Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chłopaki Anansiego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chłopaki Anansiego. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 września 2016

Pierwsze urodziny Asha, ujawniamy nagą brodę... (oraz kolejne trzy okładki Roberta McGinnisa)

Neil napisał w środę 21 września 2016 r. o 14:00

16 września ochodziliśmy urodziny Asha i wraz z jego mamą wróciliśmy do miejsca, gdzie przyszedł na świat, by świętować i odpocząć od telefonów komórkowych i reszty świata.

Ash to sama radość i kocham go najbardziej na świecie. Jego ulubione lektury to Dobranoc, księżycu oraz książeczka pod tytułem Dzień Chu (nigdy nie byłem dumniejszy). Jego oczy naprawdę są aż tak niebieskie.




Znikam teraz, żeby pisać i nie zobaczę ich przez najbliższe 10 dni. Kocham pisanie, ćwiczenia oraz ciszę i słowa, ale bardzo za nimi tęsknię, zwłaszcza za Ashem, brakuje mi tego, że mu śpiewam, brakuje mi tego, że wstaję wcześnie i mu czytam albo spacerujemy (sam już prawie chodzi).
Brakuje mi karmienia go.

Dziś zgoliłem brodę. Dostałem też przesyłkę kurierską zawierającą książki do korekty: MITOLOGIĘ NORDYCKĄ (ukaże się 7 lutego) oraz egzemplarz recenzencki przepięknej adaptacji komiksowej TROLOWEGO MOSTU autorstwa Colleen Doran (wychodzi 18 października).

Poniżej zdjęcie wszystkich tych rzeczy na raz (nie licząc samej czynności golenia).


...

A zatem dziś jest bardzo okładkowy dzień, bo zamierzam zrobić coś fajnego.

Przez ostatnie kilka miesięcy ludziom, z którymi rozmawiałem albo rozmawiałem o książkach albo z tymi, którzy przypadkowo siedzieli obok mnie w samolocie, pokazywałem okładki Gwiezdnego pyłu, Nigdziebądź i Chłopaków Anansiego autorstwa Roberta McGinnisa.

Wszystko dlatego, że jestem z nich niezmiernie dumny, tak samo jak z pracy liternika i projektu graficznego, które wykonał przy nich Todd Klein.

Okładka Amerykańskich bogów (to wydanie już się ukazało) to w moim pojęciu okładka powieści SF z 1968 r. (Pisałem o niej na blogu tutaj. Todd Klein pokazuje kolejne etapy pracy przy projektowaniu na swoim blogu: 

Chcecie zobaczyć kolejne trzy?












Naprawdę?

Nie musicie. Możecie poczekać, aż znajdą się w jakiejś księgarence za kilka miesięcy, i wtedy dać się zaskoczyć...

Ja je uwielbiam. Gwiezdny pył to wczesne lata 70., a okładka jest zabawna, jak okładki moich ulubionych tytułów: Narzeczona dla księcia Williama Goldmana - liternictwo inspirowane było serią książek Ballantine Adult Fantasy Line, a całość ma stwarzać ciepłe, serdeczne wrażenie.

Okładka Chłopaków Anansiego została pomyślana jako tanie wydanie z lat 50. czy 60. - jedna z tych głupkowatych komedii, reklamowana ilustracją jednej ze scen z pierwszego rozdziału. (Cieszę się również, że wreszcie na okładkę trafił sam pan Nancy.) Myślę, że jest to prawdziwe arcydzieło kunsztu Roberta E McGinnisa, Todda również.

Nigdziebądź - kiedy Robert McGinnis przysłał mi tę niesamowitą okładkę, odesłałem ją do Todda Kleina, mówiąc, że dla mnie wygląda jak okładka gotyckiego romansu z lat 70. Obejrzał okładki, które wymieniłem, stwierdził że często występują na nich eleganckie loga pełne zawijasów i czcionki z wyraźnymi szeryfami, po czym stworzył coś tak pięknego i przejmującego, jak sama grafika.

Gotowi?













A niech będzie. Zobaczcie. A przed chwilą zajrzałem na Amazon, żeby znaleźć i zamieścić w linkach daty premier.

(Sprawdziłam też Indiebound i wszystkie książki też już tam są)

Chłopaki Anansiego (http://bit.ly/AnansiPulp) wychodzą 25 października... (ta okłądka spodobała mi się tak bardzo, że kupiłem sam obraz od pana McGinnisa.)
http://www.indiebound.org/book/9780062564337



Nigdziebądź wychodzi 29 listopada. Uwielbiam szczury kryjące się w cieniu...

http://www.indiebound.org/book/9780062476371


Gwiezdny pył ukaże się już za chwilę - za sześć dni, 27 września...
http://www.indiebound.org/book/9780062564344

sobota, 17 maja 2014

Wieści o serialu „Amerykańscy bogowie” i nie tylko…

Neil napisał w poniedziałek 3 lutego 2014 o 23:37

To było interesujące. W piątek nagrałem i zamieściłem w sieci Kto zje zielone jajka sadzone. Tak naprawdę nagrałem tę historyjkę już na początku stycznia – to było piękne, eleganckie nagranie, sfilmowane w wyłożonej dębem bibliotece w Cambridge, z ogniem w kominku w tle. Byłem dość szykownie ubrany i uczesany na tyle przyzwoicie na ile to możliwe. Jedyny problem w tym, że – jak odkryłem w piątek – dźwięk w nagraniu nie nadawał się zupełnie do niczego, a oglądanie jak ktoś czyta coś, co może być doktorem Seussem, ale równie dobrze może być książką telefoniczną albo pieśnią wielorybów, nie brzmiało jak dobry pomysł. Więc kiedy dowiedziałem się, że Worldbuilders zebrali 500 tys. Dolarów, poszedłem pobiegać, wziąłem prysznic, jeszcze raz nagrałem siebie czytającego Kto zje zielone jajka sadzone, wrzuciłem do sieci i o tym zapomniałem.

Dziś klip na ponad 315 tys. wyświetleń, napisano o nim dosłownie wszędzie. Zajrzałem do niektórych komentarzy. Podejrzewam, że gdybym zdecydował się na to pierwsze nagranie, w którym nie było nic słychać, mniej osób pisałoby o tym, że wyglądam jak bezdomny. Ale chowanie się i pisanie (przynajmniej dla mnie) polega właśnie na tym, że mogę zapuścić brodę i nie mieć pojęcia gdzie w domu znajduje się szczotka do włosów, nie wiadomo jak długo nie słuchać wiadomości i dopóki wychodzą ze mnie nowe słowa – wszystko jest w porządku.

Mój ulubiony komentarz do tej pory zamieściło Entertainment Weekly:

niedziela, 25 lipca 2010

Normalne funkcjonowanie zostanie przywrócone najszybciej jak to możliwe

Neil napisał w piątek 23 lipca 2010 o 11:41

Kilka lat temu BBC World Service przygotowało adaptację "Chłopaków Anansiego". Jestem wielkim fanem słuchowisk i wielbicielem reżysera, który się tym zajmował, ale coś poszło nie tak. Najgorsze stało się już na samym początku, kiedy zmagające się z cięciami budżetowymi i ograniczaniem czasu na słuchowiska World Service postanowiło wyprodukować godzinną adaptację. A kiedy powieść próbuje się przerobić na godzinną adaptację dzieją się złe rzeczy. I pomimo znakomitej obsady, produkcji i porządnego jak na takie warunki scenariusza - nie byłem zadowolony. Wydawało mi się, że zrobili z tego streszczenie przypominające książki Readers' Digest.

Postanowiłem sam napisać scenariusz serialu na podstawie "Chłopaków Anansiego". Jak tylko podjąłem tę decyzję, zadzwonił do mnie Hollywoodzki Producent.

"Byłem w trasie z [gwiazdą, która na razie pozostanie anonimowa]", powiedział. "I na lotnisku kupiłem sobie Chłopaków Anansiego, żeby mieć coś do poczytanie w samolocie. Zaczęliśmy czytać sobie fragmenty i robiliśmy to do końca podróży. Czy możemy z tego zrobić film? Napisałbyś do niego scenariusz?"

Zwykle nie zgadzam się na pisanie filmowych adaptacji własnych utworów. Ale chciałem, żeby powstała wersja "Chłopaków Anansiego" z której będę wreszcie dumny, a po wersji radiowej miałem tylko ochotę powtarzać "Nie, to nie o to mi chodziło". Więc się zgodziłem.

Zostawiłem sobie trochę czasu, żeby nad tym popracować. Pracę nad scenariuszem miałem zacząć pod koniec marca 2009.

Na początku marca 2009 mój dotąd zupełnie zdrowy ojciec niespodziewanie zmarł na atak serca podczas spotkania biznesowego.

Co dziwne, na samym początku "Chłopaków Anansiego" na atak serca niespodziewanie umiera ojciec Grubego Charliego Nancy. To wydarzenie stanowi zawiązanie akcji, ale jego atak serca jest nieco krępujący i zabawny. Atak serca mojego ojca nie był.

Przez prawie rok otwierałem program to tworzenia scenariuszy Final Draft [ang. ostateczna wersja], otwierałem scenariusz "Chłopaków Anansiego", przeglądałem te trzy czy cztery strony, które udało mi się napisać. Dopisywałem zdanie, albo jakieś kasowałem. Potem zamykałem program i brałem się za coś innego. Napisałem opowiadanie. Popracowałem nad książką. Pisałem na blogu. Cokolwiek innego. Byle nie pisać tego scenariusza.

Ciągnęło się to do marca tego roku. Wtedy pojechałem do LA na ceremonię wręczenia Oscarów, bo "Koralina" była nominowana do nagrody za najlepszą animację. Napisałem nawet scenariusz do wywiadu, do którego animację zrobił Travis Knight, a który wyświetlono podczas ceremonii. Jestem pewien, że spośród zrobionych przeze mnie dotąd rzeczy, ta miała największą widownię. Wieczór Oscarowy wypadł w rocznicę śmierci mojego ojca. To był bardzo dziwny, smutny dzień. Był o tyle gorszy, że wiem, że powinienem się dobrze bawić, a nie mogłem.

Ale to wydarzenie zamknęło pewien okres. Kiedy wróciłem do domu, usiadłem do pracy nad scenariuszem "Chłopaków Anansiego", z małą przerwą na scenariusz do "Doctora Who", który z serii 5 przeskoczył do 6 (napisałem Bardzo Kosztowny Odcinek. Nie planowałem tego. Po prostu tak wyszło i w budżecie 5 serii nie starczyło dla niego miejsca.) i musiałem go trochę przerobić, bo seria 5 nie jest serią 6. A ponieważ kalendarze produkcji telewizyjnych nie czekają na nikogo, potrzebowali go na już.
Tymczasem "Chłopaki Anansiego" miały i tak niewiarygodne wręcz opóźnienie.

Gdzieś po drodze uznałem, że przestanę pisać na blogu, dopóki nie skończę obu scenariuszy. W ten sposób będę martwił się o jedną rzecz mniej. A myśl o blogu będzie mnie napędzać do zakończenia pracy.

19 lipca oddałem szóstą wersję swojego odcinka "Doctora Who".

A w ten poniedziałek oddałem pierwszą wersję scenariusza do "Chłopaków Anansiego". (Uważam, że jest całkiem niezły.)

Pewnie myślicie, że powinienem móc wrócić do pisania bloga. A jest o czym pisać. Pies Cabal dochodzi do siebie po operacji karku. (Właśnie zdjęli mu szwy. Osobom, które pytały o dwunastocentymetrową ranę na jego karku odpowiadałem, że przeszczepiliśmy mu mózg goryla. Kłamałem.) Lola, surrealistyczny szczeniak, z każdym dniem staje się większa i bardziej skoczna, jak skrzyżowanie Tygryska z Andre Bretonem, tylko biała. Stara kocica Księżniczka robi się coraz bardziej marudna i coraz bardziej szalona. Amanda właśnie wypuściła album
“Amanda Palmer Performs the Popular Hits of Radiohead on her Magical Ukulele” [Amanda Palmer wykonuje popularne piosenki Radiohead na swoim magicznym ukulele], który świetnie sobie radzi.
Album jest dostępny tylko na winylu i w wersji elektronicznej, która będzie was kosztować 84 centy - tyle kosztują prawa do piosenek Radiohead i transakcja. I co dziwne, nie są to żadne nowości. Posłuchajcie.
Pszczoły ciężko pracują, jagody dojrzewają. Doskonała pogoda do pisania na blogu.
Powinienem też zareklamować Coilhouse Magazine. Jestem w numerze 5.
Poza tym - jak tylko oddałem "Chłopaków ...", przyszła wiadomość od zespołu "Doctora Who", że będę musiał przygotować jeszcze jedną wersję scenariusza. W pisaniu książek i komiksów najwspanialsze jest to, że budżet jest nieograniczony: tyle samo będzie kosztowało narysowanie takiej czy innej rzeczy, napisanie takiej, czy innej strony. Za to w telewizji są fundusze na charakteryzację albo efekty komputerowe, ale nie na jedno i drugie (szybko! zdecyduj się! a teraz popraw scenariusz tak, żeby wszystko się zgadzało) albo mogą ci nagle powiedzieć, że nie, nie uda się zrealizować Podwodnej Sekwencji Tanecznej Syren, bo kamery do kręcenia pod wodą zużyją budżet zanim jeszcze zacznie się planować syrenie ogony, ale mamy już gotowe ptasie kostiumy, więc czy możesz przerobić wszystkie syreny na ptaki? I jesteś pewien, że możesz, tylko nie potrafisz wmyślić jak to zrobić...*
Tak naprawdę nie narzekam. Uwielbiam pisanie "Doctora Who" i jak dotąd każda kolejna wersja scenariusza była lepsza od poprzedniej. Ale dotarliśmy do punktu, gdzie producenci w Cardiff zaczynają niecierpliwie bębnić palcami o blat biurka i spoglądać na zegarek. Więc odkładam bloga jeszcze na kilka dni.
Nawet wczoraj wieczorem, kiedy spotkałem się Amandą (wystąpiła gościnnie na koncercie Steel Train), większość czasu spędziłem za kulisami, próbując wymyślić jakieś rozwiązania i zapisując wszystko w małym, zielonym notatniku.

W ciągu paru dni powinienem skończyć Siódmą Wersję Scenariusza "Doctora Who". I wtedy wrócę do pisania na blogu, w samą porę na wyjazd do Sydney. (Bilety na spotkanie w Operze w sobotę 7 sierpnia są prawie wyprzedane. Powinniście przyjść. Będzie wspaniale.)
I nie, nie będzie mnie w tym roku na Comic-Conie w San Diego. Ale odbędzie się aukcja CBLDF - a ja przekazałem im do wylicytowania stronę z "Czarnej Orchidei" narysowaną przez Dave'a McKeane'a. To jedna z pięciu stron, które dostałem od Dave'a bardzo dawno temu. Są na niej Czarna Orchidea i Trujący Bluszcz i wisiała u mnie w domu przez dwadzieścia lat. (Poświadczyłem to odpowiednim podpisem i autografem na odwrocie ramy) W aukcji możecie wziąć udział niezależnie od tego, czy przyjedziecie do San Diego - na dole strony są zasady aukcji.
A skoro już tu jestem: Z rzeczy, w których jestem teraz zakochany: aplikacja Vignette photo Android na mojego Nexusa 1.



Wrócę, naprawdę.

całusy

Neil






*Przez ostatnie kilka miesięcy miałem okazję przekonać się, że dowolna moja wypowiedź na temat "Doctora Who" jest przez fanów serialu w internecie analizowana, rozkładana na części pierwsze, interpretowana i prawdopodobnie odczytywana od tyłu w lusterku, a następnie porównywana z jakimś wersetem z Księgi Enocha, dzięki czemu mają oni podstawę do Tworzenia Teorii. A więc specjalnie dla nich uroczyście ogłaszam: W moim scenariuszu "Doctora Who" nie ma ani syren, ani ptaków. Podawałem tylko przykład. Serio. Ten przypis nie jest też sprytnym podwójnym blefem i tak naprawdę w odcinku będą ptaki i syreny, ale próbuję zbić was z tropu wspominając o nich, a następnie zaprzeczając wszystkiemu.

środa, 24 marca 2010

"Odd i lodowi olbrzymi" i nowa edycja "Chłopaków Anansiego" już w sprzedaży!

Zgodnie z zapowiedziami Wydawnictwa MAG, w księgarniach pojawiły się dwie nowe pozycje:


Opisy obydwu książek znajdziecie w poprzednim poście z działu "Nowości".

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Jaskrawy błękit

Neil napisał w piątek 25 stycznia 2008



Wybaczcie. Wciąż nie robię wiele oprócz pisania Rozdziału Siódmego. (W książce Scarlett Perkins właśnie przyjechała do biblioteki obejrzeć mikrofilmy starych gazet.) Małym szokiem było przerzucenie się z pisania wiecznym piórem na klawiaturę. Właśnie otrzymałem smutną wiadomość, iż leśna chatka z której czasem korzystam ma teraz bezprzewodowy internet... (niech to!)

To pojawiło się kilka tygodni temu, ale nie odpowiadałem dopóki nie upewniłem się co się dzieje...

Co się stało z coroczną aukcją litografii Dave'a Sima i Neila Gaimana o której tu wspominasz: http://journal.neilgaiman.com/2004/11/on-table.asp ? Byłem jednym z wielu, którzy nie wygrali pierwszej i miałem nadzieję na drugie podejście...


Przydarzyła się jej Amerykańska Poczta.

W zeszłym roku dostałem ją w swoje ręce, pomalowałem i zrobiłem collage, wysłałem (z ubezpieczeniem) do CBLDF. Następnie czekaliśmy. Paczka nie doszła. Potem odkryliśmy, że zwykłe ubezpieczenie wartości paczki nie ma znaczenia jeśli Poczta nie chce zapłacić... Ta historia ciągnęła się przez rok.

Dave Sim przysłał mi właśnie litografię na 2007 -- myślę, że może być osobistą pracą -- którą mam zamiar przyozdobić na wszystkie strony i oddać CBLDF na aukcję żeby zrehabilitować się za tą, która zaginęła na poczcie. Myślę, że wyślemy ją FedExem, jak zwykle, po to aby być pewnymi. Litografia na 2008 rok powinna zostać zrobiona naprawdę niedługo -- prawdopodobnie by zbiegła się z Nowojorskim Comic-Conem. Zobaczymy.

Zobacz, Neil!


Pomyślałem, że ta strona może Ci się spodobać...


http://strangemaps.wordpress.com/


Pozdrwiam,
Richard.


Podoba mi się! Świetna.


Cześć Neil


Zauważyłem, że na twoim blogu często wspominasz, że historie, które piszesz były w twojej głowie przez lata. Zastanawiałem się, czy specjalnie dajesz pomysłom leżakować przez lata zanim coś z nimi zrobisz, czy po prostu masz duże zaległości pomysłów? Ze swoich doświadczeń w pisaniu wysnułem wniosek, że im starszy pomysł tym przyjemniej się pisze. Być może czujesz podobnie?


Dzięki!
Ben


Obie twoje hipotezy są po trochu prawdziwe. Czasami miło mieć jakiś pomysł w głowie przez lata, dodawać do niego nowe szczegóły, pozwalając mu rosnąć, stawać się bardziej interesującym, a czasem to niepokojące mieć pomysł na historię, którą chcesz napisać ale ci się nie udaje, a bardzo rzadko, same w ciemności te pomysły umierają i rdzewieją zamieniając się w pleśń i muł.

Zwykle jest to mało zamierzone (z wyjątkiem Księgi Cmentarnej, która była lepszym pomysłem niż ja byłem pisarzem dwadzieścia lat temu) niż zależne od tego ile piszę i kto tego oczekuje.

Czasami stary pomysł zostaje wyparty na tyły w szalonym odurzeniu nowym, takim którego jeszcze nigdy nie miałeś i który spisujesz szybko rozedrgany urokiem nowości. Żadnych zasad. Tylko historie i ty opowiadający tak wiele jak tylko zdołasz.

Witaj Neil,czy jest jakaś znacząca różnica pomiędzy Chłopakami Anansiego i Chłopakami Anansiego: powieść (P.S.)? Czytałem Chłopaków Anansiego i chciałbym kupić mój własny egzemplarz, a w Amazon można dostać oba wydania/wersje. Kiedy miałem dziewięć, albo dziesięć lat mój nauczyciel czytywał nam opowieści Anansiego. Od tego czasu mam do niego sentyment. Dziękuję.
Morag Gray

Wydania (P.S.) na Amazon.com są w większym formacie wydań "trade paperback" z wywiadami na końcu (a jeśli chodzi o Chłopaków Anansiego fragmentem Amerykańskich Bogów) wydane przez wydawnictwo Harper Perennial. Wydanie Chłopaków Anansiego(P.S.) ma rażąco niebieską i jaskrawo-żółtą okładkę i nie można jej przegapić. Jest większa niż "wydanie masowe", wydrukowana na lepszym papierze, ale zawiera tę samą powieść.

Nie mogę znaleźć dobrego zdjęcia okładki, więc tutaj masz nową okładkę P.S. Dymu i Luster która wychodzi w tym tygodniu, vizja w purpurze i zieleni.




Dlaczego piszesz tylko książki dla dzieci? Dlaczego nie następną powieść dla dorosłych?

Wszystko w swoim czasie. Prawdę mówiąc nie uważam Księgi Cmentarnej za książkę dla dzieci. To powieść, a główny bohater dorasta od około 18 miesięcy do 16 lat podczas jej trwania. Myślę, że niektórym młodszym czytelnikom się spodoba tak jak i niektórym starszym (a niektórzy młodzi i niektórzy starsi czytelnicy uznają ja za zbyt straszną lub zbyt makabryczną, lub dziwną). Nie przypomina niczego co stworzyłem do tej pory...

sobota, 17 listopada 2007

Po tylu latach wciąż bez mózgu

Neil napisał w piątek 16 listopada 2007


Steve Bissette i Hank Wagner są tutaj żeby rozmawiać ze mną na potrzeby nieautoryzowanej książki którą piszą Hank i Chris Golden (Steve pisze kilka z rozdziałów o filmie i jest tutaj ponieważ Chris nie może. Miło widzieć tu znowu Steve'a i niesamowite wiedzieć, że znamy sie już 22 lata.) Cieszę się, że mogę pomóc, ale cieszę się też, że to nieautoryzowana biografia -- one i rzeczy im podobne są jak nagroda za całokształt twórczości i mnie krępują. Po całym tym podróżowaniu i wydarzeniach jeszcze nie mam nic, co przypominałoby mózg, dlatego w wywiadach jest bardzo dużo moich "Ummmmm". Steve i Hank są bardzo cierpliwi.

Zawsze kiedy jestem on-line bezwiednie sprawdzam ocenę Beowulfa na http://www.rottentomatoes.com/m/beowulf/. (73% świerzości podczas gdy to piszę)
Moja ulubiona recenzja na dzisiaj -- ponieważ czuję, że to recenzja tego co napisaliśmy -napisał ją Ty Burr z Boston Globe.

Spodziewam się, że przestanę to sprawdzać za kilka dni.

Właśnie odebrałem Maddy i jej przyjaciół z kina gdzie oglądali Beowulfa. Maddz uważa go za równie straszny jak za pierwszym razem, i nie jestem przekonany, że film ten jest skierowany do trzynastoletnich dziewczynek. "A jak im się podobało? zapytałem Maddy.
"Myślą, że jesteś dziwny" odparła.
"Oh, przepraszam."
"Ale nie martw się. Wytłumaczyłam im, że napisałeś scenariusz z Rogerem Avarym, a te wszystkie kawałki, które im się podobały napisał Roger."

Wierzę, że kiedy panna Gala Avary dorośnie, obierze tę samą taktykę.

Dwa nowe artystyczne blogi -- Mii Wolff tutaj: http://wolffbrain.blogspot.com/ i Jill thompson tutaj http://jillthompson.blogspot.com/ (zjedźcie na dół aż znajdziecie stronę z Magic Trixie).

Adaptacja Chłopaków Anansiego zrobione przez BBC World Service będzie emitowany o 20.00 czasu Greenwich (http://www.bbc.co.uk/worldservice/schedules/internet/wsradio_sat.shtml) a potem prze tydzień powinien być na http://www.bbc.co.uk/worldservice/programmes/world_drama.shtml

czwartek, 25 października 2007

A teraz słowo do tych, których sponsorujemy...

Wczorajszej nocy napisałem trzydziestosekundową straszną historię. Właściwie napisałem dziewięćdziesięciosekundową NAPRAWDĘ straszną historię, potem ją poobkruszałem, poobcinałem, pokasowałem i przepisałem aż miała trzydzieści sekund. Potem żałowałem, że nie zachowałem wersji na 200 słów.

Dziś rano poszedłem do lokalnego radia NPR i nagrałem ją-- wycięliśmy jeszcze jedno zdanie, a ja czytałem troszeczkę wolniej -- do specjalnej Halloweenowej audycji NPR...
....


Ciekawi mogą obejrzeć pełną, niecenzurowaną transmisję z tego, jak odbieram nagrodę na Scream 2007 tutaj:

Neil Gaiman odbiera Hell's Dildo - Scream 2007

Zamieszczone Dzisiaj
Neil Gaiman odbiera nagrodę "Hell's Dido" na gali Scream Awards 2007.
Niestety film się urywa zanim witam Rogera Avary'ego i Raya Winstona na podium, aby przedstawili Beowulfa, ale jeśli by się nie urywało zobaczylibyście Rogera w koszulce "Scary Trousere" na oczach miliarda ludzi.

Posted by Picasa


(Cat Mihos pisze o rozdaniu nagród tutaj: http://furrytiger.blogspot.com/2007/10/birthday-girl-scream-awards-dream-life.html. Śliczne zdjęcia, ale te moje wielkie źrenice to po prostu efekt czerwonych oczu...)

Powinienem wspomnieś, że niesamowita strona Cat - Neverwear jest pod adresemhttp://www.neverwear.net/ i można na niej kupić koszulki "Scary trousers" zaprojektowaną przez Kendrę Stout i Zaprojektowaną przez Dagmarę Matuszak "Anansi Boys". (zasugerowałem Cat, że powinna teraz zrobić koszulkę z całym tekstem "Wierzę" z Amerykańskich Bogów...)

Za pamięci -- nareszcie zobaczyłem wnętrze złożonego wydania Chłopaków Anansiego wydawnictwa Hill House (obrazki można zobaczyć na http://hillhousepublishers.com/hh-update-22oct07-01.htm) i uważam, że jest porażająco piękne. Hill House wciąż próbuje wyciągnąć jakieś konkrety od Polskiego drukarza o tym, kiedy zamierza złożyć książki i wysłać je do Stanów -- złożył im zbyt wiele obietnic, których nie wypełnił -- ale wygląda na to, że już niedługo książki ujrzą światło dzienne.

...

Ross Douthat odpowiada na mój post sprzed kilku dni na stronie http://rossdouthat.theatlantic.com/archives/2007/10/dumbledore_is_gay_ii_1.php

...

To bardziej mały ananons o tym gdzie znaleźć marmite, niż pytanie.

Koło Cincinnati znajduje się duży i całkiem nietypowy sklep o nazwie Jungle Jims.

Obok kolekcji dużych poruszających się i śpiewających postaci Jima jest tam duży wybór jedzenia z Wielkiej Brytanii w międzynarodowej części sklepu.

Mają stronę internetową o nazwie junglejims.com na której można zobaczyć niektóre z dziwności w dziale 'atrakcje'.

Mają też oczywiście Marmite, a także Hobnobs i różnorakie inne produkty żywnościowe jakie kogo interesują.

Czuję się jakbym pisał ulotkę o atrakcji turystycznej, więc kończę.
Gdy zdarza mi się przemierzać samochodem amerykę -- co nie zdarza się często -- staram się zatrzymać w Jungle Jim's w drodze powrotnej. Nie tylko dla jedzenia z Wysp, ale dla niesamowitego wybory jedzenia ze świata. To niesamowite miejsce. Gdyby wszystkie supermarkety miały taką atmosferę.

...

I just heard about the event chronicled in
Właśnie usłyszałem o wydarzeniu opisacym w http://117hudson.blogspot.com/2007/10/show-must-go-on.html
Mieliśmy szczęście, że aktor, który został ranny był jedynym który miał pewien rodzaj dublera (ponieważ jeden z wilków był grany przez brata Lucy we wcześniejszej produkcji) dlatego przeorganizowali drugą część na siedmiu ludzi, zamiast ośmiu, żeby zagrał rolę wilka...



...
Panie Gaimanie,

Sprawdzałem, czy wspominałeś to już w tym roku i zauważyłem, że nie -- czy mógłbyś poświęcić sekundkę żeby przypomnieć swoim fanom, którzy jeszcze nie zauważyli, że Międzynarodowy Miesiąc Pisarstwa zaczyna się w tym tygodniu?

Jestem debiutantem, ale dużo z pana notek na blogu naprawdę natchnęło mnie do rozpoczęcia pisania, a Miesiąc Pisarstwa jest świetnym sposobem żeby wymienić się radami i jest świetną społecznością. Pomyślałem, że wyślę przypomnienie, na wypadek, gdyby byli inni którzy czują to co ja. Dzięki!


-Laurie
Mogę nawet zrobić więcej. Mogę posłać ludzi do http://www.nanowrimo.org/ I mogę dokończyć mój list dla motywacji dla żołnieży...

poniedziałek, 8 października 2007

Jakkolwiek skromny by nie był...

Jestem w domu.

Co, po sześciu tygodniach i ponad pół tuzina odwiedzonych krajów, niezwykle miło napisać.

Zdaje się, że przez ostatnie dziesięć dni jechałem na rezerwie, a ostatnie dwa (Bankiet Prasowy, Premiera, Bankiet Prasowy, lot prosto do Nowego Jorku, noc premiery Wilków w ścianach, lot do domu) robiłem to, co zwykli robić na westernach, kiedy zaczynają rozbierać pociąg, którym uciekają, na części, które następnie wrzucają do pieca, by jechać dalej.

Jest tu mój pies, na początku trochę zdezorientowany, jednak po parokrotnym przeciągnięciu mnie po lesie zdecydował, że ja to ja i że to dobrze.

Cała moja rodzina jest teraz w Zjednoczonym Królestwie (cóż, w każdym razie jej żeńska część, Mike jest na zachodzie z Google), ale byli tu Bill i Sharon Stiteler sadząc drzewa i kwiaty oraz karmiąc pszczoły, więc dziś rano zrobiłem dla całej naszej trójki omlety z grzybów Maitake i zdałem sobie sprawę, że to pierwszy raz kiedy coś ugotowałem od sześciu tygodni.

Czeka na mnie całe, całe mnóstwo fajnych rzeczy- część z nich odesłałem, część to rzeczy, na które czekałem- zagraniczne wydania książek i tym podobne. Spróbuję zrobić im zdjęcia. Myślę, że najbardziej spodobało mi się koreańskie wydanie Gwiezdnego pyłu.

Najpiękniejszą rzeczą była kopia rozszerzonego wydania zeszytu Chłopaków Anansiego Hill House, przepięknie zaprojektowanego przez Dagmarę Matuszak, zawierająca całe mnóstwo różnych dziwności, włącznie z moim pierwotnym zarysem historii z ok. 1998r. oraz pierwszymi 15 stronami próby napisania filmowego scenariusza do Chłopaków Anansiego z mniej więcej tego samego okresu (zawiera żart z programu Jerry Springer Show, który brzmi wybitnie na 1998 rok). Widząc że wielu ludzi, włącznie ze mną, zaczęło rozpaczać, że kiedykolwiek ujrzeli ukończone książki myślę, że to dobry znak.

(Przy okazji, Thea Gilmore ma nową stronę http://www.theagilmore.net/, z której dowiedziałem się, że w środę w Londynie w Royal Albert Hall Cowboy Junkies grają The Trinity Session)

środa, 3 października 2007

prowadzi cię tam, gdzie rzeczy są niewiele warte

Neil napisał we wtorek 2 października 2007 o 18:48

To przyszło w e-mailu od Lenny’ego, podpisane „Gruby Charlie i Rosie w Barze”

Spotkanie Criterion było urocze, a podpisywanie które po nim nastąpiło przyjemne, choc długie.

W tej chwili mój mózg nie żyje, więc pójdę spać zatrzymując się po drodze tylko po to, by wskazać wam drogę do blogowych rozważań Stephena Fry na temat natury sławy.


(Dzisiaj minąłem dawnego znajomego, który tak się składa – jest sławny. Nie widzieliśmy się od 25 lat. Poznałem go, gdy mnie mijał i widziałem grymas na jego twarzy, gdy zauważył, że ktoś go rozpoznał. To było tylko drobne skrzywienie i nie poznał, że ja to ja, a wiedziałem, że gdybym go zawołał i się przedstawił odbylibyśmy bardzo miłą rozmowę i ucieszyłby się ze spotkania mnie. Ale po tej minie łatwiej było zostawić go w spokoju, bez przeszkód idącego ulicą…)

A tutaj znajduje się fragment z pieknej, zapadającej w pamięć książki Seana Tana „The Arrival” [Przybycie]

Dzięki, Len

Neil napisał w poniedziałek 1 października 2007 o 18:10


Lenny Henry nie pojawia się na tych zdjęciach, ponieważ to on zrobił je wszystkie przy pomocy aparatu w telefonie. Na tym jestem ja, Doña (Pani Noah) i Rudolf (Pan Nancy)



Tutaj Petra Letang (Rosie) i Matt Lucas (Graham Coats oraz Tygrys). Matt ma najlepszy uśmiech ze wszystkich ludzi, których znam. Uśmiechem Matta można by napędzać elektrownie.



Zdjęcie grupowe. Zrobił je ten facet, Leny Henry, totez nie ma go tutaj. Zgodnie z ruchem wskazówek zegara- różowość Matta, Rudolph, Doña, Jocelyn (Daisy), Petra i ja.



Ja i Matt. Wyglądam na zmęczonego, jakbym chciał już skończyć objazd, wrócić do domu i spędzić trochę czasu we własnym łóżku, jeśli pozwolicie dziękuję bardzo. Matt promienieje.


Do osób, które piszą, że strona internetowa Hay nie pozwala juz na rezerwację online biletów na dzisiejszy wieczór - macie rację. Teraz musicie zaryzykować -- kiedy zamykali zostało im jeszcze 150 biletów, powinno dla was wystarczyć... (właśnie powiedziano mi, że na pewno będa bilety przy wejściu...)

wtorek, 2 października 2007

Co dziś robiłem

Drogi Pamiętniku,

Wczoraj około północy wysłałem do "Guardiana" artykuł na temat bajek. Zakładając, że im się spodoba, powinien ukazać się w przyszłym tygodniu w sobotę.

Dziś rano poszedłem do Shepherd's Bush po scenariusz słuchowiska "Chłopcy Anansiego" wykonywane przez BBC World Service z Lennym Henrym (Pająk i Gruby Charlie), Mattem Lucasem (Graham Coats i Tygrys), Rudolphem Walkerem (Anansi), Doną Croll (pani Noah i Kobieta-Ptak), Tameką Empson (pani Higgler), Petrą Letang (Rosie), Jocelyn Jee Esien (Daisy) i Benem Crowe (taksówkarze i inne głosy). Jak widzicie po liście obsady, to bardzo skompresowana wersja sztuki, ale Mike Walker dokonał heroicznego czynu skracając powieść do długości godziny, a wspaniała Anne Edyvean reżyseruje (po raz pierwszy współpracowaliśmy w 1996r. przy wersji "Signal to Noise" dla BBC Radio 3). Udzieliłem paru przydatnych sugestii, więc tak jakby dobrze, że tam byłem.

Słuchowisko zostanie nadane na World Service 17 listopada 2007r.

Następnie poszedłem do Headline Books, by podpisać 300 egzemplarzy "Gwiezdnego pyłu".

Teraz znów jestem w hotelu.

W moim właściwie-nie-tak-bardzo wolnym czasie czytałem "Sekret historii Moskwy" Ekateriny Sedii, cudowną, poruszającą książkę, która robi dla Moskwy to, co mam nadzieję zrobiło "Nigdziebądź" dla Londynu. Należy do gatunku, o którym myślę jako "książki Magicznego Miasta", a w tej cały rosyjski mit odgrywa rolę jak coś w rodzaju Moskwy Pod, która jest lustrzanym odbiciem i schronieniem przed Moskwą Nad. W 1990r. moskiewscy ludzie zaczynają zamieniać się w ptaki, a każdej nocy ptaki te wylatują z odbić okien. Proza i atmosfera jest piękna i przywodząca na myśl obumieranie, a wszystko jest szare z wyjątkiem zdumiewających nieznacznych przebłysków niezapomnianego koloru. Przypomina mi trochę bardziej pogańskiego "Mistrza i Małgorzatę", ale może to być spowodowane tym, że nie przeczytałem wystarczająco dużo rosyjskiej fantastyki, by móc porównać ją do czegoś lepiej dobranego. Głębokie, mroczne, wyjątkowe dzieło.

Zostało jeszcze około 150 biletów na jutrzejsze wystąpienie w Criterion (18:00, wtorek, 02.10), które powinny umożliwić wstęp ludziom, którzy pojawią się w progu, chyba że będzie ich zbyt wielu (http://www.hayfestival.com/wales/browse.aspx?type=date&value=02-Oct-2007 to link, by kupić bilety, jeśli chcecie być pewni, że się dostaniecie.)

A tu ostatnie wypowiedzi na temat postów "Ja i ty"...

Drogi Neilu,
Wiem, że późno przybywam na imprezę "Ja i ty" (po spędzeniu całego wczorajszego dnia na Krajowym Festiwalu Książki, który był kupą wspaniałej zabawy!), ale pomyślałam, że może Cię zainteresować wiadomość, co ma do powiedzenia moja mama, nauczycielka angielskiego przygotowująca do egzaminów American Advanced Placement w bardzo dobrym publicznym liceum.

Według mojej mamy "i Suzanna Clarke" to zdanie imiesłowowe przekształcające zaimek "mnie" i do tego, co chesz wyrazić, pasuje bardzo dobrze. Ze względu na to, że zawiadamiasz ludzi, którzy chcą usłyszeć CIEBIE rozmawiającego z Suzanną, dowiedzieć się gdzie to mogą zrobić, Twoja konstrukcja zdania jest bardziej zrozumiała. Pod względem technicznym, rzeczycwiście uważa się, że poprawniej jest powiedzieć "taki a taki i ja...", ale to kwestia osobistych upodobań i dla celów Twojej wypowiedzi, Twoja wersja jest bardziej bezpośrednia i akuratna.

Tak więc oto nauczycielka amerykańskiego angielskiego z ponad 20-letnim doświadczeniem i bardziej-niż-przeciętnym wyczuleniem na poprawną gramatykę dorzuciała swoje dwa grosze.

Pozdrowienia!
Emily