wtorek, 31 stycznia 2017

Mitologia nordycka i Studnia Mimira

Na podstawie wywiadu z audycji Drive Richarda Glovera, 31.01.2017
http://www.abc.net.au/radio/sydney/programs/drive/neil-gaiman/8227584

Richard Glover: Wyobraźcie sobie, że dostajecie magiczny młot. Niezniszczalny, nigdy nie chybia celu, zawsze wraca jak magiczny bumerang i zmienia wielkość w zależności od potrzeb. Takie właściwości ma młot Thora, opisany w jednej z wielu opowieści zawartych w „Mitologii nordyckiej” Neila Gaimana, który jest dziś naszym gościem.

Neil Gaiman: Ten młot jest fantastyczny, a najwspanialsze jest to, że Thor go otrzymał, bo Loki – naczelny psotmistrz wśród bogów – z powodu, który nigdy nie został dostatecznie wyjaśniony – ogolił głowę żony Thora. Pewnego dnia piękna Sif obudziła się zupełnie łysa, więc Thor kazał Lokiemu naprawić szkodę. Ten z kolei chciał podstępem skłonić karły do zrobienie peruki dla Sif.

RG: A przy okazji powstało całe mnóstwo magicznych przedmiotów.


NG: Tak, bo Loki postanowił zrobić z tego ogromny konkurs, po czym próbował przeszkodzić współzawodniczącym karłom – Brokkurowi i Atriemu*. Dlatego trzonek młota Thora jest nieco przykrótki – z powodu sabotażu Lokiego.

RG: A właśnie, nordyccy bogowie niekoniecznie miewają dobre zamiary, jak bóg w tradycji chrześcijańskiej. Czasami, choć nieczęsto, da się ich lubić. Ale bardzo często są zdradzieccy, a Loki to wręcz uosobienie chaosu.

NG: On ciągle mąci, czasami z korzystnym skutkiem. Ale w miarę rozwoju całej historii zarówno opowieści, jak i on sam, robią się coraz bardziej mroczne i ponure. Ostatecznie doprowadza do Ragnaroku, końca wszystkiego.
Ale uwielbiam fakt, że bogowie nie są dobrzy. Niekoniecznie są źli, po prostu postępują zgodnie ze swoją naturą. Czasami ich interesy zderzają się ze sobą.
Na przykład Thor jest potężny, ma magiczny młot o niesamowitej mocy, nie chciałbyś stanąć mu na przeszkodzie. Ale jednocześnie nie jest szczególnie bystry. Nie był bogiem inteligencji, raczej bogiem walenia w różne rzeczy i to wyraźnie widać.
Z kolei Loki jest niewiarygodnie mądry, ale jego inteligencja równie często wpędza bogów w tarapaty, co z nich wyciąga.

RG: Podczas lektury można łatwo dostrzec coś, o czym pisał Joseph Campbell: wszędzie natykamy się na motywy obecne i w baśniach braci Grimm i rdzennych australijskich mitach o stworzeniu świata i Biblii. Opisałeś historię stworzenia zupełnie różną od tradycji chrześcijańskiej, która zaczyna się od okropnej śmierci, ale za chwilę mamy praktycznie historię Adama i Ewy: dwa kawałki drewna, z których powstaje kobieta i mężczyzna. W dodatku mają imiona, które brzmią całkiem podobnie.

NG: Ask i Embla – czyli jesion i wiąz, bo z tych drzew właśnie stworzono ludzi.
Nie dowiemy się ile zapożyczania, podróżowania i opowiadania miało miejsce w historii świata. Bo mity nordyckie, kiedy jeszcze nie były mitologią, tylko potężnymi opowieściami o wierzeniach, były opowiadane w tym samym czasie, co opowieści żydowskie, przedchrześcijańskie.
A ludzie podróżowali. Niedawno przeczytałem w „Guardianie” znakomity artykuł o badaniu metalu, z którego powstawały miecze wikingów. Okazało się, że te najlepsze pochodzą z Afganistanu. To daje pojęcie o zasięgu podróży. A wraz z ludźmi podróżują opowieści.

RG: Ale zwolennicy tezy Campbella zwracają też uwagę na niesamowite zbieżności pomiędzy opowieściami ludów, które – z tego, co wiemy - nie podróżowały. Istnieją podobieństwa pomiędzy mitami rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i Australii a Europejskimi.
Campbell twierdzi, że to coś tkwiącego w człowieku. Tak jakby wszyscy ludzie byli instrumentami nastrojonymi w tej samej tonacji.

NG: Zgadzam się, tworzenie opowieści mamy we krwi.
To tak jak z psami i wilkoworami tasmańskimi. Na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo. Dopiero kiedy przyjrzymy się bliżej, widać dziwaczne różnice. To po prostu równoległa ewolucja. Kiedy potrzebny jest pies, natura dostarcza odpowiednio „psie” stworzenie.

RG: Chcę jeszcze zapytać o twoje dzieciństwo i jak w ogóle natknąłeś się na materiał, który tak mocno wpłynął na twoją twórczość. Ale najpierw opowiedz nam coś. Te historie mają być przecież opowiadane.

NG: Tak! I cieszy mnie myśl, że mogą być opowiadane przy świecach, przy ognisku, w zimne noce… Może w Australii nie macie ich za wiele, ale powinno wystarczyć.

RG: Tu zasiadamy i snujemy opowieści wokół klimatyzatora…

NG: Przeczytam bardzo krótkie opowiadanie:  Studnia Mimira [proszę klikać, opowiadanko po polsku!]



RG: Aż ciarki chodzą po plecach!
To ciekawe, że można odnaleźć w nim ten sam motyw poświęcenia, który leży u podstaw tradycji chrześcijańskiej. Opowieść jest inna, ale i w historii ukrzyżowania Jezusa i tutaj chodzi o oddanie części siebie, żeby uzyskać coś w zamian.

NG: Dokładnie tak. A paralele pomiędzy Odynem a Jezusem są przedziwne. Chrystus wisi na krzyżu i zostaje raniony włócznią centuriona. Odyn wiesza się na drzewie świata, Yggdrasilu, jako ofiara złożona samemu sobie i pozostaje tam przez 9 dni. Jego bok też zostaje przebity włócznią. Po tym czasie schodzi z drzewa wypełniony mądrością i zrozumieniem świata.
To niewiarygodne, jak te opowieści wciąż rezonują. Chciałem je przedstawić na sposób współczesny i aktualny.
Pytałeś o moje dzieciństwo. Natknąłem się na tę mitologię w brytyjskich przedrukach komiksów Marvela (Mighty Thor). Pomyślałem, że są super i chciałem dowiedzieć się więcej, więc sięgnąłem po „Mity skandynawskie” Rogera Lancelyna Greena. Tam miałem Thora i Lokiego oraz ich przygody w krainie olbrzymów: np. kiedy spędzili noc w dziwacznej chacie, która potem okazała się rękawiczką olbrzyma. To było bardzo dziwaczne i bardzo ciekawe. Kiedy wróciłem do tych historii jako dorosły uznałem, że choć są pięknie napisane to bardzo się zestarzały. A warto przestawić je współcześnie, jakby opowiadało się o ludziach, na których mógłbyś się natknąć w pubie. Jaki jest Loki? Nie można mu ufać, a kiedy się napije staje się naprawdę niebezpieczny.

RG: Co cię pociąga w tym magicznym świecie? Ta mitologia inspirowała nie tylko ciebie i każdy, kto czytał książki twoje, czy Tolkiena, albo chociaż widział filmy o Władcy Pierścieni, zna świat, w którym króluje magia… Ale można też powiedzieć: to nie jest prawdziwy świat i nie wierzę w takie zmyślenia.
Wyjaśnij, co cię fascynujące w świecie, gdzie drzewa chodzą, a pierścienie jarzą się mocą?

NG: W tej chwili widzę wiele elementów mitologii, które zakradają się do prawdziwego świata i to bardzo dziwne uczucie. Jedna z historii, którą nazwałem „Mistrz murarski”, opowiada o ogromnym murze, który bogowie chcą wznieść wokół Asgardu, żeby zastąpić drogę olbrzymom. Szczególnie teraz jest to uderzająco aktualny motyw. Jeszcze bardziej niż kiedy o tym pisałem.
Wszystko zmierza do Ragnaroku.

RG: Do zagłady, końca świata.

NG: A tak nie powinno być, z nadejściem Ragnaroku należy walczyć, wszelkich katastroficznych scenariuszy należy unikać. Z jednej strony takie opowieści pozwalają uciec. To niekoniecznie eskapizm, ale opowieści mogą dać fantastyczne schronienie. Pozwalają też przechylić rzeczywistości o powiedzmy 45 stopni – i pokazać zupełnie inny kąt widzenia rzeczy, które wydają ci się znajome.
W wydanym 20 lat temu „Nigdziebądź” chciałem mówić o bezdomnych na ulicach Londynu i innych wielkich miast, którzy stają się niewidzialni. Gdybym po prostu napisał o bezdomności, powieść trafiłaby tylko do zainteresowanych tematem.
A jeżeli zrobię z tego dziwną przygodę w Londynie Pod ze złoczyńcami i potworami, możesz wziąć udział w tej przygodzie, ale być może po lekturze pomyślisz o ludziach, którzy są „niewidzialni”, bo udajesz, że ich nie dostrzegasz.
W ten sposób można mówić o rzeczach trudnych do przełknięcia. I zwracać uwagę na rzeczywistość w sposób, który nie byłby możliwy, gdybym po prostu wpychał tę rzeczywistość na siłę.

RG: W przypadku tej książki ciężkie może być to, że nordyccy bogowie sami są winni własnej zagłady.

NG: Dokładnie. Podróż w kierunku Ragnaroku jest fascynująca. Przez pierwsze pół książki nawet przyjemnie się czyta o przygodach Lokiego, podziwia się jego błyskotliwość. Co prawda rozrabia, ale jest niegrzecznym chłopcem, a nie siłą zła.
Nagle akcja się zmienia, Loki planuje morderstwo Baldura, stara się przeszkodzić w jego wskrzeszeniu, to on jest inżynierem końca świata.
Wtedy myślisz sobie: czasami ludzie nie są po prostu złośliwi, tylko naprawdę mają zgubne intencje.

RG: To ciekawe, że w każdym z opowiadań można odnaleźć zalążek tego zniszczenia.

NG: Starałem się skonstruować książkę w ten sposób. Kiedy pisałem, wróciłem do Eddy młodszej Snorriego Sturlusona, która powstała na Islandii tysiąc lat temu, i do Eddy starszej, która jest zbiorem poematów. Starałem się oprzeć na tym, jak te historie były opowiadane tysiąc lat temu.
Ale można poczuć, że w każdej z nich jest zapowiedź tego zmierzania ku zagładzie.
Chciałem zrobić z tego przewijający się motyw, taką dziwną mandalę. Niby jest to zbiór mitów, ale mam nadzieję, że po lekturze wszystkich wrażenie będzie podobne do przeczytania powieści.
To nie jest powieść, ale ta książka zabiera cię ze sobą w przedziwną podróż.



RG: Zostawmy ziarna zniszczenia. Wygląda na to, że opuszczasz swoją amerykańską ojczyznę i przenosisz się do nas? Dostaliście z żoną wizę na 5 lat?

NG: Tak, Amanda zaraziła mnie miłością do Australii. Kiedy się poznaliśmy, spędzała tu zimy. Kiedy przyjechaliśmy tu razem po raz pierwszy, występowała w Operze w Sydney i wyciągnęła mnie na scenę, żebym przeczytał wiersz z okazji Dnia Australii – o lokalnej megafaunie.

RG: Nie lubimy jej tutaj za piosenkę o Vegemite, ale mów dalej.

NG: Ale ja uwielbiam Vegemite! I dlatego ona ze mnie kpi w tej piosence.
Amanda ma teraz rezydencję artystyczną w Melbourne i koncertuje, podczas gdy w Ameryce zrobiło się zimno – dosłownie i w przenośni.

RG: A więc witam cię jako honorowego obywatela Australii przez najbliższe 5 lat 



*Słychać „Atri” i choć  za Eddą  ten drugi powinien się nazywać Sindri, trzeba poczekać do publikacji, żeby się przekonać o co tu chodzi – przyp. noita

Studnia Mimira

[na podstawie opowiadania przeczytanego w audycji Richarda Glovera:

W Jotunheimie, ojczyźnie olbrzymów, jest studnia Mimira. Wybija głęboko spod ziemi i poi Yggdrasil, drzewo światów. Mimir, mędrzec, strażnik pamięci, wie wiele rzeczy. Jego studnia jest mądrością. A kiedy świat był jeszcze młody, każdego ranka zanurzał w studni róg zwany Gjallarhorn i wychylał jego zawartość. Dawno, dawno temu, kiedy światy były młode, Odyn zarzucił długą opończę, założył kapelusz i jako Wędrowiec ruszył przez krainę olbrzymów, ryzykując życie, by dotrzeć do Mimira w poszukiwaniu mądrości.
– Łyk wody z twej studni, wuju Mimirze – powiedział Odyn. – Nie proszę o nic więcej.
Mimir pokręcił głową. Nikt poza nim samym nie miał prawa pić ze studni. Nie odrzekł ani słowa. Rzadko mylą się ci, którzy zachowują milczenie.
– Jestem twym siostrzeńcem – rzekł Odyn. – Moja matka, Bestla, była twoją siostrą.
– To nie wystarczy – odparł Mimir.
– Jeden łyk. Łyk wody z twej studni, Mimirze, napełni mnie mądrością. Podaj swoją cenę.
– Moja cena to twoje oko – odrzekł Mimir. – Twoje oko w studni.
Odyn nie zapytał, że żartuje. Podróż do studni Mimira przez krainę olbrzymów była długa i niebezpieczna. Odyn był gotów ryzykować życie, by tam dotrzeć. Był gotów zrobić znacznie więcej dla wiedzy, której poszukiwał. Z jego oblicza biła determinacja.
– Podaj mi nóż – powiedział tylko.
Kiedy zrobił, co konieczne, ostrożnie umieścił oko w studni. Zerkało na niego spod wody.
Odyn napełnił Gjallarhorn wodą ze studni Mimira i uniósł róg do ust. Woda była zimna. Wychylił róg i zalała go mądrość. Nagle jedynym okiem widział dalej i wyraźniej, niż kiedykolwiek przedtem dwojgiem oczu.
Od tamtej pory Odyn zyskał nowe przydomki. Zwali go Blindr – Ślepy Bóg. Hoárr – Jednooki. Báleygr – Płomiennooki.
Oko Odyna pozostaje w studni Mimira, konserwowane przez wody, które poją jesion świata.
Niewidzące. Wszystkowidzące.

Ilustracja: Mimir`s Well by maximustime

piątek, 6 stycznia 2017

Kalifornia! Arizona! Seattle! Bard! Spędźcie ze mną wieczór.

Neil napisał we wtorek 3 stycznia 2017 r. o 20:43

W 2016 zrobiłem sobie wolne od publicznych wystąpień, żeby skończyć pisanie powieści.

W ubiegłym roku zrobiłem wiele rzeczy. Skończyłem pisać „Mitologię nordycką” (wychodzi w lutym). Skończyłem scenariusz sześciogodzinnej, telewizyjnej adaptacji „Dobrego Omenu” (BBC nakręci ją w tym roku). Dużo zajmowałem się dzieckiem. Przetrwałem huragan i niefortunną wizytę u fryzjera. Zacząłem pisać nową powieść…

Ale jej nie skończyłem.

Więc w tym roku będę na złamanie karku pisać książkę ORAZ pojawiać się publicznie, czego unikałem w roku ubiegłym.

Na przełomie marca i kwietnia będzie trasa po zachodnim wybrzeżu USA, która zacznie się w San Diego, a skończy się w Seattle. Po drodze będzie Costa Mesa (czyli tak naprawdę Los Angeles) i Santa Rosa (północna część Bay Area).

15 kwietnia w Bard College będę mówił o „Amerykańskich bogach”, o książce i o serialu (a jeśli się uda, pokażemy odcinek czy dwa).

W lipcu będę w Teksasie (Austin, Dallas i Houston) oraz w Hartford, CT.

Będzie jeszcze jedno spotkanie w bibliotece, którego nie ma na liście, ale ogólnie to tyle. (Nie umieszczam tu lutowych spotkań na temat „Mitologii nordyckiej” w Londynie i Nowym Jorku, bo obydwa są wyprzedane – choć zostało kilka biletów członkowskich w nowojorskim ratuszu.)

Linki po prawej przenoszą na odpowiednią podstronę działu „Gdzie jest Neil”.

29 Mar 2017
San Diego, CA
30 Mar 2017
Costa Mesa, CA (LA)
31 Mar 2017
Santa Rosa, CA
01 Kwi 2017
Mesa, AZ
02 Kwi 2017
Seattle, WA
15 Kwi 2017
BARD COLLEGE: Annandale-on-Hudson, New York
06 Lip 2017
Austin, TX
07 Lip 2017
Dallas, TX
10 Lip 2017
Hartford, CT 

Na niektóre spotkania zostało mnóstwo biletów, inne są prawie wyprzedane. Jeżeli chcecie się załapać na Seattle, raczej powinniście się pospieszyć. (Jeśli biletów jest nadal dużo to zazwyczaj znaczy, że sprzedaż dopiero ruszyła.) „Wieczór z…” to spotkanie, podczas którego będę mówił, czytał rzeczy opublikowane i niepublikowane oraz odpowiadał na pytania.

Samodzielne bilety na Dallas nie są jeszcze dostępne, chyba że chcecie zobaczyć mnie i dwa inne wydarzenia. Do wyboru jest Neil deGrasse Tyson, Fran Lebowitz i Garrison Keillor, co jest pretekstem do mojego ulubionego w tym roku nagłówka:



*Rozumiem, że później mogli go poprawić.

***

Czuję się lepiej. Gorączka prawie zniknęła. Zapalenie oskrzeli boli nadal, ale już zdrowieję. Ash bardzo się rozchorował zaraz po mnie, ale i jemu już gorączka spadła i poprawił się humor, co oznacza, że wszyscy będziemy się lepiej wysypiać. Ale nadal cieknie mu z nosa, co oznacza że mimowolnie puszcza z nosa bańki, czasem prawie wielkości własnej głowy.

Jesteśmy w Melbourne. Amanda robi tu rezydencję i będzie koncertować po Australii. Ja piszę swoją powieść, używając jako gabinetu tego samego maleńkiego mieszkanka, w którym Amanda zaczęła pracować nad „The Art of Asking”. (Przeczytałem w sieci, że przeprowadziliśmy się do Australii, ale to nieprawda. Pobędziemy tu przez kilka miesięcy. Po prostu mamy inną wizę. Ale „przebywają na podstawie innej wizy” nie jest atrakcyjnym nagłówkiem.)

Mieliśmy szóstą rocznicę ślubu. To zdjęcie zrobiłem Amandzie i Ashowi tydzień temu, na plaży Hermosa, kiedy na dobę utknęliśmy w Los Angeles z powodu opóźnionego lotu. Jestem szczęściarzem, mając z swoim życiu tyle miłości.

czwartek, 5 stycznia 2017

Zobaczcie, jak demokracja rozpływa się w akwarelach

Neil napisał w piątek, 23 grudnia 2016 r. o 9:00



11 listopada, dzień po otrzymaniu wiadomości o śmierci Leonarda Cohena i cztery dni po wyborach prezydenckich, byliśmy w Toronto. Pojechałem w trasę jako niania, ale Amanda poprosiła, żebym wystąpił z czymś na jej koncercie. Uwielbiam recytowaną wersję "Demokracji" nagraną przez Leonarda Cohena, więc wszedłem na YouTube, ustaliłem, które wersy wiersza wypadły na potrzeby utworu, które zostały zamienione miejscami, i przeczytałem go na scenie.

A potem to samo zrobiłem w Chicago i Minneapolis.

Nagraliśmy to, przy czym ja wykroiłem na to chwilę z nagrywania audiobooka "O tym, jak markiz odzyskał swój płaszcz" i przesłałem nagranie Amandzie emailem. Ona nagrała akompaniament fortepianu w górach, w czasie burzy śnieżnej, a potem Jherek Bishoff i sekcja smyczkowa czynili niesamowite, cichutkie rzeczy, by sprawić, że całość śpiewa. Całość przekazaliśmy PEN America w prezencie, żeby zwrócić uwagę na ich godną pochwały pracę i żeby pomóc im w zbiórce funduszy. Potem David Mack namalował wiele obrazów (jeden z nich poniżej), a Olga Nunes stworzyła z nich animowany wideoklip.

Wszystko zostało ufundowane ze środków z Patreona Amandy, więc dziękuję wszystki dziewięciu tysiącom osób, które wspierają ją i jej projekt.


To przepiękny klip, Mógłbym zamieścić tutaj link do niego, ale wolałbym, żebyście obejrzeli go na stronie PEN America:

Jeżeli go obejrzycie i was to poruszy, podawajcie dalej. Mam nadzieję, że ludzie będą go oglądać. Mam nadzieję, że im zależy.

Utwór można też kupić na Bandcampie. Wszystkie zyski również idą na konto PEN America.

środa, 4 stycznia 2017

Ogromne dzięki

Neil napisał w czwartek 22 grudnia 2016 r. o 8:46

Wczoraj zakończyła się sprzedaż pakietów Humble Bundle i zebraliśmy nieco ponad $394,000 od 25 tysięcy osób.

Część tej kwoty pójdzie na pomoc uchodźcom, część na wsparcie CBLDF. Część trafia do Wydawcy, którym w tym przypadku jestem ja, a cała moja porcja trafia prosto na konto Gaiman Foundation (a moja agentka, która rozprawiła się ze wszystkimi umowami, również przekazuje swój przydział na działalność Fundacji). Niektórzy ze współpracujących artystów poprosili, by ich honoraria przekazać konkretnym organizacjom dobroczynnym, większość zadeklarowała dołączenie do ogólnej dobroczynnej puli, a dwoje wykorzysta swoją część na czynsz i jedzenie.

Kiedy 15 miesięcy temu sprzedawaliśmy Humble Bundle, zebraliśmy $633,000, Oznacza to, że stare książki i komiksy, tytuły, których nakład został wyczerpany i rzeczy, które wstyd było mi pokazać publicznie pozwoliły zgromadzić w sumie ponad milion dolarów.

Chciałbym cofnąć się w czasie i powiedzieć 23-latkowi piszącemu książkę o Duran Duran, którym byłam, że to naprawdę jest najlepszy sposób na wykorzystanie swojego czasu.

Dziękuję wszystkim, którzy kupili pakiet. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli albo którzy zgodzili się udostępnić swoje dzieła na potrzeby akcji. Dziękuję Charlesowi z CBLDF i Cat z Neverwear, którzy urobili się po łokcie przy zbieraniu i załatwianiu tego wszystkiego oraz załodze Humble Bundle za stworzenie cudownej platformy, która pozwala czynić dobro.

Możecie wpłacać pieniądze bezpośrednio na konto UNHCR przez tę stronę:

Darczyńcami lub członkami CBLDF możecie zostać dzięki tej stronie:

Przez większość przyszłego tygodnia będę offline, w miejscach z kiepskim dostępem do Internetu. Mam nadzieję, że uda mi się dużo napisać.

Wesołych świąt. Poniżej link do artykułu, który 8 lat temu napisałem o tym, jak byłem Żydowskim chłopcem, który marzył o choince.
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/books/features/neil-gaiman-hanukkah-with-bells-on-1203307.html


wtorek, 3 stycznia 2017

Dokąd uciekać?


Neil napisał w piątek, 16 grudnia 2016 r. o 10:06

Właśnie przebudziłem się ze snu, w którym mój agent filmowy (budzący respekt Jon Levin) był zły, bo studio filmowe wykupiło prawa do filmu „Steptoe and Son” z 1972 r. [brytyjska komedia o handlarzach starzyzną – przyp. noita] w przekonaniu, że nowe dialogi i efekty specjalne przemienią go w kinowy hit science-fiction, a Jon dzwonił do mnie z prośbą, żebym wytłumaczył im, jak bardzo zły jest ich pomysł. Nie do końca wiem, co moja podświadomość chce mi powiedzieć na temat Hollywood.

Kilka dni spędzam samotnie na pisaniu, podczas gdy Amanda i Ash są w Hawanie. Amanda zagra tam koncert, a Ash będzie łapał ludzi za nosy i dalej uczył się chodzić. W miarę jak moje włosy siwieją, jego – ciemnieją.



Czytanie o sytuacji w Aleppo paraliżuje duszę. Patrzę na Asha i zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby mój świat stał się strefą działań wojennych, jak bym sobie poradził i jedyna rzecz, której jestem pewien, to że próbowałbym znaleźć dla niego bezpieczne miejsce.

Wspierałem uchodźców zanim Ash się pojawił, ale jego obecność dodaje sprawie realności i pilności. Pamiętam ludzi, przybywających do obozów w Jordanii, którzy nieśli swoje niemowlęta i małe dzieci przez setki kilometrów, żeby tylko znaleźć dla nich schronienie.

Humble Bundle będzie można kupić jeszcze przez cztery dni. Pakiet obejmuje ponad tysiąc stron niewiarygodnie rzadkich tworów mojego autorstwa – komiksów, książek i innych. Jest dodatkowy materiał audio i video, a nawet plakaty dla tych, którzy zamówili pakiet poprzednio (a można go sprezentować na święta przyjaciołom lub wrogom). Pieniądze idą na dwa dobroczynne cele: CBLDF oraz dla uchodźców i możecie dowolnie wybierać, jaki procent ma zostać przekazany na który z nich. Proszę, dołóżcie się i rozreklamujcie akcję w mediach społecznościowych.
A to bezpośrednia strona, na której można obejrzeć nagranie z mojej wizyty w obozie i dowiedzieć się o sposobach udzielenia wsparcia finansowego:
A w tych okropnych czasach szczególnie ważni są Lekarze Bez Granic:  http://www.doctorswithoutborders.org/.
Wczoraj jechałem samochodem wzdłuż wybrzeża i słuchałem „Gwiezdnego pyłu” z BBC. TO chyba moja ulubiona adaptacja ze wszystkich książek i opowiadań, jakie napisałem. Będzie emitowana w dwóch częściach, jutro i w niedzielę, a przez Internet można jej posłuchać za darmo z dowolnego miejsca na świecie jeszcze przez miesiąc, bo BBC to wciąż coś wspaniałego. Zrobili też stronę zawierającą fragmenty słuchowiska, grafiki i inne atrakcje:

I jeszcze jedno zdjęcie Asha, zrobione przez Amandę kilka dni temu na chłodnej plaży, bo bardzo za nim tęsknię.




poniedziałek, 2 stycznia 2017

Mnóstwo świec: „Kruk” Edgara Allana Poego.

Neil napisał w piątek, 9 grudnia 2016 r. o 20:38


Organizacja charytatywna Worldbuilders przekroczyła cel zbiórki wyznaczony na milion dolarów, więc zapaliłem całe mnóstwo świec, założyłem płaszcz noszony niegdyś przez zmarłego brata w filmie „Gwiezdny pył” i przeczytałem wiersz Edgara Allana Poego „Kruk” w świetle świec. Datki na rzecz organizacji możecie składać przez stronę worldbuilders.org. I powinniście.

Podziękowania dla Deanny Leblanc, która mnie sfilmowała, Augusty Ogden, która pomogła zapalić świece i Phillipa Marshalla, który trzymał dziecko.

Wszystkiego o organizacji Worldbuilders, inspirującym egzemplarzu „Gwiezdnego pyłu” i wielu innych rzeczach dowiecie się z

niedziela, 1 stycznia 2017

Kolejny rok

Neil napisał w sobotę, 31 grudnia 2016 r. o 19:25

Wylądowaliśmy w Brisbane z 24-godzinnym opóźnieniem, bo przez kilka kolejnych opóźnień samolotów nie zdążyliśmy na zaplanowany lot, a podczas naszej drogi tutaj i ja zacząłem odlatywać (Nie ja prowadziłem, ja głównie zabawiałem Asha.) Kiedy dotarliśmy do domu, byłem nieżywy. „Muszę iść spać – pomyślałem. – Czy to nie dziwne, że w tak gorącej części Australii i w samym środku tutejszego lata jest mi tak zimno, że mam dreszcze?”

A potem spałem przez prawie 3 dni, z gorączką spowodowaną prawdopodobnie przez dość paskudną grypę. Która potem przeszła w infekcję dróg oddechowych. W czasie krótkich przebudzeni czytałem trzeci tom książki Henry’ego Mayhew „London Labour and the London Poor” [Klasa pracująca i biedota Londynu].

Trzy dni gorączkowych snów wypełnionych zwolennikami Guya Fawkesa i konstruktorami tanich pułapek na myszy były interesujące, ale mój stan się nie poprawiał. Więc wczoraj wieczorem pojechałem na Woodford Festival do tamtejszego lekarza. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności załapałem się na piosenkę, którą Amanda mi zadedykowała, potem wróciłem do domu, wziąłem lekarstwo, poszedłem spać, obudziłem się, pomyślałem „Naprawdę powinienem napisać noworoczny post” i natychmiast znów zasnąłem…

Dlatego właśnie piszę życzenia noworoczne w Nowy Rok. Chociaż w USA wciąż jest Sylwester (w Wielkiej Brytanii jeszcze też, ale kiedy to zamieszczę, już będzie kolejny rok).


Dla wielu z nas to był dziwny, trudny rok. Przypominają mi się stare programy radiowe Jacka Benny’ego. Szczególnie te z okresu drugiej wojny światowej, kiedy robili noworoczny skecz, w którym stary rok (w tej roli Jack, z głosem starca) dawał rady nowemu (odgrywanego przez dziecko). Nie były zabawne – były połączeniem nadziei i sentymentalizmu, optymizmu, realizmu i hartu ducha.

Wszystko to przyda się nam w 2017.

Na ten rok – słowa Leonarda Cohena, którego rok 2016 nam odebrał.




Siedemnaście lat temu napisałem:

Niech nadchodzący rok będzie przepełniony magią, marzeniami i dobrym szaleństwem. Mam nadzieję, że przeczytacie jakieś dobre książki i pocałujecie kogoś, kto myśli, że jesteście wspaniali, i nie zapomnijcie czegoś stworzyć - napiszcie, narysujcie, zbudujcie lub zaśpiewajcie albo żyjcie jak tylko Wy potraficie. I mam nadzieję, że kiedyś w przyszłym roku zaskoczycie samych siebie.

Prawie dekadę temu życzyłem:

... mam nadzieję, że to będzie dla was cudowny rok, że będziecie śnić śmiało i niebezpiecznie, że stworzycie coś, co dotąd nie istniało, że będziecie kochani i że będziecie lubieni i że również Wy będziecie mieli kogo kochać i lubić. I, co najważniejsze, (bo uważam, że świat potrzebuje teraz więcej dobroci i mądrości) że kiedy trzeba będziecie mądrzy i że zawsze będziecie dobrzy.

Pięć lat temu napisałem:

A w tym roku chciałbym życzyć nam wszystkim czegoś bardzo niewielkiego
i bardzo prostego.

Mam nadzieję, że w nadchodzącym roku, będziecie popełniać błędy.
Bo kiedy popełniacie błędy, robicie coś nowego, próbujecie nowych rzeczy, uczycie się, żyjecie, mobilizujecie się, zmieniacie siebie i zmieniacie świat. Robicie rzeczy, których dotąd nie robiliście i, co najważniejsze, Coś Robicie.
Tego właśnie życzę Wam i sobie samemu. Popełniajcie Nowe Błędy. Popełniajcie zadziwiające, wspaniałe błędy. Popełniajcie błędy, których nikt przed wami jeszcze nie popełnił. Nie popadajcie w przerażenie, nie przestawajcie, nie martwcie się, że coś nie jest wystarczająco dobre, albo że nie jest doskonałe, cokolwiek to jest: sztuka, miłość, praca, rodzina czy życie.
Jeżeli czegokolwiek się boicie - Zróbcie to.
Popełniajcie własne błędy,
w tym roku i zawsze.

W 2012, z przerażeniem, ale starając się dzielnie trzymać za kulisami przed koncertem napisałem:

Nastał Nowy Rok, a wraz z nim nowa szansa na kształtowanie naszego świata.

Oto moje życzenie, życzenie zarówno dla mnie, jak i dla Was: obyśmy w świecie, który na nas czeka, byli odważni. Obyśmy wkraczali w ciemność bez strachu i szli w nieznane z uśmiechem na twarzy, nawet jeżeli będzie to uśmiech udawany.

I cokolwiek nam się przydarzy, cokolwiek będziemy robić, czegokolwiek będziemy się uczyć – obyśmy potrafili czerpać z tego radość. Możemy odnaleźć radość w świecie, jeżeli to właśnie radości szukamy. Możemy czerpać radość z aktu tworzenia.

Tego właśnie życzę Wam i sobie. Odwagi i radości.


A tego życzyłem Wam dwa lata temu:

Bądźcie dla siebie dobrzy w nadchodzącym roku.
Pamiętajcie, żeby wybaczać sobie i żeby wybaczać innym. W obecnych czasach aż za łatwo jest się oburzać, a o wiele trudniej coś zmienić, wyciągnąć do kogoś rękę, zrozumieć.
Postarajcie się, żeby czas miał znaczenie: minuty, godziny, dni i tygodnie przemijają jak zeschłe liście, a jedyne, co po nich zostaje to czas, kiedy być może nie udaje się do końca robić tego co się chciało albo kiedy na coś czekamy.
Poznawajcie nowych ludzi i rozmawiajcie z nimi. Róbcie nowe rzeczy i chwalcie się nimi tym, którym mogą się spodobać.
Przytulajcie za mocno. Uśmiechajcie się za często.
I jeżeli tylko możecie - kochajcie. 

…….. 

A ponieważ Śmierć odebrała nam w 2016 tak wiele, oddaję jej ostatnie słowo. (Z krótkiego komiksu o 11 września zatytułowanego „Koło”)


- Słuchaj, Matt. Wszyscy umrzemy. Tak samo jak wszystko, co istnieje, kiedyś ulegnie zniszczeniu.

- To jaki sens ma cokolwiek?

- Sens? Przemierzaj świat. Pomóż nakarmić głodnych, nieś ulgę cierpiącym. Zrób, co w twojej mocy, żeby po twoim odejściu świat był lepszym miejscem.