czwartek, 31 stycznia 2008

Dla Patry Francis...

Neil napisał we wtorek 29 stycznia 2008 o 11:05

Promowanie nowej książki jest trudne, szczególnie gdy jest się świeżo upieczonym autorem. Nie ma znaczenia jak dobra jest książka, ani jak miłym jesteś człowiekiem - i tak skończysz na spotkaniu z czytelnikami w pustej sali, o ile w ogóle ktoś pozwoli ci takowe zorganizować.

Jednak znacznie trudniej jest w sytuacji, kiedy twoja pierwsza książka zostaje wydana, a ty nie jesteś w stanie jej promować.

Czasami cała blogowa społeczność potrafi zebrać się i zrobić co w ludzkiej mocy aby powiadomić innych o nowej książce skoro ty nie możesz zająć się tym sam.

I czasem autor w trakcie pisania książki zatrzyma się i pomyśli "Czekajcie. Dwudziesty ósmy. To było wczoraj? Myślałem, że... cholera."

Książka nosi tytuł "The Liar's Diary" ["Pamiętnik kłamcy"]. Przeprasza skruszony autor.

kiepski blogujący. żadnych historyjek o wątróbce.

Neil napisał w poniedziałek 28 stycznia 2008 o 13:35

w tym momencie fatalnie bloguję.
Dzieje się tak ponieważ

a) piszę.

Właśnie przeczytałem ponownie entuzjastyczną mowę napisaną z okazji Narodowego Miesiąca Pisania Powieści dla pisarzy, którzy w danym momencie są na etapie trzech czwartych książki kiedy już po prostu trzeba podążać naprzód i trochę pomogło. ("Ha!" pomyślałem. "Co ty możesz wiedzieć, niemądry pisarzyno?" Ale w głębi ducha wiedziałem, że miał rację.)

Nadal tkwię w Rozdziale Siódmym. Wczoraj było dużo gadania. Dzisiaj coś może się wydarzyć.

b) piszę, więc kiedy znajdę albo dostanę interesujący link mówię sobie "Tak, powinienem to zamieścić" i zaraz zapominam.

i oczywiście główny powód dlaczego tak fatalnie mi idzie jest taki, że

c) piszę.

Kiedy nie zajmuje się pisaniem powieści mam wyrzuty sumienia. I choć pojawiają się rzeczy warte opisania na blogu (mógłbym teraz napisać o odwilży, o słońcu i pszczołach; trzy dni temu nie pojawiła się naprawdę ciekawa notka o tym co zrobić, gdy twoja asystentka wręcza ci dwudziestofuntowy kawał krowiej wątroby, który dostała dla psa w miejscowej masarni. A wczoraj ułożyłem w głowiem ale w końcu nie zapisałem Dlaczego Ludzie w Sezonie Pierwszym "Torchwood" Są Zbyt Głupi Żeby Istnieć - łącznie z zagadkowym incydentem z 1941 roku kiedy pewna osoba zapisała coś na papierze czarnym atramentem (który pozostanie czytelny przez wieki, jeśli tylko nie będzie trzymany na słońcu) lecz obawiając się nie wiedzieć czemu, że atrament z czasem wyblaknie, najpierw sfotografowała tekst Polaroidem, a następnie zapisała część krwią, wsadziła w puszkę po kawie i schowała w wilgotnej piwnicy. Bo to z pewnością pozwoli na odczytanie tekstu po siedemdziesięciu latach. Dlaczego nie wykonała również czekoladowego modelu - nie dowiem się nigdy.)

och, i pomimo przepowiedzenia, że Blink otrzyma nagrodę za najlepsze dramatyczne jakmutam ten blog oficjalnie kibicuje dwuczęściowemu "Family of Blood/Human Nature" ["Rodzina krwi/ Ludzka natura"] Paula Cornella. Oczywiście dlatego, że zostałem przekupiony.

Niech to. Miałem tylko wpaść tylko na moment, a teraz się rozpisałem.

Odpowiem na pytanie. Tylko jedno. Potem siadam do pracy.

Dzień dobry, Neil!
Zastanawiałem się, czy mógłbyś polecić mi dobre pióro wieczne skoro sam używasz ich od tak dawna.
Wczoraj dostałem swoje pierwsze. Wspomniałem przyjacielowi, że wszystkie zapiski robię odręcznie, bo tak najłatwiej uciszyć swojego wewnętrznego redaktora, ale że chciałbym przerzucić się na pióro żeby nie zaśmiecać świata zużytymi jednorazowymi długopisami. A on zniknął w czeluściach swojego domu, a po chwili wrócił i wręczył mi wieczne pióro z tłoczkowym mechanizmem do napełniania.

Teraz mam już pióro, ale potrzebny mi jeszcze atrament. A chcę mieć pewność, że otrzymam buteleczkę atramentu dobrej jakości -- najlepiej takiego, który się nie rozmazuje, bo lubię pisać zwinięty gdzieś na kanapie z notatnikiem na kolanie.

Na postawie tego co właśnie napisałeś na temat Noodler Polar Black - tego raczej nie zamówię. (I tak mieszkam na południu, więc zamarzający atrament nie będzie raczej moim zmartwieniem.) Jakiego rodzaju ty używasz lub jaki poleciłbyś piórowemu nowicjuszowi takiemu jak ja?
Wielkie dzięki!
Andi

Żeby oddać sprawiedliwość powinienem napisać, że dostałem wiadomość od osoby używającej Noodler Polar Blue z informacją, że ten się nie rozmazuje.

Sporo informacji na temat atramentów (łącznie z tym co jak wygląda) było na http://www.inksampler.com/
ale niestety, większość zniknęła. Ale wciąż jest internet oraz ludzie, któży opisują wyczerpująco atramentów do piór i nawet polecają swoje ulubione.
Znajdź kolor, oraz atrament, który Ci odpowiada. Wypróbuj kilka. Parker's Quink jest niezawodny. Private Reserve mają urocze kolory (lubię ich Czarną Wiśnię i Miedzianą Eksplozję). Atrament Watermanna jest zawsze dobry. Warto rozważyć też kształt - z flakoników Mont Blanc (nie lubię ich piór, a i atrament nie jest dużo lepszy, ale uwielbiam wygląd buteleczki) i Levanger łatwo napełniać, nawet gdy atramentu jest już mało.

Nigdy nie używaj do pióra wiecznego atramentu India, do szkicowania lub rysunku. Zakleisz wnętrze albo jeszcze gorzej. Ale jeśli jesteś zainteresowany, są w sieci miejsca gdzie dowiesz się jak samemu zrobić inkaust według starożynych receptur...
...
I na koniec podziękowania dla Dana Goodsella, który zauważył swoją zabawkę Pana Tosta w klipie Maddy z Comic-Con i przysłał jej zatrzęsienie tostowych gadżetów. Niech żyje Pan Tost.

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Jaskrawy błękit

Neil napisał w piątek 25 stycznia 2008



Wybaczcie. Wciąż nie robię wiele oprócz pisania Rozdziału Siódmego. (W książce Scarlett Perkins właśnie przyjechała do biblioteki obejrzeć mikrofilmy starych gazet.) Małym szokiem było przerzucenie się z pisania wiecznym piórem na klawiaturę. Właśnie otrzymałem smutną wiadomość, iż leśna chatka z której czasem korzystam ma teraz bezprzewodowy internet... (niech to!)

To pojawiło się kilka tygodni temu, ale nie odpowiadałem dopóki nie upewniłem się co się dzieje...

Co się stało z coroczną aukcją litografii Dave'a Sima i Neila Gaimana o której tu wspominasz: http://journal.neilgaiman.com/2004/11/on-table.asp ? Byłem jednym z wielu, którzy nie wygrali pierwszej i miałem nadzieję na drugie podejście...


Przydarzyła się jej Amerykańska Poczta.

W zeszłym roku dostałem ją w swoje ręce, pomalowałem i zrobiłem collage, wysłałem (z ubezpieczeniem) do CBLDF. Następnie czekaliśmy. Paczka nie doszła. Potem odkryliśmy, że zwykłe ubezpieczenie wartości paczki nie ma znaczenia jeśli Poczta nie chce zapłacić... Ta historia ciągnęła się przez rok.

Dave Sim przysłał mi właśnie litografię na 2007 -- myślę, że może być osobistą pracą -- którą mam zamiar przyozdobić na wszystkie strony i oddać CBLDF na aukcję żeby zrehabilitować się za tą, która zaginęła na poczcie. Myślę, że wyślemy ją FedExem, jak zwykle, po to aby być pewnymi. Litografia na 2008 rok powinna zostać zrobiona naprawdę niedługo -- prawdopodobnie by zbiegła się z Nowojorskim Comic-Conem. Zobaczymy.

Zobacz, Neil!


Pomyślałem, że ta strona może Ci się spodobać...


http://strangemaps.wordpress.com/


Pozdrwiam,
Richard.


Podoba mi się! Świetna.


Cześć Neil


Zauważyłem, że na twoim blogu często wspominasz, że historie, które piszesz były w twojej głowie przez lata. Zastanawiałem się, czy specjalnie dajesz pomysłom leżakować przez lata zanim coś z nimi zrobisz, czy po prostu masz duże zaległości pomysłów? Ze swoich doświadczeń w pisaniu wysnułem wniosek, że im starszy pomysł tym przyjemniej się pisze. Być może czujesz podobnie?


Dzięki!
Ben


Obie twoje hipotezy są po trochu prawdziwe. Czasami miło mieć jakiś pomysł w głowie przez lata, dodawać do niego nowe szczegóły, pozwalając mu rosnąć, stawać się bardziej interesującym, a czasem to niepokojące mieć pomysł na historię, którą chcesz napisać ale ci się nie udaje, a bardzo rzadko, same w ciemności te pomysły umierają i rdzewieją zamieniając się w pleśń i muł.

Zwykle jest to mało zamierzone (z wyjątkiem Księgi Cmentarnej, która była lepszym pomysłem niż ja byłem pisarzem dwadzieścia lat temu) niż zależne od tego ile piszę i kto tego oczekuje.

Czasami stary pomysł zostaje wyparty na tyły w szalonym odurzeniu nowym, takim którego jeszcze nigdy nie miałeś i który spisujesz szybko rozedrgany urokiem nowości. Żadnych zasad. Tylko historie i ty opowiadający tak wiele jak tylko zdołasz.

Witaj Neil,czy jest jakaś znacząca różnica pomiędzy Chłopakami Anansiego i Chłopakami Anansiego: powieść (P.S.)? Czytałem Chłopaków Anansiego i chciałbym kupić mój własny egzemplarz, a w Amazon można dostać oba wydania/wersje. Kiedy miałem dziewięć, albo dziesięć lat mój nauczyciel czytywał nam opowieści Anansiego. Od tego czasu mam do niego sentyment. Dziękuję.
Morag Gray

Wydania (P.S.) na Amazon.com są w większym formacie wydań "trade paperback" z wywiadami na końcu (a jeśli chodzi o Chłopaków Anansiego fragmentem Amerykańskich Bogów) wydane przez wydawnictwo Harper Perennial. Wydanie Chłopaków Anansiego(P.S.) ma rażąco niebieską i jaskrawo-żółtą okładkę i nie można jej przegapić. Jest większa niż "wydanie masowe", wydrukowana na lepszym papierze, ale zawiera tę samą powieść.

Nie mogę znaleźć dobrego zdjęcia okładki, więc tutaj masz nową okładkę P.S. Dymu i Luster która wychodzi w tym tygodniu, vizja w purpurze i zieleni.




Dlaczego piszesz tylko książki dla dzieci? Dlaczego nie następną powieść dla dorosłych?

