Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dzień Chu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dzień Chu. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 lutego 2013

Dzień Chu: historia i autografy

Neil napisał w czwartek, 10 stycznia o 12:45

No więc Chu’s Day wyszedł dwa dni temu. To pierwsza moja książka dla naprawdę bardzo małych dzieci. Mam nadzieję, że będzie czytana dzieciom zbyt małym, by mogły przeczytać ją same, i że będzie im się podobać i będą chciały, by przeczytano im ją ponownie. Ilustracje Adama Rexa są przesłodkie, bo pomysłowe i cudowne.

Chu’s Day wpadł mi do głowy pewnego dnia w Pekinie w 2009 roku, właściwie w pełni ukształtowany. Złapałem notatnik i spisałem historię.

Kiedy dotarłem do domu, wziąłem notebooka i pióro i po prostu narysowałem i spisałem historię tak, jak ją sobie wyobraziłem, bo wydawało się to prostsze, niż tworzenie długich opisów tego, co miało być na której stronie. Coś takiego wysłałem mojemu redaktorowi z Harper Children’s.

Nie mogę znaleźć spisanego ręcznie oryginału – tutaj jest parę stron z wersji, którą zrobiło Harper Children, by pokazać, jak szkice komponują się z czcionką:



Naprawdę im się spodobało. Musiałem więc wybrać ilustratora.

Naprawdę lubię prace Adama Rexa. Widziałem kilka jego powieści, które przypadły mi do gustu. (Całkiem zapomniałem, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych podarował mi sandmanowski obraz, który był jedną z prac oddanych na licytację dla CBLDF podczas konwentu Fiddler’s Green w 2004 roku) Przeglądałem strony internetowe ilustratorów, ale w jego sposobie rysowania zwierząt było coś takiego zabawnego, szczerego, przystępnego, realistycznego i kreskówkowego zarazem...


Poprosiliśmy Adama. Zgodził się. Byłem szczęśliwy.

Przyjął moje szkice za bazę, a potem dodał własne warstwy, żarciki, szczegóły i tym podobne...

W ten sposób moje gryzmołki, jak te powyżej, przedstawiające słonia zdmuchującego kurz z książki, lub Chu i jego ojca w jadłodajni, stały się czymś pięknym i zachwycającym, jak to:


A  co, rzecz jasna, najważniejsze, Adam podarował Chu gogle lotnicze.


Minęło kilka dni. Ludzie z Twittera czytają Chu's Day swoim dzieciom, co mnie cieszy.

Książeczkę możecie kupić na Amazonie, na Barnes and Noble, w niezależnych księgarniach przez Indiebound lub zamówić podpisaną kopię przez Books of Wonder na http://www.booksofwonder.com/prodinfo.asp?number=105164.

Pojawiają się już recenzje. Są w większości bardzo miłe. Nawet te dotyczące  trzyminutowego Audio Booka.

Rano dostałem z Harpers dzisiejsze wydanie prasy, skopiuję i wkleję trochę z tego tutaj...

UZNANIE DLA CHU’S DAY
„Rytm zabawnej ilustrowanej książki Neila Gaimana o kichającej pandzie, Chu’s Day, oddaje to dręczące, trudno uchwytne przeczucie kichnięcia, które właśnie... zaraz... eksploduje.. ale nie robi tego. Eksplozja, gdy w końcu nastąpi, rozbawi dzieci w wieku 3-6 lat ogromem komizmu.”
Wall Street Journal

„Jak? kiedy? i dlaczego? stanowią istotę tej powiastki, wzbogaconej przede wszystkim chytrym humorem skrytym w wielobarwnych, olejnych ilustracjach Adama Rexa... Można iść o zakład, że gdy Chu w końcu kichnie, stanie się to w momencie najmniej spodziewanym i dogodnym – co dowodzi u Gaimana dobrą znajomość poczucia humoru pięciolatków.”
New York Times

„Zabawna historia małej pandy o potężnym kichnięciu!... Ciepłe i barwne ilustracje Adama Rexa ukazują szczegółowo dlaczego rodzice Chu obawiali się kichnięcia małej pandy.”
USA Today

„Poczuciu humoru Gaimana dodaje skrzydeł strategicznie rozplanowany układ książki i hiperrealne ilustracje Rexa, które podkreślają okrągłą, puchaty kształt i pozorną nieszkodliwość Chu. Gaiman i Rex w klasycznym stylu nokautują czytelnika humorem, korzystając z faktu, że przytulaśnej małej pandzie nie można ufać.”
 Publishers Weekly (starred review)

Potężne kichnięcie wyda się dzieciom śmieszne i może zachęcić do podejmowania samodzielnych prób. Szczegółowe ilustracje Rexa są pełne fantastycznych akcentów. Przeczytaj ją brzdącowi, żeby go rozśmieszyć, lub przyjrzyj się detalom grafiki sam.
— Booklist


Z OKAZJI CHU’S DAY!
NEIL GAIMAN i ADAM REX będą podpisywać książki w BOOKS OF WONDER w sobotę, 23 lutego w południe!

*Neil i Adam podpiszą wcześniej pewną liczbę limitowanych plakatów CHU’S DAY, które zostaną udostępnione fanom podczas spotkania i w internecie za darowiznę na rzecz Books of WONDER*

Innym powodem, dla którego publikuję fragment z prasy jest to, że Adam i ja weźmiemy udział w wydarzeniu premierowym w Books of Wonder w sobotę, 23 lutego. Podpiszemy tyle kopii Chu’s Day, ile będziecie chcieli, inne książki też. Books of Wonder to jedna z moich ulubionych księgarni dziecięcych na świecie. Ostatnio przechodzą ciężki okres.

Ostatnie spotkanie premierowe, na którym tam byłem, 7 marca 2009 roku, miało w sobie element tragiczny – w taksówce w drodze na imprezę dowiedziałem się, że mój ojciec umarł niespodziewanie na atak serca i tylko dzięki ośmiu godzinom składania autografów udało mi się to znieść i nie rozkleić się. (Tu jest klip na Youtube, w którym opowiadam o Blueberry Girl i czytam ją tamtego dnia, nie rozklejając się.)

To będzie na 18 West 18th Street, Nowy Jork, NY 10011 w sobotę, 23 lutego, w południe.

Dobranoc.
 

czwartek, 29 listopada 2012

Niezwykłe zmęczenie po locie: oraz Słoń, Szaleni Bohaterowie, Kiepskie Kichanie i Media

Neil napisał w piątek 9 listopada 2012 o 19:05



Jestem we Francji, w Nantes, na festiwalu Utopiales. Nieco zmęczony zmianą strefy czasowej, ale zadowolony. Około 40 minut temu skończyłem 52 lata.

Dziś rano przejechałem się na karuzeli i zobaczyłem słonia. Oto słoń:




(Obie rzeczy i jeszcze więcej na http://www.lesmachines-nantes.fr/)

Większość z tych 40 minut spędziłem przeglądając materiał nagrany do tej pory do mojego odcinka Doktora Who. Nie zamierzam na razie zamieszczać żadnych spoilerów, nie będę nawet pisał o rzeczach, które raczej spoilerami nie są, jak czarny charakter, roboczy tytuł i to wszystko, co już krąży po sieci.
(Wpiszcie w Google i to wszystko jest do Waszej dyspozycji...)

W Nantes jest też Dave McKean. Narysował dla mnie kartkę urodzinową...

[Dalek zaleca złuszczanie skóry/lifting - przyp. noita]

W poniedziałek byłem w Wiedniu i rozpoczynałem sekretny projekt we wspołpracy z Lomo. (Niektóre moje zdjęcia Lomo, wraz z Bardzo Osobliwym Wywiadem, można znaleźć tutaj).

Jednym z powodów mojego zmęczenia jest fakt, że we wtorek rano przyleciałem z Amandą z Wiednia do Bostonu, gdzie zagłosowała i spotkaliśmy się z jej bardzo poważnie chorym przyjacielem Anthonym, a następnego dnia poleciałem do Francji.

(Amanda napisała na swoim blogu piękny i rozdzierający serce post o tym kim jest Anthony, co mu dolega i o roli, jaką odegrał w jej życiu.)

Anthony wydaje książkę ze wstępem napisanym przez Amandę, która składa się z opowieści o jego życiu i rodzinie. Książka nosi tytuł Lunatic Heroes [Szaleni Bohaterowie]. Anthony jest znakomitym pisarzem, a książka jest dobra. 20.11 w Lexington odbędzie się jej premiera, na której pojawimy się z Amandą, żeby przeczytać jej fragmenty i wesprzeć Anthony'ego. (Ja będę również czytał fragmenty mojej następnej powieści, Ocean na końcu ulicy.)

Bilety na spotkanie kosztują 10$, a pieniądze zostaną przeznaczone na badania i opiekę dla chorych na raka.


Bilety są do kupienia na stronie http://lunaticheroes.bpt.me.

Jeżeli będziecie wtedy w okolicach Bostonu, wpadnijcie do Lexington.

...

Chcielibyście się przekonać na własne oczy jak bardzo nie potrafię udawać, że kicham? Tak? W takim razie obejrzyjcie to...


To zapowiedź Dnia Chu. Książka pojawi się w sprzedaży 8 stycznia. Jest dla bardzo małych dzieci. (Tu link do Amazonu.) Proszę, rozpowszechniajcie link do tego klipu.

...

Świetny pisarz Patrick Rothfuss jest siłą napędową i kierującą ruchem Worldbuilders, który istnieje przede wszystkim na jego blogu i zajmuje się zbieraniem funduszy dla organizacji Heifer International.
Jak sam Patrick wyjaśnia:

Heifer International to moja ulubiona organizacja dobroczynna. Pomaga ludziom wydźwignąć się z ubóstwa i uratować od głodu. Na całym świecie Heifer propaguje edukację, zrównoważone rolnictwo i lokalną przedsiębiorczość.


Nie tylko ratują dzieciaki od głodu, ale sprawiają, że rodziny są w stanie się utrzymać. Obdarowują rodziny kozami, owcami i kurami, żeby dzieci miały mleko do picia, jajka do jedzenia i ciepłe ubrania.

Od lat nagradza ofiarodawców wspaniałymi książkami. W tym roku zrobił kalendarz z ilustracjami Lee Moyera. Zapytali mnie, czy mogą umieścić w kalendarzu postać z Amerykańskich bogów i odpowiedziałem, że mogą.

Najwyraźniej Media wygląda i ubiera się bardzo podobnie do uroczej Amandy Palmer. (To obraz, nie zdjęcie.) Została miss czerwca...



(Jestem zachwycony Lucy-Amandą rozmawiającą z Cieniem w komiksie na początku miesiąca...)

Kalendarz można zamówić bezpośrednio od Pata ze strony
 http://thetinkerspacks.bigcartel.com/product/pre-order-2013-pin-up-calendar.

Mam nadzieję, że wszyscy będą chcieli go kupić. To doskonały prezent. I wierzę, że dla zachowania równowagi przyszłoroczny Kalendarz Fantasy będzie zawierał głównie umięśnionych i skąpo odzianych Fantastycznych Mężczyzn.

...

Spać. Już czas.

wtorek, 17 lipca 2012

O „Gwiezdnym pyle”, Chu i pięciu książkach, z których trzy są już napisane

Neil napisał w czwartek 12 lipca 2012 o 19:31


Spędziłem kilka magicznych dni we własnym domu, a najlepszym momentem były odwiedziny Paula Cornella i jego żony, którym pokazaliśmy ule (Caroline użądliła zbłąkana, zaplątana w jej włosy pszczoła, ale poza tym nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego).

Rozpoczął się sezon na jagody, więc zbieram je – oraz białe porzeczki – garściami, a każdego wieczora podczas spacerów z psami liczę świetliki.

Teraz jestem w San Francisco przy okazji koncertu Amandy w galerii. Te słowa piszę siedząc w hotelowej kawiarence, a potem wracam do pisania scenariusza, nad którym obecnie pracuję. Więcej wieści w tej sprawie może pokazać się później, wieczorem.

Właśnie podpisałem z Harper Collins Children’s kontrakt na wydanie pięciu książek. (Informuję o tym na blogu, bo informacja jest już rozpowszechniana w różnych doniesieniach prasowych.)




Jedna z tych książek, wspominany już na blogu Dzień Chu z ilustracjami Adama Reksa, to pozycja dla najmłodszych dzieci. Powyżej jedna z ilustracji. (Trzeba kliknąć, żeby zobaczyć ją w powiększeniu. Na obrazku jest ślimak. Potraficie go znaleźć?) Chu siedzi po prawej stronie, plecami do nas (na obrazku na blogu go nie widać – ale zobaczycie go po kliknięciu). [U nas Chu jest widoczny, ale i tak warto obejrzeć w powiększeniu – przyp. noita] Książka ukaże się 8 stycznia 2013. Pojawi się jeszcze jedna książka o Chu (już jest napisana), Fortunately, the Milk (również napisana), powieść będąca kontynuacją przygód Odda (wymyślona i rozpoczęta) oraz tajemnicza książka, którą – jak mi się zdaje – już obmyśliłem (nawet nie zacząłem jej pisać i nie zabiorę się za to jeszcze przez jakiś czas, ale wydaje mi się, że wiem gdzie się wydarzy, choć nie wiem co dokładnie)…

Żadna z tych książek nie jest powieścią o roboczym tytule Ocean Lettie Hempstock, która powinna ukazać się w ciągu 2013 roku, choć kontrakt na nią nie został podpisany. Jest to powieść dla dorosłych i jestem coraz bliżej ukończenia drugiej wersji (głównie wysłuchuję komentarzy przyjaciół, którzy ją przeczytali i albo wprowadzam zasugerowane przez nich poprawki albo myślę o komentarzach i zostawiam rzeczy, jak były).


(Wymyśliłem dzisiaj nowy, genialny tytuł dla książki. Zdradziłem Amandzie nowy, genialny tytuł. Zgodziła się, że jest genialny. Brzmiał znakomicie. Zacząłem pisać rozradowany e-mail do moich agentów i redaktorów… Wpisałem nowy tytuł w nagłówku e-maila. Potem na niego spojrzałem. Pokręciłem głową. Zawołałem Amandę. Przeczytała e-mail. „Nie wygląda najlepiej na piśmie, co?” powiedziała. Tego się właśnie obawiałem. Naprawdę nie wyglądał dobrze. Będę kombinował dalej.)

Cześć.

Czy w nowym wydaniu Gwiezdnego pyłu znajdą się oryginalne ilustracje Charlesa Vessa? Neil wspominał o kolorowym frontyspisie Vessa. I o stronach tytułowych rozdziałów, prawdopodobnie czarno-białych.


To dziwne, że nigdzie indziej w sieci nie mogę znaleźć żadnych informacji na ten temat. I nie jest prawdą, że Gwiezdny pył nie był wydany w twardej oprawie od 13 lat. Mam w ręku wydanie Vertigo z 2007 roku. Mierzy 8 x 12 cali i znajdują się w nim ilustracje Vessa, które są tak istotną częścią książki, że Neil Gaiman i Charles Vess są wymienieni na okładce jako współautorzy.


Uważam, że warto byłoby to wyjaśnić, bo wygląda na to, że Neil uważa powieściową z nielicznymi ilustracjami za oficjalną wersję Gwiezdnego pyłu. Natomiast wersję bogato ilustrowaną przez Vessa za hybrydę, wariant nieoficjalny. Innymi słowy, Neil rości sobie prawo do bycia jedynym autorem oficjalnej wersji Gwiezdnego pyłu.

Dziękuję,
Lawrence Carlin


Ilustracje Charlesa Vessa do Gwiezdnego pyłu wydanego oryginalnie przez DC Comics są tak istotną częścią książki, że jej tytuł nie brzmi wcale Gwiezdny pył. Jest to Gwiezdny pył Neila Gaimana i Charlesa Vessa, bo kiedy prosiliśmy DC Comics żeby nie zapomnieli wspomnieć podczas promocji, że to nasze wspólne dzieło, powiedzieli, że mogą zapomnieć, więc postanowiliśmy umieścić nasze nazwiska w tytule. To wydanie zawiera prawie 200 kolorowych ilustracji Charlesa i tekst różni się odrobinę (miejscami trzeba było go trochę przyciąć, żeby się zmieścił, w innych miejscach zmiany dotyczą rzeczy, które Charles narysował trochę inaczej, niż to opisałem.)

Żadnej z wersji nie uważam za „oficjalną”. Nie wiem nawet na czym taka oficjalność miałaby polegać.

I tak, wersja wydana przez DC Comics miała w 2007 roku niewielki drugi nakład w twardej oprawie.

Zgodnie z warunkami kontraktu wersja powieściowa Gwiezdnego pyłu nie mogła dotąd zawierać ilustracji i jestem przeszczęśliwy, że DC Comics zgodziło się, aby Charles wykonał te dwie ilustracje i strony tytułowe rozdziałów do nowego wydania. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł poprosić o to jakiegoś innego rysownika.



Charles napisał na Facebooku, że ma dużo więcej ilustracji powstałych przez lata, od pierwszego wydania Gwiezdnego pyłu, które chciałby opublikować i że być może udałoby się nam namówić DC Comics na wydanie nowej, ekskluzywnej wersji Gwiezdnego pyłu Neila Gaimana i Charlesa Vessa. Byłoby cudownie.

