Neil napisał w sobotę 15 września 2012 o 15:15
Pisząc te słowa siedzę w starym, niebieskim szkolnym autobusie. Na pokładzie jest jedenaście osób i ja. Dwie z nich śpią. Jest tu dwóch muzyków, specjalista od nagłośnienia, osoba od PR, kierowca, kamerzysta i sześciu gawędziarzy. Tworzymy pstrą i rozbójniczą bandę, mieszaninę płci i kolorów skóry, rozmiarów, wieku i kształtów.
Ja jestem jednym z opowiadających.
Autobus jest na zewnątrz ręcznie malowany, a obrazy przedstawiają sceny z opowieści.
"Ćmy wlatywały przez dziury w siatkach i szamotały się wokół światła na ganku"
– George Dawes Green
Na autobusie znalazły się sceny wzięte z opowiadań dwóch spośród obecnych opowiadających: Edgara Olivera i George'a Dawesa Greena. George został przedstawiony jako mały chłopiec przysłuchujący się opowieściom, podczas gdy ćmy zlatują się do zapalonego na ganku światła. Kiedy George dorósł, założył ruch/instytucję/organizację zwaną The Moth, czyli "ćma", popularyzującą opowiadanie historii. Ten autobus i ta trasa to również pomysły George'a.
"Klatka kojota w ateńskim zoo.
Nikt nie mógłby żyć tak, jak ty, głupi zwierzaku. Wyjdź stamtąd i połóż się obok mnie na trawie.
Spokojnie. Dobry piesek."
– Coleman Barks
"Na palcach wszedłem do ciemnego pokoju, w którym bez ruchu leżały dwa ciała, a kiedy odkryłem, że nie żyją wiedziałem, że już na zawsze będą należeć do mnie."
"Na Habersham Street w Savannah zobaczyłam kiedyś but na wysokim obcasie w rozmiarze 46 porzucony obok krawężnika i pomyślałam, że to MĘSKA szpilka."
– Rosemary Daniell
"Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo erotyczny był ten wiersz, dopóki nie wytatuowałem go sobie w okolicy pachwiny."
– C. Faries
Z historii Edgara Olivera namalowano jego, jego matkę oraz siostrę, a obok nich pierwsze słowa jednej z jego opowieści o Savannah i dzieciństwie. Edgar pochodzi z Savannah, mieszka w Nowym Jorku, ale prawdopodobnie nikt inny na całym świecie nie mówi z podobnym do niego akcentem: melodyjnym, teatralnym i niemożliwym do umiejscowienia, z samogłoskami które brzmią trochę brytyjsko, a trochę wschodnioeuropejsko.
To autobus opowieści. Codziennie – czasem dwa razy w ciągu dnia – autobus się zatrzymuje, a my opowiadamy nasze historie.
Jestem tu, bo George mnie zaprosił i uznałem, że to ciekawy sposób na spędzenie dziewięciu dni.
Wczoraj wieczorem opowiadałem historię o łańcuchach: o moim psie, który spędził pierwsze trzy lata swojego życia uwiązany na półtorametrowym łańcuchu, o łańcuchach, które nas wiążą i o miłości. I dopiero kiedy skończyłem swoje opowiadanie, dotarło do mnie jak zadziwiająco odpowiedni temat wybrałem, biorąc pod uwagę nazwę trasy – "Unchained" [uwolniony, bez łańcucha].
Bardzo się denerwowałem. Jednym z powodów był fakt, że nigdy dotąd nie opowiadałem tej historii, nawet na próbę. (Czas na próbę przepadł, bo w drodze do Columbii, gdzie miałem dołączyć do grupy, autobus złapał gumę.) Ale kiedy zacząłem opowiadać, wydawało się, że wszystko idzie jak trzeba. Ludzie słuchali.
Nigdzie dotąd nie ogłaszałem, że wezmę udział w tej trasie, bo swoim pojawieniem się nie chciałem za bardzo wpłynąć na jej kształt ani zainteresowaną publiczność. To nie jest Występ Neila Gaimana ani Trasa Neila Gaimana. To trasa Unchained i jestem po prostu jednym z opowiadających, ta rola mi odpowiada i dlatego zgodziłem się przyjąć zaproszenie.
I bez mojej reklamy miejsca są praktycznie wyprzedane. W tej chwili zostały jeszcze bilety na dwa występy (w Charlotte i w Charleston) i po kilka pojedynczych w innych miastach.
Na stronie http://theunchainedtour.org/events-calendar/ można znaleźć listę przystanków na trasie.
(Choć na stronie widnieje "tylko dla dorosłych" wpuszczone zostaną osoby poniżej 18 lat – chodziło o to by znaznaczyć, że nie jest to impreza przeznaczona dla dzieci.)
Kiedy piszę te słowa, pędzimy autostradą z Columbii do Spartanburga. Jestem szczęśliwy: otaczają mnie dobrzy ludzie, a w autobusie jest stolik, przy którym mogę pisać. Mam wiele rzeczy do napisania, a zawsze dobrze pisać, gdy otaczają cię ludzie pracujący nad własnymi projektami, czytający lub rozmawiający. W autobusie obowiązuje Zakaz Korzystania Z Internetu, który chyba za moment złamię, żeby zamieścić ten post. A może nacieszę się Brakiem Internetu i poczekam, aż dojedziemy na miejsce i tam poszukam kawiarni.
Nie mamy klimatyzacji. W zamian za to jedziemy w gorący dzień z otwartymi oknami i jest nam chłodno, wieje wietrzyk, a wieczorem zasiądziemy na sali w Spartanburgu ("Nazywają go Miastem Iskier" powiedział ktoś dzisiaj rano. "Albo Węzłem.") i będziemy opowiadać prawdziwe historie z naszego życia, dzieciństwa, o naszych tęsknotach, pragnieniach i lękach, będzie też muzyka i wszyscy poczujemy się ludźmi.
Wczoraj po zakończeniu spotkania ktoś przyszedł do Green Roomu i wręczył mi napisane przez siebie komiksy. "To dla ciebie" powiedział. "Bo opowieści... opowieści stanowią dla mnie religię."
"Dla mnie też" odpowiedziałem. "Dla mnie też."
Jeżeli jesteście w okolicy przyjdźcie nas zobaczyć, chyba że bilety już się rozeszły. Wczoraj rozeszły się i to bardzo. Ktoś zamieścił na Twitterze zdjęcie kartki, jaka czekała na stojących w kolejce do środka.
Bilety na dzisiejszy wieczór zostały
WYPRZEDANE
Nic nie zostało.
Nie ma listy rezerwowej.
Mamy pełną salę.
Przykro nam, że nie możemy Was wcisnąć!
Nie obiecuję niczego z wyjątkiem opowieści.
(To ja, kiedy nie pracuję, podczas gdy nasz kierowca Jose robi coś, co sprawi, że autobus pojedzie.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz