wtorek, 30 czerwca 2009

błyskawica i błyskający świetlik

Wiem, że jest wiele rzeczy, o których powinienem tutaj pisać, jak na przykład przepowiadająca przyszłość aplikacja Oracular Orb Android App, pływanie kajakiem z moim trenerem, biedna pszczoła, która zaplątała się w moje włosy, osobliwość dni spędzanych z dziennikarzem „New Yorkera” i przepisy na sałatkę ziemniaczaną, ale one wszystkie mogą poczekać.

Zabrałem dziś wieczorem psa na spacer i włóczyliśmy się po pobliskich łąkach. Był ciepły, letni wieczór, ciemny, bezksiężycowy. Kilka świetlików migało nieregularnie, niektóre tak blisko mnie, że widzałem, jak błyskały na zielono, a inne, nieco dalej, zdawały się świecić biało.

A niebo nad nimi rozbłyskało odległymi letnimi błyskawicami (burza na tyle daleko, że było zupełnie cicho), płonęło i oświetlało chmury. Wyglądało, jakby świetliki rozmawiały z błyskawicami, idealna sekwencja sygnałów i odpowiedzi, błysków i odbłysków. Obserwowałem, jak niebo i łąka błyskają i błyskają, a pies szedł przede mną i zdałem sobie sprawę, że jestem całkowicie szczęśliwy...

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Jeszcze o znaczkach i paleniu książek


Krótkie uzupełnienie wczorajszej notki:

W brytyjskich mediach więcej o znaczkach: w „The Times” jest naprawdę dobry artykuł na temat Fantastycznych Znaczków (z historyjkami)
„Jest naprawdę straszna,” mówi Gaiman, przyglądając się znaczkowi. „Ale oczywiście syreny zawsze były przerażające. Z wyjątkiem Małej Syrenki u Jana Christiana Andersena, wszystkie chciały wykraść twoją duszę. Od wróżek ludzie też woleli trzymać się z daleka. Były tajemnicze, niebezpieczne, kapryśne. Mogły ściągnąć na ciebie same kłopoty”.

Nawet jeśli Gaiman zmyśliłby to wszystko, trudno byłoby mu nie uwierzyć. A wszystkie opowiastki do znaczków, które tutaj zamieszczamy po raz pierwszy, mają swoje źródło w najstarszych brytyjskich wierzeniach ludowych.


„Czułem, że żeby zrobić to dobrze, muszę podciągnąć się z mitologii
” opowiada. Kilka dni zajęły mi poszukiwania na temat jednorożca i opowieści o rogu jednorożca w Tower of London. Do tego dochodzi związek pomiędzy geografią i brytyjską mitologią, dzięki któremu tak dobrze pisało mi się o olbrzymach. Niewykluczone, że kiedy spacerujesz bo brytyjskich wzgórzach, tak naprawdę chodzisz właśnie po olbrzymach.”
(I zanim mieszkańcy południowo-zachodniej Anglii zaczną narzekać - w mojej pierwotnej wersji była pisownia piskies, nie „pixies”) [chochliki, skrzaty - przyp. noita]

Na stronach gazety „Telgraph” jest jeszcze zachwycająco mętny blog napisany przez kogoś, kto przeczytał, ale raczej nie zrozumiał sensu mojej opowieści o Mab. (Nie udało mu się także dostrzec, że pięćsetletnia tradycja stałą się już, no właśnie, tradycją.) (Ale mimo wszystko - bo osoba pisząca jest redaktorem właśnie nekrologów i wspomnień - naprawdę uwielbiam wspomnienia drukowane w „Daily Telegraph”.)

I zauważyłem rano, że Dave McKean narzeka, że wcale nie powiedział niewinnych rzeczy, które BBC przypisuje mu w tym artykule.
...

A dwa poniższe - w odpowiedzi na niedoszłych palaczy książek z Wisconsin, którzy uważają, że istnienie powieści Franceski Lii Block zagraża ich zdrowiu i bezpieczeństwu...

Cześć Neil,
Chcę tylko podziękować za zwrócenie uwagi na niedawną sprawę cenzury w bibliotece publicznej West Bend. Nie wiem, czy Ty i Twoi czytelnicy wiecie, że bibliotekarze w West Bend od kilku miesięcy borykają się z podobnymi żądaniami wycofania niektórych - z braku lepszego określenia - nie-antygejowskich pozycji z działu literatury młodzieżowej. Dwa tygodnie temu sprawa zakończyła się wydaniem decyzji na korzyść biblioteki - dyskusyjne pozycje pozostawiono w dziale młodzieżowym. (bardzo krótkie sprawozdanie ze sprawy jest tutaj: http://www.jsonline.com/news/ozwash/46772872.html ) To z pewnością zwycięstwo, ale to nowe wyzwanie pokazuje, że w West Bend pozostała część społeczności, która jest bardzo zdeterminowana, żeby usunąć z biblioteki publicznej materiały o tematyce homoseksualnej - co byłoby wielką stratą dla całej społeczności.

Dziękuję, że zwróciłeś uwagę na tę sprawę, że zawsze sprzeciwiasz się cenzurze i że popierasz bibliotekarzy w podobnych sytuacjach. (Wiem, że wiesz, że Cię uwielbiamy, ale poważnie, jesteś bohaterem.)
- bibliotekarz z Wisconsin


oraz

Witaj Neil, niedawno przeczytałem na Twoim blogu o grupie „chrześcijan w stanie Wisconsin”, którzy sądowo domagają się prawa do palenia książki (i rekompensaty za "szkody" jakie im wyrządziła).

Jako chrześcijanin (i mieszkaniec Wisconsin) jestem oburzony, że jakikolwiek chrześcijanin może uważać, że ma prawo publicznie zniszczyć idee innego człowieka (w tym przypadku w formie literatury).Choć z historii wiemy, że najgorsze okropności były popełniane w imię wiary chrześcijańskiej, to naiwnie
lubię myśleć, że nauczyliśmy się na błędach przeszłości.

Jakaś część mnie myśli też, że takie rzeczy mogą się zdarzać wyłącznie w odległych krajach, ale wygląda na to, że zdarzają się i w najbliższym sąsiedztwie.

Dziękuję, co najmniej za to, że przypomniałeś czytelnikom o istnieniu
„normalnych” chrześcijan (jeżeli jako ludzie w ogóle możemy uważać się za normalnych) i o tym, że nie wolno pozwolić, aby czyny jednej grupy świadczyły o wszystkich. Tak, jak czyny islamskich terrorystów nie świadczą o tym, że każdy muzułmanin jest terrorystą, a ludobójstwo w Afryce nie może nas przekonać, że wszyscy mieszkańcy Afryki są dzicy.
Ale Chyba odbiegam od tematu. Dziękuję, że zwróciłeś na to uwagę.


Nie ma za co. Dobra. Z powrotem do pracy.

O, a wczoraj zobaczyłem pierwszego w tym roku świetlika. Tak żebyście wiedzieli, w razie, gdybyście się zastanawiali.

niedziela, 28 czerwca 2009

Znaczki, palenie książek i głębia ostrości

Szybka notka, żeby poinformować wszystkich (zwłaszcza mieszkańców Wielkiej Brytanii), że jak właśnie przypomniał mi „Telegraph”, sprzedaż znaczków pocztowych z mitycznymi stworami Dave'a McKeana rozpocznie się we wtorek, 16 czerwca. Czyli już są w sprzedaży.

Jeżeli wejdziecie na

znajdziecie tam stronę, z której można dowiedzieć się wszystkiego o znaczkach, innych rzeczach, które sprzedaje brytyjska poczta (klasery, pocztówki itp.) i gdzie można próbować je kupić. Może wam się uda. (Mnie sie nie udało i wpadłszy w zły humor, na dziś dałem sobie spokój z dalszym próbowaniem.) Tajemnica wpisywania numerów telefonu, które zostaną uznane jest na

Towarzyszące znaczkom krótkie historyjki (szkice, czy opisy), które napisałem, możecie teraz przeczytać na stronie http://www.royalmail.com/portal/stamps/content1?catId=32300676&mediaId=98700760

Zostały bardzo pięknie wydrukowane w „klaserze”.

Oto jedna z nich, dotycząca znaczka powyżej:
Rodzime smoki z Wysp Brytyjskich, zwane wyrms, miały trujący oddech i na podobieństwo węży owijały się wokół wzgórz. Nie latały i nie ziały ogniem. Wymagały ofiar z wołów i dziewic. Wolno rosły, rzadko jadły i dużo spały.

Miejscowe gatunki bywają wrażliwe - nowe, ogniste smoki przybywały na południe wraz z ludźmi północy, przekraczały burzliwe morza z Sasami i wracały z krzyżowcami z gorących krain w środku świata. Natura potrafi być okrutna i wkrótce wyrms zniknęły, a ich kości zmieniły się w kamień.

Nowe smoki, obce i zaborcze, rozprzestrzeniały się, aż nadszedł czas, by złożyć jaja. Smoki lęgną się na złotych skarbach, ale trudno było znaleźć złoto w Brytanii, więc szybko i one odeszły - jeszcze jeden gatunek, który przybył, rozrósł się i zniknął. W dzikich ostępach Walii garstka głodujących smoków pozostała dopóki czas i wilgotne zimy nie ugasiły płonącego w nich ognia. Odeszły, jak wilki, czy bobry. Zeszły z kart historii, a niedźwiedzie jaskiniowe podążyły za nimi.
....

Tymczasem, z dzisiejszego wydania „The Guardian” dowiedziałem się, że
... grupa chrześcijan w stanie Wisconsin zażądała w sądzie prawa do publicznego spalenia książki dla młodzieży, którą uznali za „wyjątkowo wulgarną, rasistowską [sic] i antychrześcijańską”.

Obraźliwa książka to „Baby Be-Bop" Franceski Lii Block, powieść dla młodzieży, w której chłopak zmagający się ze swoim homoseksualizmem zostaje pobity przez gang homofobów. Pozew złożyło czterech mężczyzn należących do Christian Civil Liberties Union [Chrześcijańskiej unii praw obywatelskich] i, jak informuje Stowarzyszenie Bibliotek Amerykańskich, zażądali dodatkowo $120,000 zadośćuczynienia za to, że zostali narażeni na widok książki, która była na wystawie w bibliotece publicznej West Bend.

Jako uzasadnienie podano, iż „pozywający, osoby starsze, utrzymują, że obecność tej książki w bibliotece naruszyła ich stan psychiczny i emocjonalny” oraz że zawiera ona język, który „może spowodować zagrożenie życia zarówno dorosłych, jak i dzieci”.
Najsmutniejsze jest to, że ci durnie marnują czas i pieniądze miasta i biblioteki zakładając w sądzie uciążliwą dla nich sprawę. No cóż, to oraz fakt, że psują opinię normalnym, rozsądnym chrześcijanom, próbując publicznie obsikać na Pierwszą Poprawkę. Nie pali się książek. Nie idzie się też do sądu z żądaniem prawa do spalenia książki, której się nie lubi. (I to nie tylko dlatego, że jeśli się wygra to ludzie, których nie lubisz mają prawo palić twoje książki.)

(Nie mówię tego wyłącznie dlatego, że jeśli ich stan psychiczny i emocjonalny ucierpiał tak bardzo w pobliżu książki Franceski Lii Block, mogę się tylko cieszyć, że nie sięgnęli po egzemplarz „Amerykańskich bogów”. Mogłoby im wypalić oczy, a ich życie zostałoby zagrożone tak dalece, że najbliżsi musieliby zamawiać trumny jeszcze przed końcem rozdziału pierwszego.) (Inne książki, których na szczęście nie przeczytali to na przykład „Huckleberry Finn” Marka Twaina i„Nagi Elf Na Żywo” Reverend Jen.)

Ciesze się, że stowarzyszenie PEN America zareagowało. (PEN zasługuje na Wasze wsparcie. Żeby dołączyć nie trzeba być pisarzem, eseistą, redaktorem, dramaturgiem, ani tłumaczem. Można uzyskać członkostwo stowarzyszone http://www.pen.org/page.php/prmID/1048)

I jak już napisałem na twitterze: po którejkolwiek ze stron znajdzie się „Christian Civil Liberties Union”, ja będę po przeciwnej.

...
Na koniec coś dla tych, którzy chcieliby nauczyć się robić lepsze zdjęcia oglądając jednocześnie fotografie mojego fantastycznego psa. Tutaj Kyle Cassidy wyjaśnia co to jest głębia ostrości.

sobota, 27 czerwca 2009

Jedna Zwykła Niedziela, Z Pszczołami

Neil napisał w niedzielę, 14 czerwca 2009 o 21:54

Spokojna niedziela. Todd, mój trener, pojawił się rano i zabrał mnie na spacer i przejażdżkę rowerową.

Wpadli Bill i Sharon Stiteler i razem z moją asystentką Lorraine poszliśmy do uli: wszystkie pszczoły mają się dobrze. To jest odmiana Włoskich Pszczół o nazwie "Minnesota Hygienic". W czwartek (chyba) przyjdą trzy skrzynie Rosyjskich Pszczół i umieścimy je w oczekujących ulach. (Różnica pomiędzy pszczołami rosyjskimi i włoskimi wyjasniona jest w tym dokumencie PDF. Mówiąc krótko, rosyjskie są bardziej odporne na warrozę, zawsze mają w pogotowiu komórkę z królową, więc jeśli coś się stanie z ich królową są przygotowane i lepiej niż włoskie znoszą zimy, bo nie rozmnażają się nadmiernie.)

Potem gotowałem i pisałem i jeszcze więcej pisałem. Teraz siedzę na sofie z Maddy i oglądam stare odcinki „30 Rock” [„Rockefeller Plaza 30”]...

Zaczynałem już czuć, że jestem dziś ze wszystkim na bieżąco, kiedy zobaczyłem to:

Pomyślałem, że warto ci przekazać, że choć strona „Skontaktuj się z Neilem” po informacje na Twój temat odsyła do strony „o Neilu” i Biografii, to większość danych jest przerażająco przestarzała.

Na przykład, w bigrafii nie ma nic po 2004 roku. Ani filmu „Koralina”, ani „Detective Comics”, ani „Księgi cmentarnej”, a nie – co za tym idzie – Newbery. A wydarzenia z 2005, jak premiera „Beowulfa”, są opisane w czasie przyszłym.

Czy będzie można temu zaradzić?
Pozdrawiam,

WR

i pomyślałem, o boże. Owszem, biografia wymaga aktualizacji. Prawdopodobnie wymaga ona raczej wywalenia i napisania nowej. Dotąd dopisywałem po prostu kolejne rzeczy, co oznacza, że zupełnie drobne i znaczące sprawy pojawiają się tam obok siebie. I jakoś zawsze biografia trafia na sam koniec listy rzeczy do zrobienia. Czyli tak. Zajmę się tym, albo znajdę kogoś, hto to zrobi. Albo wciąż będę miał zamiar się tym zająć...

Eee... witaj (mruga raz czy dwa)
A więc... zastanawiałam się... ta wspaniała akcja Urządź Imprezę i Wybraj Spotkanie... to też dla bibliotek?

Mam grupę nastolatków, którzy ochotniczo i niewolniczo pracują dla mnie w bibliotece i są bardzo podekscytowani na myśl, że być może konkurs jest też dla nich.
Jako głos rozsądku postanowiłam, że należałoby najpierw sprawdzic zasady. A nie jestem zbyt dobra jako głos rozsądku, bo mnie też bardzo cieszy taka możliwość.
A więc, czy można? Pewnie i tak będziemy robić przyjęcie w stylu „Księgi cmentarnej”, ale byłoby znacznie łatwiej przekonać do tego Siły Wyższe, gdyby mogłoby to się skończyć wizytą pisarza.

Dzięki!
Merideth


Hmm. Dobre pytanie.

Nie, nie sądzę, żeby biblioteki mogły wygrać grudniowe spotkanie. Akcja ma promować i wspierać niezależne księgarnie. Ale w lipcu spotykam się z ALA [Stowarzyszenie Amerykańskich Bibliotek], żeby odebrać nagrodę Newbery. Będzie tam mnóstwo bibliotekarzy, których mogę popytać i założę się, że wymyślimy jakieś rozwiązanie przyjazne bibliotekom. Kto wie, może w 2010 będą jakieś sekretne przedsięwzięcia specjalnie dla bibliotek.

Czy napisany przez Ciebie tekst na temat Worldconu z 1987 roku będzie dostępny gdziekolwiek poza broszurą z programem Anticipation?

W 1987, to był również mój pierwszy Worldcon. Pamiętam, że jako 22-letni student byłem tam chłopcem na posyłki, oprowadzałem dwie ekipy telewizyjne i zupełnie nie mogłem znaleźć kogokolwiek, kto wiedziałby gdzie je zaprowadzić, po co, albo kto czułby się upoważniony, żeby z nimi rozmawiać. A także „nienawidzimy kierownika hotelu”, imprezę dla takich posłańców, jak ja, sesję muzyki „filk” oraz (z perspektywy czasu – na szczęście nieudany) lincz.
Steve


Póki co, zostanie to zamieszczone tylko w tej broszurze. Ale w skróconej formie opowiem historię mojej nienawiści do hotelu Metropol i jego kierownika i dlaczego nie osłabła od 22 lat.


Na stronie pod tym linkiem
Web Goblin proponuje, co następuje:


ZWAŻYWSZY, że Pan G. Ma już wiele nagród i

ZWAŻYWSZY, że dom Pana G. Ma skończoną pojemność i

ZWAŻYWSZY, że nie ma już miejsca na kominku Pana G. i

ZWAŻYWSZY, że kominek Web Goblina jest wciąż dość nagi i

ZWAŻYWSZY, że Web Goblin prowdził ten blog przez sporą część ubiegłego lata i

ZWAŻYWSZY, że Web Goblin świetnie sobie z tym radzi

PROPONUJE SIĘ, że o ile ten blog wygra British Fantasy Award w kategorii literatury faktu, Pan G. Powinien absolutnie oddać nagrodę Web Goblinowi.

Sądzę, że ta propozycja zasługuje na rozważenie. :-)

O. Dobry pomysł. Jasne, jeśli blog wygra nagrodę dostanie Dan.


Dobry wieczór, Neil.
Wybacz, że Cię tym obraczam, ale od lat czytam wszystko, co tylko mogę znaleźć autorstwa R.A. Lafferty’ego, ale bardzo niewiele (i to głównie używane książki) można dostać w RPA. Postanowiłem kupić kolejny zbiór opowiadań, jak na przykład „Lafferty in Orbit” [„Lafferty na orbicie”] czy „Iron Tears” [„Żelazne łzy”], ale nie są już dostępne. Większości stron wydawnictwa Wildside Press nie działa, a na pozosałych „nakład wyczerpany” już od tygodni. A sprawdzałem na stronie Amazon.com, nie w lokalnym sklepie internetowym. Samo wydawnictwo nie ma też do sprzedania poszczególnych dzieł Lafferty'ego.

Wiem, że nie zajmujesz się jego twórczością, ale jesteś drugim po Michaelu Swanwicku największym wielbicielem Lafferty’ego i to dzięki Twojej wzmiance na blogu zainteresowałem się jego twórczością. Pytam więc: czy Wildside Press zrezygnowało z wydawania Lafferty’ego z powodu aktualnej sytuacji gospodarczej na świecie, czy to tylko przejściowa sytuacja?

Jeżeli zrezygnowali z niego na dobre, to znaczy, że świat stał się o wiele chłodniejszy i to wcale nie dlatego, że mamy tutaj teraz zimę.
Najserdeczniejsze pozdrowienia,
Johnnie

Nie wiem, czy Lafferty jest wciąż drukowany przez Wildside Press, czy nie (ale nie wygląda na to). Ale obecnie krąży naprawdę dużo jego książek – spójrz na wyniki ze strony Bookfinder.com . A wierz mi, że jest bardzo wielu antykwariuszy głodnych Twoich pieniędzy w zamian za jego książki. Zaufaj mi.

Dobra. Do łózka.

piątek, 26 czerwca 2009

Edynburg w sierpniu

W sierpniu w Edynburgu będę brał udział w kilku spotkaniach przy okazji Festiwalu Książki.

W środę 19 sierpnia będzie impreza „bez limitu wiekowego” od 16:30 do 17:30, a także spotkanie dla „młodzieży i dorosłych” z udziałem Iana Rankina w czwartek 20 sierpnia od 20 do 21. Szczegóły na tej stronie.

Pierwsze spotkanie będzie bardziej dziecięco-pisarskie, drugie bardziej powieściowo-graficzne.

Bilety będą w sprzedaży dopiero od poniedziałku 22 czerwca, ale kiedy ostatnio byłem na Festiwalu Literackim w Edynburgu przy okazji „Koraliny”, wszystkie bilety zostały sprzedane (a „The Guardian”, gdzie usłyszeli, że moje spotkanie było największym na festiwalu, ale tak naprawdę nikogo od nich tam nie było, napisał o inwazji gotów na Festiwal Literacki, co oczywiście nie było prawdą i, bardzo rozbawiony, pisałem o tym na tym blogu). Czyli daję Wam znać: Edynburg to nie Toronto i będą dwa spotkania, nie jedno, więc nie sądzę, żeby miały pojawić się problemy w stylu „wyprzedane w ciągu trzech minut”, jak w przypadku festiwalu Luminato. Ale jeśli chcecie dostać bilety na jedno lub oba spotkania, może warto postarać się o nie wcześnie.

(Informacje na temat rezerwacji są tutaj)

Amanda Palmer wystąpi w Edynburgu 22 sierpnia podczas Edge Festival, co oznacza, że na pewno zostanę tam jeszcze przez kilka dni (szczegółu na http://amandapalmer.net/tour) (lub na stronie sklepu HMV.) Być może będę podpisywał album „Who Killed Amanda Palmer”. Z ulgą donoszę, że nie będę grać na tamburynie.*

Przed nią wystąpi zespół the Indelicates, myślę, że głównym powodem jest to, że wciąż ich puszczałem, kiedy tu była. Musze używać tej mocy wyłącznie do czynienia dobra.


(To jest demo, z ich strony, to pierwsza ich piosenka, jaką usłyszałem i w jednej chwili zachwyciło mnie, jak gorzko, ale z wdziękiem, rozkładają na części pierwsze obsesję mediów/świata akademickiego na punkcie upadku gwiazd i idoli oraz to, jak się tym delektują.)


*ale mimo to jej się podobam.

czwartek, 25 czerwca 2009

Plan Podpisywania Podczas Halloweenowej Niezależnej Imprezy z Księga Cmentarną i inne opowieści

Dan Guy napisał w piątek 12 czerwca 2009 o 11:17


No. Byłem w Bostonie, teraz jestem w domu (to zdjęcie zrobił mi w domu Kyle Cassidy, jest sprzed miesiąca. Niedawno umieściłem je na rodzinnej stronie, żeby powiadomić w delikatny sposób dalszych krewnych o tym, że teraz mam dziewczynę. Żadna z ciotek, ani żaden z kuzynów nie zwrócił na to uwagi. „Masz fantastyczną lodówkę” komentowali wszyscy, „szkoda, że nie mamy takich w Anglii”). (Sporo osób, które czytały artykuł ze SPIN napisało do mnie miłe wiadomości z gratulacjami z okazji spotykania się ze wspaniałą Amandą Palmer. Wielu z Was dodaje, że wiedzieliście o tym już od roku, kiedy zamieściłem tutaj zdjęcia z Amandą na dachu, co jest bardzo miłe z Waszej strony i pokazuje, że jesteście o wiele mądrzejsi od nas, bo my zaczęliśmy to, dość nerwowo, dopiero niedawno, w tym roku. Na razie jest idealnie.)

Dobrze. Obiecałem, że podam szczegóły Planu Dla Niezależnych Księgarni, prawda? Tego, który ogłosiłem podczas Book Expo America, kiedy zdobyłem nagrodę Indiebound za „Księgę cmentarną” (która to, wybaczcie lekko zakłopotany, ale radosny przerywnik, znalazła się w ubiegłym tygodniu z powrotem na pierwszym miejscu, a w tym – na drugim w rankingu „The New York Times” i jak dotąd trzyma się tam, co niewiarygodne, od ośmiu i pół miesiąca), szokując trochę (ale i zyskując natychmiastową aprobatę) moich wydawców.

Oto plan.

(Plan dotyczy niestety Ameryki północnej, obejmuje USA i Kanadę, nie resztę świata. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, może za rok powtórzymy to w wersji ogólnoświatowej, co może być całkiem fajne.)

To konkurs dla niezależnych księgarni. Nie mam zamiaru podawać definicji niezależnych. Nie ma mowy o dużych sieciach (Borders, B&N, Chapters itd.), bo jest duża szans, że przy wydaniu książki i tak tam zajrzę. Ale udział mogą brać wszystkie od małych, prowadzonych przez jedną osobę księgarenek położonych daleko od wsystkiego do ogromnych księgarni zajmujących całą długośc ulicy. Liczy się Nizależność (oraz, jeśli chodzi o konkurencję, entuzjazm)

Właściciele księgarni zwykle patrzą na mnie tęsknym wzrokiem i pytają: „Jak mam cię ściągnąć do mojej księgarni w Vermont/Nowym Orleanie/New Brunswick/Nevadzie/Alasce/na Florydzie itp.?”, a ja im mówię, że nie wiem, bo naprawdę nie zrobię sobie kilku dni wolnego (jeżeli doliczyć jeszcze dojazd i powrót) żeby pojechać gdzieś i rozdawać autografy, nawet jest to miła księgarnia i mili ludzie.

Oto właśnie jak.

Zorganizujcie imprezę. W swojej księgarni.

Albo lepiej. Zorganizujcie w swojej księgarni imprezę z okazji Hallowe’en. Macie na to cały październik.

Tematem przewodnim ma być „Księga cmentarna”.

(Jak to zrobicie, to już Wasza sprawa. Możecie ozdobić wnętrze nagrobkami, nagrodzić tych, którzy przyjdą przebrani za postaci z książki, zróbić konkurs na epitafium, albo tort w kształcie grobowca, albo... to naprawdę zależy od Was. To Wasza impreza z „Księgą cmentarną”.)

Uwiecznijcie imprezę. Przy dostarczaniu dowodów, że zrobiliście imprezę i jak ona wyglądała zdjęcia i nagrania video okażą się, jak sądzę, skuteczniejsze, niż akwarele i poematy pisane strumieniem świadomości.

Potem szybko wyślijcie dokumentację do wydawnictwa Harper Collins (napiszę co i jak, kiedy termin będzie się zbliżał), gdzie ocenią, czyja impreza była najlepsza, czyi klienci okazali się najbardziej pomysłowi i entuzjastyczni, a także co było najbardziej zbliżone duchem do „Księgi cmentarnej” i będą porównywać księgarnię, gdzie odbył się konkurs na sobowtura Silasa z księgarnią, której personel poprzebierał się za Jacków i ghule, oraz z księgarnią, która zatrudniła prawdziwego wilkołaka w roli Panny Lupescu...

A zwycięzca zostanie ogłoszony nie później, niż 15 listopada.

Potem, w grudniu 2009, zaopatrzony w pióra pojawię się w ustalonym dniu w zwycięskiej księgarni, żeby poczytać i podpisywać „Odda i lodowych gigantów”.

Księgarnie, które zajmą dziesięć kolejnych miejsc otrzymają podpisane plakaty, książki i Inne Rzeczy.

Taki właśnie jest plan.

Poproszę HarperCollins o przygotowanie bardziej oficjalnej wersji powyższego, ale taki właśnie jest plan.

Jeżeli kupujecie w niezależnej księgarni i zawsze chcieliście, żebym się tam pojawił, to powiedzcie właścicielom o tej notce. Może nie czytają tego bloga. To możliwe. I swobodnie przekazujcie tę informację dalej.

