sobota, 30 stycznia 2010

Przyjazd Olgi

Neil napisał w sobotę 22 stycznia 2010 o 17:14

Wczesnym rankiem odebrałem z lotniska Olgę, która spędziła w samolocie całą noc. Z powodu wypadku musieliśmy jechać objazdem przez St. Paul, co oboje potraktowaliśmy jako znak (po dojechaniu na miejsce zgodnie stwierdziliśmy, że umieramy z głodu), że powinniśmy zatrzymać sie na śniadanie w Mickey's Diner. Tak też zrobiliśmy. Olga spędziła mnóstwo czasu bawiąc się aparatem.

Do domu jechaliśmy przebijając się przez mgłę i coś, co stałoby się burzą lodową, gdyby temperatura spadła o dwa stopnie, a tak było tylko marznącą mżawką. W końcu udało nam się wrócić tutaj i weszliśmy na strych. Martwiłem się, że Zoe umrze pod naszą nieobecność, albo będzie już przytomna, ale nie - wciąż tam była i nawet nie spała. Ale słabnie z każdym dniem. Coraz słabiej reaguje i choć cieszy ją głaskanie, to potrafi nagle zejść z łóżka, odejść kawałek od miejsca, w którym sypia, a potem wydać z siebie skrzecząco-szczekliwy dźwięk, niczym przerażone pisklę orła, a potem zwymiotować odrobinę spienionej mazi.



W końcu Zoe przestała wymiotować i rozluźniła się.

Kiedy wydawało się, że obu paniom jest już wygodnie, zabrałem Psa (wciąż mocno niepocieszonego tym, jak mało uwagi poświęca mu się ostatnio) na spacer w deszczu ze śniegiem. Albo w śniegu z deszczem. Przed zimnem ORAZ deszczem trudniej się obronić, niż przed samym zimnem. Oto ja, kiedy doszedłem już do wniosku, że robienie nowym, pięknym aparatem zdjęć, kiedy ręce momentalnie ziębną w zamarzającym deszczu nie jest najlepszym pomysłem.
Psu to niespecjalnie przeszkadzało. Był zadowolony, że wreszcie nie nudzi się siedząc samotnie w kuchni.
...
Skrzynka FAQ wypełniła się setkami wiadomości od tych z Was, którzy chcieli opowiedzieć mi łamiącą serce lub podnoszącą na duchu (bardzo często i jedno, i drugie) historię o tym, jak umarł Wasz ukochany kot. Czytam je wszystkie. Czasem mnie one pocieszają, innym razem sprawiają, że czuje się jakbym kroczył Doliną Cienia Kociej Śmierci. Ale czytam je wszystkie i za wszystkie bardzo serdecznie dziękuję.

Brak komentarzy: