sobota, 17 listopada 2007

Nadrabianie

Neil napisał w piątek 16 listopada 2007


Nie jestem pewien w jaki sposób przeoczyłem Przywilej Miecza. Jest to sequel do Ostrza miecza, która jest jedną z moich ulubionych powieści Ellen Kushner, a tym samym jedną z moich ulubionych książek. (Ellen Kushner byłaby moją przewrotnym bliźniakiem gdyby nie była dziewczyną, nie jesteśmy spokrewnieni i podejrzewam, że jeśli któreś z nas jest przewrotne, byłbym to ja.) Gdy byłem w zeszłym tygodniu w Los Angeles Harlan Ellison przyniósł mi kupę książek i powiedział "Weź coś do czytania w samolocie", a kiedy zobaczyłem powieść Ellen Kushner, której nie czytałem chwyciłem ją z entuizjazmem. W drodze do Anglii przeczytałem pierwszą połowę, drugą przed chwilą, wracając. Jest bardzo dobra -- niepokojąco przenosi się od trzeciej osoby do pierwszej i spowrotem, jakby była to powieść dla zglębiających w kółko jeden temat, lecz inteligentnych, ale z zatrzęsieniem gorącego seksu. Wszystko dzieje się tak, jak powinno. Katherine jest piętnastoletnią wiejską dziewczyną z dobrego domu, której szalony wujek, Duke, zamierza zrobić z niej szermierza. I udaje my się... książka jest elegancka, zabawna i zachwycająca.

Dobrze. Raport z ostatnich kilku dni. W porządku.

Miałem improwizowane i cudowne przyjęcie urodzinowe w hotelu zorganizowane ("Tato ja tego nie zorganizowałam, obsługa hotelu się wszystkim zajęła, cały czas ci powtarzam") przez moją córkę Holly. Zjawił się cudowny wachlarz przyjaciół, wszyscy bez zapowiedzi -- wliczając kilku, jak Geoffa Rymana i Johna i Lilianę Bolton których nie widziałem od lat. Szampan został wychlapany. (Chlapanie jest jak picie, tylko wylewa się coraz więcej zbliżając się do końca kieliszka). Mitch Benn pojawił się o w pół do pierwszej (kiedy to już nie było moje urodziny, ale jego córki, Grety) i zaśpiewał "Be My Doctor Who Girls" przygrywając sobie na gitarze dopóki obsługa nie kazała mu przestać.

Jedenastego była premiera Beowulfa. Była gigantyczna -- wydarzenie które rozniosło jego ekwiwalent w Los Angeles. Płomienie buchały z boku budynku, był wysoki na trzydzieści stóp telebim z wikingami i bębnami przed nim, tysiące ludzi a całe wydarzenie było niewyobrażalnie wielkie. Starałem się rozdać jak najwięcej autografów i zostałem odciągnięty, żeby dawać wywiady, ale przeszedłem razem z Holly po czerwonym dywanie. Wiedziałem, że w końcu mi się udało, kiedy zobaczyłem że na zdjęciach publikowanych on-line podpisano mnie jako "niezidentyfikowanego członka obsady".

[Edycja; zostałem podpisany jako Crispin Glover.]

Co jakiś czas dostaję trochę dziwne listy, w których krzyczy się na mnie za SPRZEDAWANIE SIę MAMONIE i DLACZEGO NIE PISZESZ JUż KSIążEK TY HOLLYWOODZKI SPRZEDAWCZYKU, takie rzeczy i zastanawiam się dlaczego nie dostawałem listów w 1997 kiedy razem z Rogerem pisaliśmy Beowulfa (albo przynajmniej w marcu 2005 kiedy robiliśmy poprawki) i uważam je za równie dziwne, kiedy pytano mnie, dlaczego nie piszę już komiksów ("Ale przecież je piszę" mówię im. "Przez ostatnie pięć lat napisałem więcej komiksów niż czegokolwiek innego.") To dziwaczne kiedy mówią ci, że sprzedałeś się Hollywood za pracę, którą zrobiłeś lata temu. Chociaż poczułem się szczególnie Hollywoodzko na londyńskiej premierze ubrany w moją olśniewającą marynarkę i maszerując z Rogerem, Robem Zemeckisem i gwiazdami z kina do kina podczas gdy Ray Winstone dziękował wszystkim za przybycie, a potem wesoło dodawał "i NAPRAWDĘ zabiję waszego potwora."

(Z ulgą zobaczyłem, że Beowulf dostał właśnie certyfikat Rotten Tomatoes. Niektórym się naprawdę podoba, niektórym nie, ale ci pierwsi przeważają nad tymi drugimi.)

Potem wstałem wcześnie 12, leciałem przez kilka godzin, miałem spotkanie biznesowe, potem pojechałem w mniej lub bardziej bezsieciową dzicz na dzień, miałem dzień wolnego, głównie spałem, potem obudziłem się o 14:30 i powróciłem do cywilizacji.

Często narzekam na telefony komórkowe, ale wszystko co może ci pomóc, jeśli łapiesz gumę o szóstej rano na górskiej drodze jest dla mnie w porządku. Jakimś cudem nawet nie spóźniłem się na samolot powrotny do Londynu albo samolot do stanów.

Teraz jestem w domu po 26 godzinach podróży. Pracowite trzy dni, potem lecę na Filipiny z Mikiem, potem kończę Księgę Cmentarną...

Brak komentarzy: