Pokazywanie postów oznaczonych etykietą większa w środku. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą większa w środku. Pokaż wszystkie posty

piątek, 7 października 2011

Głównie całkiem wielgachne Q&A o Doctorze Who

Neil napisał w czwartek 9 czerwca 2011r. o 17:19

Wciąż jestem w bardzo pustym domu wynajętym od znajomych i ciężko pracuję nad napisaniem wszystkiego, co muszę napisać przed wyruszeniem w trasę. Szkoda, że nie mam żadnego towarzystwa. Kiedyś lepiej mi wychodziło bycie samemu teraz usycham z tęsknoty za moją żoną, moimi dziećmi, nawet za moim psem. Ale pracuję, przez większość czasu w skupieniu, a to dobra rzecz.

Wyruszam w trasę z okazji opublikowania w Stanach autorskiej wersji Amerykańskich bogów. To jubileuszowa edycja w dziesięciolecie wydania. Zostanie opublikowana 21 czerwca, dziesięć lat po pojawieniu się pierwszej wersji, od której jest dłuższa o około 20 000 słów. Zawiera również kilka esejów. Jeśli kupicie e-booka, znajdziecie w nim także siedemnastominutowy wywiad ze mną, a również kawałki nadchodzącego audiobooka z pełną obsadą.

To zdjęcie, które wykorzystujemy do trasy. Zostało zrobione przez fotografa Allana Amato, który sprawił (bo jest bardzo sprytny i to umie), że wygląda jak stary dagerotyp.


To okładka edycji z okazji dziesiątej rocznicy wydania. (Z twardą okładką. Wspominałem już, że ma twardą okładkę?)



Ale lepiej wejdźcie na Indiebound na http://www.indiebound.org/book/9780062059888 i sprawdźcie, czy jakaś niezależna księgarnia obok was przypadkiem jej nie sprzedaje, lub kupcie ją online w niezależnej księgarni.

Większość, jeśli nie wszystkie księgarnie sponsorujące wydarzenia w trakcie trasy będą miały w sprzedaży podpisane egzemplarze tej edycji Amerykańskich bogów po zakończeniu spotkania (będę podpisywać piętrzące się stosy książek dla każdego przystanku po drodze) i większość z nich zachęca was do zamówienia u nich podpisanych kopii już teraz sprawdźcie na stronach. Jeśli chcecie podpisany egzemplarz, skontaktujcie się z nimi. (Lista sklepów i księgarni, a także linki do stron znajdują się w tej notce: http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2011/07/daty-trasy-znikajacego-pisarza.html)

...lub kupcie kopię od Grega Kettera na http://www.dreamhavenbooks.com/ w Minneapolis, ponieważ po zakończeniu trasy z pewnością skończę w Dreamhaven, torując sobie drogę przez wszystkie rzeczy do podpisania, które dla mnie ma.
...

Tak więc wiele pytań o Doctora Who.

Na szczęście, wiele z nich to te same pytania powtarzające się wciąż i wciąż. Mimo to, jest ich zbyt wiele, bym mógł na wszystkie odpowiedzieć... Ale zobaczymy, ile uda mi się zrobić przez następne dwie godziny.

Pojawią się Spoilery, więc przestańcie czytać teraz, jeśli nie chcecie ich poznać.

Drogi Neilu,

jak bardzo musiałeś się przygotowywać (o ile w ogóle), by być pewnym, że właściwie nawiązujesz do mitologii klasycznych serii Doctora Who? Przy wszystkich odniesieniach do wcześniejszych miejsc i koncepcji przewijających się przez Żonę Doktora, wydaje się, że całkiem dużo. I jak wiele zabawy sprawiało pamiętanie oraz umieszczanie tego wszystkiego w Twoim scenariuszu? Czy w ogóle oglądałeś ponownie stare odcinki, nawet ze względów sentymentalnych?

Nie za dużo. Na szczęście miałem Stevena Manfreda, który mógł odpowiedzieć na moje pytania, ponieważ zna wszystkie odpowiedzi, ale kiedy Maddy i ja zaczęliśmy razem oglądać Doctora Who w 2005r., kupiłem całe mnóstwo płyt DVD, by znów przeżyć to, co lubiłem, by pokazać to mojej córce, oraz by mieć trochę Doctora Who do oglądania w trakcie tych długich miesięcy, kiedy nie ma żadnych nowych odcinków. Pokazanie jej (na przykład) An Unearthly Child, The Three Doctors, The Five Doctors i City of Death sprawiło nam obojgu wielką przyjemność. A mi znów udało się je wszystkie zobaczyć i sobie przypomnieć.

Jednak większość szczegółów i mitologii po prostu tkwiło w zakamarkach mojego umysłu, czekając, aż je ktoś wyciągnie. Lubię mitologie i wiedziałem, czym jest Dalek, z jakiej planety pochodzi lub skrótem od czego jest TARDIS, kiedy miałem pięć lat, jeszcze zanim dowiedziałem się, kim był Thor lub Anubis.

Było też mnóstwo materiału, którego nie użyliśmy w ostatecznej wersji, rzeczy, które odnosiły się aż do pierwszego Doktora oraz do książki Doctor Who and the Daleks Davida Whitakera. (zależało mi na wspomnieniu Rtęciowego Ogniwa, ponieważ było ono pierwszą częścią TARDIS, której nazwę poznałem, razem z maszyną do robienia jedzenia, które wyglądało jak batoniki Mars, ale smakowało jak jajecznica z bekonem. Niestety ani jedno, ani drugie nie trafiło do odcinka.)

Przy okazji, niedawno napisałem wstęp do ponownego wydania tej książki (pojawi się w sierpniu), z której dowiedziałem się o obu tych rzeczach:



Czy kawałek dialogu między Doktorem a TARDIS o tym, że nie zabiera go tam, gdzie by chciał, jest nawiązaniem do cytatu z Długiego mrocznego podwieczorka dusz Douglasa Adamsa?

Niezamierzonym. W scenariuszu znajdowało się parę odniesień do dzieł Douglasa (z których najbardziej oczywistym było "wysypisko na końcu wszechświata"), ale to akurat było coś, o myślałem odkąd byłem dzieckiem. TARDIS nigdy nie zabiera Doktora w nudne miejsca, gdzie nic nigdy się nie stało lub nie stanie: zawsze wyrzuca go gdzieś we właściwym miejscu lub we właściwym czasie, by coś się wydarzyło. A biorąc pod uwagę, że przeważnie on tego nie robi celowo, to znaczy, że ona musi.

Cześć Neil,

czy kiedyś zostanie wydana wersja Twojego scenariusza zawierająca wszystkie kawałki, które, z różnych powodów, nie znalazły się w odcinku?

Z góry dzięki,

Paul

Nie sądzę, żeby to było zbyt praktycznie, głównie ponieważ jedne sceny zastąpiły drugie. Tak więc scena, w której polecieli zobaczyć Beatlesów została zastąpiona przez Planetę Bogów Deszczu, która została zastąpione sceną "Dostałem wiadomość!".

Ale jeśli zdecyduję się na nowelizację, zobaczę, jak wiele z tych rzeczy uda mi się umieścić. (Co też będzie ciężkie, ponieważ w paru pierwszych szkicach na końcu pierwszego sezonu z Mattem Smithem występowała tylko Amy, a w całej reszcie  na początku drugiego sezonu z Mattem Smithem występowała Amy z Rorym...)

Cześć Neil,

Tak tylko dla formalności, Twój odcinek był niezły. W sensie, naprawdę cholernie świetny. W sensie, oj no wiesz. Fajny. Tak żebyś wiedział.

A teraz moje pytanie. Czy istnieje coś w stylu "rady", która przegląda Twój pierwszy pomysł na scenariusz, a potem śledzi Twoją pracę, kiedy go piszesz? Doctor Who to ogromna opowieść i to oczywiste, że tolerancja na sprzeczności jest dosyć wysoka, ale wydaje mi się, że wciąż trzeba się dopasować, no i kontynuować akcję sezonu. Zawsze wyobrażałem sobie, że istnieje sześcioro naprawdę starych ludzi o niezdeterminowanej płci siedzących w średniowiecznym domu pełnym dziwnych ustrojstw, którzy piją herbatę, jedzą żelki i spędzają całe dnie pisząc listy na starych maszynach do pisania, ale mogę się zgodzić na paru profesjonalnych starszych doradców albo coś.

Pozdrowienia,

Anders Sjölander

Nie. Jest Steven Moffat. Zasięgałem jego opinii, kiedy miałem pytania, a on odpowiadał szybko i rozsądnie, a jego pierwsza wiadomość do mnie brzmiała "Chcę wiedzieć, w jakim kierunku zmierzasz, a nie Cię ograniczać" i tego się trzymał. Był Piers Wenger, producent wykonawczy, oraz Beth Willis, także Producent Wykonawczy oni też zwykle mieli drobne, ale istotne uwagi. Beth świetnie udaje się być osobą nieznającą się na SF, której trzeba wyjaśniać rzeczy, które myślałem, że każdy rozumie. Był Brian Minchin i Lindsey Alford (który zastępował Briana, gdy ten zajmował się Sarą Jane), którzy byli Scenariuszowymi Szefami, którzy zbierali notatki wszystkich Stevena, Piersa, Beth i swoje, a później przychodzili do mnie z listą sugestii co do scenariusza lub też ze smutnymi, mądrymi słowami o ty, co ile by kosztowało.

Szkic po szkicu, próbowaliśmy znaleźć sposoby, by mówić szybciej, działać sprawniej, opowiedzieć historię w ciągu 42 minut.

Niech pomyślę o jakimś przykładzie.

Okej. Korsarz. Pierwszy raz, gdy zacząłem o nim pisać, jeszcze nawet nie w pierwszym szkicu, chciałem upewnić się, że Steven Moffat zgodzi się na to, co chciałem zrobić, więc wysłałem mu e-mail z tym fragmentem:

Doktor: Nazywał się Korsarz. Nie miał imienia. Po prostu Korsarz. I... i kiedyś wyruszał na wyprawy, badając granice Czasu i Przestrzeni.

Amy: Co się z nim stało?

Doktor: Pewnego razu nie wrócił. Cóż, taki jest kłopot z badaniem Czasu i Przestrzeni. Nigdy nie wiesz, czy ktoś nie wrócił, czy po prostu jeszcze nie wrócił. Założę się, że wciąż są osoby, które czekają na mnie...

(Zauważa wyraz twarzy Amy. Właśnie powiedział niewłaściwą rzecz... Próbuje wrócić do tematu.)

Ja ja go spotkałem. Na ramieniu miał tatuaż w kształcie węża, uroborosa. Po każdej regeneracji robił sobie ten tatuaż. Pewnego razu z nim rozmawiałem.
Amy: Tak?

Doktor: Powiedziałem, żeby zabrał mnie ze sobą. Mógłbym z nim odlecieć. Być jego asystentem.

Amy: Więc tak zacząłeś? Podróżując z nim?

Doktor: Co? O, nie. Wyśmiał mnie. Miałem dwanaście lat. Nie mogę go winić. To było... eony temu.

Na co Steven odpowiedział:

Podoba mi się tatuaż i odgrzebanie wykorzystanie postaci ale czy moglibyśmy sprawić, by Korsarz nie wydawał się tak bardzo osobą, na której wzorował się Doktor? To odpowiada na zbyt wiele pytań, które powinny być zostawione bez odpowiedzi. To Doktor, robi to, co robi z powodów zbyt licznych i strasznych, by o nich opowiadać.

Czemu, ujętymu w taki sposób, absolutnie nie można było się sprzeciwiać. Tak więc kiedy powstała pierwsza-wersja-z-Rorym, scena wyglądała tak:

DOKTOR

... kiedy musieliśmy przesłać wiadomość do Wysokiej Rady, zwijaliśmy swoje myśli w  pewnie dlatego przyleciało do mnie. Nie miało gdzie indziej iść. Juhu gdzieś tam jest żywy Władca Czasu, drużyno. Jeden z tych dobrych. I ma kłopoty.

Tardisem szarpie WSTRZĄS, teraz wydaje dźwięki jakby kosmiczne silniki NAPIERAŁY na coś dźwięk urywa się... Silnik Tardis wydaje naprawdę niedobry dźwięk. Amy wyciera włosy ręcznikiem.

RORY
Brzmi jakby jechał pod górę przy złym biegu...

DOKTOR

To mniej więcej robi. Jesteśmy teraz na krańcu wszechświata, więc tak jakby naginamy tu parę praw... Praw takich jak Ochrona Rzeczywistości i... (do Tardis) No dalej, piękna.

AMY

Wydawało mi się, że powiedziałeś, że nie ma żadnych innych Władców Czasu. To zaczęło migać. Powinnam nacisnąć?

DOKTOR

Nie najlepszy pomysł. Cząsteczki mogą się... odcząsteczkować. Władcy Czasu zniknęli z tego wszechświata. Dlatego właśnie go opuszczamy.

AMY

Ten Władca Czasu. Jaki on jest? A może to Władczyni Czasu?

Doktor cały czas odchodzi od panelu sterującego, by z nią rozmawiać, po czym wraca, by coś przestawić.

DOKTOR

Nazywa się Korsarz. Świetny koleś. Ma serca we właściwych miejscach. Wysoka Rada Władców Czasu też nie mogła go znieść...
(do Tardis)
Uda ci się! Naprzód!
RORY

Co się z nim stało?

DOKTOR

Wyleciał w TARDIS, nigdy nie wrócił. Kłopot związany wyłącznie z badaniem Przestrzeni. Nigdy nie wiesz, czy ktoś nigdy nie wrócił, czy też jeszcze nie wrócił.

DOKTOR (dalej)

Uroczy człowiek. A czasami, urocza kobieta. Miał tatuaż na ramieniu. Węża, który zjada własny ogon. Miał go w każdym wcieleniu. Mówił, że nie czuł się sobą bez tatuażu. Zupełnie i totalnie utknęliśmy. Potrzeba większego ciągu.

Co pewnie było połową pierwszej wersji, którą napisałem z Amy, a i tak ostatecznie musiałem przekazać tę informację w ułamku chwili...

Cześć Neil,

Jedną z rzeczy, które najbardziej mnie uderzyły, było to, jak dobrze udało Ci się napisać Jedenastego Doktora (w odróżnieniu od Dziesiątego). To moje pytanie:

Na ile obraz Doktora różnił się w pierwotnej wersji? Czy były jakieś kwestie, które powiedziałby Dziesiąty Doktor, lecz które usunąłeś lub zmieniłeś, by bardziej trzymać się kreacji Jedenastego Doktora w wykonaniu Matta Smitha?

Dzięki,

Ben

Dobre pytanie. Myślę, że zupełnie pierwszy szkic był tak jakby dla neutralnego doktora, który prawdopodobnie brzmiał bardziej jak David Tennant niż ktoś inny, ponieważ do niego się przyzwyczaiłem (patrz dialog powyżej) ale przecież Matt jeszcze nie otrzymał roli, kiedy nad nim pracowałem. Tak więc napisałem najlepiej jak mogłem odcinek dla "Doktora", ale próbowałem nie pisać go dla nikogo konkretnego. Kiedy byłem na etapie drugich przeróbek, dopisując Rory'ego, widziałem już serię z Mattem, Karen in Arthurem. Wiedziałem, jak brzmią. Nietrudno więc było sobie ich wyobrazić, kiedy pisałem i poprawiałem. Niektóre kwestie Doktora trochę się zmieniły dopisałem wtedy na przykład rzecz z "łóżka piętrowe są cool" ale nie tak bardzo, jak można by sobie wyobrażać. Duża część dialogów, które widzieliście na ekranach, była tam od pierwszej wersji scenariusza.

W ramach eksperymentu próbowałem wyobrazić sobie kwestie dialogowe Doktora wymawiane przez Patricka Troughtona, Jona Pertwee, Toma Bakera, Colina Bakera lub Christophera Ecclestona (i resztę) i byłam najbardziej zadowolony, gdy udało mi się napisać kwestię, którą każdy z nich mógłby odegrać każdy na własny sposób. "Strzeż się, zabiłem ich wszystkich" na przykład.

Przez wszystkie lata emisji Doctora Who, jaki według Ciebie był najważniejszy morał/przekaz oferowany światu przez program?

Zawsze da się wymyślić sposób, by wybrnąć z kłopotów.

Skąd wzięła się Idris i dlaczego nosiła wiktoriańską suknię balową?

Przeszła przez Pęknięcie. I była na wiktoriańskim przyjęciu.

Istnieje możliwość, że kiedyś jakiś twórca napisze inną historię, w której Idris powróci, odegrana przez Suranne Jones albo przez kogoś innego.

Jak byś się czuł, gdybyś dowiedział się, że na pewno się to stanie?
Jak byś się czuł, gdybyś dowiedział się, że to się nigdy nie stanie?

Jeśli tak się wydarzy, że Suranne (albo ktoś inny) kiedyś powróci jako Idris/Piękna (a nie jest to zbyt prawdopodobne, chociaż nic nie jest niemożliwe) mam nadzieję, że będzie to zrobione w sposób, który mnie zaskoczy i sprawi, że poczuję się dumny.

Drogi Panie Gaiman,

dziękuję Panu za zaoferowanie, że odpowie Pan na pytania dotyczące Pańskiego odcinka Doctora Who.

Nie zrozumiałem jednej rzeczy: dlaczego nagle tak łatwe stało się opuszczanie i powracanie do wszechświata? I jeśli to było takie proste, dlaczego nie dało się wejść do innego? Po co właściwie całe to płakanie za Rose, jeśli właściwie wystarczyłoby pozbyć się basenu, by znów ją zobaczyć?

Jestem przekonany, że coś przeoczyłem lub źle zrozumiałem i z niecierpliwością czekam na Pańskie wyjaśnienie.

Z podziękowaniami,
Wibkie

Nie było łatwo dostać się lub i to szczególnie wydostać z przyległego wszechświata. Trzeba było spalić pokoje TARDIS, by osiągnąć ciąg, który pozwolił im dostać się i wydostać. Ale się udało.

Jednak jest różnica między malutkim wszechświatkiem przyległym do naszego a całą-nową-rzeczywistością-w-równoległym-wszechświecie. Pierwszy wciąż jest związany z naszym wszechświatem, a pomiędzy nimi znajduje się pęknięcie, drugi jest całkowicie innym porządkiem stworzonych rzeczy.

Oczywiście tak naprawdę jest zupełnie inaczej, ale mam nadzieję, że to ułatwi Ci zrozumienie.

Korsarz jest intrygujący. Naprawdę, szczerze, absolutnie intrygujący, wraz z tym swoim imieniem, tatuażem i wszystkim. Zastanawiałem się, czy Ty/ludzie zajmujący się Doktorem mieli jakieś pomysły na to, kim był dawne czyny! czego dokonał! czego /ona/ dokonała! albo inne takie? Bo inaczej pewnie skończę pisząc fanfiki. Bogowie, ratujcie.

Jeśli kiedyś zdecyduję się na nowelizację, z chęcią napiszę parę scen z retrospekcjami dotyczącymi Korsarza. Podejrzewam, że jego Tardis wyglądał jak mały jednomasztowiec, kiedy tylko mógł. A on często się śmiał.

W początkowych szkicach należał do Wszechświatowego Zespołu Ankietowego Władców Czasu ("Ankiety we Wszechświecie?" "To spore miejsce. Ktoś musi mieć na nie oko".).

Drogi Neilu,

W jakim stopniu Twój odcinek Doctora Who był oparty na bogatej tradycji Doctora Who poza tym, co pojawiało się w telewizji słuchowiskach, powieściach?

Z podziękowaniami,

Jon

Oprócz książki Davida Whitakera, w ogóle*. Kiedyś uwielbiałem książki z serii Dalek World i lubiłem Roczniki Dra Who, ale one bardzo odbiegały od ciągłości serialu i wiedziałem to jeszcze jako chłopiec. Przeczytałem książkę z Telos napisaną przez Paula McAuleya, do której napisałem wstęp (większość znajduje się na http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2007/05/natura-infekcji.html), ale Big Finish Audio, Nowe Przygody etc to rzeczy, o których istnieniu wiedziałem, ale w które nigdy się nie zagłębiałem.

*Edycja, żeby dodać: jeszcze The Making of Doctor Who od Piccolo Books, napisana przez Hulke'a i Dicksa. Kupiłem swój egzemplarz w 1972r. i na pewno przeczytałem go ze sto razy przed moimi trzynastymi urodzinami.

Cześć, prosiłeś o pytania związane z Doctorem Who, więc: słyszałem, że Twój odcinek miał być częścią sezonu piątego, ale został przesunięty do szóstego. Czy potrzebne były jakieś duże zmiany, żeby pasował do szóstej serii? A także, raczej bezczelne pytanie, bo jestem pewien, że dostajesz podobne cały czas: co mógłbyś doradzić ośmioletniemu chłopcu, który uwielbia pisać?

Nie było żadnych dużych zmian, ale mnóstwo drobnych. Gdyby pojawił się w piątej serii, myślę, że byłby straszniejszy, ponieważ to Siostrzeniec grałby w zabójczą grę w chowanego z Amy w TARDIS opętanym przez dom. Miałby też o wiele bardziej mroczne zakończenie, ponieważ Doktor i Amy pochowaliby ciało Idris, a później rozmawialiby o śmiertelności i końcach, podczas gdy Doktor plótłby wianek ze stokrotek.

(Radziłbym mu dużo czytać, przeżywać przygody, czytać książki takie jak http://www.dangerousbookforboys.com/ i wcielać to, o czym czyta, w życie, ponieważ pewnego dnia będzie potrzebował mieć o czym pisać, a doświadczenia są surowym materiałem, z którego powstaje wyobraźnia.)

Dlaczego, tak naprawdę, tytuł Twojego odcinka został zmieniony z Większa w środku na Żona Doktora? Ten poprzedni wydawał się głębszy, więcej znaczący. Przeczytałem gdzieś, że powiedziałeś, że można by to pomylić z Miększa w śrdoku, ale uznałem to za żart.
D.D.

Jeśli to żart, to nie mój. Zupełnie, zupełnie, ZUPEŁNIE pierwszy tytuł, zanim jeszcze zabrałem się za pisanie, kiedy wszystko to było tylko pomysłem, brzmiał Dom niczego. Dom naprawdę miał być domem, z rurami i innymi biegnącymi w nim rzeczami. Ale powiedziano mi, że w sezonie było już parę strasznych domów, a pomysł na straszną, inteligentną planetę spodobał mi się bardziej. Przez następne dwa lata tytuł brzmiał Większa w środku dopóki nie doszliśmy do momentu, około sześć tygodnie przed emisją, kiedy musieliśmy podać widzom ostateczny tytuł. (Miałem wielką uciechę z Ukrywania w Najbardziej Widocznym Miejscu frazy Większa w środku w etykietach notek blogowych za każdym razem, kiedy pisałem o odcinku.)

Problem polegał na tym, że przez ostatnich parę miesięcy zaczęliśmy się martwić, czy tytuł Większa w środku nie wyjawiał zbyt wiele. Chcieliśmy, żeby widzowie nie mieli zepsutego tego momentu, kiedy po raz pierwszy odkrywają, że "O mój Boże to ona jest TARDIS!" i obawialiśmy się, że kiedy poznają tytuł i obsadę, zbyt wiele osób się domyśli.

Żona Doktora to tytuł użyty w latach 80. przez producenta Doctora Who, Johna Nathana Turnera, w celu sprawdzenia, czy w jego biurze produkcji nie ma przecieków. I to naprawdę była opowieść o kimś, kto poślubił swój statek i o kimś, kto był jednocześnie jego żoną, matką i dziewczyną, jedyną osobą, która zawsze towarzyszyłaby mu w trakcie wszystkich jego przygód...

I tak zmieniliśmy tytuł na ten.

Bardzo podobał mi się pomysł z Korsarzem. Trochę rozczarowało mnie, że nigdy go/jej nie zobaczyliśmy, a także przykro mi było, że zginął (co było zaskakujące, w ten dobry sposób, bo przecież usłyszeliśmy o nim tylko parę minut wcześniej). W każdym razie, pytanie: skoro Korsarz zginął na wysypisku, możemy założyć, że nie brał udziału w Wojnie Czasu, prawda? Przynajmniej nie wtedy, gdy Doktor uwięził wszystkich i odszedł. To samo dotyczy "setek Władców Czasu", które padły ofiarą Domu. Czy masz nadzieję/planujesz/oczekujesz/przypuszczasz, że to możliwe, by Korsarz lub ktoś z z reszty pojawił się w przyszłości Doktora, a ich przeszłości?

(Bonusowe pytanie: czy kiedyś będziemy mogli przeczytać, jak wyglądały sceny z Pokojem Zero albo Basenem?)

Oni nie żyją. Zginęli tysiące i miliony lat temu na asteroidzie w malutkim przyległym wszechświecie.

(Bonusowa odpowiedź: jeśli kiedyś zdecyduję się napisać o tym powieść lub nowelę, przypuszczam, że tak.)

Kiedy Dom znęcał się nad Amy, co działo się z prawdziwym Rorym?

Niedobre rzeczy.

O niektórych z nich napisałem. Była na przykład scena, w której Rory został uwięziony w Pokoju Zero, bez żadnej drogi ucieczki i ze świadomością, że ludzie zamknięci w Pokojach Zero tracą zmysły, a także inna, w której myślał, że Amy czeka za rogiem, by go zabić, a Dom dał mu nóż. Była też Sala Luster, chociaż to akurat była z scena z nimi obojgiem...

Ale Rory całkiem nieźle radził sobie ze sztuczkami Domu. Wiele przeżył i poradził sobie z całą masą przeciwności.

Ale ostatecznie, ograniczenia w czasie, budżecie i planach filmowych sprawiły, że łatwiej i praktyczniej było zrobić, co zrobiliśmy i pokazać, co pokazaliśmy.

Czy nadal było dla Ciebie dużym przeżyciem zobaczyć swoje imię w napisach początkowych czy też to przeżycie zostało przytłumione przez bycie zawodowym pisarzem od tak dawna?

Czułem się tak dobrze, widząc swoje nazwisko na ekranie, jak możesz sobie wyobrażać, że się czułem.

Przez co rozumiem uczucie nie tak dobre jak ślub z Amandą albo bycie przy porodzie moich dzieci, ale mniej więcej dorównujące wygraniu mojej pierwszej nagrody Hugo.

Dobry dzień, Neil.

Słyszałem, że niektórzy ludzie (chociaż przy tym całym twitterowaniu (twitter po angielsku oznacza ćwierkać przyp. Varali) może powinniśmy nazwać ich wróblami) czepiali się całej kwestii "POCIĄGNIJ, BY OTWORZYĆ).

Jeśli zastanowić się, do czego używano *prawdziwej* policyjnej budki telefonicznej, wydaje się oczywiste, dlaczego drzwi musiały otwierać się na zewnątrz. *Oczywiste*. Każdy, kto twierdzi inaczej, nigdy nie korzystał z ciasnej kabiny w toalecie, w której drzwi otwierają się do środka i aby otworzyć drzwi i się wydostać, trzeba wspiąć się na sedes:-)

W związku z tym, zawsze uważałem, że "POCIĄGNIJ, BY OTWORZYĆ" odnosi się do małej skrytki zawierającej telefon (którą Doktor otworzył w odcinku The Empty Child, gdy zadzwonił telefon), a nie do całych drzwi. Przecież nie można by było dać ludziom nieograniczonego dostępu do środka policyjnej budki telefonicznej (mogliby ukraść drugie śniadanie pana władzy/gliniarza/stróża prawa!), ale potrzebny był dostęp do telefonu, by otrzymać "PORADĘ I POMOC DOSTĘPNE NATYCHMIAST", jak obiecywała tabliczka.

Czy zechciałbyś krótko opowiedzieć (napisać) o tej kwestii i mieć ostatnie słowo w temacie, na swoim blogu, by te niewróble spośród nas dowiedziały się, o co chodzi?

Steve

"Pociągnij, by otworzyć" oczywiście odnosi się do skrytki z telefonem, owszem. Ale Idris miała rację: to JEST instrukcja i drzwi policyjnej budki telefonicznej naprawdę otwierały się na zewnątrz.

Jako ktoś, kto widział tylko jeden odcinek Dra Who i był absolutnie zachwycony Żoną Doktora bardzo bym chciał zacząć oglądać serial, ale nie wiem, co najbardziej nadaje się na początek. Ponieważ to Ty wciągnąłeś mnie w ten wszechświat maszyn, które mają uczucia i które bardziej niż tylko trochę przypominają byłe postaci z Coronation Street, czy mógłbyś poradzić mi, od czego z kanonu serialu zacząć?

Jasne.

Odcinki, które pokazywałem różnym ludziom, by ich zachęcić:

BLINK

THE GIRL IN THE FIREPLACE

DALEK

THE EMPTY CHILD/ THE DOCTOR DANCES

HUMAN NATURE/THE FAMILY OF BLOOD
Klasyczne Odcinki, taki jak CITY OF DEATH Douglasa Adamsa.

Chociaż możesz po prostu zacząć od THE ELEVENTH HOUR i oglądać dalej. Albo zacząć od ROSE i oglądać dalej. (Raczej nie poleciłbym zaczynania od THE UNEARTHLY CHILD i oglądania dalej, chociaż u mnie to mniej lub bardziej podziałało...)

Dlaczego Ood? Nie wydawało się, żeby to musiał być właśnie on. Po prostu ich lubiłeś?

Naprawdę lubię Oodów.

Pierwotnie Wujek, Cioteczka i Siostrzeniec wszyscy byli pozszywanymi potworami, a Siostrzeniec był najmniej ludzki z nich wszystkich.

Rok temu w czerwcu byliśmy na spotkaniu Upewnijmy Się, Że Wszystko Zamknie Się W Budżecie i Steven, Beth oraz Piers byli zdecydowani, by zatrzymać wszystkie efekty CGI i wszystkie tardisowe rzeczy, które wymyśliłem, więc mój oryginalny plan, by Cioteczka, Wujek i Siostrzeniec byli trojgiem nowych, innych, pozszywanych potworów, został zmieniony.

Sprawiłem, by Cioteczka i Wujek wyglądali na bardziej ludzkich, a mniej pozszywanych, a dla Siostrzeńca i zaoferowano mi dowolny istniejący kostium potwora. Wybrałem Ooda, ponieważ idealnie nadawał się do tego, czego potrzebowałem jego rasa miała już w swojej historii incydent z  opanowaniem umysłów, a poza tym spodobał mi się pomysł, by oczy i tłumacząca kula świeciły w zgodzie z zielonym światłem domu, w przeciwieństwie do czerwonych, opętanych oczu Oodów, których widzieliśmy za pierwszym razem. Siostrzeniec nigdy się nie odzywał, więc milczący, opętany Ood wydawał się idealny. No i było to nawiązanie do serii Russella Daviesa. A co więcej wyglądało na to, że fajnie będzie, jeśli Oodowie znów będą straszni...

Dało to nam też całą scenę z majstrowaniem przy translatorze Ooda i słyszeniem Władców Czasów, której nie mieliśmy wcześnie i która sprawiła, że odcinek był jeszcze lepszy.

Pisanie dla telewizji a szczególnie dla Doctora Who, gdzie trzeba wymyślać cały nowy świat (w moim przypadku nowy wszechświat) przy każdym odcinku jest zawsze negocjacją między snem a jawą. (To ten sam e-mail, z którego dowiedziałem się, że nie zrobimy sceny w Tardisowym Basenie, ponieważ Karen Gillan nie umie pływać.)

Zawsze robi się wstępny kosztorys, by Upewnić Się, Że Wszystko Zamknie Się W Budżecie, gdyż rzeczywistość "Wszystkiego, Co Tylko Wymyślisz" musi stanąć twarzą w twarz z "Tym, Co Możemy Zrobić". W przypadku Doctora Who producenci wywracali kieszenie na drugą stronę i pożyczali pieniądze z innych odcinków, by stworzyć coś najbardziej zbliżonego do tego, co sobie wymarzyłem.

Co więcej, sceny były pisane na nowo i zmieniane, ponieważ nie stać nas było na rzeczy, o które prosiłem na początku, dopóki nie zaczęliśmy właściwego kręcenia. Tak wygląda telewizja. Tak było z Nigdziebądź. Tak jest ze wszystkim, co oglądacie.

I dlatego też Ood.

Dlaczego nie przypilnowałeś, by stary panel sterujący, który zobaczyliśmy, był tym z lat 80.? Byłem tak pewien, że to będzie on.

Ponieważ nie miałem możliwości poprosić ówczesnych producentów o zostawienie swoich dekoracji dopóki nie będę ich potrzebował. Podczas gdy miałem taką możliwość ze Sterownią Dziewiątego Doktora. Mogłem poprosić ich, żeby zostawili ją dopóki nie będę jej potrzebował. I zrobili to. Okłamywali każdego, kto pytał, dlaczego jeszcze jej nie rozebrali, i ją zatrzymali.

Czy sprawiłeś, że Dom zniszczył Sterownię Devida Tennanta, by pokazać, że jej nienawidziłeś? Teraz nie istnieje.

Oczywiście, że istnieje. TARDIS zarchiwizowała ją. Dom wykasował ją, ale nie mam wątpliwości, że kiedy tylko dotarli do odpowiedniego miejsca, TARDIS przywróciła ją, posprzątała i ukryła gdzieś na boku, razem ze wszystkimi innymi rzeczami, które są bliskie jej sercu.

I jak to nienawidziłem? Przeciwnie, uwielbiałem ją. Oto zdjęcie, na którym ją uwielbiam.

...

Skończyłem. Praca wzywa, łóżko także.

Ale jeśli dotarliście aż tutaj...

Niektórzy z Was mogą nie wiedzieć, że w przyszłym miesiącu w Madison odbędzie się Amerykański Konwent Świata Dysku 2011, z Terrym Pratchettem w roli gościa honorowego. Strona wydarzenia to http://www.nadwcon.org/. Zostało jeszcze trochę wejściówek, ale większość już się rozeszła...

Dobranoc.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Głównie przydatne rzeczy

 Neil napisał w środę 8 czerwca 2011r.

Obiecałem, że opowiem wam o audiobookach, prawda? Przesłuchałem Mistrza i Małgorzatę oraz Trzeciego policjanta (obie książki już wcześniej czytałem, ale spodobał mi się pomysł, by ich posłuchać), a później spróbowałem Człowieka w żelaznej masce (poddałem się na prawie samym początku - tempo akcji po prostu nie nadawało się do robienia przy nim ćwiczeń i miałem ciągłą ochotę zwrócić Dumasowi uwagę na to, że owszem, może płacili mu od słowa, ale naprawdę...). Obecnie słucham Klubu Pickwicka, który zaskakująco mi się podoba. Czytałem tę książkę, kiedy miałem 11 lat, ale jest o tyle fajniejszy 40 lat później.

...

Pracownicy 92nd Street Y załatwili więcej obsługi na wieczór i otworzyli swój zwykle-nieotwierany balkon, zorientowawszy się, że bilety już zostały wyprzedane, a ludzie wciąż dzwonią z zamówieniami na spotkanie 21 czerwca, podczas którego Lev Grossman będzie przeprowadzał ze mną wywiad. Udostępnia to kolejnych dwieście miejsc. Podejrzewam, że dobrze zainteresować się nimi jak najszybciej. Ale na razie bilety wciąż jeszcze są.



Warto zauważyć, że tego samego dnia mogę pojawić się w Late Late Show With Craig Ferguson. Bardzo się przed tym denerwuję. Nie byłem w żadnym programie dyskusyjnym od czasu mojego wystąpienia w Colbert Report dwa lata temu, które skończyło się rozmową o Władcy pierścieni. Szkoda, że Craig i ja nie podzielamy zamiłowania do niczego w stylu niedawno odkrytego na nowo brytyjskiego programu telewizyjnego w tematyce sci-fi, który obaj uwielbialiśmy w dzieciństwie...

Możecie dostać darmowe bilety na Late Late Show With Craig Ferguson na http://www.1iota.com/show/view/The_Late_Late_Show_with_Craig_Ferguson. Zainteresujcie się biletami na dwudziestego ósmego, które łatwo znaleźć, ponieważ przy programie na ten dzień znajduje się moje zdjęcie.

