina jest naga, ale ukryta! Beowulf jest nagi, ale ON jest ukryty!")

Chris Walsh

P.S. zmieniając temat - dzięki, żewspomniałeś o Projekcie Erin w ubiegłym miesiącu.

Tego typu sprawy - jak nakręcić walkę nago, albo też walke w ubraniach - należą w całości do reżysera. (myslę, że w takim filmie jak "Beowulf", gdzie decyduje się o każdym pikselu, możecie zakładać, że wszystko jest decyzja reżysera.)

Jeśli jesteście ciekawi co początkowo napisaliśmy z Rogerem w maju 1997 (co nazywam "wersją Dżabbersmoka") i jak wyglądał ostateczny scenariusz filmowy (czyli końcowy szkic Neila-i-Rogera z poprawkami Roberta Zemeckisa) z potężnym i zadziwiająco szczerym wstępem Rogera na temat jak się to wszystko zaczęło, jak potem wróciło do życia i dlaczego w końcu Roger zamiast nakręcić film samemu sprzedał go firmie Steve'a Binga żeby mógł go wyreżyserować Bob Zemeckis - możecie zajrzeć do scenariusza w wersji książkowej:
http://www.harpercollins.com/books/9780061350160/Beowulf/index.aspx

Drogi Neilu,

Czytam Twoją stronę codziennie i NADAL nie jestem słynnym pisarzem, co takiego robię źle?

-mE.

Zgaduję, że albo nie piszesz wystarczająco dużo, albo nie kończysz rzeczy, albo ich nie wydajesz albo, jeśli robisz wszystko powyższe, martwisz sie nie tym co trzeba. Tak czy inaczej, sławność jest przydatna pisarzowi równie bardzo co dobrze zaopatrzony plecak podróżny primabalerinie. Poważnie.

Dobra. Do pracy.

środa, 24 października 2007

o byciu czcigodnym

Neil napisał we wtorek 23 października 2007 o 12:26

Po wzmiance o jeszcze jednej postaci homoseksualisty w "Nigdziebądź" przyszło kilka dziwnych maili FAQ z oskarżeniami o kłamstwo lub robienie tego, co wszyscy ostatnio. Pomyślałem, że naprowadzę ich na http://www.neilgaiman.com/journal/2003/06/questions-answered-neverwhere.asp. [*] ("Dziwne", bo wydało mi się, że nie pochodzą od moich czytelników, ale osób które dotarły tu za pośrednictwem stron, gdzie ludzie spierają sie o inne rzeczy.)
(Wzruszenie ramion)

(i popatrzcie tylko! Kolekcja mody z Indii zaispirowana "Nigdziebądź"! Kto by pomyślał? )

Nagrody Scream 2007 w telewizji Spike dzisiaj o 22:00 czasu wschodniego: mnóstwo osobliwych kawałków, i warto oglądać jak odbieram niezwykle ciężką nagrodę, żeby móc zobaczyć klip z "Beowulfa" (fragment wyścigu z Breccą, w którym zobaczyć można fragment heroicznej walki Beowulfa z potworami morskimi) oraz (równie heroiczną) walkę Raya Winstone'a z teleprompterem. Według słów organizatorów uroczystość będzie powtarzana na całym świecie na kanałach powiązanych z MTV przez następne kilka tygodni i jak mi powiedziano - obejrzy ją ponad miliard osób. Z których większość pomyśli "kim jest ten niechlujnie wyglądający facet w skórzanej kurtce i dlaczego to nie Paris Hilton?" Tak czy inaczej, warto sprawdzić w swoim programie telewizyjnym.

(W artykule na http://www.comicbookresources.com/news/newsitem.cgi?id=12177 jest relacja z czarnego dywanu, gdzie zostałem opisany jako "legenda komiksu" oraz "czcigodny". Wiedziałem. Wystarczy mrugnąć i wziuuum! już się zestarzałeś. Czcigodny. Ech.)

Właśnie mnie zapytano czy wezmę udział w reklamowaniu "Beowulfa" w Londynie, łącznie z premierą 11 listopada. I w tej chwili nie jestem pewien co odpowiedzieć.
Z jednej macki córka mieszkająca w Anglii sprawia, że Zjednoczone Królestwo wydaje się znacznie bardziej atrakcyjnym miejscem. Z drugiej - od pięciu tygodni jestem w trasie promując "Gwiezdny pył", a później w listopadzie wybieram się z moim synem Mikem na kilka dni na Filipiny. Z jeszcze innej macki - mam co nieco do napisania. Z ostatniej być może macki, to byłoby ostatnie reklamowe przedsięwzięcie z jakim będę miał do czynienia aż do końca przyszłego roku...

Zorientuję się jak dużo czasu do namysłu mi potrzeba i spróbuję odłożyć decyzje do tego czasu...

Drogi Neilu, jestem teraz na etapie dziwacznej blokady pisarskiej i zastanawiałam się, czy i tobie zdarzyło się coś takiego. Napisałam pierwszy rozdział powieści graficznej i wręczyłam go przyjacielowi, który będzie zajmował się strona wizualną (on ma dużo większe doświadczenie w świecie komiksu i powieści graficznych, niż ja) i spodobał mu się. Potem jego żona powiedziała mi, że oboje byli zachwyceni i dodała jeszcze kilka miłych słów. Od tamtego czasu nie napisałam prawie ani słowa. Wiem, że odpowiedź to "po prostu pisz", odpowiedź zawsze brzmi "po prostu pisz", ale dosłownie utknęłam. Jakieś wskazówki?
Bardzo dziękuję,
MB

Myślę, że nauczyło cię to, iż nie wolno ci pokazywać innym swoich prac zanim nie będą skończone. Czasem kiedy ktoś przeczyta rozdział i spodoba mu się on (albo nie) (albo po prostu go skomentuje) to potrafi wszystko zepsuć. Jedni potrzebują kogoś kto będzie obserwował postępy, żeby móc pracować. Nauczyłaś się, że - przynajmniej tym razem - nie jesteś z tych, którzy pokazują wszystkim co napisali.

Wskazówki? Odłóż to na kilka dni, albo i dłużej. Zajmij się innymi rzeczami, spróbuj o tym nie myśleć. Potem usiądź i przeczytaj (najlepiej wydruki, ale to tylko moje zdanie) tak, jakbyś nie widziała tego nigdy przedtem. Zacznij od początku. Możesz w trakcie bazgrać po rękopisie jeśli zauważysz coś, co chciałabyś zmienić. I zanim dotrzesz do końca będziesz znów entuzjastycznie nastawiona, albo nawet odkryjesz jak brzmi kilka następnych słów.

I rób to powoli, słowo po słowie.

Witaj! Jestem początkującą bibliotekarką i w tym semestrze mam zajęcia na temat archiwów. Ostatnio omawialiśmy przechowywanie dokumentów sławnych osób i pisarzy w magazynach archiwów. Ciekawi mnie co z twoimi papierami. Próbowałam wykorzystać odrobinę swojej bibliotekarskiej magii, aby odkryć czy jesteś obecnie związany z jakimś archiwum, ale nie udało mi się niczego znaleźć (w końcu na razie jestem bibliotekarką w początkowym stadium rozwoju). Czy już coś postanowiłeś w tej kwestii? Jeżeli nie, czy zamierzasz zrobić to w przyszłości?
Ogromne dzięki,
Rebecca

PS. Wiem, że brzmi to jak pytanie na pracę domową, ale to tylko z ciekawości. Szczerze uważam, że świat potrzebuje miejsca zwanego Archiwum Neila Gaimana. No wiesz, dla uczonych studiujących Gaimana.


To dlatego, że jestem czcigodny, czy tak?

Biblioteka Kongresu robiła dużo entuzjastycznego hałasu wokół zebrania dokumentów, manuskryptów, rzeczy pisanych odręcznie, wydruków i w ogóle, ale nigdy nie doszło to do skutku. (Ale też nie zrobiłem zbyt wiele w tym kierunku poza rozmowami z ludźmi z Biblioteki o tym, że "koniecznie trzeba się za to wziąć" odbywanymi za każdym razem kiedy jestem w Waszyngtonie. I wszyscy zgadzamy się, że jak najbardziej, trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej myszy zjedzą wszystko co dotyczy Sandmana. A potem wszyscy o tym zapomnimy.)