Wszystko w swoim czasie. Prawdę mówiąc nie uważam Księgi Cmentarnej za książkę dla dzieci. To powieść, a główny bohater dorasta od około 18 miesięcy do 16 lat podczas jej trwania. Myślę, że niektórym młodszym czytelnikom się spodoba tak jak i niektórym starszym (a niektórzy młodzi i niektórzy starsi czytelnicy uznają ja za zbyt straszną lub zbyt makabryczną, lub dziwną). Nie przypomina niczego co stworzyłem do tej pory...

czwartek, 24 stycznia 2008

Dla ciekawskich

Neil napisał w środę 23 stycznia 2008 o 22:05


Właśnie przysłano mi pierwszą wersję okładki do "Księgi Cmentarnej", którą Dave McKean zaprojektował dla wydawnictwa Harper.

Książka jest już spóźniona o trzy tygodnie, a ja wciąż przedzieram się przez dżunglę jaką stanowi Rozdział Siódmy.

Nie ma to jak otrzymać okładkę książki nad którą właśnie pracujesz, żeby łatwiej się było skoncentrować.

Kliknijcie na obrazek, żeby powiekszyć. Widmowe postaci będą połyskliwe, tak jak na pierwszej okładce "Koraliny" w twardej oprawie...

Psiarnia i ja

Neil napisał w środę 23 stycznia 2008 o 17:56

Na dworze jest cholernie zimno. Dziś w nocy temperatura spadnie do minus 29 F - przy wietrze odczuwalna będzie -35 (czyli -37 C). Boli przejście przez ogród żeby pisać, boli droga powrotna.

Nie wydaje mi się, żebym miał dziś pójść z psem na długi spacer.

(tak przy okazji - atrament Noodler Polar bardzo mnie zawiódł. Nie mam nic przeciwko dziwacznemu zapachowi, ani tendencji do robienia kleksów. Mam natomiast zastrzeżenia wobec atramentu, który po kilku godzinach od napisania nadal się rozmazuje, choć powinien był już wyschnąć.

Dobra. Z powrotem do Rozdziału Siódmego

wtorek, 22 stycznia 2008

Pewnie myśleliście, że już po mnie

Neil napisał w poniedziałek, 21 stycznia 2008 o 14:23

Przepraszam was za to - próbowałem wysłać notkę emailem, ale się zirytowałem, że przestałem. Teraz z technicznego punktu widzenia wszystko jest w porządku i pomyślałem, że światu należy się stosowna notka, aczkolwiek krótka.

"Księga cmentarna" jak sądzę wróciła już na właściwe tory. Przedarłem się przez złowrogie i kolczaste zarośla jakimi był Rodział Szósty i jak mi powiedziano, nie brzmi wcale jakbym wymyślał go w trakcie pisania, ale jakbym od początku wiedział jak ma wyglądać. To mnie bardzo cieszy, bo pisało się nędznie.

Obecnie powstaje Rozdział Siódmy. Pisanie go sprawia mi wielką przyjemność i chyba nawet wiem dokąd zmierza (wiedziałem od lat), ale wydaje się, że i tak zechce mnie czymś zaskoczyć. Nagle zjawił się martwy poeta nazwiskiem Nehemiah Troh, którego zupełnie się nie spodziewałem. Na jego nagrobku wyryto "Łabędzie Śpiewają Przed Śmiercią" i mam nadzieję, że nigdy nie dowiemy się dlaczego.

(Nie będzie to wyjaśnione w książce, ale to fragment którego autorem rzekomo był Pope, ale tak naprawdę cytat nawiązujący do przekonania, że tuż przed śmiercią łabędzie śpiewają najgłośniej i najpiękniej pochodzi z Coleridge'a:
"Łabędzie śpiewają przed śmiercią. Byłoby lepiej, gdyby niektóre osoby umierały zanim zaczynają śpiewać."
I pozwala mi sądzić, że Nehemiah Trot nie został uznany za wielkiego poetę przez ludzi, którzy go pochowali.)

Jak już wspomniałem, naprawdę doskonale się bawię.

Jednak nadal pozostaje kilka wstępów, które zgodziłem się napisać przed końcem stycznia (ponieważ byłem pewien, że do tego czasu "Księgę Cmentarną będę miał z głowy) i nieco mnie to rozprasza.

Strajk scenarzystów trwa. Szalenie ucieszyło mnie porozumienie jakie Weinstein Company podpisała z WGA [Writers Guild of America, związek pisarzy - przyp. noita] zgadzając się na wszystkie warunki, bo oznacza to, że mogę wrócić do pracy nad filmem "Nigdziebądź". (Krótka historia - między 1997 a 2000 rokiem napisałem około ośmiu wersji filmu i się wycofałem. Po mnie inni próbowali tworzyć scenariusze, niektóre były okropne, niektóre nie, ale pomysł umarł. W ubiegłym roku moi agenci zostali przysłali kogoś kto zapytał czy jest może szkic scenariusza i była to ostatnia wersja napisana przez mnie w 2000. Ktoś go przeczytał, rozgorączkował się i nagle pomysł ożył. Hensons ma produkować do spółki z Weinstein Company. Trzeba jeszcze znaleźć reżysera, ale przynajmniej już mogę nad tym pracować.)
***

Jedno z najczęściej zadawanych tutaj pytań to Czy Mógłbym Polecić Książkę Dla Młodeczo Czytelnika? Odpowiedź naprawdę brzmi nie mogę, nie bez znajomości danego Młodego Czytelnika. Różni ludzie lubią różne książki, a wiek nie jest żadną wskazówką. Ale co mogę zrobić to pokazać wam w Daily Telegraph tę wspaniałą listę 100 książek, które każde dziecko powinno przeczytać. Podzielona została na trzy części (dla najmłodszych, średnich i starszych dzieci).
To naprawdę świetne zestawienie i mówię to jako osoba, która czytała sobie lub na głos wiele z proponowanych tytułów, a nie dlatego, że znalazła się tam "Koralina".
...

W New York Times jest artykuł na temat Stephina Meritta.
...

Ludzie pytali, czy mam zamiar zaopatrzyć się w nowy, lekki Macbook Airs. I podejrzewam, że tak, ale zanim to zrobię poczekam aż trochę pobędą na rynku. Najmądrzejsza decyzja to nie rzucać się na sprzęt Mac jak tylko sie pojawi. Przejścia Holly z MacBookiem pierwszej generacji są najbardziej aktualnym przykładem ignorowania tej zasady w mojej rodzinie.

Chciałbym też, aby był jeszcze trochę lżejszy. Wolałbym, żeby mój Panasonic W7 był lżejszy, a i tak waży około 8 uncji mniej, niż nowy Mac. (edytowane, aby dodać: a ma jeszcze napęd DVD i dysk twardy dwa razy większy, niż ten w Mac air. Z drugiej strony ma zainstalowaną Vistę, który jest wolniejszą wersją Windowsa XP.)
...

Neil, 27 grudnia napisałeś "Byłoby znacznie więcej białych owczarków niemieckich gdyby naziści nie stwierdzili, że są gorszą rasą i należy je wyeliminować z puli genetycznej. Oczywiście to samo można powiedzieć o mojej rodzinie." Dlaczego nie wspominasz o tej gałęzi swojej rodziny?

Zwyczajnie dlatego, że zwykle o tym nie myślę, ani nie czuję się z tym dobrze i ten temat rzadko pojawia się w rozmowie.

Pamiętam jak po raz pierwszy zdałem sobie sprawę co przydarzyło się mojej rodzinie podczas Drugiej Wojny Światowej. Miałem jakieś 11 lat i musiałem zrobić do szkoły drzewo genealogiczne. To było tylko dwadzieścia pięć lat po zakończeniu wojny - niezbyt długo, ale dla mnie był to cały wiek, a IIWŚ była już starożytną historią. Rysując drzewo i rozmiawiając z krewnymi odkrywałem, że większość mojej rodziny z terenów Polski, Niemiec i Wschodniej Europy została wysłana do obozów koncentracyjnych i już z nich nie wróciła. Chociażby z całej wielkiej rodziny mojego dziadka ze strony ojca został tylko mój pradziad z dziećmi, którzy przybyli do Anglii oraz trzy siostry z Radomska w Polsce, które przeżyły dzięki szczęściu i sprytowi.

Jedna z tych sióstr to moja kuzynka, znakomita Dr Helen Fagin [była siostrą cioteczną mojego dziadka - mój pradziadek był jej wujem] i została właśnie wyróżniona przez New College of Florida w Sarasocie za wkład w nauczanie o Holocauście.
Tak samo jak pisarstwo i wykłady Fagin, 1000 tomowy zbiór podkreśla to, co ona sama nazywa "moralną nauką" na temat nazistowskiej eksterminacji 6 milionów Żydów.

"Ważne jest, aby uczyć się o Holocauście" mówi, "ale jeszcze ważniejsze jest jaką naukę wyciągniemy z Holocaustu."

Najbardziej mrożącą krew w żyłach lekcją jest jej zdaniem to, że eksterminacja, największa zdrada jakiej może dopuścić się cywilizacja wobec własnej ludności była dziełem kulturalnych, dobrze wykształconych ludzi.

"To były osoby wykształcone, erudyci i myśliciele, którzy doszli do wniosku, że ostateczne rozwiązanie brzmi całkowicie przekonująco."

"Następnie zdołali zwerbować do pomocy chemików, aby ci wymyślili skuteczny gaz do unicestwiania ludzi; architektów do zaprojektowania wydajnych domów śmierci i przemysłowców do stworzenia maszynerii zagłady."

Lekcja, jaką powinniśmy z Holocaustu zapamiętać nie dotyczy tego, że ludzie są "jakoś zdolni wyrzec się swoich związków z innymi" mówi Helen Fagin, ale że "robią to świadomie dokonując wyboru."
I ma rację. Jak napisałem w "Amerykańskich Bogach" dla mnie najgorsze jest, że część - być może nawet spora - tych, którzy wymordowali moja rodzinę i sześć milionów innych ludzi zdołała (nie mam co do tego wątpliwości) wmówić sobie, że są dobrzy i robią dokładnie to, co należy.

wtorek, 15 stycznia 2008

podgląd "Koraliny"

Neil napisał w poniedziałek 14 stycznia 2008 o 10:23

Nie wiem jak długo będzie to dostępne - prawdopodobnie niezbyt długo. Ktoś zamieścił na YouTube podgląd "Koraliny" pod adresem http://www.youtube.com/watch?v=o63NrCIiYEw . Jest filmowany z widowni, bardzo niewyraźny (bo filmowanie czegokolwiek w 3D to zły pomysł), a dla mnie jest interesujący dlatego, że przy każdym trójwymiarowym efekcie słychać z widowni okrzyki zachwytu i inne tego typu odgłosy. Ale obiecałem, że jeśli się pojawi, to zamieszczę link. Nie wińcie mnie, jeśli już tam tego nie będzie.

Złe wieści

Neil napisał w poniedziałek 14 stycznia 2008 o 10:17

Właśnie przeczytałem wiadomości na temat Rogera Avary'ego i piszę to, żeby powstrzymać powódź maili od osób, które chcą mnie o tym poinformować. (Nadal nie mam dostępu do Bloggera i jestem zmuszony obchodzić go jakoś poprzez e-mail.)

Według doniesień prasowych (a nie posiadam innych informacji) Roger rozbił wczoraj samochód. Jego żonę Gretchen uderzenie wyrzuciło z samochodu i poważnie ranna przebywa teraz w szpitalu, a pasażer, włoski przyjaciel Rogera nazwiskiem Andreas Zini zginął. Roger został aresztowany pod zarzutem zabójstwa i jazdy pod wpływem alkoholu i wypuszczony za kaucją.

Martwię się o nich wszystkich. Martwię się o Gretchen i ich dzieci, martwię się o rodzinę ich biednego przyjaciela i martwię się o samego Rogera (którego, o czym warto wspomnieć, znam ponad dziesięć lat i który praktycznie nie pije).

niedziela, 13 stycznia 2008

New York Times

Neil napisał w piątek 11 stycznia 2008

oto naprawdę dobry artykuł New York Timesa o Beowulfie i tym, co ja i Roger Avary staraliśmy się zrobił, który napawa mnie dumą.
Poza tym mam wielkie problemy z logowaniem się do różnych rzeczy, jak do Bloggera. Ale jestem w trakcie pisania, więc nie szkodzi.

piątek, 11 stycznia 2008

Ostrzeżenie przed mgłą

Neil napisał we wtorek, 8 stycznia 2008

Właśnie dostałem e-maila od Tellera, w którym odsyła mnie do
http://www.pennandteller.com/03/coolstuff/tellersmacbethindex.html
która jest tą częścią strony, na której jest sam Makbet. Zawiera również wywiady dla stacji NPR oraz szczegóły o miejscach i terminach (Red Bank NJ, a potem Washington DC).

Jestem mniej więcej zadowolony z pisania Rozdziału Szóstego Księgi Cmentarnej. Piszę "mniej więcej", ponieważ jestem w takim miejscu, że mam nadzieję, że książka sama wie, co robi, gdyż ja obecnie nie mam pojęcia-- piszę scenę za sceną jak człowiek idący doliną wśród gęstej mgły, który jest w stanie dojrzeć kawałek ścieżki przed sobą, ale zupełnie nie wie gdzie go zaprowadzi.

wtorek, 8 stycznia 2008

Poczta na dzień dobry

Neil napisał w poniedziałek, 7 stycznia

Gdyby to był normalny dzień, najbardziej ekscytującą częścią porannej poczty byłaby limitowana edycja CORALINY lub drugi tom zebranych komiksów o Muminkach albo nawet wieczne pióro Lamy 2000 (by zastąpić to, które musiałem zgubić gdzieś po drodze. “Księgę cmentarną” piszę bardzo staroświeckim piórem Watermana, które sprawia, że pisanie jest bardzo przyjemne, ale rękopis nie jest najbardziej czytelny). Nie wspominając nawet o specjalnej przedpremierowej kopii DVD “Sweeney Todd”. A nawet gdyby to był odrobinę nadzwyczajny dzień, wypełniony niesamowitymi prezentami pocztowymi i innymi takimi, najbardziej ekscytującą częścią porannej poczty byłby DREAM OF THE RAREBIT FIEND, książka niesamowitej wielkości i piękna, którą zamówiłem od http://www.rarebit-fiend-book.com/ (i czekałam około dziesięciu dni tłumiąc wyczekiwanie). Położyłem go na kuchennym stole zawalonym pocztą i stanąłem na krześle, żeby zrobić mu zdjęcie. Książka jest ogromna (to coś obok niego to telefon normalnej wielkości) i już nie mogę się doczekać kiedy go przeczytam...


Ale niespodzianką z torby listonosza było to: The Art of P. Craig Russell, a Retrospective (Sztuka P. Craig Russella, dzieła zebrane, przyp. Varali)- urocza niespodzianka. Wstęp Dave'a Sima, całość złożona pzez Craiga i Joe Pruetta. To przegląd dzieł Craiga od lat chłopięcych do dziś, kompletny, ozdobny, piękny.

W jednym z rozdziałów Craig mówi o “Morderstwach i tajemnicach” , jak je zadaptował, jakich dokonał wyborów, jak rozłożył je na czynniki pierwsze; opowiada o projektowaniu dymków, zastosowaniu koloru itd. Powinna to być obowiązkowa lektura dla każdego, kto chce pisać, rysować lub edytować komiksy.


Jeśli Craig mówił mi, że nad tym pracował (a jestem pewien, że to robił), udało mi się o tym kompletnie zapomnieć. Co sprawiło, że niespodzianka była perfekcyjna (strona Craiga to http://www.pcraigrussell.net/).

A po tym zadzwonił do mnie mój agent dając znać, że United Artists jest pierwszym studiem filmowym, które podpisało umowę z Gildią Pisarzy, i że jesli chciałbym napisać dla nich film lub sprzedać im prawa do książki, to mogę to zrobić. Istnieje więc nadzieja, że inne studia pójdą tym śladem.

Teller i szkocka sztuka

Neil napisał w niedzielę 6 stycznia 2007 o 15:33

Chcecie poczytać coś naprawdę dobrego? Pięknie napisanego, gdzie jest sztuka, krew, magia i horror? I Shakespeare? I teatr? Coś o zamiłowaniu do sztuki? O radości z zebrania utalentowanych ludzi i zbudowania z nimi czegoś czego jeszcze nikt nie dokonał? O kłamstwie w służbie sztuki?

Chcecie, naprawdę, nawet jeśli wydaje się wam, że tak nie jest.

Zaufajcie mi.

Wejdźcie na http://www.pennandteller.com/03/coolstuff/tellerspeaks/telleressaymacbeth.html

Przeczytajcie to.

Potem na dole kliknijcie na "Back" aby przejść do http://www.pennandteller.com/03/coolstuff/tellersessays.html i czytajcie dalej, po jednej notce o tym jak przez rok Teller tworzył magiczną i makabryczną inscenizację "Macbetha". Nie spieszcie się. To jest jak czytanie dobrej książki.

(Teller, który jest zadziwiającym czarodziejem i wyjątkowo czarodziejskim myślicielem jest zarazem jednym z moich ulubionych pisarzy. Prowadzi kronikę jak sam pisze "chyba najbardziej radosnego czasu w moim życiu" Naprawdę chcę zobaczyć tę produkcję.)

niedziela, 6 stycznia 2008

głównie korespondencja

Neil napisał w sobotę 5 stycznia 2008 o 11:35

Teraz głównie piszę "Księgę cmentarną" i trochę odpuszczam inne rzeczy, jak poczta, telefony i ten blog. Proszę o wybaczenie.

Biorąc pod uwagę pochodzenie twego psa Cabala moje założenie może być błędne, ale zastanawiałem się czy znasz może kogoś zajmującego się hodowlą białych owczarków niemieckich, czy alzackich jak o nich pisałeś w notce? Pytam, ponieważ skłaniam się ku owczarkowi niemieckiemu, natomiast moja dziewczyna wolałaby jakiegoś białego psa. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje biała odmiana tej rasy, ani że jest ona rozpoznawana na tyle, aby hodować ją oddzielnie. W każdym razie byłbym bardzo wdzięczny za Twoją opinię jako właściciela psa owej rasy, a jeżeli istotnie posiadasz informacje gdzie znaleźć ich hodowlę będę szczerze zobowiązany.
Z pozdrowieniami,
Phillip Jason Celata

Nie mogę polecić żadnego hodowcy, bo nie od takiej osoby wziąłem swojego psa. Szybkie wyszukiwanie w google pozwala znaleźć całkiem sporo hodowli (kilka z nich jest na http://www.pets4you.com/wgshep.html).

Ale zanim zwrócisz się do hodowcy pozwól polecić sobie stronę petfinder.com -- jest to wykaz znalezionych i bezdomnych zwierząt wszystkich gatunków ze wszystkich schonisk w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Chcesz kozę? albo lamę? Mają kozy, lamy które chcą żeby wziąć je do siebie. Nie mówiąc już o świnkach, koniach, kotach, iguanach... i psach. (Moja asystentka Lorraine ma ostatnio obsesję na punkcie kotów bengalskich i właśnie pokazałem jej, że jest sporo takich, które szukają dobrego domu.) Szukach białych owczarków niemieckich? Wejdź na stronę Petfinder, wpisz rasę oraz wiek i płeć psa, jakich poszukujesz (lub zostaw puste miejsce jeśli nie ma to znaczenia), swój kod pocztowy i już po chwili będziesz spoglądał na zadziwiająco dużą ilość fajowych białych szczeniaków i psów, które potrzebują kogoś do strzeżenia i kochania.

(http://www.echodogs.org/ to organizacja zajmująca się ratowaniem białych owczarków niemieckich. Skoro pytałeś...)

Cześć Neil,
Jakiś czas temu pisałem pytając o niektóre z projektów, które zostały wspomniane, odłożone i nie pisałeś o nich już więcej. Cokolwiek na temat "Crazy hair" z Davem McKeanem (zrobiłem ze swojej córki fankę książek "dla dzieci") albo komiksowej wersji "The Facts in the Case of the Departure of Ms. Finch" ["Faktów w sprawie odejścia panny Finch"] od Dark Horse?

Otrzymałem na Gwiazdkę audio book "Nigdziebądź" i jestem nim oczarowany. Czy mógłbyś krótko wyjaśnić jaka jest różnica pomiędzy tym tekstem (ulubioną wersją autora) i pierwszym wydaniem w twardej oprawie zakupionym przeze mnie pod koniec lat 90-tych? Jak zawsze, dziękuję za Twój czas i pozdrawiam,
Greg Trax

Dave McKean skończył i oddał "Crazy hair" na początku 2007. Wiem, że jest w grafiku zarówno wydawnictwa Bloomsbury, jak i Harperchildrens, ale nie jestem pewien kiedy zostanie wydana.

...Panna Finch jest gotowa i wierzę, że już wyruszyła do drukarni i będzie do kupienia w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

"Nigdziebądź" w wersji audio zawiera około ośmiu tysięcy słów więcej, niż amerykańskie wydanie w twardej okładce i około piętnastu tysięcy słów więcej, niż oryginalna wersja brytyjska. To mniej więcej ten sam tekst co obecne brytyjskie wydanie.

Drogi Neilu
dzięki za ten niewielki hołd dla George'a Macdonalda Frasera w Twoim dzienniku. Mój dzień zrobiłsię badzo smutny, kiedy uświadomiłem sobie, że już nigdy nie przeczytam "Wojen zuluskich" Flashmana na które czekałem przez tyle lat. Czy Fraser tak jak Kipling jest jednym z pisarzy, za których dostaje Ci się od młodych i modnych czytelników?
Wszystkiego dobrego,
Sam

Nie wydaje mi się, żeby dostawało mi się za to, że lubię czytać Kiplinga już od dwudziestu lat. A ludzie, którzy wtedy suszyli mi za to głowę w ogóle go nie czytali - wiedzieli tylko, że to Coś Złego. Nikt nigdy nie napisał, żeby zganić mnie za niedzisiejsze opinie w książkach o Flashmanie.

Ale wciąż dostaję listy od osób, którym szkoda, że nie będą mieli okazji przekonać się jak Flashman walczył po obu stronach w Wojnie Secesyjnej, czy w opowieściach o wojnach zuluskich. Jeśli o mnie chodzi, to cieszę się po prostu, że mamy te książki o Flashmanie, które zostały napisane. Pisarze umierają nie napisawszy niektórych książek i nie jest to najstraszniejsza rzecz na świecie. Zawsze zostawiają tych, co chcą więcej.

Uważam również, że ton niektórych nekrologów w stylu "Stary dobry Flashman, świetny i uroczy facet" wprawia mnie w niejakie zakłopotanie. Dla mnie radość czytania o postaci Flashmana polegała właśnie na tym, że wcale nie był świetnym facetem: był potworem i tchórzem, krętaczem niegodnym zaufania, zbirem, wazeliniarzem i lepiej było mu nie podpaść. Trafiłem na niego po raz pierwszy i od razu znienawidziłem w "Dniach szkolnych Toma Browna", które czytałem mając osiem czy dziewięć lat. Przysmażał tam młodszych chłopców na otwartym ogniu. A potem mając dwanaście lat odkryłem książkę o Flashmanie, która zaczęła się od wyrzucenia go z drużyny rugby za pijaństwo i rozpustę - w świecie, który ze względu na to, iż wygląda jak bohater często traktuje go właśnie jak bohatera. Najbardziej podobają mi się pierwsze książki, w których często ucieka. W późniejszych ludzie oczekują, że będzie zachowywał się bohatersko i często tak właśnie robi aby zachować twarz, co mnie rozczarowywało. Fajniej jest, kiedy okoliczności układają się tak, że jego wysiłki zmierzające do zrobienia czegoś podłego i wyrachowanego, albo chociaż próby zaciągnięcia kogoś do łóżka sprawiają wrażenie heroicznych czynów.

Zachowanie Flashmana jest czasem wstrętne, a czasami praktyczne. Ale zawsze oczekiwałem (i dostawałem) od George'a Macdonalda Frasera dobrej historię i określonego punktu widzenia. A punkt widzenia Frasera nie był taki jak Flashmana. Tak czy inaczej, podobają mi się opinie, które są inne, niż moje. Uczę się czegoś, nawet jeżeli się z nimi nie zgadzam.
Po lekturze recenzji Petera Morwooda nie przeczytałem "The Reavers" (a Peter Morwood uwielbia książki "The Uncle"["Wuj"], więc należy go słuchać i szanować.) (I spójrzcie! pierwsza książka z serii została właśnie wznowiona.)
...
To fragment listu, który przyszedł kilka dni temu i dostaję jeden czy dwa takie listy praktycznie co tydzień:

Wiem, że na swojej stronie zniechęcasz do nadsyłania opowiadań, "prac domowych" i podobnych rzeczy i doskonale rozumiem dlaczego. Jednak to, co mam zamiar Ci przesłać (czy raczej omówić z Tobą) to nie żadne opowiadanie, czy praca domowa, ale pomysł. I co najważniejsze nie oczekuję Twojej opini, ale choć wiem, że mam marne szanse chcę zaproponować współpracę.

Widzisz, nie jestem pisarzem - nie mam do tego wystarczającej pasji, ani doświadczenia - ale mam pomysł na opowiadanie, który jeśli zostanie odpowiednio zrealizowany może okazać się sukcesem (zarówno artystycznym, jak i finansowym)! Kiedyś na pewno zabiorę się z kimś do tego, bo pomysł jest za dobry, żeby go nie wykorzystać. A zwracam się do ciebie, bo ogromnie podziwiam Twoją pracę i sądzę, że jeżeli kiedykolwiek mnie wysłuchasz spodoba Ci się to. No i przede wszystkim dlatego, że wyraźnie nie masz wystarczająco dużo do roboty (żart...)

A zatem mówiąc całkiem poważnie wychodzi na to, że pytam Cię, czy kiedykolwiek będziesz zainteresowany współpracą z nikim i współtworzeniem opowiadania, które będzie znakomite (a będzie z pewnością, jeśli je napiszesz). I czy jest jakiś sposó, żeby wysłać Ci napisany odręcznie list, który być może będzie nieco dłuższy, niż ta wiadomość, ale wyjaśni znacznie więcej? Czy zechciałbyś przeczytać taki list? Proszę, ostatecznie zrozumiem każdą odpowiedź. Prosze tylko o szansę.

Przykro mi, ale nie. Mam już wystarczająco dużo pomysłów. Nie mam nawet czasu napisać swoich rzeczy.

Jeżeli Twój pomysł jest dobry powinieneś napisać to samodzielnie. Jeżeli nie jesteś dość dobrym pisarzem, alby to zrobić - postaraj się zostać lepszym. Pisz inne rzeczy dopóki nie staniesz się wystarczająco dobry.

Jeśli naprawdę chcesz z kimś współpracować spróbuj znaleźć znajomego, który pisze i zechce napisać to z Tobą.

Pisarze miewają taki specyficzny, nawiedzony wyraz twarzy. Aby go zobaczyć wystarczy podejść do autora tworzącego fikcję i powiedzieć "wiesz, mam pomysł na opowiadanie. Ja ci opowiem, ty to napiszesz i podzielimy się zyskami po połowie." Zobaczysz wtedy, jak ich uśmiech zamiera i odsuwają się od ciebie. Bo niezależnie od tego jak dobry jest pomysł, wykonanie jest najważniejsze. Prawdziwa praca to układanie słowa po słowie przy klawiaturze komputera albo pochylając się nad notatnikiem.

Wszystkie moje kolaboracje doszły do skutku dlatego, że w pewnym momencie w rozmowie z przyjacielem padło zdanie "dlaczego więc nie zrobimy tego razem?" W najlepszym wypadku wychodziło z tego coś fajniejszego, niż którekolwiek z nas byłoby w stanie zrobić samodzielnie, w najgorszym - coś, co miało posmak autorów, ale nie do końca...

Jedyny powód jaki przychodzi mi teraz do głowy dlaczego miałbym z kimś współpracować to zabawa. Uwielbiałem pracować z Genem Wolfem nad "A Walking Tour of the Shambles" bo nie mogłem się doczekać na kopertę z kolejnymi stronami od niego.

Cześć Neil. Tu młoda, początkująca pisarka, która została ostatnio odciągnięta od własnej pracy w toku i zanurzyła się w przepiękny świat "Sandmana", "Dobrego Omenu", "Gwiezdnego pyłu", "Amerykańskich bogów" i "Lustrzanej maski". Twoje słowa to dla mnie ogromna inspiracja, a styl i zainteresowania jakie z niego wynikają są mi bardzo bliskie. Chciałabym podrzucić kilka pytań dla własnej (i Twojej, mam nadzieję!) rozrywki:

1. Wolisz herbatę, czy kawę? (Jeśli herbatę, to jaką?)
2. Jaki jest Twój ulubiony dźwięk?
3.Wolisz ołówek, czy długopis? (Ogólnie i do pisania.)
4. Jeżeli zazwyczaj robisz coś, aby się przygotować i wdrożyć do pracy - co takiego? Czy jest muzyka lub atmosfera, która najbardziej Ci sprzyja?
5. Od jak dawna piszesz?
6. Czy nie miewasz wrażenia, że w Twojej głowie pojawia się i wymyka więcej rzeczy, niż zdołasz kiedykolwiek zapisać szczegółowo w jakiejś konkretnej formie? To znaczy, czy dostrzegasz pomysły i możliwości wszędzie i bez przerwy, a może jest to proces bardziej kontrolowany?

Zadowolą mnie dowolne odpowiedzi, jesteś cholernie zajętym facetem. Coś do przemyślenia. Wiedz po prostu, że rządzisz. Absolutnie.
Dzięki,
Aly


1) Herbata. Zwykle standardowa brytyjska w torebkach, nie jestem szczególnie wybredny. Ty-phoo, PG Tips albo the Clipper Fairtrade, coś takiego.
2) śmiech Maddy.
3) Pióra. Wieczne pióra.
4) Nie bardzo. Pomaga oddalenie się od komputera. A przynajmniej od internetu. I nie odbieranie telefonu.
5) Zawodowo? Dwadzieścia pięć lat.
6)Czy mam w głowie więcej rzeczy, niż przelewam na papier? Oczywiście. I czy wszędzie są pomysły i możliwości? Jasne.

Nie pytanie, tylko sugestia odnośnie atramentu w stanie stałym. Być może zechciałbyś wypróbować Polarny Atrament Noodler's (http://www.pendemonium.com/ink_noodler.htm#specialty - przewiń w dół do "Polar Ink")- rzekomo jest odporny na zamarzanie do temperatury -20 stopni Farenheita [-28.89 ° C - przyp. noita] a po wyschnięciu na papierze celulozowym jest wodoodporny. Tak na marginesie, czarny reagujący na światło Niewidzialny Atrament jest bardzo zabawny, a wszystkie atramenty Noodler's są przeznaczone do piór wiecznych.
najlepsze życzenia,
Sabrina

Polarny Atrament zamówiony. Zdam sprawozdania jak tylko znów zrobi się tak zimno.
...

Bryan Talbot umieścił pierwszy rozdział Luthor Arkwright "Heart of Empire CD Rom" (który stworzył razem z Jamesem Robertsonem) w sieci na stronie http://www.bryan-talbot.com/heart_of_empire/cdrom/chapter_one/start.html. Chciałbym, żeby DC postanowiło wydać w ten sposób "Sandmana" - to niesamowita robota. I oznacza, że można przeczytać całość "Przygód Luthra Arkwrighta", prequel "Serca Imperium" na stronie http://www.bryan-talbot.com/heart_of_empire/cdrom/chapter_one/cd/arkwright_hi_rez/index.html

piątek, 4 stycznia 2008

Od nietoperza-sdrmg hWphor z Mnorkan rods

Neil napisał w środę 2 stycznia 2008 o 19:44

Jeden z moich ulubionych pisarzy, George MacDonald Fraser , nie żyje (i zastąpiłem niezbyt dobry nekrolog z Independent nekrologiem z Telegraph, teraz online). Tak naprawdę to nie jest zaskakujące - tytuł ostatniej jego książki, którą przeczytałem, "The Light's On At Signpost" ["Światło świeci na drogowzskazie" wziął się z przeświadczenia, że wkrótce umrze (to dziwaczna książka - w połowie wspomnienia na temat pisania filmów, a w połowie narzekania na stan tego świata, niektóre spostrzeżenia wspaniałe, a inne - przynajmniej moim zdaniem- odpychające, głupia, albo oba na raz). Był znakomitym pisarzem- klarownym, ostrym i kiedy tego chciał, przezabawnym. Jego najpopularniejsze książki to seria "Flashman" z których sześć pierwszych bardzo mi się podobało, a późniejsze trochę mniej (nie dlatego że były gorzej napisane, czy przygotowane, ale dlatego, że uważam iż Flashman złagodniał, a najbardziej lubiłem go u szczytu potworności), ale uwielbiam również opowieści o McAuslan i The Pyrates w bardzo wielu aspektach. Napisał kilka doskonale skonstruowanych scenariuszy filmowych. Pożyczyłem historyczna opowieść o morderstwie i pożądaniu do "Nocy Nieskończonych".

Właśnie przeszukałem tę stronę i odkryłem, że w sierpniu 2001 napisałem:
A teraz czytam - po raz kolejny, po jednym opowiadaniu na noc, przed snem - całość McAuslan. Tutaj możecie znaleźć opis wydawcy z okładki.
Jest zachwycającym, mądrym i przepięknie skonstruowanym zbiorem opowiadań autorstwa George'a MacDonalda Frasera (i to jedna z rzeczy, które należy przeczytać po przebrnięciu przez kolejną partię dwutomowych "Dziwnych Opowiadań Zebranych" Roberta Aickmana.)

Jako młody człowiek wolałem opowiadania o Flashmanie Frasera, niż jego opowieści z McAuslan/Dand MacNeillem; teraz juz niestem taki pewny. (Być może dlatego, że wciąż źle się czuję na myśl o opowiadaniach z ostatniego zbioru "Flashmana". Flashman nie może spotkać Sherlocka Holmesa do cholery! Z czytelnikami był zawarty układ, a to go zrywa głosząc nieodwołalnie, że Flashman to postać fikcyjna, a nie historyczna, podczas gdy do tej pory jedyne pojawiające się postaci wymyślone pochodziły z "Dni Szkolnych Toma Browna" ["Tom Brown's Schooldays"]. W "Royal Flash" Flashman nie spotyka Ruperta z Hentza, tylko postać przez niego zaqinspirowaną i tak dalej.) Wybaczcie ględzenie.

Poprawiłem link na nieaktywnej stronie wydawcy na link do książki (nakład wyczerpany) na Amazon.

Tak przy okazji: wydaje mi się, że Amazon ostatnio coraz częściej korzysta z Optycznego Rozpoznawania Pisma. Przynajmniej sądząc po opisie, który właśnie skopiowałem i wkleiłem z ich opisu tomu Sandmana "Dom Lalki". Dowiedziałem się, że
Fragment - Tylna okładka: "... . ~~- ~. ~ . _ .. " N Neil Gaiman jest New Yak Times bat-sdrmg hWphor of Mnorkan rods ..."

I tak, oczywiście, że jestem.

środa, 2 stycznia 2008

Atrament w stanie stałym

Jest tu zimno.

Jak zimno?

Jest tak zimno, że kiedy wczoraj poszedłem zmienić nabój w moim piórze odkryłem, że atrament był w stanie stałym (Wysechł, pomyślałem irracjonalnie, zanim się zorientowałęm, to lód) i pół godziny zabrało mirozmrażanie go na kaloryferze.

Jest tak zimno, że kiedy ludzie (lub duże psy) wchodzą do środka z zewnątrz, bije od nich mrozem przez cały pokój. To jak otwieranie lodówki.

Z drugiej strony, od wczoraj książka znowu się pisze, a to mnie cieszy.