Dzisiaj było ciepło - cieplej niż przez ostatnie tygodnie. Przegapiłem najgorętszą część dnia (odwoziłem mojego syna, Mike'a, na lotnisko), ale dotarłem do domu jeszcze przy świetle dziennym i prześlizgnąłem się przez grubą warstwę na wpół stopionego śniegu, by zbadać ule. Tak jak się spodziewałem, wszędzie naokoło były martwe pszczoły, niedawno upuszczone, a także mnóstwo małych brązowych plamek na śniegu. Pszczoły z ula wykorzystały ciepły dzień, by oczyścić ule z martwych osobników i by, khm, wypróżnić się.
Pszczoły widoczne w kwadratowym otworze fioletowego ula na górze ula są żywe i spacerują sobie. Pszczoły leżące naokoło na dole są zamarznięte i martwe.
Trzy z czterech uli wyglądają zdrowo. Podejrzewam, że mały czerwony ul jest martwy. Nie będę sprawdzał dopóki nie zrobi się wystarczająco ciepło, żeby przy otwarciu nie wykończyć roju, który może się znajdować w środku.
Tutaj lepsze zbliżenie na zielony ul. Możecie kliknąć na zdjęcia dla lepszego, większego widoku. (Wszystkie zdjęcia zrobiłem Nexusem 1. To powyżej z lampą błyskową.)
Za rok w maju mamy nadzieję dostać trzy ule pszczół rosyjskich, które podobno znoszą zimę lepiej niż włoskie, które już mamy (dzieje się tak, ponieważ w miesiącach zimowych mają mniejsze populacje, więc potrzebują mniej jedzenia, i utrzymują w gotowości Następczynie Tronu, na wypadek gdyby coś przydarzyło się Królowej. Nie dlatego, że noszą małe futrzane czapeczki i tańczą kozackie tańce, by się ogrzać, jak zasugerowało wiele osób, w tym spora część Rosjan, gdy ostatnio o tym pisałem na blogu).
Poniżej zamieszczam moje zdjęcie, zrobione głównie dlatego, że po raz pierwszy od dawna wyszedłem z domu bez czapki i czegoś otulającego twarz. Chciałem to uczcić.
Jutro Alabama.
A potem dom.
W przyszłym tygodniu Naperville, potem parę dni w UK, potem do LA na rozdanie Oscarów, gdzie będę kibicował Henry'emu Selickowi i jego "Koralinie".
(I w Manili, gdzie będę 17 i 18 marca na konkursie artystycznym.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz