wtorek, 17 września 2013

Inwentaryzacja: Neil Gaiman (Financial Times)

Wywiad dla Financial Times przeprowadziła Hester Lacey


Neil Gaiman, 52, jest popularnym autorem powieści, opowiadań i komiksów zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, a do jego najpopularniejszych dzieł należy seria komiksowa Sandman. Zdobył kilka nagród Nebula i Hugo, a także medale Newbery i Carnegie.


Najwcześniejsza ambicja?
Chciałem być osobą, która napisała Władcę pierścieni, co mogło okazać się trudne, skoro Tolkien już to zrobił.

Szkoła publiczna czy prywatna? Uniwersytet czy prosto do pracy?
Najpierw dzięki stypendium uczęszczałem do niewielkiej szkoły prywatnej – Ardingly College, a potem do Whitgift School. Po szkole od razu zacząłem pracować jako dziennikarz – to znakomity start dla pisarza. Uczy zadawania pytań, zwięzłości i to, co dla każdego pisarza prawdopodobnie jest najważniejsze: oddawania pracy mniej więcej na czas.

Kto był lub jest pana mentorem?
Alan Moore, który sprawił, że komiksy zaczęły być także dla dorosłych. Pisanie powieści z Terrym Pratchettem było odpowiednikiem praktyki rzemieślniczej. A Diana Wynne Jones, której wciąż mi brakuje, umiała najlepiej pisać o magii.


W jakiej jest pan kondycji fizycznej?
Byłem w okropnie złej formie, ale dwa lata temu postanowiłem wziąć się za siebie. Teraz zdarza się widywać mnie na sportowej maszynie do machania kończynami i ciężarkami. Jakaś część mnie uważa, że wyglądam dość głupio, a inna część myśli: lubisz żyć.

Ambicja czy talent: co jest ważniejsze do osiągnięcia sukcesu?
Znałem ludzi z ambicjami, ale zupełnie nie uzdolnionych w kierunku, którym się zajmowali. To przerażające, ale większości z nich raczej się powodziło.

Robił pan sobie kiedyś test IQ?
W szkole, w wieku 13 lat. Nie mam pojęcia dlaczego.

Jak silne są pana przekonania polityczne?
W warunkach brytyjskich moje przekonania są bardzo niewyraźne, jako że skłaniam się ku stanowisku partii „dlaczego nie możemy po prostu być  dla siebie mili”. W USA, gdzie mieszkam, przekłada się to na pozycję jeszcze bardziej na lewo niż podkładający bomby radykałowie.

Myśli pan o swoim śladzie węglowym?
Myślę o tym, sadzę drzewa i martwi mnie ta kwestia, zwłaszcza kiedy dużo latam. Chciałbym, żeby pszczelarstwo, którym się zajmuję, jakoś to rekompensowało, ale tak nie jest.

Ma pan więcej niż jeden dom?
Mam dom na środkowym zachodzie USA, gdzie znajdują się moje ule. Chwilowo wynajmuję w Cambridge w stanie Massachusetts piękny dom, który kiedyś należał do [nieżyjącego ekonomisty] Johna Kennetha Galbraitha.

Czy jest coś, czego pan nie ma, a chciałby mieć?
Budynek Chryslera. To niewiarygodnie piękny wieżowiec.

Pana największa ekstrawagancja?
Wieczne pióra. Wciąż poszukuję idealnego.

Gdzie jest pan najszczęśliwszy?
W bibliotekach.

Jakie ma pan jeszcze niespełnione ambicje?
Pisać dla teatru i go reżyserować.

Co pana napędza?
Przekonanie, że prędzej czy później mi się uda: napiszę opowieść, z której będę zadowolony. Normalnie jestem z siebie dumny dopiero z perspektywy czasu.

Jakie jest pana największe życiowe osiągnięcie do tej pory?
Troje absolutnie fantastycznych dzieci.

Gdyby miał pan herb, co by przedstawiał?
Książkę wspiętą.

Pana największe rozczarowanie?
Serial Nigdziebądź produkcji BBC w 1996 roku, który oglądałem i myślałem sobie: „O nie, to miało być lepsze”.

Gdyby mogła pana teraz zobaczyć pana dwudziestoletnia wersja, co by myślał ten dwudziestolatek?
Myślałby, że miał zupełną rację. Był przekonany o swoim geniuszu, mimo że nie miał ku temu zbyt wielu powodów. Byłby nieznośny.

Jeżeli miałby pan jutro wszystko stracić, co by pan zrobił?
Pisałbym szybciej.

Wierzy pan we wspomagane samobójstwo?
Tak.

Wierzy pan w życie po śmierci?
Uwielbiam zdanie z Piotrusia Pana: „Umrzeć – to będzie wielka przygoda.”

Jak oceniłby pan zadowolenie ze swojego dotychczasowego życia w skali od 1 do 10?
Dziewięć.

Brak komentarzy: