Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eddie campbell. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eddie campbell. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 grudnia 2016

Znów tańcowanie z życiem i śmiercią

Neil napisał w niedzielę 30 października 2016 r. o 6:55

Jestem w poczekalni lotniska w Atlancie, jest 6:30, ale mój organizm jest przekonany, że to dopiero 3:30, bo kilka godzin temu wsiadłem do samolotu w San Francisco. Jestem tu z powodu, który Eddie Campbell w swojej książce pod tym samym tytułem określił jako życiowy taniec śmierci – „The Dance of Lifey Death”.

Miesiąc temu zostałem dziadkiem. Mój syn Michael i jego żona Courtney dorobili się pierwszego potomka, małego chłopca, który dostał imię Everett. Odliczałem dni do naszego pierwszego spotkania, ale najpierw musiałem przetrwać huragan na Florydzie (wszystko skończyło się dobrze, nawet nie było przerw w dostawie prądu), a potem przejechać przez kawał kraju do domu.

Pracowałem jako kierowca rikszy dla rocznego klienta z własną rikszą (porzuconą znalazł na ulicy w Bostonie Lee, właściciel Cloud Clubu i znajomy Amandy. Podreperował ją i pomalował). Potem pomachałem Amandzie i Ashowi na pożegnanie, kiedy wyruszyli na krótką europejską trasę.

To mi przypomina, że powstał naprawdę przeuroczy teledysk poklatkowy z Ashem w roli głównej (gra dziecko śpiące w kołysce) do nagranego przez Jacka i Amandę Palmer coveru „Wynken, Blynken and Nod”. Występuje w nim też Amanda, Maddy, zespół Welcome to Night Vale i wielu innych naszych znajomych. (Kiedy go kręcili, siedziałem i pisałem w Szkocji. Mnie tam nie ma.) Jeśli możecie, oglądajcie na pełnym ekranie, bo bardzo dużo się tam dzieje.


Poleciałem do Toronto na imprezę z okazji zakończenie kręcenia pierwszej serii „Amerykańskich bogów”, bo chciałem podziękować obsadzie i ekipie za ich wspaniałą i ciężką pracę. Potem poleciałem do Los Angeles zrobić coś fajnego i sekretnego (dowiecie się za rok) i udzieliłem wywiadu na temat „Amerykańskich bogów” na potrzeby elektronicznego zestawu prasowego (Wyjdzie wiosną. Nie mogę się już doczekać.)

Na koniec trafiłem do San Francisco, żeby pobyć dziadkiem.

Everett to przesłodki dzieciak. Wygląda, jakby narysował go Crockett Johnson w dzień, kiedy miał szczególnie figlarny nastrój. Wygląda trochę jak Barnaby, a trochę jak pan O’Malley, jego ojciec chrzestny. Spędziłem kilka miłych dni na przewijaniu i kołysaniu go. Całe mnóstwo kołysania.

Na Twitterze próbowałem wyjaśnić, jak to jest być dziadkiem. Napisałem: „To bardzo wygodny strój. Jak stary, ulubiony płaszcz prosto ze sklepu.” i tak właśnie jest. Nie potrzeba do tego wskazówek, od razu czujesz, że jest na właściwym miejscu. A miłość w twoim sercu po prostu rośnie, a wraz z nią rośnie twoje serce, tak samo jak po narodzinach dziecka.

Zrobiłem Michaelowi i Everettowi zdjęcie. Mój syn i jego syn. Jestem bardzo dumny z Courtney i Michaela: są wspaniałymi rodzicami. Wydaje mi się, że coś po drodze musiałem zrobić, jak należy.



Chciałem zostać z nimi w San Francisco przez cztery dni, ale kiedy opuszczałem LA dowiedziałem się, że zmarł mój kuzyn Sidney.

Sidney był mężem kuzynki Helen. Ona ma 98 lat, on miał 94. Byli małżeństwem przez 68 lat. Sidney był zabawny, wręcz zawadiacki, mądry i – w moim doświadczeniu – nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Pracował jako budowlaniec, a kiedy przeszedł na emeryturę, został rzeźbiarzem i tworzył wspaniałe dzieła, zarówno realistyczne, jak i abstrakcyjne, ale zawsze były to rzeźby, których chciało się dotknąć i pogładzić. w ciągu ostatnich kilkunastu lat powoli tracił słuch i kontakt z nami, ale kiedy pokazywał swoje dzieła, odzyskiwał błysk w oku, zdawał się słyszeć wszystko co do niego mówiono i był zupełnie przytomny.
Poniżej zdjęcie Sidneya i Amandy z 2013 roku. Zabrałem ją do Sarasoty, żeby go poznała i urządziliśmy improwizowany koncert (Amanda) i czytanie (ja) dla niego, Helen i kilkuset osób, które dowiedziały się o tym z Twittera.


Tu znajdziecie nekrolog Sidneya. A fragment o tym, że był uwielbiany i podziwiany przez wszystkich, którzy go poznali? Sama prawda. To nie jest tylko zdanie, którego się używa w nekrologach.
A więc jestem w Atlancie, bo mam przesiadkę w drodze na pogrzeb Sidneya.
Pojawię się tam dla niego, bo go kochałem i dla rodziny i dla mojego zmarłego ojca, który jako pierwszy członek brytyjskiej gałęzi naszej rodziny spotkał się z gałęzią amerykańską. i myślę o Everetcie i Ashu i obserwuję krąg życia w akcji. Eddie Campbell miał rację. Życiowy taniec śmierci. TO nic złego. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, taniec nie ustaje, miłość pozostaje.
Jak już mówimy o miłości, nie pogratulowałem Eddiemu poślubienia cudownej Audrey Niffenegger i nie pogratulowałem Audrey poślubienia wspaniałego Eddiego Campbella. Lubię, kiedy moi przyjaciele się pobierają.



(Właśnie sprawdziłem. „The Dance of Lifey Death” jest w obszernym tomie Eddiego pt. „Alec: The Years Have Pants”. To książka, która zasługuje na najwyższe pochwały.
Powinniście ją kupić. Podziękujecie mi później.)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Jak odkryłem, że trafiłem do równoległego wszechświata

Neil napisał w czwartek, 22 maja 2014 r. o 10:10


Oto rzeczy, które pewnie chcielibyście wiedzieć…


Powyższy plakat reklamuje występ „Prawda jest jaskinią…” w Carnegie Hall (znalazły się na nim również inne daty. Zostało chyba jeszcze trochę biletów do Barbicanu, jestem prawie pewny, że Warfield już się wyprzedało, choć może wypuszczą jeszcze kilka biletów przed samym występem, i zostało jeszcze Usher Hall w Edynburgu, na który sprzedaż ruszyła na samym końcu, wciąż zostało wiele miejsc i to nawet na parterze).

Proszę śmiało rozpowiadać…

Jeżeli nie stać was na takie wyjście albo macie chęć spróbować szczęścia, na Facebooku wydawnictwa William Morrow jest konkurs, w którym można wygrać bilety.

(Bilety do Carnegie Hall można oczywiście zamawiać online: http://www.carnegiehall.org/Calendar/2014/6/27/0800/PM/Neil-Gaiman-The-Truth-is-a-Cave-in-the-Black-Mountains/ – klikajcie i wybierajcie sobie miejsca.)


Największy wydawniczy news ostatnimi czasy to publikacja THE ART OF NEIL GAIMAN Hayley Campbell. Wszystkiego o niej, o książce i jej powstaniu można dowiedzieć się z tego przepysznego wywiadu dla Comic Beat. Jest pełen wspaniałych szczegółów. Takich jak wzmianka o mnie i dzieciach i Alanie Moorze i dzieciach i sporze czy lepsze są ciastka custard creams czy Bourbon buiscuits. Poniżej wyjaśnia proces przeprowadzania naszego wywiadu:


[Neil] odpowiadał na wszystkie moje pytania, a do tego mówił mnóstwo nieistotnych rzeczy, bo po prostu rozmawialiśmy sobie we dwoje, a to dla nas normalne. To był bardzo dziwny wywiad. Ale zauważyłam to dopiero, kiedy po powrocie do Londynu miałam 17 godzin rozmowy do stranskrybowania i odsłuchiwałam jak próbowaliśmy uratować trzmiela, który zapuścił się do kominka. Przez pół godziny. „O nie, jest cały w sadzy. Spójrz na niego! Położymy go na kwiatku za oknem?”. Chyba będę musiała spalić te taśmy, poważnie.

(Pożyteczna przestroga. NIE KLIKAJCIE NA LINK I NIE CZYTAJCIEWYWIADU, JEŻELI ŁATWO WAS URAZIĆ PRZEKLEŃSTWALI ALBO OMAWIANIEM WIELKIEGO MURU WAGIN.)

Książkę przeczytałem parę miesięcy temu i naprawdę mi się podobała, o ile coś może się podobać, gdy jest się zbyt zawstydzonym, żeby się po prostu rozluźnić i tym nacieszyć. Czytałem ją, żeby zatwierdzić tekst, ale byłem nim zachwycony, a większość czasu spędziłem na poprawianiu dat w podpisach pod zdjęciami.


Hayley jako pisarka jest niezwykle zabawna. Spostrzegawcza i dociekliwa. Naprawdę nie mogę się doczekać jej powieści, jak już się do niej zabierze, choć również nieco się tego boję.

Na stronie Salon można oglądać niepokazywane dotąd rysunki mojego autorstwa (i kilka Jill Thompson): http://www.salon.com/2014/05/20/the_fantastic_world_of_neil_gaiman_take_a_peek_into_the_authors_personal_archive/

Możecie też obejrzeć książkę na stronie Amazonu, gdzie jakiś biedny facet, którego całym sensem życia wydaje się wystawianie jednogwiazdkowych recenzji, zdążył już ocenić książkę na jedną gwiazdkę. http://amzn.to/1vxTAYK

Hayley przejmie rolę swojego ojca, wyśmienitego ilustratora Eddiego Campbella i będzie ze mną rozmawiać na scenie w Barbicanie i Edynburgu podczas występów z „Prawda jest jaskinią…” w lipcu.


                                                
W magazynie BostonCommon jest uroczy artykuł ze zdjęciem, w którym zostajemy z Amandą wymienieni jako jedna z Najbardziej Stylowych Par w Mieście.

Niezupełnie wiem, kiedy dokładnie przeniosłem się do tego równoległego wszechświata, w którym mogę zostać opisany mianem „stylowy”, nie narażając się na drwiący chichot. Ale postaram się wykorzystać sytuację, póki mogę.


piątek, 20 czerwca 2014

Gaiman chce się nudzić - wywiad cz. 2

Tłumaczenie pełnej wersji wywiadu przeprowadzonego w audycji radiowej Studio 360 przez Kurta Andersona
http://www.studio360.org/story/neil-gaiman-wants-to-be-bored/#bonus

Część druga: o czasie, nudzie, świecie wydawniczym i prawdzie, która jest jaskinią, z małym ukłonem z stronę Szkocji.



KA: Czy przy ogromnej liczbie projektów, mediów, podróży i całym życiu publicznym nie jest ci czasem trudno znaleźć spokój, czas i miejsce na „prawdziwą” pracę, czyli wymyślanie i pisanie?

NG: Tak i to bardzo. W tym roku od stycznia do maja odłączyłem się od mediów społecznościowych. Po części po to, by poczuć nudę. Chciałbym się ponudzić. Brakuje mi chwil nicnierobienia. W taksówce chcę zwyczajnie gapić się przez okno i myśleć, zamiast uczestniczyć w ciekawych wirtualnych rozmowach.
Myślę, że to przedziwna klątwa sukcesu, zwłaszcza takiego, jaki stał się moim udziałem, ale nie tylko. Na początku nie masz pracy ani pieniędzy, ale masz niewyczerpane pokłady czasu. Masz okazję robić co tylko zechcesz, byle tylko praca zaspokajała podstawowe potrzeby życiowe. Z czasem orientujesz się, że masz mnóstwo pracy, mnóstwo pieniędzy i mnóstwo okazji do robienia naprawdę fajnych rzeczy. Tylko czas na właściwą pracę powoli się ulatnia. Trzeba zadbać, by był to czas święty i go pilnować. Dlatego lubię wyjeżdżać w dalekie miejsca i po prostu pisać.

fot. Kimberly Butler

KA: A czy taki urlop od Twittera to jednorazowa akcja i wystarczy ci na najbliższe kilkadziesiąt lat, czy przewidujesz powtórki?

wtorek, 19 stycznia 2010

Pospieszne podsumowanie osobliwości...

Rozmaite częściowo ukończone posty zniknęły w tajemniczych okolicznościach, co oznacza zamieszczenie BARDZO pospiesznego podsumowania spraw zamiast spokojnej opowieści o wydarzeniach kilku ostatnich dni, na którą tak liczyłem.

1) "Piotruś i Wilk" był wspaniały. Nie, nie został nagrany ani dźwięk, ani video. Wraz z Garym Faginem (to mój kuzyn! Jego babcia i mój pradziadek byli rodzeństwem) i Knickerbocker Orchestra chciałbym utrwalić do dla potomności, jeśli tylko uda się nam ustalić jak tego dokonać.

2) Byłem na ceremonii wręczenia Złotych Globów przy okazji "Koraliny". Przegraliśmy. Ale przegraliśmy z "Odlotem", więc to żadna niespodzianka. Amanda, która wybrała się tam ze mną, założyła klasyczną, wyszywaną koralikami sukienkę w stylu lat 20., pod którą nie miała praktycznie nic i mało kto zwracał uwagę na mnie. Ceremonia była interesująca. Ale najdziwniejszy był moment przy wyjściu z przyjęcia zorganizowanego przez telewizję NBC. Fotoreporterzy skarżyli się, że nie zrobili nam ani jednego zdjęcia, kiedy tam wchodziliśmy, więc zgodziliśmy się im pozować... a kiedy zaczęli marudzić, że Amanda nie ma już na sobie niesamowitej wyszywanej sukienki, na której wystąpiła na czerwonym dywanie, specjalnie dla nich założyła ją z powrotem (a ja zrobiłem z marynarki prowizoryczną przebieralnię - na miejscu byli tylko fotoreporterzy). Porobili zdjęcia. (Flesz sprawia, że sukienka wygląda na bardziej przejrzystą, niż była na żywo.) Najbardziej podobało mi się, że nasze zdjęcia zostały podpisane "Amanda Palmer z osobą towarzyszącą".

Najlepsze momenty z afterparty: Robert Downey Jr i ja rozmawialiśmy o stowarzyszeniu wielbicieli
Sherlocka Holmesa "Baker Street Irregulars" (on ma nadzieję wziąć za rok udział w ich uroczystej Kolacji, a ja jestem zdeklarowanym członkiem Irregulars). Natomiast Steve Merchant i Amanda próbowali ustalić skąd się znają (była kiedyś gościem jego audycji w brytyjskiem Radio 6). Pomyliłem Potężnego Hollywoodzkiego Agenta ze znajomym producentem, za to mnie gratulowano świetnej roli w filmie, w którym z pewnością nie występowałem. I tak dalej.

(Zatrzymałem kopertę z zaproszeniami na ceremonię wręczenia nagród oraz na afterparty i zamierzam oddać ją na licytację dla Haiti.)

3) W New Yorkerze zamieścili mój profil. Właściwie jest całkiem niezły, choć biorąc pod uwagę ilość czasu spędzonego na telefonicznych rozmowach z osobą odpowiedzialną za dokładność informacji, jestem szczerze zdziwiony ile rzeczy Dana podała nie do końca zgodnie z prawdą. (Choćby Sandman w komiksach ze Złotej Ery, który "zabijał" ludzi gazowym pistoletem.) Czuję, że powinienem stanąć w obronie czytelników - byłem zawiedziony, że nie napisali więcej o samych opowieściach. Wielkie mprezy, autografy, blog i ilość sprzedanych egzemplarzy to przecież tylko znikomy efekt uboczny moich opowieści i dla mnie te rzeczy nie są nawet najbardziej interesujące. (To tak, jakby ktoś opisywał koncert muzyki klasycznej: z przodu stoi śmieszny człowieczek i wymachuje patykiem przed tłumem odświętnie ubranych ludzi, którzy siedzą cierpliwie i obserwują jak ludzie na scenie w coś dmuchają, za coś szarpią, coś ciągną albo w coś walą. Brzmi to co najmniej dziwnie, jeśli nie wspomni się o muzyce.) W każdym razie cieszę się, że już to załatwiłem.

Dana i ja weźmiemy udział w czacie jutro o 15:00, a pytania na temat artykułu możecie zadawać nam za pośrednictwem strony http://www.newyorker.com/online/blogs/ask/2010/01/questions-for-goodyear.html

4) Dave McKean wystawia na licytację na eBayu ilustrację do "Księgi cmentarnej" na rzecz Haiti. Nie planuje sprzedaży żadnego innego rysunku z "Księgi", to jest jedyny wystawiony na sprzedaż. Oto link. Aukcja potrwa jeszcze trzy dni.

5) Dziękuję wszystkim za gratulacje. Wciąż nie potrafię przestać się uśmiechać...

piątek, 8 sierpnia 2008

W którym autor narzeka

Neil napisał w piętek 8 sierpnia 2008 o 16:33

Długi dzień. Wszystko co miało być podpisane zostało podpisane, każdy telefoniczny wywiad przeprowadzony. Telekonferencje z głowy. Na koniec tego długiego, pracowitego dnia muszę zacząć pisać. To powinno mi sprawiać więcej przyjemności, ale nie mam wyjścia, czeka mnie podróż w poszukiwaniu materiałów, a czas nie daje się rozciągać tak, jakbym tego chciał (40-godzinne doby... 19-dniowe tygodnie...)

Nie udało mi się też pojechać z moją córką Holly na wyprawę do Chicago. Byłaby to fantastyczna zabawa.

Wygląda na to, że będę miał dobre wieści dla tych, którzy zapłacili za wydanie „Nigdziebądź” z Hill House (czy inną zaległą książkę z tego wydawnictwa). Wkrótce będę miał bardziej szczegółowe informacje.

I do wszystkich, którzy czekają na zwrot pieniędzy za odwołane spotkanie autorskie w Tulsa: Mammoth Comics przeprasza i zapewnia, że zwroty będą. W tym przypadku w ramach totalnej zawaleniowej katastrofy zawalił każdy, kto mógł zawalić. Ale teraz już wszystko powinno się wyjaśnić. A jeśli nawet nie pojawią się inne powody to poczucie winny z pewnością zaprowadzi mnie do Tulsy raczej prędzej, niż później.

Nie lubię się wtrącać, ale czy zawiozłeś Zoe do weterynarza? Ślepotę u kotów w podeszłym wieku najczęściej powoduje nadciśnienie. Ta przypadłość może być spowodowana niewydolnością nerek lub nadczynnością tarczycy. U kotów nadciśnienie z reguły nie występuje tak po prostu. Inną przyczyną może być zwyrodnienie siatkówki, ale występuje ono znacznie rzadziej. Niestety w obu przypadkach utrata wzroku jest nieodwracalna, ale jeśli u jej podstaw leży jakaś choroba, to leczenie może sprawić, że Zoe poczuje się lepiej.

Dzięki, że pozwoliłeś udzielić sobie rady o którą nie prosiłeś, ale często właściciele moich pacjentów nie zdają sobie sprawy, że pewna choroba może wywoływać objawy dotyczące zupełnie innej części organizmu.

Wybacz, jeżeli już to wiedziałeś
Shera
koci weterynarz (i wielka fanka)

Zamieściłem to, by myślę, że innym też może się przydać. Tak, zabraliśmy ją dziś do weterynarza, który ustalił, że rzeczywiście jest ślepa. I właśnie robi jej całą serię badań. Trzymam za nią kciuki. Jest kotką o niemożliwie uroczej naturze i jest u nas od małego. Kiedy była młodsza spadła ze schodów i trzeba było wstawić jej śruby w biodro, od tamtego czasu nie jest już równie ruchliwa. Ale jest najbardziej spragnionym uczuć kotem jakiego znam. (Martwi się.)

[później]

Wróciła od weterynarza. Rzeczywiście jest to wina wysokiego ciśnienia. Zastanawiają się, czy trzeba będzie podawać leki. (Kiedy dostaliśmy ją z powrotem miała spora nadwagę, więc była na długiej diecie i teraz waży ile trzeba, co może pomóc.)
...
Słowa mądrości od Sherman Alexie a propos procesu Seattle Sonics:

52. Nie wierzę w istnienie magii. Ale wierzę, że da się interpretować okoliczności dokładnie tak, jak jest to nam potrzebne.

53. Wiecie dlaczego indiański taniec deszczu zawsze działał? Bo Indianie tańczyli dopóki nie spadł deszcz.
...
Wyszła nowa książka Eddy’ego Campbella. To zawsze bardzo ekscytujące wydarzenie, a ta wygląda szczególnie wspaniale. Fragmenty można znaleźć na
http://nymag.com/daily/entertainment/2008/07/comics_leotard.html

...
Tutaj „The Guardian” pisze o nagrodach Hugo. (Powinienem dodać, że o ile mi wiadomo to jedyna duża gazeta, która w ogóle wspomina o laureatach Hugo.)

Właściciel sklonowanego psa zniewala Mormona dla seksu” to prawdopodobnie najlepszy nagłówek w historii. Jest dziś na pierwszej stronie „Guardiana” (Artykuł pod nieco innym tytułem znajduje się na http://www.guardian.co.uk/world/2008/aug/08/usa)
...

Nalo Hopkinson i Geoff Ryman opowiadają o swoim pierwszym tygodniu na Clarion (oraz o wszystkim innym) w najnowszym podkaście AISF: http://www.adventuresinscifipublishing.com/2008/08/aisfp-58-nalo-hopkinson-and-geoff-ryman/

...
Seria zdjęć z przedstawienia „Mister Punch” Towarzysząca temu artykułowi z „LA Times”
http://www.latimes.com/entertainment/news/arts/la-ca-0810-puppets-pg,0,1074139.photogallery?1

Co za radość. BBC, Jamie Hewlett (oraz jego grupa Mięsożernych Zombie) i Damon Albarn przedstawiają: Monkey, Sandy, Pigsy wyprawa na Olimpiadę... (jeśli nie działa sprawdźcie na http://news.bbc.co.uk/sport2/hi/olympics/monkey/7521287.stm)

piątek, 9 maja 2008

pokaż swoje młodzieżowe

Neil napisał we wtorek 6 maja 2008 o 17:36

Kilka miesięcy temu pisałem tutaj o książce Cory'ego Doctorowa "Little Brother", bo mnie zachwyciła. Część z tego, co napisałem na plogu wykorzystali na okładce książki; wciąż trzymam się wszystkiego, co mówiłem.

Teraz możecie przeczytać ją na http://craphound.com/littlebrother/download/, gdzie jest udostępniona na licencji Creative Commons. I prawdopodobnie się was spodoba. Jeżeli rzeczywiście, to kupcie prawdziwy egzemplarz swoim przyjaciołom. Albo jeżeli tak się składa, że jesteście zagranicznymi wydawcami to kupcie prawa do książki w waszym języku i wydajcie ją u siebie.

W amerykańskich księgarniach prawdopodobnie znajdziecie ją w dziale "YA" - Young Adults [literatura młodzieżowa], chyba że macie do czynienia z mądrą księgarnią, która umieściła ja na wystawie, a także w dziale SF i Fantasy. (Sporo dyskusji na ten temat na stronie Boing Boing oraz na znakomitym blogu Mr Scalziego. Niewiele mogę dodać poza tym, że czasami naprawdę chciałbym żeby wszystkie książki wszystkich autorów z wszystkich gatunków dla czytelników powyżej powiedzmy 12 roku życia były po prostu ułożone alfabetycznie, bo jak powiedział mi kiedyś Patrick Nielsen Hayden - porządkowanie według gatunku zwyczajnie podpowiada ludziom w które miejsca w księgarni nie muszą zaglądać. A zgodnie z Prawem Sturgeona przegapiają naprawde dobre rzeczy, na które można w tych miejscach trafić.)

...

Napisałem to wczoraj po podpisywaniu i nie zamieściłem wtedy, bo nie byłem pewien, czy na pewno jest zabawne, czy to tylko moje marudzenie późno w nocy po podpisywaniu książek przez wiele godzin.


Po długim podpisywaniu robię się dziwnie złośliwy. A to było wyjątkowo długie, dla około 500 osób.

W pokoju hotelowym około północy chciałem coś zjeść, więc zadzwoniłem do obsługi hotelowej zerkając na całodobowe menu, które jest tak samo ubogie jak każde inne całodobowe menu...

[ham-szynka; beef - wołowina - przyp. noita]

"Obsługa hotelowa"

"Tak. Czy mógłbym prosić o hamburgera?"

"Ach. Mamy tu tylko beefburgery. Ale mogę spróbować dla pana jakiegoś zaimprowizować."

"Spróbować zrobić co takiego?"

"Hamburgera."

"A czym dokładnie różni się on od beefburgera?"

"No cóż, robimy je ze zmielonej szynki."

"Ale hamburger jest zrobiony z wołowiny. Jego nazwa pochodzi od miasta Hamburg w Niemczech. Nie robi się go z szynki. Nie powinno się go robić z szynki. Nigdy się go z szynki nie robiło."

(Nieprzekonana Kucharka z Nocnej Zmiany w Pięciogwiazdowym Hotelu) "Skoro pan tak twierdzi. Po prostu ludzie narzekają jeśli ich hamburger nie jest zrobiony z szynki. Czy chce pan na to plasterek buraka*?"

"Nieszczególnie."

I teraz czekam w swoim pokoju, patrzę na te wszystkie porozrzucane po łóżku torby i zastanawiam się, czy jeżeli będę się na nie gapił wystarczająco intensywnie to same się pozbierają i ułożą równo na podłodze, czy będę musiał zrobić to sam.

***

Patrzcie, na blogu Eddiego Campbella on i ja, całkiem rozmazani. Wyglądam jak Harpo Marx.






*to pytanie jest w Australii normalne i nie powinno nikogo dziwić.

czwartek, 1 maja 2008

Co robiłem w Tasmanii, ze zdjęciami

Sarah Tran, bogini reklamy Allen i Unwin oraz ja dostaliśmy się wczoraj rano do Hobart i zostaliśmy odebrani z lotniska przez znajomych, Diannę i Marka oraz ich przyjaciela Wayne'a, który prowadził coś w stylu oryginalnego batmobilu. Był to samochód o imieniu Darlene. Nie pytałem, dlaczego miał na imię Darlene.


(Od lewej do prawej: Mark, Dianna, Wayne, Ja, Darlene. Specjalistka od reklamy Sarah Tran jest nieobecna na zdjęciu, ponieważ je robi.)

Obok hotelu zobaczyliśmy to- lodołamacza znanego jako Gardłosz Atlantycki
To był widok z mojego hotelowego okna.


Oto Mark stojący przed Ellison Hawker. Po wywiadzie dla radia ABC wszedłem do środka i podpisałem dla nich mnóstwo towarów.

Stamtąd poszliśmy jeść, pędząc, żeby zdążyć na wystąpienie. Właśnie skończyliśmy jeść, gdy dostaliśmy telefon: "Wszystko się opóźnia. Wielu ludzi. Bilety. Argh. Jeszcze nie przychodźcie." Tak więc zjedliśmy deser. Potem przedstawiono mnie profesorowi Jonathanowi Dawsonowi (z którym naprawdę chciałem pogadać, ale nie było nam to przeznaczone), przeczytałem parę nowych wierszy i rozdział "Księgi cmentarnej", taki, ktrórego wcześniej jeszcze nigdy nie czytałem na głos, a także odpowiedziałem na parę pytań. Było fajnie. A potem podpisywałem. Było tam mnóstwo zachwycająco miłych ludzi, a na koniec ludzie z Ellison Hawker sprezentowali mi butelkę tasmańską single malt w ramach podziękowania.

Następnie wstałem wcześnie rano i udałem się na lotnisko, w drodze do Melbourne, gdzie obecnie pada i gdzie spędzam dzień udzielając wywiadów.

Chcę zamknąć parę zakładek-- tak więc tutaj jest parę przygnębiajacych placów zabaw, tutaj ja odbierający mój Certyfikat 85 Najdziwniejszych Pisarzy Weird Tales, fanfilm do Arkham Asylum na YouTubie oraz świetny wywiad z Charlesem Brownsteinem z CBLDF na temat sprawy Gordona Lee, który, jak sądzę, odpowiada na mnóstwo pytań.

A także, Michael Moorcock, wizjoner, twórca światów, pisarz i edytor, bardzo prawdopodobnie rónież człowiek, który zainspirował Alana Moore'a, by ten zapuścił brodę, został mianowany Wielkim Mistrzem Nebuli. Oto przemowa Johna Picacio-- zawierająca wypowiedzi między innymi Chiny Mieville'go, Jeffa Vandermeera, Alana Moore'a oraz moje.

A od Eddiego Campbella (który zamieścił stronę ze szkicami) dowiaduję się, że połowa historii Spirit autorstwa Campbell-Gaiman jest dostępna online na Scans Daily. Szczerze, wolałbym, żeby zamieścili ją całą. Jeśli ktoś zamierza wydzierać się z powodu naruszenia praw autorskich, będą to robić zarówno z powodu sześciu, jak i dziesięciu stron, a wszystkie dobre żarty z parodii Tarantina zostały pominięte...