wtorek, 22 czerwca 2010

Cool Stuff - Skąd bierzesz pomysły?

Skąd bierzesz pomysły?
Neil odpowiada na pytanie, którego każdy pisarz boi się najbardziej.
(oryg. 'Where do you get your ideas?')

Każdy zawód ma swoje słabe strony. Na przykład od lekarza zawsze ktoś chce uzyskać darmową konsultację, od prawnika poradę prawną, grabarzom mówi się, że mają fascynującą pracę, po czym szybko zmienia się temat. A pisarzy pyta się, skąd biorą pomysły.

Na początku opowiadałem ludziom głodne kawałki typu: "Z klubu Pomysł Miesiąca" albo "ze sklepiku z pomysłami na Bognor Regis", "z grubej, zakurzonej książki pełnej gotowych pomysłów, którą trzymam w piwnicy" lub nawet "od Pete'a Atkinsa" (Ostatnia odpowiedź jest nieco ezoteryczna i może wymagać wyjaśnienia. Pete Atkins jest scenarzystą i powieściopisarzem, z którym się przyjaźnię. Postanowiliśmy kiedyś, że jeśli ktoś zapyta, powiem, że biorę pomysły od niego a on ode mnie. Wtedy wydawało nam się to sensowne.)

Po pewnym czasie zmęczyły mnie te żenujące odpowiedzi, dlatego teraz mówię ludziom prawdę:

"Tak po prostu, z głowy. Wymyślam to wszystko."

Ludziom nie podoba się ta odpowiedź. Nie wiem, dlaczego. Wydają się smutni, jakbym próbował ich zbywać. Tak jakbym ukrywał jakąś wielką tajemnicę, i z sobie tylko znanych powodów nie chciał się nią z nimi podzielić.

Nie jest tak. Po pierwsze - naprawdę nie wiem, skąd właściwie przychodzą mi do głowy pomysły, co sprawia, że przychodzą i czy pewnego dnia nie przestaną przychodzić. Po drugie - wątpię, czy ktokolwiek z pytających ma ochotę na trzygodzinny wykład na temat procesu twórczego. Wreszcie po trzecie - pomysły nie są najważniejsze. Naprawdę. Każdy ma jakiś pomysł na książkę, film, opowiadanie czy serial telewizyjny.

Każdy autor, który wydał choćby jedną książkę, przez to przechodzi - ludzie przychodzą i mówią mu, że mają Pomysł. Oczywiście, Pomysł jest Niesamowity. Jest tak Niesamowity, że koniecznie chcą cię w niego wtajemniczyć. Układ jest zawsze taki sam - oni podają ci Pomysł (to ta trudna część), ty siadasz i piszesz książkę na jego podstawie (łatwizna) a forsą dzielicie się po połowie.

Staram się być rozsądnie uprzejmy dla takich osób. Mówię im, zupełnie szczerze, że mam i tak za dużo własnych pomysłów i zdecydowanie za mało czasu na ich realizację i życzę im powodzenia.

Pomysły nie są najtrudniejszą sprawą w pisaniu. Są tylko małą częścią całości. Stworzenie wiarygodnych postaci robiących mniej-więcej to, czego od nich oczekujesz jest dużo trudniejsze. A absolutnie najtrudniej jest usiąść i mozolnie pisać słowo po słowie, aby sklecić coś świeżego i interesującego.

Mimo to, ludzie ciągle chcą to wiedzieć. W moim przypadku chcą wiedzieć także czy czerpię pomysły ze snów (Odpowiedź brzmi: nie. Logika snu nie jest logiką powieści. Spiszcie treść jakiegoś snu a się przekonacie. Albo jeszcze lepiej - opowiedzcie komuś ważny sen: "No i byłem w tym domu, który był równocześnie moją starą szkołą i była tam pielęgniarka, która tak naprawdę była starą wiedźmą a potem zniknęła, ale był tam też taki liść, na który nie wolno mi było patrzeć i wiedziałem, że jeśli go dotknę stanie się coś strasznego" i patrzcie jak oczy wychodzą im z orbit). Normalnie nie udzielam na to pytanie prostych odpowiedzi. Aż do niedawna.

Moja siedmioletnia córka Holly namówiła mnie, żebym przyszedł powiedzieć parę słów w jej klasie. Nauczycielka była nastawiona bardzo entuzjastycznie ("Dzieci ostatnio próbują pisać własne książki, więć może mógłby pan przyjść i opowiedzieć im o zawodzie pisarza. I proszę opowiedzieć masę historyjek. Dzieci je uwielbiają."). No i przyszedłem.

Usiadłem na krześle i poczułem na sobie wzrok dwudziestu pięciu par siedmioletnich oczu siedzących przede mną dzieci. Powiedziałem im: Kiedy byłem w waszym wieku, ludzie mówili mi, żebym nie zmyślał. Dzisiaj mi za to płacą. Mówiłem przez dwadzieścia minut, a dzieci zadawały pytania.

W końcu jedno z nich zapytało:

"Skąd bierze pan pomysły?"

Zdałem sobie wtedy sprawę, że jestem im winien odpowiedź. Były za małe, żeby to wiedzieć, a poza tym to bardzo dobre pytanie, o ile nie trzeba na nie odpowiadać co tydzień.

Oto, co odpowiedziałem:

Pomysły biorą się z marzeń albo z nudy. Cały czas jakieś się pojawiają. Jedyna różnica między pisarzami a innymi ludźmi polega na tym, że pisarze zauważają, kiedy wpadają na pomysł.

Pomysły przychodzą do głowy, kiedy człowiek zadaje sobie proste pytania. Najważniejszym pytaniem jest po prostu "Co by było gdyby...?"

(Co by było, gdybyś obudził się ze skrzydłami? Co by było gdyby twoja siostra zamieniła się w mysz? Co by było gdybyś dowiedział się, że nauczycielka zamierza zjeść kogoś z was na koniec semestru - i nie wiedziałbyś kogo?)

Drugą ważną kwestią jest "Gdyby tylko..."

(Gdyby tylko prawdziwe życie wyglądało jak w hollywoodzkich musicalach. Gdybym tylko mógł zmniejszyć się do rozmiarów guzika. Gdyby tylko jakiś duch odrabiał za nie zadania domowe.)

Są jeszcze inne: "Zastanawiam się..." ("Zastanawiam się co ona robi, gdy jest sama...") i "Jeśli tak dalej pójdzie..." ("Jeśli tak dalej pójdzie, telefony zaczną rozmawiać między sobą bez niepotrzebnych im ludzi.") i "Czy nie byłoby ciekawie, gdyby..." ("Czy nie byłoby ciekawie, gdyby w przeszłości światem rządziły koty?")...

Te i inne pytania, oraz kolejne, wywołane przez nie ("Cóż, jeśli koty były kiedyś władcami świata, to dlaczego już nie są? I jak się z tym czują?") są jednym ze źródeł pomysłów.

Pomysł nie musi być wcale zarysem fabuły. Wystarczy, że będzie twórczym punktem wyjścia. Fabuły często powstają samoistnie, kiedy autor zaczyna zadawać sobie pytania z tym punktem związane.

Czasami pomysłem jest osoba ("Był sobie chłopiec, który chciał poznać magię".), czasami miejsce ("Był sobie zamek na krańcu świata, który był jedynym miejscem, gdzie..."), innym razem obraz ("Kobieta siedząca w ciemnym pokoju pełnym pustych twarzy")

Często pomysły pochodzą z kombinacji dwóch rzeczy, których nikt normalnie by ze sobą nie połączył ("Jeśli osoba pogryziona przez wilkołaka staje się wilkiem, to co stanie się ze złotą rybką ukąszoną przez wilkołaka? Co stałoby się z ugryzionym przez niego krzesłem?")

Tworzenie literatury to proces wyobrażania sobie różnych rzeczy: niezależnie od tego, co piszesz, na czym i w jakim gatunku, masz za zadanie wymyślić to na nowy i przekonujący sposób.

A co, kiedy już masz pomysł, który nie jest przecież niczym więcej niż punktem wyjścia?

Wtedy zaczynasz pisać. Słowo po słowie, aż skończysz - cokolwiek to jest.

Nie zawsze to działa. Przynajmniej nie tak, jak sobie człowiek wyobraził. Czasami nie działa w ogóle - wtedy trzeba wyrzucić, co się stworzyło i zacząć od nowa.

Pamiętam jak parę lat temu wpadłem na idealny pomysł na fabułę kolejnego tomu Sandmana. Miało być o sukkubie, który dał pisarzom, artystom i tekściarzom pomysły w zamian za życie. Zatytułowałem go "Sex and Violets".

Zapowiadało się na prostą historię, ale kiedy siadłem do pisania, odkryłem, że czuję się jakbym próbował utrzymać garść piasku: kiedy myślałem, że mam wszystko pod kontrolą, przeciekał mi między palcami i znikał.

Napisałem wtedy:

Zaczynałem tę historię dwukrotnie i dwukrotnie docierałem do połowy tylko po to, żeby zobaczyć, jak umiera na ekranie monitora.

Sandman bywa od czasu do czasu komiksem grozy, ale nigdy wcześniej nie stworzyłem dla tej serii czegoś, co by podziałało na mnie tak, jak ta historia, którą zamierzałem cisnąć w diabły (a termin i tak dawno minął). Prawdopodobnie dlatego, że temat jest mi tak bliski. Chodzi przecież o pomysły i zdolność do przelania ich na papier tak, by powstała opowieść - to czyni mnie pisarzem. Dzięki temu nie muszę zrywać się o świcie i jechać pociągiem z ludźmi, których nie znam, do pracy, której nienawidzę.

Moja wizja piekła sprowadza się do pustej kartki albo kursora migającego bezczynnie na ekranie. I mnie - gapiącego się na to, niezdolnego wymyślić niczego wartego zapisania czy stworzyć ani jednej wiarygodnej postaci. Ogólnie - niczego, na co ktoś już wcześniej nie wpadł.

Gapienie się na pustą kartkę

Wiecznie.

Mimo wszystko udało mi się przez to jakoś przebrnąć. Byłem zdesperowany (to kolejna niepoważna a zarazem prawdziwa odpowiedź na znienawidzone pytanie o źródła pomysłów: Desperacja. Tworzy zgraną ekipę z Nudą i Terminami. Każda z osobna jest tylko częściowo prawdziwa.) i z własnego strachu i głównego pomysłu ulepiłem historię pod tytułem "Kaliope", które wyjaśnia, myślę, że definitywnie, skąd pochodzą pomysły pisarzy. "Kaliope" znajdziecie w zbiorze "Dream Country". Jeśli zechcecie - przeczytajcie. Pisząc to przestałem się bać uciekających pomysłów.


Skąd biorę pomysły?

Z głowy.

Wymyślam je.

1 komentarz:

OTU pisze...

aaaaa! zajebiste! dzięki dziewczyny! i dzięki neil:)