piątek, 4 lipca 2014
Jak Borsuk trafił do Carnegie Hall?
sobota, 17 marca 2012
Kim jest Jonathan Carroll i dlaczego powinno to Was obchodzić?
A zatem serdeczne gratulacje dla Jonathana i lektora Edoardo Balleriniego.
Na świecie są miliony zdolnych pisarzy. Są setki tysięcy dobrych i jest też garstka znakomitych. A ja, późną nocą, próbuję ustalić na czym polega różnica między nimi. Czym jest ten niemożliwy do zdefiniowania pierwiastek, który się ma albo się go nie ma, a który sprawia, że ktoś jest znakomitym pisarzem.
I nagle zdałem sobie sprawę, że zadaję złe pytanie, bo pisarze nie dzielą się wcale na dobrych i znakomitych. Tak naprawdę chodzi mi o to, co czyni pisarza wyjątkowym. Bo kiedy jako dziecko podróżowałem londyńskim metrem przyglądałem się ludziom wokół. I co jakiś czas dostrzegałem kogoś, kto został już narysowany – uroda z Williama Morrisa, groteska od Berniego Wrightsona – lub opisany – nawet we współczesnym Londynie można spotkać wiele postaci rodem z Dickensa. I nie chodziło o malarzy czy pisarzy, którzy realistycznie oddawali życie. Wyjątkowi byli ci, którzy przedstawiali je w tak osobisty sposób, iż wydawało się, że w pewnym sensie tworzą życie, tworzą świat i oddają go tobie. A kiedy raz spojrzało się na świat ich oczami, nie dało się już tego cofnąć, przenigdy.
Jest kilku tak wyjątkowych pisarzy. W swoich książkach tworzą światy, a może raczej otwierają okno, drzwi czy czarodziejskie okiennice i odkrywają świat, w którym sami żyją.
Na przykład Ramsey Campbell pisze opowiadania i jeżeli przeczyta się ich bardzo wiele, przekształcą twoją wizję świata tak, że stanie się on szarym i złowieszczym miejscem, w którym dziwne kształty przemykają, widoczne tylko kątem oka, a smuga dymu czy smagana wiatrem plastikowa reklamówka nabierają jakiegoś ponurego znaczenia. Po przeczytaniu odpowiedniej ilości książek R.A. Lafferty'ego odkryjesz, że żyjesz w przedziwnym, niewiarygodnym świecie, którego mieszkańcy pochodzą wprost z jakiegoś kosmicznego żartu, jeżeli w ogóle to wszystko nie jest snem.
Jonathan Carroll zmienia. Jestem jednym z tych wyjątkowych, jednym z bardzo nielicznych. Maluje świat takim, jakim go widzi. Otwiera okno, o istnieniu którego nawet nie wiedzieliście i zaprasza do wyjrzenia przez nie. Użycza w tym celu swoich oczu i dzięki temu można podziwiać świat zupełnie nowy, świeży i szczery.
W księgarnianym wszechświecie mdłych i jednakowych pisarzy i książek, świat wypływający z wiecznego pióra Carrola jest tak wspaniały, orzeźwiający i magiczny, jak nowa kochanka lub chłodna woda na pustyni. Rzeczy mają znaczenie. Można zakochać się w występujących u niego kobietach i mężczyznach, martwić się, gdy dzieje się im krzywda, nienawidzić, gdy zdradzają lub zawodzą i cieszyć, gdy udaje im się wykraść moment magii i życia w obliczu śmierci i nieuniknionej nicości.
Około ośmiu lat temu byłem na kolacji z Jonathanem Carrollem, Davem McKeanem i kilkorgiem przyjaciół. To, co zapamiętałem najlepiej to nie jedzenie czy rozmowa (choć pamiętam, że Jonathan opowiadał nam historie z własnego życia, które potem znalazłem w Całując ul). Najlepiej zapamiętałem proces stawania się postacią Jonathana Carrolla wśród innych jego postaci. Byliśmy błyskotliwi i zabawni, mądrzy i przepełnieni światłem, inteligentni i piękni mężczyźni i kobiety.
Byliśmy artystami, twórcami i czarodziejami.
Dopiero kilka dni później zauważyłem, że znów stałem się zwykłą, przyziemną osobą.
Tworzenie literatury sprawia, że stajesz się nieszczególnie przychylnie nastawiony do jej czytania. Zaczyna się od miłości do książek i opowieści, lecz szybko pojawia się znużenie i coraz trudniej jest znaleźć coś zadowalającego. Sam czytam coraz mniej literatury pięknej, a radość i entuzjazm, które niegdyś z niej czerpałem odnajduję w coraz dziwaczniejszych pozycjach z literatury faktu lub w poezji. Ale nowa książka Jonathana Carrolla, jak pisano niegdyś na tylnych okładkach, to wciąż powód do świętowania.
Powieści Carrolla, które odniosły największy sukces przekraczają granice pomiędzy gatunkami literackimi. Jest w nich więcej życia, więcej jaj, są prawdziwsze niż wszystko, co do tej pory mieliście okazję czytać. Czasem fantastykę nazywa się "realizmem magicznym", żeby dodać jej powagi, ale to jak dziwka, która chciałaby być nazywana "damą wieczoru". Natomiast książki Jonathana Carrolla mają pełne prawo do miana realizmu magicznego, jeżeli upieracie się przy nadawaniu etykietek.
Ja nazywam je opowieściami Jonathana Carrolla i tyle. Jest jedym z tej niewielkiej garstki i należy do bractwa. Jeżeli mi nie wierzycie, sięgnijcie po Muzeum Psów, Dziecko na niebie, Śpiąc w płomieniu, Upiorną dłoń lub którąkolwiek inną powieść (na stronie z pewnością znajdziecie pełną listę)
i przekonajcie się sami.
Użyczy wam swoich oczu i wasze spojrzenie na świat zmieni się na zawsze.
A teraz coś z nieco innej beczki.
Wspaniała piosenka Josha Rittera oraz klip wykonany przy użyciu 12 tysięcy kartek.
sobota, 6 czerwca 2009
w końcu nie tylko druhna
Za nominację do nagrody Audie dają medale, duże i ciężkie, zawieszane na wstęgach. Swoje trzymam w domu i wieszam do rzeźbie Jacka w Pudełku Lisy Snellings. Mam ich sporo. A to dlatego, że kiedy wybieram się na rozdanie Audie, nie wygrywam nagrody, tylko słucham jak wyczytują nazwiska inne, niż moje i ci inni dostają swoje kawały rzeźbionego kryształu, bo tym właśnie jest nagroda.
Wczoraj wieczorem "Księga cmentarna" była nominowana w trzech kategoriach: "thriller", "audiobook dla dzieci w wieku 8-12" oraz "audiobook roku".
W pierwszej kolejności była kategoria "thriller" i kiedy wyczytali zwycięzce i no tak- to nie byłem ja, pogodziłem się z tym, że będzie to kolejny wieczór nie wygrywania Audie.
Kiedy "Księga cmentarna" wygrała w kategorii dla dzieci 8-12, pomyślałem: "Zdobyłem Audie!" i byłem tak szczęśliwy, że natychmiast pogodziłem się z myślą, że ktoś inny wygra "audiobook roku".
I wtedy, ogłoszono zwycięzcę w ostatniej kategorii, "audiobook roku".
"Księga cmentarna" Wygrała.
Wyszedłem na scenę i zacząłem paplać. Podziękowałem Michaelowi Conroyowi (mój reżyser), Lance'owi Nealowi (redakcja i produkcja) oraz Anie Marii Alessi (fantastyczny wydawca pozycji dźwiękowych i cyfrowych w Harpers) i powinienem był podziękować Beli Fleckowi, który przeczytał na tym blogu, że chciałbym usłyszeć "Makabrela" zagranego na banjo i prędko nagrał wspaniałą wersję, która znalazła się na audiobooku. Zapomniałem też podziękować mojej agentce Merrilee, która siedziała na widowni i promieniała dumą agentki.
Potem udałem się na kolację z przyjaciółmi i byłem zachwycony.
Ludzie pytają, czy zdobywanie nagród ma jakieś znaczenie, kiedy zdobyło się ich już trochę i czasem znaczy to mniej, a czasem więcej. Ale zdobycie przez "Księgę cmentarną" nagrody za audiobook roku znaczy więcej, niż jestem w stanie wyrazić.
piątek, 5 czerwca 2009
Book Expo dzień pierwszy. i ostatni.
Neil napisał w piątek 29 maja 2009 o 17:12
Bardzo szybko: musical "Koralina" (http://www.mcctheater.org/currentseason.html) to wspaniały kawał teatru, bardzo osobliwy i zapadający w pamięć. Bardziej podobała mi się druga połowa, ponieważ była bardziej w konwencji snu (choć "Koralina" nie jest senną opowieścią). Zastanawiam się co pomyślałaby o tym osoba, która nigdy nie zetknęła się z Koraliną w innej formie, zwłaszcza podczas końcówki, kiedy pokonana zostaje ręka Drugiej Matki. Uwielbiam piosenki, zarówno te, które słyszałem wcześniej, jak i te nowe. I nie mogę się doczekać płyty.I naprawdę nie mogę się doczekać premiery w poniedziałek.
Podpisywałem - miałem godzinę na podpisanie książek 100 osobom i w jakiś sposób udało mi się podpisać 170, w większości przypadków z dedykacjami. Nie jestem pewien jak mi się to udało, ale kiedy skończyłem, byłem w stanie śmierci mózgowej. Spotkałem też wielu znajomych, którzy uznali, że czas podpisywania to świetny moment na pogawędkę i wszyscy niestety bardzo się zawiedli.
Teraz wybieram się na rozdanie nagród Audie. Nie oczekuję, że coś wygram, bo tradycyjnie zawsze jestem nominowany i nigdy nie wygrywam. Mimo to będę z dumą nosił medale za swoje trzy nominacje.
środa, 22 kwietnia 2009
J.G. Ballard i jaka była przyszłość
Kiedy byłem chłopcem uwielbiałem J. G. Ballarda. Kiedy byłem nastolatkiem też uwielbiałem J. G. Ballarda. I jako dorosły uwielbiałem J. G. Ballarda. Jednak w każdym okresie inne jego książki. Jako chłopiec czytałem i kochałem te o katastrofach, w których świat tonął, wybuchał lub powoli zmieniał się w kryształ, a także opowiadania ze zbioru „Vermillion Sands” (szczególnie jedno zatytułowane „The Cloud Sculptors of Coral D” [Rzeźbiarze chmur z Koralu D]). Jako nastolatek wypożyczałem z biblioteki dziwaczne, fajne i wymagające dzieła Ballarda (najbardziej na świecie kochałem „Concrete Island” [„Wyspa”], robinsonadę opowiadającą o mężczyźnie, który po wypadku samochodowym utknął na wysepce na ruchliwej autostradzie). Jako młody człowiek kochałem „Imperium słońca”, ale nigdy nie przestawałem kochać starych książek, nawet kiedy odkrywałem nowe.
Około 1985 roku moja znajoma, Kathy Hacker zabrała mnie na przyjęcie/ prezentację książki/ jakąś imprezę gdzieś w Londynie i poznałem tam Williama Burroughsa, a Jim Ballard stał tam sobie i ucinał pogawędkę na temat Londynu w latach 60. Nie wiem czeko lub kogo się spodziewałem, ale Jim Ballard był wtedy, i kiedykolwiek później go spotykałem, przerażający w swojej zwyczajności, jak bohaterowie z wysokościowców i zatapianych światów, jak człowiek z wysepki na autostradzie.
Z biegiem lat pozostała mi fascynacja Ballardem i dziwnym sposobem w jaki jego najbardziej niekonwencjonalna twórczość z lat 60. i wczesnych 70., osobliwe nie-opowiadania o tytułach takich jak „Dlaczego chcę pieprzyć Ronalda Reagana” albo książki takie jak „Kraksa” (opisująca jako fetysz wypadki samochodowe i piękne kobiety, które w nich giną) w jakiś sposób przepowiedziały przyszłość świata, w którym żyliśmy, świata postreaganowskiej kontroli wizerunku i masowej histerii po śmierci księżnej Diany, i zrobił to lepiej, niż wszyscy autorzy SF, którzy naprawdę starali się przewidzieć przyszłość.
I wahałem się, czy na pewno o tym napisać, tak jakby nienapisanie czegoś na blogu mogło utrzymać go przy życiu jeszcze chwilę.
Zdjęcie zrobiła Miriam Berkley około 1991 roku.
...
Cat Mihos's na stronie Neverwear ogłosiła konkurs na propozycje nadruków na koszulki, a odpowiedzi są niesamowite i, mówiąc szerze, niełatwe do ocenienia. Jeżeli chcecie zabrać głos lub oddać głos na to, co chielibyście założyć, wejdźcie na http://kittysneverwear.blogspot.com/2009/04/in-which-we-judge-another-contest.html. (A jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda moja korespondencja - Cat zaczęła ja fotografować)
Na szybko: Harper Childrens właśnie przekazało mi, że "Księga cmentarna" do słuchania została wytypowana jako jedna z trzech do otrzymania tytułu "Audiobook roku". Już otrzymała dwie nominacje do nagród Audio - pełna listę mozna przeczytać na http://www.audiopub.org/2009Finalistspressrelease.pdf - a jeśli może jeszcze zostać wybrana audiobookiem roku wywołało na Twarzy trwały uśmiech.http://www.audiopub.org/2009ABOTY_DAPfinalistsrelease_final.pdf
Oto co o nim napisali:
"Księga cmentarna"
Neil Gaiman
Czyta autor
Wydawnictwo HarperAudio
finalista również w kategoriach Thriller oraz Dla Dzieci w wieku 8-12.
"Księga cmentarna" zdobyła nieśmiertelność wygrywając nagrodę Newbery, ale wersja do słuchania bogatsza jest o pozostające w pamięci na długo wykonanie samego autora, w którym uderza wprost równowaga pomiędzy profesjonalnym lektorem, a duszą i sercem pisarza. Niesamowita muzyka Beli Flecka skomponowana specjalnie na potrzeby audiobooka ustala ton i podkreśla charakter wydawnictwa. Nieukrywany entuzjazm Gaimana dla książek do słuchania znalazł wyraz w ostatniej trasie promującej książkę oraz na jego stronie internetowej. Wysiłki Gaimana i wydawnictwa HarperAudio z pewnością przysporzyły mu nowych fanów poprzez te nagrania oraz efektywny marketing w mediach.
Niesamowicie miłe. Już o tym mówiłem, ale to wciąż prawda, chyba nic nie cieszy mnie tak bardzo, jak to, że ludziom podobają się nagrywane przeze mnie książki dźwiękowe. To jedna z tych nagród, które liczą się dla mnie najbardziej.
I prawdę mówiąc, choć zawsze-miło-jest-dostać-nominację-i-w-ogóle, bardzo chciałbym wygrać nagrodę Audie. Jedną już zdobyłem za "Śnieg, szkło i jabłka/ Morderstwa i tajemnice" (wydane razem jako "TWO PLAYS FOR VOICES" ["Dwie sztuki na głosy"], ale to nie ja je czytałem, to były adaptacje moich opowiadań. Mam wiele cynowych medali za nominacje, ale chciałbym wreszcie zdobyć jedną dużą, szklaną płytkę za przeczytanie. Pewnie dlatego, że prawdę mówiąc, czuję się mniej pewny jeśli chodzi o czytanie, niż w przypadku słowa pisanego. Oraz dlatego, że książki dźwiękowe zajmują specjalne miejsce w moim sercu - jak gatunek zagrożony wyginięciem, który zawrócił znad przepaści i jakoś się trzyma.
...I przypomnienie, że 853 numer Detective Comics wychodzi w środę. Pierwsze sześć stron (i dwie różne okładki) można obejrzeć na http://comics.ign.com/articles/973/973059p1.html . Oto pierwsza strona...

...
Sprzedaż książki "Who Killed Amanda Palmer" rozpoczęła się dziś rano, ale wygląda na to, że
były problemy ze stroną, z której się ją zamawia, więc powstrzymam się z podaniem szczegółów tu, czy na twitterze do jutra. Do tego czasu powinienem być w stanie wysłać tam ludzi bez niebezpieczeństwa, że strona natychmiast się zablokuje i marnowania wszystkim czasu. Jeżeli macie ochotę sami poszukac linku, proszę bardzo.
Póki co, to jest link do jubileuszowego numeru magazynu "Mythic Delirium", w którym zamieszczono mój wiersz. Zainspirowało go to samo dziwne wydarzenie, przez które Amanda Palmer napisała piosenkę "Trout Heart Replica". Miałem nazwać tak mój wiersz, ale kiedy jej o tym powiedziałem, usłyszałem "Nie możesz. Ja nazwałam tak piosenkę i byłam pierwsza." I była. (Ilustracja w pierwszych 350 zeszytach są ręcznie kolorowane)
środa, 6 lutego 2008
102 strony. jak na razie.
Neil napisał we wtorek 5 lutego o 13:52
"Nagrobek dla wiedźmy" (który będzie czwartym rozdziałem "Księgi cmentarnej") został wyróżniony przez magazyn Locus jako jedna z najlepszych nowel roku, co bardzo mnie cieszy.
Moja asystentka Lorraine właśnie weszła i powiedziała "USA Today pisze, że Bill Clinton, Jenna Bush i Stephen Colbert są wszyscy nominowani do nagrody Audie. Nie wspomina, że ty jesteś nominowany aż do trzech." I wcale bym od nich tego nie oczekiwał. Ale widzę, że Joe Hill ma szansę na dwie, więc możemy razem siedzieć podczas bankietu na uboczu, pogryzając kurczaka i obserwując jak nagrody wędrują do innych osób. (Tak wyglądają zazwyczaj moje doświadczenia z Audie. Chociaż zdobyłem jedną w 2003 za "Dwie sztuki na głosy")
Jedną z nominacji otrzymałem za "Interświat" stworzony przy współpracy z Michaela Reavesa
który obok powieści "Un Dun Lun" Chiny został w tym tygodniu zrecenzowany przez "New York Times". To dziwaczna recenzja - myślę, że dla recenzentów książek zasadą numer jeden powinno być Nie Poświęcaj Pierwszego Akapitu Na Obsmarowywanie Gatunku. Po prostu nie rób tego. Nie zaczynaj recenzji romansu od tego, że wszystkie romanse są beznadziejne, ale ten jest dobry (lub równie zły co cała reszta). Nie zaczynaj recenzji SF mówiąc, że nie cierpisz wszystkich międzyplanetarnych historii albo opowieści rozgrywających się w przyszłości oraz że nie podoba ci się jak autorzy fantastyki naukowej konstruują postaci. Nie zaczynaj recenzji powieści o Uniwersyteckim Cudzołóstwie od wyjaśnienia, że większość książek o profesorach języka angielskiego i ich rozhisteryzowanych romansach ze studentkami śmiertelnie cię nudzą, ale. Po prostu nie. To tak jakby osoba pisząca o restauracjach zaczynała od wyjaśnienia, że normalnie nie je i nie lubi oraz że nie rozumie jak inni mogą jeść chińszczyznę, kuchnię francuską czy barbeque. To sprawi, że będziesz uważany za niezbyt dobrego recenzenta.
Chciałoby się założyć, że jeśli ktoś pisze recenzję książki to jest ona tego warta. A jeżeli jako recenzent zaczynasz od wyjaśnienia dlaczego nie lubisz tego gatunku zdenerwujesz i zniechęcisz do siebie wszystkich, którzy go lubią, są zainteresowani i dlatego w ogóle chcieli przeczytać tę recenzję. I wystawiasz się na niebezpieczeństwo popełnienia głównego grzechu tępych recenzentów, czyli wyłączania czegoś z danego gatunku bo jest dobre. (Dodane: patrz mój komentarz oraz wiersz cytowany w http://journal.neilgaiman.com/2005/07/storms-and-teacups.asp)*
Po prostu uznaj, że horror, literatura młodzieżowa, czy cokolwiek innego to jest zasługuje na uwagę, a następnie napisz najlepszą recenzję jaką potrafisz.
(Prawdopodobnie wolno Ci jako recenzentowi napisał kilka razy "nie sądziłem, że to mi się spodoba, ale ta [książka/film/restauracja] sprawiła, że zmieniłem zdanie", ale lepiej żebyś wiedział o czym piszesz zanim zabierzesz się za coś takiego...)
...
Kendra Stout, która stworzyła wspaniałą koszulkę "Scary Trousers" dla sklepu Neverwear Cat Mihos poinformowała mnie, że David Tennant to tak naprawdę fenek. (Zawodowo zajmuje się opieką nad zwierzętami w zoo. Zna się na tym.) Kiedy wyraziłem swoje powątpiewanie zrobiła to, aby mnie przekonać:
* [Kingsley Amis i Robert Conquest "Nowe mapy piekła"
"SF's no good!" they bellow till we're deaf.
"But this is good." "Well, then it's not SF."
"SF jest do niczego!" krzyczą aż ogłuchniemy.
"Ale to jest dobre." "Czyli to nie jest SF"]