wtorek, 17 czerwca 2014

Literacki ekspert od jazdy w ciemnościach - wywiad z NYT

Neil Gaiman udzielił wywiadu New York Timesowi z okazji występu w Carnegie Hall, gdzie po raz kolejny przeczyta „Truth is a Cave in Black Mountains” z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego FourPlay i tworzonych na bieżąco obrazów Eddiego Campbella. Opowiadanie w wersji ilustrowanej i twardej oprawie ukaże się pod koniec miesiąca nakładem wydawnictwa William Morrow and Company. Pytano go również o jego wersję baśni o Jasiu i Małgosi, a także niedawną wyprawę do obozu dla syryjskich uchodźców w Jordanii.




NYT: Czy do dzieł różnego rodzaju podchodzi pan w różny sposób?

NG: Nie mam pojęcia których części mózgu używam robiąc to, co robię. Przede wszystkim proces twórczy przebiega niezwykle szybko. I kiedy trwa, mam dość dobre pojęcie na temat tego, co z niego wyjdzie. Jestem trochę jak kierowca prowadzący samochód w ciemności. Reflektory oświetlają kawałek drogi tuż przede mną i wiem, dokąd zmierzam. Nie jadę zupełnie w ciemno, ot, tak sobie. Wiem, że jeśli będę trzymał się tej drogi, dojadę do Nowego Jorku. Ale co wydarzy się nim dotrę do celu – o tym się dopiero przekonam.


NYT: Jak doszło do zorganizowania występu w Carnegie Hall?

NG: Zaczęło się od festiwalu w Sydney i występu w tamtejszej Operze. Zaprosili mnie i właściwie powiedzieli tylko: „masz scenę na dwie godziny, rób co chcesz. Ale byłoby wspaniale, gdyby udało ci się połączyć opowiadanie, muzykę i obrazy”. Organizator zaproponował udział FourPlay. To kwartet smyczkowy, który przypomina raczej zespół rockowy. Spędziłem z nimi cały dzień – ja czytałem, a oni grali. Powiedziałem potem dokładnie co mi się podobało, zapytałem czy tu i ówdzie możemy zrobić pauzę, czy tu i tu dałoby się zagrać wolniej i bardziej przygnębiająco. Dzięki muzyce całość zaczęła przypominać film.

NYT: Co jeszcze jest w planach dla publiczności w Carnegie Hall?

NG: Myślę, że będę czytał. W listopadzie ukaże się moja następna książka – nowa wersja „Jasia i Małgosi”. Ich przygoda fascynowała mnie od kiedy w wieku 5 lat usłyszałem jej radiową adaptację. I pamiętam, że kiedy miałem jakieś 20 lat zaczęły wychodzić książki z psychologicznymi interpretacjami baśni, które poważnie mnie irytowały. Czytałem w nich, że w tej całej opowieści chodzi tylko o seks. Z mojego punktu widzenia chodziło tam o głód tak wielki, że rodzice nie mają właściwie wyjścia i muszą sobie powiedzieć: „dobra, albo porzucimy nasze dzieci i dzięki temu przeżyjemy albo cała czwórka umrze, bo nie ma już nic do jedzenia”. Chodzi o znaczenie szlaku śladami, które mogą zostać zjedzone. Chodzi o chatkę z piernika, o łaknienie słodyczy.

NYT: Można to odnieść do pana niedawnych doświadczeń i obserwacji zjawiska głodu. Najpierw pisał pan na Twitterze o Światowym Dniu Uchodźcy, a w końcu sam odwiedził obóz w Jordanii.
NG: Trzy tygodnie temu byłem z obozie Azraq w Jordanii. Uchodźcy opowiadali nam o tym, jak kończyło się jedzenie i o tym, co dzieje się w wiosce, kiedy rolnicy nie pracują w polu, bo się do nich strzela. Znaleźli się w takiej sytuacji, że przywódcy religijni udzielili im pozwolenia na zjedzenie kotów i nakarmienie dzieci wątrobami psów – są to nieczyste zwierzęta, ale tylko takie zostały. Próbowali robić zupę z trawy i liści.

NYT: Czy to dowodzi, że prawdziwy świat jest bardziej przerażający niż cokolwiek, co mógłby pan wymyślić?

NG: Z doświadczenia w Jordanii wyniosłem dwie niezmiernie ważne rzeczy. Jedna z nich to świadomość niewiarygodnej kruchości cywilizacji. Zakładamy, że żyjemy w stabilnym, bezpiecznym miejscu, bo gdy naciśniemy włącznik zapala się światło, a kiedy odkręcamy kran – zaczyna lecieć woda.

NYT: Czy to dlatego ludzie tak lubią się bać? Bo na jakimś poziomie zdajemy sobie sprawę, że cywilizacja jest krucha?

NG: Tak sądzę. To jedna z płaszczyzn na której działa horror i inne straszne opowieści literackie. Daje się ludziom drobne próbki takiego strachu. Kiedy w XVII wieku otrucia zdarzały się znacznie częściej niż teraz, ludzie regularnie zażywali niewielkie dawki trucizn, żeby nabrać odporności i uchronić się w ten sposób przed śmiercią.
Fikcja literacka pozwala nam bezpiecznie wejść w cudzą skórę i spojrzeć na świat z innej perspektywy. Bezpiecznie łykamy małe dawki trucizny i czujemy się przygotowani na wypadek najgorszego.

NYT: Skąd wzięły się te najokropniejsze rzeczy, które możemy przeczytać w opowiadaniu „Truth is a Cave…”?

NG: Czytałem książkę Otty F. Swire z legendami wyspy Skye. Wspomina w niej o jaskini w czarnych górach, skąd podobno można było przynieść złoto. Można było wybrać się tym i wynosić złoto niezliczoną ilość razy, ale za każdym zabierała ona kawałek twojej duszy i stawałeś się nieco bardziej zły. Nigdzie indziej nie spotkałem się z podobną legendą.

NYT: Ocean na końcu drogi został napisany dla żony. Czy przez te lata czytał pan swoje opowiadania również własnym dzieciom?

NG: Tak. Maddy [najmłodsza córka] była moim królikiem doświadczalnym przy pisaniu Koraliny. Gdybym naprawdę ją przeraził, wydałbym tę książkę jako powieść dla dorosłych.

NYT: Czy jako dziecko rozmyślał pan o dziwacznych rzeczach?

NG: Jako dziecko siedziałem w szkole i myślałem sobie: „A co jeśli wrócę dziś do domu i okaże się, że moi rodzice sprzedali dom, wyprowadzili się i zapomnieli o mnie? To całkiem możliwe”. Potem zacząłem się zastanawiać co by było, gdyby moi rodzice się wyprowadzili, ale w ich miejsce zamieszkała u nas nowa rodzina, która wygląda dokładnie tak jak moja. Skąd bym wiedział, że to nie moi rodzice? Siedzisz sobie i przewracasz te myśli w głowie, a masz może 7, 8 lat. Stąd wzięła się Koralina – druga matka z wielkimi guzikami zamiast oczu.

NYT: Musisz posiadać również pogodniejszą stronę. Co robisz dla rozrywki?


NG: Zajmuję się pszczelarstwem. Po prostu uważam, że każdy powinien mieć hobby, które może go zabić.

Brak komentarzy: