czwartek, 27 grudnia 2007

przesiadka między samolotami

Neil napisał w sobotę 22 grudnia 2007 o 0:55

Napisałem to w samolocie (tak to jest jak kończysz czytać książkę i nie masz z kim o niej pogadać). I mam bezprzewodowy dostęp dopóki nie wyrzucą mnie z tej poczekalni na lotnisku :

Właśnie skończyłem czytać "Little Broter" ["Mały brat"] Cory'ego Doctorowa.

Lubię jego twórczość od kiedy tylko ją czytam - napisałem krótką rekomendację na okładkę zbioru jego opowiadań - ale ta powieść sprawiła mi tyle radości, ile do tej pory dawała tylko niefikcyjna proza Cory'ego.

To dlatego, że Cory jest jednym z Wyjaśniających. Ludzi, którzy widzą co się dzieje, albo co się dzieje w ich pojęciu i opowiadają o tym wszystkim wokół. A jak już usłyszysz ich wersję nie jesteś w stanie wyobrazić sobie tego inaczej.

Douglas Adams był kimś takim. Bruce Sterling też czasem to robi, tak jak i Bill Gibson. Jednak zdarza/zdarzało im się to częściej w rozmowach i literaturze faktu, niż w fikcyjnej prozie. Malcolm Gladwell umie to robić w literaturze faktu (nigdy go nie spotkałem i nie wiem czy tak samo jest w rozmowie, gdzie najłatwiej wychwycić to u Cory'ego, Bruce'a czy Billa.) (Ostatnio moja ulubiona scena to kiedy Cory tłumaczył Robowi Brydonowi dlaczego YouTube jest jak mlecz-piękny na zewnątrz, ale ma gorzkie wnętrze.)

"Little Brother" to powieść dla młodzieży, która przywodzi mi na myśl Heinleina (to dobrze. Książki Heinleina dla młodych czytelników były w większości wspaniałe, o czym wspominam tutaj ponieważ wciąż spotykam ludzi, którzy albo go nie czytali, albo czytali tylko późniejsze nieporządne powieści dla dorosłych, albo nie zgadzają się z poglądami politycznymi Heinleina albo nie przeczytawszy powieści młodzieżowych nie mają pojęcia jakie są dobre).

"Little Brother" jest wspaniała. To polityczna polemika, traktat na temat prywatności i informacji, na temat hackowania, crakowania i polityki. Rozgrywa się w Ameryce w nieodległej przyszłości, gdzie wybuchła już bomba i opowiada o siedemnastoletnim chłopaku imieniem Marcus walczącym z Departamentem Bezpieczeństwa Ojczyzny, który wymknął się spod kontroli.

A Marcus ma prawdziwie, wiarygodnie i cudownie - szanse.

Jest o uczciwości, o nie-uciekaniu i o zmaganiu mądrego z głupim. Zdarzały się w książce momenty, kiedy miałem ochotę wiwatować, gdzie padałem trupem, były i takie, które sprawiały, że czułem się naprawdę staro.

Nie jest doskonała. Czarne charaktey Cory'ego są w pewien sposób zbyt złe. Jest tam dzieciak o imieniu Charles, prawdziwa kanalia, absolutnie karygodny, a jego poglądy są całkowicie sprzeczne z poglądami naszego bohatera, więc dopingujemy Marcusa, kiedy zaczyna cytować Konstytucję aby pokonać złego Charlesa... stosuje sofizmaty, Charles jest takim strachem na wróble. Kiedy wkracza ideologia chciałem, żeby Marcus miał chociaż jedną porządną kłótnię z kimś, kto przynajmniej wydaje się mieć punkt widzenia. Jest taka scena, gdzie postać Karla Rove'a ostrzega swoich kumpli, żeby nie podróżowali przed egzaminami końcowymi dając do zrozumienia, że być może Amerykanie sami się bombardują dla politycznych celów... w każdym podobnym momencie miałem wrażenie, że Cory zdradza zarówno siebie jak i książkę, czego nie robi kiedy tłumaczy statystyczne niebezpieczeństwo wystąpienia fałszywego alarmu (dziwna rzecz, właśnie czytałem o tym w "Sztuczkach Umysłu" Derrena Browna, choć jest to dziwna rzecz tylko jeżeli jest się Corym lub Derrenem).

Książka zdaje się mocniejsza, kiedy tylko Cory tworzy wrażenie, że źli ludzie myślą - wiedzą - że mają rację, że Karta Praw i Konstytucja nie liczą się kiedy trzeba zmagać się z Siłami Zła Gotowymi Zniszczyć Amerykę. Bo można potraktować nie ważne jak wielu ludzi nie ważne jak bardzo źle skoro ma się racje. Zbyt często źli są tylko źli, a dobrzy tylko dobrzy. I jeśli miałbym się czepiać, kilka elementów fabuły jest nieco przesadzonych.

Ale i tak polecałbym "Little Brother" bardziej, niż jakąkolwiek inną książkę przeczytaną przeze mnie w tym roku i chciałbym, żeby trafiła w ręce tak wielu mądrych trzynastolatków obojga płci jak to tylko możliwe.

Ponieważ uważam, że jest w stanie zmienić życie. Ponieważ dzieciaki, choćby tylko kilkoro, nie będą już takie same po przeczytaniu tej książki. Może zmieni się ich podejście do polityki, może do technologii. Może to będzie pierwsza książka, którą pokochają lub która przemówi do ich wewnętrznego maniaka komputerowego. Może będą chciały się o to kłócić i być może się nie zgodzą. Może zechcą otworzyć komputer i zobaczyć co jest w środku. Nie wiem. Ta powieść sprawiła, że znów chciałem mieć 13 lat i czytać ją po raz pierwszy, a potem wyjść z domu i uczynić świat lepszym albo dziwniejszym. Ta książka jest na tyle wspaniała i ważna, że jej drobne wady są doprawdy bez znaczenia.
....

Dziesięć piosenek, które sprawiają, że jestem niewytłumaczalnie radosny zawsze kiedy je słyszę:

Love's a Prima Donna, Cockney Rebel
Cheese and Onions, The Rutles
The Jeep Song, Dresden Dolls
Ever Fallen In Love (większość wersji, ale moją ulubioną wykonuje Thea Gilmore na "Loft Music")
Tower of Song, Leonard Cohen
The Day We Caught the Big Fish, T. V. Smith
Smells Like Teen Spirit, Tori Amos
Rock & Roll Nigger, Patti Smith
Gin and Juice, The Gourds
Pyrate Love, Jollyship the Whizz-Bang

Jedenaście pierwszych pozycji, które wyskoczyły, kiedy nastawiłem iPoda na odtwarzanie losowe 14068 utworów:

Heart, Nick Lowe
Coast Starlight, North Atlantic Explorers
We Were Wrong, Bonzo Dog Doo Dah Band
Keep Up, Thea Gilmore
Duke of Earl, Frank Black
V-2 Schneider, David Bowie
Fireflies, Patti Smith (From Gone Again. Not sure I've ever heard this track before. Suspect that I put the whole album onto the iPod without ever listening to it.)
Sex Life, Black Box Recorder
All the Time, Tom Waits
Cast of Thousands, The Adverts (also one of my inexplicably happy songs)
Et moi, et moi, et moi, The Snivelling Shits.
...
W recenzji Audio Booka "Nigdziebądź" dla "Publishers Weekly" napisali

"Nigdziebądź" Neil Gaiman, czyta autor. HarperAudio, wersja pełna, 10 CDs, 12.5 godziny, $39.95 ISBN 978-0-06-137387-9

Gaiman przyjmuje rolę narratora swojej ostatniej książki czytając w sposób na tyle osobisty , że porywa słuchacza praktycznie natychmiast i zatrzymuje jego uwagę do samego końca. Ponieważ akcja rozgrywa się w Zjednoczonym Królestwie Gaiman staje się typowym gawędziarzem, który za pomocą czarującego szkockiego akcentu dodaje życia i charakteru postaci głównego bohatera - Richarda Mayhew. Z doskonałą intonacją i wyraźną wymowaą Gaiman zaprasza na pogawędkę
w salonie przy kominku, ofiarowując przy tym osobiste doświadczenia i doznania przekraczające granice tradycyjnej narracji. Autor zna swoją opowieść dogłębnie, wywołuje pożądane emocje i reakcje w każdej scenie. Jego unikalne postaci posiadają różnorodne osobowości, co osiąga przy pomocy rozmaitych technik narracji, tonów i dialektów. Czytanie wydaję się bardziej prywatną rozmową wśród przyjaciół, a Gaiman zapewnił przekonujące i przyjemne wykonanie na jakie zasługuje jego twórczość.

co jest bardzo miłe. Przynajmniej kiedy jesteś pisarzem i wciąż denerwujesz się na myśl o tym całym nagrywaniu książek.

I zamieszczam to: http://www.henson.com/press_releases/2007-12-21.pdf --
bez komentarza, ale z ogromnym i raczej głupkowatym uśmiechem na twarzy.

Brak komentarzy: