Neil napisał w piątek 10 stycznia 2014 r. o 1:19
Pojechałem na południe. Wir Polarny odpuścił i znów się trochę ociepliło. Słuchałem albumów Dolittle Pixies i Son of Rogues Gallery Hala Willnera, dzięki czemu przyczepiły się do mnie szanty i przyszła ochota na morskie opowieści, więc zajrzałem do sklepu Audible i ściągnąłem sobie serię o przygodach Jacka Aubreya i Stephena Maturina czytaną przez Simona Vance’a.
Dziś rano w Południowej Karolinie facet przy stoliku obok powiedział „No tak, i to była zima, całe dwa dni”. Reszta trasy przebiegłą bez przygód… prawie…
Najdziwniejszą i najstraszniejszą częścią podróży było ostatnie kilka minut: ostatnie kilometry drogi do domu, w którym miałem się zatrzymać, zostały gwałtownie zalane.
Ale byłem w drodze przez prawie dwie doby. I właśnie zatrzymałem się, żeby zrobić zakupy. Nie do pomyślenia było się teraz zatrzymać. Nie przeszło mi nawet przez myśl, co może się stać, gdy samochód zatrzyma się w czasie powodzi. Albo to, że mini to niezbyt wysoki samochód i żeby się z niego wydostać w wypadku powodzi trzeba będzie wejść do wody i dotrzeć na jakiś bezpieczny brzeg…
Więc jechałem dalej i w momencie, kiedy zorientowałem się, że to był błąd i że miejscami woda sięgała prawie pół metra, było już za późno.
Patrząc wstecz widać, że tylko idiota ruszyłby przeładowanym mini w drogę po zalanej szosie, wierząc naiwnie, że prędzej czy później zrobi się lepiej.
I tylko idiota, który ma wyjątkowe szczęście mógł bezpiecznie dotrzeć zalaną drogą do celu.
I udało się. Idiota miał szczęście.
Z radością donoszę, że dom, w którym się zatrzymałem położony jest dość wysoko. Samochód zaparkowałem przy schodach prowadzących do wejścia i mam nadzieję, że w nocy nie odpłynie i rano nadal tam będzie.
Zamierzałem pobiegać jutro rano. Niewykluczone, że zamiast tego będę mógł pobrodzić. Zobaczymy.
***
Mnóstwo szczęścia sprawiła mi historia australijskiego naukowca, który przepraszał, że nie poświęcił więcej czasu na badanie smoków. Może i Wam się spodoba. Do przeczytania na ich blogu: http://csironewsblog.com/2014/01/06/accelerating-our-dragon-rd-program/.
I z ulgą przeczytałem, że recenzent Time Out ocenił występ Amandy na pięć gwiazdek. Jeszcze za nią nie tęsknię, ale już niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz