Kiedyś podczas dyskusji na jednym
z festiwali literackich przeraziłam Neila Gaimana naśladując głos Złej
Czarownicy z Zachodu z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. „I twojego pieska też!”
zarechotałam złowieszczo. „Nie, nie! Nie rób tego!” zawołał Neil. Potem
wyjaśnił mi, że wiedźma o zielonej twarzy przestraszyła go, gdy miał osiem lat.
Proszę bardzo, oto ujawnione zostało źródło literackich inspiracji!
Przyjemność płynąca z przerażenia… Neil Gaiman. Fot. Tim Knox dla Guardiana
Najlepsi twórcy literatury dziecięcej
gdzieś w głębi serca wciąż są ośmiolatkami. Wiedzą, co jest przerażające.
Pamiętają, jak to jest zanurzyć dłoń w misce pełnej obranych winogron w ciemnym
pokoju w halloweenowy wieczór, kiedy powiedziano ci, że to gałki oczne.
Rozkoszują się uczuciem przerażenia w muzyce i w opowieściach. Rozumieją zalety
strachów wyobrażonych: owszem, to przerażające, ale ostatecznie można się z tym
rozprawić, przynajmniej w świecie fikcji.
Gaiman wychował się, jak należy.
Czytał mnóstwo książek stosownych do swojego przyszłego powołania i zachował w
pamięci zawarte w nich memy i lekcje. Kiedy doradzano mu przejście na słoneczną
stronę ulicy, szedł za tą radą – nie pisze tragedii – ale i nie unikał ciemnej
strony, bo, jak pamiętnie ujęła to Ursula K. Le Guin: „Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło, tylko w umieraniu życie: jasny jest lot sokoła na
pustym niebie.” Czy jak dowiodła Beatrix Potter, wykradanie rzodkiewki z
ogródka McGregora to żadna zabawa, jeśli nie ma groźby potrawki z królika. Jak
można żyć w pełni, gdy nie ma niebezpieczeństwa, że staniemy się martwi jak
przysłowiowa w języku angielskim kołatka? (Choć tę kołatkę trzeba przemyśleć,
zważywszy na „Opowieść wigilijną” Dickensa.)
Gaiman to astrologiczny skorpion
z bliźniętami na ascendencie i jeśli ktoś wierzy w takie rzeczy – a on
najwyraźniej tak, skoro znalazłam jego horoskop w sieci – to wiele wyjaśnia.
Skorpionami rządzi Pluton, patron świata poziemnego, a także kanalizacji,
bielizny, kryminalnego półświatka i wszystkiego co jest pod. Bliźniętami rządzi
Merkury lub Hermes: bóg złodziei, żartów, komunikacji, podróży i sekretów; jest
też przewodnikiem dusz w drodze do krainy cieni. Dla większości droga do krainy
zmarłych to podróż w jedną stronę, ale Hermes porusza się po niej swobodnie,
tak samo jak bohaterowie książek Gaimana, w tym „Księgi cmentarnej”.
Większość z nas odczuwa silną
awersję do idei bycia martwym. Bardzo trudno nam wyobrazić sobie, że po prostu przestaniemy
istnieć: nawet zdanie „będę nieżywy” zawiera pierwszą osobę. Więc gdzie będzie
ta osoba, kiedy nastanie pora „nieżycia”? Przez wieki podawano wiele odpowiedzi
na to pytanie: w suchej, zakurzonej krainie podziemia (Mezopotamia), w
skomplikowanym, wielokomnatowym życiu-po-życiu, o ile twoje serce przejdzie
próbę i okaże się lżejsze od Pióra Prawdy (starożytny Egipt), na usłanych
złocieniami ale monotonnych Polach Elizejskich – dostępnych dla greckich
bohaterów; w piekle, czyśćcu, raju lub niebie – dla chrześcijan z epoki
wczesnego renesansu; na ziemiach zmarłych, po przebyciu trzydniowej drogi
(rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej) lub w pomysłowych, gotyckich krainach
Tima Burtona, w stylu świata z „Gnijącej Panny młodej” albo radosnej krainie
meksykańskiego Dnia Zmarłych z „Coco” wytwórni Pixar.
Ale jest wiele innych możliwości.
Można na przykład stać się wampirem: ani żywym ani umarłym. Można zostać
ghulem: na swój sposób żyć, ale żywiąc się ciałami zmarłych. Można też zostać
duchem: jednocześnie istnieć i nie istnieć, czasem być widocznym, czasem
niewidzialnym i często spotykanym na cmentarzach.
Z tej ostatniej ewentualności i
obszernego folkloru z nią związanego Gaiman czerpie w „Księdze cmentarnej”.
Bohater jego opowieści zaczyna jako niemowlę, które przez okno wydostaje się z
domu podczas gdy jego rodzice zostają zamordowani i dociera do pobliskiego cmentarza,
gdzie niektóre z duchów rezydentów – pod wpływem ulotnego pojawienia się ducha
jego matki – w drodze głosowania postanawiają go zaadoptować. Ponieważ nie
znają jego imienia, nazywają go „Nikt” (zdrobniale „Nik”), przypominając nam o
podstępie, który wykorzystał przebiegły Ulisses podczas ucieczki przed tymi
wścibskimi cyklopami. To bardzo praktyczne, kiedy na pytanie „Kto to?” można
odpowiedzieć „Nikt”.
Rzeczony cmentarz jest bardzo
stary i składa się z wielu warstw pochodzących z najróżniejszych czasów –
celtyckich, rzymskich, wielu stuleci angielskich – więc Nik z nagrobków uczy
się różnych rodzajów pisma, a przy okazji poznaje angielską historię dzięki mieszkańcom
nekropolii. Próba pójścia do zwyczajnej szkoły kończy się niepowodzeniem – Nik
niezupełnie tam pasuje – ale udaje się pokrzyżować plany jego prześladowcom.
Bohaterowie są zwyczajowo
kształceni w nietypowy sposób – naucza ich centaur, jak w przypadku Achillesa
albo czarodziej, jak króla Artura. Nierzadko mają nieżyjących rodziców i
dziwaczne moce, jak Harry Potter.
„Księga cmentarna” to
bildungsroman – powieść o kształtowaniu się bohatera – w której niezwykli
nauczyciele Nika to duchy, wampir i wikołaczyca, a dziwne moce stanowią nadnaturalne
umiejętności przyznane chłopcu przez istoty żyjące (powiedzmy) na cmentarzu.
Sytuację taką spowodował fakt
pozbawienia rodziców Nikta życia przez grupę arcywrogów, z których każdy ma na
imię Jack choć z innym przydomkiem. Należą do bractwa Jacków Wszelkich Fachów –
Jack Matros, Jack Zręczny, Jack Mróz… W kartach “Jack” może być synonimem
waleta, którego po angielsku określa się „łotrem” (knave). Tak właśnie jest w
„Księdze cmentarnej”, gdzie wszyscy Jackowie są członkami starożytnego i
potężnego zakonu, a Nikt jest jednym z legendarnych dzieci naznaczonych
przepowiednią – w jego przypadku przepowiednia głosi, że będzie on końcem
Jacków. Rozumiecie więc, dlaczego starają się go pozbyć.
Ale kiedy twoim opiekunem jest
tak elegancki wampir jak Silas – strzegący granic cmentarza wymazujący
wspomnienia, a do tego zdolny poruszać się pomiędzy światami i dzięki temu
robić zakupy spożywcze – i kiedy ów wampir ma zastępstwo w postaci
wschodnioeuropejskiej wilkołaczycy nazwiskiem pani Lupescu, która jest
znakomitym sprzymierzeńcem pomimo upodobania do barszczu, wtedy siły
sprzyjające i przeciwne Nikowi stają się bardziej zrównoważone.
Czy Jackom uda się odnaleźć i
zamordować Nika zanim dorośnie na tyle, żeby pokrzyżować im szyki? Czy siły
Gotyku Dobra zwyciężą siły Gotyku Zła? Czy podczas lektury będziecie się bawić
równie dobrze, co ewidentnie Gaiman podczas jej pisania? Oczywiście, że tak!
Czy uronicie dyskretnie łzę w czasie makabrela, gdy żyjący ruszają do tańca ręka
w rękę ze zmarłymi pod okiem samej Śmierci, ale wampir Silas jest z tego
korowodu wykluczony, jako że nie należy ani do jednych ani do drugich? Bez
wątpienia.
“Księga cmentarna” to opowieść
działająca na wielu poziomach, co jest jedną z największych zalet najlepszej
literatury dziecięcej: wciąga ośmiolatki, ale dla starszych czytelników
rozbrzmiewa innymi, głębszymi echami. To prawdziwa przyjemność, od początku do
początku – bo nasz bohater musi wreszcie zakończyć swoją edukację i ukończywszy
śmierć, rozpocząć życie.