Wczoraj wieczorem byłem w Nowym Jorku na premierze filmu Mroczny Rycerz Powstaje. Naprawdę mi się podobał. Co prawda Mroczny rycerz podobał mi się bardziej, bo pojawia się w nim Joker Heatha Ledgera, i fabuła nie jest przewidywalna. Tego brakuje nowemu filmowi: po zawiązaniu akcji już właściwie wiadomo, co się wydarzy i kiedy (nawet jeżeli tak jak ja trzymaliście się z daleka od spoilerów), ale całą przyjemność czerpie się z oglądania jak do tego dochodzi. Choć poprzedni podobał mi się bardziej, to ten jest lepszym filmem o Batmanie i prawdopodobnie w ogóle lepszym filmem. (Jest to trzeci na liście moich ulubionych filmów w tym roku, tuż za Moonrise Kingdom i Domem w głębi lasu.)
Założyłem garnitur. Przeszedłem się po czerwonym dywanie (który oczywiście był czarny). Udzieliłem nawet wywiadu...
Dziś rano, kiedy siedziałem w samolocie, zapytano mnie o premierę na Tumblrze i postanowiłem zamieścić swoją odpowiedź tutaj...
Czy jako supersławna osoba często dostajesz zaproszenia na różne tego typu imprezy? (premiery filmowe) czy wygląda to tak, że mówisz "chciałbym to obejrzeć" i twoi "ludzie" zajmują się załatwianiem takich rzeczy?
— writless
Byłem w życiu na sześciu premierach (w przypadku dwóch filmów były to zarówno amerykańska, jak i brytyjska premiera, co w sumie daje osiem).
Cztery z nich to premiery filmów, do których napisałem scenariusz lub które były nakręcone na podstawie moich książek, jedna to wczorajszy Mroczny Rycerz powstaje (Zaprosiła mnie Diane Nelson, główna szefowa DC Entertainment, pomyślałem, że może być fajnie i rzeczywiście było.), a druga Igrzyska śmierci. Moja córka Maddy poprosiła mnie, żebym ją zabrał, więc moi ludzie (tak naprawdę nie mam ludzi, ale mam niesamowitego agenta w CAA, Jona Levina) wyprosili mnóstwo przysług w Hollywood, żeby mógł spełnić jej prośbę.
Czasami dostaję zaproszenia na inne premiery
— zazwyczaj od znajomych, którzy te filmy zrobili
— i najczęściej nie chodzę. Tak naprawdę nie przepadam za czerwonymi dywanami ani za osobliwym stresem, który towarzyszy premierom filmowym — te wszystkie wykrywacze metalu i BĘDZIEMY KONFISKOWAĆ TELEFONY KOMÓRKOWE i dyrygujący tłumem faceci z krótkofalówkami. Nie sprawia mi przyjemności noszenie wytwornych garniturów. Nie orientuję się i nie rozpoznaję celebrytów ani aktorów i nic mi po sikaniu w towarzystwie sławnych ludzi. (A w ogóle rzadko zdarza mi się znaleźć w odpowiednim czasie w odpowiednim mieście.)
Tak więc we wczorajszym wyjściu na premierę najbardziej podobało mi się to, że miałem okazję pogadać z Nealem Adamsem (to niesamowite jak wiele z jego twórczości — a jeszcze więcej z twórczości Dennisa O'Neila — czerpie film), spotkać się z Grantem Morrisonem (który jest jednym z moich ulubionych ludzi na świecie i stanowczo za rzadko go widuję) oraz wpaść na Davida Goyera i dowiedzieć się, jak postępuje na w pół sekretny projekt, który w myślach nazywam "Naszym Filmem" (przynajmniej do momentu aż sekret zostanie ujawniony i reszta świata pozna prawdziwy tytuł). I z przyjemnością spędziłem trochę czasu z Diane Nelson.
Ale najlepszy z całej tej premiery był e-mail od Karen Berger na temat pierwszych kilku stron nowego Sandmana, który dostałem tuż przed rozpoczęciem filmu.
Napisała, że po lekturze poczuła się, jakby wróciła do domu.
...
Tuż przed moim wyjazdem do Nowego Jorku dostarczono mi tajemniczą skrzynię... była podpisana "nr 2 z 49". A stempel pocztowy pochodził z Blithe Hollow, czyli najwyraźniej był to prezent z cmentarza:
W ziemi w skrzyni znajdowały się zadziwiające, miniaturowe szczątki.
Ogromnie się cieszę, że studio Laika wysłało mi tę skrzynię. Zgodnie z trzymanym przez niego zwojem oraz karteczką przywiązaną do stopy, mój własny wspaniały zombie wisielec purytanin nazywa się Eben Hardwick.
Od czasu Koraliny czuję się częścią rodziny Laika i naprawdę nie mogę się doczekać Paranormana.
...
W ziemi w skrzyni znajdowały się zadziwiające, miniaturowe szczątki.
Ogromnie się cieszę, że studio Laika wysłało mi tę skrzynię. Zgodnie z trzymanym przez niego zwojem oraz karteczką przywiązaną do stopy, mój własny wspaniały zombie wisielec purytanin nazywa się Eben Hardwick.
Od czasu Koraliny czuję się częścią rodziny Laika i naprawdę nie mogę się doczekać Paranormana.
...
I na koniec: jeżeli będziecie mieli okazję, rzućcie okiem na http://www.loa.org/sciencefiction/. The Library of Americas wydaje American Science Fiction: Classic Novels of the 1950s [Klasyczne amerykańskie powieści sf lat 50.] pod redakcją Gary'ego K. Wolfe'a. Ja napisałem zupełnie nowy esej o Wielkim Czasie Fritza Leibera. Connie Willis zapisała o Podwójnej Gwieździe Heinleina. William Gibson napisał o Alfreda Bestera... i, patrzcie tylko, także Tim Powers i Nicola Griffith i Kit Reed i Peter Straub i Michael Dirda i James Morrow. Wszyscy napisaliśmy coś o pięćdziesięciu powieściach science fiction, które kochamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz