Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dagmara matuszak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dagmara matuszak. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 maja 2014

Sekrety, spokojne życie i kilka przypadkowych książek innych autorów

Neil napisał w sobotę 18 stycznia 2014 o 10:44

Życie upływa spokojnie. Codziennie biegam, z przyjemnością robię soki z owoców i warzyw, bawię się nowym telefonem, piszę, jestem dumny, że Amanda zbiera pochlebne recenzje za swoje występy na festiwalu w Sydney, ale i przyzwyczaiłem się, że sam w Sydney nie jestem. Zrzucam kilogramy, które zgromadziłem od maja do października w czasie promowania i podpisywania książek i – mam nadzieję – wrócę do formy, z jakiej wyszedłem wraz z rozpoczęciem trasy.

Uwielbiam zabawki, które mi pomagają i kibicują: dostałem właśnie pulsometr, który komunikuje się w czasie biegu z moim iPodem Nano. Ale doszło to tego, że potrzebna mi cała masa nowej muzyki do biegania, bo moja treningowa lista odtwarzania ma ze dwadzieścia lat i już mi się osłuchała. (Ale zawsze będzie się zaczynała od Something About a War Stephena Sondheima. I musi się na niej znaleźć Waiting for the End of the World Elvisa Costello. W przeciwnym razie filary wszechświata mogłyby runąć.)

Moja aktualna nieobecność na Twitterze oznacza, że nikt nie doświadczył narzekania na to, że FedEx dostarczał przesyłki w inne miejsca, niż były one zaadresowane albo przekazywał paczki poczcie, która następnie uparcie twierdziła, że dom, w którym obecnie mieszkam, nie istnieje i zwracała je do nadawcy.

Odbyłem wiele długich rozmów telefonicznych, a każda z nich dotyczyła czegoś bardzo interesującego, czego jeszcze nie wolno mi oficjalnie ogłosić. Myślę, że jest ich już z pół tuzina. Nie mogę się doczekać, aż będzie mi wolno o nich wszystkich mówić.

Zwykle jeżeli o czymś nie informuję to dlatego, że nie wszystko jest jeszcze ustalone i umówione. Czasami chodzi też o to, że czas pomiędzy ogłoszeniem a realizacją pomysłu jest tak długi, że to aż niedorzeczne.

Ale gdybyście jednak zastanawiali się czy ilustrator Na szczęście, mleko…, Chris Riddell, po cichu i w sekrecie pracuje nad tajemniczym czymś mojego autorstwa, o czym nawet mimochodem nie napomknę, to owszem, pracuje. Na poniższym rysunku z tumblra Chrisa można znaleźć kilka wskazówek co to takiego.

tumblr_myimnx1uow1srgio2o1_1280


poniedziałek, 8 października 2007

Jakkolwiek skromny by nie był...

Jestem w domu.

Co, po sześciu tygodniach i ponad pół tuzina odwiedzonych krajów, niezwykle miło napisać.

Zdaje się, że przez ostatnie dziesięć dni jechałem na rezerwie, a ostatnie dwa (Bankiet Prasowy, Premiera, Bankiet Prasowy, lot prosto do Nowego Jorku, noc premiery Wilków w ścianach, lot do domu) robiłem to, co zwykli robić na westernach, kiedy zaczynają rozbierać pociąg, którym uciekają, na części, które następnie wrzucają do pieca, by jechać dalej.

Jest tu mój pies, na początku trochę zdezorientowany, jednak po parokrotnym przeciągnięciu mnie po lesie zdecydował, że ja to ja i że to dobrze.

Cała moja rodzina jest teraz w Zjednoczonym Królestwie (cóż, w każdym razie jej żeńska część, Mike jest na zachodzie z Google), ale byli tu Bill i Sharon Stiteler sadząc drzewa i kwiaty oraz karmiąc pszczoły, więc dziś rano zrobiłem dla całej naszej trójki omlety z grzybów Maitake i zdałem sobie sprawę, że to pierwszy raz kiedy coś ugotowałem od sześciu tygodni.

Czeka na mnie całe, całe mnóstwo fajnych rzeczy- część z nich odesłałem, część to rzeczy, na które czekałem- zagraniczne wydania książek i tym podobne. Spróbuję zrobić im zdjęcia. Myślę, że najbardziej spodobało mi się koreańskie wydanie Gwiezdnego pyłu.

Najpiękniejszą rzeczą była kopia rozszerzonego wydania zeszytu Chłopaków Anansiego Hill House, przepięknie zaprojektowanego przez Dagmarę Matuszak, zawierająca całe mnóstwo różnych dziwności, włącznie z moim pierwotnym zarysem historii z ok. 1998r. oraz pierwszymi 15 stronami próby napisania filmowego scenariusza do Chłopaków Anansiego z mniej więcej tego samego okresu (zawiera żart z programu Jerry Springer Show, który brzmi wybitnie na 1998 rok). Widząc że wielu ludzi, włącznie ze mną, zaczęło rozpaczać, że kiedykolwiek ujrzeli ukończone książki myślę, że to dobry znak.

(Przy okazji, Thea Gilmore ma nową stronę http://www.theagilmore.net/, z której dowiedziałem się, że w środę w Londynie w Royal Albert Hall Cowboy Junkies grają The Trinity Session)