Obrazek powyżej (trzeba kliknąć, żeby powiększyć) przedstawia piękny magiczny jarmark namalowany przez Charlesa do wyklejki wydania z 2007, bo okazało się, ze duży rozmiar wydania w twardej oprawie sprawił, że detale na dwustronicowej planszy w środku książki były nieczytelne…

niedziela, 1 lipca 2012

Piły na chodzie

Neil napisał w poniedziałek 25 czerwca 2012 o 14:38

Poleciałem do Anglii, gdzie wziąłem udział w artystycznym występie Amandy i obejrzałem pierwszy prawdziwy, nagłośniony koncert jej zespołu. (Śpiewałem Psycho Leona Payne'a stojąc pomiędzy dwoma konkurującymi ze sobą muzykami grającymi na piłach.) Stamtąd pojechaliśmy do Utrechtu na ślub Alyson, siostry Amandy i żeby spędzić trochę czasu z moją córką-modystką, Holly, która uzyskała właśnie dyplom i posiada państwowe uprawnienia modystki, czyli przestała być tylko modystką-adeptką.

(Zdjęcie: Elliott Franks. Pozostałe zdjęcia tutaj. Od lewej: w cieniu Chad Raines, Adrien Stout z The Tiger Lilies, ja oraz Michael McQuilken. I trochę kwiatów.)

W samolocie, w drodze do Wielkiej Brytanii, skończyłem pisać kolejną powieść. Nie jestem jeszcze pewny, czy będzie nosiła tytuł Lettie Hempstock's Ocean [Ocean Lettie Hempstock] czy nie. Wydaje mi się, że to dobra książka – a przynajmniej jest to książka prawdziwa, jestem z niej dumny, a ocena czy jest dobra czy nie będzie należała do innych. Pomimo tego, że główna bohaterka ma siedem lat, jest to książka dla dorosłych. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Teraz robię z nią różne rzeczy, między innymi martwię się, że mogłaby mieć lepszy tytuł i czytam ponownie i gdzie tylko mogę – poprawiam, żeby wszystko było lepsze, bardziej zrozumiałe i straszniejsze. Ale jest to nowa powieść dla dorosłych, jeszcze w lutym nie wiedziałem, że ją napiszę i ogromnie cieszę się, że istnieje.


Po powrocie w domu czekała na mnie książka Chu's Day [Dzień Chu] w wersji wydrukowanej, ale jeszcze przez złożeniem w książkę (tzw. F&G). Takie nieoprawione egzemplarze trafią do księgarzy, bibliotekarzy i innych osób, które będą decydować, ile egzemplarzy książki, która jeszcze nie została wydrukowana, chcą zamówić.

Dzień Chu to moja pierwsza książka napisana z myślą o tak małych dzieciach. Takich, które jeszcze nie potrafią czytać. Takich, które dopiero co zaczęły chodzić. O takich dzieciach. Mam nadzieję, że przypadnie im ona do gustu, a przynajmniej spodobają im się niesamowite ilustracje Adama Rexa.

...

Z wyprzedzeniem ostrzegam, że w piątek 19 czerwca o 8:30 czasu brytyjskiego rusza sprzedaż biletów na Festiwal Książki w Edynburgu.

W tym roku pojawię się tam tylko na jeden punkt programu: w poniedziałek 13 sierpnia o 20.
Chris Riddel jest artystą rezydentem festiwalu i będę z nim rozmawiał o dziesięcioleciu wydania Koraliny. (Oto jubileuszowe brytyjskie wydanie.)



Wystąpię również 21 lipca w Edinburgh Playhouse jako Głos Książki w ostatnim spektaklu na trasie słuchowiska Autostopem przez Galaktykę, która właśnie trwa. (Informacje na temat trasy są na http://www.hitchhikerslive.com/tour-dates.html, a biletów na niektóre przedstawienia już nie ma. Ale do Edynburga jeszcze są.)

(Może będę robił w Edynburgu coś jeszcze. Jak tylko się dowiem o szczegółach  – napiszę tutaj.)

Jestem bardziej niż zwykle zmęczony lotem... Pisałem sobie, a nagle świat zrobił się płaski i dziwaczny, co chyba oznacza, że powinienem przestać pisać i albo pójść pobiegać albo uciąć sobie drzemkę.

Chciałbym móc zrobić obie te rzeczy jednocześnie. Ale wtedy mógłbym obudzić się gdzieś nie pamiętając jak tam trafiłem i nie wiedząc, jak stamtąd wrócić...


Tagi:
Dzień Chu, Koralina, Edynburg, Festiwal Książki w Edynburgu, Elliott Franks, Holly kończy studia, Lettie Hempstock's Ocean czy jakkolwiek w końcu będzie się nazywało, niebezpieczeństwa biegania we śnie

środa, 14 września 2011

Poplątany niczym bluszcz

Neil napisał w piątek, 15 lipca 2011 o 15:43

Piszę to siedząc w kuchni Amandy, w Bostonie. Okna zarasta bluszcz (w łazience nawet wdarł się do środka i w ramach magicznej plątaniny wnętrza i zewnętrza zaczął porastać prysznic) i światło zdaje się zielone.


Przygotowywałem listę ważnych rzeczy, o których muszę napisać na blogu i zapominałem o nich, głównie dlatego, że spędzenie kilku dni z żoną było ważniejsze. A w wolnym czasie wymyślałem różne rzeczy i zapisywałem je i nie pisałem bloga.


Ale on do mnie woła...


Postaram się umieścić dziś tutaj dziś wszystko, co najważniejsze.

...

Dołączyłem do Google+ i uznałem, że na razie nie potrzebuję kolejnego publicznego kanału informacyjnego.


Lubię Twitter. Znoszę Facebook. Google+ wydaje się (przynajmniej dla mnie) osobliwą mieszanką obydwu rzeczy. Niekończący się ciąg powiadomień, że kolejne 500 nieznajomych osób umieściło mnie w swoich kręgach i że mnóstwo innych o mnie wspominało, był irytujący i rozpraszający. Nie dało się ich łatwo wyłączyć, ani odnaleźć sygnału w szumie (ani odnaleźć przyjaciół w tłumie osób, które gdzieś mnie umieściły). A kiedy zacząłem nieco narzekać (zgadzając się z Warenem Ellisem, że wśród tysięcy ludzi, którzy umieścili mnie w jakimś kręgu nie sposób odnaleźć tych znajomych, których ja chcę gdzieś umieścić) kilkaset osób pospieszyło z wyjaśnieniem, że Robię To Źle.

Dopiero te wiadomości przelały czarę goryczy. Dla mnie wyznacznikiem dobrej platformy społecznościowej jest fakt, że albo spełnia swoje zadanie w sposób łatwy i przejrzysty albo jest na tyle elastyczna, że można ją do swoich potrzeb dostosować. A czytanie, że „próbuję tego używać jak Facebooka, a tak naprawdę to jest jak Twitter” sprawiło, że zatęskniłem za Twitterem. A ponieważ Twitter nadal działa, usunąłem swoje konto Google+ z przekonaniem, że nie potrzebny mi kolejny złodziej czasu, kolejne miejsce do którego trzeba zaglądać i jeszcze jedna rzecz, która odciąga mnie od pracy i życia.


Po usunięciu konta Google+ zaczyna przysyłać pomocne powiadomienia o tym, że ktoś o tobie wspomniał lub dołączył cię do jakiegoś kręgu, nawet jeśli wcześniej wszystkie powiadomienia e-mailowe były wyłączone. Można temu zaradzić klikając w opcję „wypisz się” widoczną na dole e-maila, której nie było widać przy odczytywaniu go z telefonu, ale i tak nie powinienem być zmuszony wypisywać się z czegoś, do czego się w ogóle nie zapisywałem.)


W każdym razie życzę Google+ jak najlepiej. Pewnie za jakiś rok sprawdzę, jak wygląda, jeśli w dalszym ciągu będę korzystał z Internetu. A jeżeli nie będzie już można prowadzić bez tego bloga – pewnie nawet szybciej. I pewnie w końcu ma szansę stać się znakomitym portalem społecznościowym. Ale póki co jest to wersja beta, a większość użytkowników nie zdobędzie natychmiast tłumu osób śledzących (zakreślających?).


I tak oto z tym portalem się pożegnałem.

Zapoznałem się natomiast z Turntable.fm, serwisem (dostępnym na razie niestety tylko w USA) umożliwiającym stworzenie lub dołączenie do „pokoju” i zabawę w DJ-a. W jednym pokoju muzykę z obszernej bazy Turntable lub załadowaną przez siebie mogą puszczać w tym samym czasie cztery osoby. Ogromnie podobało mi się bycie DJ-em, zwłaszcza odkąd uznałem, że powinno się tam znaleźć więcej słowa mówionego i może się to nawet spodoba, więc stworzyłem http://turntable.fm/neilhimselfs_house_of_poetry [dom poezji]. Wpadam tam od czasu do czasu włączyć jakąś poezję i cieszy mnie niezmiernie, że inni też to robią.

