Krótka refleksja przy okazji lektury "Wagnera Wilkołaka" George'a W M Reynoldsa
[wydanego w 1846 - przyp. noita]
Zupełnie oczywistym, niepodważalnym i niepozostawiającym najmniejszych wątpliwości, najdroższy czytelniku, wydał mi się fakt, że ta osoba, ten zacny gentleman o poczciwym sercu i wejrzeniu, autor rzeczonej opowieści, mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną znamionującą wiele zim spędzonych na tym łez padole, a pomimo tego odznaczający się rumianym obliczem i usposobieniem chłopca nie starszego niż trzynaście wiosen, chłopca gotowego wyruszyć na przygodę w letni poranek z kieszeniami wypełnionymi szklanymi kulkami, o tak, a może nawet również kilkoma figurkami zwierząt, które razem składałyby się na istną Arkę Noego, ów jegomość, o którym mówię, osoba ta, ten czcigodny, szlachetny i staroświecki starzec, a jednak duchem młodzieniec, otrzymywał, bezdyskusyjnie i niezaprzeczalnie, jako że nikt nie mógł i nie może zadać temu kłamu z czystym sumieniem i szczerym sercem, powiadam wam, ten mężczyzna płacę i wynagrodzenie za swoją mozolną pracę otrzymywał od słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz