Neil napisał w niedzielę 7 marca 2010 o 15:27
Dziwny dzień. Za półtorej godziny przyjedzie samochód i zawiezie mnie na Oscary, za pół godziny założę na siebie piękne ubrania Kambriel. To będzie długi dzień. Nie sądzę, żeby "Koralina" miała szansę na Oscara - nie wtedy, kiedy konkuruje z nominowanym także do najlepszego filmu "Odlotem". Ale nominacja naprawdę jest zaszczytem. I pozwala mi ogrzewać się w promieniach chwały i osiągnięć Henry'ego Selicka.
Nie obejrzałem dziś CBS SUNDAY MORNING, ale dostałem mnóstwo e-maili od osób, którym program się podobał (sporo z nich twierdzi, że dowiedzieli się z niego więcej, niż z artykułu w "New Yorkerze"). Dzięki dla Sereny i całego zespołu CBS.
Tu, w Hollywood, spędziłem bardzo miłe chwile. Wczoraj bawiłem się na wspaniałej imprezie Focus Films, którą zorganizowali dla twórców swoich nominowanych filmów: "Poważnego człowieka" i "Koraliny". Dzięki temu miałem okazję uszczęśliwić Maddy zdjęciem jej ojca z Simonem Helbergiem (czyli Wolowitzem z "Big Bang Theory").
Potem miałem okazję przedstawić sobie Hanry'ego Selicka i Robina Williamsa (obaj bardzo się ucieszyli). (Córka Robina, Zelda, uratowała mój nastrój na pewnej imprezie pokazując mi ankh wytatuowany na kostce i powiedziała, że gdy trafiła do Creative Artists Agency, w pierwszej kolejności poprosiła o możliwość przeczytania scenariusza filmu "Śmierć: wysoka cena życia", bo była fanką. Ta dziewczyna to skarb.)
Kilka godzin temu Amanda zagrała wyprzedany koncert w Operze w Sydney (jak mi powiedziała, podczas koncertu zagrała cover piosenki Johna Cage'a 4'33''). Jestem z niej bardzo dumny.
To powinien być wielki, ekscytujący, radosny dzień, ale wcale tak nie jest. 7 marca to poza Dniem Oscarów pierwsza rocznica (niepodziewanej - atak serca) śmierci mojego ojca i jestem dziś w bardzo melancholijnym nastroju. Są takie dni, kiedy ma się ochotę wyłącznie spacerować z psem po lesie, trochę popisać i spędzić czas z ukochanymi osobami i zdaje mi się, że to właśnie jeden z tych dni i powinienem był sam wcześniej na to wpaść, a tego nie zrobiłem.
Na pewno humor mi się poprawi, kiedy tylko ubiorę się w elegancki strój i wkroczę na czerwony dywan. (Nie, pewnie nie zobaczycie nigdzie moich zdjęć. Tak, gdyby stała obok mnie Amanda w niezwykłej sukience, pewnie jakieś zdjęcia można by zobaczyć. Tak, pewnie znów zostałbym podpisany jako "osoba towarzysząca". Nie, zupełnie by mi to nie przeszkadzało.) Myślę, że po Balu Gubernatora nie wybiorę się na żadne przyjęcie. Być może spędzę trochę czasu z Johnem Hodgmanem, który jest dobrym człowiekiem i dobrze się czuję w jego towarzystwie. Albo po prostu położę się spać wcześniej. A może sam siebie zaskoczę, gdzieś pójdę i będę tańczył do upadłego. (Ale nie sądzę.)
Dobra. Ubierać się. Trzymajcie za mnie kciuki.
To link do ilustrowanego dziennika snów Ala Davidsona: http://id-iomatics.blogspot.com. Zamieściłbym go nawet, gdyby nie było tam rysunku ze mną. I Amandą. I kotami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz