W przypływie niespodziewanego ataku głodu tłumaczeniowego, przygotowałam dla Was przekład listu miłosnego od Neila, który rozsyłał UK Times:
http://entertainment.timesonline.co.uk/tol/arts_and_entertainment/books/commercial/article2623706.eceMiłej lektury! :-)
Varali
P.S. Pytanie do fanów Dr Who- nie przypomina Wam to przypadkiem czegoś?
Najdroższa,
Pozwól, że rozpocznę ten list, to preludium do spotkania, formalnie, wyznaniem, staroświeckim sposobem: kocham Cię. Nie znasz mnie (chociaż widziałaś mnie, uśmiechałaś się do mnie, włożyłaś monety do mojej dłoni). Znam Cię (choć nie tak dobrze jak bym chciał. Chcę być przy Tobie, gdy otwierasz oczy rano, widzisz mnie i się uśmiechasz. Czyż nie byłby to raj?) Tak więc teraz oddaję się Tobie przykładając pióro do papieru. Wyznaję to raz jeszcze: kocham Cię.
Piszę to po angielsku, w Twoim języku, w języku, w którym również mówię. Mój angielski jest dobry. Parę lat temu byłem w Anglii i Szkocji. Spędziłem całe lato stojąc w Covent Garden oprócz miesiąca Festiwalu w Edynburgu, kiedy to przebywam w Edynburgu. Wśród ludzi, którzy wrzucili tam pieniądze do mojej puszki, był pan Kevin Spacey, aktor, i pan Jerry Springer, gwiazda amerykańskiej telewizji, który był w Edynburgu na operze o swoim życiu.
Tak długo odkładałem napisanie tego, choć zawsze tego pragnąłem, choć wielokrotnie układałem to w swojej głowie. Czy powinienem pisać o Tobie? O mnie?
Najpierw Ty.
Kocham Twoje włosy, długie i rude. Pierwszy raz gdy Cię ujrzałem, myślałem, że jesteś tancerką. Wciąż uważam, że masz ciało tancerki. Nogi, postawa, głowa wzniesiona i odchylona do tyłu. To Twój uśmiech powiedział mi, że nie jesteś stąd, nawet zanim przemówiłaś. W moim kraju wybuchamy śmiechem, niczym słońce wyglądające zza chmur i oświetlające pola, które jednak zbyt szybko znów się wycofuje. Uśmiechnęłaś się i byłem zgubiony, jak małe dziecko w wielkim lesie, które już nigdy nie ma znaleźć drogi do domu.
Gdy byłem młody, nauczyłem się, że oczy zdradzają zbyt wiele. Niektórzy w moim zawodzie wykorzystują ciemne okulary lub nawet (i tych z gorzkim śmiechem potępiam jako amatorów) maski, które ukrywają całą twarz. Jaki pożytek jest z maski? Moje rozwiązanie to specjalne soczewki kontaktowe zakupione przez amerykańską stronę internetową za niecałe 500 euro, które zasłaniają całe oko. Oczywiście są ciemnoszare i wyglądają jak kamień. Zmusiły mnie do wydania więcej niż 500 euro, gdyż kupuję parę za parą. Mogłabyś pomyśleć, że przy takim zawodzie muszę być biedny, lecz to byłby błąd. W istocie przypuszczam, że musiało Cię zaskoczyć ile udało mi się zebrać. Moje potrzeby zawsze były niewielkie, a zarobki bardzo dobre.
Chyba że pada.
Czasem nawet wtedy, kiedy pada. Jak być może zaobserwowałaś, moja kochana, inni wycofują się przy deszczu, rozkładają parasolki, uciekają. Ja zostaję tam, gdzie jestem. Zawsze. Po prostu czekam nieruchomo. To wszystko dodaje występowi wiarygodności.
A jest to występ, tak samo, jak gdy byłem aktorem teatralnym, asystentem magika, nawet kiedy sam byłem tancerzem (to właśnie dlatego tak dobrze znam się na sylwetkach tancerzy). Zawsze miałem świadomość, że widownia to jednostki. Wszyscy aktorzy i tancerze, których znałem to widzieli, oprócz tych krótkowzrocznych, dla których widownia stanowi zamazaną plamę. Mój wzrok jest dobry, nawet przez soczewki kontaktowe.
"Widzieliście wąsatego mężczyznę w trzecim rzędzie?" zwykliśmy mawiać. "Wpatruje się w Minou z pożądaniem w oczach."
A Minou odpowiadała "A, tak. Lecz kobieta przy przejściu, ta która wygląda jak niemiecka pani kanclerz, właśnie walczy ze snem." Jeśli jedna osoba uśnie, można stracić całą widownię, tak że przez resztę wieczoru gralibyśmy dla kobiet w średnim wieku, których jedynym pragnieniem byłoby zapaść w drzemkę.
Drugi raz stałaś koło mnie tak blisko, że mogłem poczuć zapach Twojego szamponu. Pachniał jak kwiaty i owoce. Wyobrażam sobie, że Ameryka to kontynent pełen kobiet, które pachną kwiatami i owocami. Rozmawiałaś z młodym człowiekiem z uniwersytetu. Narzekałaś na trudności, które nasz język stawia przed Amerykaninem. "Rozumem, co nadaje płeć mężczyźnie lub kobiecie", mówiłaś, "Lecz co sprawia, że krzesło jest męskie, a gołąb żeński? Dlaczego rzeźba miałaby mieć żeńską końcówkę?"
Młody człowiek zaśmiał się i wskazał wprost na mnie. Lecz doprawdy, jeśli przechodzisz przez plac, nie możesz o mnie niczego powiedzieć. Szaty wyglądają jak stary marmur, z plamami po wodzie, zniszczony przez czas i obrośnięty. Skóra mogłaby być granitem. Dopóki się nie ruszę jestem kamieniem i starym brązem, a nie ruszam się gdy tego nie chcę. Po prostu stoję.
Niektórzy zbyt długo czekają na placu, nawet w deszczu, by zobaczyć co zrobię. Czują się niezręcznie nie wiedząc, są szczęśliwi, gdy upewnią się, że jestem żywy, nie sztuczny. To właśnie niepewność więzi ludzi jak myszy w pułapce.
Zbyt dużo chyba piszę o sobie. Wiem, że ten list jest zarówno listem miłosnym, jak i zapoznaniem. Powinienem pisać o Tobie. Twoim uśmiechu. Twoich tak zielonych oczach (nie znasz prawdziwego koloru moich oczu. Powiem Ci. Są brązowe.) Lubisz muzykę klasyczną, ale na Twoim iPodzie Nano masz też ABBĘ i Kid Loco. Nie używasz perfum. Twoja bielizna jest w większości sprana i wygodna, chociaż masz pojedynczy zestaw składający się z czerwonego stanika i majek, który zakładasz na specjalne okazje.
Ludzie obserwują mnie na placu, lecz oczy przyciąga jedynie ruch. Opanowałem do perfekcji maleńkie ruchy, tak małe, że przechodzień ledwo może stwierdzić czy je dojrzał. Tak? Zbyt często ludzie nie zauważą tego, co się nie porusza. Oczy to widzą, lecz nie dostrzegają, nie liczą się z tym. Mam kształt człowieka, lecz nim nie jestem. Tak więc by sprawić, by mnie zauważyli , by na mnie spojrzeli, przestali ześlizgiwać spojrzenie i zwrócili uwagę, jestem zmuszony wykonywać maleńkie ruchy, by ściągnąć na siebie ich spojrzenia. Wtedy i tylko wtedy mnie widzą. Jednak nie zawsze wiedzą, co zobaczyli.
Myślę o Tobie jak o kodzie do złamania lub łamigłówce do rozwiązania. Lub jak o puzzlach, które trzeba ułożyć. Przechodzę przez Twoje życie i stoję na krawędzi swojego. Moje gesty- stateczne, dokładne- są zbyt często źle interpretowane. Pragnę Ciebie. W to nie wątpię.
Masz młodszą siostrę. Ma konto na MySpace i na Facebook. Czasami rozmawiamy przez Messengera. Zdecydowanie zbyt często zakłada się, że średniowieczna rzeźba istnieje tylko w piętnastym wieku. To nie jest prawdą: Mam swój pokój, mam laptopa. Mój komputer jest zabezpieczony hasłem. Korzystam z niego ostrożnie. Twoje hasło to Twoje imię. To niebezpieczne. Każdy mógłby przeczytać Twoje e-maile, obejrzeć zdjęcia, dociec Twoich pasji na podstawie stron, które odwiedziłaś. Ktoś to byłby zainteresowany i komu by zależało, mółgby spędzić nieskończenie wiele godzin budując skomplikowany schemat Twojego życia, chociażby dopasowując ludzi ze zdjęć do imion w e-mailach. Nie byłoby trudno odtworzyć Twoje życie z komputera lub SMS-ów. To byłoby jak wypełnianie krzyżówki.
Pamiętam, kiedy zauważyłem, że naprawdę zaczęłaś mnie obserwować w trakcie przechodzenia przez plac, mnie i tylko mnie. Zatrzymałaś się. Podziwiałaś mnie. Zobaczyłaś, jak raz się poruszyłem dla dziecka i powiedziałaś towarzyszącej Ci kobiecie, wystarczająco głośno bym to usłyszał, że naprawdę mógłbym być rzeźbą. Przyjmuję to za najwyższy komplement. Znam wiele sposobów poruszania się, rzecz jasna- mogę ruszać się jak nakręcana maszyna, zacinając się i podrygując, mogę ruszać się jak robot lub automat. Mogę poruszyć się niczym kamienna rzeźba, która po setkach lat ożywa.
W zasięgu mego słuchu wiele razy mówiłaś o pięknie tego małego miasteczka. Jak, dla Ciebie, stanie wśród witrażowego wystroju starego kościoła było jak uwięzienie w kalejdoskopie z klejnotów. To było jak przebywanie w sercu słońca. Martwi Cię także choroba Twojej matki.
W czasie studiów pracowałaś jako kucharka i teraz Twoje opuszki palców pokryte są bliznami po tysiącach skaleczeń.
Kocham Cię i to miłość do Ciebie każe mi wiedzieć o Tobie wszystko. Im więcej wiem, tym bliżej Ciebie jestem. Miałaś przyjechać do mojego kraju z pewnym młodym mężczyzną, lecz złamał Twoje serce, a Ty jednak przyjechałaś tu na przekór i wciąż się uśmiechałaś. Zamykam oczy i widzę Twój uśmiech. Zamykam oczy i widzę jak kroczysz przez plac wśród gruchania gołębi. Kobiety w tym kraju nie kroczą. O ile nie są tancerkami, poruszają się nieśmiało. A kiedy śpisz, Twoje rzęsy drżą. Sposób, w który Twój policzek dotyka poduszki. Sposób, w który śnisz.
Ja śnię o smokach. Kiedy byłem dzieckiem, w domu mówili mi, że pod starym miastem mieszka smok. W mojej wyobraźni smok wił się niczym czarny dym pod budynkami, mieszkając między piwnicami, nieistotny, lecz wiecznie obecny. Tak właśnie myślę o smoku i tak właśnie myślę teraz o przeszłości. Czarny smok z dymu. Kiedy występuję, zostaję pożerany przez smoka i staję się częścią przeszłości. Naprawdę mam siedemset lat. Królowie przychodzą i odchodzą. Armie przybywają i giną lub wracają do domów zostawiając za sobą jedynie zniszczone budynki, wdowy i bękarty, lecz rzeźby pozostają, tak jak i smok z dymu oraz przeszłość.
Mówię to, choć rzeźba, którą naśladuję w ogóle nie jest z tego miasta. Stoi przed kościołem w południowych Włoszech, a ludzie uważają, że przedstawia siostrę Johna de Baptist lub miejscowego lorda, który wsparł finansowo ten kościół, by uczcić to, że został oszczędzony przez plagę lub też anioła śmierci.
Wyobrażałem sobie, że jesteś czysta, moja kochana, tak jak ja, jednak pewnego razu znalazłem czerwone majtki upchnięte na dnie kosza z bielizną, a po bliskim zbadaniu mogłem się upewnić, że poprzedniego wieczoru niewątpliwie dopuściłaś się rozpusty. Tylko Ty wiesz z kim, ponieważ nie pisałaś o tym w swych listach do domu ani nie nawiązałaś do tego w swoim internetowym dzienniku.
Mała dziewczynka spojrzała na mnie kiedyś, odwróciła się do matki i zapytała "Dlaczego ona jest taka nieszczęśliwa?" (Oczywiście przetłumaczyłem to dla Ciebie na angielski. Dziewczynka mówiła o mnie jako o rzeźbie i dlatego używała żeńskiej końcówki.)
"Dlaczego myślisz, że jest nieszczęśliwa?"
"Po co w takim razie ludzie mieliby udawać rzeźby?"
Matka uśmiechnęła się. "Może jest nieszczęśliwa w miłości", odparła.
Nie byłem nieszczęśliwy w miłości. Byłem przygotowany, by czekać, aż wszystko będzie dobrze, coś bardzo innego.
Mam czas. Zawsze mam czas. To dar, który wyniosłem z bycia rzeźbą- a raczej jeden z darów.
Mijałaś mnie, spoglądałaś i uśmiechałaś się, innymi razy mijałaś mnie ledwo zauważając mnie jako coś innego od przedmiotu. Doprawdy to niezwykłe jak mało uwagi Ty lub każdy inny człowiek poświęca czemuś, co pozostaje kompletnie w bezruchu. Obudziłaś się w nocy, wstałaś, poszłaś do toalety, załatwiłaś potrzebę, wróciłaś do łóżka i ponownie zasnęłaś, spokojnie. Nie dostrzegłabyś czegoś idealnie nieruchomego, prawda? Czegoś skrytego w cieniu?
Gdybym mógł, papier do tego do listu wykonałbym dla Ciebie z własnego ciała. Myślałem, by zmieszać z atramentem moją krew lub ślinę, lecz nie. Istnieje taka rzecz jak przesada, jednak wielkie miłości wymagają doniosłych czynów, prawda? Jestem nienawykły do doniosłych czynów. Bardziej doświadczony jestem w drobnych uczynkach. Sprawiłem kiedyś, że mały chłopiec krzyknął tylko przez to, że uśmiechnąłem się do niego, gdy już przekonał sam siebie, że jestem z marmuru. To najmniejszy uczynek, który nigdy nie zostanie zapomniany.
Kocham Cię, pragnę Cię, potrzebuję Cię. Jestem Twój tak samo jak Ty jesteś moja. I tak. Oto wyznałem Ci miłość.
Wkrótce, mam nadzieję, przekonasz się o tym sama. I wtedy już nic nas nie rozłączy. Nadejdzie czas, chwila, by się obrócić, odłożyć list. Jestem z Tobą, nawet teraz, w tych starych pokojach z irańskimi dywanami na ścianach.
Mijałaś mnie zbyt wiele razy.
Nigdy więcej.
Jestem przy Tobie. Jestem tu teraz.
Kiedy odłożysz ten list. Kiedy obrócisz się i spojrzysz na ten stary pokój, omiatając go spojrzeniem pełnym ulgi lub radości lub nawet strachu...
Wtedy się poruszę. Poruszę, tylko troszeczkę. I w końcu mnie zobaczysz.