Pokazywanie postów oznaczonych etykietą musical Koralina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą musical Koralina. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 lutego 2010

"to Tuscaloosa w Alabamie, oczywiście, ale to całkowicie irrelefantne..."

Neil napisał w piątek, 19 lutego 2010 o 23:06


Byłem w mieście Tuscaloosa w Alabamie.

Przed wyjazdem rozmawiałem z miejscowymi gazetami. "Czego spodziewa się pan po Alabamie?", pytali. "Co pan wie o Alabamie?". Trochę mnie to zdziwiło. Tego typu pytania zadają zazwyczaj dziennikarze z małych państw, które martwią się, że mało kto je odwiedza. (Pytają "czy słyszał pan kiedyś o Ruritanii?", a ty im odpowiadasz, że słyszałeś, że strudel w Stresalu jest znakomity i że miło słyszeć, że Żydom znów wolno kupować tam ziemię i wszyscy są zadowoleni.) Nie spodziewałem się takiego pytania podczas odwiedzin w jednym ze stanów. Ale z drugiej strony, byłem dotąd (i rozdawałem autografy) w 47 stanach, a nie zawitałem do Alabamy, więc w sumie mogli mieć trochę racji. Odpowiedziałem, że nie miałem żadnych specjalnych oczekiwań.

Dziwne jest, że są takie miejsca, gdzie wydawca nie wysyła pisarza i jednym z takich miejsc jest południa USA (nie licząc Atlanty). Kiedy o to pytałem odpowiadano mi, że ludzie właściwie nie kupują tam książek, albo że nie było chętnych, albo coś w tym rodzaju.

Ja wiem tylko, że pierwsza partia biletów na spotkanie ze mną w Alabamie rozeszła się w 120 sekund. (Dosłownie. Myśleliśmy, że po prostu strona się zawiesiła.) Pozostałe bilety, wystawione tydzień później rozeszły się równie szybko. Teatr mieszczące 1078 osób został wyprzedany w kilka minut i można by sprzedać jeszcze dwa lub trzy razy tyle biletów. Niektórzy jechali cztery godziny lub nawet dłużej, żeby się tam znaleźć. Wszyscy zdawali się wprost spragnieni słów, opowieści i literatury ogólnie.

Spędziłem tam wspaniałe chwile. Z tego, co widziałem - inni bawili się równie dobrze, co ja. (Jak donosiły miejscowe gazety: pisarz zjednuje sobie publikę osobliwym stylem and Pisarz czyta na głos w Bama Theatre.) Dostałem mnóstwo przemiłych wiadomości od osób, które były na tym spotkaniu. Oto przykład:

Drogi Panie Gaimanie,
Wczoraj brałam udział w spotkaniu z Panem (w Alabamie).
To było pierwsze spotkanie z pisarzem, na jakim byłem... również dla mojego ojca, mojej przyjaciółki i jej matki chrzestnej (Jej! Tu, w Alabamie, jesteśmy NAPRAWDĘ pozbawieni takich atrakcji!). Miał pan rację:
od dwudziestu lat nikt nie przeczytał nam żadnej opowieści (niektórym nawet przez całe ich ŻYCIE!)
Ale to, jak Pan czytał, zwaliło nas z nóg. Nie pamiętam, żebyśmy się kiedykolwiek tak mocno śmiali. A w tych wszystkich smutnych i wzruszających momentach nasze oczy wypełniały się łzami (z może to tylko moje?). Był pan niesamowity. A to, że przez dwie godziny udało się panu skupić na sobie uwagę tysiąca mieszkańców Alabamy, choć miał pan do dyspozycji jedynie podium i słowa... kolejna imponująca rzecz. A czy powinnam też wspomnieć, że już nigdy nie będę w stanie przeczytać książki i cieszyć się z tego, jak wcześniej?!
Chciałabym móc przeżyć wczorajszy wieczór ponownie. Chciałam tylko napisać (poza tym, jak pana kocham) DZIĘKUJĘ BARDZO!!!!!!! Szkoda, że nie ma sposobu na powiększenie i pogrubienie tych słów jeszcze bardziej. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Dziękuję!
Z pozdrowieniami,
Merry


Przygotowano piękną okazjonalną koszulkę i ulotki reklamowe. Hank Lazer i jego zespół byli wspaniali.

Tamtego ranka rozmawiałem z grupką studentów, dostałem w prezencie zestaw pięknie pachnących, wyrabianych w okolicy mydełek, które później wprowadziły w niemałe zakłopotanie pracowników lotniska zajmujących się wykrywaniem materiałów wybuchowych, zjadłem lunch w Dreamland Barbecue (jak wielokrotnie doradzano mi tutaj i poprzez Twittera) i poleciałem z powrotem do domu bardzo zadowolony.

I rozpisuję się o tym obszerniej, niż zazwyczaj, bo po prostu nie rozumiem. Z jednej strony jest świetny uniwersytet i ludzi, którzy naprawdę lubią czytać i są spragnieni kontaktów z pisarzami i chętnie przychodzą na tego typu spotkania. Z drugiej strony, są pisarze, którzy bardzo lubią odwiedzać miejsca, gdzie się ich docenia. Dlaczego więc przez 22 lata podróżowania po Ameryce nie udało mi się trafić do Alabamy? I dlaczego wydawcy nie chcą wysyłać tam pisarzy?

Zaczynam podejrzewać, że kryje się za tym jakieś samospełniające się proroctwo, oparte w dodatku na złym założeniu. Może księgarnie nie zapraszają pisarzy za spotkania, bo wiedzą, że i tak się im odmówi? Wydawcy z Nowego Jorku nigdy nie wysyłają swoich autorów do takich miejsc, bo wiedzą, że nikt nie będzie chciał pojechać, bo nikt ich nie zaprasza?
...

To przyszło dziewięć miesięcy temu:

Neil,
Właśnie wróciliśmy do domu po obejrzeniu musicalu "Koralina". Był zachwycający, czarujący, fantastyczny! Był nawet lepszy, niż sobie wyobrażałam, a mam bardzo bujną wyobraźnię. Rozmawialiśmy o nim z narzeczonym przez całą drogę powrotną z Nowego Jorku (mieszkamy w Filadelfii) i zastanawialiśmy się, czy zostanie wydana płyta ze wspaniałą muzyką ze spektaklu? Byliśmy zachwyceni tymi dziwnymi instrumentami, a śpiew był dziś wprost doskonały. Nie wiem, czy uda nam się zdobyć bilety na jeszcze jeden spektakl, ale bardzo chcielibyśmy móc ponownie usłyszeć te piosenki. Proszę, wykorzystaj swoje moce w dobrym celu i spraw, by było to możliwe!
kerplink, kerplunk, kerploonk,
Elizabeth Hahn


Nie potrafiłem odpowiedzieć. Nie wiedziałem. Od tamtej pory wiele osób pisało do mnie pytając tęsknie, czy powstanie album z piosenkami w wykonaniu oryginalnej obsady musicalu "Koralina".

No cóż, teraz już jest. Płyty w limitowanej serii z 24-stronicową książeczką zawierającą teksty wszystkich 27 piosenek itp.

Można zamówić ja na: http://www.sh-k-boom.com/coraline.shtml

Można szukać też na iTunes (nie mam pojęcia, czy link z iTunes będzie działał tylko w USA, czy również za granicą). Jeśli uda się Wam pójść na koncert Magnetic Fields, w ramach trasy na której promują swój najnowszy album "Realism", na stoisku z gadżetami, gdzie prawdopodobnie spotkacie pisarkę Emma Straub, płyty z "Koraliną" pewnie też będą na sprzedaż. Oto plan ich trasy koncertowej.

...

Drogi Neilu,
Czytając przez lata Twój blog dowiedziałem się, że masz pszczoły, drzewa owocowe i dość duży ogród i wygląda na to, że powoli stajesz się dżentelmenem prowadzącym wielskie gospodarstwo. Czy to była świadoma decyzja? Czy mógłbyś też zdradzić skąd pochodzi jedzenie na Twoim stole i czy wiesz jak było hodowane?
Moja żona od zawsze interesowała się pochodzeniem naszego jedzenia i zaraziła mnie tym tematem (mieszkamy w małej miejscowości w północnej części Pennsylvanii i o ile mi wiadomo, jesteśmy jedyną rodziną w mieście, która ma własną szklarnię i hoduje własny drób).
Dzięki za poświęcenie mi czasu,
Joseph Crockett


Gdy byłem dzieckiem przeprowadziliśmy się do domu, który miał ogród z drzewkami owocowymi, warzywnikiem (założył go już wcześniej i doglądał co tydzień, przez kolejne lata stary ogrodnik, pan Weller). Były tam również krzaki agrestu i porzeczki. Podobało mi się życie w świecie, gdzie latem i jesienią mogłem jeść prosto z krzaków. Wciąż mi się to podoba.

A warzywa i owoce z American Supermarket praktycznie nie mają smaku. Wydaje mi się, że hoduje się je, żeby wyglądały jak należy i nadawały się do transportu, a nie dla smaku.

Więc kiedy się tu przeprowadziliśmy, zacząłem sadzić drzewa i krzewy owocowe, zakładać ogródek, który 17 lat temu składał się zaledwie z kilku ziół i zbyt wielu sadzonek cukinii i od tamtej pory stale się rozrasta. W latach 90. hodowałem sporo dyni ozdobnych, ale po roku walki z rodziną świstaków, które uznały, że ich ulubiony pokarm to pędy dyni ozdobnej, poddałem się i teraz mam tylko tyle, żeby wystarczyło na Halloween i kilka na ciasto dyniowe.

Gdybym więcej czasu spędzał w domu, z radością zacząłbym hodować kurczaki, ale obawiam się, że pod moją nieobecność mogłoby przydarzyć się im coś strasznego, więc tego nie zrobię.

Staram się kupować od okolicznych hodowców. (Zrobiło mi się smutno, kiedy nasz sąsiad produkujący ekologiczną żywność musiał zamknąć interes. Sprzedawał mleko od krów Jersey wypasanych na prawdziwej trawie, które miało taki smak, jaki pamiętam z dzieciństwa.)
...

Czy teraz, kiedy już ukazały się wydania w twardej oprawie praktycznie wszystkich opowieści o Sandmanie i o Śmierci, podobnie wszystkie Twoje ważniejsze dzieła, są jakieś plany dotyczące wydania "Ksiąg Magii" w wersji deluxe? Osobiście uważam je za jedno z Twoich ważniejszych dzieł, pojawia się tam Sen i Śmierć i szczególnie świetny gościnny występ Johna Constantine'a. Jeśli takich planów nie ma - czy jest ku temu jakiś szczególny powód? (zaginęły oryginalne rysunki itp)
Pytam już ostatni raz, przyrzekam!
Z pozdrowieniami,
Michael K.


Nikt z DC mi o takich planach nie wspominał. Chyba uważają, że nie byłoby na takie wydanie popytu. BYĆ MOŻE znaleźliby się chętni na "Księgi Magii", "Czarną Orchideę" i jeszcze kilka pojedynczych rzeczy, ale koszt przygotowania wydania w stylu "Absolute" jest tak wysoki, że musieliby być pewni, że ktoś to kupi. A raczej nie są.
Jednak mimo wszystko - zapytam. Nigdy nie wiadomo.
...

Na stronie "Guardiana" grupka pisarzy (nie licząc Phillipa Pullmana, który jest mądry) unika prawdziwej pracy i udziela rad innym. Do swojego segmentu podkradłem kilka fragmentów, które w ciągu tych wszystkich lat pojawiły się na tym blogu. Wszystkie wypowiedzi mi się podobały, z kilkoma się nie zgodziłem i żałowałem, że nikt nie wręczył mi takiego tekstu, gdy miałem siedemnaście lat. [*]
http://www.guardian.co.uk/books/2010/feb/20/ten-rules-for-writing-fiction-part-one
http://www.guardian.co.uk/books/2010/feb/20/10-rules-for-writing-fiction-part-two

...
I na koniec gratulacje dla nowych współpracowników DC Comics: Jima Lee i Dana Didio oraz ich zespołu. Diane Nelson, prezes DC, podczas naszego wspólnego obiadu kilka tygodni temu powiedziała coś, co niezwykle mnie podekscytowało: że będą podejmować ryzyko, będą popełniać pomyłki i będą dzielni. (Podobał mi się ten wywiad z nią w The Beat.)

A po stronie pisarzy witam ponownie Pula Levitza, wydawcę z DC, który przechodzi na emeryturę. Przyjaźnię się z Paulem już ponad dwadzieścia lat. Komiksy są dla niego niezwykle ważne i gdyby nie on oraz to, co robił w latach 90., moim zdaniem nie byłoby w tej chwili branży komiksowej. Wcale nie przesadzam. Przez dwadzieścia lat zgadzaliśmy się w pewnych kwestiach, nie zgadzaliśmy w innych, ale zawsze szanowaliśmy punkt widzenia tego drugiego. Z tęsknotą opowiadał mi o tym odległym dniu, kiedy wreszcie będzie mógł przestać pracować jako istota korporacyjna i wróci do pisania komiksów. Trwało to jakieś dziesięć lat.
Cieszę się, że wreszcie zrealizuje swoje marzenie.

Życzę im wszystkim bardzo dużo szczęścia.

---

[*] zasady pisania wg. Neila Gaimana

1 Pisz.

2 Zapisuj słowa kolejno, jedno za drugim. Znajdź odpowiednie słowo i zapisz je.

3 Zawsze kończ to, co zacząłeś pisać. Cokolwiek musisz zrobić żeby skończyć - kończ.

4 Po napisaniu - odłóż. Potem przeczytaj to, jakbyś nigdy przedtem tego nie widział. Pokaż to przyjaciołom, których opinię szanujesz i którzy lubią rzeczy w stylu tego, co napisałeś.

5 Pamiętaj: kiedy ktoś mówi ci, że coś jest nie tak albo coś mu się nie podoba - prawie zawsze ma rację. Kiedy mówi ci dokładnie co mu się nie podoba i jak możesz to naprawić - prawie zawsze się myli.

6 Popraw to. Pamiętaj, że prędzej czy później, zanim osiągniesz perfekcję, będziesz musiał wreszcie dać sobie z tym spokój i zająć się następną rzeczą. Gonić za perfekcją, to jak próbować dotrzeć do horyzontu. Nie zatrzymuj się.

7 Śmiej się z własnych żartów.

8 Podstawowa zasada pisania jest taka, że jeśli robisz to z wystarczająco dużą dawką pewności siebie i przekonania, możesz robić co tylko zechcesz. (Ta zasada może odnosić się też do życia w ogóle, nie tylko do pisania. Ale w przypadku pisania bez wątpienia się sprawdza.) Więc pisz swoją opowieść tak, jak tego wymaga. Pisz szczerze i opowiadaj ją najlepiej, jak potrafisz. Nie sądzę, żeby były jakies inne zasady. W każdym razie nie takie, które naprawdę miałyby znaczenie.

czwartek, 11 czerwca 2009

Remanent

Neil napisał w czwartek 11 czerwca 2009 o 8:52

Dzień dobry, świecie.

Jeśli chcecie zobaczyć wybrane sceny z naszego występu z Amandą z ubiegłego tygodnia (podczas którego zebraliśmy dla Housing Works dziesięć tysięcy, hurra) to Spin zamieścił je na http://www.spin.com/articles/watch-amanda-palmer-neil-gaiman-live-nyc. (po raz pierwszy przeczytałem na głos opowiadanie „Feminine Endings” [„Żeńskie końcówki”] i wydaje mi się, że się do tego nadaje, co bardzo mnie cieszy.) (Jest tam również jedno z moich ulubionych wykonań piosenki „I Google You”)

Dwa tygodnie szaleństwa dobiegły już końca i zaczynam się rozglądać z nadzieją, że pewnego dnia nadrobię zaległości.

W Chicago było fajnie w dziwny, bezsenny sposób. Wsiadłem do porannego samolotu, rozespany, zostawiłem w nim torbę z ubraniami (moja asystentka i Maure Luke to naprawiły), miałem zamiar poświęcić kilka godzin w hotelu na pracę nad przemówieniem. Ale kiedy dotarłem do pokoju hotelowego okazało się, że jest on już zajęty, a potem poranek robił się już tylko dziwniejszy, co oznacza, że moje podziękowania były bardziej improwizowane, niż planowałem, ale ludziom się podobało.


Zostało Postanowione, że nie będę potem podpisywał książek, i kiedy się o tym dowiedziałem byłem trochę zawiedziony. Ale wkrótce się zdrzemnąłem, przespałem dyskusję z udziałem Chipa Kidda i Ivana Brunettiego oraz następną, z Chrisem Ware’em i Lyndą Barrym obudziłem się w porę, aby zjeść w Katsu obiad z Jill Thompson i jej mężem, Brianem Azzarello

Śniadanie z Chipem Kiddem, który rzucił okiem na pierwszy egzemplarz “Who Killed Amanda Palmer” i powiedział na jego temat miłe rzeczy, a potem na lotnisko I w droge do Toronto.

Poszedłem coś zjeść z Markiem Askwithem, którego znam od 22 lat. Poznaliśmy się w Gotham City – dosłownie, na planie pierwszego filmu Tima Burtona o Batmanie – i chciałbym powiedzieć, że się nie zmieniliśmy, ale obaj jesteśmy łagodniejsi, bardziej zadowoleni i mniej wybuchowi, niż wtedy. Obaj byliśmy dziennikarzami/wyjaśniaczami/łącznikami, którzy kochają komiksy i chcą je tworzyć. I choć on napisał parę komiksów, to poszedł w inną stronę, w kierunku produkcji telewizyjnej, ja poszedłem w drugą.

Następnego ranka byłem w telewizji CBC na nagraniu programu „The Hour”. W samochodzie, w drodze do studia powiedziano mi, że dzień wcześniej postanowiono nie robić ze mną wywiadu, tylko dać mi do przeczytania listę Pięciu Nędznych Superbohaterów. Przejrzałem ją. Nie była śmieszna. Na miejscu zapytałem o to producenta i skończyło się na tym, że napisałem ja od nowa, w pośpiechu, żeby nie była aż tak nieśmieszna, ale nie jestem pewien, czy ostatecznie stała się śmieszna. Następnie z głębokiej piwnicy wyruszyłem do studia radiowego, gdzie Sook-Yin Lee przeprowadziła ze mną wywiad dla “Definitely Not The Opera” [“Zdecydowanie nie opera”] na temat ojców i synów i wyszło, że był to jeden z najszczerszych i najbardziej osobistych wywiadów, jakich kiedykolwiek udzieliłem.

Wadą częstego udzielania wywiadów jest to, że ludzie wciąż pytają o to samo, a ty wciąż powtarzasz te same odpowiedzi. Sook-Yin chciała wiedzieć rzeczy, o które nikt dotąd nie pytał i cieszyłem się, że mogę o nich mówić. Będzie wyemitowany 20 czerwca.

Impreza Luminato była naprawdę świetna. Przedstawiał mnie Mark Askwith (szybkie wyszukiwanie pokazało jedną relację z imprezy - tutaj, tu inna, w której jest więcej zdjęć oraz blog Marka Askwitha, gdzie jest jego wprowadzenie.)

Ale moje ulubione wydarzenie miało miejsce kolejnego ranka: poszedłem do Nelson Mandela Park school. Czytałem dla dzieciaków ze szkoły i odpowiadałem na ich pytania, potem oprowadzono mnie po szkole i na koniec zabrano do Sali, gdzie trzynastu małych aktorów odegrało sceny z pierwszego rozdziału „Księgi cmentarnej”. To było cudowne.

Z innych wieści: dziś w Nowym Jorku i Los Angeles odbędzie się premiera filmu Duncana Jonesa pt. „Moon”. W lutym widziałem pokaz przedpremierowy i strasznie mi się podobał. Naprawdę dobry film SF z takich, których dzisiaj już się nie robi.

Od około roku namawiam Mitcha Benna, żeby założył jakieś internetowe miejsce, gdzie można by kupić jego piosenki i wreszcie to zrobił, są na http://www.corporationrecords.com/store/index/104. Proszę, kupujcie jego muzykę, żeby nie miał poczucia, że to była strata czasu.

„Księga cmentarna” – i ten blog! – zostały nominowane do nagród British Fantasy Society: http://www.locusmag.com/News/2009/06/british-fantasy-award-finalists.html

Tu jest artykuł z “The New York Times” na temat musicalu “Koralina” I tego, jak wykorzystane są tam różne rodzaje pianina. http://www.nytimes.com/2009/06/07/theater/07Blan.html

To przysłał Mike Berry:


Neil – gratulacje z okazji musicalu “Koralina”. Pomyślałem, że może Cię zainteresować to nagranie, gdzie Schuyler Rummel-Hudson opowiada historię Koraliny. Schuyler ma wadę mózgu, która znacznie utrudnia jej mówienie, co jej ojciec, Robert, opisuje w znakomitej książce "Schuyler's Monster" [„Potwór Schuyler”]. Mimo to, ma niezwykłą zdolność opowiadania.

Oto link:
http://www.schuylersmonsterblog.com/2009/06/storyteller.html

piątek, 5 czerwca 2009

Book Expo dzień pierwszy. i ostatni.

Bardzo szybko: musical "Koralina" (http://www.mcctheater.org/currentseason.html) to wspaniały kawał teatru, bardzo osobliwy i zapadający w pamięć. Bardziej podobała mi się druga połowa, ponieważ była bardziej w konwencji snu (choć "Koralina" nie jest senną opowieścią). Zastanawiam się co pomyślałaby o tym osoba, która nigdy nie zetknęła się z Koraliną w innej formie, zwłaszcza podczas końcówki, kiedy pokonana zostaje ręka Drugiej Matki. Uwielbiam piosenki, zarówno te, które słyszałem wcześniej, jak i te nowe. I nie mogę się doczekać płyty.

I naprawdę nie mogę się doczekać premiery w poniedziałek.

Dzisiaj podczas Book Expo America zostałem nagrodę i ogłosiłem, że mój wydawca urządza konkurs dla niezależnych księgarni, w którym nagrodą będzie podpisywanie przeze mnie książek w grudniu, co stanowiło niejaką niespodziankę dla moich wydawców, którzy nic o tym nie wiedzieli. Na szczęście spodobał im się ten pomysł, więc w najbliższych dniach ogłoszę tutaj na czym będzie polegał konkurs dla księgarni (wskazówka: będzie chodziło o imprezę) (w Halloween) (związaną tematycznie z "Księgą Cmentarną") (a do zwycięzkiej księgarni przyjadę w grudniu podpisywać książki). Szczegóły wkrótce.

Podpisywałem - miałem godzinę na podpisanie książek 100 osobom i w jakiś sposób udało mi się podpisać 170, w większości przypadków z dedykacjami. Nie jestem pewien jak mi się to udało, ale kiedy skończyłem, byłem w stanie śmierci mózgowej. Spotkałem też wielu znajomych, którzy uznali, że czas podpisywania to świetny moment na pogawędkę i wszyscy niestety bardzo się zawiedli.

Teraz wybieram się na rozdanie nagród Audie. Nie oczekuję, że coś wygram, bo tradycyjnie zawsze jestem nominowany i nigdy nie wygrywam. Mimo to będę z dumą nosił medale za swoje trzy nominacje.

sobota, 16 maja 2009

Pewien wietrzny dzień ze znaczkami

Dzień dobry. Jest jasny, wietrzny, zadziwiająco mroźny poranek, a widok z kuchennego okna pełen jest nastroszonych wilg, kolibrów i trznadli koloru indygo. Zawiodła mnie marna ilość szparagów, które odrastają odkąd tuż po powrocie zaatakowałem zarośnięte pole i zrobiłem zupę szparagową. Zamiast tego na śniadanie zjadłem rabarbar z jogurtem. (Maddy smacznie śpi na górze, ponieważ Nie Budzi Się Nastolatków W Sobotnie Poranki O Ile O To Nie Proszą. A w piecyku jest rabarbar dla niej, którego i tak nie zje.)

Wciąż mamy wiosnę: kończą się żonkile, tulipany kwitną w pełni, pełno jest kwiecia na wiśniach i jabłoniach, ale śliwy już swoje kwiaty straciły.

Mój agent już mi zabronił pisać więcej notek wydawniczych i wstępów. Ale proszę, proszę, proszę nie proście mnie, ponieważ, jak kiedyś pisano na znakach umieszczanych w pubach, które mówiły o nie proszeniu o kredyt, odmowa jest często obrazą. Obecnie zdaje się, że nie robię nic innego niż wstępy, na które już się zgodziłem, a one zawsze wymagają więcej czasu i zastanowienia niż przewidywałem, kiedy się na nie godziłem. Jednak wydaje mi się dziwnie właściwe, że wstęp do "So long, and thanks for all the fish" Douglasa Adamsa powstał tak późno i był tak osobliwie melancholijny.

...

Już wcześniej wspominałem, że Dave McKean namalował dla Royal Mail parę znaczków na podstawie mitów Wysp Brytyjskich. Wyglądają tak:

(Ostatni z nich, ten z wróżką przypominającą królową Mab, miał pierwotnie przedstawiać banshee, ale potem ktoś się zorientował, że od pierwszego razu, kiedy ktos dostałby list ze złymi wieściami w kopercie ze znaczkiem ze banshee, wyglądałoby to na Złowróżbny Znaczek.)

Royal Mail poprosiło mnie, żebym zrobił coś towarzyszącemu serii znaczków, a widząc, że dostaję bardzo niewiele zleceń od królewskich instytucji, zgodziłem się: moim zadaniem było napisanie BARDZO krótkich opowiadań, jednego dla każdego opowiadania, które zostałyby umieszczone w zestawie. Sam sobie dopowiedziałem, że kiedy będę pisał opowiadania, obrazy i znaczki wybitnie brytyjskimi -- dlaczego poczciwy angielski Wyrm miałby być zastąpiony przez ziejącego ogniem Smoka? I jak przedstawić jednorożce w brytyjskim stylu?

Royal Mail właśnie wystawiło znaczki (pełen zestaw oraz FDC) na sprzedaż oraz w formie przedsprzedaży. Gdziekolwiek na świecie się znajdujecie, możecie zamówić je od razu: cała masa urzekającej sztuki Dave'a McKeana, część z niej przerastającej rozmiarem sam znaczek.

Oto link do zestawu.

A to link do całej sekcji strony poświęconej mitycznym stworzeniom.

Na Twitterze dowiedziałem się od Leslie Turek, że jeśli ktoś by pytał, rozwiązaniem Royal Mail jest następujące wpisanie amerykańskiego numeru telefonu: 01 0 617 1234567. (Zakładam, że 01 oznacza lokalny kod kraju, jeśli nie znajdujesz się w Stanach.)

Znaczki zostaną wypuszczone 16. czerwca. Nie mam pojęcia, jaki będzie ich limit, chociaż całą magią Znaczków jest możliwość ich kolekcjonowania oraz ich ograniczona ilość. Tak więc jeśli wciąż się nie zdecydowaliście i na przykład zwlekacie z zamawianiem, prawdopodobnie powinniście już je zamówić. (Nie, nie dostaję za to żadnego honorarium, tak samo Dave. Ale warto tu o tym wspomnieć, ponieważ w przeciwnym wypadku ludzie będą do mnie podchodzić przez następne parę lat narzekając, że kiedy chceli je kupić, były już wysprzedane.)

...

Kolejny wywiad ze Stephinem Merrittem na temat musicalu "Koralina" z moim ulubionym cytatem na samym samiusieńkim końcu.

czwartek, 19 marca 2009

Poniedziałek, Colbert i mnóstwo spraw

Oto, co wczoraj napisałem, ale nie zamieściłem. (Zamiast tego poszedłem spać.)

Razem z Maddy wracam teraz samolotem z Nowego Jorku do domu. (Mike bladym świtem odleciał z powrotem do San Francisco.)

Zatrzymaliśmy się w Nowym Jorku, żebym pojawił się w programie "The Colbert Report". Zaprosili mnie kilka tygodni temu i ustaliliśmy wtedy tę datę. W ubiegłym tygodniu byłem bliski odwołania, ale pomyślałem, że tata wolałby, żebym to zrobił. A co nawet ważniejsze, zgodziłem się dla własnego syna. Więc to zrobiłem. (I to chyba tyle, na jakiś czas, jeśli chodzi o wywiady itp. Także jeśli chodzi o wstępy do książek, recenzje i wystąpienia na przyjęciach dla dzieci. Trochę blogowania, trochę twittera i prawdopodobnie tego też nie za wiele, dopóki nie wypocznę, nie nadrobię zaległości w pracy i nie poczuję się nieco mniej, no cóż, wrażliwy.)

Uwielbiam
"The Colbert Report". W moim domu jest nagrywany i oglądany.

Początkowo wcale tak nie było. Widziałem kilka pierwszych odcinków, kiedy program zaczynał po oddzieleniu się od "Daily Show" i nie zrobiły na mnie wrażenia - nie lubiałem, nie rozumiałem. Z powrotem przyciągnęło mnie to, że jest ulubionym programem mojego syna. I kiedy znów zacząłem go oglądać, pokochałem.


Zafascynowało mnie, ile oblicz ma Colbert (jego postać to idiota, ale naprawdę bystry idiota, a gra ją bardzo mądry facet) i to, jak owej postaci wolno mówić głośno to, co dla innych jest zakazane. (jak na przykład kwestia o "przestawianiu siedzeń na pokładzie sterowca Hindenberg".)

Ale miałem pojęcia, czy idę tam pracować, czy będzie to przyjemność.

Myślę, że to była praca, która naprawdę sprawiła mi przyjemność - podobalo mi się, że nie mam pojęcia w jakim kierunku rozwinie się program (nie, nie było prób i nie, nie miałem pojęcia, że wzmianka o Tomie Bombadilu wywoła taki efekt).

Przed programem Stephen Colbert przywitał się, uścisnął mi dłoń i powiedział to, co z pewnością mówi wszystkim swoim gościom - że jego postać to idiota i żebym pomimo tego mówił z przekonaniem to, co mam do powiedzenia.

Ponieważ od jakiegoś czasu nie byłem w domu i nie miałem ze soba więcej ubrań, musiałem wystąpić w garniturze, który zabrałem do Anglii na wszystkie uroczystości pogrzebowe. Co było dziwne. Kiedy jestem tak elegancko ubrany, nigdy nie mam pewności czy na pewno jestem sobą.

Później miałem zabrać moją rodzinę na kolację z Artem Spiegelmanem,
Francoise Mouly i ich rodziną, więc kiedy pod koniec wywiadu Colbert zapytał mnie o nazwisko rysownika, który mógłby pozbawić ludzi wszelkiej nadziei, zaproponowałem Arta, żeby go rozbawić. Udało się. Stwierdził, że naprawdę zajmuje się rysowaniem "Pieprzyć To, I Tak Wszyscy Umrzemy". (Przeczytałem w samolocie w drodze do domu ostatnią, a raczej wznowioną, z nowym wstępem i nowym posłowiem książkę z 1977 roku: BREAKDOWNS -- zadziwiająca, przepiękna rzecz.)

...
Oglądałem cię w "The Colbert Report". Z pełną powagą następnym razem proponuję styl swobodny, ale elegancki zamiast garnituru.

Jasne. Ale garnitur był w walizce po pogrzebie, a w ten poniedziałem nie miałem ani czasu, ani ochoty na zakupy, więc... (wzrusza ramionami).
...

Zamknijmy parę spraw:

Na stronie http://blaine.org/sevenimpossiblethings/?p=1599 jest niesamowity wywiad z Davem McKeanem, pełen wspaniałej grafiki.

Spóźniam sie nieco z marcem, ale Joe Hill organizuje rozdawnictwo w ramach wspierania niezależnych księgarni http://joehillfiction.com/?p=714

Magazyn BUST sprzedaje bilety na musical na podstawie "Koraliny" po okazyjnej cenie na http://www.bust.com/component/option,com_mojo/Itemid,31/p,1761/.

A tu są informacje na temat musicalu "Koralina" http://www.mcctheater.org/currentseason.html. Sprzedaż biletów rozpoczyna się w poniedziałek i wtedy sam będę miał dla was kod, tutaj lub na twitterze. Tymczasem na http://www.mcctheater.org/shows/08-09_season/coraline/music.html znajdują się fragmenty trzech piosenek Stephena Merritta.

Zbłąkane wywiady na temat "Blueberry Girl": z "Newsday" i "New York Daily News".

Po ostatniej wyprawie do Toronto z okazji "Koraliny" ludzie wypominali mi, że nie pojawiłem się tam promując "Księgę cmentarną" i czułem się na tyle winny, że zgodziłem się pojawić na Luminato Festival w czerwcu:
Wieczór z Neilem Gaimanem
Neil Gaiman, znany z powieści takich jak "Amerykańscy bogowie", komiksów, m.in. z serii "Sandman" i tegorocznego Hollywoodzkiego hitu "Koralina" uświetni swoja obecnością festiwal Luminato podczas Wieczoru z Neilem Gaimanem.
Na spotkaniu z fanami Gaiman zaprezentuje swoją ostatnią powieść, "Księgę cmentarną", uroczą i niewinną, a mimo to mroczną opowieść o chłopcu wychowywanym na cmentarzu przez duchy i zjawy. Książka ta otrzymała w 2009 roku nagrodę Newbery.
Moderator Mark Askwith (Producer, SPACE) pokieruje rozmową z publicznością, na której pytania współczesny mistrz strachu odpowie przed rozpoczęciem podpisywania książek. Sponsorem wieczoru z Neilem Gaimanem jest Scotiabank.
Poniedziałek, 8 czerwca, Jane Mallett Theatre. $15
Kto podesłał mi ten link do recenzji książki "Koralina", która tak bardzo mi się podobała? Pewnie nie dowiem się tego już nigdy. Kilka osób przysłało link do tego wywiadu z P Craigiem Russellem na temat powieści graficznej o Koralinie, i domu, na którym wzorował dom w komiksie.

Audrey Niffenegger to jedna z najmilszych osób, jakie znam. Kiedy zaciąłem się podczas pracy nad "Księgą cmentarną" oprowadziła mnie po cmentarzu Highgate Cemetery West. Sama zbierała wtedy materiały do książki i zagłębiła się w temat tak bardzo, że zaczęła pracować jako przewodnik. Bardzo mnie ucieszyło, że książka jest już gotowa, a prawa sprzedane wydawcy.

I na koniec, na tej stronie, jest klip w którym przez trzy minuty mówię o książkach dźwiękowych.

Właśnie. Pozamykałem tyle spraw, a nawet nie wspomniałem o zwiastunie PaulandStormaline.