...

Pojawił się The Nerdist Podcast:Oto link do wpisu http://www.nerdist.com/2011/07/nerdist-podcast-106-neil-gaiman/


Rozmawialiśmy z Chrisem o Craigu Fergusonie i wieczornych programach telewizyjnych. Rozmawialiśmy oDoctorze Who. Rozmawialiśmy o Johnie Hodgmanie, jego wyjątkowym spojrzeniu na świat i przerażających wąsach. Na koniec rozmawialiśmy o pisaniu i o tym, jak pisać. Wydaje mi się, że to naprawdę dobre.

Co więcej...


Opublikowano WITS z Fizgerald Theatre: Jeśli jeszcze nie słuchaliście, proszę bardzo:

Sporo linków do klipów i fragmentów, które nie zostały wyemitowane na http://minnesota.publicradio.org/radio/programs/wits/

...

W ubiegłą niedzielę pojechałem do Madison, by pojawić się niezapowiedziany i – miałem nadzieję – niespodziewany ma Konwencie Świata Dysku. Przez prawie dwie godziny rozmawiałem na scenie z Terrym Pratchettem o Dobrym omenie. Tak naprawdę był to pretekst, by spędzić trochę czasu z Terrym przed, w czasie i po panelu. Oznaczało to również, że rozmowa i ten niedługi czas, jaki mieliśmy do dyspozycji sprawił, iż nasz panel był o wiele „prawdziwszy” (w każdym znaczeniu tego słowa) niż zwykłe panele. Nie sypaliśmy z rękami przygotowanymi zawczasu anegdotkami, nie staraliśmy się uszczęśliwić widowni. Wystąpiliśmy jako para starych przyjaciół wspominających wydarzenia sprzed ponad 20 lat, którzy przypominają sobie nawzajem rzeczy, o których zdążyliśmy zapomnieć. Zaśpiewaliśmy też wspólnie piosenkę They Might Be Giants "Shoehorn With Teeth" [„Zębata łyżka do butów”] i okazało się, że pamiętamy prawie cały tekst.


Zdjęcie panelu podkradzione z bloga Pata Rothfussa:


Oraz zdjęcie, na którym Terry, ja i skrzydlata Emily Whitten (przewodnicząca NADWcon). Wskazuję na jej imponujące rajstopy.



A na tym zdjęciu Terry i ja zaskakujemy parę osób wchodząc razem na panel „Dobrego omenu”:



(Podziękowania dla fotografów.)


...


Jestem niewiarygodnie dumny z książki, którą napisałem, a którą Adam Rex teraz ilustruje. Powstała z myślą o najmłodszych czytelnikach. Można o niej przeczytać na blogu Adama: http://adamrex.blogspot.com/search/label/chu. Poniżej pierwsza ukończona ilustracja z książki, scena w Jadłodajni Moby'ego. Nasz bohater siedzi w prawym dolnym rogu, plecami do nas.


Ojoj. Mnóstwo pieprzu w powietrzu...


...

I na koniec coś od J. Michaela Straczynskiego... zamieścił ten tekst na swojej stronie na Facebooku, ale za jego zgodą wklejam tekst tutaj, żeby można go było poza Facebookiem przeczytać, zalinkować, pokazać innym i zgłosić się po książkę, zanim się skończą.


Nie muszę wam tłumaczyć kim jest Harlan Ellison, ani że napisał niektóre spośród najważniejszych odcinków seriali science-fiction. Jego scenariusze do „Po tamtej stronie”, „Star Treka”, „Strefy Mroku” i innych produkcji wygrały niezliczone nagrody i są uważane za kanon gatunku.

Jakiś czas temu zaangażowałem się w supertajny projekt przygotowywany przez wydawnictwo Publishing 180, które wydaje scenariusze z „Babylonu 5”. Dotyczył on scenariuszy, które napisał do tego serialu Harlan. (Uwaga: nie jestem właścicielem żadnej części P180, nie otrzymuję wynagrodzenia za udział w projekcie, robię to jako fan i wielbiciel.) Trzymam teraz w ręku wstępna wersję książki i chciałbym wszystkich uprzedzić, bo to coś naprawdę nie z tej ziemi.

Książka zatytułowana jest BRAIN MOVIES [„Filmy mózgu”] i zawiera scenariusze Harlana do odcinków “Soldier”[Żołnierz] i “Demon With a Glass Hand” [Demon o ręce ze szkła] serialu PO TAMTEJ STRONIE; “Paladin of the Lost Hour”[Paladyn Zaginionej Godziny] i “Crazy as a Soup Sandwich” ze STREFY MROKU, “Memo from Purgatory” [Notatka z czyśćca] z ALFRED HITCHCOCK PRZEDSTAWIA, “The Face of Helen Bournouw” [Twarz Helen Bournouw] i legendarny już manifest Harlana na temat pisania dobrej SF napisany specjalnie dla następnych scenarzystów BABYLONU 5. (Scenariusze „Paladyna” i „Demona” otrzymały prestiżową nagrodę Gildii Scenarzystów.)
W wielu przypadkach oprócz scenariusza jego plany, które zazwyczaj nie wychodzą w ogóle ze studia. Ale najbardziej zadziwiające, że do książki trafiła nie tylko ostateczna wersja odcinka HITCHCOCKA, ale i jego wcześniejsze wersje wraz z odręcznymi notatkami i poprawkami.

W czasie emisji odcinka nie mamy wglądu w umysł scenarzysty przy pracy, nie mamy szansy doświadczyć tej chwili, kiedy postanawia umieścić w nim jakąś kwestię lub ukształtować w dany sposób określoną scenę. Jak w ostatniej chwili zmieniło się jedno istotne zdanie. Widzimy tylko produkt końcowy. Dzięki szkicom z odręcznymi notatkami proces tworzenia rozgrywa się przed naszymi oczami. Możliwość zajrzenia do wnętrza umysłu pisarza jest niezmiernie rzadka.

Co najlepsze, nie są to złożone i łamane na nowo wersje. Scenariusze zostały zeskanowane i odtworzone dokładnie tak, jak zostały napisane.

A co może być lepszego dla przyszłych autorów SF, niż wskazówki samego Harlana Ellisona, jak pisać dobrze w tym gatunku, jak unikać pułapek i ulepszyć swoja twórczość?

Wartość tej książki dla aspirujących pisarzy, naukowców, kolekcjonerów, fanów i zwykłych ludzi, którzy uwielbiają SF w telewizji, jest nie do przecenienia. To nie jest po prostu zbiór scenariuszy, to ważny fragment historii.

Kiedy dowiedziałem się, że Harlan chce włączyć do książki manifest B5 (zatytułowany „Przerażająca Lista Rzeczy Których Nie Wolno Robić Pisząc Babylon 5”), zaproponowałem, że napiszę do niej wstęp. Wprowadzenie pt. „Dotknąć magii” znalazło się ostatecznie w książce.

I ostatnia, być może najfajniejsza wiadomość: ze względu na materiały dotyczące B5, wypuszczona zostanie pewna liczba książek podpisanych zarówno przeze mnie, jak i przez Harlana. Z jednym wyjątkiem, to JEDYNY raz, kiedy wspólnie z Harlanem podpisaliśmy książkę. Kiedy ta seria się skończy... więcej takich nie będzie.

Publishing 180 to niewielkie wydawnictwo, które nie ogłasza zapowiedzi na długo przed datą premiery, ale ta książka jest na tyle ważna i tak wyjątkowa, że poprosiłem o pozwolenie na poinformowanie o niej fanów B5 i fanów Harlana Ellisona. W ten sposób nikt zainteresowany nie przegapi okazji zdobycia egzemplarza z dwoma autografami.

Książka trafi do sprzedaży za parę tygodni, około 20. i automatycznie powiadomieni o tym zostaną subskrybenci listy mailingowej B5. Ale tutaj na pewno też o tym napiszę, jak tylko znajdzie się online. Jeśli nie chcecie tego przegapić – zapisy trwają na stronie www.harlanbooks.com


...

I właśnie zorientowałem się, że to jeszcze nie wszystko. Wygląda na to, że w moim domu zamieszkał nowy, obecnie bezimienny kot. Opowiem o nim w następnej notce.


I prawie zapomniałem – coś dla tym, którzy wytrzymali do końca - Steve Cleff namalował mój portret z przeznaczeniem na aukcję CBLDF. Potrwa jeszcze kilka godzin. Oto link.