....

A teraz przekazuję blog Cat Mihos. Cat (AKA Kitty) jest moją asystenką, kiedy bywam w Los Angeles, odbiera e-maile, a także prosi, czy mógłbym łaskawie odpisać na wiadomości, zwłaszcza te ze szkół. Prowadzi także Neverwhere.net, stronę z róznymi koszulkami, plakatami i innymi takimi.

Przez jakiś czas proponowałem, żeby ją ulepszyła – ułatwiła poruszanie się po stronie, zrobiła ładniejszą grafikę i w ogóle. Tak właśnie zrobiła. Twoja kolej, panno Kitty:

Tu Kitty, z wieściami z frontu Neverwear.net

Mój cierpliwy Szef od prawie dwóch lat ciągnie mnie za rękaw i prosi, żebym usprawniła stronę...
Olga Nunes i Dan Guy spędzili pierwszą połowę tego roku szlifując to cudo. Myślę, że efekt końcowy jest równie piękny, co łątwy w obsłudze. Jestem wdzięczna im obojgu.

Wcześniej w tym roku pracowałam jako wolontariuszka dla CBLDF podczas Wonderconu SF i poznałam tam artystkę Camillę d’Errico. Całkowicie zakochałam się w jej pracach.
Kiedy zapytałam, czy zechciałaby wziąć udział w przygotowaniu rysunku związanego z Neilem, ugięły się pod nią kolana...

Spójrzcie tylko co wymyśliła do „Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach”...



Żeby uczcić nowy wygląd strony proponujemy zniżkę na zakup tej reprodukcji: jeśli zamówicie w ciągu najbliższych 24 godzin, zapłacicie $10 mniej (od północy 13 czerwca do północy 14 czerwca). Do zamówienia dopiszcie hasło GIRLSATPARTIES

Jeśli korzystacie z twittera wiecie, że armia sympatyków Neila liczy pół miliona, a ogłoszenie o nowym obrazku zablokowało stronę.
Musieliśmy przenieść się na nowy serwer, żeby mieć potrzebną przepustowość łącza. Może to i przypadek #neilwebfail, ale tak naprawdę aż miło mieć tego typu problemy.

W Neverwear jesteśmy otwarci na uwagi dotyczące nowej strony.
Śledźcie nas na twitter.com @neverwear, żeby nie przegapić cotygodniowego rozdawnictwa, trudno przewidzieć co się może zdarzyć...



Proszę.

Dziś przepisałem i wysłałem dziwny tekst ze wspomnieniami z Worldconu w 1987 roku, mojego pierwszego, napisany do broszury Anticipation. W trakcie pisania zaczęło mi się to wydawać coraz mniej prawdopodobne. Naprawdę byłem na imprezie w pokoju, z którego skradziono biżuterię i gdzie wezwano policję, a potem Iain M. Banks (który wspinał się po ścianie hotelu nad ranem, ale nie był włamywaczem) wgramolił się przez otwarte okno...? Oczywiście, że byłem. Po prostu nie wydaje się to teraz bardzo prawdopodobne. Pominąłem równie dużo dziwacznych wydarzeń, co opisałem.

Jest coś wyjątkowego w pierwszym pobycie na Worldconie, zwłaszcza kiedy ma się 26 lat i jest się zdecydowanym nie przegapić ani sekundy (co osiągnąłem rezygnując ze snu, dopóki nie zasnąłem). Myśl, że jako Gość Honorowy Anticipation będę to przyżywał o wiele spokojniej, niż wtedy, jest dziwnie uspokajająca. Ale inni będą się bawić równie cudownie i wariacko.


(PS to napisałem i zamieściłem ja, Neil, ale Webgoblin złożył to w całość z tekstem Kitty w środku.)

czwartek, 11 czerwca 2009

Remanent

Neil napisał w czwartek 11 czerwca 2009 o 8:52

Dzień dobry, świecie.

Jeśli chcecie zobaczyć wybrane sceny z naszego występu z Amandą z ubiegłego tygodnia (podczas którego zebraliśmy dla Housing Works dziesięć tysięcy, hurra) to Spin zamieścił je na http://www.spin.com/articles/watch-amanda-palmer-neil-gaiman-live-nyc. (po raz pierwszy przeczytałem na głos opowiadanie „Feminine Endings” [„Żeńskie końcówki”] i wydaje mi się, że się do tego nadaje, co bardzo mnie cieszy.) (Jest tam również jedno z moich ulubionych wykonań piosenki „I Google You”)

Dwa tygodnie szaleństwa dobiegły już końca i zaczynam się rozglądać z nadzieją, że pewnego dnia nadrobię zaległości.

W Chicago było fajnie w dziwny, bezsenny sposób. Wsiadłem do porannego samolotu, rozespany, zostawiłem w nim torbę z ubraniami (moja asystentka i Maure Luke to naprawiły), miałem zamiar poświęcić kilka godzin w hotelu na pracę nad przemówieniem. Ale kiedy dotarłem do pokoju hotelowego okazało się, że jest on już zajęty, a potem poranek robił się już tylko dziwniejszy, co oznacza, że moje podziękowania były bardziej improwizowane, niż planowałem, ale ludziom się podobało.


Zostało Postanowione, że nie będę potem podpisywał książek, i kiedy się o tym dowiedziałem byłem trochę zawiedziony. Ale wkrótce się zdrzemnąłem, przespałem dyskusję z udziałem Chipa Kidda i Ivana Brunettiego oraz następną, z Chrisem Ware’em i Lyndą Barrym obudziłem się w porę, aby zjeść w Katsu obiad z Jill Thompson i jej mężem, Brianem Azzarello

Śniadanie z Chipem Kiddem, który rzucił okiem na pierwszy egzemplarz “Who Killed Amanda Palmer” i powiedział na jego temat miłe rzeczy, a potem na lotnisko I w droge do Toronto.

Poszedłem coś zjeść z Markiem Askwithem, którego znam od 22 lat. Poznaliśmy się w Gotham City – dosłownie, na planie pierwszego filmu Tima Burtona o Batmanie – i chciałbym powiedzieć, że się nie zmieniliśmy, ale obaj jesteśmy łagodniejsi, bardziej zadowoleni i mniej wybuchowi, niż wtedy. Obaj byliśmy dziennikarzami/wyjaśniaczami/łącznikami, którzy kochają komiksy i chcą je tworzyć. I choć on napisał parę komiksów, to poszedł w inną stronę, w kierunku produkcji telewizyjnej, ja poszedłem w drugą.

Następnego ranka byłem w telewizji CBC na nagraniu programu „The Hour”. W samochodzie, w drodze do studia powiedziano mi, że dzień wcześniej postanowiono nie robić ze mną wywiadu, tylko dać mi do przeczytania listę Pięciu Nędznych Superbohaterów. Przejrzałem ją. Nie była śmieszna. Na miejscu zapytałem o to producenta i skończyło się na tym, że napisałem ja od nowa, w pośpiechu, żeby nie była aż tak nieśmieszna, ale nie jestem pewien, czy ostatecznie stała się śmieszna. Następnie z głębokiej piwnicy wyruszyłem do studia radiowego, gdzie Sook-Yin Lee przeprowadziła ze mną wywiad dla “Definitely Not The Opera” [“Zdecydowanie nie opera”] na temat ojców i synów i wyszło, że był to jeden z najszczerszych i najbardziej osobistych wywiadów, jakich kiedykolwiek udzieliłem.

Wadą częstego udzielania wywiadów jest to, że ludzie wciąż pytają o to samo, a ty wciąż powtarzasz te same odpowiedzi. Sook-Yin chciała wiedzieć rzeczy, o które nikt dotąd nie pytał i cieszyłem się, że mogę o nich mówić. Będzie wyemitowany 20 czerwca.

Impreza Luminato była naprawdę świetna. Przedstawiał mnie Mark Askwith (szybkie wyszukiwanie pokazało jedną relację z imprezy - tutaj, tu inna, w której jest więcej zdjęć oraz blog Marka Askwitha, gdzie jest jego wprowadzenie.)

Ale moje ulubione wydarzenie miało miejsce kolejnego ranka: poszedłem do Nelson Mandela Park school. Czytałem dla dzieciaków ze szkoły i odpowiadałem na ich pytania, potem oprowadzono mnie po szkole i na koniec zabrano do Sali, gdzie trzynastu małych aktorów odegrało sceny z pierwszego rozdziału „Księgi cmentarnej”. To było cudowne.

Z innych wieści: dziś w Nowym Jorku i Los Angeles odbędzie się premiera filmu Duncana Jonesa pt. „Moon”. W lutym widziałem pokaz przedpremierowy i strasznie mi się podobał. Naprawdę dobry film SF z takich, których dzisiaj już się nie robi.

Od około roku namawiam Mitcha Benna, żeby założył jakieś internetowe miejsce, gdzie można by kupić jego piosenki i wreszcie to zrobił, są na http://www.corporationrecords.com/store/index/104. Proszę, kupujcie jego muzykę, żeby nie miał poczucia, że to była strata czasu.

„Księga cmentarna” – i ten blog! – zostały nominowane do nagród British Fantasy Society: http://www.locusmag.com/News/2009/06/british-fantasy-award-finalists.html

Tu jest artykuł z “The New York Times” na temat musicalu “Koralina” I tego, jak wykorzystane są tam różne rodzaje pianina. http://www.nytimes.com/2009/06/07/theater/07Blan.html

To przysłał Mike Berry:


Neil – gratulacje z okazji musicalu “Koralina”. Pomyślałem, że może Cię zainteresować to nagranie, gdzie Schuyler Rummel-Hudson opowiada historię Koraliny. Schuyler ma wadę mózgu, która znacznie utrudnia jej mówienie, co jej ojciec, Robert, opisuje w znakomitej książce "Schuyler's Monster" [„Potwór Schuyler”]. Mimo to, ma niezwykłą zdolność opowiadania.

Oto link:
http://www.schuylersmonsterblog.com/2009/06/storyteller.html

poniedziałek, 8 czerwca 2009

życie nieopisane na blogu...

Neil napisał 8 czerwca 2009 o 00:51 Problem z minionym tygodniem jest taki, że każdy dzień wypełniały wyjątkowe rzeczy i myślałem "No tak. To nadaje się świetnie do opisania na blogu", ale zamiast tego kładłem się spać, a następny dzień był równie wyjątkowy i równie długi. Muszę więc zrobić przynajmniej podsumowanie: Premiery Musicalowej "Koraliny", udzielania wywiadu w wannie, imprezy Housing Works z udziałem Amandy i moim (gdzie w odpowiedzi na ostatnie pytanie od publiczności zostało ujawnione nieco więcej, niż się spodziewałem [*]), festiwalu Printers Row Book, jak bardzo byłem niezadowolony z usług Delta Airlines (i ich braku zainteresowania moim zaginionym bagażem) oraz wydania książki "Crazy Hair" i tego, że trafiła na listę bestsellerów "New York Timesa"...

Ale jest prawie druga nad ranem, a ja jestem w hotelu w Toronto i muszę iść spać. Więc zamiast tego - piosenka Magnetic Fields na głos i Gameboy'a...


[* fragment artykułu, który opisuje, co Neil miał na myśli:

"Później Gaiman (48) czytał swoje komiczne, ale i niepokojące opowiadanie o mężczyźnie pracującym jako żywy posąg na miejskim rynku i prześladującym młodą kobietę.Dotąd podziwiał z daleka, lecz na końcu czekał na nią w bezruchu, w ciemności jej własnego mieszkania. Opowiadanie zainspirowały żywe posągi, które Gaiman widział w Polsce, w Krakowie.
- Byłem nimi zafascynowany - wyjaśnia. - Zastanawiałem się w kim się zakochiwali.

Ale to jeszcze nie koniec historii. Okazuje się, że Amanda Palmer (33) spędziła pięć lat pracując jako żywy posąg na Harvard Square! To zupełnie jakby tym dwojgu ekscentrycznych artystów było pisane spotkanie. Mają ze sobą tyle wspólnego, że nie dziwi, iż dobrze się rozumieją. Co więcej, ze sceny ogłosili, że od jakiegoś czasu się spotykają."

- przyp. noita]

sobota, 6 czerwca 2009

w końcu nie tylko druhna

Neil napisał w sobotę 30 maja 2009 o 10:01 Za nominację do nagrody Audie dają medale, duże i ciężkie, zawieszane na wstęgach. Swoje trzymam w domu i wieszam do rzeźbie Jacka w Pudełku Lisy Snellings. Mam ich sporo. A to dlatego, że kiedy wybieram się na rozdanie Audie, nie wygrywam nagrody, tylko słucham jak wyczytują nazwiska inne, niż moje i ci inni dostają swoje kawały rzeźbionego kryształu, bo tym właśnie jest nagroda.

Wczoraj wieczorem "Księga cmentarna" była nominowana w trzech kategoriach: "thriller", "audiobook dla dzieci w wieku 8-12" oraz "audiobook roku".

W pierwszej kolejności była kategoria "thriller" i kiedy wyczytali zwycięzce i no tak- to nie byłem ja, pogodziłem się z tym, że będzie to kolejny wieczór nie wygrywania Audie.

Kiedy "Księga cmentarna" wygrała w kategorii dla dzieci 8-12, pomyślałem: "Zdobyłem Audie!" i byłem tak szczęśliwy, że natychmiast pogodziłem się z myślą, że ktoś inny wygra "audiobook roku".

I wtedy, ogłoszono zwycięzcę w ostatniej kategorii, "audiobook roku".

"Księga cmentarna" Wygrała.

Wyszedłem na scenę i zacząłem paplać. Podziękowałem Michaelowi Conroyowi (mój reżyser), Lance'owi Nealowi (redakcja i produkcja) oraz Anie Marii Alessi (fantastyczny wydawca pozycji dźwiękowych i cyfrowych w Harpers) i powinienem był podziękować Beli Fleckowi, który przeczytał na tym blogu, że chciałbym usłyszeć "Makabrela" zagranego na banjo i prędko nagrał wspaniałą wersję, która znalazła się na audiobooku. Zapomniałem też podziękować mojej agentce Merrilee, która siedziała na widowni i promieniała dumą agentki.

Potem udałem się na kolację z przyjaciółmi i byłem zachwycony.

Ludzie pytają, czy zdobywanie nagród ma jakieś znaczenie, kiedy zdobyło się ich już trochę i czasem znaczy to mniej, a czasem więcej. Ale zdobycie przez "Księgę cmentarną" nagrody za audiobook roku znaczy więcej, niż jestem w stanie wyrazić.

A tutaj znajdziecie Magiczny widget audio, dzięki któremu zainteresowani będą mogli posłuchać pierwszego rozdziału za darmo. (i oczywiście można obejrzeć i posłuchać jak czytam całą książkę na stronie http://www.mousecircus.com/videotour.aspx)

Wielki radosny uśmiech.

piątek, 5 czerwca 2009

Book Expo dzień pierwszy. i ostatni.

Bardzo szybko: musical "Koralina" (http://www.mcctheater.org/currentseason.html) to wspaniały kawał teatru, bardzo osobliwy i zapadający w pamięć. Bardziej podobała mi się druga połowa, ponieważ była bardziej w konwencji snu (choć "Koralina" nie jest senną opowieścią). Zastanawiam się co pomyślałaby o tym osoba, która nigdy nie zetknęła się z Koraliną w innej formie, zwłaszcza podczas końcówki, kiedy pokonana zostaje ręka Drugiej Matki. Uwielbiam piosenki, zarówno te, które słyszałem wcześniej, jak i te nowe. I nie mogę się doczekać płyty.

I naprawdę nie mogę się doczekać premiery w poniedziałek.

Dzisiaj podczas Book Expo America zostałem nagrodę i ogłosiłem, że mój wydawca urządza konkurs dla niezależnych księgarni, w którym nagrodą będzie podpisywanie przeze mnie książek w grudniu, co stanowiło niejaką niespodziankę dla moich wydawców, którzy nic o tym nie wiedzieli. Na szczęście spodobał im się ten pomysł, więc w najbliższych dniach ogłoszę tutaj na czym będzie polegał konkurs dla księgarni (wskazówka: będzie chodziło o imprezę) (w Halloween) (związaną tematycznie z "Księgą Cmentarną") (a do zwycięzkiej księgarni przyjadę w grudniu podpisywać książki). Szczegóły wkrótce.

Podpisywałem - miałem godzinę na podpisanie książek 100 osobom i w jakiś sposób udało mi się podpisać 170, w większości przypadków z dedykacjami. Nie jestem pewien jak mi się to udało, ale kiedy skończyłem, byłem w stanie śmierci mózgowej. Spotkałem też wielu znajomych, którzy uznali, że czas podpisywania to świetny moment na pogawędkę i wszyscy niestety bardzo się zawiedli.

Teraz wybieram się na rozdanie nagród Audie. Nie oczekuję, że coś wygram, bo tradycyjnie zawsze jestem nominowany i nigdy nie wygrywam. Mimo to będę z dumą nosił medale za swoje trzy nominacje.

czwartek, 4 czerwca 2009

album oraz koty

Neil napisał w czwartek 28 maja 2009 o 8:40

Za pięć minut wyruszam w kierunku mojej bramki prowadzącej do samolotu do NY. A więc wrzucam szybko kilka zdjęć, podziękowania dla Kyle'a Cassidy'ego.

To jest potwornie ziewający Coconut [Kokos].

Dwa kolejne przedstawiają mnie i Zoe, która jest ślepa i mieszka w sypialni na strychu.


Ja. Mój pies. Mój dom. Moje siwe pasmo, które naprawdę wygląda bardzo fajnie.

Pod i Hermione. Mają 17 lat, i są słodkie, ale pomimo tego szalone.
Hermione mnie lubi. Pod nadal się nie zdecydowała.


I na koniec kilka zdjęć innej osoby, która gościła u mnie w ubiegłym tygodniu, uroczej Amandy Palmer. Robi sobie wolne od pracy i od sieci. (Ja, w tle, piszę na blogu)


(Musze zapytać Kyle'a, czy ma jakieś zdjęcia Księżniczki, których mi nie dał, spała w dodatkowym pokoju razem z nim. Nie widzieliśmy Freda.) Dobra. Czas do bramki.

środa, 3 czerwca 2009

rabarbar rabarbar

Neil napisał w środę 27 maja 2009 o 17:47

Pisanie tej notki odbywa się równocześnie z przygotowywaniem rabarbarowego sosu [custard] dla Maddy, w nagrodę za niejadalny rabarbarowy placek [crumble], który niedawno zrobiłem. Najgorszy placek, jaki w życiu zrobiłem. Nie wiedziałem nawet, że można aż tak popsuć ciasto, ale mnie się udało.

(Tu jest piosenka Lorraine Bowen o crumble.)

Kilka notek temu pisałem, że jeśli ktoś chce zdobyć bilety na musical "Koralina" Stephina Merritta, powinni szybko je kupić, bo to bardzo mały teatr i będą to grali bardzo krótko. Właśnie dodano dwa tygodnie - musical będzie wystawiany do 5 lipca. Co może niektórych ludzi ucieszyć.

Jutro zobaczę spektakl przedpremierowy i jestem trochę zdenerwowany i trochę podekscytowany. Do tej pory widziałem tylko pierwsze 20 minut i to na sali prób. Bardzo mi się podobało, ale jestem świadom faktu, że 20 minut to nie cały spektakl, sala prób to nie scena, a piosenki są wciąż dodawane i usuwane. Oto zdjęcie, na którym Stephin Merrit wygląda na zachwyconego swoją pracą przy tworzeniu musicalu.


"Time Out New York" pisze:
Jako motto "Koraliny" Gaiman zacytował G.K. Chestertona, który wyjaśnił dlaczego wierzymy w baśnie: “Nie dlatego, że mówią nam, że smoki istnieją, ale dlatego, że mówią nam, że smoki można pokonać." Teatralna wersja też ma morał. W tym zasadniczo teatralnym świecie jest miejsce na pomysłowość, wyobraźnię i odwagę.
- W ciągu ubiegłego tygodnia dodaliśmy cztery utwory, a wieczorem graliśmy spektakle przedpremierowe - mówi Silverman, w biegu, żeby przekazać aktorom kolejne uwagi. - Tuż przed wejściem na scenę Jayne
[Houdyshell, odtwórczyni roli Koraliny - przyp. noita] odwraca się do mnie i cytuje tekst ze spektaklu: "Bądź mądry, bądź dzielny, bądź przebiegły". I za każdym razem myślę sobie: "Dokładnie!"
Na stronie http://www.ny1.com/Content/ny1_living/99409/stage-musical--coraline--in-previews-off-broadway/Default.aspx
możecie zobaczyć trochę materiałów video ze spektaklu oraz wywiady z aktorem, reżyserem i Stephinem.

Więcej zdjęć mnie i Psa Cabala na http://kylecassidy.livejournal.com/513940.html
a dla tych, którzy ostatnio wielokrotnie prosili o zdjęcia Kotów - Kyle zrobił trochę mi i Zoe-ślepej-kotce-ze-strychu. Są też zdjęcia Pod i Hermione, szalonych sióstr, które mieszkają w bibliotece w piwnicy i nie zadają się z resztą. Mają teraz po 17 lat. Lorraine zamieściła je na swoim blogu na http://blog.fabulouslorraine.com/2009/05/in-which-we-see-more-photos-by-mr-kyle.html.

Ja też wkrótce je tutaj wrzucę.
...

Cześć Neil,
Na pewno masz teraz ważniejsze sprawy na głowie, jednak spróbuję: spóźniłam się nieco ze śledzeniem informacji o Luminato i, na boga, wygląda, że będziesz tam czytał. Oczywiście bilety są już wyprzedane. Czy jest możliwe, że pojawią się jakieś dodatkowe bilety na Twoje wystąpienie, czy szczęście mi nie dopisze?

Jeśli nic z tego, być może będę musiała wybrać się do Montrealu, jeśli tam będziesz czytał. Czy wiesz już, czy coś takiego odbędzie się na konwencie science-fiction w sierpniu? Nie pamiętam jego nazwy.
Pozdrawiam,
Theresa M.


Niestety 500 biletów na Luminato wyprzedało się w ciągu pierwszych 5 minut, a na miejscu nie będzie dodatkowych (chyba, że ktoś będzie chciał sprzedać swoje). Ale tak, podczas Anticipation, Worldconu w Montrealu będę występował i czytał. A także brał udział w dyskusjach, wywiadach i pewnie wygłaszał przemówienia. Zapraszam.
...
Sos rabarbarowy był całkiem dobry, ale lepiej smakowałby do ciasta, nie smakował też równie dobrze, co naprawdę pyszne ciasto z sosem rabarbarowym, które kupiłem na targu. Ale po tym, jak ja i Maddy zjedliśmy po porcji wstawiłem go do piekarnika i choć był wyłączony, to kiedy wróciłem, żeby go schować, sos się skarmelizował i zmienił w coś fantastycznego, ale tak słodkiego, że zaledwie jedna łyżka zmusiła mnie do sięgnięcia po niesłodzony sok żurawinowy.

Tak. Więcej wkrótce. Przede mną ogromne zaległości w pytaniach z FAQ.

wtorek, 2 czerwca 2009

złote śniadanie i inne rzeczy

Jest piękny dzień. Kyle, mój gość i fotograf poszedł nad jezioro porobić zdjęcia.

Jeżeli klikniecie na http://kylecassidy.livejournal.com/513410.html zobaczycie zdjęcia, które zrobił mnie i mojemu psu przedwczoraj wieczorem, kiedy światło było złote i główki mleczy sypały iskrami. (Prawdopodobnie Bill Stiteler przerobi je na kolejne ze swych niegodziwych obrazków z serii "Hej dziewczyno".)

(jak dowiecie się z podpisu, idzie w świat robić sztukę)

Choć sądzę, że to zdjęcie amatorskiej twórczości inspirowanej "Wilkami w ścianach" to moje ulubione ostatnio zdjęcie vintage.

Chicago Tribune zamieściło artykół na mój temat na http://www.chicagotribune.com/features/chi-090524gaiman-column,0,1101532.column
który zaczyna się tak:
Znajdujesz się wewnątrz umysłu Neila Gaimana. (Ręce i nogi muszą bezwzględnie pozostawać wewnątrz pojazdu. Dyrekcja nie ponosi odpowiedzialności, itd.)

Proszę zauważyć, po waszej lewej stronie - niezwykła konglomeracja. Do jej opisania mogłoby wyrażenie "bałagan w stanie energetycznym najwyższej entropii", jak również "obłed w ciapki". Są tam fantastyczne stwory wszelkich rozmiarów, kształtów i kolorów; płonący łuk prowadzący do 37 alternatywnych wymiarów; guzik; zawalające się schody; złąchany kapelusz czarownicy; rząd niepokojących doryckich kolumn; bezgłowa lalka; kulka piekielnych ogarów, które kłapią paszczami i szarpią się na smyczy; kanapka z masłem orzechowym; gadający kot; przekrwiona gałka oczna oddzielona od ciała i przypadkowy troll. Teraz po prawej, drodzy przyjaciele, starożytny zwój na którym zapisane jest z najdrobniejszymi szczególami wasze przeznaczeniem, lecz niestety za każdym razem, gdy pochylacie się, aby rozczytać te słowa - znika kolejna linijka. (Proszę siadać, zostaliście ostrzeżeni!)
Moim zdaniem to znakomity sposób, żeby rozpocząć artykuł prasowy. Możliwe, że nawet najlepszy.

...
Dostaję e-maile od osób, którym udało się dostać "Crazy Hair", więc sądzę, że książka zaczęła wypływac w różnych miejscach na świecie, choć według Amazonu oficjalna premiera będzie miała miejsce we wtorek.

...
Ups. Wrócili znad jeziora. Muszę lecieć. (Zrobiłem na śniadanie "bubble and squeak" [odsmażane warzywa, głównie ziemniaki, kapusta, brukselka- przyp. noita ] oraz miejscowe kacze jaja w koszulkach.)

poniedziałek, 1 czerwca 2009

blogowanie przejazdem

Neil napisał w czwartek, 21 maja 2009 o 1:07

Nadrabiam zaległości, więc wpadam tylko na chwilę ogłościć, że organizator imprezy SPIN Housing Works z udziałem moimiamandypalmer, która odbędzie się 3 czerwca, rzucił dodatkowe bilety w pierwszych rzędach, jest ich dziesięć i zostaną wylicytowane.

Housing Works to szczytny cel (zobaczcie http://www.housingworks.org/social-enterprise/).
Taki bilet oznacza miejsca przy dwuosobowym stoliku pod samą sceną, podpisany plakat i dodatkowe drinki. Miejsca przy pięciu stolikach pod sceną można licytować na http://www.shophousingworks.com/auction.cfm?storeID=7&windowImageID=1313. Przynajmniej na razie ceny nie są jeszcze szalone.

Do tych, którzy pytali o superfajne i superwyprzedane wydanie "Księgi cmentarnej" z Subterranean Press: Bloomsbury Books ma 50 ostatnich egzemplarzy do kupienia na swojej stronie internetowej. Tak, jest drogie i jest to zdecydowanie najlepsza książka jaką wydało Subterranean Perss, a zaprojektował ją Dave McKean.

I na koniec, jestem zawiedziony: http://www.cbldf.org/pr/archives/000390.shtml

Osobiście uważam, że lepiej byłoby, gdyby zamiast prawników pana Handleya sprawę prowadziło CBLDF. Jestem pewien, że dobrze zrobili chroniąc go przed pójściem do więzienia za posiadanie mangi i przed procesem, ale ogólnie rzecz biorąc nie skończyło się to dobrze. Ani dla niego, ani dla komiksów, ani dla Pierwszej Poprawki.