Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zabijanie Batmana - to zupełnie jak zabijanie Amandy Palmer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zabijanie Batmana - to zupełnie jak zabijanie Amandy Palmer. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 lipca 2012

Myśli popremierowe. A także trumienka.

Neil napisał we wtorek 17 lipca 2012 o 18:28



Wczoraj wieczorem byłem w Nowym Jorku na premierze filmu Mroczny Rycerz Powstaje. Naprawdę mi się podobał. Co prawda Mroczny rycerz podobał mi się bardziej, bo pojawia się w nim Joker Heatha Ledgera, i fabuła nie jest przewidywalna. Tego brakuje nowemu filmowi: po zawiązaniu akcji już właściwie wiadomo, co się wydarzy i kiedy (nawet jeżeli tak jak ja trzymaliście się z daleka od spoilerów), ale całą przyjemność czerpie się z oglądania jak do tego dochodzi. Choć poprzedni podobał mi się bardziej, to ten jest lepszym filmem o Batmanie i prawdopodobnie w ogóle lepszym filmem. (Jest to trzeci na liście moich ulubionych filmów w tym roku, tuż za Moonrise Kingdom i Domem w głębi lasu.)

Założyłem garnitur. Przeszedłem się po czerwonym dywanie (który oczywiście był czarny). Udzieliłem nawet wywiadu...



Dziś rano, kiedy siedziałem w samolocie, zapytano mnie o premierę na Tumblrze i postanowiłem zamieścić swoją odpowiedź tutaj...

Czy jako supersławna osoba często dostajesz zaproszenia na różne tego typu imprezy? (premiery filmowe) czy wygląda to tak, że mówisz "chciałbym to obejrzeć" i twoi "ludzie" zajmują się załatwianiem takich rzeczy?
— writless

Byłem w życiu na sześciu premierach (w przypadku dwóch filmów były to zarówno amerykańska, jak i brytyjska premiera, co w sumie daje osiem).

Cztery z nich to premiery filmów, do których napisałem scenariusz lub które były nakręcone na podstawie moich książek, jedna to wczorajszy Mroczny Rycerz powstaje (Zaprosiła mnie Diane Nelson, główna szefowa DC Entertainment, pomyślałem, że może być fajnie i rzeczywiście było.), a druga Igrzyska śmierci. Moja córka Maddy poprosiła mnie, żebym ją zabrał, więc moi ludzie (tak naprawdę nie mam ludzi, ale mam niesamowitego agenta w CAA, Jona Levina) wyprosili mnóstwo przysług w Hollywood, żeby mógł spełnić jej prośbę.

Czasami dostaję zaproszenia na inne premiery    zazwyczaj od znajomych, którzy te filmy zrobili    i najczęściej nie chodzę. Tak naprawdę nie przepadam za czerwonymi dywanami ani za osobliwym stresem, który towarzyszy premierom filmowym — te wszystkie wykrywacze metalu i BĘDZIEMY KONFISKOWAĆ TELEFONY KOMÓRKOWE i dyrygujący tłumem faceci z krótkofalówkami. Nie sprawia mi przyjemności noszenie wytwornych garniturów. Nie orientuję się i nie rozpoznaję celebrytów ani aktorów i nic mi po sikaniu w towarzystwie sławnych ludzi. (A w ogóle rzadko zdarza mi się znaleźć w odpowiednim czasie w odpowiednim mieście.)

Tak więc we wczorajszym wyjściu na premierę najbardziej podobało mi się to, że miałem okazję pogadać z Nealem Adamsem (to niesamowite jak wiele z jego twórczości — a jeszcze więcej z twórczości Dennisa O'Neila — czerpie film), spotkać się z Grantem Morrisonem (który jest jednym z moich ulubionych ludzi na świecie i stanowczo za rzadko go widuję) oraz wpaść na Davida Goyera i dowiedzieć się, jak postępuje na w pół sekretny projekt, który w myślach nazywam "Naszym Filmem" (przynajmniej do momentu aż sekret zostanie ujawniony i reszta świata pozna prawdziwy tytuł). I z przyjemnością spędziłem trochę czasu z Diane Nelson.


Ale najlepszy z całej tej premiery był e-mail od Karen Berger na temat pierwszych kilku stron nowego Sandmana, który dostałem tuż przed rozpoczęciem filmu.


Napisała, że po lekturze poczuła się, jakby wróciła do domu.


...

Tuż przed moim wyjazdem do Nowego Jorku dostarczono mi tajemniczą skrzynię... była podpisana "nr 2 z 49". A stempel pocztowy pochodził z Blithe Hollow, czyli najwyraźniej był to prezent z cmentarza:






W ziemi w skrzyni znajdowały się zadziwiające, miniaturowe szczątki.

Ogromnie się cieszę, że studio Laika wysłało mi tę skrzynię. Zgodnie z trzymanym przez niego zwojem oraz karteczką przywiązaną do stopy, mój własny wspaniały zombie wisielec purytanin nazywa się Eben Hardwick.

Od czasu Koraliny czuję się częścią rodziny Laika i naprawdę nie mogę się doczekać Paranormana.



...


I na koniec: jeżeli będziecie mieli okazję, rzućcie okiem na http://www.loa.org/sciencefiction/. The Library of Americas wydaje American Science Fiction: Classic Novels of the 1950s [Klasyczne amerykańskie powieści sf lat 50.] pod redakcją Gary'ego K. Wolfe'a. Ja napisałem zupełnie nowy esej o Wielkim Czasie Fritza Leibera. Connie Willis zapisała o Podwójnej Gwieździe Heinleina. William Gibson napisał o Alfreda Bestera... i, patrzcie tylko, także Tim Powers i Nicola Griffith i Kit Reed i Peter Straub i Michael Dirda i James Morrow. Wszyscy napisaliśmy coś o pięćdziesięciu powieściach science fiction, które kochamy.


środa, 22 kwietnia 2009

J.G. Ballard i jaka była przyszłość

Neil napisał w poniedziałek 20 kwietnia 2009 o 17:07



Kiedy byłem chłopcem uwielbiałem J. G. Ballarda. Kiedy byłem nastolatkiem też uwielbiałem J. G. Ballarda. I jako dorosły uwielbiałem J. G. Ballarda. Jednak w każdym okresie inne jego książki. Jako chłopiec czytałem i kochałem te o katastrofach, w których świat tonął, wybuchał lub powoli zmieniał się w kryształ, a także opowiadania ze zbioru „Vermillion Sands” (szczególnie jedno zatytułowane „The Cloud Sculptors of Coral D” [Rzeźbiarze chmur z Koralu D]). Jako nastolatek wypożyczałem z biblioteki dziwaczne, fajne i wymagające dzieła Ballarda (najbardziej na świecie kochałem „Concrete Island” [„Wyspa”], robinsonadę opowiadającą o mężczyźnie, który po wypadku samochodowym utknął na wysepce na ruchliwej autostradzie). Jako młody człowiek kochałem „Imperium słońca”, ale nigdy nie przestawałem kochać starych książek, nawet kiedy odkrywałem nowe.

Około 1985 roku moja znajoma, Kathy Hacker zabrała mnie na przyjęcie/ prezentację książki/ jakąś imprezę gdzieś w Londynie i poznałem tam Williama Burroughsa, a Jim Ballard stał tam sobie i ucinał pogawędkę na temat Londynu w latach 60. Nie wiem czeko lub kogo się spodziewałem, ale Jim Ballard był wtedy, i kiedykolwiek później go spotykałem, przerażający w swojej zwyczajności, jak bohaterowie z wysokościowców i zatapianych światów, jak człowiek z wysepki na autostradzie.

Z biegiem lat pozostała mi fascynacja Ballardem i dziwnym sposobem w jaki jego najbardziej niekonwencjonalna twórczość z lat 60. i wczesnych 70., osobliwe nie-opowiadania o tytułach takich jak „Dlaczego chcę pieprzyć Ronalda Reagana” albo książki takie jak „Kraksa” (opisująca jako fetysz wypadki samochodowe i piękne kobiety, które w nich giną) w jakiś sposób przepowiedziały przyszłość świata, w którym żyliśmy, świata postreaganowskiej kontroli wizerunku i masowej histerii po śmierci księżnej Diany, i zrobił to lepiej, niż wszyscy autorzy SF, którzy naprawdę starali się przewidzieć przyszłość.

I wahałem się, czy na pewno o tym napisać, tak jakby nienapisanie czegoś na blogu mogło utrzymać go przy życiu jeszcze chwilę.

Zdjęcie zrobiła Miriam Berkley około 1991 roku.

...


Cat Mihos's na stronie Neverwear ogłosiła konkurs na propozycje nadruków na koszulki, a odpowiedzi są niesamowite i, mówiąc szerze, niełatwe do ocenienia. Jeżeli chcecie zabrać głos lub oddać głos na to, co chielibyście założyć, wejdźcie na http://kittysneverwear.blogspot.com/2009/04/in-which-we-judge-another-contest.html. (A jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda moja korespondencja - Cat zaczęła ja fotografować)


Na szybko: Harper Childrens właśnie przekazało mi, że "Księga cmentarna" do słuchania została wytypowana jako jedna z trzech do otrzymania tytułu "Audiobook roku". Już otrzymała dwie nominacje do nagród Audio - pełna listę mozna przeczytać na http://www.audiopub.org/2009Finalistspressrelease.pdf - a jeśli może jeszcze zostać wybrana audiobookiem roku wywołało na Twarzy trwały uśmiech.http://www.audiopub.org/2009ABOTY_DAPfinalistsrelease_final.pdf

Oto co o nim napisali:

"Księga cmentarna"
Neil Gaiman
Czyta autor
Wydawnictwo HarperAudio
finalista
również w kategoriach Thriller oraz Dla Dzieci w wieku 8-12.

"Księga cmentarna" zdobyła nieśmiertelność wygrywając nagrodę Newbery, ale wersja do słuchania bogatsza jest o pozostające w pamięci na długo wykonanie samego autora, w którym uderza wprost równowaga pomiędzy profesjonalnym lektorem, a duszą i sercem pisarza. Niesamowita muzyka Beli Flecka skomponowana specjalnie na potrzeby audiobooka ustala ton i podkreśla charakter wydawnictwa. Nieukrywany entuzjazm Gaimana dla książek do słuchania znalazł wyraz w ostatniej trasie promującej książkę oraz na jego stronie internetowej. Wysiłki Gaimana i wydawnictwa HarperAudio z pewnością przysporzyły mu nowych fanów poprzez te nagrania oraz efektywny marketing w mediach.

Niesamowicie miłe. Już o tym mówiłem, ale to wciąż prawda, chyba nic nie cieszy mnie tak bardzo, jak to, że ludziom podobają się nagrywane przeze mnie książki dźwiękowe. To jedna z tych nagród, które liczą się dla mnie najbardziej.


I prawdę mówiąc, choć zawsze-miło-jest-dostać-nominację-i-w-ogóle, bardzo chciałbym wygrać nagrodę Audie. Jedną już zdobyłem za "Śnieg, szkło i jabłka/ Morderstwa i tajemnice" (wydane razem jako "TWO PLAYS FOR VOICES" ["Dwie sztuki na głosy"], ale to nie ja je czytałem, to były adaptacje moich opowiadań. Mam wiele cynowych medali za nominacje, ale chciałbym wreszcie zdobyć jedną dużą, szklaną płytkę za przeczytanie. Pewnie dlatego, że prawdę mówiąc, czuję się mniej pewny jeśli chodzi o czytanie, niż w przypadku słowa pisanego. Oraz dlatego, że książki dźwiękowe zajmują specjalne miejsce w moim sercu - jak gatunek zagrożony wyginięciem, który zawrócił znad przepaści i jakoś się trzyma.

