Neil napisał w sobotę 29 grudnia 2012 o 12:53
Najlepsze w aparatach Łomo, według mnie, wcale nie
są cudowne, wyglądające na przypadkowo zrobione zdjęcia. To odnajdywanie po
kilku miesiącach odłożonych gdzieś rolek filmu, na których nie wiadomo, co się
znajduje, a po ich wywołaniu - oglądanie zapomnianych fragmentów przeszłości. Pierwsze zdjęcia zostały
zrobione prawie rok temu, kiedy na środkowym zachodzie było tak śnieżnie, jak
teraz.
Wydaje mi się, że to jest z lata. Podwójna lub potrójna
ekspozycja, taka, jak lubię (zrobione aparatem, bez photoshopa). Psy.
I autoportrecik z września, za kulisami domu mody w
Nowym Jorku...
Jestem teraz w domu na środkowym zachodzie,
spędzając cenny czas z córkami i moimi psami.
Tylne łapy Cabala stają się coraz mniej pewne, co
ciąży bardziej na moim sercu niż jego. Lola próbuje rozgryźć, jak udaje mi się
ją odnaleźć za każdym razem, gdy ucieka i chowa się, biały pies na tle śniegu w
świetle księżyca, a ja nie wytłumaczyłem jej jeszcze roli błyszczącej na jej
szyi czerwonej obroży.
Uczę się także całych słów do piosenki przewodniej z
Fireball XL5, którą będę śpiewał bardzo
niepewnie na Przyjęciu Noworocznym Amandy, jako podziękowanie dla ś.p.
Gerry’ego Andersona, człowieka, który miał dużo do czynienia z kształowaniem się mojego dzieciństwa (Dla przypomnienia: do moich ulubionych
należą Thunderbird 4 i Gordon Tracy, Captain Black, Melody Angel, Joe 90, kiedy
miał w swojej głowie załadowanego wrogiego agenta, i panie w fioletowych
perukach na księżycu.)
Skoro mowa o fiolecie: noworoczny występ Amandy
będzie mniej lub bardziej zwyczajny, z
wykonaniem całego Purple Rain
Prince’a. Mam nadzieję, że jeśli to
okaże się sukcesem, w przyszłym roku może zdecydować się na The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders
From Mars.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz