wtorek, 16 października 2018

Duchy, strachy i cmentarze: Margaret Atwood pisze o magii Neila Gaimana




Kiedyś podczas dyskusji na jednym z festiwali literackich przeraziłam Neila Gaimana naśladując głos Złej Czarownicy z Zachodu z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. „I twojego pieska też!” zarechotałam złowieszczo. „Nie, nie! Nie rób tego!” zawołał Neil. Potem wyjaśnił mi, że wiedźma o zielonej twarzy przestraszyła go, gdy miał osiem lat. Proszę bardzo, oto ujawnione zostało źródło literackich inspiracji!

Przyjemność płynąca z przerażenia… Neil Gaiman. Fot. Tim Knox dla Guardiana

Najlepsi twórcy literatury dziecięcej gdzieś w głębi serca wciąż są ośmiolatkami. Wiedzą, co jest przerażające. Pamiętają, jak to jest zanurzyć dłoń w misce pełnej obranych winogron w ciemnym pokoju w halloweenowy wieczór, kiedy powiedziano ci, że to gałki oczne. Rozkoszują się uczuciem przerażenia w muzyce i w opowieściach. Rozumieją zalety strachów wyobrażonych: owszem, to przerażające, ale ostatecznie można się z tym rozprawić, przynajmniej w świecie fikcji.

Gaiman wychował się, jak należy. Czytał mnóstwo książek stosownych do swojego przyszłego powołania i zachował w pamięci zawarte w nich memy i lekcje. Kiedy doradzano mu przejście na słoneczną stronę ulicy, szedł za tą radą – nie pisze tragedii – ale i nie unikał ciemnej strony, bo, jak pamiętnie ujęła to Ursula K. Le Guin: „Tylko w milczeniu słowo, tylko w ciemności światło, tylko w umieraniu życie: jasny jest lot sokoła na pustym niebie.” Czy jak dowiodła Beatrix Potter, wykradanie rzodkiewki z ogródka McGregora to żadna zabawa, jeśli nie ma groźby potrawki z królika. Jak można żyć w pełni, gdy nie ma niebezpieczeństwa, że staniemy się martwi jak przysłowiowa w języku angielskim kołatka? (Choć tę kołatkę trzeba przemyśleć, zważywszy na „Opowieść wigilijną” Dickensa.)

Gaiman to astrologiczny skorpion z bliźniętami na ascendencie i jeśli ktoś wierzy w takie rzeczy – a on najwyraźniej tak, skoro znalazłam jego horoskop w sieci – to wiele wyjaśnia. Skorpionami rządzi Pluton, patron świata poziemnego, a także kanalizacji, bielizny, kryminalnego półświatka i wszystkiego co jest pod. Bliźniętami rządzi Merkury lub Hermes: bóg złodziei, żartów, komunikacji, podróży i sekretów; jest też przewodnikiem dusz w drodze do krainy cieni. Dla większości droga do krainy zmarłych to podróż w jedną stronę, ale Hermes porusza się po niej swobodnie, tak samo jak bohaterowie książek Gaimana, w tym „Księgi cmentarnej”.

Większość z nas odczuwa silną awersję do idei bycia martwym. Bardzo trudno nam wyobrazić sobie, że po prostu przestaniemy istnieć: nawet zdanie „będę nieżywy” zawiera pierwszą osobę. Więc gdzie będzie ta osoba, kiedy nastanie pora „nieżycia”? Przez wieki podawano wiele odpowiedzi na to pytanie: w suchej, zakurzonej krainie podziemia (Mezopotamia), w skomplikowanym, wielokomnatowym życiu-po-życiu, o ile twoje serce przejdzie próbę i okaże się lżejsze od Pióra Prawdy (starożytny Egipt), na usłanych złocieniami ale monotonnych Polach Elizejskich – dostępnych dla greckich bohaterów; w piekle, czyśćcu, raju lub niebie – dla chrześcijan z epoki wczesnego renesansu; na ziemiach zmarłych, po przebyciu trzydniowej drogi (rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej) lub w pomysłowych, gotyckich krainach Tima Burtona, w stylu świata z „Gnijącej Panny młodej” albo radosnej krainie meksykańskiego Dnia Zmarłych z „Coco” wytwórni Pixar.

Ale jest wiele innych możliwości. Można na przykład stać się wampirem: ani żywym ani umarłym. Można zostać ghulem: na swój sposób żyć, ale żywiąc się ciałami zmarłych. Można też zostać duchem: jednocześnie istnieć i nie istnieć, czasem być widocznym, czasem niewidzialnym i często spotykanym na cmentarzach.

Z tej ostatniej ewentualności i obszernego folkloru z nią związanego Gaiman czerpie w „Księdze cmentarnej”. Bohater jego opowieści zaczyna jako niemowlę, które przez okno wydostaje się z domu podczas gdy jego rodzice zostają zamordowani i dociera do pobliskiego cmentarza, gdzie niektóre z duchów rezydentów – pod wpływem ulotnego pojawienia się ducha jego matki – w drodze głosowania postanawiają go zaadoptować. Ponieważ nie znają jego imienia, nazywają go „Nikt” (zdrobniale „Nik”), przypominając nam o podstępie, który wykorzystał przebiegły Ulisses podczas ucieczki przed tymi wścibskimi cyklopami. To bardzo praktyczne, kiedy na pytanie „Kto to?” można odpowiedzieć „Nikt”.

Rzeczony cmentarz jest bardzo stary i składa się z wielu warstw pochodzących z najróżniejszych czasów – celtyckich, rzymskich, wielu stuleci angielskich – więc Nik z nagrobków uczy się różnych rodzajów pisma, a przy okazji poznaje angielską historię dzięki mieszkańcom nekropolii. Próba pójścia do zwyczajnej szkoły kończy się niepowodzeniem – Nik niezupełnie tam pasuje – ale udaje się pokrzyżować plany jego prześladowcom.

Bohaterowie są zwyczajowo kształceni w nietypowy sposób – naucza ich centaur, jak w przypadku Achillesa albo czarodziej, jak króla Artura. Nierzadko mają nieżyjących rodziców i dziwaczne moce, jak Harry Potter.

„Księga cmentarna” to bildungsroman – powieść o kształtowaniu się bohatera – w której niezwykli nauczyciele Nika to duchy, wampir i wikołaczyca, a dziwne moce stanowią nadnaturalne umiejętności przyznane chłopcu przez istoty żyjące (powiedzmy) na cmentarzu.
Sytuację taką spowodował fakt pozbawienia rodziców Nikta życia przez grupę arcywrogów, z których każdy ma na imię Jack choć z innym przydomkiem. Należą do bractwa Jacków Wszelkich Fachów – Jack Matros, Jack Zręczny, Jack Mróz… W kartach “Jack” może być synonimem waleta, którego po angielsku określa się „łotrem” (knave). Tak właśnie jest w „Księdze cmentarnej”, gdzie wszyscy Jackowie są członkami starożytnego i potężnego zakonu, a Nikt jest jednym z legendarnych dzieci naznaczonych przepowiednią – w jego przypadku przepowiednia głosi, że będzie on końcem Jacków. Rozumiecie więc, dlaczego starają się go pozbyć.

Ale kiedy twoim opiekunem jest tak elegancki wampir jak Silas – strzegący granic cmentarza wymazujący wspomnienia, a do tego zdolny poruszać się pomiędzy światami i dzięki temu robić zakupy spożywcze – i kiedy ów wampir ma zastępstwo w postaci wschodnioeuropejskiej wilkołaczycy nazwiskiem pani Lupescu, która jest znakomitym sprzymierzeńcem pomimo upodobania do barszczu, wtedy siły sprzyjające i przeciwne Nikowi stają się bardziej zrównoważone.
Czy Jackom uda się odnaleźć i zamordować Nika zanim dorośnie na tyle, żeby pokrzyżować im szyki? Czy siły Gotyku Dobra zwyciężą siły Gotyku Zła? Czy podczas lektury będziecie się bawić równie dobrze, co ewidentnie Gaiman podczas jej pisania? Oczywiście, że tak! Czy uronicie dyskretnie łzę w czasie makabrela, gdy żyjący ruszają do tańca ręka w rękę ze zmarłymi pod okiem samej Śmierci, ale wampir Silas jest z tego korowodu wykluczony, jako że nie należy ani do jednych ani do drugich? Bez wątpienia.

“Księga cmentarna” to opowieść działająca na wielu poziomach, co jest jedną z największych zalet najlepszej literatury dziecięcej: wciąga ośmiolatki, ale dla starszych czytelników rozbrzmiewa innymi, głębszymi echami. To prawdziwa przyjemność, od początku do początku – bo nasz bohater musi wreszcie zakończyć swoją edukację i ukończywszy śmierć, rozpocząć życie.

Brak komentarzy: