Brytyjski
i zarazem ostatni etap gigantycznej trasy promocyjnej, która rozpoczęła się 13
czerwca, właśnie dobiegł końca. Wzięło w nim udział około 50 tysięcy osób i
podpisałem prawdopodobnie około 150 tysięcy rzeczy. (W tym części ciała, lalki
i szczotkę do włosów. Ale głównie książki, książki i jeszcze więcej książek.)
Na
trasie było wiele pamiętnych i radosnych momentów. Na przykład: uliczkę w
Portsmouth przemianowano na Ocean at the End of the Lane. I to nie byle jaką
uliczkę – jest to ulica biegnąca obok Canoe Lake, gdzie chadzano ze mną na
spacery w wózku i gdzie spacerowałem z dziadkami (to nieopodal ich domu przy
Parkstone Avenue 36). W promieniach słońca zebrało się kilkaset osób. Burmistrz
Portsmouth wygłosiła mowę, w której wymieniła mnie wśród Pisarzy Portsmouth (na
liście znaleźli się również Dickens, Sir Arthur Conan Doyle i Kipling), miejski
poeta laureat przeczytał dwa swoje wspaniałe wiersze, a potem ja ściągnąłem
zasłonę ze znaku z nazwą ulicy i uściskałem członków swojej rodziny,
rozmawiałem z ludźmi, a nawet spotkałem dziewięćdziesięcioletniego pana,
który opowiedział mi, że kiedy po drugiej wojnie światowej i demobilizacji został bez dachu nad głową, moja babcia zaprosiła go na szabasową kolację, a mój wuj Ronnie
podarował mu swój zapasowy garnitur…