poniedziałek, 24 października 2011

Wieści na temat All Hallows Read i inne rzeczy


Neil napisał w piątek 21 października 2011 o 15:36



Mam straszne zaległości w pisaniu bloga. Częściowo dlatego, że zacząłem bawić się Tumblrem (http://neil-gaiman.tumblr.com/) i to świetna zabawka, błyszcząca nowinka, a poza tym ułatwia zrobienie kilku rzeczy, które na Bloggerze są dość trudne. Częściowo dlatego, że na trochę zniknąłem, zajmowałem się paroma rzeczami, w tym spędzaniem czasu z Amandą i jej siostrą w Santa Fe, gdzie byłem Wujkiem dla jej siostrzeńca Ronana, który zaczął mówić do mnie "Wujek Neil", a potem "Neilgaiman", a gdy widziano go ostatnio, odpierał wszelkie próby Amandy namówienia, by mówił do mnie "Wujku Neilgaimanie".
Wczoraj poszedłem zobaczyć jak grają Chippewa Valley Roller Girls. (Grały przeciwko Harbor City w Duluth i zostały honorowo pokonane.) Moja asystentka Lorraine jeździ z nimi jako Quiche Me Deadly, choć wczoraj nie była na wrotkach, a organizowała... cóż, na moje oko wyglądało, że organizowała wszystko. Na przykład występ Lojo Russo w przerwie. A po meczu przedstawiła mnie koleżankom z zespołu.


Zdjęcie: Ctein



W końcu przekonała je, żeby mnie oddały.
...
No tak.
Jestem w domu, załatwiam sprawy, przygotowuję się do World Fantasy Convention w San Diego i późniejszej trasy Wieczorów z Neilem i Amandą po Zachodnim wybrzeżu.
31 października Amanda będzie gościem muzycznym (specjalnie na tę okazję organizuje niewielką, czarodziejską supergrupę), a ja gościem rozmawiającym z Craigiem Fergusonem. Miałem nadzieję, że uda mi się wręczyć mu wegetariański haggis MacSweena. Drugim gościem będzie Zooey Deschanel. Będziemy się świetnie bawić.
Ze studia Late Late Show jedziemy do Wilshire Ebell na próbę, a potem pierwszy z serii Wieczorów z Neilem i Amandą.






(Kiedy to piszę, są jeszcze bilety na występ z LA – pewnie dlatego, że to Halloween i ludzie miewają wtedy plany. Oba występy w San Francisco, koncert w Portland i Vancouver wyprzedały się natychmiast. Zostało jeszcze kilka biletów do Seattle na 9 listopada.)

Co mi przypomina...


Kiedy rok temu leciałem samolotem dotarło do mnie, że częścią obchodów Halloween powinno być wręczanie strasznych książek i napisałem na blogu to:


Wczoraj wieczorem leciałem samolotem do domu i pomyślałem:
Właściwie istnieje zbyt mało tradycji dawania sobie książek. 
Mamy Światowy Dzień Książki, który wziął się od Dnia Don Kichota/Urodzin Cervantesa/Dnia św. Jerzego w Hiszpanii, w trakcie którego rozdaje się róże i książki, ale naprawdę, potrzebujemy więcej chwytliwych tradycji, przy których dawano by sobie książki, tradycji, które objęłyby cały świat. 

I wtedy pomyślałem:
W następny weekend jest Halloween...

Tak więc:
Proponuję, żebyśmy w dzień lub w tygodniu, kiedy będzie Halloween, dawali sobie przerażające książki. Dajcie dzieciom przerażające książki, które polubią i które są dla nich odpowiednie. Dajcie dorosłym przerażające książki, które im się spodobają.
Proponuję, żeby dzieła takich autorów jak John Bellairs, Stephen King, Arthur Machen, Ramsey Campbell, M. R. James, Lisa Tuttle, Peter Straub, Daphne Du Maurier, Clive Baker i setek, setek innych zmieniły właścicieli -- książki nowe, stare, używane, książki ulubione lub nieznane. Dajcie komuś przerażającą książkę na Halloween. Sprawcie, że poczują na skórze dreszcze...
Dajcie komuś przerażającą książkę. 
Jeśli nie wiecie, jakie książki są dostępne albo jaka książka byłaby odpowiednia dla osoby, której chcecie ją dać, porozmawiajcie ze sprzedawcami w księgarniach. Oni uwielbiają pomagać, przynajmniej większość z nich. (Reszta zwykle nie zostaje księgarzami na długo.) Porozmawiajcie z bibliotekarzami. (Ale nie planujcie rozdawać ich książek, chyba że zorganizują wyprzedaż biblioteczną.) 
To tyle. Oto mój pomysł. 
Przerażająca książka. Halloween. 
Kto jest ze mną?

Neil

(A dla tych z was, którzy zaprotestują, że szczerze, nie trzeba mieć wymówki, żeby dawać sobie książki w prezencie i że robicie to cały czas i jest to dla was tak naturalne jak oddychanie -- cóż, to wspaniale i cieszę się. Pomyślcie o tym jako o okazji do podzielenia się książkami z ludźmi, którym normalnie byście ich nie dali, lub dostania książek, których inaczej moglibyście nigdy nie przeczytać.)



I z udziałem zawsze pomocnego Web Goblina, Dana Guya oraz byłego Web Elfa, Olgi Nunes, stworzyliśmy stronę All Hallows Read: http://www.allhallowsread.com/. (Nazwa pojawiła się na Twitterze.)

W tym roku wiele osób podchwyciło obciętą głowę.




Kilka miesięcy temu zadzwoniłem i opowiedziałem o tym wszystkim Elise Howard, która od dziesięciu lat jest moją redaktorką w Harper Children's. Pomysł udziału w przedsięwzięciu bardzo przypadł jej do gustu. Zaproponowała druk plakatu – nagrody w konkursie...

Artysto: Weź udział w konkursie na plakat All Hallow’s Read, a Twój projekt może zostać oficjalnym plakatem All Hallow’s Read w 2012 roku.
Twój orginalny projekt powinien promować All Hallow’s Read i zachęcać do udziału w przedsięwzięciu. Zwycięski plakat zostanie zamieszczony na stronie AllHallowsRead.com, a w 2012 zostanie wydrukowany w limitowanym nakładzie i rozesłany do księgarni biorących udział w programie (druk i dystrybucję sponsoruje HarperCollinsPublishers).

Pomyślałem, że pomysł z plakatem jest wspaniały i byłem zachwycony, że zechcieli wszystko zasponsorować i wtedy przyszła kolejna wiadomość od Elise. Tym razem na mieszkańców Nowego Jorku czeka coś jeszcze fajniejszego. We wtorek...

Cześć, Neil.



Wszyscy w Harper chcą wziąć udział w All Hallows Read i naszej wielkiej akcji książkowej 25.10. Poza zachęcaniem wszystkich do udziału w halloweenowym rozdawnictwie i dzielenia się wrażeniami i zdjęciami, postanowiliśmy zostawić w różnych miejscach Nowego Jorku sześćdziesiąt tytułów dla czytelników w różnym wieku. Szczęśliwi znalazcy mogą trafić na egzemplarze Księgi cmentarnej i KoralinyMrocznego Edenu Patricka Carmana, Possess Rachel McNeil, Strasznych Opowiadań Alvina Schwartza oraz Dobranoc wampirka Lisy Brown.
Będzie można pobrać ze strony naklejkę All Hallow's Read i kontynuować misję.
Przez cały dzień będziemy nagłaśniać akcję na Twitterze i Facebooku. Wypatruj ulubionych pracowników Harper 25.10 w dyskusjach oznaczonych #AllHallowsRead ! 

Elise

Poza podrzucaniem książek, przygotowali znakomicie przerażające propozycje książkowe (można je przeczytać na http://www.allhallowsread.com/book-recommendations/, a ja zrobiłem listę z pomocą około 1800 sugestii z Facebooka i została ona zamieszczona na stronie jako plik PDF.
Żeby zostawić gdzieś książkę dla przypadkowego znalazcy oczywiście wcale nie trzeba być wydawcą. Ze strony All Hallows Read można pobrać specjalną naklejkę do wydrukowania i włożenia do książki - żeby było wiadomo, że jest ona zostawiona do zabrania i przeczytania.

Akcja ma nawet swoje własne forum, gdzie można wymieniać się pomysłami, wskazówkami i sprytnymi pomysłami na wręczanie strasznych książek.

...
Czuję nadchodzący koniec dekady. Dziesięć lat temu byłem pisarzem "dorosłej" literatury, który zamierzał wydać książkę pt. Koralina, pierwszą książkę dla dzieci w dużym wydawnictwie. Miałem dwie redaktorki, Sarah Odedinę w brytyjskim Bloomsbury i Elise Howard w amerykańskim Harper Children's. Były to dwie najmądrzejsze redaktorki, jakie mogły się komukolwiek trafić. Czułem komfortowo i bezpiecznie, doradzały mi, ale nigdy nic nie kazały, wspierały moje pisarskie wysiłki i cierpliwie czekały, choć miały pełne prawo domagać się gotowej książki. Po jednej po każdej stronie Atlantyku.
A w ciągu kilku tygodni każda z nich rozpocznie swoje własne przedsięwzięcie. Sarah będzie wydawać książki dla dzieci w Wielkiej Brytanii pod szyldem Hot Key Books, a Elise stworzy dziecięcą serię wydawniczą dla Algonquin Books w Chapel Hill.

Chciałem je z tego miejsca pożegnać i za wszystko podziękować. Pisarze, którzy będą u nich wydawać będą mieli naprawdę wiele szczęścia, a mnie będzie ich brakowało.
...

Cześć Neil,
Za długie to na Twitter, a chciałam zapytać, czy wiesz o istnieniu projektu "Mark czyta" Marka Oshiro i o tym, że zajmuje się Amerykańskimi bogami (prawie skończył)?
Projekt wystartował jako żart, "Mark czyta Zmierzch", ale kiedy Mark zaczął w podobny sposób pisać bloga na temat Harry'ego Pottera odkrył, że seria mu się podoba i przestał się z niej naśmiewać. Teraz wybiera książki, które mogą mu się spodobać i które traktuje poważnie, nie bieżąco, rozdział po rozdziale recenzuje, zapisuje swoje reakcje i próbuje powstrzymać się od spoilerów. Blog ma dosłownie miliony wejść i setki tysięcy fanów.
Wiem, że nie mógłbyś wspominać o każdym, kto robi coś związanego z czytaniem którejś z  Twoich książek i że pewnie już wszystko słyszałeś, ale prawdziwy powód, dla którego piszę pojawił się w dzisiejszym wpisie (rozdział 18)
"i na tym polega urok Amerykańskich bogów. Teoretycznie jest to powieść fantastyczna, ale rzadko to czuć. Sprawia raczej wrażenie, że to najlepsza z możliwych lekcja historii albo opowieść przy ognisku, szczera i płynąca prosto z serca, a może i przekazywana z pokolenia na pokolenie od wieków. Dodaje otuchy nawet, jeśli chwilami bywa niepokojąca i podczas czytania czułem, że podzielono się nią ze mną z szacunku dla mnie jako czytelnika i człowieka. Nieczęsto zdarza mi się takie poczucie przy czytaniu książek. Zupełnie jakby Gaiman był bliskim przyjacielem, który ufa ci na tyle, żeby przekazać tę opowieść, jesteś w porządku i może z pewnością powiedzieć, że na to zasługujesz."


Pomyślałam, że to miłe słowa i że powinieneś o tym wiedzieć.
jak zawsze najlepszego,
Natalie Fisher

Zajrzałem na stronę Mark Czyta i byłem pod wrażeniem. Jako pisarzowi, było mi przyjemnie zobaczyć, jak wiele uwagi czytelnik poświęca książce i poczytać jego reakcje. Również w komentarzach ujawnili się mądrzy ludzie. (Akcję można śledzić na http://markreads.net/reviews/category/american-gods/)
...


Dwie rzeczy na koniec: Lemony Snicket pisze o pieniądzach i cieście w Occupy Writers, a Elvis Costello śpiewa jedną z moich ulubionych piosenek ze swojego pierwszego albumu, My Aim Is True, ale zamiast aniołów są potwory, a zamiast buta - cyfra dwa.

wtorek, 11 października 2011

Pewnie myślicie, że łatwo jest jeść banana i nic nie mówić

Neil napisał w poniedziałek 10 października 2011 o 0:10


Być może pamiętacie ten klip. Asystentka Amandy, Superkate, nakręciła go na plaży w Brighton na początku września.



Otóż pojawił się sequel: nasze podziękowanie. Nakręciliśmy je kilka dni temu w centrum handlowym w Cambridge, MA, za kamerą stała Claudia Gonson. Dźwięk nie jest najlepszy, słychać echo.



["Cześć. Jestem Neil Gaiman, a to jest Amanda Palmer. Od Halloween do 9 listopada będziemy w trasie i chcielibyśmy podziękować ponad 3 000 osób, które wsparły nasz projekt na stronie Kickstarter. Dzięki Wam będziemy mogli zarejestrować każdy z występów. Powstanie nagranie audio do pobrania z sieci, płyta i wiele innych wspaniałości – a wszystko dzięki Wam. Jestem podekscytowany, nie sposób nawet wyrazić jak bardzo. Amanda, jak widzicie... też. Powiedz, jak się cieszysz. Dziękuję. Dziękuję w imieniu swoim i Amandy..."]




...

Na stronie http://superpunch.blogspot.com/2011/10/art-inspired-by-neil-gaimans-american.html można znaleźć niezwykły zbiór grafiki inspirowanej Amerykańskimi Bogami. Rozmaite style, rozmaite rodzaje. Poniżej coś, co ogromnie mi się spodobało: Zorie oraz Cień i Czernobog grający w warcaby.






...a to niesamowity klip do piosenki "Have you Seen my Sister Evelyn?" Evelyn Evelyn:





Miałem dodać, że kiedyś napisałem na blogu coś miłego o tej piosence i w odpowiedzi dostałem od Amandy Palmer e-mail z podziękowaniami, który przerodził się w bardziej obszerną korespondencję, która doprowadziła do mojego współudziału w pisaniu książki "Kto zabił Amandę Palmer?", a nieco ponad rok później – do naszego związku, ale zajrzałem do archiwum i okazało się, że te miłe słowa dotyczyły piosenki "Elephant Elephant". Co dowodzi, iż pamięć jest zawodna.
Ale to i tak niezwykle piękny teledysk.


... 

Czy chcielibyście zjeść ze mną lunch w LA podczas naszej trasy? A może wolelibyście lunch w towarzystwie Franka Millera i jego redaktora Boba Schrecka? A może chcielibyście, żeby były szef DC Comics Paul Levitz, przejrzał Wasze portfolio i poradził, jak wystartować w świecie komiksu? Albo żeby Frank Quietly narysował dla Was pocztówkę? (Franka będzie ładniejsza.) To wszystko, a nawet więcej, jest możliwe. Szczegóły i lista możliwości na http://cbldf.org/homepage/be-counted/, gdzie znajdziecie licytację Comic Book Legal Defense Fund w stylu NPR. Dotacje są znaczne, ale w rozliczeniu są traktowane jak te na cele charytatywne, więc można je odpisać od podatku. A jeśli nie chcecie (lub nie możecie sobie pozwolić na taki wydatek), możecie nadal – a wręcz powinniście – wykupić członkostwo w CBLDF na http://cbldf.org/contribute/membership/. Roczna składka od $25, i otrzymacie za to kartę członkowską z Green Lantern. Ale bez pierścienia mocy.

poniedziałek, 10 października 2011

Zwyczajny dzień z jesiennymi liśćmi

Neil napisał w niedzielę 9 października 2011 o 11:53




Po dziesięciu dniach pracy ze Stephinem Merrittem , reżyserem Stevenem Bogartem i grupą młodych, entuzjastycznych aktorów nad spektaklem w stylu Grand Guignol, jestem w domu.

Oto jak wielki entuzjazm posiadali: w czasie dziesięciominutowej przerwy podczas całego dnia ciężkiej pracy zapytałem, czy ktoś z nich zechciałby zagrać zombie lub pomordować się nawzajem w tle mojego wystąpienia na temat All Hallow's Read. Nikt nie miał nic przeciwko i z entuzjazmem nawzajem się mordowali.





Właśnie. Jestem w domu razem z Maddy, która straciła głos. To przeurocze. Ona tylko szepcze, a ja robię jej wodę z miodem i cytryną. Teraz słucham jej gry na skrzypcach. Jest doskonałe jesienne popołudnie - słoneczne i ciepłe, liście wyglądają przepięknie i październik zdecydowanie w fotelu.

Mnóstwo się dzieje. Cat Mihos wyprzedaje na ebayu dużo rzadkich rzeczy dla Trevora Valle – przyjaciela, fana i osoby, dzięki której mam stronę Neilgaiman.com. Trevor ma w tej chwili naprawdę ogromne problemy zdrowotne. Kitty i Trevor wyjaśniają, o co chodzi na http://kittysneverwear.blogspot.com/2011/09/trevor-treasure-chestopening-soon.html, a na http://kittysneverwear.blogspot.com/2011/10/trevor-chest-up-in-full-effect-yall.html opisują ciekawostki i rzadkie przedmioty. 
Link do samej aukcji to http://www.ebay.com/sch/kitty9thlife/m.html?_trksid=p4340.l2562.

Sporo fajnych, unikalnych rzeczy, w tym trzy strony rysunków Marka Hempela z Pań Łaskawych w Sandmanie

Kitty odkryła również, że jeszcze w 2000 roku Trevor przyniósł z CBLDF pudło oryginalnych plakatów Craiga Thompsona reklamujących trasę The Last Angel [Ostatni Anioł]. Te ze strony CBLDF już dawno się sprzedały i nie można ich już nigdzie kupić. Kitty odkupiła je od Trevora i wkrótce umieści na stronie Neverwear. (Na stronie głównej jest zdjęcie Trevora trzymającego jeden z tych plakatów, choć na razie jeszcze nie można ich zamówić.)

Znalazłem zdjęcie plakatu w sieci. Oto jak wyglądają, są nadrukowane metodą sitodruku na grubym papierze i trzeba było je podpisywać specjalnym flamastrem.



...

Brytyjskie Stowarzyszenie Pisarzy chce zwrócić uwagę na cięcia nakładów BBC na opowiadania.




Kocham opowiadania. Wychowałem się na nich, a opowiadania, które zrobiły na mnie wtedy wrażenie, stały się częścią mojego DNA. Zwyczajny dzień z fistaszkami i Loteria Shirley Jackson. Sredni Vashtar Sakiego. Małpia łapka W.W. Jacobsa. Ogrodnik Kiplinga. Jest ich całe mnóstwo i kocham je wszystkie.

Ta miłość nie jest zbyt mądra w przypadku pracującego pisarza. Powinno się pisać powieści. Opowiadania sprzedaje się za cenę porządnej kolacji i to jeśli ma się szczęście (a czasopisma i antologie, które niegdyś je skupowały, same zaczynają wymierać albo już zupełnie zniknęły.) Kiedy zostaną przedrukowane, opłata nie wystarczy nawet na taksówkę, żeby na jakąkolwiek kolację pojechać. Jestem szczęściarzem i zbiory moich opowiadań sprzedają się całkiem nieźle, jak na zbiory, ale to i tak tylko ułamek tego, co zarabiają moje powieści.

A opowiadania to najlepszy sposób, by młodzi pisarze wypracowali swój warsztat, odkryli swój głos, wypróbowali rozmaite techniki, uczyli się. Są też znakomite dla piszących od dawna – kiedy przychodzi do głowy pomysł za mały, by zrobić z niego powieść albo trzeba powiedzieć w prosty i elegancki sposób jedną rzecz. Ludzie lubią czytać opowiadania. I lubią ich słuchać.

Od lat BBC Radio 4 wspierało autorów opowiadań. Emitowanie dziesięciominutowych opowiadań, czytanych przez profesjonalnych lektorów, dawało zarówno młodym, jak i starszym pisarzom szansę na godziwy zarobek. Wyznanie: Sam napisałem dla nich kilka lat temu opowiadanie pt. Jerusalem, a za młodu słuchałem opowiadań w Radio 4 i marzyłem, że kiedyś będzie można usłyszeć w nim jedno z moich.

Obecnie zainteresowanie stacji opowiadaniami gaśnie. Aby zwrócić na to uwagę, organizujemy wraz ze Stowarzyszeniem Pisarzy Tweetathon – przez najbliższe pięć tygodni co środę pisarz zamieści pierwsze zdanie opowiadania, a użytkownicy będą dodawali cztery następne, tak aby powstało opowiadanie liczące 670 słów. Być może powstanie w ten sposób wspaniałe opowiadanie, być może nie. Wspólnymi siłami można raczej zgromadzić informacje i komentarze, rzadziej tworzyć sztukę na wysokim poziomie.

Ja mam tylko nadzieję, że przypomni to wszystkim, jak wiele przyjemności czerpiemy z czytania i słuchania opowiadań. I jak wiele możemy się nauczyć pisząc je. Jeśli uda nam się przy okazji stworzyć kolejną Małpią łapkę, będzie to tylko bonus.


W środę o 11 i 18 czasu brytyjskiego Stowarzyszenie Pisarzy zamieści na swoim Twitterze, @Soc_of_Authors, pierwsze zdanie, które ja napisałem. Chcą, żebyście dokończyli opowiadanie. Będą to dwa różne zdania i opowiadania. (Nie wiem nawet, które ze zdań zamieszczą – dałem im kilka do wyboru.)


...
Mojego wystąpienia na temat przygód w programie This American Life można będzie posłuchać od jutra na http://www.thisamericanlife.org/radio-archives/episode/448/adventure albo od piątku w rozmaitych rozgłośniach na terenie USA... tzn. od tego piątku przedwczoraj.
...



Ostatnio zajmowałem się korektą Małej złotej książeczki potworności. Została sprawdzona i oddana do druku. Ponieważ wpłynęło znacznie więcej zamówień, niż planowano, a ja podpisałem tylko tyle stron, ile miała obejmować limitowana edycja, wydawcy Tom i Elizabeth Monteleone zapytali, czy zgodzę się na dodruk większej ilości, by zadowolić wszystkich chętnych...

Zgodziłem się.

Oznacza to, że NADAL możecie zamawiać Małą złotą książeczkę potworności w wersji bez autografu. Jest to zbiór opowiadań, esejów, wierszy, recenzji, wystąpień i wstępów, które napisałem. W sumie ok. 25 tysięcy słów, a na okładce Gahana Wilsona atakują mnie paskudy.

Szczegóły składania zamówień na http://www.borderlandspress.com/littlegold.html. Zgadza się, wysyłka za granicę jest dwa lub cztery razy droższa, niż sama książka. Straszne. Przykro mi.

Jeśli macie ochotę, zamawiajcie szybko. Książka już jest w druku, a gdy nakład się rozejdzie, dodruku nie będzie.
...
I na koniec: wygląda na to, że w USA Barnes and Noble zdejmują z półek setkę powieści graficznych wydanych przez DC Comics (dosłownie: ściągają z półek i na cztery miesiące wysyłają do magazynu) w odpowiedzi na umowę DC z Amazonem, na mocy której komiksy te będą dostępne w wersji elektronicznej wyłącznie na Kindle Fire.
Wspomniałem o tym na Twitterze i zalały mnie zadziwiająco wrogie wiadomości. Oto jedna z grzeczniejszych:

Nie sądziłem, że będę musiał napisać ci o tym osobiście, ale bardzo moje dzieci i kilkoro spośród moich przyjaciół bardzo się na tobie zawiodło. Nie wierzyłem, że byłbyś w stanie sprawić taki zawód fanom Sandmana i pozwolić DC/Warner Bros na wypuszczenie swoich książek tylko w wersji na Kindle, a nie na wszystkie czytniki e-booków. Bardzo ucieszyła mnie wieść, że pojawi się e-book Sandmana, ale mało mi serce nie pękło, kiedy okazało się, to nie dla *mnie* i moich dzieci.

Dzięki.

A ja się zastanawiam, skąd bierze się przekonanie, że ja, Alan Moore, czy Frank Miller mamy cokolwiek do powiedzenia w sprawie decyzji marketingowych podejmowanych przez DC Comics. Czy ludzie uważają, że ktoś z DC dzwoni do nas i prosi o pozwolenie przed podpisaniem takiej umowy, albo że mamy moc, aby ich powstrzymać? O umowie na wyłączność usłyszałem dopiero, gdy pracownicy Barnes and Noble dostali polecenie zdjęcia powieści graficznych z półek w księgarniach.

Myślę, że motywy ich postępowania są oczywiste. Chcą dać innym wydawnictwom do zrozumienia, że nie będą tolerować umów na wyłączność z Amazonem. Ale po upadłości Borders, Barnes and Noble znalazł się na uprzywilejowanej pozycji na amerykańskim rynku jako jedyna wielka sieć tradycyjnych księgarni i łatwo będzie tę pozycję nadużywać. Mam nadzieję, że to tylko taktyka prowadzenia negocjacji, bo w innym wypadku poszkodowani będą klienci, cyfrowi i zwyczajni. (Pomogło to również rozreklamować premierę Fire oraz dostępność komiksów DC dla tego urządzenia i fakt, że nie będzie ich można dostać w Barnes and Noble, co musiało uczynić Amazon tamtego ranka najszczęśliwszą firmą pod słońcem.)

W Barnes and Noble można kupić przepiękne, oprawione w skórę wydanie Amerykańskich bogów i Chłopaków Anansiego. Nie chciałbym, aby Amazon potraktował to jako pretekst do usunięcia tych książek z oferty na Kindle.

Dobra strona jest taka, że mniejsze, niezależne księgarnie (na http://comicshoplocator.com/ szukajcie najbliższych) sprzedadzą więcej komiksów z listy tych 100.


Jeśli pojawią się jeszcze jakieś wieści w tej sprawie, zamieszczę je tutaj. A póki co, czekam i przypominam sobie, ile wysiłku kosztowało wprowadzenie tych książek do księgarni i jak smutno będzie, gdy ich tam zabraknie. Pamiętam też, że nie jest to wina pracowników, którym kazano je pozdejmować (i którzy muszą wyjaśnić klientom, dlaczego nie ma ich już w księgarniach, choć można je nadal zamówić ze strony internetowej Barnes and Noble).

...

Dobra. Do roboty.



Ostatnio eksperymentowałem z Tumblrem. Niezła zabawa http://neil-gaiman.tumblr.com/

sobota, 8 października 2011

OSTRZEŻENIE: NIEBEZPIECZNE DO OGLĄDANIA W PRACY, JEŚLI NIE PRACUJESZ W MUZEUM I NIE MASZ WYŁĄCZONYCH KAMER

Neil napisał w środę, 5 października 2011r. o 9:28

Witaj, świecie.

Jestem w Bostonie, właściwie w Cambridge, i pracuję z reżyserem Stevenem Bogartem, wspaniałą grupą młodych aktorów i Stephenem Merrittem, tworząc teatralną rzecz o Grand Guignol, paryskim teatrze horroru z początku dwudziestego wieku. Jesteśmy w piwnicach kościoła i obawiam się trochę, że wrzaski z bólu, krzyki ze strachu oraz odgłosy cierpienia torturowanych ludzi mogą wydostawać się na ulicę, ale nawet jeśli tak jest, nikt nie zdaje się przejmować.

Jessica Fox, filmowiec, nagrywa cały proces. Parę dni temu wybraliśmy się na pobliski cmentarz i nagraliśmy promocyjne video na All Hallow's Read. (Co to? Dowiedzcie się na http://www.allhallowsread.com/). Uwielbiam aktorów. To ludzie, którzy radośnie poświęcą 10 minut ze swojej przerwy, by pozabijać się na cmentarzu w tle czyjegoś video.

Wczoraj rano Amanda i ja zostaliśmy zaproszeni na wystawę DEGAS I AKT w Muzeum Sztuk Pięknych. Amanda opracowała audioprzewodnik po wystawie, który można ściągnąć na iPhone'a w trakcie chodzenia po wystawie. Zrobiła to, ponieważ a) ma piękny głos, kiedy mówi i b) potrafi mówić ze zdecydowaniem o nagości. Zostaliśmy prywatnie oprowadzeni. Amanda przyniosła kredę i papier, ponieważ miała pomysł.

"Pomyślałam, że mogę zdjąć ubranie przed aktami Degasa, a Neil mógłby mnie narysować" - powiedziała ludziom z Muzeum na początku naszej wycieczki.

Przedyskutowali to i zdecydowali, że możemy to zrobić pod warunkiem, że kamery będą wyłączone. Później odkryli, że nie są w stanie wyłączyć kamer, więc człowiek na podnośniku nałożył filiżanki do kawy na soczewki w pomieszczeniu. Wtedy przez 10 minut szkicowałem kredą nagą Amandę. Później wsiadłem w taksówkę i wybrałem się do radia WBUR Boston, by nagrać kawałek dla THIS AMERICAN LIFE o Przygodach i o tym, że ich nie mam.



Ira Glass był po drugiej stronie. Przedstawił się. "Jak ci minął dzień?" - zapytał. Opowiedziałem mu. "Kłamiesz?" - zapytał rozsądnie, a ja odpowiedziałem, że nie, nie kłamię.

Audycja THIS AMERICAN LIFE zostanie nadana w ten weekend. Tematem są PRZYGODY.

Więcej w kolejnym poście...

piątek, 7 października 2011

Głównie całkiem wielgachne Q&A o Doctorze Who

Neil napisał w czwartek 9 czerwca 2011r. o 17:19

Wciąż jestem w bardzo pustym domu wynajętym od znajomych i ciężko pracuję nad napisaniem wszystkiego, co muszę napisać przed wyruszeniem w trasę. Szkoda, że nie mam żadnego towarzystwa. Kiedyś lepiej mi wychodziło bycie samemu teraz usycham z tęsknoty za moją żoną, moimi dziećmi, nawet za moim psem. Ale pracuję, przez większość czasu w skupieniu, a to dobra rzecz.

Wyruszam w trasę z okazji opublikowania w Stanach autorskiej wersji Amerykańskich bogów. To jubileuszowa edycja w dziesięciolecie wydania. Zostanie opublikowana 21 czerwca, dziesięć lat po pojawieniu się pierwszej wersji, od której jest dłuższa o około 20 000 słów. Zawiera również kilka esejów. Jeśli kupicie e-booka, znajdziecie w nim także siedemnastominutowy wywiad ze mną, a również kawałki nadchodzącego audiobooka z pełną obsadą.

To zdjęcie, które wykorzystujemy do trasy. Zostało zrobione przez fotografa Allana Amato, który sprawił (bo jest bardzo sprytny i to umie), że wygląda jak stary dagerotyp.


To okładka edycji z okazji dziesiątej rocznicy wydania. (Z twardą okładką. Wspominałem już, że ma twardą okładkę?)



Ale lepiej wejdźcie na Indiebound na http://www.indiebound.org/book/9780062059888 i sprawdźcie, czy jakaś niezależna księgarnia obok was przypadkiem jej nie sprzedaje, lub kupcie ją online w niezależnej księgarni.

Większość, jeśli nie wszystkie księgarnie sponsorujące wydarzenia w trakcie trasy będą miały w sprzedaży podpisane egzemplarze tej edycji Amerykańskich bogów po zakończeniu spotkania (będę podpisywać piętrzące się stosy książek dla każdego przystanku po drodze) i większość z nich zachęca was do zamówienia u nich podpisanych kopii już teraz sprawdźcie na stronach. Jeśli chcecie podpisany egzemplarz, skontaktujcie się z nimi. (Lista sklepów i księgarni, a także linki do stron znajdują się w tej notce: http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2011/07/daty-trasy-znikajacego-pisarza.html)

...lub kupcie kopię od Grega Kettera na http://www.dreamhavenbooks.com/ w Minneapolis, ponieważ po zakończeniu trasy z pewnością skończę w Dreamhaven, torując sobie drogę przez wszystkie rzeczy do podpisania, które dla mnie ma.
...

Tak więc wiele pytań o Doctora Who.

Na szczęście, wiele z nich to te same pytania powtarzające się wciąż i wciąż. Mimo to, jest ich zbyt wiele, bym mógł na wszystkie odpowiedzieć... Ale zobaczymy, ile uda mi się zrobić przez następne dwie godziny.

Pojawią się Spoilery, więc przestańcie czytać teraz, jeśli nie chcecie ich poznać.

Drogi Neilu,

jak bardzo musiałeś się przygotowywać (o ile w ogóle), by być pewnym, że właściwie nawiązujesz do mitologii klasycznych serii Doctora Who? Przy wszystkich odniesieniach do wcześniejszych miejsc i koncepcji przewijających się przez Żonę Doktora, wydaje się, że całkiem dużo. I jak wiele zabawy sprawiało pamiętanie oraz umieszczanie tego wszystkiego w Twoim scenariuszu? Czy w ogóle oglądałeś ponownie stare odcinki, nawet ze względów sentymentalnych?

Nie za dużo. Na szczęście miałem Stevena Manfreda, który mógł odpowiedzieć na moje pytania, ponieważ zna wszystkie odpowiedzi, ale kiedy Maddy i ja zaczęliśmy razem oglądać Doctora Who w 2005r., kupiłem całe mnóstwo płyt DVD, by znów przeżyć to, co lubiłem, by pokazać to mojej córce, oraz by mieć trochę Doctora Who do oglądania w trakcie tych długich miesięcy, kiedy nie ma żadnych nowych odcinków. Pokazanie jej (na przykład) An Unearthly Child, The Three Doctors, The Five Doctors i City of Death sprawiło nam obojgu wielką przyjemność. A mi znów udało się je wszystkie zobaczyć i sobie przypomnieć.

Jednak większość szczegółów i mitologii po prostu tkwiło w zakamarkach mojego umysłu, czekając, aż je ktoś wyciągnie. Lubię mitologie i wiedziałem, czym jest Dalek, z jakiej planety pochodzi lub skrótem od czego jest TARDIS, kiedy miałem pięć lat, jeszcze zanim dowiedziałem się, kim był Thor lub Anubis.

Było też mnóstwo materiału, którego nie użyliśmy w ostatecznej wersji, rzeczy, które odnosiły się aż do pierwszego Doktora oraz do książki Doctor Who and the Daleks Davida Whitakera. (zależało mi na wspomnieniu Rtęciowego Ogniwa, ponieważ było ono pierwszą częścią TARDIS, której nazwę poznałem, razem z maszyną do robienia jedzenia, które wyglądało jak batoniki Mars, ale smakowało jak jajecznica z bekonem. Niestety ani jedno, ani drugie nie trafiło do odcinka.)

Przy okazji, niedawno napisałem wstęp do ponownego wydania tej książki (pojawi się w sierpniu), z której dowiedziałem się o obu tych rzeczach:



Czy kawałek dialogu między Doktorem a TARDIS o tym, że nie zabiera go tam, gdzie by chciał, jest nawiązaniem do cytatu z Długiego mrocznego podwieczorka dusz Douglasa Adamsa?

Niezamierzonym. W scenariuszu znajdowało się parę odniesień do dzieł Douglasa (z których najbardziej oczywistym było "wysypisko na końcu wszechświata"), ale to akurat było coś, o myślałem odkąd byłem dzieckiem. TARDIS nigdy nie zabiera Doktora w nudne miejsca, gdzie nic nigdy się nie stało lub nie stanie: zawsze wyrzuca go gdzieś we właściwym miejscu lub we właściwym czasie, by coś się wydarzyło. A biorąc pod uwagę, że przeważnie on tego nie robi celowo, to znaczy, że ona musi.

Cześć Neil,

czy kiedyś zostanie wydana wersja Twojego scenariusza zawierająca wszystkie kawałki, które, z różnych powodów, nie znalazły się w odcinku?

Z góry dzięki,

Paul

Nie sądzę, żeby to było zbyt praktycznie, głównie ponieważ jedne sceny zastąpiły drugie. Tak więc scena, w której polecieli zobaczyć Beatlesów została zastąpiona przez Planetę Bogów Deszczu, która została zastąpione sceną "Dostałem wiadomość!".

Ale jeśli zdecyduję się na nowelizację, zobaczę, jak wiele z tych rzeczy uda mi się umieścić. (Co też będzie ciężkie, ponieważ w paru pierwszych szkicach na końcu pierwszego sezonu z Mattem Smithem występowała tylko Amy, a w całej reszcie  na początku drugiego sezonu z Mattem Smithem występowała Amy z Rorym...)

Cześć Neil,

Tak tylko dla formalności, Twój odcinek był niezły. W sensie, naprawdę cholernie świetny. W sensie, oj no wiesz. Fajny. Tak żebyś wiedział.

A teraz moje pytanie. Czy istnieje coś w stylu "rady", która przegląda Twój pierwszy pomysł na scenariusz, a potem śledzi Twoją pracę, kiedy go piszesz? Doctor Who to ogromna opowieść i to oczywiste, że tolerancja na sprzeczności jest dosyć wysoka, ale wydaje mi się, że wciąż trzeba się dopasować, no i kontynuować akcję sezonu. Zawsze wyobrażałem sobie, że istnieje sześcioro naprawdę starych ludzi o niezdeterminowanej płci siedzących w średniowiecznym domu pełnym dziwnych ustrojstw, którzy piją herbatę, jedzą żelki i spędzają całe dnie pisząc listy na starych maszynach do pisania, ale mogę się zgodzić na paru profesjonalnych starszych doradców albo coś.

Pozdrowienia,

Anders Sjölander

Nie. Jest Steven Moffat. Zasięgałem jego opinii, kiedy miałem pytania, a on odpowiadał szybko i rozsądnie, a jego pierwsza wiadomość do mnie brzmiała "Chcę wiedzieć, w jakim kierunku zmierzasz, a nie Cię ograniczać" i tego się trzymał. Był Piers Wenger, producent wykonawczy, oraz Beth Willis, także Producent Wykonawczy oni też zwykle mieli drobne, ale istotne uwagi. Beth świetnie udaje się być osobą nieznającą się na SF, której trzeba wyjaśniać rzeczy, które myślałem, że każdy rozumie. Był Brian Minchin i Lindsey Alford (który zastępował Briana, gdy ten zajmował się Sarą Jane), którzy byli Scenariuszowymi Szefami, którzy zbierali notatki wszystkich Stevena, Piersa, Beth i swoje, a później przychodzili do mnie z listą sugestii co do scenariusza lub też ze smutnymi, mądrymi słowami o ty, co ile by kosztowało.

Szkic po szkicu, próbowaliśmy znaleźć sposoby, by mówić szybciej, działać sprawniej, opowiedzieć historię w ciągu 42 minut.

Niech pomyślę o jakimś przykładzie.

Okej. Korsarz. Pierwszy raz, gdy zacząłem o nim pisać, jeszcze nawet nie w pierwszym szkicu, chciałem upewnić się, że Steven Moffat zgodzi się na to, co chciałem zrobić, więc wysłałem mu e-mail z tym fragmentem:

Doktor: Nazywał się Korsarz. Nie miał imienia. Po prostu Korsarz. I... i kiedyś wyruszał na wyprawy, badając granice Czasu i Przestrzeni.

Amy: Co się z nim stało?

Doktor: Pewnego razu nie wrócił. Cóż, taki jest kłopot z badaniem Czasu i Przestrzeni. Nigdy nie wiesz, czy ktoś nie wrócił, czy po prostu jeszcze nie wrócił. Założę się, że wciąż są osoby, które czekają na mnie...

(Zauważa wyraz twarzy Amy. Właśnie powiedział niewłaściwą rzecz... Próbuje wrócić do tematu.)

Ja ja go spotkałem. Na ramieniu miał tatuaż w kształcie węża, uroborosa. Po każdej regeneracji robił sobie ten tatuaż. Pewnego razu z nim rozmawiałem.
Amy: Tak?

Doktor: Powiedziałem, żeby zabrał mnie ze sobą. Mógłbym z nim odlecieć. Być jego asystentem.

Amy: Więc tak zacząłeś? Podróżując z nim?

Doktor: Co? O, nie. Wyśmiał mnie. Miałem dwanaście lat. Nie mogę go winić. To było... eony temu.

Na co Steven odpowiedział:

Podoba mi się tatuaż i odgrzebanie wykorzystanie postaci ale czy moglibyśmy sprawić, by Korsarz nie wydawał się tak bardzo osobą, na której wzorował się Doktor? To odpowiada na zbyt wiele pytań, które powinny być zostawione bez odpowiedzi. To Doktor, robi to, co robi z powodów zbyt licznych i strasznych, by o nich opowiadać.

Czemu, ujętymu w taki sposób, absolutnie nie można było się sprzeciwiać. Tak więc kiedy powstała pierwsza-wersja-z-Rorym, scena wyglądała tak:

DOKTOR

... kiedy musieliśmy przesłać wiadomość do Wysokiej Rady, zwijaliśmy swoje myśli w  pewnie dlatego przyleciało do mnie. Nie miało gdzie indziej iść. Juhu gdzieś tam jest żywy Władca Czasu, drużyno. Jeden z tych dobrych. I ma kłopoty.

Tardisem szarpie WSTRZĄS, teraz wydaje dźwięki jakby kosmiczne silniki NAPIERAŁY na coś dźwięk urywa się... Silnik Tardis wydaje naprawdę niedobry dźwięk. Amy wyciera włosy ręcznikiem.

RORY
Brzmi jakby jechał pod górę przy złym biegu...

DOKTOR

To mniej więcej robi. Jesteśmy teraz na krańcu wszechświata, więc tak jakby naginamy tu parę praw... Praw takich jak Ochrona Rzeczywistości i... (do Tardis) No dalej, piękna.

AMY

Wydawało mi się, że powiedziałeś, że nie ma żadnych innych Władców Czasu. To zaczęło migać. Powinnam nacisnąć?

DOKTOR

Nie najlepszy pomysł. Cząsteczki mogą się... odcząsteczkować. Władcy Czasu zniknęli z tego wszechświata. Dlatego właśnie go opuszczamy.

AMY

Ten Władca Czasu. Jaki on jest? A może to Władczyni Czasu?

Doktor cały czas odchodzi od panelu sterującego, by z nią rozmawiać, po czym wraca, by coś przestawić.

DOKTOR

Nazywa się Korsarz. Świetny koleś. Ma serca we właściwych miejscach. Wysoka Rada Władców Czasu też nie mogła go znieść...
(do Tardis)
Uda ci się! Naprzód!
RORY

Co się z nim stało?

DOKTOR

Wyleciał w TARDIS, nigdy nie wrócił. Kłopot związany wyłącznie z badaniem Przestrzeni. Nigdy nie wiesz, czy ktoś nigdy nie wrócił, czy też jeszcze nie wrócił.

DOKTOR (dalej)

Uroczy człowiek. A czasami, urocza kobieta. Miał tatuaż na ramieniu. Węża, który zjada własny ogon. Miał go w każdym wcieleniu. Mówił, że nie czuł się sobą bez tatuażu. Zupełnie i totalnie utknęliśmy. Potrzeba większego ciągu.

Co pewnie było połową pierwszej wersji, którą napisałem z Amy, a i tak ostatecznie musiałem przekazać tę informację w ułamku chwili...

Cześć Neil,

Jedną z rzeczy, które najbardziej mnie uderzyły, było to, jak dobrze udało Ci się napisać Jedenastego Doktora (w odróżnieniu od Dziesiątego). To moje pytanie:

Na ile obraz Doktora różnił się w pierwotnej wersji? Czy były jakieś kwestie, które powiedziałby Dziesiąty Doktor, lecz które usunąłeś lub zmieniłeś, by bardziej trzymać się kreacji Jedenastego Doktora w wykonaniu Matta Smitha?

Dzięki,

Ben

Dobre pytanie. Myślę, że zupełnie pierwszy szkic był tak jakby dla neutralnego doktora, który prawdopodobnie brzmiał bardziej jak David Tennant niż ktoś inny, ponieważ do niego się przyzwyczaiłem (patrz dialog powyżej) ale przecież Matt jeszcze nie otrzymał roli, kiedy nad nim pracowałem. Tak więc napisałem najlepiej jak mogłem odcinek dla "Doktora", ale próbowałem nie pisać go dla nikogo konkretnego. Kiedy byłem na etapie drugich przeróbek, dopisując Rory'ego, widziałem już serię z Mattem, Karen in Arthurem. Wiedziałem, jak brzmią. Nietrudno więc było sobie ich wyobrazić, kiedy pisałem i poprawiałem. Niektóre kwestie Doktora trochę się zmieniły dopisałem wtedy na przykład rzecz z "łóżka piętrowe są cool" ale nie tak bardzo, jak można by sobie wyobrażać. Duża część dialogów, które widzieliście na ekranach, była tam od pierwszej wersji scenariusza.

W ramach eksperymentu próbowałem wyobrazić sobie kwestie dialogowe Doktora wymawiane przez Patricka Troughtona, Jona Pertwee, Toma Bakera, Colina Bakera lub Christophera Ecclestona (i resztę) i byłam najbardziej zadowolony, gdy udało mi się napisać kwestię, którą każdy z nich mógłby odegrać każdy na własny sposób. "Strzeż się, zabiłem ich wszystkich" na przykład.

Przez wszystkie lata emisji Doctora Who, jaki według Ciebie był najważniejszy morał/przekaz oferowany światu przez program?

Zawsze da się wymyślić sposób, by wybrnąć z kłopotów.

Skąd wzięła się Idris i dlaczego nosiła wiktoriańską suknię balową?

Przeszła przez Pęknięcie. I była na wiktoriańskim przyjęciu.

Istnieje możliwość, że kiedyś jakiś twórca napisze inną historię, w której Idris powróci, odegrana przez Suranne Jones albo przez kogoś innego.

Jak byś się czuł, gdybyś dowiedział się, że na pewno się to stanie?
Jak byś się czuł, gdybyś dowiedział się, że to się nigdy nie stanie?

Jeśli tak się wydarzy, że Suranne (albo ktoś inny) kiedyś powróci jako Idris/Piękna (a nie jest to zbyt prawdopodobne, chociaż nic nie jest niemożliwe) mam nadzieję, że będzie to zrobione w sposób, który mnie zaskoczy i sprawi, że poczuję się dumny.

Drogi Panie Gaiman,

dziękuję Panu za zaoferowanie, że odpowie Pan na pytania dotyczące Pańskiego odcinka Doctora Who.

Nie zrozumiałem jednej rzeczy: dlaczego nagle tak łatwe stało się opuszczanie i powracanie do wszechświata? I jeśli to było takie proste, dlaczego nie dało się wejść do innego? Po co właściwie całe to płakanie za Rose, jeśli właściwie wystarczyłoby pozbyć się basenu, by znów ją zobaczyć?

Jestem przekonany, że coś przeoczyłem lub źle zrozumiałem i z niecierpliwością czekam na Pańskie wyjaśnienie.

Z podziękowaniami,
Wibkie

Nie było łatwo dostać się lub i to szczególnie wydostać z przyległego wszechświata. Trzeba było spalić pokoje TARDIS, by osiągnąć ciąg, który pozwolił im dostać się i wydostać. Ale się udało.

Jednak jest różnica między malutkim wszechświatkiem przyległym do naszego a całą-nową-rzeczywistością-w-równoległym-wszechświecie. Pierwszy wciąż jest związany z naszym wszechświatem, a pomiędzy nimi znajduje się pęknięcie, drugi jest całkowicie innym porządkiem stworzonych rzeczy.

Oczywiście tak naprawdę jest zupełnie inaczej, ale mam nadzieję, że to ułatwi Ci zrozumienie.

Korsarz jest intrygujący. Naprawdę, szczerze, absolutnie intrygujący, wraz z tym swoim imieniem, tatuażem i wszystkim. Zastanawiałem się, czy Ty/ludzie zajmujący się Doktorem mieli jakieś pomysły na to, kim był dawne czyny! czego dokonał! czego /ona/ dokonała! albo inne takie? Bo inaczej pewnie skończę pisząc fanfiki. Bogowie, ratujcie.

Jeśli kiedyś zdecyduję się na nowelizację, z chęcią napiszę parę scen z retrospekcjami dotyczącymi Korsarza. Podejrzewam, że jego Tardis wyglądał jak mały jednomasztowiec, kiedy tylko mógł. A on często się śmiał.

W początkowych szkicach należał do Wszechświatowego Zespołu Ankietowego Władców Czasu ("Ankiety we Wszechświecie?" "To spore miejsce. Ktoś musi mieć na nie oko".).

Drogi Neilu,

W jakim stopniu Twój odcinek Doctora Who był oparty na bogatej tradycji Doctora Who poza tym, co pojawiało się w telewizji słuchowiskach, powieściach?

Z podziękowaniami,

Jon

Oprócz książki Davida Whitakera, w ogóle*. Kiedyś uwielbiałem książki z serii Dalek World i lubiłem Roczniki Dra Who, ale one bardzo odbiegały od ciągłości serialu i wiedziałem to jeszcze jako chłopiec. Przeczytałem książkę z Telos napisaną przez Paula McAuleya, do której napisałem wstęp (większość znajduje się na http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2007/05/natura-infekcji.html), ale Big Finish Audio, Nowe Przygody etc to rzeczy, o których istnieniu wiedziałem, ale w które nigdy się nie zagłębiałem.

*Edycja, żeby dodać: jeszcze The Making of Doctor Who od Piccolo Books, napisana przez Hulke'a i Dicksa. Kupiłem swój egzemplarz w 1972r. i na pewno przeczytałem go ze sto razy przed moimi trzynastymi urodzinami.

Cześć, prosiłeś o pytania związane z Doctorem Who, więc: słyszałem, że Twój odcinek miał być częścią sezonu piątego, ale został przesunięty do szóstego. Czy potrzebne były jakieś duże zmiany, żeby pasował do szóstej serii? A także, raczej bezczelne pytanie, bo jestem pewien, że dostajesz podobne cały czas: co mógłbyś doradzić ośmioletniemu chłopcu, który uwielbia pisać?

Nie było żadnych dużych zmian, ale mnóstwo drobnych. Gdyby pojawił się w piątej serii, myślę, że byłby straszniejszy, ponieważ to Siostrzeniec grałby w zabójczą grę w chowanego z Amy w TARDIS opętanym przez dom. Miałby też o wiele bardziej mroczne zakończenie, ponieważ Doktor i Amy pochowaliby ciało Idris, a później rozmawialiby o śmiertelności i końcach, podczas gdy Doktor plótłby wianek ze stokrotek.

(Radziłbym mu dużo czytać, przeżywać przygody, czytać książki takie jak http://www.dangerousbookforboys.com/ i wcielać to, o czym czyta, w życie, ponieważ pewnego dnia będzie potrzebował mieć o czym pisać, a doświadczenia są surowym materiałem, z którego powstaje wyobraźnia.)

Dlaczego, tak naprawdę, tytuł Twojego odcinka został zmieniony z Większa w środku na Żona Doktora? Ten poprzedni wydawał się głębszy, więcej znaczący. Przeczytałem gdzieś, że powiedziałeś, że można by to pomylić z Miększa w śrdoku, ale uznałem to za żart.
D.D.

Jeśli to żart, to nie mój. Zupełnie, zupełnie, ZUPEŁNIE pierwszy tytuł, zanim jeszcze zabrałem się za pisanie, kiedy wszystko to było tylko pomysłem, brzmiał Dom niczego. Dom naprawdę miał być domem, z rurami i innymi biegnącymi w nim rzeczami. Ale powiedziano mi, że w sezonie było już parę strasznych domów, a pomysł na straszną, inteligentną planetę spodobał mi się bardziej. Przez następne dwa lata tytuł brzmiał Większa w środku dopóki nie doszliśmy do momentu, około sześć tygodnie przed emisją, kiedy musieliśmy podać widzom ostateczny tytuł. (Miałem wielką uciechę z Ukrywania w Najbardziej Widocznym Miejscu frazy Większa w środku w etykietach notek blogowych za każdym razem, kiedy pisałem o odcinku.)

Problem polegał na tym, że przez ostatnich parę miesięcy zaczęliśmy się martwić, czy tytuł Większa w środku nie wyjawiał zbyt wiele. Chcieliśmy, żeby widzowie nie mieli zepsutego tego momentu, kiedy po raz pierwszy odkrywają, że "O mój Boże to ona jest TARDIS!" i obawialiśmy się, że kiedy poznają tytuł i obsadę, zbyt wiele osób się domyśli.

Żona Doktora to tytuł użyty w latach 80. przez producenta Doctora Who, Johna Nathana Turnera, w celu sprawdzenia, czy w jego biurze produkcji nie ma przecieków. I to naprawdę była opowieść o kimś, kto poślubił swój statek i o kimś, kto był jednocześnie jego żoną, matką i dziewczyną, jedyną osobą, która zawsze towarzyszyłaby mu w trakcie wszystkich jego przygód...

I tak zmieniliśmy tytuł na ten.

Bardzo podobał mi się pomysł z Korsarzem. Trochę rozczarowało mnie, że nigdy go/jej nie zobaczyliśmy, a także przykro mi było, że zginął (co było zaskakujące, w ten dobry sposób, bo przecież usłyszeliśmy o nim tylko parę minut wcześniej). W każdym razie, pytanie: skoro Korsarz zginął na wysypisku, możemy założyć, że nie brał udziału w Wojnie Czasu, prawda? Przynajmniej nie wtedy, gdy Doktor uwięził wszystkich i odszedł. To samo dotyczy "setek Władców Czasu", które padły ofiarą Domu. Czy masz nadzieję/planujesz/oczekujesz/przypuszczasz, że to możliwe, by Korsarz lub ktoś z z reszty pojawił się w przyszłości Doktora, a ich przeszłości?

(Bonusowe pytanie: czy kiedyś będziemy mogli przeczytać, jak wyglądały sceny z Pokojem Zero albo Basenem?)

Oni nie żyją. Zginęli tysiące i miliony lat temu na asteroidzie w malutkim przyległym wszechświecie.

(Bonusowa odpowiedź: jeśli kiedyś zdecyduję się napisać o tym powieść lub nowelę, przypuszczam, że tak.)

Kiedy Dom znęcał się nad Amy, co działo się z prawdziwym Rorym?

Niedobre rzeczy.

O niektórych z nich napisałem. Była na przykład scena, w której Rory został uwięziony w Pokoju Zero, bez żadnej drogi ucieczki i ze świadomością, że ludzie zamknięci w Pokojach Zero tracą zmysły, a także inna, w której myślał, że Amy czeka za rogiem, by go zabić, a Dom dał mu nóż. Była też Sala Luster, chociaż to akurat była z scena z nimi obojgiem...

Ale Rory całkiem nieźle radził sobie ze sztuczkami Domu. Wiele przeżył i poradził sobie z całą masą przeciwności.

Ale ostatecznie, ograniczenia w czasie, budżecie i planach filmowych sprawiły, że łatwiej i praktyczniej było zrobić, co zrobiliśmy i pokazać, co pokazaliśmy.

Czy nadal było dla Ciebie dużym przeżyciem zobaczyć swoje imię w napisach początkowych czy też to przeżycie zostało przytłumione przez bycie zawodowym pisarzem od tak dawna?

Czułem się tak dobrze, widząc swoje nazwisko na ekranie, jak możesz sobie wyobrażać, że się czułem.

Przez co rozumiem uczucie nie tak dobre jak ślub z Amandą albo bycie przy porodzie moich dzieci, ale mniej więcej dorównujące wygraniu mojej pierwszej nagrody Hugo.

Dobry dzień, Neil.

Słyszałem, że niektórzy ludzie (chociaż przy tym całym twitterowaniu (twitter po angielsku oznacza ćwierkać przyp. Varali) może powinniśmy nazwać ich wróblami) czepiali się całej kwestii "POCIĄGNIJ, BY OTWORZYĆ).

Jeśli zastanowić się, do czego używano *prawdziwej* policyjnej budki telefonicznej, wydaje się oczywiste, dlaczego drzwi musiały otwierać się na zewnątrz. *Oczywiste*. Każdy, kto twierdzi inaczej, nigdy nie korzystał z ciasnej kabiny w toalecie, w której drzwi otwierają się do środka i aby otworzyć drzwi i się wydostać, trzeba wspiąć się na sedes:-)

W związku z tym, zawsze uważałem, że "POCIĄGNIJ, BY OTWORZYĆ" odnosi się do małej skrytki zawierającej telefon (którą Doktor otworzył w odcinku The Empty Child, gdy zadzwonił telefon), a nie do całych drzwi. Przecież nie można by było dać ludziom nieograniczonego dostępu do środka policyjnej budki telefonicznej (mogliby ukraść drugie śniadanie pana władzy/gliniarza/stróża prawa!), ale potrzebny był dostęp do telefonu, by otrzymać "PORADĘ I POMOC DOSTĘPNE NATYCHMIAST", jak obiecywała tabliczka.

Czy zechciałbyś krótko opowiedzieć (napisać) o tej kwestii i mieć ostatnie słowo w temacie, na swoim blogu, by te niewróble spośród nas dowiedziały się, o co chodzi?

Steve

"Pociągnij, by otworzyć" oczywiście odnosi się do skrytki z telefonem, owszem. Ale Idris miała rację: to JEST instrukcja i drzwi policyjnej budki telefonicznej naprawdę otwierały się na zewnątrz.

Jako ktoś, kto widział tylko jeden odcinek Dra Who i był absolutnie zachwycony Żoną Doktora bardzo bym chciał zacząć oglądać serial, ale nie wiem, co najbardziej nadaje się na początek. Ponieważ to Ty wciągnąłeś mnie w ten wszechświat maszyn, które mają uczucia i które bardziej niż tylko trochę przypominają byłe postaci z Coronation Street, czy mógłbyś poradzić mi, od czego z kanonu serialu zacząć?

Jasne.

Odcinki, które pokazywałem różnym ludziom, by ich zachęcić:

BLINK

THE GIRL IN THE FIREPLACE

DALEK

THE EMPTY CHILD/ THE DOCTOR DANCES

HUMAN NATURE/THE FAMILY OF BLOOD
Klasyczne Odcinki, taki jak CITY OF DEATH Douglasa Adamsa.

Chociaż możesz po prostu zacząć od THE ELEVENTH HOUR i oglądać dalej. Albo zacząć od ROSE i oglądać dalej. (Raczej nie poleciłbym zaczynania od THE UNEARTHLY CHILD i oglądania dalej, chociaż u mnie to mniej lub bardziej podziałało...)

Dlaczego Ood? Nie wydawało się, żeby to musiał być właśnie on. Po prostu ich lubiłeś?

Naprawdę lubię Oodów.

Pierwotnie Wujek, Cioteczka i Siostrzeniec wszyscy byli pozszywanymi potworami, a Siostrzeniec był najmniej ludzki z nich wszystkich.

Rok temu w czerwcu byliśmy na spotkaniu Upewnijmy Się, Że Wszystko Zamknie Się W Budżecie i Steven, Beth oraz Piers byli zdecydowani, by zatrzymać wszystkie efekty CGI i wszystkie tardisowe rzeczy, które wymyśliłem, więc mój oryginalny plan, by Cioteczka, Wujek i Siostrzeniec byli trojgiem nowych, innych, pozszywanych potworów, został zmieniony.

Sprawiłem, by Cioteczka i Wujek wyglądali na bardziej ludzkich, a mniej pozszywanych, a dla Siostrzeńca i zaoferowano mi dowolny istniejący kostium potwora. Wybrałem Ooda, ponieważ idealnie nadawał się do tego, czego potrzebowałem jego rasa miała już w swojej historii incydent z  opanowaniem umysłów, a poza tym spodobał mi się pomysł, by oczy i tłumacząca kula świeciły w zgodzie z zielonym światłem domu, w przeciwieństwie do czerwonych, opętanych oczu Oodów, których widzieliśmy za pierwszym razem. Siostrzeniec nigdy się nie odzywał, więc milczący, opętany Ood wydawał się idealny. No i było to nawiązanie do serii Russella Daviesa. A co więcej wyglądało na to, że fajnie będzie, jeśli Oodowie znów będą straszni...

Dało to nam też całą scenę z majstrowaniem przy translatorze Ooda i słyszeniem Władców Czasów, której nie mieliśmy wcześnie i która sprawiła, że odcinek był jeszcze lepszy.

Pisanie dla telewizji a szczególnie dla Doctora Who, gdzie trzeba wymyślać cały nowy świat (w moim przypadku nowy wszechświat) przy każdym odcinku jest zawsze negocjacją między snem a jawą. (To ten sam e-mail, z którego dowiedziałem się, że nie zrobimy sceny w Tardisowym Basenie, ponieważ Karen Gillan nie umie pływać.)

Zawsze robi się wstępny kosztorys, by Upewnić Się, Że Wszystko Zamknie Się W Budżecie, gdyż rzeczywistość "Wszystkiego, Co Tylko Wymyślisz" musi stanąć twarzą w twarz z "Tym, Co Możemy Zrobić". W przypadku Doctora Who producenci wywracali kieszenie na drugą stronę i pożyczali pieniądze z innych odcinków, by stworzyć coś najbardziej zbliżonego do tego, co sobie wymarzyłem.

Co więcej, sceny były pisane na nowo i zmieniane, ponieważ nie stać nas było na rzeczy, o które prosiłem na początku, dopóki nie zaczęliśmy właściwego kręcenia. Tak wygląda telewizja. Tak było z Nigdziebądź. Tak jest ze wszystkim, co oglądacie.

I dlatego też Ood.

Dlaczego nie przypilnowałeś, by stary panel sterujący, który zobaczyliśmy, był tym z lat 80.? Byłem tak pewien, że to będzie on.

Ponieważ nie miałem możliwości poprosić ówczesnych producentów o zostawienie swoich dekoracji dopóki nie będę ich potrzebował. Podczas gdy miałem taką możliwość ze Sterownią Dziewiątego Doktora. Mogłem poprosić ich, żeby zostawili ją dopóki nie będę jej potrzebował. I zrobili to. Okłamywali każdego, kto pytał, dlaczego jeszcze jej nie rozebrali, i ją zatrzymali.

Czy sprawiłeś, że Dom zniszczył Sterownię Devida Tennanta, by pokazać, że jej nienawidziłeś? Teraz nie istnieje.

Oczywiście, że istnieje. TARDIS zarchiwizowała ją. Dom wykasował ją, ale nie mam wątpliwości, że kiedy tylko dotarli do odpowiedniego miejsca, TARDIS przywróciła ją, posprzątała i ukryła gdzieś na boku, razem ze wszystkimi innymi rzeczami, które są bliskie jej sercu.

I jak to nienawidziłem? Przeciwnie, uwielbiałem ją. Oto zdjęcie, na którym ją uwielbiam.

...

Skończyłem. Praca wzywa, łóżko także.

Ale jeśli dotarliście aż tutaj...

Niektórzy z Was mogą nie wiedzieć, że w przyszłym miesiącu w Madison odbędzie się Amerykański Konwent Świata Dysku 2011, z Terrym Pratchettem w roli gościa honorowego. Strona wydarzenia to http://www.nadwcon.org/. Zostało jeszcze trochę wejściówek, ale większość już się rozeszła...

Dobranoc.