Dan Guy napisał w piątek 12 czerwca 2009 o 11:17
No. Byłem w Bostonie, teraz jestem w domu (to zdjęcie zrobił mi w domu Kyle Cassidy, jest sprzed miesiąca. Niedawno umieściłem je na rodzinnej stronie, żeby powiadomić w delikatny sposób dalszych krewnych o tym, że teraz mam dziewczynę. Żadna z ciotek, ani żaden z kuzynów nie zwrócił na to uwagi. „Masz fantastyczną lodówkę” komentowali wszyscy, „szkoda, że nie mamy takich w Anglii”). (Sporo osób, które czytały artykuł ze SPIN napisało do mnie miłe wiadomości z gratulacjami z okazji spotykania się ze wspaniałą Amandą Palmer. Wielu z Was dodaje, że wiedzieliście o tym już od roku, kiedy zamieściłem tutaj zdjęcia z Amandą na dachu, co jest bardzo miłe z Waszej strony i pokazuje, że jesteście o wiele mądrzejsi od nas, bo my zaczęliśmy to, dość nerwowo, dopiero niedawno, w tym roku. Na razie jest idealnie.)
Dobrze. Obiecałem, że podam szczegóły Planu Dla Niezależnych Księgarni, prawda? Tego, który ogłosiłem podczas Book Expo America, kiedy zdobyłem nagrodę Indiebound za „Księgę cmentarną” (która to, wybaczcie lekko zakłopotany, ale radosny przerywnik, znalazła się w ubiegłym tygodniu z powrotem na pierwszym miejscu, a w tym – na drugim w rankingu „The New York Times” i jak dotąd trzyma się tam, co niewiarygodne, od ośmiu i pół miesiąca), szokując trochę (ale i zyskując natychmiastową aprobatę) moich wydawców.
Oto plan.
(Plan dotyczy niestety Ameryki północnej, obejmuje USA i Kanadę, nie resztę świata. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, może za rok powtórzymy to w wersji ogólnoświatowej, co może być całkiem fajne.)
To konkurs dla niezależnych księgarni. Nie mam zamiaru podawać definicji niezależnych. Nie ma mowy o dużych sieciach (Borders, B&N, Chapters itd.), bo jest duża szans, że przy wydaniu książki i tak tam zajrzę. Ale udział mogą brać wszystkie od małych, prowadzonych przez jedną osobę księgarenek położonych daleko od wsystkiego do ogromnych księgarni zajmujących całą długośc ulicy. Liczy się Nizależność (oraz, jeśli chodzi o konkurencję, entuzjazm)
Właściciele księgarni zwykle patrzą na mnie tęsknym wzrokiem i pytają: „Jak mam cię ściągnąć do mojej księgarni w Vermont/Nowym Orleanie/New Brunswick/Nevadzie/Alasce/na Florydzie itp.?”, a ja im mówię, że nie wiem, bo naprawdę nie zrobię sobie kilku dni wolnego (jeżeli doliczyć jeszcze dojazd i powrót) żeby pojechać gdzieś i rozdawać autografy, nawet jest to miła księgarnia i mili ludzie.
Oto właśnie jak.
Zorganizujcie imprezę. W swojej księgarni.
Albo lepiej. Zorganizujcie w swojej księgarni imprezę z okazji Hallowe’en. Macie na to cały październik.
Tematem przewodnim ma być „Księga cmentarna”.
(Jak to zrobicie, to już Wasza sprawa. Możecie ozdobić wnętrze nagrobkami, nagrodzić tych, którzy przyjdą przebrani za postaci z książki, zróbić konkurs na epitafium, albo tort w kształcie grobowca, albo... to naprawdę zależy od Was. To Wasza impreza z „Księgą cmentarną”.)
Uwiecznijcie imprezę. Przy dostarczaniu dowodów, że zrobiliście imprezę i jak ona wyglądała zdjęcia i nagrania video okażą się, jak sądzę, skuteczniejsze, niż akwarele i poematy pisane strumieniem świadomości.
Potem szybko wyślijcie dokumentację do wydawnictwa Harper Collins (napiszę co i jak, kiedy termin będzie się zbliżał), gdzie ocenią, czyja impreza była najlepsza, czyi klienci okazali się najbardziej pomysłowi i entuzjastyczni, a także co było najbardziej zbliżone duchem do „Księgi cmentarnej” i będą porównywać księgarnię, gdzie odbył się konkurs na sobowtura Silasa z księgarnią, której personel poprzebierał się za Jacków i ghule, oraz z księgarnią, która zatrudniła prawdziwego wilkołaka w roli Panny Lupescu...
A zwycięzca zostanie ogłoszony nie później, niż 15 listopada.
Potem, w grudniu 2009, zaopatrzony w pióra pojawię się w ustalonym dniu w zwycięskiej księgarni, żeby poczytać i podpisywać „Odda i lodowych gigantów”.
Księgarnie, które zajmą dziesięć kolejnych miejsc otrzymają podpisane plakaty, książki i Inne Rzeczy.
Taki właśnie jest plan.
Poproszę HarperCollins o przygotowanie bardziej oficjalnej wersji powyższego, ale taki właśnie jest plan.
Jeżeli kupujecie w niezależnej księgarni i zawsze chcieliście, żebym się tam pojawił, to powiedzcie właścicielom o tej notce. Może nie czytają tego bloga. To możliwe. I swobodnie przekazujcie tę informację dalej.
....
A teraz przekazuję blog Cat Mihos. Cat (AKA Kitty) jest moją asystenką, kiedy bywam w Los Angeles, odbiera e-maile, a także prosi, czy mógłbym łaskawie odpisać na wiadomości, zwłaszcza te ze szkół. Prowadzi także Neverwhere.net, stronę z róznymi koszulkami, plakatami i innymi takimi.
Przez jakiś czas proponowałem, żeby ją ulepszyła – ułatwiła poruszanie się po stronie, zrobiła ładniejszą grafikę i w ogóle. Tak właśnie zrobiła. Twoja kolej, panno Kitty:
Tu Kitty, z wieściami z frontu Neverwear.net
Mój cierpliwy Szef od prawie dwóch lat ciągnie mnie za rękaw i prosi, żebym usprawniła stronę...
Olga Nunes i Dan Guy spędzili pierwszą połowę tego roku szlifując to cudo. Myślę, że efekt końcowy jest równie piękny, co łątwy w obsłudze. Jestem wdzięczna im obojgu.
Wcześniej w tym roku pracowałam jako wolontariuszka dla CBLDF podczas Wonderconu SF i poznałam tam artystkę Camillę d’Errico. Całkowicie zakochałam się w jej pracach.
Kiedy zapytałam, czy zechciałaby wziąć udział w przygotowaniu rysunku związanego z Neilem, ugięły się pod nią kolana...
Spójrzcie tylko co wymyśliła do „Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach”...
Żeby uczcić nowy wygląd strony proponujemy zniżkę na zakup tej reprodukcji: jeśli zamówicie w ciągu najbliższych 24 godzin, zapłacicie $10 mniej (od północy 13 czerwca do północy 14 czerwca). Do zamówienia dopiszcie hasło GIRLSATPARTIES
Jeśli korzystacie z twittera wiecie, że armia sympatyków Neila liczy pół miliona, a ogłoszenie o nowym obrazku zablokowało stronę.
Musieliśmy przenieść się na nowy serwer, żeby mieć potrzebną przepustowość łącza. Może to i przypadek #neilwebfail, ale tak naprawdę aż miło mieć tego typu problemy.
W Neverwear jesteśmy otwarci na uwagi dotyczące nowej strony.
Śledźcie nas na twitter.com @neverwear, żeby nie przegapić cotygodniowego rozdawnictwa, trudno przewidzieć co się może zdarzyć...
Proszę.
Dziś przepisałem i wysłałem dziwny tekst ze wspomnieniami z Worldconu w 1987 roku, mojego pierwszego, napisany do broszury Anticipation. W trakcie pisania zaczęło mi się to wydawać coraz mniej prawdopodobne. Naprawdę byłem na imprezie w pokoju, z którego skradziono biżuterię i gdzie wezwano policję, a potem Iain M. Banks (który wspinał się po ścianie hotelu nad ranem, ale nie był włamywaczem) wgramolił się przez otwarte okno...? Oczywiście, że byłem. Po prostu nie wydaje się to teraz bardzo prawdopodobne. Pominąłem równie dużo dziwacznych wydarzeń, co opisałem.
Jest coś wyjątkowego w pierwszym pobycie na Worldconie, zwłaszcza kiedy ma się 26 lat i jest się zdecydowanym nie przegapić ani sekundy (co osiągnąłem rezygnując ze snu, dopóki nie zasnąłem). Myśl, że jako Gość Honorowy Anticipation będę to przyżywał o wiele spokojniej, niż wtedy, jest dziwnie uspokajająca. Ale inni będą się bawić równie cudownie i wariacko.
(PS to napisałem i zamieściłem ja, Neil, ale Webgoblin złożył to w całość z tekstem Kitty w środku.)