...
I przypomnienie, że 853 numer Detective Comics wychodzi w środę. Pierwsze sześć stron (i dwie różne okładki) można obejrzeć na http://comics.ign.com/articles/973/973059p1.html . Oto pierwsza strona...
I nie. To nie jest Śmierć.

...
Sprzedaż książki "Who Killed Amanda Palmer" rozpoczęła się dziś rano, ale wygląda na to, że
były problemy ze stroną, z której się ją zamawia, więc powstrzymam się z podaniem szczegółów tu, czy na twitterze do jutra. Do tego czasu powinienem być w stanie wysłać tam ludzi bez niebezpieczeństwa, że strona natychmiast się zablokuje i marnowania wszystkim czasu. Jeżeli macie ochotę sami poszukac linku, proszę bardzo.

Póki co, to jest link do jubileuszowego numeru magazynu "Mythic Delirium", w którym zamieszczono mój wiersz. Zainspirowało go to samo dziwne wydarzenie, przez które Amanda Palmer napisała piosenkę "Trout Heart Replica". Miałem nazwać tak mój wiersz, ale kiedy jej o tym powiedziałem, usłyszałem "Nie możesz. Ja nazwałam tak piosenkę i byłam pierwsza." I była. (Ilustracja w pierwszych 350 zeszytach są ręcznie kolorowane)
...
I na koniec - zeszliśmy dziś do piwnicy i wyciągnęliśmy trochę komiksów dla Lena Weina. Len to a) jeden z najsympatyczniejszych facetów pracujących w świecie komiksu i b) jeden z pisarzy, którzy kiedy byłem nieco młodszy, niż obecnie, sprawili, że chciałem pisać komiksy. Dom Lena spłonął w pożarze i choć większości rzeczy nie da się odzyskać, próbuje odtworzyć kolekcję komiksów - swoich, lub takich samych. Jeżeli posiadacie po dwa egzemplarze albo tak jak ja uważacie, że waszym komiksom będzie lepiej u Lena, szczegóły możecie znaleźć na http://www.povonline.com/weinproject.htm

niedziela, 15 lutego 2009

Krótkie streszczenie kłótni

Przed chwilą odbyłem ze swoją agentką kłótnię/dyskusję na temat Amazon Kindle - urządzenia przetwarzającego tekst na głos. Streszczę ją tutaj.

Jej punkt widzenia: to, że Kindle czyta ci książkę-którą-właśnie-kupiłeś łamie prawa autorskie (a przyjnajmniej prawa) do książki dźwiękowej. Prawa do audiobooka i do książki drukowanej Sprzedaliśmy oddzielnie. Musimy to powstrzymać.

Mój punkt widzenia: Kiedy kupujesz książkę nabywasz również prawo do czytania jej na głos i do tego, żeby ktoś czytał ją tobie, do czytania jej dzieciom podczas długiej podróży samochodem, do nagrywania jak sam ją czytasz i do wysłania tego nagrania swojej dziewczynie etc. To jest to samo, tylko że nie masz jak porządnie odgrywać poszczególnych głosów i nikt raczej nie pomyli tego z audiobookiem. A stowarzyszenia pisarzy czy wydawcy, którzy zamierzają wydawać pieniądze na bezsensowny z założenia proces zrobiliby lepiej przeznaczając te pieniądze na reklamę książek dźwiękowych, które już i promowanie tego, co jest w nich dobre.

Tyle.

A piszę o tym tutaj, żeby oszczędzić czasu tym, którzy chcieliby pytać co o tym sądzę.

Byłem przed chwilą przy ulach. Ul Kelli ma się znakomicie, ul Kitty wciąż jeszcze się trzyma, ale nie wiem czy przetrwa zimę.

Dzisiejszą pocztą przyszła para Coraline Dunks. Wyszedł już "Batman" nr 686 i jeśli chcecie zdobyć egzemplarz powiniście się pospieszyć, a Andy Kubert rysuje jak szalony, żeby zdążyć z numerem 853 "Detective Comics" i jednocześnie utrzymać równie wysoki poziom. I nie, nie powiem wam co będzie dalej.

Dobra. Pracydozpowrotemteraz=ja.