Trasa rozpoczęła
się 13 czerwca od spotkania i rozdawania autografów w Bath. Następnie pojechałem
do Stanów i Kanady, potem wróciłem do Anglii przez Holandię i skończyłem pod
koniec sierpnia w Szkocji. W trasie podpisałem ok. 75 tys. Książek, z czego
większość to Ocean na końcu ulicy. Po
sześciu tygodniach wróciłem do Wielkiej Brytanii na mini-trasę promocyjną Na szczęście, mleko… To był taki aneks
do trasy, jej ostatni odcinek. A mimo to spotkało mnie wówczas kilka najprzyjemniejszych
momentów w ciągu całego roku, w tym jedno z najlepszych spotkań z czytelnikami
w jakich kiedykolwiek uczestniczyłem.
Pierwszego dnia po powrocie do UK udałem się do National Theatre na premierę The Light Princess („Lekkiej księżniczki”), przepięknego musicalu Tori Amos. To baśń mówiąca o feminizmie, ekologii i o tym jak ważne jest odczuwanie i okazywanie emocji. Wykonawcy są znakomici, piosenki piękne, a efekty latania (i unoszenia się w powietrzu) – powalające. Publiczność była zachwycona i nagrodziłą spektakl owacją na stojąco. Wyszedłem przekonany, że zdania krytyków będą podzielone i opinie, które następnego ranka ukazały się w gazetach były mieszane. Recenzent w Daily Mail dał sztuce jedną gwiazdkę, a zachwyconą publiczność uznał za „ociężałą umysłowo”, natomiast Daily Express ocenił Księżniczkę na pięć gwiazdek:
Ta szalona, ale i
przepiękna fantazja z elementami pantomimy, baletu, cyrku i opery, a także teatru
muzycznego wymyka się kategoryzacji. Amos zapewnia, że każdemu facetowi, który
zabierze dziewczynę na randkę na to przedstawienie z pewnością się poszczęści.
Nie znam się na tym. Wiem tylko, że ja chętnie poszedłbym na to jutro, i
następnego dnia również.
Moim zdaniem to
było magiczne.
Ian Lamb, szycha od
promocji Bloomsbury Children’s Books zorganizował kilka naprawdę fajnych
imprez. Zaczęło się od literackiego lunchu w Hotelu Savoy, który w 2010 otwarto
ponownie po trzyletnim okresie renowacji. Jedzenie było wspaniałe, a pomiędzy kolejnymi
daniami przechadzałem się z mikrofonem, mówiłem o książkach, czytałem i
odpowiadając na pytania. To był drugi
lunch, a uczestnicy nie wyglądali na bywalców Savoya – niektórych rozpoznałem
jako bywalców spotkań z czytelnikami, a większość była nieco zdenerwowana i
onieśmielona. Obsługa była niezmiernie miła.
Pojawiłem się w Saturday Live, porannej audycji BBC
Radio 4, wraz z twórcą komiksów, rockowym managerem, Tori (i łosiami) oraz byłym
Yeti. Przemiłe półtorej godziny radia. Zapomniałem wspomnieć o Na szczęście, mleko… (Audycji można posłuchać tutaj.)
Pojechałem do Cheltenham,
żeby opowiadać i podpisywać książki na tamtejszym festiwalu literackim. W
kolejce stało 400 osób, większość na deszczu, więc czułem się bardzo winny.
Spotkałem się na obiad z Marcusem Brigstocke’em. Po raz pierwszy od czasu
nagrania komentarza do DVD Krótkiego
filmu o Johnie Boltonie – mojego krótkiego metrażu, w którym Marcus
wystąpił – mieliśmy okazję spokojnie pogadać. Z Cheltenham pojechałem do
Manchesteru na jeszcze jedno spotkanie z czytelnikami, mniej oficjalne i
zdecydowanie mniej deszczowe.
Następny ranek
zaczął się od programu śniadaniowego BBC (segment z moim udziałem jest do obejrzenia tutaj, ale możecie potrzebować Tunnelbear albo podobnej aplikacji do odtworzenia gopoza UK). Zwykle wzmianki o książkach w telewizji śniadaniowej są dla dziennikarzy
pretekstem, żeby nie rozmawiać o książce, ale tym razem prezenterzy (i ich
dzieci) przeczytali i byli zachwyceni Na
szczęście, mleko… i pytali mnie o książkę, więc nadrobiłem fakt, że
zapomniałem o niej w radio. (Dla zainteresowanych: ocena na Amazonie w ciągu
godziny wzrosła z ok. 240 do 12).
Tamten wieczór
był niezwykły: wygłosiłem przemówienie w imieniu The Reading Agency. Mówiłem o
czytaniu, o bibliotekach, o naszym obowiązku wobec świata i przyszłości. Przed
przemową usiadłem na swoim miejscu, spojrzałem na słowa, które sobie
przygotowałem i dopadła mnie dziwna postać tremy. Objawiała się tym, że napisane
przeze mnie zdania zdawały się nie mieć żadnego sensu. W stanie osobliwej
paniki wstałem i wygłosiłem przemówienie. Jakoś wszystko miało ręce i nogi, a
zdania jednak miały sens. Wszystko było w porządku.
O przemówieniu
szeroko pisano, Guardian jego
skróconą wersję [a myśmy ją przetłumaczyli: Mamy obowiązek używać wyobraźni – przyp. noita],
a wiele osób zaczęło z niego korzystać, by wyjaśnić innym dlaczego książki i
biblioteki powinny być chronione i poważane, co jest naprawdę wspaniałe.
Kolejny dzień był
najlepszy ze wszystkich. Zaczął się bardzo wcześnie, od niespodziewanego
przylotu mojej żony, Amandy, do UK. A ponieważ mnie zna, dzień wcześniej
napisała, że zaskoczy mnie na wieczornym wykonaniu całości Na szczęście, mleko… w Westminster Central Hall.
Kilka tygodni
zajęło mi zebranie gromady wspaniałych wykonawców, którzy mieli wspomóc mnie w
zapewnieniu widzom rozrywki tamtego wieczora. Co więcej, Chris Riddell miał
pojawić się na scenie wraz ze mną – ja miałem czytać, a on rysować.
To było zadziwiające,
i ja byłem zadziwiony.
Było tam jakieś
2500 osób. Bilety sprzedały się natychmiast. Moglibyśmy zorganizować dwukrotnie
większą imprezę. Żałowałem tylko, że na widowni nie było więcej dzieciaków.
Mistrzem ceremonii był Andrew O’Neill. T.V. Smith i Tom Robinson
zagrali dwie akustyczne piosenki (odgrywali również m.in. piratów). Po
rozpoczęciu opowieści Chris Riddell na szybko tworzył niesamowite ilustracje.
Siobhan Hewlett przyćmiła wszystkich jako Królowa Piratów. Mitch Benn przyćmił
i ją piosenką o Kapitanach-Piratkach. Tasha Hawley i Niamh Walsh odegrały
kucyki i publiczność nagrodziła je brawami, a Niamh powróciłą jeszcze jako
łampirzyca. Lenny Henry zachwycił wszystkich swoim niespodziewanym występem
jako kosmiczny policjant T. Rex i zadawał mi pytania z Twittera. Potem na scenę
wyszła Amanda i zagrała Hymn Ukulele ze słowami zmienionymi tak, by pasowały do
Na szczęście, mleko… I było po
wszystkim.
Chris Riddell rysuje…
T.V. Smith i Tom Robinson grają „Cienką zieloną linię”
Mitch Benn, Andrew O’Neill,
T.V. Smith, Niamh Walsh, Tash Hawley, Siobhan Hewlett
Mitch, Tim I Andrew wykonują niezmiernie ważny dla fabuły taniec. Lenny
Henry i ja nie tańczymy.
(Wszystkie zdjęcia pochodzą z tego wspaniałego zestawu, który znalazłem na Flickrze.)
Nie sposób odwdzięczyć się im wszystkim za doskonały wieczór.
(W tle wszystko dla nas i pozostałych 2500 osób przygotowywali Andy Quinn z
Foyles, Alex Rochford z Time Out wraz ze swoimi zespołami, Holly Gaiman i
wspaniała Kelly Fogarty, która pomogła wszystko ułatwić i robiła te znakomite
zdjęcia za kulisami.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz