Neil zapytał:
Kogo chcielibyście
znów zobaczyć w grudniu?
@Geminitm odpowiedziała:
Osiemnastolatnią mnie po tym, jak uciekła z domu, żebym mogła
jej pokazać, że znalazłam miłość i własny dom – w końcu
wszystko zmieniło się na lepsze.
Opowieść grudniowa
Lato na ulicy jest
trudne, ale latem można spać w parku, nie umierając z zimna. Zima
jest inna. Zima może być zabójcza. A nawet jeśli nie jest, i tak
zimno traktuje cię jak swojego wyjątkowego bezdomnego przyjaciela i
wkrada się do twojego życia.
Donna uczyła się od
starych wyjadaczy. Sztuczka polega na tym, żeby spać, gdzie tylko
można, w trakcie dnia – dobrze się do tego nadaje zataczająca
pętlę linia metra, wystarczy kupić bilet i można jeździć cały
dzień, drzemiąc w wagonie, albo tanie kawiarnie, gdzie nikt nie
zwróci uwagi osiemnastolatce, która wyda pięćdziesiąt pensów na
kubek herbaty, a potem przyśnie w kącie na godzinę albo na trzy, o
ile wygląda dość porządnie – ale bez przewy poruszać się w
nocy, kiedy temperatura gwałtownie spada, a ciepłe miejsca
przestają być otwarte, drzwi się zamykają, a światła gasną.
Była dziewiąta
wieczorem, a Donna szła przed siebie. Trzymała się dobrze
oświetlonych przestrzeni i nie wstydziła się prosić o pieniądze.
Już nie. Ludzie zawsze mogli odmówić, co zresztą większość
robiła.
Kobieta stojąca na rogu
ulicy wcale nie wyglądała znajomo. Gdyby było inaczej, Donna nie
podeszłaby do niej. Myśl, że ktoś z Biddenden mógłby ją
zobaczyć w tym stanie, był jej największym koszmarem – ten wstyd
i strach, że dowie się matka (która nigdy zbyt wiele nie mówiła,
a na wieść, że zmarła babcia, powiedziała tylko „krzyżyk na
drogę”), potem matka powie ojcu, a on przyjedzie tutaj, by jej
szukać i spróbować zabrać do domu. A to by ją złamało. Nie
chciała go widzieć nigdy więcej.
Kobieta na rogu
zatrzymała się, zdezorientowana, i rozglądała się dookoła,
jakby zgubiła drogę. Od takich osób łatwo było wyciągnąć
drobne, jeśli wskazało się im, jak mogą dojść tam, gdzie chcą.
Donna poszeszła bliżej
i zapytała „Dałaby mi pani jakieś drobne?”
Kobieta spojrzała na nią
z góry. Nagle wyraz na jej twarzy zmienił się i wyglądała jak...
W tym momencie Donna zrozumiała, co ludzie mają na myśli, mówiąc
„wyglądała, jakby zobaczyła ducha”. Tak było. Kobieta
zapytała:
– To ty?
– Ja? – odparła
Donna. Gdyby rozpoznała kobietę, pewnie by się wycofała, być
może nawet uciekła, ale jej nie znała. Przypominała trochę matkę
Donny, ale była milsza, łagodniejsza, zaokrąglona, podczas gdy
matka Donny była wychudzona. Trudno było zobaczyć, jak naprawdę
wygląda, ponieważ miała na sobie gruby czarny strój zimowy i
grubą wełnianą czapkę z pomponem, ale włosy pod czapką były
pomarańczowe jak u Donny.
Kobieta powiedziała:
„Donna”. Donna powinna wtedy uciec, ale nie zrobiła tego, stała
w miejscu, ponieważ to było zbyt szalone, zbyt nieprawdopodobne,
zbyt niedorzeczne, by można to ująć w słowa.
Kobieta powiedziała:
– Och, Donna. To ty,
prawda? Pamiętam – urwała. Zamrugała, jak gdyby próbując
powstrzymać łzy.
Donna spojrzała na
kobietę, a nieprawdopodobna, niedorzeczna myśl wypełniała jej
głowę.
– Czy jesteś tym, kim
myślę? – zapytała.
Kobieta skinęła głową.
– Jestem tobą –
powiedziała. – Albo będę. Pewnego dnia. Szłam tędy,
przypominając sobie, jak to wtedy było, kiedy ja... kiedy ty... –
znów urwała. – Słuchaj. Tak nie będzie zawsze. A nawet nie
potrwa zbyt długo. Tylko nie zrób niczego głupiego. Albo czegoś,
czego nie będzie można odwrócić. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Jak na filmikach z YouTube, no wiesz. „Będzie lepiej”.
– Co to ju-tjub? –
zapytała Donna.
– Och, kochanie –
powiedziała kobieta. Objęła Donnę, przyciągnęła ją do siebie
i przytuliła mocno.
– Zabierzesz mnie ze
sobą do domu? – spytała Donna.
– Nie mogę –
odpowiedziała kobieta. – Dom jeszcze nie istnieje dla ciebie. Nie
spotkałaś jeszcze żadnej z osób, które pomogą ci przestać żyć
na ulicy i znaleźć pracę. Nie spotkałaś osoby, z którą się
zejdziesz i razem stworzycie miejsce bezpieczne dla was i dla waszych
dzieci. Miejsce pełne ciepła.
Donna poczuła
narastającą w niej złość.
– Po co mi to mówisz?
– zapytała.
– Żebyś wiedziała,
że wszystko zmieni się na lepsze. Żeby dać ci nadzieję.
Donna zrobiła krok do
tyłu.
– Nie chcę nadziei –
odpowiedziała. – Chcę ciepłego miejsca. Chcę domu. I chcę tego
teraz. Nie za dwadzieścia lat.
Urażony wyraz na
łagodnej twarzy.
– To mniej niż
dwadzieś–
– Nic mnie to nie
obchodzi! To nie dziś. Nie mam, gdzie pójść. Zimno mi. Masz
jakieś drobne?
Kobieta pokiwała głową.
– Trzymaj –
powiedziała. Otworzyła torebkę i wyciągnęła banknot. Donna
wzięła go – to było dwadzieścia funtów. Jednak banktnot nie
przypominał żadnej waluty, jaką znała. Spojrzała znów na
kobietę, chcąc ją o coś zapytać, ale tamtej już nie było, a
gdy Donna spojrzała na swoją dłoń, nie było na niej banknotu.
Stała, trzesąc się z
zimna. Pieniądze zniknęły, o ile w ogóle wcześniej tam były.
Ale miała jedno: wiedziała, że pewnego dnia wszystko się ułoży.
W końcu. I wiedziała, że nie musi robić niczego głupiego. Nie musi
kupować ostatniego biletu na metro, żeby móc skoczyć na tory,
gdy zobaczy, że pociąg jest już zbyt blisko, żeby się zatrzymać.
Zimowy wiatr był ostry,
przewiewał i przeszywał do kości; Donna zauważyła, ze przywiał
coś na próg jednego ze sklepów. Schyliła się, by to podnieść –
był to pięciofuntowy banknot. Może jutro będzie łatwiej. Nie
musiała robić żadnej z tych rzeczy, które sobie wyobrażała.
Zima mogła być
zabójcza, gdy żyło się na ulicy. Ale nie tego roku. Nie tej nocy.