Hej Neil,
Jestem w gimnazjum i ostatnio cisną nas (jak to w szkole) żebyśmy zaczęli zastanawiać się który college wybrać i co chcemy robić przez resztę życia. Bardzo chciałbym zostać pisarzem, ale chyba każdy z kim rozmawiałem mówił mi, że nie da się z tego wyżyć i że powinienem mieć jeszcze jakieś inne zajęcie (dodam, że dokładnie to samo powtarzają moi rodzice od momentu, gdy podniosłem pióro i przytknąłem je do kartki). Naprawdę nie mam pomysłu co innego mógłbym zrobić ze swoim życiem, dlatego też zastanawiałem się jak ty zarabiasz kiedy nie piszesz (albo czy możesz mi doradzić cokolwiek innego). Byłbym szczerze wdzięczny, bo nie mam bladego pojęcia co robić!
Dzięki!

Cóż, jeśli zaczynasz jako pisarz, raczej nie uda ci się zarobić na siebie, bo musisz pisać, co zajmuje dużo czasu. Musisz też mieć gdzie pisać i co jeść w trakcie, a to kosztuje. Za swoją pierwszą książkę nie dostaniesz dużo, bo zazwyczaj pierwsze książki nie przynoszą dużych zysków, a często w ogóle się nie sprzedają. (Stephen King dobrze zarobił na wydaniu swojej pierwszej książki w miękkiej oprawie. Ale miał w szufladzie jakieś pół tuzina niesprzedanych powieści.)

Kiedy ja zaczynałem, zrobiłem z pisania regularną pracę. Byłem dziennikarzem, napisałem kilka opowiadań, przeprowadzałem wywiady, pisałem literaturę faktu. Nauczyło mnie to dużo o świecie, sporo o dotrzymywaniu terminów i oznaczało, że pisałem wystarczająco dużo, aby móc wykształcić swój własny, rozpoznawalny styl. I pozwalało opłacić rachunki, więc powoli skłaniałem się ku fikcji, prozie i komiksom i zrezygnowałem z pisania do stałych rubryk kiedy było mnie na to stać.

Tak ja to zrobiłem.

Kiedy w latach 80. spotkałem się z dzieciakami w mojej dawnej szkole każdemu, kto miał choć cień wątpliwości względem kariery pisarskiej doradzałem, żeby zajął się czymś innym ("Johnnie zastanawia się, czy pisarz-wolny strzelec to bezpieczna posada?" zapytała jedna z matek. Odpowiedziałem jej, że nie i jeśli Johnny, który nie odezwał się ani słowem naprawdę pragnął bezpiecznej posady powinien porozmawiać z ludźmi pracującymi w bankowości i hotelarstwie w holu głównym). To nie jest łatwe zajęcie. Ale nadal nie zamieniłbym go na nic innego...


[*Neil podał link do wpisu z 3 czerwca 2003, gdzie pisze min.

" Witaj Neil.
Cieszy mnie, że często umieszczasz w swojej twórczości postacie lesbijek. Czy jest to celowe i czy jesteś tego świadom? A może to czyjś wpływ? Interesujące, że nie przypominam sobie żadnych postaci gejów. Jak ci, którzy lubią całujące się dziewczyny, co? Ja też... ;}

Rassamay

Nie pamiętasz? Popatrzmy... w "Sandmanie" wśród postaci które ujawniają swoje seksualne preferencje (co zwykle stanowi mniejszość), tak z głowy, w męskim obozie jest Alex Burgess i Paul McGuire (w odcinku pierwszym i "Paniach Łaskawych"), Cluracan, Koryntczyk, Hal Carter i zależnie jak na to patrzeć - Wanda. A także kilku młodych aktorów i Christopher Marlowe. W "Amerykańskich bogach" występuje Salim i Dżin. (Jeden z głównych bohaterów "Niegdziebądź" jest gejem, ale nie wyjdzie to na jaw, o ile nie nawiąże romantycznej znajomości.) Wśród krótkich form jest pan Alice w opowiadaniu "Pamiątki i skarby" z antologii "999", wynalazca narkotyku w "Zmianach" i jeśli się nad tym zastanowić to jest ich znacznie więcej.

Zazwyczaj nie zaczynam tworzenia postaci od ich orientacji seksualnej, chyba że w ten właśnie sposób sami się określają. Większość ludzi tak nie robi."]