Na końcu każdego rozdziału “Księgi Cmentarnej” rysuję mały nagrobek z numerem rozdziału.
Właśnie narysowałem mały nagrobek dla Rozdziału 7. Po stu jedenastu napisanych stronach. Wiele jest jeszcze nie tak, są kawałki, które trzeba rozwinąć (lub, w przypadku jednej sceny, napisać), kawałki, które ozanczają, że muszę wrócić i zmienić lub rozwinąć wcześniejsze momenty w książce. Ten kawałek jest zwyczajniejszy od pozostałych rozdziałów, więc będę musiał się z nim pobawić albo go zostawić. Ale jest zrobiony- i jest ogromny. Co, dla czegoś co gdyby całość była filmem, stanowiłoby cały akt trzeci, nie jest zaskakujące. Tak jak powiedziałem, jest zrobiony, więc wróciłem z chatki do domu i znalazłem moją asystentkę Lorraine wciąż przepisującą fotokopie tego, co napisałem ręcznie wcześniej w trakcie tygodnia. Było to godzinę po jej normalnym końcu pracy, a przepisywała jedynie dlatego, bo chciała dowiedzieć się co stało się dalej. Spojrzała na mnie i powiedziała, że muszę kontynuować pisanie...
Dobrze. Teraz muszę trochę pomyśleć o Rozdziale 8. Myślę, że będę musiał usiąść i spisać wszystko, co ma się wydarzyć w książce zanim będzie można ją zakończyć. Sporządzanie list może być czasem wyjątkowo przydatne.
(Najdziwniejszym momentem dzisiejszego dnia było odnalezienie notatek w książce, w której piszę “Księgę Cmentarną”, spisanych na papeterii z hotelu w Budapeszcie w którym byłem w czerwcu, które wyliczały wszystko, co powinno wydarzyć się w Rozdziale 7, włączając w to klimatyczne rozwiązanie zagadki, z wymyślenia którego byłem bardzo dumny w tamtym tygodniu. Nie jestem pewny czy to mówi coś o mojej beznadziejnej pamieci, czy też o czasami nieuchronnej naturze opowieści. Jak w “Oczywiście, że tam się udało, ponieważ właśnie tam miało zmierzać.”)