niedziela, 31 marca 2013

Księżniczka i trochę przemyśleń na temat pisania

Neil napisał w sobotę 30 marca 2012 roku o 9:34

Księżniczka, moja bardzo, bardzo stara kotka, zbliża się do kresu swego życia. Ma nieco ponad 20 lat, choć nie wiemy ile dokładnie, bo zanim postanowiła zamieszkać z nami, co najmniej rok żyła dziko w lesie. Teraz siedzi obok grzejnika w łazience na strychu i przez większość czasu śpi.

Oto ona, wczoraj wieczorem, na moich kolanach. (WhoSay)
 

Ponieważ Księżniczka siedzi na strychu to i ja tam wczoraj poszedłem i przy okazji przejrzałem parę teczek z papierami. Znalazłem jedną podpisaną "Wiersze" i zacząłem przerzucać pliki żółknących kartek z moimi wierszami, rysunkami i inną twórczością, w tym pierwszy opis pana Croupa i pana Vandemara autorstwa siedemnastoletniego Neila Gaimana (tylko wtedy nazwisko zapisywało się "Kroop") wraz z ilustracjami przedstawiającymi obydwu.

Najbardziej zadziwiło mnie, że wśród wszystkich tych rzeczy nie było praktycznie nic, co napisałem ja. Momentami czyta się te fragmenty jak e. e. cummingsa, za chwilę jak niezgrabną mieszankę Moorcocka i Zelaznego. Można dokładnie poznać, kiedy przeczytałem wiersze zebrane Rudyarda Kiplinga... Mogę wybrać dowolny wiersz, dowolny niedokończony fragment z tej teczki i powiedzieć co wtedy czytałem, o czym myślałem. Wszystko brzmi jak kiepska imitacja cudzej twórczości. Nic z tych rzeczy nie wskazywało, że zostanę pisarzem, prawdziwym pisarzem, który ma coś do powiedzenia, z wyjątkiem jednego:

Pisałem. Ciągle naprawdę dużo pisałem.

I to okazało się znacznie ważniejsze. Nie umiałem wtedy skończyć niczego dłuższego niż parę stron, ale wciąż pisałem.

Kiedy SHARED WORLDS poprosiło mnie (i innych pisarzy) o rady dotyczące pisania spisane na dłoni (wszystko można znaleźć na http://www.wofford.edu/sharedworlds/handinhand.aspx - zobaczcie sami), napisałem to:

PISZ. KOŃCZ, CO ZACZĄŁEŚ. NIE PRZESTAWAJ PISAĆ.


Chcesz być pisarzem?

Nie przestawaj pisać.

piątek, 29 marca 2013

Neil Gaiman o słuchowisku BBC na podstawie „Nigdziebądź” i jego gwiazdorskiej obsadzie

Q&A zamieszczone na stronie magazynu Wired 26 marca 2013 roku


„Nigdziebądź” Neila Gaimana, powieść o człowieku odkrywającym pod ulicami Londynu sekretny świat, została zaadaptowana na sześcioodcinkowe słuchowisko z udziałem wielu naszych ulubionych brytyjskich aktorów, m. in. Benedicta Cumberbatcha („Sherlock”), Jamesa McAvoya („X-Men: Pierwsza Klasa”) i Natalie Dormer („Gra o Tron”).
Ale nie jest to pierwsza przygoda Gaimana z radiem. Spod pióra tego znakomitego autora wychodziły opowieści we wszelkich możliwych formach: komiksy, opowiadania, nowele, powieści, słuchowiska, sztuki oraz scenariusze telewizyjne i filmowe. Z mistrzem rozmaitych mediów rozmawialiśmy o adaptowaniu jego dzieł na potrzeby radia, planowanym przyszłym projekcie zatytułowanym „Dead Room” oraz o mającej ukazać się w czerwcu powieści „Ocean na końcu ulicy”.

Drzwi, Islington i Richard popijają wino z Atlantydy

Wired: Jakie trudności napotyka się przy przekładaniu czegoś na język słuchowiska radiowego?

Neil Gaiman: Miałem już okazję zarówno pisać dla BBC słuchowiska, jak i przerabiać na słuchowisko coś, co napisałem wcześniej. Po pierwsze powinienem wspomnieć, że najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobiłem, gdy BBC zgłosiło się do mnie z tym pomysłem, było namówienie ich na zaangażowanie Dirka Maggsa, który pisał, adaptował i reżyserował radiową wersję „Autostopem przez galaktykę”, kiedy Douglas Adams przestał się tym zajmować.

Wired: Genialne!

NG: Dirk pisał fantastyczne scenariusze, które ja czytałem i komentowałem, ale tych komentarzy nigdy nie było wiele. A potem wraz z BBC zgromadził fantastyczną obsadę: Benedicta Cumberbatcha, Jamesa McAvoya, Natalie Dormer, Christophera Lee i Bernarda Cribbinsa.


Richard, Łowczyni i Drzwi na Hrabiowskim Dworze Christophera Lee
Wired: Samego Christophera Lee! Każdy z tych aktorów jest znakomity.

NG: O tak, to wspaniali ludzie. I Anthony Stewart Head! Podczas konferencji prasowej Natalie Dormer została zapytana dlaczego ona, James McAvoy i wszyscy ci aktorzy zechcieli wziąć udział w tej produkcji. A ona odpowiedziała „Cóż, wszyscy jesteśmy fanami Neila”. To było cudowne. Poczułem się niewiarygodnie szczęśliwy.

Wired: Czyli do rzeszy twoich fanów należą również wspaniali aktorzy.

NG: Udało im się stworzyć coś fantastycznego. Jakiś artykuł w brytyjskiej prasie nazwał tę adaptację arcydziełem, słuchowiskiem roku. „Jeżeli macie wysłuchać tylko jednej sztuki radiowej, niech będzie to właśnie ta”. Takie reakcje niezmiernie mnie cieszą.


Pan Vandemar, Varney i Pan Croup

Wired: W jaki sposób decydujesz się na wybór medium? Czy kiedy myślisz o nowej historii pojawia się ona w twojej głowie w konkretnej formie?

NG: Odpowiedź brzmi: tak, ale czasami się mylę. Moja nowa powieść, „Ocean na końcu ulicy”, jest tego najlepszym przykładem, bo wydawało mi się, że będzie opowiadaniem. A nie zdarzyła mi się dotąd taka niespodzianka, żebym myślał, że coś będzie jednym, a okazuje się czymś zupełnie innym. To było opowiadanie, które po prostu nie chciało się skończyć. Nigdy przedtem nie napisałem powieści przez przypadek. W przeszłości przy pisaniu powieści mówiłem sobie: „Będę pisał powieść. Wszystko sobie rozplanuję”. Wiedziałem co robię. W przypadku „Oceanu na końcu ulicy” myślałem, że piszę opowiadanie. Potem zastanawiałem się, czy wyjdzie z tego krótka nowelka. Następnie pomyślałem, że może jednak to będzie nowela, po czym zdałem sobie sprawę, że nie, jednak rzeczywiście piszę powieść. Choć tak naprawdę dopiero kiedy skończyłem pisać i przeliczyłem objętość, przyszło mi do głowy „Cholera! To była powieść”.

Wired: Bardzo podoba mi się myśl, że forma historii może cię zaskoczyć.

NG: Dokładnie tak jest. Czasami ta forma jest zupełnie oczywista. Jeśli wydaje się, że wymaga obrazków – to pewnie komiks. Jeżeli zdaje się, że potrzebuje żywych aktorów – będzie to prawdopodobnie film, może coś dla telewizji albo sztuka teatralna. Jeżeli potrzebna jest magia, którą stworzyć można tylko w radio – najprawdopodobniej będzie to słuchowisko. Bardzo, ale to bardzo chciałbym napisać zupełnie nowe słuchowisko, ale mam ogromne problemy ze znalezieniem na to czasu. Nosi tytuł „Dead Room”, a jego akcja toczy się w radiowym studio. W studiach zwykle jest takie wygłuszone, „martwe” pomieszczenie. Ta historia dotyczy radia, samej jego natury.

[Ten ostatni tytuł jest wieloznaczny, bo może oznaczać „martwy pokój” (dosłownie), pomieszczenie przeznaczone do nagrań i przygotowane w taki sposób, by nie występowało w nim echo, a w języku potocznym – kostnicę. przyp. noita]


Z wizytą u Czarnych Mnichów

wtorek, 19 marca 2013

Wielki post zawierający niewiarygodną ilość fajnych i ważnych rzeczy

Neil napisał w niedzielę, 17 marca 2013 roku o 19:50

Powinienem był w tym tygodniu dodać coś na blogu. Miałem szczery zamiar. Ale zawsze do wyboru było to lub sen i sen zawsze wygrywał.

Tak więc teraz mam wiele zaległych rzeczy do opowiedzenia i pokazania. Spróbuję umieścić je tutaj w kolejności...

...

Po pierwsze, 26 marca wydany zostaje audiobook Wymiar cudów Roberta Sheckleya czytany przez Johna Hodgmana. Nagranie powstało już dłuższy czas temu i przez te 14 miesięcy wciąż pozostaje moim ulubionym audiobookiem. Premiera była odkładana, bo w Audible też się bardzo spodobało i czekali na odpowiedni moment, żeby go wypuścić i zrobić wokół niego dużo zamieszania.




Od lat jest to jedna z moich ulubionych książek i pamiętam, kiedy Douglas Adams opowiadał mi jak bardzo poruszony był lekturą Wymiaru cudów i faktem, że dziesięć lat przed nim ktoś stworzył coś przypominającego Autostopem przez galaktykę. Narracja Johna Hodgmana jest bardzo ironiczna i bardzo zabawna, a treść – genialna.

Słowami redaktora recenzji Audible.com:

Wśród narratorów audiobooków zdarzają się głosy pasujące idealnie do danego gatunku. John Hodgman mógł stać się właśnie etatowym lektorem humorystycznych opowieści o zupełnie-zwyczajnym-facecie-przemierzającym-wszechświat... Hodgman, wybrany osobiście przez Neila Gaimana (którego uroczy wstęp idealnie wprowadza nas w przedstawione w książce wydarzenia), nadaje odpowiednią ilość fanowskiej wiarygodności historii, która została wydana po raz pierwszy w 1986 roku i stanowi zapowiedź klasycznej powieści Douglasa Adamsa Autostopem przez galaktykę. Miałem okazję wysłuchać fragmentu audiobooka i teraz muszę się dowiedzieć, w jaki sposób niespodziewany zwycięzca Loterii Galaktycznej zdoła powrócić na Ziemię w jednym kawałku.

W ramach promocji Audible wylosuje jedną osobę i wyśle ją wraz z osobą towarzyszącą na nowojorski Comic Con. Link to www.audible.com/ComicCon_NYCTrip.
Pod adresem www.audible.com/ComicCon_NYCTrip_FAQ znajdziecie odpowiedzi na pytania o losowanie.

Audible próbuje głównie zwrócić uwagę na książkę oraz pracę Johna Hodgmana i sprawić, żeby świat posłuchał. Ja jestem zachwycony. Jest niesamowita.

Oto link do wpisu na tumblrze, gdzie można posłuchać jak rozmawiam z Johnem Hodgmanem o Wymiarze cudów. (Nie wiem dlaczego nie można już zamieszczać plików audio bezpośrednio na Bloggerze.)

...

NASTĘPNIE: Proszę o obejrzenie i przekazanie dalej tego krótkiego klipu. Jest najpiękniejszy ze wszystkich, jakie nagrałem dla projektu BlackBerry Keep Moving. Filmowałem go w ubiegłym tygodniu w Cambridge i w Londynie.
Wyglądam jakbym poleciał z L.A. do UK i nie miał okazji się wyspać, ale wyglądam też jakbym wyśmienicie się bawił. I tak właśnie było.



Dla mnie książka stanowi wrota do innego świata, wejście do wnętrza głowy innej osoby.
Czytanie pozwala przeżyć więcej niż jedno życie. Pozwala przeżyć nieskończoną ilość żyć. A przynajmniej tyle, ile książek stoi na półce.

Kiedy rozmawiam się z o wspomnieniach dotyczących ukochanej książki jedną z rzeczy, które zawsze pamiętam jest to, jak wyglądała. Jaki w dotyku był papier. Ile ważyła.

Uwielbiam to, jak różnorodne są ilustracje stworzone do opowieści z Kalendarza i to, jak różnie zostali przedstawieni ich bohaterowie. Każdy wyobraża ich sobie zupełnie inaczej. I nikt nie jest w błędzie!
Otrzymaliśmy wiele tysięcy różnych wersji prawdy.

Myślę, że będę się czuł bardzo dziwnie po zakończeniu tego projektu.
Ktoś powiedział, że obraz nigdy nie zostaje ukończony. Zostaje tylko porzucony.
Moim zdaniem odnosi się to do całej sztuki.
Przychodzi taki moment, kiedy musisz zostawić swoje dzieło i zająć się kolejnym.
Ale robiąc to jesteś szczęśliwy.
Bo cokolwiek porzucisz - zaczyna żyć swoim własnym życiem.
***   ***   ***

O projekcie BlackBerry napiszę więcej w dalszej części tego posta...

...

Poleciałem na festiwal South by SouthWest do Austin w Teksasie. Wziąłem udział z spotkaniu z Chuckiem Lorre i radości było co niemiara. (Oto relacja.) Bardzo go polubiłem: gdybym w jakimś równoległym wszechświecie postanowił pisać amerykańskie sitcomy zamiast wszystkiego-oprócz-sitcomów, pewnie byłbym bardzo do Chucka podobny.

Zyski ze sprzedaży jego książki pomogą ufundować darmową klinikę w Venice. Tutaj link do Amazonu. Jego obserwacje, narzekania, pokrzykiwania i zawodzenie na temat L.A., przemysłu rozrywkowego i telewizji powinny być lekturą obowiązkową dla osób zainteresowanych tym, jak robi się telewizję. Oto okładka książki (która jest OLBRZYMIA – to dzieło sztuki, książka do prezentowania na stoliku do kawy, która po dołożeniu nóg sama stałaby się takim stolikiem):

"Co nas nie zabije, sprawi że stajemy się zgorzkniali"


Następnego dnia udałem się do studia nagraniowego Tequila Mockingbird, gdzie zaszyliśmy się wraz z inżynier dźwięku Shayną Brown i nagraliśmy Ocean na końcu ulicy oraz Dymy i lustra.

Z dzieciństwa pamiętam akcent z Sussex, słyszany zwłaszcza u starych, okolicznych rolników, i kilka postaci z książki napisałem z myślą o tym akcencie, po czym przed rozpoczęciem nagrania zacząłem panikować. A może tylko sobie ten akcent wyobraziłem? I dlaczego głoska "r" z Sussex w moich wspomnieniach tak bardzo przypomina "r" z West Country?  I co jeżeli przejdę na ten dialekt?

Zwróciłem się o pomoc do użytkowników Twittera, którzy podali mi link do strony http://www.bl.uk/learning/langlit/sounds/text-only/england/milland/, gdzie mogłem posłuchać akcentów oraz dowiedziałem się, że w tych wszystkich słowach "r" [wyraźne – przyp. noita] było swego czasu wymawiane w całym Zjednoczonym Królestwie i do teraz pozostaje cechą mówionego języka angielskiego w Szkocji i Irlandii. Jednak we współczesnej Anglii wymowa taka występuje właściwie tylko na obszarze West Country, odległych krańcach południowo-zachodniej części kraju i w okolicach Lancashire na północ od Manchesteru.

Nagrywanie Oceanu było trudne i piękne. Nagrywanie Dymu i luster stanowiło naprzemiennie radość i koszmar. Występuje tam tak wiele akcentów i rozmaitych głosów postaci, zagrałem je wszystkie najlepiej jak potrafiłem i przeklinałem siebie z przeszłości za to, że uznałem za dobry pomysł umieszczenie w opowiadaniach postaci, które mówiły zupełnie inaczej niż ja.

Współpraca z Shayną była jak marzenie – to osoba, która sprawia, że jesteś w stanie wykonać swoje zadanie naprawdę najlepiej, jak to możliwe – i jestem niezwykle wdzięczny jej oraz Page za ułatwianie mi życia.

...

Wieczorami spotykałem się i wyruszałem z Amanda na spotkanie przygody. Chyba najlepiej bawiliśmy się na imprezie People of Letters [Literatów], gdzie pisaliśmy listy do dzieł, które chcielibyśmy napisać, a następnie czytaliśmy je na głos. Nas było siedmioro, a listy były zabawne, smutne, mądre, dziwne, z głębi serca, a każdy z nich zupełnie inny.
(Tutaj jest relacja. I tak, Amanda trafiła w sedno.)



W pewnym momencie Amanda postanowiła zorganizować ninja-występ dla tych mieszkańców Austin, którzy nie mieli wejściówki na festiwal SXSW. Zalogowała się na Twitter i jeszcze tego samego wieczora miała wypełniony teatr, cztery zespoły i ekipę filmów dokumentalnych. Wystąpiła dla nich oraz przeprowadziła wywiady z zespołami i filmowcami. To było niezwykłe. Ogromnie mi się podobało.

Właściwie możliwe jest, że moim ulubionym momentem podczas całego SXSW było spotkanie Amandy z Billym Braggiem. To było coś wspaniałego: zagrali wspólnie folkową piosenkę The World Turned Upside Down, a potem Amanda wykonała najlepszą dotąd wersję swojego Ukulele Anthem.

...

Shayna i Page musiały również znieść przybycie Cat Mihos, która przyleciała z L.A., by pracować ze mną nad projektem BlackBerry Keep Moving. Jeżeli zaglądaliście na stronę http://keepmoving.blackberry.com/desktop/en/us/ambassador/neil-gaiman.html i oglądaliście nadesłane prace to cóż, widzieliście sporo sztuki. Sporo bardzo dobrej sztuki. Ponad 5200 naprawdę dobrych dzieł sztuki.

Musiałem wytypować listę faworytów, z której do każdego miesiąca zostanie wybranych po 20 prac na stronę Kalendarza Opowieści. A z powodu harmonogramu pracy nad stroną wynikało, że decyzję musiałem podjąć TERAZ. Cat pomyślała, że ułatwi mi życie i przygotuje wstępną selekcję, ale musiałem jej wyjaśnić, że nie mógłbym tak postąpić. Chciałem obejrzeć wszystkie prace. Wszystkie, które zostały nadesłane.

W każdej wolnej chwili Cat wyciągała komputer, ja przeglądałem ilustracje i każdą, która wydawała mi się szczególna, interesująca czy wyjątkowa, przenosiłem do innego folderu. Robiłem to zamiast spać. Robiłem to zamiast jeść...

I wiecie co?

Zrobiłbym to raz jeszcze. Tyle niesamowitych ilustracji. Tylu ludzi tworzących wspólnie. Uczyniło mnie to bardzo szczęśliwym.

(To jedna z moich ulubionych prac, która z jakiegoś powodu nie została prawidłowo wysłana, więc postanowiłem pokazać ją całemu światu. Autorem ilustracji do lipcowego opowiadania jest Tim Baker, który prezentuje ją na http://timbakerfx.deviantart.com/art/Neil-Gaiman-Story-Illustration-358995452.)


...

O poranku w dniu, kiedy wyjeżdżałem z Austin, Neverwhere nagle zrobiło się popularnym hasłem na Twitterze. W Radio wyemitowana została pierwsza część słuchowiska BBC Radio 4/Radio 4 Extra z udziałem Benedicta Cumberbatcha, Jamesa MaCavoya, Natalie Dormer, Bernarda Cribbinsa, Davida Harewooda, Anthony'ego Stuarta Heada i wielu innych.

Recenzje są znakomite.

I nie tylko dlatego, że Benedict Cumberbatch tam śpiewa.

Pierwszy odcinek wyemitowany w BBC Radio 4 trwał godzinę. Odcinki 2-6 [pojawią się w BBC Radio 4 Extra i będę trwały po 30 min. każdy – przyp. noita]

Neverwhere można słuchać NA CAŁYM ŚWIECIE za pośrednictwem BBC iPlayera. (Blokada niektórych rejonów dotyczy telewizji, nie radia.)

iPlayer nie działa na platformach mobilnych, ale można korzystać z aplikacji takich jak TuneIn Radio, by słuchać, odtwarzać i nagrywać.

Od 22 marca pojawi się możliwość pobrania pierwszej części jako podcastu BBC Weekly Drama.

Całości, wszystkich 6 odcinków, będzie można słuchać do 29 marca.

ALBO można wejść na stronę słuchowiska (co powinniście zrobić tak czy inaczej) i tam odtwrzyć. I obejrzeć ogromną ilość dodatkowych materiałów: wywiady, zdjęcia, i wiele innych...
http://www.bbc.co.uk/programmes/b01r522y

...

To jeszcze nie wszystko. Ale może poczekam z tym do jutra...

niedziela, 10 marca 2013

Kalendarz Opowieści BlackBerry - Keep Moving

Oto kilka krótkich klipów, w których Neil przedstawia i zachęca do udziału we wspólnym tworzeniu Kalendarza opowieści.

  

Dobra literatura jednoczy nas, ludzi, ponieważ pozwala nam doświadczyć empatii.
Ponieważ sprawia, że obserwujemy świat oczami innych.
I jest to cudowny sposób, aby zdać sobie sprawę z istnienia innych ludzi.

Najtrudniejszą rzeczą w byciu pisarzem jest samotność.
Zostajesz sam na sam z tym, co siedzi ci w głowie.
I nikt nie może zrobić tego za ciebie.
Możesz napisać najzabawniejszy kawał na świecie, ale w tym momencie pokój będzie wypełniać cisza.

Od lat zastanawiałem się nad sposobem, w jaki mógłbym współpracować z czytelnikami.

Podoba mi się pomysł otrzymywania jakiegoś feedbacku, tak samo jak uwielbiam to, że mogę następnie pokazać całemu światu to, co na tej podstawie stworzyłem. Przypomina to trochę grę w ping-ponga.

Plan wygląda następująco: chcę stworzyć "Kalendarz Opowieści".
Napiszę dwanaście opowiadań, ale będą one zainspirowane - oraz zilustrowane - przez Was.


l  

Na świecie jest wielu artystów, ale Ty jesteś tylko jeden.
I jedyną osobą, która patrzy na świat z Twojej perspektywy jesteś właśnie Ty.

Jeżeli postanowisz nic nie robić, osiągniesz jedynie to, że pozbawisz świat tych wszystkich rzeczy, które mogłyby się w nim pojawić jedynie za Twoją sprawą.

Wysłałem w świat dwanaście pytań do Kalendarza opowieści, po jednym co godzinę.
I byłem zupełnie oszołomiony odpowiedzią.

Wiele tysięcy ludzi postanowiło podzielić się swymi uczuciami i myślami ze światem.
Przeistoczyło się to w dwanaście godzin powstawania sztuki. I była to zupełnie nowa forma sztuki, dla której nie mamy jeszcze nazwy.

Opowieści grudniowe były nadzwyczaj poruszające.
Zapytałem "kogo chcielibyście ponownie spotkać w grudniu?".
Ktoś napisał: "Chciałabym ponownie spotkać młodszą wersję siebie. Miałabym jej tyle do powiedzenia. Poradziłabym jej, by była silna i szła przez życie z podniesioną głową."

Najlepszą częścią procesu pisania jest ten niespodziewany, magiczny moment, w którym na końcu twojego pióra nagle pojawia się coś, co jeszcze przed sekundą nie istniało.

Wszystko, co napisałeś do tej pory nagle jakimś czarodziejskim sposobem składa się w całość, a ty...

Ty fruniesz.


"...płynęłam w górę, pozwalając, by naszyjnik prowadził mnie w stronę domu, w przestworza ponad nami, gdzie wędrujemy wraz z samotnymi, podniebnymi wielorybami, a niebo i morze są jednością."

Najwspanialsze w pisaniu opowiadania jest to, że kiedy już je skończysz, przestaje należeć wyłącznie do ciebie. Należy do tych, którzy je czytają.

Projekt Kalendarza z każdą chwilą nabiera rozpędu, i najbardziej cieszy mnie fakt, że zaczyna on żyć własnym życiem.

Napisałem dwanaście opowiadań, zainspirowanych wpisami z Twittera, a potem poprosiłem o ich zilustrowanie.
Odpowiedzi były nadzwyczajne. Grafiki nadsyłane były z całego świata i wszystkie są niesamowite.

W tej chwili znajdujemy się w samym środku tego zamieszania i zobaczymy dokąd zaprowadzi nas ta szalona przejażdżka.

Chciałem dać okazję do współpracy przy projekcie również twórcom filmów, więc nagrałem, jak czytam każde z dwunastu opowiadań. Każdy może te nagrania wykorzystać, jak tylko zechce.

Zawsze uwielbiałem współpracować z grafikami, ponieważ ja daję im moje słowa, a w zamian dostaję coś zupełnie magicznego.
Co nigdy nie wygląda tak, jak sobie wyobrażałem.
Ale jeśli ma się szczęście - można otrzymać coś znacznie lepszego.

piątek, 1 marca 2013

Aktualności na temat Kalendarza Opowieści oraz Dwie Okładki

Neil napisał w niedzielę 17 lutego 2013 r. o 16:11

Wstałem dziś wcześnie rano, wszedłem do studia i nagrałem wszystkie dwanaście opowiadań z Kalendarza Opowieści, który powstaje pod patronatem BlackBerry (możecie poczytać o nim tutaj).

Oznacza to, że trudną część mam już za sobą.

Wybrałem dwanaście wiadomości z Twittera (a tak naprawdę z wyjątkiem marcowej, w której się zakochałem i która nie miała żadnej konkurencji, wybrałem po trzy wiadomości do każdego miesiąca, bo autorzy musieli wyrazić zgodę na ich wykorzystanie przeze mnie i BlackBerry, a niektórzy nigdy nie odpowiedzieli, więc dobrze było mieć coś w zapasie.)

A następnie kilka dni, które miałem poświęcić na pisanie spędziłem będąc filmowanym i udzielając wywiadów na potrzeby projektu. W moim garażu zainstalowała się ekipa filmowa. (To duży garaż, ale byłem zaskoczony jego przemianą w strategiczne centrum operacyjne.)

A potem ekipa sobie pojechała, a ja złapałem pióro, pusty, niebieski notes i zacząłem zapisywać: najpierw marzec (jak już wspomniałem – ten, w którym się zakochałem – i jest piracki), potem kwiecień (zabawny) i listopad (smutny), następnie styczeń (dość ekscytujący i różne rzeczy w nim wybuchają), październik (miejscami śmieszny), lipiec (rozdzierający serce i pełen nadziei, mój ulubiony, ale różni ludzie mają różnych faworytów), wrzesień (magiczny), czerwiec (zabawny), maj (DZIWNY), luty (osobliwy), sierpień (krótki i bardzo gorący), grudzień (smutny, ale postanowiłem zakończyć go mniej smutno, niż pierwotnie planowałem, kiedy przypomniałem sobie, że będzie ostatnim opowiadaniem w serii.)

Lotnisko Logana w Bostonie było zamknięte z powodu śnieżycy. Doleciałem do domu w przeciągu kilku godzin pomiędzy jego otwarciem, a zamknięciem lotniska Minneapolis St. Paul z powodu burzy lodowej.

Potem przepisałem opowiadania na komputerze, wysłałem je do BlackBerry i ze zdenerwowaniem czekałem, czy im się spodobają (spodobały się, co było miłe, jako że nie miałem planu awaryjnego na wypadek, gdyby stało się inaczej.) Popędziłem do studia, nagrałem je, zdarzyło mi się nawet czytać głosami postaci, których nie powinienem odgrywać.

...

Tyle wpisu blogowego udało mi się zanotować dwa dni temu, a potem życie mnie porwało i nie dało odetchnąć aż do chwili obecnej. Nawet teraz niespecjalnie mam okazję odetchnąć – raczej wstrzymuję oddech i powinienem ciężki pracować. Wisi nade mną nie jeden, nie dwa, ale cztery makabryczne i absolutnie nieprzekraczalne terminy pracy do oddania w tym tygodniu, więc cokolwiek piszę, czuję się winny, że nie zajmuję się pozostałymi.

("Zawsze coś pan sobie gryzmoli, czyż nie, panie Gaiman?" szepcze mi w głowie niewidzialny Książę Gloucester.)

Powodem, żeby skończyć ten wpis jest wiadomość, że Headline books opublikowało brytyjską okładkę Oceanu na końcu ulicy. Oto jak wygląda:


Tak samo jak wydanie amerykańskie, ukaże się 18 czerwca.

(Dla tych, którzy potrzebują przypomnienia – tak będzie wyglądać amerykańska okładka)

i owszem, na okładce brytyjskiej znajdzie się chłopiec, na amerykańskiej – dziewczyna, i w obu wersjach wszystko się zgadza.

18 czerwca. W USA można zamówić pierwsze wydanie z autografem w Porter Square Books w Cambridge lub przez Barnes and Noble. Oferta ważna "do wyczerpania zapasów" i za kilka tygodni opcja zamówienia zniknie. Dostanę wtedy mnóstwo arkuszy do podpisania, a następnie trafią one do drukarni i zostaną złożone z resztą pierwszego wydania książki. (Ups. Pomyliło mi się. Wygląda na to, że egzemplarze z autografem będzie można zamawiać aż do dnia premiery.)

(Co więcej, osoby, które otrzymały pierwsze egzemplarze piszą o książce na portalu GoodReads, Nie ma tam spoilerów, więc nie mam nic przeciwko zamieszeniu linka.)