Neil napisał w poniedziałek
3 lutego 2014 o 23:37
To było
interesujące. W piątek nagrałem i zamieściłem w sieci Kto zje zielone jajka sadzone. Tak naprawdę nagrałem tę historyjkę
już na początku stycznia – to było piękne, eleganckie nagranie, sfilmowane w
wyłożonej dębem bibliotece w Cambridge, z ogniem w kominku w tle. Byłem
dość szykownie ubrany i uczesany na tyle przyzwoicie na ile to możliwe.
Jedyny problem w tym, że – jak odkryłem w piątek – dźwięk w nagraniu nie nadawał
się zupełnie do niczego, a oglądanie jak ktoś czyta coś, co może być doktorem Seussem, ale równie dobrze może
być książką telefoniczną albo pieśnią wielorybów, nie brzmiało jak dobry
pomysł. Więc kiedy dowiedziałem się, że Worldbuilders zebrali 500 tys. Dolarów,
poszedłem pobiegać, wziąłem prysznic, jeszcze raz nagrałem siebie czytającego Kto zje zielone jajka sadzone, wrzuciłem
do sieci i o tym zapomniałem.
Dziś klip na ponad 315 tys. wyświetleń, napisano o nim dosłownie wszędzie. Zajrzałem do niektórych komentarzy. Podejrzewam, że gdybym zdecydował się na to pierwsze nagranie, w którym nie było nic słychać, mniej osób pisałoby o tym, że wyglądam jak bezdomny. Ale chowanie się i pisanie (przynajmniej dla mnie) polega właśnie na tym, że mogę zapuścić brodę i nie mieć pojęcia gdzie w domu znajduje się szczotka do włosów, nie wiadomo jak długo nie słuchać wiadomości i dopóki wychodzą ze mnie nowe słowa – wszystko jest w porządku.
Kto by nie chciał mieć Neila Gaimana jako ulubionego,
szurniętego wujaszka? Wymykałby się z tobą do cyrku, żeby pogłaskać
Największego Amazońskiego Pytona Na Świecie (o imieniu Lucille). Pomagałby
wrzucać żaby siostrze do wanny. Dotrzymywałby tajemnic, jak wtedy kiedy
przypadkiem zakopałeś w parku ulubiony zegarek taty. Zgodziłby się, że
piracki skarb nadaje się do czegokolwiek tylko jeśli jest zakopany. Jeśli
potrzebujecie czegoś, żeby ta fantazja wydawała się bliższa rzeczywistości – oto jak Neil czyta Dra Seussa.
Co jeszcze…
wieści, jak obiecałem w nagłówku. Freemantle Media zajęło się produkcją
serialu na podstawie Amerykańskich bogów. Jeśli chodzi o to, gdzie będzie można go obejrzeć, kto
w nim zagra i kto go napisze – żadna z tych rzeczy nie została jeszcze
ustalona. Ale już wygląda na to, że prace będą postępować sprawniej niż w HBO,
więc bardzo się cieszę.
(Trochę ludzi
pytało o dodatkowe informacje w tej sprawie: HBO miało prawa do Amerykańskich bogów przez kilka lat.
Przerobili trzy różne scenariusze pilota. Telewizja posiada ograniczoną ilość
miejsca w ramówce i po jakimś czasie przekazała projekt stowarzyszonemu kanałowi
Cinemax, który postanowił, że jednak nie chce nakręcić serialu i prawa wygasły.
Niestety oznaczało to brak możliwości współpracy z firmą producencką Toma
Hanksa, Playtone, ponieważ ma ona umowę na wyłączność z HBO. Jednak Stephanie
Berk, która w Playtone była jedną z najlepszych, przeniosła się niedawno do
Freemantle i jej determinacja, by serial zrealizować nie zniknęła. A ja byłem
pod wrażeniem tej determinacji.)
Dostałem dzisiaj
również inne wieści telewizyjne, ale nie mam linku, który mógłbym podać, więc
musicie uwierzyć mi na słowo: RED wyprodukuje dla BBC miniserial na podstawie Chłopaków Anansiego.
Tak, obydwie
rzeczy ogromnie mnie cieszą. Freemantle ma trudniejsze zadanie, bo muszą zrobić
z Amerykańskich bogów coś
obejmującego więcej, niż sama książka.
RED musi tylko
nakręcić absolutnie fantastyczną, wierną ekranizację Chłopaków Anansiego.
…
Miałem
zareklamować warsztaty dla młodych pisarzy Alpha SF/F/H (14-19 lat). Odbędą się
w Greensburg Campus uniwersytetu w Pittsburghu od 25 lipca do 3 sierpnia 2014,
w tym tygodniu zbierane są fundusze na stypendia dla dzieciaków, które w innym
wypadku nie mogłyby sobie pozwolić na udział. Jeżeli wspomożecie sprawę,
otrzymacie elektroniczną wersję zbioru krótkich opowiadań autorstwa
uczestników. To słuszna sprawa… Więcej można się dowiedzieć na http://alpha.spellcaster.org/.
Na Kickstarterze
Len Peralta kończy zbierać pieniądze na drugą serię
kart Geek A Week. Oczywiście, że
chcecie je mieć. Równie oczywiste jest, że ma nadzieję dobić do 60 tys., bo
wtedy zrobi wznowienie pierwszej serii, w której jest karta ze mną, i będziecie mogli grać w Geeka Tygodnia ze mną.
A w temacie
Kickstartera: poznałem Kat Robichaud przy okazji Wieczoru z Neilem i Amandą w nowojorskim ratuszu i była świetna. Naprawdę zabawna,
rozsądna, miła i ma niesamowity głos.
Jest też ogromną fanką Doctora Who.
(Tu Kat i Amanda w piosence Delilah.)
Kat zbiera na
Kickstarterze na debiutancki album:
…
Ilustrowana
przez Dave'a McKeana wersja zbioru Dym i lustra trafiła dziś do
drukarni. Wszystkie ilustracje są czarno-czerwone. Poniżej – rysunek
towarzyszący opowiadaniu Shoggoth's Old Peculiar.
i do
opowiadania Cena:
Subterranean
Press podaje, że cały nakład jest już dawno wyprzedany, ALE twierdzą również,
że ostatecznie może im zostać 20 dodatkowych egzemplarzy... http://subterraneanpress.com/news/neil_gaimans_smoke_and_mirrors_at_the_printer.
Tłumaczą, że „teraz jeszcze nie pora sprawdzać ich dostępność, ale warto mieć
się na baczności, kiedy ogłosimy, że rozpoczynamy wysyłkę”.
Natomiast
książka, której pozostały nakład to znacznie więcej, niż tylko 20 egzemplarzy,
to nowe wydanie pierwszego komiksu jaki stworzyliśmy z Dave'em – Drastyczne
przypadki i jest to wydanie w twardej oprawie. Jako dorosły i doświadczony już
artysta, Dave wykonał świetną robotę właściwie poprawiając całą grafikę i
sprawiając, że po raz pierwszy komiks wygląda tak jak jego oryginalne obrazy 28
lat temu.
Jest tez
trochę nowego materiału – poniżej
portret mój i Dave'a stworzony do programu teatralnego scenicznej
adaptacji tej historii:
(Prawdopodobnie powinienem przeprosić za swoją
fryzurę.)
Drastyczne
przypadki były naszym pierwszym komiksem. Pod pewnymi względami bardzo
przypomina Ocean na końcu drogi – to dorosła powieść z dziecięcym
protagonistą, mówiąca o pamięci, bezsilności i tożsamości. Występuje tam
osteopata Ala Capone'a, prohibicja w Chicago i przyjęcia. I tak jak Ocean...,
wszystkie najbardziej nieprawdopodobne fragmenty są prawdziwe (a Neil DeGrasse
Tyson wyjaśnił mi w ubiegłym roku podczas Connecticut Forum
naukowe przyczyny jednej z tych nieprawdopodobnych rzeczy).
Komiks można
dostać tutaj: http://bit.ly/ViolentCases,
na indiebound lub w lokalnych sklepach z komiksami.
…
Uwielbiam ten
klip. To wizualna interpretacja fragmentów wywiadów, które miały na celu ustalić
jak naprawdę wyrażają się mieszkańcy różnych części USA. Pamiętam, jak kiedyś,
podczas deszczu padającego w słoneczny dzień, po raz pierwszy usłyszałem
wypowiedziane mimochodem zdanie „to diabeł bije swoją żonę”...
SODA / POP / COKE from The Atlantic on Vimeo.
…
W odp. Na
twoje czytanie Kto zje zielone jajka sadzone. Mam bardzo mieszane
uczucia co do tej książki (i nie tylko dlatego, że sam mam na imię Sam, a książka
wyszła kiedy miałem trzy lata i przez całe życie musiałem znosić docinki).
Największy problem powoduje fakt, iż oprócz zamierzonego przesłania „trzeba być
otwartym i gotowym poszerzać swoje horyzonty” uczy również czegoś znacznie
bardziej niepokojącego, mianowicie że „nie” wcale nie oznacza „nie”. Uczy, że
„nie” oznacza „ignoruj, marudź i naprzykrzaj się, aż dostaniesz to, czego chcesz.”
I to jest szkodliwa rzecz, której nie należy uczyć małych dzieci. To uczy je
grymaszenia i marudzenia o zabawki, łakocie czy inne kapryśne zachcianki. Kiedy
podrosną, w najgorszym przypadku wzmacnia to postawy i poglądy napędzające
kulturę gwałtu. Jako ojciec córek narażony teraz i już na zawsze przez tę
kulturę na ryzyko nie mogę nie martwić się przesłaniem zawartym w takiej
książeczce.
Zgadzam się
całkowicie, że jako ojciec absolutnie powinieneś uczyć córki (i jeżeli
masz, to również synów), że NIE zdecydowanie oznacza NIE, że to oni maja
ostatnie słowo w kwestii tego, co dzieje się z ich ciałem i że mają prawo podejmować
decyzje jego dotyczące i trzymać się ich pomimo nękania, namawiania,
marudzenia, nagabywania i nawet gróźb.
Uważam
również, że jako ojciec swoje dzieci, szczególnie te najmłodsze, w wieku najbardziej
odpowiednim do głośnego czytania, z myślą o których powstało Kto zje…, powinieneś zachęcać do jak
najbardziej zróżnicowanej diety i do tego, żeby przynajmniej próbowały rzeczy,
których swoim zdaniem mogą nie polubić. Dzieci są najczęściej z założenia
bardzo konserwatywne w sprawie tego co chcą i czego nie chcą jeść (w sumie nie
tylko dzieci) i zachęcanie ich do próbowania nowych, innych potraw, zamiast
karmienia kanapkami z masłem orzechowym przez sześć lat to część twojego
zadania jako rodzica. Przesłanie, które ja wyniosłem z lektury tej książki jest
takie, że poza tymi wszystkimi bzdurami związanymi z namawianiem, warto
sprawdzić czy się czegoś nie lubi zanim uznamy, że rzeczywiście tak jest.
Szczególnie w kwestii jedzenia. Bo być
może polubisz coś, co wygląda nieciekawie. (A także to, że jeśli zamierzasz
komuś zawracać głowę należy robić to za pomocą rymowanki, w sposób oryginalny,
pomysłowy, z użyciem zachwycających dla uszu dziecka słówek, ciekawie
narysowanych zwierzątek i środków transportu.)
Oczywiście
myślałem tak zanim przeczytałem ten komiks, który
zmienił wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz