Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Merrilee Heifetz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Merrilee Heifetz. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 lutego 2009

zoom. zzzzoom.


Na lotnisku w Minneapolis. W drodze do Atlanty, gdzie przesiadam się w samolot do Dublina.

Mój pies nauczył się dostrzegać znaki, że wyjeżdżam z domu - zniesiona na dół torba, przybory podróżne (płaszcz, pióra, atrament, paszport) piętrzące się na kuchennym stole - i wcale one mu sie nie podobają. Kręci się w pobliżu starając się zapobiec temu, co nieuniknione, zmartwiony, z uszami po sobie...
Ale jest też dobra strona: jeszcze tydzień i zostanie spuszczony ze smyczy, wolno mu też wchodzić i schodzić po schodach, biegać i robić te wszystkie rzeczy, które jego zdaniem i tak powinno mu być wolno robić. Czyli kiedy wrócę do domu będzie o wiele szczęśliwszym psem.
...

Jeszcze a propos poprzedniej notki - musicie wiedzieć, że mam wspaniałą agentkę, która dba o moje interesy i jej zadaniem jest upewnić się, że a) pisząc zarabiam i b) że w jakiś sposób nie sprzedam tych samych praw dwóm różnym grupom ludzi. A zatem jej troska o to, czy syntezator mowy nie łamie praw do książki audio jest naturalna i rozsądna.

A kiedy dostałem to:

Miło mi słyszeć, że popierasz syntezator mowy Kindle.
Jestem osobą dotkniętą od kilku lat porażeniem czterokończynowym z powodu uszkodzenia rdzenia kręgowego. Ostatnie osiągnięcia technologiczne pozwalają mi na samodzielne napisanie tego maila za pomocą jedynie mojego komputera, oprogramowania i mikrofonu. Niemniej jednak technologia ta jest wciąż bardzo nowa, niezdarna i nie bez wad. ("Napisanie" tego krótkie maila zajmie prawdopodobnie więcej czasu, niż wysłuchanie pierwszego rozdziału "Koraliny" w wykonaniu mojego przyjaciela!) (Nawet nie pytaj ile czasu zajęło mi napisanie słowa "Koralina" - teraz dwukrotnie!) Nikt nie łoży specjalnie na reklamowanie produktów przeznaczonych dla ludzi sparaliżowanych, czy z porażeniem, więc jesteśmy zmuszeni polegać na tym, że technologia idzie na przód dla samego postępu. Wydaje mi się, że spowalnianie takich ulepszeń z powodu kwestii finansowych byłoby niemądre i smutne. Dzięki za poparcie dla technologii i do zobaczenia, mam nadzieję, na comic-conie.
-Brook McCall


jej odpowiedź brzmiała

Cóż. No dobrze. Racja. (odgłos agentki, której brakuje argumentów)

Ponieważ jest mądrą kobietą.

ups. czas wchodzić na pokład. Szczęśliwego piątku trzynastego. Uważajcie na lovecraftowskie potwory czające się w argh...

Krótkie streszczenie kłótni

Przed chwilą odbyłem ze swoją agentką kłótnię/dyskusję na temat Amazon Kindle - urządzenia przetwarzającego tekst na głos. Streszczę ją tutaj.

Jej punkt widzenia: to, że Kindle czyta ci książkę-którą-właśnie-kupiłeś łamie prawa autorskie (a przyjnajmniej prawa) do książki dźwiękowej. Prawa do audiobooka i do książki drukowanej Sprzedaliśmy oddzielnie. Musimy to powstrzymać.

Mój punkt widzenia: Kiedy kupujesz książkę nabywasz również prawo do czytania jej na głos i do tego, żeby ktoś czytał ją tobie, do czytania jej dzieciom podczas długiej podróży samochodem, do nagrywania jak sam ją czytasz i do wysłania tego nagrania swojej dziewczynie etc. To jest to samo, tylko że nie masz jak porządnie odgrywać poszczególnych głosów i nikt raczej nie pomyli tego z audiobookiem. A stowarzyszenia pisarzy czy wydawcy, którzy zamierzają wydawać pieniądze na bezsensowny z założenia proces zrobiliby lepiej przeznaczając te pieniądze na reklamę książek dźwiękowych, które już i promowanie tego, co jest w nich dobre.

Tyle.

A piszę o tym tutaj, żeby oszczędzić czasu tym, którzy chcieliby pytać co o tym sądzę.

Byłem przed chwilą przy ulach. Ul Kelli ma się znakomicie, ul Kitty wciąż jeszcze się trzyma, ale nie wiem czy przetrwa zimę.

Dzisiejszą pocztą przyszła para Coraline Dunks. Wyszedł już "Batman" nr 686 i jeśli chcecie zdobyć egzemplarz powiniście się pospieszyć, a Andy Kubert rysuje jak szalony, żeby zdążyć z numerem 853 "Detective Comics" i jednocześnie utrzymać równie wysoki poziom. I nie, nie powiem wam co będzie dalej.

Dobra. Pracydozpowrotemteraz=ja.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Plan czwarty....?

Neil napisał w piątek, 4 kwietnia 2008

Merrilee, moja agentka literacka, przyjechała na parę dni, żebyśmy mogli pogłówkować, nad czym będę pracował w tym roku. Robimy coś takiego mniej więcej co półtora roku; myślę, że to pomaga nam obojgu. Wczoraj wieczorem, gdy plan był już ukończony, trochę się wszystko pokomplikowało, kiedy to zadzwonił telefon, a ja nagle zorientowałem się, że zgadzam się napisać parę filmów, których nie przewidziałem wcześniej tamtego popołudnia. Tak więc teraz piszemy plan drugi. (Plan trzeci: zamknąć mnie w szafce i wypuścić dopiero, kiedy wszystko zostanie napisane.)

Na blogu Johna Scalzi znajduje się świetna praca na temat etykiety konwentowej, która powinna zostać rozprzestrzeniona. Czytałem ją, cały czas potakując niczym jeden z tych zabawkowych piesków w samochodach (ciągle takie mają?): http://scalzi.com/whatever/?p=581

Tutaj znajduje się nadzwyczajny, krótki klip na temat Leonarda da Vinci, który właśnie przysłał mi Bob Morales i pod koniec którego pomyślałem "Och, oczywiście".