Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael de Larrabeiti. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael de Larrabeiti. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 maja 2014

Sekrety, spokojne życie i kilka przypadkowych książek innych autorów

Neil napisał w sobotę 18 stycznia 2014 o 10:44

Życie upływa spokojnie. Codziennie biegam, z przyjemnością robię soki z owoców i warzyw, bawię się nowym telefonem, piszę, jestem dumny, że Amanda zbiera pochlebne recenzje za swoje występy na festiwalu w Sydney, ale i przyzwyczaiłem się, że sam w Sydney nie jestem. Zrzucam kilogramy, które zgromadziłem od maja do października w czasie promowania i podpisywania książek i – mam nadzieję – wrócę do formy, z jakiej wyszedłem wraz z rozpoczęciem trasy.

Uwielbiam zabawki, które mi pomagają i kibicują: dostałem właśnie pulsometr, który komunikuje się w czasie biegu z moim iPodem Nano. Ale doszło to tego, że potrzebna mi cała masa nowej muzyki do biegania, bo moja treningowa lista odtwarzania ma ze dwadzieścia lat i już mi się osłuchała. (Ale zawsze będzie się zaczynała od Something About a War Stephena Sondheima. I musi się na niej znaleźć Waiting for the End of the World Elvisa Costello. W przeciwnym razie filary wszechświata mogłyby runąć.)

Moja aktualna nieobecność na Twitterze oznacza, że nikt nie doświadczył narzekania na to, że FedEx dostarczał przesyłki w inne miejsca, niż były one zaadresowane albo przekazywał paczki poczcie, która następnie uparcie twierdziła, że dom, w którym obecnie mieszkam, nie istnieje i zwracała je do nadawcy.

Odbyłem wiele długich rozmów telefonicznych, a każda z nich dotyczyła czegoś bardzo interesującego, czego jeszcze nie wolno mi oficjalnie ogłosić. Myślę, że jest ich już z pół tuzina. Nie mogę się doczekać, aż będzie mi wolno o nich wszystkich mówić.

Zwykle jeżeli o czymś nie informuję to dlatego, że nie wszystko jest jeszcze ustalone i umówione. Czasami chodzi też o to, że czas pomiędzy ogłoszeniem a realizacją pomysłu jest tak długi, że to aż niedorzeczne.

Ale gdybyście jednak zastanawiali się czy ilustrator Na szczęście, mleko…, Chris Riddell, po cichu i w sekrecie pracuje nad tajemniczym czymś mojego autorstwa, o czym nawet mimochodem nie napomknę, to owszem, pracuje. Na poniższym rysunku z tumblra Chrisa można znaleźć kilka wskazówek co to takiego.

tumblr_myimnx1uow1srgio2o1_1280