poniedziałek, 30 czerwca 2014

Dlaczego powinniście obejrzeć „Zimową opowieść” i inne głębokie myśli o różnych rzeczach

Neil napisał we wtorek 11 lutego 2014 r. o 1:12

Wczoraj wieczorem poszedłem zobaczyć Zimową opowieść, ekranizację znakomitej powieści Marka Helprina zrealizowaną przez pisarza (a teraz również reżysera) Akivę Goldsmana.

Po pierwsze, naprawdę bardzo, bardzo mi się podobało. Z obszernej, napisanej z ogromnym rozmachem książki, której akcja rozciąga się na ponad sto lat, Akiva wybrał elementy potrzebne mu do opowiedzenia historii, którą miał to opowiedzenia. Z konieczności zrobił z niej kameralną opowieść. To film fantasy z demonami, aniołami i latającym koniem. Występuje w nim szlachetny włamywacz, piękna umierająca pianistka, absolutnie przerażający Russell Crowe, Will Smith skupiający na sobie całą uwagę widzów jako Lucyfer, a także Nowy Jork w całej swojej okazałości.

Po drugie, przed wizytą w kinie widziałem jakieś trailery. Mówiąc krótko – są złe. Obiecują, że to będzie pewien rodzaj filmu, a wcale tak nie jest. To nie jest tak naprawdę historia miłosna, o pisanej małą literą miłości pomiędzy dwojgiem atrakcyjnych ludzi, którzy chcą się całować, ale może to być historia o Miłości (pisanej wielką literą  o Miłości, o tym kogo i co kochamy, i dlaczego, oraz co się dzieje, gdy ci, których kochamy, umierają).

Jeżeli lubicie fantasy albo Nowy Jork albo realizm magiczny – powinniście ten film obejrzeć. Naprawdę powinniście. (Powinniście również przeczytać książkę. A także powieść Little, Big Johna Crowleya, która ukazała się mniej więcej w tym samym czasie.) Publiczność na pokazie była zachwycona.

Moje jedyne zastrzeżenie, wątpliwość czy zarzut jest następujący:

sobota, 28 czerwca 2014

Krótka notka od Web Goblina w związku z zadaniem blogurodzinowym i naturą kończenia.

Dan Guy napisał w niedzielę 9 lutego 2014 r. o 20:40


Kiedy ukończycie zadanie, będziecie wiedzieli.
Będziecie wiedzieli, bo zostanie wam powiedziane, że ukończyliście zadanie.
Kontaktowanie się z Panem G. w celu weryfikacji ukończenia zadania nie jest w żadnym wypadku wymagane. Jeżeli chcecie, możecie kontaktować się ze mną za pośrednictwem formularza na stronie, ale z dużym prawdopodobieństwem odeślę was do powyższych dwóch punktów.
(Pan G. już podrzucił wam dużą wskazówkę, czego się nie spodziewałem.)
Wszystkiego najlepszego w dniu blogurodzin i pomyślnych łowów!

AKTUALIZACJA:
Mamy naszych dziewięciu zwycięzców! Dzisiaj otrzymają powiadomienia.
Dziękujemy wszystkim za wspólną zabawę.

KOLEJNA AKTUALIZACJA: Na Twitterze zostałem poproszony o wyjaśnienie rozwiązania. Po znalezieniu wszystkich trzynastu obrazków z zegarami należało je ułożyć w kolejności pokazywanego czasu (powtórki oznaczające godzinę w dzień lub w nocy zostały oznaczone AM lub PM w nazwie pliku: vs_). Na tarczy każdego zegara znajdowały się rozmieszczone pionowo trzy litery. (Nie mam pojęcia jak udało się je dojrzeć: Mam nadzieję/spodziewam się, że poprzez manipulację obrazem, a nie mrużenie oczu przed monitorem.) Odczytanie od lewej do prawej dawało adres URL w trzech liniach. Po wejściu na stronę o tym adresie otrzymywało się wiadomość, że zadanie zostało ukończone i instrukcje, aby wysłać do mnie e-mail z indywidualnym kodem.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Trzynaście zegarów i wspaniałe urodziny

Neil napisał w niedzielę, 9 lutego 2014 r. o 18:15


Był 9 lutego 2001 roku. Większość poprzednich dwóch lat spędziłem na pisaniu powieści (co dziwne, właśnie w domu, który chwilowo wynajmuję) i byłem gotowy, by rozpocząć pisanie bloga (który z niejasnych powodów, mających wiele wspólnego z moją budzącą respekt agentką Merrilee, nazywałem „bloggerem”, może dlatego, że był i nadal jest częścią serwisu Blogger). To nie była jeszcze strona NeilGaiman.com – dziennik założyliśmy na Americangods.com, kiedy strona składała się wyłącznie z bloga i odliczania do daty wydania.

Napisałem:

Po raz pierwszy zaproponowałem takie przedsięwzięcie mojej budzącej respekt redaktorce, Jennifer Hershey, ponad rok temu, kiedy byłem jeszcze w trakcie pisania książki (proces ten zakończył się około trzy tygodnie temu). Ale ona wolała zaczekać, aż książka będzie gotowa do złożenia i wydania, żeby oszczędzić czytelnikom wpisów typu "13 luty: napisałem parę stron. Straszny gniot." i "14 luty: napisałem parę znakomitych rzeczy. To będzie naprawdę fantastyczna książka. Poważnie." oraz "15 luty: Jednak nie. Straszny gniot." i tak dalej. Pisanie było trochę, jak zapasy z niedźwiedziem. W niektóre dni, moje było na wierzchu. Większość czasu – jego było na wierzchu. Ominęło was obserwowanie pisarza, który z niedowierzaniem przygląda się, jak jego rękopis staje się coraz dłuższy, terminy przelatują mu nad głową jak liście na wietrze, a końca książki wciąż nie widać.

Ale pewnego dnia trzy tygodnie temu - skończyłem. Kolejny tydzień spędziłem na przycinaniu i cyzelowaniu. (W samolocie, w drodze powrotnej z Irlandii, gdzie kończyłem pracę nad książką, przeczytałem "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" Stephena Kinga. Zainspirowany jego wojną z przysłówkami dokładnie przejrzałem rękopis. Każdemu z nich przyjrzałem się podejrzliwie, żeby zdecydować, czy usunąć go na zawsze, czy zostawić w spokoju. Wiele przeżyło. Cóż, jak głosi stare przysłowie: Bóg bardziej od rzeczowników ceni przysłówki...)

Napisałem dziś list, który Harper dołączy do wstępnego wydania książki – zrobili ją bezpośrednio z pliku, który im przesłałam, więc jest tam mnóstwo pisowni z obu stron Atlantyku, dziwnego formatowania i podobnych pomyłek, ale dzięki temu księgarnie i osoby, które zazwyczaj dostają rękopisy będą się mogły przekonać, jaka to książka.

Ja nie mam pojęcia jaka to książka. A może po prostu nie ma książki, do której mógłbym ją porównać. Prędzej czy później jakiś recenzent napisze coś, co nie ma za dużo sensu, ale świetnie nadaje się do cytowania, np. "gdyby J.R.R. Tolkien napisał Fajerwerki próżności...", co trafi na tylną okładkę i skutecznie zniechęci wszystkich, którym książka mogłaby się spodobać...

Strona wkrótce przekształciła się w Neilgaiman.com i wyglądała mniej więcej tak








A w okolicach roku 2002 zaczął przypominać to:




A sam dziennik wyglądał tak:




A w styczniu 2006 przybrał obecny kształt.

Oznacza to tak naprawdę, że cała strona potrzebuje teraz gruntownego remontu…

Ale wiecie co? Niezależnie od podstarzałego interfejsu i prowadzących donikąd linków ten blog kończy dziś trzynaście lat. W latach internetowych znaczy to, że jest ogromny, powolny, pokryty pajęczynami i przemawia głębokim, grzmiącym głosem, jak góra, która próbuje sobie przypomnieć jak się używa głosu. W ludzkich latach oznacza to, że ma trądzik, dopiero co przeszedł bar micwę i ze strachem myśli o pisaniu listów z podziękowaniami dla tych wszystkich dorosłych, którzy podarowali mu koperty z czekami.

Pewnie nie rozglądaliście się nawet po tej stronie. Ja sam od dawna na nią nie zaglądałem…

Pomyślałem więc, że dam wam powód do pobuszowania. Webgoblin wziął się do pracy i teraz po całej witrynie Neilgaiman.com poukrywane są wskazówki. Nagrodą będzie Google Hangout ze mną (druga nagroda, jak ogłasza złośliwy komik w mojej głowie, DWA hangouty.)


Wszystkiego najlepszego z okazji blogurodzin.

niedziela, 22 czerwca 2014

WIEŚCI: Strażnicy, Sandman, Chu, Rosja i Cthulhu w butach klauna

Neil napisał w piątek 7 lutego 2014 r. o 23:40


Właśnie napisałem do Amandy przyznając, że jestem najnudniejszym człowiekiem na świecie. W tej chwili moje życie zdaje się polegać na pisaniu i – raz dziennie – bieganiu. Nowy iPod nano postanowił robić to samo, co jego poprzednik, czyli restartuje się na 2 minuty przed końcem planowanej przebieżki, więc postanowiłem go przechytrzyć nie mówiąc mu jak długo zamierzam biegać i sposób działa.

Dostaję od J.H. Williamsa narysowane strony Sandmana: Uwertury, podczas gdy ja wysyłam mu inne. Te, które do mnie przychodzą to chyba najpiękniejsze przykłady mainstreamowego komiksu, jakie w życiu widziałem. Te, które sam wysyłam… cóż, wszyscy bohaterowie pozostali sobą. A jeżeli spotykaliśmy ich już wcześniej – brzmią dokładnie tak samo. I to naprawdę dziwne, że kiedy pojawia się postać, której nie pisałem od 1995 r., wszystko co robię przy pisaniu dialogu to słucham i zapisuję co mówi. W pewnym momencie potrzebowałem opowieści wewnątrz opowieści, więc na trzech stronach streszczam historię, którą kiedyś planowałem nawet rozwinąć w samodzielną, dużą miniserię…

Wszystkie wstępy, które zgodziłem się napisać w ciągu ostatnich trzech lat są nagle potrzebne na już, więc je piszę. To po części świetna zabawa, bo mam okazję opowiedzieć o rzeczach, które kocham i wytłumaczyć, dlaczego kocham te książki, ale ponieważ wszystkie muszę oddać na raz, czuję się trochę, jakbym odrabiał pracę domową.

sobota, 21 czerwca 2014

Gaiman chce się nudzić - cz. 3

Tłumaczenie pełnej wersji wywiadu przeprowadzonego w audycji radiowej Studio 360 przez Kurta Andersona
http://www.studio360.org/story/neil-gaiman-wants-to-be-bored/#bonus

Część trzecia: o wszechstronności, serialu o amerykańskich bogach i o tym, czego Gaimanowi zazdrościć nie można.



KA: Nie mamy czasu omówić wszystkich twoich przedsięwzięć, ale właśnie wyszła książka o tobie, wkrótce pojawi się gra komputerowa Wyward Manor według twojego pomysłu… jakby było za mało Neila Gaimana w każdej dziedzinie sztuki i rozrywki. Poważnie się zastanawiam czy był jakiś pisarz z równie dobrym zmysłem do interesów i umiejętnością sprytnego wykorzystania przeróżnych interesujących okazji, czasem dla zysku, czasem dla zabawy. Jesteś niczym Willy Wonka, obsługujący wszystkie możliwe maszyny jednocześnie!

NG: Dokładnie tak. Nawet użyłem kiedyś podobnego porównania. Powiedziałem, że czuję się jak dzieciak zamknięty na noc w sklepie ze słodyczami, który musi spróbować wszystkiego zanim go znajdą.



KA: Na to wygląda. Wygłaszasz mowę do absolwentów uczelni i nagle jest z tego książka.

NG: I tak właśnie to u mnie działa. Wygłosiłem przemówienie, bo mnie o to poproszono, nie wiązałem z tym żadnych planów, nawet nie wiedziałem, że ktoś to nagrywa. A po paru dniach dowiaduję się, że obejrzało je 5 mln ludzi. Moja agentka została zasypana pytaniami o możliwość wydania i po rozmowie z wydawcą rzeczywiście się na to zdecydowaliśmy. Chip Kidd to wspaniały grafik, od lat się znamy i podziwiamy nawzajem swoją pracę, ale nie miałem dotąd okazji z nim pracować. Zgodził się i z mojego przemówienia zrobił przepiękną książkę, którą teraz ludzie wręczają sobie z okazji ukończenia studiów. Dla mnie to zaskakujące i zachwycające.
Mój plan zakłada głównie robienie fajnych rzeczy. Pewnie w przeciągu najbliższej dekady znajdę czas na napisanie sztuki czy musicalu, potem usiądę tu z tobą, a ty będziesz mnie wypytywał jak udało mi się to przewidzieć i zrealizować. Nie będę miał do powiedzenia nic ponad to, że staram się robić wszystko po kolei.

piątek, 20 czerwca 2014

Gaiman chce się nudzić - wywiad cz. 2

Tłumaczenie pełnej wersji wywiadu przeprowadzonego w audycji radiowej Studio 360 przez Kurta Andersona
http://www.studio360.org/story/neil-gaiman-wants-to-be-bored/#bonus

Część druga: o czasie, nudzie, świecie wydawniczym i prawdzie, która jest jaskinią, z małym ukłonem z stronę Szkocji.



KA: Czy przy ogromnej liczbie projektów, mediów, podróży i całym życiu publicznym nie jest ci czasem trudno znaleźć spokój, czas i miejsce na „prawdziwą” pracę, czyli wymyślanie i pisanie?

NG: Tak i to bardzo. W tym roku od stycznia do maja odłączyłem się od mediów społecznościowych. Po części po to, by poczuć nudę. Chciałbym się ponudzić. Brakuje mi chwil nicnierobienia. W taksówce chcę zwyczajnie gapić się przez okno i myśleć, zamiast uczestniczyć w ciekawych wirtualnych rozmowach.
Myślę, że to przedziwna klątwa sukcesu, zwłaszcza takiego, jaki stał się moim udziałem, ale nie tylko. Na początku nie masz pracy ani pieniędzy, ale masz niewyczerpane pokłady czasu. Masz okazję robić co tylko zechcesz, byle tylko praca zaspokajała podstawowe potrzeby życiowe. Z czasem orientujesz się, że masz mnóstwo pracy, mnóstwo pieniędzy i mnóstwo okazji do robienia naprawdę fajnych rzeczy. Tylko czas na właściwą pracę powoli się ulatnia. Trzeba zadbać, by był to czas święty i go pilnować. Dlatego lubię wyjeżdżać w dalekie miejsca i po prostu pisać.

fot. Kimberly Butler

KA: A czy taki urlop od Twittera to jednorazowa akcja i wystarczy ci na najbliższe kilkadziesiąt lat, czy przewidujesz powtórki?

czwartek, 19 czerwca 2014

Gaiman chce się nudzić - wywiad

Tłumaczenie pełnej wersji wywiadu przeprowadzonego w audycji radiowej Studio 360 przez Kurta Andersona
http://www.studio360.org/story/neil-gaiman-wants-to-be-bored/#bonus

Część pierwsza: o przyszłych planach, Oceanie, wspomnieniach z dzieciństwa i doświadczeniach w Jordanii

Kurt Anderson: Kiedy widzieliśmy się ostatnio mówiłeś, że nie masz kariery tylko listę rzeczy do zrobienia, napisaną w wieku 15 lat: napisać komiks, powieść, film… Co jeszcze zostało?

Neil Gaiman: Musical. Mocno czuję, że to jest jeszcze jedna rzecz, którą naprawdę chciałbym zrealizować: napisać coś na scenę. Na pewno sztukę i musical. To jeszcze nade mną wisi.

KA: Napisałbyś muzykę, teksty piosenek, scenariusz?

NG: Raczej scenariusz (book), przynajmniej za pierwszym razem, i chciałbym współpracować z doświadczonym autorem piosenek, pod warunkiem, że nie będzie to moja żona.

KA: Czyli właśnie ogłaszasz nam swój rozwód?


wtorek, 17 czerwca 2014

Literacki ekspert od jazdy w ciemnościach - wywiad z NYT

Neil Gaiman udzielił wywiadu New York Timesowi z okazji występu w Carnegie Hall, gdzie po raz kolejny przeczyta „Truth is a Cave in Black Mountains” z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego FourPlay i tworzonych na bieżąco obrazów Eddiego Campbella. Opowiadanie w wersji ilustrowanej i twardej oprawie ukaże się pod koniec miesiąca nakładem wydawnictwa William Morrow and Company. Pytano go również o jego wersję baśni o Jasiu i Małgosi, a także niedawną wyprawę do obozu dla syryjskich uchodźców w Jordanii.




NYT: Czy do dzieł różnego rodzaju podchodzi pan w różny sposób?

NG: Nie mam pojęcia których części mózgu używam robiąc to, co robię. Przede wszystkim proces twórczy przebiega niezwykle szybko. I kiedy trwa, mam dość dobre pojęcie na temat tego, co z niego wyjdzie. Jestem trochę jak kierowca prowadzący samochód w ciemności. Reflektory oświetlają kawałek drogi tuż przede mną i wiem, dokąd zmierzam. Nie jadę zupełnie w ciemno, ot, tak sobie. Wiem, że jeśli będę trzymał się tej drogi, dojadę do Nowego Jorku. Ale co wydarzy się nim dotrę do celu – o tym się dopiero przekonam.