czwartek, 31 grudnia 2009

Życzenia

Jeśli uda mi się dziś nie zasnąć, muszę coś poczytać. (Jakoś mi się uda. Pewnie przy pomocy herbaty, dożylnie.)

Na Twitterze przeprowadziłem nieoficjalna ankietę, żeby sprawdzić komu podobały się jakie noworoczne życzenia, które przez lata składałem na tym blogu. Odsyłałem ludzi do życzeń z http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2008/01/tak-jak-mwiem.html

Wiem, że w złym guście jest się powtarzać, ale już miałem spisać wszystko to, czego życzę czytelnikom tego bloga na rok 2005, kiedy zdałem sobie sprawę, że już napisałem to w 2001, gdy powiedziałem...

Niech nadchodzący rok będzie przepełniony magią, marzeniami i dobrym szaleństwem. Mam nadzieję, że przeczytacie jakieś dobre książki i pocałujecie kogoś, kto myśli, że jesteście wspaniali, i nie zapomnijcie czegoś stworzyć - coś napiszcie lub narysujcie lub zbudujcie lub zaśpiewajcie lub żyjcie jak tylko Wy potraficie. I mam nadzieję, że kiedyś w przyszłym roku zaskoczycie samych siebie.

I naprawdę wciąż się tego trzymam.

I do tych z http://journal.neilgaiman.com/2008/12/another-year.html które kończyły się tymi słowami:
...mam nadzieję, że czeka Was wspaniały rok, że Wasze marzenia będą niebezpieczne i niezwykłe, że stworzycie coś, co przedtem nie istniało, że będziecie kochani i że będziecie lubieni i że sami będziecie mieli kogo kochać i lubić. I co najważniejsze (bo uważam, że świat potrzebuje teraz więcej dobroci i mądrości), że kiedy trzeba będziecie mądrzy i zawsze będziecie dobrzy.
I niektórym podobały się te pierwsze, innym te drugie i chyba na dziś napiszę coś zupełnie nowego. Ale jeszcze tego nie zrobiłem, a chciałem zamieścić to zanim w UK wybije północ.


2009 był bezdyskusyjnie najlepszym i najdziwniejszym rokiem w moim życiu, miał wiele pięknych chwil i jedną niezwykle smutną. Wśród tych pięknych znalazła się nagroda Newbery, film "Koralina", tą smutną była nagła i niespodziewana śmierć mojego ojca. Ale największą zmianą było znalezienie się prawdziwym związku po raz pierwszy od bardzo dawna, i to z związku z osobą, która mnie kocha i czyni mnie niewiarygodnie szczęśliwym i dzięki której robię rzeczy, których inaczej nigdy bym nie zrobił, np znalezienie się w Sylwestra w bostońskiej sali koncertowej z zabójczym instrumentem muzycznym w dłoni. Ale niczego, ani tych dobrych rzeczy, ani tych złych, nie udałoby mi się znieść bez wsparcia moich dzieci.

W życiu nie trafia się wiele lat takich, jak ten rok. Jestem tego świadom i jestem za to niezmiernie wdzięczny. A e-mail od wydawcy z wieścią, że "Księga cmentarna" utrzymuje się na liście bestsellerów New York Timesa nieprzerwanie od piętnastu miesięcy przypomina mi, jak wiele z tego jest Waszą zasługą.

A zatem dziękuję. Życzę Wam wspaniałego 2010. I dobranoc.

Jak dostałem się do Bostonu

Mój syn, Mike, musiał wrócić do San Francisco, do pracy 30. grudnia. Ja miałem zamiar pojechać do Bostonu na sylwestrowy koncert Amandy i chciałem być tam dzień wcześniej, żeby odpocząć. Mieliśmy obaj wylatywać ze Szkocji o 7 rano: on do Gatwick, gdzie przesiadłby się w autobus do Heathrow i tam wsiadł w samolot do San Francisco, ja miałem polecieć do Manchesteru, stamtąd do Amsterdamu, a następnie do Bostonu.

Położyłem się zatem na parę godzin i wyjechaliśmy z domu o 3 nad ranem. Po trzygodzinnej jeździe dotarliśmy na lotnisko o 6 rano. Byłem z siebie całkiem zadowolony. Zgłosiliśmy się do odprawy. Kiedy staliśmy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa, z głośników usłyszeliśmy ogłoszenie: "Z powodu opadów śniegu lotnisko zostaje tymczasowo zamknięte. Przyloty i odloty zostają wstrzymane do godziny 8:30".

Zjedliśmy śniadanie. Wezwano mnie do stanowiska lini lotniczych i zamieniono bilet. Zamiast do Manchesteru miałem tak samo, jak Mike polecieć na Gatwick z zamiarem przesiadki na Heathrow. Nie miałem nic przeciwko. Pomyślałem, że przynajmniej polecimy razem. Potem zauważyłem, że kompletniepokręcili sprawę z zamianą biletów, wróciłem do stanowisko i powiedziałem to pani, która mnie obsługiwała.
- Ojej - powiedziała. - Nie zauważyłam. Nie ma się czym martwić. Zaraz wykonam telefon i wszystko im wyjaśnię.
Usłyszawszy taką odpowiedź poczułem nieprzyjemny uścisk w gardle. (Jeśli coś nie zostanie zapisane w systemie komputerowym, możesz mieć przerąbane, bo różni ludzie będą wpatrywać się w swoje monitory, a twoje wyjaśnienie, że "tamta pani mówiła, że zadzwoni i wszystko załatwi" może zostać zignorowane.) Ale moja asystentka Lorraine jeszcze nie spała i wysłała mi e-mail z pytaniem, czy może w czymś pomóc. A że bilety były kupowane poprzez biuro z całodobową obsługą, poprosiłem ją, żeby upewniła się, że wszystko zostało załatwione jak należy.

Od czasu mojej ostatniej wizyty na tym lotnisku przemieszczono lub poukrywano wszystkie gniazdka, ale udało mi się znaleźć jakieś w biurze i naładować baterię w moim komputerze. O 8:30 głos z głośnika oświadczył, że zostaniemy powiadomieni o 9:30, o 9:30 usłyszeliśmy, że będzie cokolwiek wiadomo o 10:30 i nie wiem, co nam powiedziano o 10:30, bo zasnąłem w swoim fotelu i spałem do południa, kiedy głos z głośnika powiedział, że mamy wsiadać do samolotu. Wiadomości na twitterze wskazywały, że Lorraine wciąż nie poszła spać, a zamiast tego toczyła morderczą batalię z liniami lotniczymi.

- Jeszcze zdążymy - powiedziałem do Mike'a - W ostatniej chwili, ale uda się.

Stąpając po ziemi przysypanej zaledwie półcentymetrową warstwą śniegu, zastanawiałem się jakim cudem sparaliżował on lotnisko, bo wiem, ile śniegu musi spaść, żeby zamknęli Minneapolis-St Paul. Ale z drugiej strony, tam spodziewają się śniegu.

Wsiedliśmy do samolotu, zajęliśmy swoje miejsca. Pilot ogłosił, że nie działają urządzenia do odmrażania, a ja znów poszedłem spać. Przestałem mieć nadzieję, że dotrę na czas do Bostonu, liczyłem już tylko, że uda nam się w ogóle opuścić to lotnisko. Obudziłem się. Wciąż tam byliśmy.

Wróciłem do samolotu. Mike powiedział mi, że dziś nie uda nam się już opuścić Wielkiej Brytanii. "Przynajmniej jesteśmy razem", powiedział. I pomyślałem, że ma rację. Samemu byłoby o wiele gorzej. Z kimś do towarzystwa była to swego rodzaju interesująca przygoda.

Wystartowaliśmy o 14:15. Wylądowaliśmy na Gatwick o 15:45.

Natychmiast zadzwoniła Lorraine, jeszcze zanim wysiedliśmy z samolotu. "O 19:15 masz samolot z Heathrow" rzuciła i w skrócie opowiedziała mi przez co musiała przejść, żeby odzyskać pieniądze za mój bilet od FlyBe i zdobyć dla mnie miejsce w British Airways. Nie spała całą noc i dokonała cudów. Miała właśnie zamiar wreszcie się położyć.

Kiedy czekaliśmy na odbiór bagażu, Mike zadzwonił do United i zrobił się nagle bardzo ponury. Powiedział, że przebukują mu bilet, ale będzie go to kosztować 1900 $ i straci też wszystkie punkty za wylatane kilometry, które przeznaczył na rezerwację poprzedniego miejsca w klasie biznesowej.

Odebraliśmy bagaże. Lorraine zadzwoniła, żeby się upewnić, przez telefon sprawiała wrażenie wykończonej.
- Czy mogłabyś sprawdzić, co z biletem Mike'a? - zapytałem. - Każą mu dopłacić 1900
$, żeby mógł wrócić do domu. Spisała numer jego rezerwacji i 20 minut później oddzwoniła z informacją, że udało jej się obniżyć opłatę za zmianę rezerwacji do 300$ i załatwiła z powrotem miejsce w klasie biznesowej. Moja asystenka to naprawdę niezwykła kobieta.

W deszczu złapaliśmy taksówkę i z Gatwick pojechaliśmy na Heathrow, bez problemu przeszedłem przez odprawę i serdecznie uścisnąłem Mike'a na pożegnanie. Lot był opóźniony z powodu nowych przepisów bezpieczeństwa, przeszukiwania pasażerów i zaglądania do toreb. Obszukano mnie (ale nie na tyle dokładnie, żeby znaleźć materiały wybuchowe, gdybym ukrył je po wewnętrznej stronie uda, jak zrobił to idiota lecący z Amsterdamu do Detroit, bo człowiek, który go przeszukiwał był zbyt uprzejmy, żeby tam sprawdzić), zajrzano również do mojego plecaka (bez otwierania i zaglądania do licznych kieszeni i gdybym miał w którejś strzykawkę, jak wspomniany idiota, także by jej nie znaleziono). Zastanawiałem się, dla kogo to całe obszukiwanie i sprawdzanie. Doszedłem do wniosku, że ma to sprawić, że wszyscy będą czuć się bezpieczniejsi, bez utrudniania podróżnym życia tak bardzo, ja byłoby to konieczne, gdyby kontrole rzeczywiście miały cokolwiek wykryć.

Wylądowałem w Bostonie po 28 godzinach od wyjścia z domu. Taksówką pojechałem do mieszkania Amandy. Zamówiłem pokój w pobliskim hotelu, bo wiedziałem, że przed sylwestrowym koncertem będzie do późna ćwiczyć Czajkowskiego, ale praktycznie natychmiast zasnąłem w jej łóżku i nic nie byłoby w stanie mnie obudzić, nawet Uwertura 1812 z prawdziwą armatą.

Wczorajszy dzień spędziłem w hotelu, pisałem wstępy i inne rzeczy. Poszedłem na lunch z Chrisem Goldenem i Stevem Bissettem. Wróciłem do hotelu. Pisałem dalej. Poszedłem z Amandą do fryzjera i obserwowałem powstawanie jej fryzury. Wróciłem z powrotem do hotelu.

Co zamierzam robić dziś: pisać, (blog - leżąc w łóżku, co robię właśnie teraz), założyć smoking, przeczytać coś krótkiego podczas występu Amandy, zagrać na instrumencie. Do tego ostatniego wcale mi się nie spieszy.

...

Pod sam koniec roku pojawiło się trochę interesujących rzeczy. Najbardziej dumny jestem chyba z tego:

[Świętuj krajowy tydzeń bibliotek, 11-17 kwietnia 2010, honorowy przewodniczący - pisarz Neil Gaiman]

Temat przewodni obchodów to "Społeczności rozkwitają dzięki miejscowym bibliotekom". Więcej szczegółów oraz plakat na http://www.ala.org/nlw.

"Amerykańscy bogowie" znaleźli się w dziesiątce najlepszych książek dekady zdaniem Time Magazine. Bardzo mnie to cieszy, bo "Amerykańscy bogowie" to taki marmite wśród książek, ludzie albo ją kochają, albo nienawidzą. Ci drudzy obwieszczają ową nienawiść na tyle głośno, że często zapominam, jak wielką miłością darzą książkę ci, którzy ją kochają.

Film Koralina pojawia się w zestawieniach najlepszych filmów 2009 roku na całym świecie. Ale to cieszy szczególnie.

Moje opowiadanie pt. "Ja, Cthulhu" jest na stronie Tor. Co mówicie? Że jest też na Neilgaiman.com? No cóż, jest. Ale na Tor jest też wspaniała ilustracja Briana Eliga
(i parę szkiców na blogu Irene Gallo).

No dobrze. Czas zakończyć pisanie w łóżku i rozejrzeć się za jakimś śniadaniem.

Za kilka godzin możecie spodziewać się jeszcze jednego wpisu, z życzeniami na 2010 rok...

sobota, 26 grudnia 2009

Z zupełnego pustkowia

Neil napisał w sobotę 26 grudnia 2009 o 15:14 Pozdrawiam z Zupełnego Pustkowia, gdzie nie ma telewizji, moja komórka nie ma zasięgu, a internet działa powoli i tak opornie, że szkoda zachodu.

Wczoraj wieczorem w telewizji Sky 1 było "Statuesque". Nie obejrzałem go. Nie obejrzałem też pierwszej części ostatniego odcinka "Doctora Who" z udziałem Davida Tennanata. (w Wielkiej Brytanii będzie można oglądać "Statuesque" na Sky Anytime do końca grudnia. Szukajcie pod nazwą "Ten Mintue Tales") (Owszem, Mintue. Wiem, że powinno tam być "Minute", ale póki co tak właśnie jest.)

Ale na pocieszenie mieliśmy dzisiaj kilka godzin słonecznej pogody. Trochę nawet z niej skorzystałem. Wczoraj wybraliśmy się na spacer i z pomocą mapy oraz GPS-u w nowym zadziwiającym Telefonie Komórkowym Google Mike'a (zwanym Dogfood) odnaleźliśmy kamienny krąg wikingów. I sporo gotuję na kuchence Aga. A najlepszy prezent to portret mojego psa namalowany przez Kelli Bickman, na który zrzuciły się moje dzieci. Wiedzą, że uwielbiam twórczość Kelli i uznały, że portret Cabala jej autorstwa sprawi mi ogromną przyjemność. I rzeczywiście jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.

No cóż. Mam nadzieję, że miło spędziliście Drugi Dzień Świąt, a wszystkie prezenty pod choinką były dla Was.

wtorek, 22 grudnia 2009

Dlaczego literki robią się coraz mniejsze...

Why all the lettering is getting smaller...

Dziś wylatuję do Anglii. Zaszyję się z dala od świata wraz z dziećmi, byłą żoną oraz moja matką i pewnie przez cały ten czas nie będę miał dostępu do internetu. Z dala od świata nie będzie telewizora, więc nie obejrzę ani "Doctora Who", ani "Statuesque" (w Boże Narodzenie o 22:00 na Sky1).

Z Anglii polecę do Bostonu i wezmę udział w sylwestrowym koncercie Amandy z Boston Pops. Zapowiada się niezwykły wieczór, a jedną z wielu atrakcji będzie amerykańska premiera "Statuesque" na dużym ekranie (na stronie the Boston Pops wymienione są wszystkie zaplanowane atrakcje).

Próbuje pozałatwiać ostatnie sprawy przed wyjazdem. (A wczoraj późnym wieczorem uświadomiłem sobie, że moje problemy z czytaniem komiksów przy okazji współredagowania antologii Year's Best American Comics nie mają nic wspólnego z odkochaniem się w komiksach. Mają za to bardzo wiele wspólnego z tym, że w którymś momencie zacząłem potrzebować okularów do czytania drobnego druku, a nie zdawałem sobie z tego sprawy. Znalazłem parę okularów do czytania i nagle świat znów nabrał sensu, tak samo jak dobre i łatwe do czytania komiksy... Podejrzewam, że im jestem starszy, tym więcej podobnych niespodzianek mnie czeka. Jakie to dziwne.)

Pozostawiam Was z listą linków do przejrzenia...

Kilka lat temu Edgar Oliver był ze mną na Moth. Podcast z tego tygodnia opowiada o Tajemniczym Pochodzeniu Edgara Olivera. (http://www.themoth.org/podcast to strona z podcastami. Warto zapisać ją na swojej liście: co tydzień osobliwe, lecz prawdziwe opowieści będą trafiać do Was same.)

Przypominam, że 16 stycznia w Nowym Jorku będę narratorem podczas wykonania utworu "Piotruś i Wilk" (Szczegóły na http://www.artsworldfinancialcenter.com/cgi-bin/Go.cgi?q_id=1004&q_category=1)

Wpis na blogu McNally-Robinson na temat mojej wizyty w Winnipeg: http://www.mcnallyrobinson.com/editorial-1366/Neil-Gaiman-in-Winnipeg

Aby przeczytać chwytającą za serce opowieść, zajrzyjcie na blog Cheryl Morgan http://www.cheryl-morgan.com/?p=7272

No dobrze. Wracam do załatwiania spraw na ostatnią chwilę...

niedziela, 20 grudnia 2009

Post Otwarcie Reklamowy Osłodzony przez Zdjęcie Psa

Neil napisał w niedzielę 20 grudnia 2009 o 17:02


Szybka notka z informacją dla zainteresowanych tym, że zarówno Amazon, jak i Barnes and Noble przygotowali świąteczne promocje na ODDA I LODOWYCH GIGANTÓW. Można go kupić za połowę ceny z okładki.

Link do Amazonu http://www.amazon.com/Odd-Frost-Giants-Neil-Gaiman/dp/0061671738
i do Barnes and Noble http://search.barnesandnoble.com/Odd-and-the-Frost-Giants/Neil-Gaiman/e/9780061671739

...

Niewielu jest autorów ilustrowanych książek równie fajnych, co Dave McKean i Neil Gaiman, a ich ostatnie wspólne dzieło, Crazy Hair (Bloomsbury £11.99), od 3 do 6 lat, to prawdziwe szaleństwo. Książka opowiada o ojcu, którego potężna fryzura kryje tygrysy, statki piratów i karuzele. Dzięki znikształceniom i powiększeniom, ilustracje są dziwaczne i niepokojące, a dorównują tekstowi zawartą w nich energią i werwą.
Któregoś dnia udało mi się zaimponować swojej córce, Maddy, za pomocą http://us.akinator.com. Być może Wam też się uda. A może po prostu nauczycie się demonstrować swoje telekinetyczne moce (Żałuję, że nie znałem tego, kiedy miałem dwanaście lat. Zawojowałbym cały świat.)

W Czechach miał miejsce literacki skandal, który mnie absolutnie zafascynował. Uczestniczyła w nim nieistniejąca dziewiętnastoletnia Wietnamka: http://english.vietnamnet.vn/reports/200912/The-literary-scandal-that-rocked-the-Czech-Republic-884057/.

A gdybyście potrzebowali zdjęć zmartwionych lub krzyczących dzieci siedzących na kolanach różnych Świętych Mikołajów, od obojętnych do przerażających, zajrzyjcie na

piątek, 18 grudnia 2009

Świąteczny Przegląd, w tym Kilka Niezłych Linków i zdjęcie pisarza

Jakim cudem jest już 18 grudnia? Ooch. I te wszystkie linki, które zamierzałem zamieścić. Argh.

Na początek, chciałem umieścić ponownie takie małe coś, co napisałem w ubiegłym roku dla Independent: opowiada o ośmioletnim żydowskim chłopcu, który bardzo chciał mieć w domu choinkę...
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/books/features/neil-gaiman-hanukkah-with-bells-on-1203307.html

Chciałem Wam powiedzieć, że na stronie Todda Kleina wciąż są podpisane przeze mnie reprodukcje "Zanim To Przeczytasz", które przygotowałem z Toddem (to wiersz, który ja wymyśliłem, a Todd wykaligrafował) (są tam także inne wyjątkowe reprodukcje z autografami - przygotowane we współpracy z Alexem Rossem, Alanem Moorem and J.H. Williamsem). http://kleinletters.com/Blog/?p=6525. (Jeśli nie możecie się zdecydować, radzę zamówić. Są naprawdę niedrogie, a wkrótce wyczerpie się drugi dodruk.)

A jeśli chodzi o Rzeczy z Autografem i rzadkie przedmioty, w trakcie ostatnich zakupów możecie Zrobić Dobry Uczynek, jeśli wstąpicie do sklepu internetowego CBLDF. Na tej stronie znajdziecie rzeczy powiązane ze mną.)

Właśnie dostałem autorski egzemplarz "Stu słów do powiedzenia o śmierci", napisanego przeze mnie wiersza z ilustracjami Jima Lee i liternictwem Todda Kleina. (Kto zapytał mnie na twitterze, że nie potrafi zrozumieć, dlaczego wiersz jest o dwie sylaby za krótki. Pozostawiam Wam ten problem do rozstrzygnięcia.) Jest przepiękny. W tym samym rozmiarze i jakości, co "Dzień, w którym przybyły spodki". Wspaniały. (Myśli sobie: muszę zrobić zdjęcie i pokazać wszystkim)

Dotąd nie sądziłem, że Jim Lee jest tam wspaniałym i subtelnym rysownikiem, ale naprawdę jest, a to jest znakomite. (Grafiki można zamówić stąd, i przy okazji poczytać o przygodach, jakie miała Kitty przy ich wysyłaniu http://kittysneverwear.blogspot.com/, z bonusowymi zdjęciami z ubiegłego miesiąca.)

To zdjęcie pisarza (który bardzo pilnie musi się ogolić) trzymającego grafikę z wierszem "Sto słów".

Kitty na początku przyszłego roku wyrusza w trasę z Lady Gaga, a Maddy spotka się z nimi w Chicago (gdzie jakieś osiem lat temu spotkałem Kitty po raz pierwszy, przy okazji koncertu Tori) (Która dziś wieczorem udzieli wywiadu w ABC -- to znaczy Tori, nie Kitty, ani Maddy).

Amanda i ja od kilku tygodnie nie do końca, ale prawie kłócimy się na temat związany z Lady Gaga. Nasze sprzeczki są zupełnie bez sensu, bo zazwyczaj okazuje się, że tak naprawdę wcale się nie kłóciliśmy, tylko mówiliśmy o tym samym z dwóch różnych punktów widzenia. Amanda zamieściła video-blog z nagraniem piosenki na ukulele, którą napisała wczoraj w czasie przeznaczonym prawdopodobnie na ćwiczenie Czajkowskiego przed sylwestrowym koncertem. I odkryłem, że nasza ostatnia kłótnia wcale nią nie była i znów mówiliśmy o tym samym. To sztuka. Ją się tworzy.

Nie sądzę, żebym miał kiedyś pisać piosenki i zamieszczać je na YouTube zamiast pisania na blogu. Jestem pełen podziwu dla kogoś, kto jest w stanie. To jest całkiem dobra piosenka, nie tylko jako zabawne i mądre zakończenie kłótni. Nawet, jeśli przed ostatnią zwrotką musiała się zatrzymać i przewinąć tekst.





Powiedziała też słowo "aluminium".


I na koniec, żeby utrzymać niezupełnie-świątecznego-ale-prawie ducha tej notki...


środa, 16 grudnia 2009

późny, nocny, tajemniczy wpis...

Neil napisał w środę 16 grudnia o 22:43 Witam wszystkich. Zrobiłem sobie tygodniową przerwę od pisania na blogu. A potem jeszcze jedną, bo przez ostatnie kilka dni było naprawdę dużo zamieszania.

Z tego powodu mam mnóstwo niezakończonych spraw, mnóstwo listów z FAQ, które oznaczyłem jak "rzeczy na które należy odpowiedzieć". Nie załatwię wszystkich teraz, za jednym zamachem (Maddy oznajmiła mi, że zawożę ją do szkoły o 6:30, po ma swoją pierszą lekcję nauki jazdy). Ale zanim pójdę spać powinienem napisać kilka rzeczy...

Po pierwsze, powinienem pogratulować Henry'emu Selickowi i zespołowi twórców "Koraliny" (z Laiki i z Focusa) za sukcesywne zdobywanie Nagród. Choćby wczoraj dowiedzieliśmy się, że "Koralina" otrzymała nominację do Złotego Globu.

http://awards.filminfocus.com/#/coraline/awards to świetna, ale trochę nieaktualna już strona. Moja ulubiona ze zdobytych ostatnio wyróżnień to nagroda przyznana przez Stowarzyszenie Dziennikarek w kategorii Najlepsza Postać Animowana. Choć największy zaszczyt, to trafienie na listę dziesięciu najważniejszych filmów 2009 roku Amerykańskiego Instytutu Filmowego.

Pojechałem do Atlanty. Było mgliście i burzowo i rozdałem 1050 autografów. (Tu jest notka na ten temat z bloga miejscowej gazety. A księgarnia Little Shop of Stories bardzo ładnie podziękowała.)

Pojechałem do Winnipeg. Na zewnątrz było zimno i rozdałem 869 autografów. Tu jest artykuł z miejscowej gazety. Tuż za mną, w szarej koszuli, stoi wspaniała Elyse Marshall z HarperChildren's, która dbała o mnie podczas trasy promującej "Księgę cmentarną" i która potrafi teraz przez sen zorganizować spotkanie z czytelnikami, co jest wspaniałe, bo oznacza, że nie muszę martwić się o drobiazgi, ani o katastrofy. Po prostu robię swoje, spotykam się z ludźmi i podpisuję.

(Jak źle może pójść takie spotkanie? No cóż, kiedyś podpisywałem książki z Terrym Pratchettem, to było chyba w Leeds. Kiedy obsługa księgarni zobaczyła ile osób przyszło po autograf, zamknęli się wszyscy za zapleczu, a Terry'emu i mnie zostało stanie na stole i krzyczenie do tłumu tak długo, aż jako-tako ustawił się w kolejkę. Obsługa nie wyszła dopóki wszyscy sobie nie poszli.)

Najdziwniejszy moment w Winnipeg przeżyłem, kiedy po powrocie do pokoju hotelowego o 1:30 nad ranem zauważyłem, że przy łóżku w tajemniczy sposób pojawiło się zdjęcie moich dzieci. Założyłem, że to miał być fajny gest ze strony obsługi hotelu. Natomiast Elyse była pewna, że to jakiś szalony fan. Nalegała, żebym zamknął się w pokoju na cztery spusty i wyraźnie jej ulżyło, kiedy kilka godzin później zapukała do mnie, a ja pootwierałem wszystkie zamki i wciąż byłem zupełnie żywy.

Dept of delightful mysteries: in hotel room, by my bed, is a ... on Twitpic

Zanim wymeldowałem się z hotelu, wyjąłem zdjęcie z ramki i w jego miejsce zostawiłem karteczkę z podziękowaniem.

I took the photo and left a note in the frame. on Twitpic

Poleciałem z powrotem do Minneapolis. Tego samego popołudnia, w drodze z lotniska zatrzymałem się w DreamHaven i podpisałem trochę rzeczy dla Grega. (http://neilgaiman.net/). Teoretycznie powinno mu to wystarczyć do świąt.

Kilka osób napisało oczekując na wyraz mojego oburzenia, że HarperCollins oraz kilka innych wydawnictw postanowiło przesunąć wydanie książek w formacie Kindle, czy elektronicznym na kilka miesięcy po wydaniu papierowej wersji, jak opisano szczegółowo na http://www.engadget.com/2009/12/11/harpercollins-now-also-thumbing-nose-at-e-book-industry-with-dig, jednak po lekturze artykułu w ogóle nie byłem w stanie zdobyć się na oburzenie. Nie oburza mnie to bardziej, niż ludzie, którzy domagają się, żeby wydania w miękkiej i twardej oprawie wychodziły równocześnie. W każdym razie jest to uzasadniona strategia wydawnicza.

A tym, którzy chcą wiedzieć jak autor nie powinien reagować na złą recenzję na Amazonie, przedstawiamy pisarkę nazwiskiem Candace Sams, która zaczęła od udawania, że wcale nie jest autorką, tylko czytelnikiem broniącym dobrej książki, a następnie, kiedy ujawniono jej tożsamość, ogłosiła, że należy do szlachetnej grupy zwalczającej podłego autora niepochlebnych recenzji, a potem poinformowała wszystkich uczestników dyskusji, że zgłosiła ich wszystkich do FBI. Dyskusja jest tutaj. Teresa Nielsen Hayden komentuje to na stronie Making Light. (dzięki twitterowi Cleolindy.)

I owszem, to straszne, ale piszę o tym nie dlatego, że to zabawne, albo Och Nie niech To Się Wreszcie Skończy. Tylko jeśli kiedykolwiek pokusicie się o odpowiedź na negatywny komentarz lub atak internetowego trolla, niech to będzie uprzejme przypomnienie, że niektóre rzeczy napisane w gniewie lepiej jest następnego ranka skasować. (A jeśli jesteście amerykańskim producentem gier, nie pozywajcie brytyjskiego autora bloga do australijskiego sądu za napisanie niepochlebnej recenzji.)

Ups. Zacząłem pisać na blogu. Teraz przestanę i pójdę trochę pospać.
...
Zanim pójdę: Sky stworzyło stronę dla serii krótkich filmów "Ten Minute Tales" [Dziesięciominutowe opowieści], do której należy "Statuesque", mój film z udziałem Billa Nighy (który w UK zostanie pokazany w Boże Narodzenie) : http://sky1.sky.com/10-minute-tales. Żałuję, że nie mogłem być w Londynie w niedzielę, na pokazie przedpremierowym. Tym bardziej, kiedy zobaczyłem, że w jednym z filmów wystąpił mój stary znajomy, Paterson Joseph.

niedziela, 13 grudnia 2009

Moje plany na tydzień

Neil napisał w niedzielę, 6 grudnia 2009r.

Pisać.

Wyprowadzić psa. (Widziano go ze mną pół godziny temu na spacerze. Nie miałem na sobie żadnych ochronnych ciepłych ubrań. To było niesamowite.)

Ograniczyć wchodzenie do Internetu do paru razy w celu wysłania ludziom rzeczy, na które czekają.

Spać.



Obejrzyj i ściągnij całą galerię z Posterous.

sobota, 12 grudnia 2009

W którym testuję Posterous

Neil napisał w piątek, 4 grudnia 2009r.




Testuję http://posterous.com jako sposób wrzucania postów na bloga z telefonu poprzez e-mail. Tak więc oto post testowy...

Załączam okładkę "masowej" edycji Rzeczy ulotnych w miękkiej okładce, która zostanie wydana w Stanach w lutym. Ukazuje kogoś, kto wygląda jak ja, z dżemem, marzeniami lub ideami wyciekającymi z książki wszędzie wokół niego.

Skończyłem pisać opowiadanie -- myślę, że technicznie rzecz biorąc jest to nowela, ponieważ ma 10 000 słów -- nad którym pracowałem ponad rok. Przez większość tego czasu, nawet pod koniec pracy nad pierwszym szkicem parę tygodni temu, byłem przekonany, że nie będzie udane, okaże się skarłowaciałym, kalekim maleństwem, które z pewnością mnie rozczaruje. Wiedziałem, że czegoś mu brakowało. Zorientowałem się, co było tym "czymś" jakiś tydzień temu, po wyczerpującej sesji jogi w Bostonie, która oczyściła mój umysł. Później napisałem dwa akapity w notatniku. Akapity te rozwinęły się i zaczęły oddychać, a gdy umieściłem je w opowiadaniu, całość zaczęła subtelnie krążyć wokół nich. Drugi szkic nabrał wiatru w żagle i już wiedziałem, o co chodziło w historii, więc usuwanie elementów, które do niej nie należały oraz dodawanie nowych okazało się nagle banalne. Im dłużej to robiłem, tym opowiadanie stawało się lepsze i teraz jestem z niego zadowolony bardziej niż z czegokolwiek, co napisałem od ponad roku. Nazywa się "Prawda jest jaskinią w Górach Czarnych..." i nie należy do najradośniejszych historii.

No dobrze...

Drogi Neilu,


Patrick Rothfuss w bardzo namacalny sposób sprawia, że świat jest lepszym miejscem dzięki swojej organizacji charytatywnej Worldbuilders 2009. (http://www.patrickrothfuss.com/blog/2009/12/worldbuilders-2009.html). Moja sfera działania na tym świecie jest dosyć mała, ale Ty mógłbyś, jedynie wpominając o nim na swoim blogu, podnieść ludzką świadomość i w ten sposób wesprzeć Bardzo Szczytną Ideę. Znaczyłoby to bardzo wiele dla mnie, a bez wątpienia jeszcze więcej dla Pata oraz ludzi, którzy otrzymują pomoc od Heifera. Wielkie dzięki i serdeczne pozdrowienia,


fan Cudownych Ludzi,
Gaetan Verhegge

Załączam z radością. W zeszłym roku wysłałem Patrickowi podpisany egzemplarz niesamowicie pięknego wydania "Gwiezdnego pyłu" (wersji dla zaawansowanych czytelników), lecz dotarł do niego trochę późno, tak więc nadal je ma, jak również całe mnóstwo innych pięknych i wspaniałych książek do rozdania osobom, które przekażą pieniądze. Sami sprawdźcie.

Cześć Neil,


Gratulacje! Dostałeś trzy nominacje do nagrody Goodreads Choice 2009:


Batman: Whatever Happened to the Caped Crusader? w kategorii Powieść Graficzna


Blueberry Girl w kategorii Książka Obrazkowa


Crazy Hair w kategorii Książka Obrazkowa


Bloguj, tweetuj, przekazuj dalej. Zachęć wszystkich swoich fanów na Goodreads do głosowania!


http://www.goodreads.com/award/goodreader/2009


Najlepszego,


Jessica

Uznaj za przekazane.

Hmm. No dobrze. Teraz to wyślę mailem. Tylko nie do końca wiem, jak dodać etykiety. Zobaczmy, czy zadziała.

Chłodno i posągowo

Ach, pomyślałem, wpis na blogu naprawdę zasługuje na coś więcej, niż "Koralina właśnie zarobiła dziesięć nominacji do nagród Annie, czyli więcej, niż jakikolwiek inny film animowany". (jak pisze Variety) (Gratulacje dla Henry'ego Selicka, Travisa Knighta, Dawn French, Shane'a Prigmore'a, Shannon Tindle, Bruno Coulaisa, Christophera Appelhansa, Tadahiro Uesugi, Chrisa Butlera i całej załogi studiaLaika i Focus.) Ale wyjątkowo nie mogę się wysłowić.

Nagle zrobiło się bardzo zimno i wyprowadzanie psa dzisiaj nie sprawiało tyle radości, ile powinno. Założyłem rękawiczki, a pojedyncze, krystaliczne płatki śniegu wirowały w snopie światła z mojej latarki, po czym znikały znów w ciemności. Zabrałem dziś Maddy i jej koleżankę, Annę-Rose na lekcję gry na skrzypcach, a wczoraj zawiozłem do oprawienia przepiękny rysunek zrobiony tuszem przez E. H. Sheparda, który sprawiłem sobie w nagrodę. Martwię się, że powinniśmy byli już ocieplić ule.

Bilety na Decatur na 14. rozeszły się szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Więcej pojawi się w poniedziałek, miejcie oko na ich blog (http://littleshopofstories.blogspot.com).

...

Drogi Neilu,
gdybyś miał wybrać cytat
(Twój lub innego pisarza) do umieszczenia na ścianie dziecięcego działu biblioteki, co by to było?
Dzięki!
Lynn


Gdybym nawet miał biblioteczną ścianę do zbezczeszczenia, chyba wcale nie chciałbym umieszczać na niej żadnego konkretnego cytatu. Wolałbym przypomnieć wszystkim o mocy, jaką mają opowieści i o tym, po co w ogóle powstają. Umieściłbym na ścianie cztery słowa, które każdy opowiadający chce usłyszeć. Słowa, które pokazują, że magia opowieści działa, a kolejne strony będą przewracane:

"...i co było potem?"

...

Ojej. Prawie zapomniałem. Statuesque, nakręcony przeze mnie krótkometrażowy film z udziałem Billa Nighy, Amandy Palmer, w którym wystąpiła także Becca Darling i Liam McKean,
zostanie pokazany w brytyjskiej stacji Sky 1 w Boże Narodzenie o 22:00. (W sumie jest jedenaście filmów, które pokazywane są kolejno, od 21 do 31 grudnia.)



Mistrza Liama McKeana można teraz oglądać w musicalu Oliver! w Theatre Royal Drury Lane w Londynie. Panna Amanda Palmer prawdopodobnie smacznie śpi w swoim domu w Bostonie.

środa, 9 grudnia 2009

Niezwykłe Rzeczy Do Słuchania

Dla tych, którzy przegapili, tu jest fragment audycji "Open Mike" z NPR na temat audiobooków... Możecie jej posłuchać, ściągnąć, komuś przesłać...



A tutaj jest całość, z wywiadami, które przeprowadziłem z Martinem Jarvisem i Davidem Sedarisem. Jeśli podobał się Wam fragment, tutaj jest pełno fragmentów, które nie znalazły się w przyciętej wersji. A wywiad z Martinem Jarvisem to praktycznie wykład o tym, jak należy podchodzić do nagrywania audiobooków.



(Najdziwniejszy moment w rozmowie z Martinem Jarvisem, to kiedy opowiadał, że pamięta głosy swoich nauczycieli oraz ich nazwiska: John Branston and Dick Glynne Jones. Chodziłem do szkoły Whitgift w Croydon, do której Martin uczęszczał 20 lat wcześniej i obaj mnie uczyli. Występowałem w reżyserowanej przez Branstona inscenizacji "Juliusza Cezara" w Fairfield Halls, a angielskiego uczył mnie Dick Glynne Jones. Kiedy wymówił te nazwiska, pomyślałem "nie może mówić o tych samych osobach...". Ale oczywiście właśnie o nich mówił.)



Na stronie http://www.lomography.com/magazine/lomoamigos/2009/11/30/neil-gaiman-shoots-with-the-lc-a-plus jest coś w rodzaju wywiadu ze mną i galeria zdjęć.
Uwielbiam zdjęcia, które wyglądają, jakby były robione kiepskiej jakości aparatem i to, że są mieszanką stylu artystycznego z dokumentalnym, jak w tym momencie, kiedy urwała się półka i cała zawartość torby do charakteryzacji wpadła do sedesu, kiedy Amanda bezskutecznie próbowała nawiązać przyjazne kontakty z owcami, czy zdjęcie, które nie powinno wyjść (biorąc pod uwagę znikomą ilość światła) na którym moje córki chrzestne oglądają DVD "Koraliny" w okularach 3D...

Najbardziej ekscytującą rzeczą dla mnie było to, że dali pobawić się aparatem Dave'owi McKeanowi. Nie mogę się doczekać rezultatów.

Wybrałem jeszcze kilka zdjęć z ich galerii. Oto Królowa Owiec, we własnej osobie...

Claire, przyjaciółka Maddy, na lotnisku w San Diego...

A to jest Ivy McCloud (prawie niewidoczna, po prawej, daleko) i moje córki chrzestne i ich koleżanka...

...
Przeczytałem książkę "Koralina". Skończyłem czytać, a potem opowiedziałem o niej moim rodzicom. Zastanawiałem się, czy są tam jakieś wątki religijne. Szukałem, ale chyba niczego na ten temat nie napisałeś, więc mam nadzieję, że odpowiesz. Po prostu jestem ciekaw.

Nie sądzę. Chociaż uważam, że ludzie czasem potrafią odczytać książkę z religijnego punktu widzenia i tak ją interpretować.

Bardzo dobrze wypadłeś dziś rano w NPR. Tak dobrze, że powinieneś mieć własną audycję.

Jeśli dobrze brzmiałem, jest to zasługą znakomitej pracy producentki Maeve McGoran i realizatora Barry'ego Gordemera. Znalezienie czasu na to wszystko, na przeprowadzenie wywiadów i złożenie tego w całość, zajęło kilka miesięcy. Chętnie pracowałbym częściej dla radia, dla NPR, albo brytyjskiego Radio Four, ale to chyba pozostanie w sferze drobnych, pojedynczych projektów. Ale kocham to robić.
...
Ten list zawiera spoiler dotyczący "Księgi cmentarnej":

Drogi Panie Gaiman
Czym wytłumaczyć fakt, że Silas usuwa wspomnienia Scarlett w "Księdze cmentarnej"? Skoro wystarczający powód nie jest podany, a może jest? Czy nie staje się to Problemem Scarlett? Wie Pan, co mam na myśli. Właśnie przeczytałem "Problem Zuzanny" ze zbioru "Rzeczy ulotne", napisanie, czy raczej przerobienie tego było bardzo odważne.
Uważam, że to co zrobił Silas było z jednej strony takim boskim czynem, a z drugiej, czymś zupełnie dla niego nienaturalnym. To oznacza, że dość silna postać, jaką jest Scarlett, nie umiała spojrzeć odważnie w oczy prawdzie i zmierzyć się z nią, a właśnie o to chodzi w baśniach. Zarówno w tych dla dzieci, dla młodzieży, jak i dla dorosłych.

Oddany fan Twój i Sandmana,
Ahimaz


Silas zrobił to, co zrobił, bo uważał, że tak będzie najlepiej. Czy to była najmądrzejsza rzecz w takich okolicznościach, to się dopiero okaże.
....

Cześć Neil,
Mieszkam w Naperville, w Illinois, i właśnie dowiedziałem się o Twoim udziale w projekcie Naperville Czyta. Nikt w okolicy nie ma specjalnie dużo informacji o tym co dokładnie będziesz tutaj robił i czy którekolwiek ze spotkań będzie otwarte dla publiczności? Dzięki!


Jeszcze nie wiem. Kiedy dostanę program, zamieszczę go tutaj i w dziale Gdzie jest Neil.

Hi,
zanim zarezerwuję bilety lotnicze, chciałbym się dowiedzieć, czy będziesz podpisywał książki po nowozelandzkim wykładzie, albo gdzie indziej w Wellington w ten sam weekend. Nie chciałbym wsiąść w samolot, a potem dowiedzieć się, że przegapiłem szansę na autograf w Arty Bees Books...
A twoje antyspamowe urządzenie kazało mi wpisać
"$2-mil manistee".
Pomyślałaem, że powinieneś o tym wiedzieć.
Mike


Myślę, że będzie jedno czy dwa spotkania z autografami, ale w ramach festiwalu (bilety na główną imprezę są na http://www.nzfestival.nzpost.co.nz/writers-and-readers/town-hall-talk-neil-gaiman (Zazwyczaj podpisuję po spotkaniach). Mam zamiar wybrać się na koncert Amandy i prawdopodobnie po występie będę podpisywał, żeby dotrzymać jej towarzystwa.

Cześć Neil! Czy będziesz podpisywał książki na UCLA 4 lutego 2010? A jeśli tak, to przed czy po dyskusji? A może będziemy mogli kupić książki z autografem?

Nie sądzę, żeby po dyskusjach na UCSB czy UCLA miały być jakieś autografy. Poproszono mnie o podpisanie wkładek, które zostaną wklejone do książek (i o podpisanie samych książek), więc jakieś na pewno będą dostępne.

Cześć Neil,
Nie wiem, czy ktoś już Ci to pokazywał, ale na końcu artykułu w The Writer's and Artist's Year Book jest napisane, że Twoje filmy, "Beowulf" i "Gwiezdny pył", zostały wydane w 1987!
Ups!
Pozdrawiam,
Mark


Tak. A także znakomity Chris Riddell został w tekście Paulem Riddell. No cóż. Zdarzają się tajemnicze pomyłki.
...
Na koniec wieści od Beth z Black Phoenix Alchemy Labs:

Czy mógłbyś wspomnieć o najnowszych Wampirzych zestawach i koszulkach? Chciałabym, żeby świąteczne pieniądze poszły na jakiś szlachetny cel, a zbliża się ostateczna data zbierania zamówień, które możemy zrealizować przed Bożym Narodzeniem. Zestawy zawierające perfumy oraz zestaw kart tarota można znaleźć na:
http://www.blackphoenixalchemylab.com/vampiretarot.html

A koszulki:
http://www.blackphoenixtradingpost.com/vampiretarot-bptp.html

Medalion z serii Śnieg, Szkło i Jabłka jest tutaj:
http://www.blackphoenixtradingpost.com/neilgaiman.html

Zostało nam jeszcze kilka zestawów Ptaka Słońca:
http://www.blackphoenixalchemylab.com/sunbird.html

Z radością je tu zareklamuję. Świetnie nadają się na prezenty. Zapach "Ptak Słońca" jest niesamowity, w zestawie jest książeczka i zostało już tylko kilka sztuk. Zyski ze sprzedaży perfum i koszulek zostaną przekazane CBLDF. Te ze sprzedaży medalionów - na badania nad Alzheimerem.

Trochę smutno. Ale na końcu są tosty.

Neil napisał w poniedziałek 30 listopada 2009 o 12:51

Pojechałem do Bostonu i spędziłem Święto Dziękczynienia z Amandą i jej rodziną. Było wspaniale. Każdą wolną chwilę spędziłem czytając komiksy z myślą o książce, którą pomogę zredagować w przyszłym roku. (Na zdjęciu stoimy na chodniku przed jej domem.)

Teraz jestem w domu. Piszę bloga, słucham koncertowego albumu TV Smith.
...

Najsmutniejszym momentem wycieczki był dzisiejszy lunch, kiedy dostałem telefon od Roz Kaveney z wiadomością, żenasz przyjaciel Rob Holdstock zmarł z powodu zatrucia bakterią e.coli. Miał zaledwie 61 lat. Kiedy jako młody dziennikarz ponad 25 lat trafiłem do świata SF i fantasy, Rob był już poczytnym i nagradzanym pisarzem i był do tego przyjacielski i bardzo mnie wspierał. Wielki, życzliwy facet, który potrafiłsprawić, że ludzie czuli się w jego towarzystwie swobodnie. Zawsze był Kimś Dobrym w świecie brytyjskiej literatury SF. Jego książka "Mythago Wood" jest jedną z moich ulubionych powieści z lat 80. Od kiedy zamieszkałem w Stanach, widywałem go coraz rzadziej. Tak jak innych moich brytyjskiech przyjaciół, spotykałem go głównie na imprezach wydawniczych i premierach książek. Zmarł zbyt wcześnie. Moje najszczersze kondolencje dla Sarah, jego towarzyszki.
...

Powinienem napisać o dwóch audycjach w NPR. Jedna to mój gościnny występ w programie "Morning Rdition", opowiadam i przepytuję ludzi na temat Audiobooków:

Drugi to "On The Media" na stronie http://www.onthemedia.org/episodes/2009/11/27. Jestem jedną z osób, które wypowiedziały się na temat przyszłości książek (czy raczej Przyszłości Książek).

Gratulacje dla Henry'ego Selicka i wszystkich pracowników studia Laika i Focus za "Koralinę", która zdbyła wczoraj wieczorem statuetkę BAFTA jako najlepszy film dla dzieci.

...
Bilety na spotkania z podpisywaniem 14 grudnia w Decatur w księgarni Little Shop of Stories dostępne będą od jutra, szczegóły na: http://littleshopofstories.blogspot.com/2009/11/details-of-neil-gaiman-event.html (zasadniczo od poniedziałku 30 grudnia, można kupić bilety osobiście. Od poniedziałku 7 grudnia można je rezerwować telefonicznie.)

Tu szczegóły na temat spotkania w Winnipeg 15 grudnia:
...
Nowoorleańska restauracja The Green Goddess dostała recenzję w New Orleans Times-Picayune. Zauważcie, że nie piszą tam, że jeśli mimochodem poprosicie o "Meze of Destruction", bardzo troskliwie się wasmi zajmą i podadzą wam Coś Miłego. Takich rzeczy można dowiedzieć się wyłącznie tutaj.
...

I na koniec:
na stronie http://twitpic.com/rhg4t, @heydeletethat wykonała portret mój i Amandy. Na Toście. Poważnie, to jest sztuka na Toście.


wtorek, 8 grudnia 2009

Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania?

Neil napisał w niedzielę 22 listopada 2009 o 11:45


Dzień dobry. Nie mogę zostać długo, bo terminy gonią.

Cat Mihos, z pomocą CBLDF, przygotowała najpiękniejszą reprodukcję znakomitego rysunku Jima Lee, który ma towarzyszyć mojemu wierszowi "100 słów". Będzie tylko 750 numerowanych egzemplarzy, a za liternictwo odpowiada Todd Klein. (Trzeba kliknąć na obrazek, żeby dało się cokolwiek przeczytać.) Cat uznała, że przez pierwszą dobę rysunek będzie do kupienia na jej stronie neverwear.net, będzie kosztował $35, następnego dnia już $45. Umieściłem link na Twitterze i... zawiesiłem stronę. (Albo koszyk zakupów. Nie jestem pewien. Różne wieści od różnych osób, które nie mogły się tam dostać.)

Więc Cat postanowiła przedłużyć wyprzedaż (http://www.neverwear.net/store/) do poniedziałku, kiedy wróci z wycieczki do mnie, żeby przeprosić osoby, które miały kłopoty i żeby wszyscy mieli szansę. Możecie przeczytać o tym tutaj http://kittysneverwear.blogspot.com oraz zobaczyć mnóstwo zdjęć Cat, na których jestem również ja w sześciometrowym szaliku w stylu Doctora Who Toma Bakera, który został mi przysłany przez czytelniczkę, która robi na drutach, lubi "Doctora Who" i stwierdziła, że potrzebuję takiego szalika.)

A w kwestii zdjęć, Kimberly Butler jest teraz w domu i ma mi robić zdjęcia, w czym jako asystentka pomaga jej córka Caitlin. Kimberly jest znakomitym fotografem (jej strona to http://www.kimberlybutler.com). Przyjechała tu, bo w przyszłym roku będę honorowym przewodniczącym Krajowego Tygodnia Bibliotek (szczegóły na stronie ALA).

Robi mi zdjęcia poszukując takiego, które nada się na plakat reklamujący Krajowy Tydzień Bibliotek i do materiałów prasowych. Tu jest kilka zdjęć z wczoraj, surowych, prosto z aparatu. Kilka zamieściłem na http://twitpic.com/photos/neilhimself. To moje cztery ulubione. Jedno z nich nie przedstawia mnie.

(Najdziwniejszy komentarz na twitterze przyszedł dziś rano od osoby, która skrytykowała mnie za przycięcie uszu mojemu psu. Była to osoba, która jak sądzę, nie widziała nigdy owczarka niemieckiego i nie ma pojęcia jak wyglądają ich uszy. Z uszami jest wszystko w porządku - nastawia je, kiedy coś go zainteresuje, albo kiedy nasłuchuje.)



Podczas sesji Lorraine przyniosła mi herbatę. Bardzo się ucieszyłem. Kimberly wciąż pstrykała zdjęcia.



Kocica Księżniczka i zdeformowane króliczki (i dwugłowy miś). Pewnie nie znajdzie się na plakacie Krajowego Tygodnia Bibliotek. (Trzeba kliknąć, żeby zobaczyć duży rozmiar.)



Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania?

Idę. Recital skrzypcowy w wykonaniu Maddy, opowiadanie i wstęp do napisania czekają. Lecę.

"Krew! W niewyobrażalnych ilościach!"

Neil napisał w czwartek 19 listopada 2009 o 23:40

Z radością informuję, że w ciągu ostatniej doby nie zdobyłem żadnej nagrody, ani nie zrobiłem niczego szczególnie wartego odnotowania. Poszedłem na spacer z psem. Pisałem. Słuchałem muzyki na słuchawkach. Trochę zjadłem. (Przez ostatni rok straciłem na wadze. Ważę około 10 kilo mniej, niż rok temu, a nie robiłem w tym celu nic poza jedzeniem rozsądniej i jedzeniem mniejszych porcji. Bardzo mnie to cieszy.) Doprawiłem trzy różne rodzaje chili (Ostre, Łagodne i Wegetariańskie) dla weekendowych gości. (Moja asystentka Lorraine tradycyjnie przygotowuje chili, a ja pod koniec je doprawiam. Tak było od zawsze.) W smutnych chwilach czytałem komiksy, aby przygotować się do projektu, o którym chyba jeszcze nie wolno mi wspominać. Niektóre z nich były zadziwiająco dobre, inne nie.

Obejrzeliśmy z Maddy "Wody Marsa", trzeci od końca odcinek specjalny "Doctora Who", który obojgu podobał się on o wiele bardziej, niż wcześniejszy odcinek z autobusem na pustyni. Dobry, klasycznie potworny "Doctor Who", wszystko było przewidywalne (ale w tym dobrym znaczeniu - prawie nieuniknione) do momentu, aż przestało i zrobiło się bardzo interesujące w bardzo wielu aspektach. Podobała mi się fabuła i gra aktorów, poczułem się tez zupełnie pewny, że Doktor grany przez Davida Tennanta będzie miał znacznie bardziej efektowny finał, niż którykolwiek z poprzednich dziewięciu. (Proszę nie pisać do mnie, że Colin Baker nigdy nie miał okazji się zregenerować, tak samo jak Paul McGann, więc powinienem napisać "z siedmiu", bo mogę nie okazać się wyrozumiały.)

Zamknijmy trochę spraw:

Dla zainteresowanych: tu jest video zwycięzkiego przyjęcia w stylu "Księgi cmentarnej" w Winnipeg oraz zdjęcia zwycięzkiego przyjęcia w Decatur.

Drogi Panie Gaiman,
Jak bardzo się cieszę, że przyjedzie Pan podpisywać książki do mojego miasta, do Winnipeg! Mam jednak malutkie pytanie: ile książek podpisuje Pan jednej osobie? Bardzo prosze o odpowiedź! Nie mogę się doczekać podpisywania 15 grudnia 2009!
Pana największa fanka, Shivani Hunter

To będzie zależało od tego ile osób się pojawi. Zakładając, że w każdym z miejsc będzie to około tysiąca osób (i w Winnipeg i w Decatur), będę prawdopodobnie wcześniej podpiszę mnóstwo książek, więc ci, którzy chcą posłuchać jak czytam i odpowiadam na pytania i nie chcą stać w długiej kolejce, będą mogli dostać podpisaną książkę i iść do domu. Dla pozostałych zrobimy pewnie tak, że każdemu podpiszę jedna książkę, chyba że kupią coś mojego w tej księgarni, podpiszę również to, żeby każdy mógł dostać autograf w Swojej Ukochanej Książce i drugi, dla kogoś innego (bo zbliżają się święta) albo też dla siebie.
...
Ilustrowane opowiadanie Shauna Tana o Ericu, Zagranicznym Studencie zamieszczone w "Guardianie", szalenie mi się podoba. Zostało opublikowane jakiś czas temu i już wiele razy miałem zamiar o nim tu napisać. Kliknijcie na link i obejrzyjcie historyjkę, a nie pożałujecie spędzonego w ten sposób czasu, przyrzekam. Subtelna, mądra, dziwaczna i oryginalna, ale w najlepszym znaczeniu tych słów. (Możliwe, że już to gdzieś tu zamieściłem. Jeśli tak, uśmiechnijcie się pobłażliwie i przeczytajcie ją raz jeszcze.)
...
W Naperville, w pobliżu Chicago, odbędzie się w tym roku po raz dziewiąty doroczny festiwal czytania "Naperville Reads". Wszystkich w mieście zachęca się do czytania dzieł tego samego pisarza. W Naperville pod koniec lutego będę ja i są tam "zaplanowane liczne imprezy w całym mieście". Ja też nie wiem co dokładnie. Szczegóły na http://www.dailyherald.com/story/?id=338299

...
Zacząłem dziś otrzymywać nieco przedwczesne gratulacje, kiedy "Screen International" zamieścił wywiady z reżyserami "Odlotu", "Fantastycznego Pana Lisa" oraz "Koraliny" i opisali ich w nagłówku jako "tegorocznych nominowanych do Oscara". Myślę, że autorzy mieli na myśli "zgłoszonych w tym roku do Oscara ze sporą szansą na nominację", bo zgłoszonych zostało na razie 20 filmów animowanych. I do drugiego lutego 2010 nikt nie będzie wiedział, które otrzymały nominacje.

A o "Koralinie" napisali w tym znakomitym artykule w "New York Times" na temat Uwalniania w Życiu Dzikich Stworów.


Na stronie Molly Crabapple jest świetne zdjęcie obrazów, którą ona i Fred Harper zrobili podczas brooklińskiego koncertu Amandy Palmer, na zdjęciu ja, ona, Fred i Amanda.

(Przypomnienie: Ostatni koncert Manny Amandy odbędzie się w niedzielę w Knoxville, TN. Wspomnijcie przy stoliku z gadżetami, że jakiś dziwny facet na tym blogu was tam przysłał i dostaniecie coś fajnego.)
...

Pamiętacie ciasto orzechowe, które dostałem za to, że "Księga cmentarna" utrzymywała się na liście Bestsellerów NYT przez 52 tygodnie? Elise Howard opisuje historię tego ciasta oraz jak się je robi. Jak dobre może być takie ciasto? Właśnie tak dobre.
...

Bardzo cieszą mnie komentarze i zdjęcia z podróży na stronie
http://neverwhat.blogspot.com -- Nie wiem, czy uda mi się w kwietniu dotrzeć do Chicago, żeby obejrzeć ich wersję "Nigdziebądź", ale po lekturze komentarzy wiem, że chcę.

Doroczna aukcja Moth dobiegła końca i wkrótce dowiem się kto zapłacił $4,400 za wypicie popołudniowej herbatki w moim towarzystwie i kiedy ona się odbędzie. (Jakaś część mnie krzyczy "DLACZEGO NA BOGA DLACZEGO?", a jakaś inna część "NO CÓŻ, TO IDZIE NA SZCZYTNY CEL".)
...

Byłem naprawdę urzeczony odkryciem, że istnieje strona prowadząca spis przepadków hoteli zaatakowanych przez pluskwy. O tym, w których hotelach je znaleziono można przeczytać na
...

I na koniec list od niejakiego Ruperta Psmitha, dżentelmena, którego dotąd uważałem za postać wymyśloną:

Drogi zacny Panie, chciałbym doinformować się w kwestii Pana ulubionych powieści Wodehouse'a. Gdy przeglądałem dzienniki, w których upamiętniam swe wyczyny, osobliwie spisane w trzeciej osobie, zdało mi się, że moje autobiograficzne opowieści zawsze robiły największe wrażenie. Zaastanawiałem się, czy odczucia Pana są podobne.
Z wyrazami szacunku,
Jakiś Osioł


Są. Moją ulubioną powieścią Wodehouse'a jest zdecydowanie "Psmith Journalist". Myślę, że dlatego, że opowiadała o czymś nieco innym, niż większość książek Wodehouse'a. (Są o nich samych, tak jak powieści Agathy Christie.)

I owszem, Towarzyszu Psmith (P jest nieme, jak w [angielskiech] słowach Psittacosis [papuzica] czy Pneumonia [zapalenie płuc]), jesteś moim ulubionych bohaterem z książek Wodehouse'a. Nawet, jeżeli ukradł Cię Rupertowi D'Oyly Carte.
...


Wybaczcie tytuł notki. Mógł być taki, albo "Dość cichy dzień i kończenie różnych spraw" i pomysłałem, że mniej prawdziwy może być zabawniejszy. W sumie nie było w tym wpisie ani trochę krwi. Nawet w wyobrażalnych ilościach.

niedziela, 6 grudnia 2009

Miejscowy Mieszkaniec Wzburzony Klęską Skandalu Z Rozwścieczonymi Listami

Neil napisał w środę 18 listopada 2009 o 20:55

Cokolwiek o tym napiszę, zabrzmi jak przechwałki, więc wspomnę tylko, że "Księga cmentarna" wygrała Booktrust Teenage Prize. Nie mogłem tam być, więc Chris Riddell odebrał nagrodę w moim imieniu i przeczytał to, o co go poprosiłem. (Na stronie Booktrust jest wywiad ze mną, który można przeczytać tutaj.)

Jest o tym wspaniały artykuł/wywiad w "Guardianie" (podoba mi się nawet zdjęcia, choć nie umiem wytłumaczyć co stało się z włosami) do przeczytania na http://www.guardian.co.uk/books/2009/nov/18/neil-gaiman-graveyard-book-awards.

Nawet nie próbuję wytłumaczyć co stało się z włosami. Musiały wiedzieć, co robią.

Artykuł zaczyna się tak:
"Księga cmentarna" Neila Gaimana zakopana pod stosem nagród
Przy okazji odbierania kolejnej nagrody, z człowiekiem renesansu w świecie fantasy rozmawia Michelle Pauli
Bardzo podoba mi się żart w nagłówku. ["buried under awards" - czyli zakopany lub pogrzebany - przyp.noita] (chociaż "Księga cmentarna" nie zdobyła wszystkich, ani nawet większości nagród, do których była nominowana. Na przykład znakomita książka Margo Lanagan, "Tender Morsels", i "The Shadow Year" Jeffreya Forda [która może być znakomita, ale jeszcze jej nie przeczytałem] pobiły ją w wyścigu do nagrody World Fantasy, tak jak "Memoirs of a Master Forger" Grahama Joyce'a zdobyły nagrodę Augusta Derletha.)

Kiedy pracowałem jako dziennikarz, jedną z rzeczy, która sprawiła, że nie chcę pozostać dziennikarzem do końca życia, byli redaktorzy, którzy zawstydzali mnie starannie dodając pomyłki lub przeinaczając rzeczy, które napisałem, albo nagłówki. Więc skrzywiłem się przy czytaniu wywiadu w "Daily Telegraph", gdzie zacytowano mnie dość dokładnie:
Gaiman, 49, przyznał: "Zdecydowanie nie piszę jak Kipling, ale w dzieciństwie był on jednym z moich ulubionych pisarzy. Byłem zafascynowany, gdy po raz pierwszy wspomniałem o tym, że uważam Kiplinga za znakomitego pisarza i zacząłem otrzymywać listy od osób niezupełnie rozwścieczonych, ale na pewno zawiedzionych. Ludzie pisali "Dlaczego pisarz taki, jak ty - którego lubimy - może lubić faszystę, imperialistycznego psa?"
Natomiast nagłówek brzmiał:
Autor "Koraliny" Neil Gaiman otrzymywał "rozwścieczone listy" za podziwianie Rudyarda Kiplinga
Neil Gaiman, autor "Koraliny", która niespodziewanie okazał się hitem, filmowym otrzymywał wiadomości od osób rozgniewanych jego sympatią do pisarstwa Rudyarda Kiplinga.
Wciąż zapominam o nowej w "Daily Telegraph" strategii poszukiwania sensacji. Podoba mi się, jak "listy od osób niezupełnie rozgniewanych, ale na pewno zawiedzionych" w samym artykule zmieniły się w "rozwścieczone listy" w nagłówku. I czy "Koralina" naprawdę była niespodziewanym hitem? I czy wzmianka o "Koralinie" rzeczywiście sprawi, że czytelnicy zamiast "Kto...?" pomyślą: "A, tak, to on." ?
...

Ktoś niedawno napisał do mnie i zapytał:

Drogi Panie Gaiman,
Często wspomina pan o prawie czytelników do wybierania książek, które chcą przeczytać, bez cenzurowania. Co sądzi Pan o bibliotece w Kentucky, z której zwolniono dwójkę bibliotekarzy za ograniczenie dziecku dostępu do niektórych książek?
Raymond

Stwierdziłem, że zanim skomentuję, poczekam na fakty. A zatem, w skrócie:

W Kentucky, pracownica biblioteki (nie bibliotekarka) poczuła zagrożona, jej zdaniem, szatańską seksualnością "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" i przez rok ją przetrzymywała, aby nikt nie mógł jej przeczytać. (Poza nią: a ona podczas czytania musiała się modlić.)
Zmartwieniem tej pani było to, że
Po prostu nie chciała, żeby ta pozycja znalazła się w dziale Powieści Graficznych, który znajduje się tuż obok działu Literatury Młodzieżowej.
Nie chciała zabronić czytania tego dzieciom. Chciała zabronić czytania tego wszystkim.

Potem książkę zamówił jakiś czytelnik, a komputer nie pozwalał na jej dalsze przetrzymanie. Pracownica złamała regulamin biblioteki, gdy sprawdziła kto książkę zamówił. Kiedy zobaczyła, że jest to jedenastoletnia dziewczynka (nie podano informacji, czy wiedzieli o tym rodzice, ale nie sądzę, żeby owej pani zrobiło to jakąś różnicę), namówiła innego pracownika biblioteki (także nie bibliotekarza), żeby pomógł jej powstrzymać kogokolwiek przed wypożyczeniem książki. Na tym etapie ich plan został odkryty. Złamali tyle punktów regulaminu biblioteki, że zostali zwolnieni. Co najdziwniejsze, nawet po zwolnieniu, pracownica ta nie oddała książki, przez co moim zdaniem przekroczyła magiczną linię, która oddziela "powstrzymanie innych przed czytaniem czegoś, co ci się nie podoba" od "kradzieży".

(Poza tym, informacja dla tych, którzy nie czytali: "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów" można różnie nazywać, ale to nie "Lost Girls" i z pewnością nie pornografia, choć w różnych miejscach odwołuje się do klasycznych dzieł, w tym do kilku pornograficznych. Jest tam kilka rysunków w stylu pin-up. Jest tam komiksowa przemoc oraz nieco realistycznej przemocy. Znajdują się tam aluzje do klasyki brytyjskiej literatury dziecięcej, których jedenastoletnia dziewczynka z Kentucky raczej nie wychwyci. Pam Noles napisała esej o rasie, Minstrel Shows i problematycznym użyciu postaci Golliwogga w Lidze [o Minstrel Shows po polsku -przyp.noita]
Czy ta książka spodobałaby się jedenastolatkowi i czy jedenastolatek coś by z niej wyniósł? Zależy jaki to jedenastolatek. Zawsze dziwi mnie, kiedy spotykam czytelników "Sandmana" poniżej trzynastego roku życia, ale kilku spotkałem i byli na to gotowi.)

Wydarzenia zostały opisane w The Beat, oraz w całkiem rzetelnym, dwustronnicowym artykule w miejscowej gazecie.

A zatem, co sądzę o bibliotece w Kentucky, z której zwolniono dwójkę bibliotekarzy za ograniczenie dziecku dostępu do niektórych książek? Sądzę, że biblioteka postąpiła słusznie. I sądzę, że należy im się odzyskanie książki od pani, która ją ukradła.

...
Na stronie "Audiofile Magazine" przy okazji uhonorowania audiobooków Terry'ego Pratchetta i Neila Gaimana (czyli mnie) są wywiady z Martinem Jarvisem, Stephenem Briggsem, Nigelem Planerem i Georgem Guidallem, w których opowiadają o plusach i minusach czytania nas na głos. http://www.audiofilemagazine.com/epicks/1109_landingpage.html

...
Dziękuję wszystkim, którzy przysłali Zagraniczne Okładki (tu jest przeznaczona do tego strona) na Stronę z Zagranicznymi Okładkami. Postaram się zamieszczać tutaj jakieś od czasu do czasu. Ta jest z Rosji:


To jest rosyjskie wydanie "Rzeczy ulotnych", które może zawierać "Nagrobek czarownicy", albo po prostu okładka została zrobiona w stylu "Księgi cmentarnej". [Edytuję, żeby dodać, że właśnie kliknąłem na obrazek i w większym rozmiarze zobaczyłem, że obie postaci to chłopcy i że to ilustracja do "Października w Fotelu".]


I na koniec: ktoś na blogu NPR napisał o "Sandmanie". To miała być sympatyczna recenzja "Sandmana: Łowców snów" P. Craiga Russela i sądzę, że w założeniu miała być zabawna, ale jeśli tak, to autorka źle oceniła swój ton i zamiast tego wyszła jej seria banałów na temat czyjegoś wyobrażenia o czytelnikach "Sandmana".

Co mnie dziwi, bo na całym świecie spotkałem setki tysięcy ludzi, którzy czytali "Sandmana" i wyglądają, jak wszyscy inni ludzie: jedyna rzecz, jaka zdaje się ich łączyć to bycie inteligentnymi dwunożnymi istotami zdolnymi zrozumieć komiksy, które dodatkowo lubią "Sandmana". Przypuszczam, że podobnie, jak autorka artykułu.

Zdemaskowani! Władcy Ciemności na Tym Świecie!*

Neil napisał we wtorek 17 listopada 2009 o 7:57 Około 40 księgarni urządziło przyjęcia tematycznie związane z "Księgą Cmentarną" w okolicy halloween. Główną nagrodą miało być spotkanie ze mną w okresie świątecznym. Jedno. Jedno spotkanie.

Ludzie z Harper Collins wybrali finałową jedenastkę - to miała być jedna nagroda główna i dziesięć wyróżnień - i przysłali mi jedenaście relacji, z jedenastu przyjęć. Niektóre były nagraniami wideo, inne to zdjęcia i opisy. Były wśród nich księgarnie małe i duże, każde przyjęcie zupełnie inne.

(Wybranie tych jedenastu nie mogło być łatwe. Przeczytałem w sieci relacje z 13 "cmentarnych" przyjęć, z których każde mogłoby znaleźć się wśród finalistów.)

Obejrzałem nagrania i zdjęcia, przeczytałem relacje. Przyjęcia były niesamowite. Obejrzałem je jeszcze raz. I jeszcze raz. Nadal były niesamowite. Jednak dwa odrobinę wysuwały się na prowadzenie. Nagrania z nich oglądałem raz za razem i próbowałem się zdecydować. Zastanawiałem się, czy mógłbym z czystym sumieniem przyznać dodatkowe punkty za klimat, czy za to, że w ogóle chciałbym odwiedzić to miejsce (nagle księgarnia Octavia Books z Nowego Orleanu zyskała przewagę), albo za to, że zimą, powiedzmy w Winnipeg, będzie raczej zimno. Nie mogłem. Chodziło wyłącznie o same przyjęcia.

Potem zadzwoniłem do Elyse Marshall z Harper Childrens. "Posłuchaj", powiedziałem, "nie mogę z czystym sumieniem wybrać jednego z nich. Jeżeli zgodzicie się przyznać dwie główne nagrody i wysłać mnie w dwa miejsca, ja zgodzę się poświęcić jeszcze jeden dzień."

Powiedziała, że sprawdzi.

Sprawdziła i odpowiedziała. Zgodzą się. Ja też się zgodzę.

Czyli oto oficjalne ogłoszenie wraz z nagrodzonymi drugim i trzecim miejscem. (A prawdę mówiąc, 28 pozostałych zgłoszeń było na tyle dobrych, że musiałem wymyślić coś miłego również dla nich.)

W Decatur pojawię się w poniedziałek, 14. o 18, a w Winnipeg we wtorek 15. o 18.
...
Ostatnie kilka dni spędziłem w trasie z Amandą. Było bardzo fajnie. Bardzo podobało mi się w Nothhampton, Ma - miałem okazję przespacerować się ulicami miasta po raz pierwszy od czasu, kiedy mieszkałem w Old Bank na Main Street podczas pisania dwóch ostatnich części "Zabawy w ciebie" w drodze do Tucson w 1991 roku.

Klub na Pearl Street prowadzą ludzie, którzy robią oszczędności i tracą sympatię, bo nie włączają zimą ogrzewania. Nigdy. Były tam dwie garderoby, tylko w jednej z nich był maleńki piecyk, więc wszyscy stłoczyli się w tym pomieszczeniu (a nawet to nie wystarczyło, żeby zrobiło się tam ciepło. Po prostu nie było tak zimno.) i czytali napisy na ścianach wykonane przez zespoły, które nie przechwalały się (jak zazwyczaj w takim miejscu) swoimi podbojami seksualnymi, nie rysowały części anatomii, ani nie pisały po prostu nazwy zespołu (rozmiar napisu jest zawsze odwrotnie proporcjonalny do prawdopodobieństwa, że kiedykolwiek słyszało się o tym zespole). Nie, ścianę garderoby w Pearl Street Ballroom pokrywały zbolałe komentarze zespołów na temat tego, jak bardzo nie podoba im się to miejsce i jego właściciele oraz jak bardzo chcieliby włączyć ogrzewanie.

To był wspaniały koncert, choć musiałem założyć sweter i płaszcz, żebym mógł go obejrzeć. Po koncercie rozdawaliśmy autografy.

W sobotę pojechaliśmy z Amandą w deszczu na Brooklyn i wszystko szło doskonale, dopóki samochód przed nami nie zatrzymał się nagle i my zatrzymaliśmy się nagle i moment radości, że nie uderzyliśmy w samochód z przodu zepsuło nam nieco uderzenie samochodu z tyłu. Zjechaliśmy na pobocze, zrobiliśmy wszystko, co w takich przypadkach należy zrobić, wymieniliśmy się danymi i czekaliśmy na policję, martwiąc się, że Amanda spóźni się na koncert (choć to ostatnie mogło dotyczyć tylko osób w moim samochodzie, czyli mnie i Amandy), wszyscy byli dość zdenerwowani. Nie chciałbym występować po czymś takim (i rzeczywiście odmówiłem, kiedy Amanda zapytała, czy zechciałbym tego wieczora przeczytać opowiadania z książki "Kto zabił Amandę Palmer"), ale ona zagrała znakomity koncert - jeden z najlepszych, jakie widziałem. Zespół, który jej towarzyszył (z zarazem support), The Nervous Cabaret, jest niewiarygodny i razem brzmią fantastycznie. Do tej pory znałem ją tylko jako dziewczynę śpiewającą samotnie przy pianinie. Inne najjaśniejsze punkty wieczoru to (moim zdaniem) piosenka Jacquesa Brela "Amsterdam" (którą jako nastolatek poznałem w wykonaniu Davida Bowie) i "Pirate Jenny", która zawsze przywodzi mi na myśl "Strażników" i cover Ting Tings dla Maddy (która miała tam być, ale jej nie było, więc zobaczy to na YouTube). A potem urządziliśmy podpisywanie.

Ale to nie był najbardziej ekscytujący moment wieczoru. Najbardziej ekscytujący moment miał miejsce w garderobie przed koncertem (która była ciepła i ładna i miała dywan i nie było tam żadnych smutnych napisów). Sxip Shirley i ja słuchaliśmy ostatnich utworów, które on skomponował do mojego niemego filmu, oglądając go jednocześnie z Quicktimie z powerbooka Sxipa. Do sceny, w której Bill Nighy odjeżdża sprzed pubu wolałem smyczki od fortepianu, ale obejrzeliśmy całość, a Sxip zawsze w odpowiednim momencie włączał odpowiedni utwór, czyli było to pierwsze wyświetlenie filmu z gotową muzyką.

Film (który nosi tytuł "Statuesque") zostanie wyemitowany w brytyjskiej telewizji Sky 1 (i chyba w Sky Art) w Boże Narodzenie. Nie jestem jeszcze pewien dokładnej daty, bo filmów jest jedenaście i nie ustalono dotąd kolejności emisji. Napiszę, kiedy się tego dowiem.
...
Po wszystkich linkach do zdjęć halloweenowych kostiumów Drugiej Matki z filmu (i całych rodzin Koraliny), miło mi zamieścić link do kogoś, kto został Drugą Matką z książki:

Co przypomniało mi o doskonale obrzydliwym artykule:
http://www.magic-city-news.com/Old_Embers/Two_Stories_for_Children12574.shtml który uważam za naprawdę obraźliwy. I nie z powodu tego, jak opisano mnie i "Koralinę"...
Twórcy "Koraliny" byliby także skłonni poprzeć zło aborcji i małżeństw homoseksualnych i gdyby tylko mieli możliwość, zmieniliby Amerykę w piekło na ziemi w stylu sowietów. Czyli można powiedzieć, że Matka Hulda [w polskich wersjach baśni braci Grimm występuje jako Pani Holle-przyp. noita] ukazuje duszę Prawicy, a Koralina - udręczoną dusze Lewicy.

Kiedy porówna się obie opowieści okazuje się, że nasza opowieść to o wiele więcej, niż polityczna walka. To prawdziwa "bitwa z władcami, potęgą, władcami ciemności na tym świecie i duchowym złem."*
...ale z powodu sposobu, w jaki opisuje, błędnie interpretuje i pomija istotne aspekty opowieści braci Grimm, od której się zaczyna (i do której nieudolnie porównuje "Koralinę"). To link to samej baśni: http://www.surlalunefairytales.com/diamondstoads/stories/holle.html

(Ach. Szybkie wyszukiwanie w Google pokazało, że ktoś już porządnie i rozsądnie skomentował ten artykuł.)

...
I na koniec - nadszedł wreszcie ten czas w roku. Dziś Bal The Moth, który odbywa się, aby wspierać cudowną organizację The Moth, która zajmuje się promowaniem opowiadania i gawędziarstwa. I jak rok temu, na aukcję zostanie wystawiona Herbatka w Towarzystwie Neila Gaimana. Licytacja jest na stronie

Teoretycznie chodzi o herbatkę w Nowym Jorku. W zeszłym roku była to herbatka (i mnóstwo ciastek, kanapek i słodkich przegryzek) w Nowym Jorku, w styczniu. Ale nie w Player's Clubie, który był zamknięty w czasie, który odpowiadał zwycięzcy aukcji. Prawdę mówiąc, jeśli mieszkacie w okolicy jednego z miejsc, które odwiedzę w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, pewnie uda się ustalić spotkanie gdzieś blisko Was.

Nie sądzę, żebym musiał dodawać, że nie, nie dostaję za to żadnych pieniędzy, wszystko idzie na konto Moth: http://www.themoth.org/ -- ale nigdy nie wiadomo.

To bardzo szczytny cel. Jeśli nie jesteście fanami Moth, zajrzyjcie na stronę z ich podcastami.



*czyli ze mną. A właściwie ze mną i Henrym Selickiem.