Seattle rozpoczęło sprzedaż biletów na dwudziestego szóstego, kiedy to Maria Dahvana Headley, autorka Queen of Kings - książki, która naprawdę mi się podobała - będzie przeprowadzać ze mną wywiad. Ze strony University Bookstore.

Dostępne są dwa rodzaje biletów na spotkanie z Neilem Gaimanem: Pomarańczowe bilety kosztują $29,55 i obejmują podpisany egzemplarz jubileuszowego wydania Amerykańskich bogów od Univerity Book Store oraz wejściówkę dla jednej osoby. Podpisane książki zostaną rozdane w trakcie spotkania. Zielone bilety kosztują $5 i pozwalają na wstęp jednej osoby. W celu kupienia biletów, prosimy dzwonić pod numer 1.800.335.READ lub wysłać maila na adres steshab@uw.edu. Bilety już w sprzedaży.
...

Dziś rano dostałem e-maila z pytaniem dotyczącym Doktora Who w odpowiedzi na artykuł w brytyjskim magazynie Private Eye (Private Eye zawsze sprawia, że czujesz się kimś wtajemniczonym, ale tak jak to było z paroma innymi artykułami z tego magazynu, które poruszały tematy, o których coś wiedziałem, ich tekst o Doktorze Who był mieszanką informacji prawdziwych, nie do końca nieprawdziwych oraz wiarygodnie brzmiących plotek, które tak naprawdę w ogóle nie były prawdziwe) i pomyślałem, że, no wiecie, dziś w Nowej Zelandii emitują Żonę Doktora, co jest dobrym momentem, by zacząć przyjmować wasze pytania.

Tak więc w następnej notce odpowiem na wasze pytania związane z moim Odcinkiem Doktora Who. Pytania można zadawać tutaj.
...


Zwykle większość mojego Wsparcia Dla Zbiórek Pieniędzy Na Rzecz Komiksów wiąże się z CBLDF, ponieważ sprawy sądowe są drogie, a Pierwsza Poprawka niezbędna. Ale oto inna ważna organizacja charytatywna, The Hero Initiative. Jak piszą na swojej stronie,

The Hero Initiative jest pierwszą licencjonowaną organizacją non-profit ściśle zajmującą się pomocą na rzecz twórców komiksowych w potrzebie. Hero tworzy finansowe zabezpieczenie dla byłych twórców, którzy mogą potrzebować nagłej pomocy medycznej, wsparcia finansowego na podstawowe utrzymanie oraz powrotu do płatnej pracy. To szansa dla nas wszystkich, by odwdzięczyć się ludziom, którzy dali nam tyle radości. Więcej informacji na stronie http://www.HeroInitiative.org/ i pod numerem telefonu 818-776-1918.

A to taki szczytny cel: pomoc dla tych, którzy tak wielu ludziom dali tyle przyjemności, rozrywki i magii. Jak przeczytacie na http://heroinitiative.blogspot.com/2011/06/putting-band-back-together-gaiman.html sprawiliśmy, że coś niezwykłego pojawi się w następnej antologii Hero Comics. Sam Kieth, Mike Dringenberg i ja łączymy siły po raz pierwszy od Sandmana 4, opublikowanego w marcu 1989r., 22 lata temu.

Co przypomina trochę ponowne zebranie Beatlesów do nagrania jeszcze jednej piosenki (przynajmniej kiedy wszyscy jeszcze żyli) i jest podobnie nierealne.

Sam i Mike tworzą piekną sztukę wokół mojej niepokojącej historyjki o nadmorskiej gospodyni i jej pechowym gościu. Oto pierwsza strona.


sobota, 9 lipca 2011

Przygody w telewizyjnym fachu

Neil napisał we wtorek 17 maja 2011 o 22:06



Jest przepiękny wiosenny dzień: drzewa wiśniowe i śliwkowe pokryte są białym kwieciem, na gałęziach jabłoni widać szkarłatne pączki. Pszczoły wreszcie się obudziły i ruszyły odkrywać świat. Na gałęziach drzew pojawiły się wiosenne liście,
przez które prześwieca słońce. Niebo nie było jeszcze w tym roku równie błękitne. Trawa nie jest już w smutnym, zimowym, brunatnym kolorze. Zrobiła się zielona i przetykana jest żółtymi mleczami, purpurowymi bratkami i białymi polnymi kwiatami. A ja siedzę w ogrodzie i piszę. Na zewnątrz śpiewają ptaki, a ze starożytnego odtwarzacza CD w altanie dobiegają głosy Jasona Webleya i T.V. Smith.

środa, 13 kwietnia 2011

Jedna książka (Nigdziebądź) jedno miasto (Chicago)

Neil napisał we wtorek 12 kwietnia 2011 o 12:20

Jestem teraz w Chicago, w drodze na lunch z Genem Wolfem, a potem zmierzam do Harold Washington Library, żeby zawczasu podpisać kilka tysięcy książek.
Dziś wieczorem będę w bibliotece prowadził rozmowę z Audrey Niffenegger. Zaczyna się o 18:00, szczegóły na stronie GDZIE JEST NEIL.
Jutro o 19:00 w Rockefeller Chapel na Uniwersytecie Chicago będę opowiadał i czytał. Jeśli będziecie w okolicy, zapraszam.


Dzień później, w czwartek, będę występował z Paulem Levitzem, niegdyś wydawcą z DC Comics. Szczegóły na stronie GDZIE JEST NEIL oraz w poprzednim poście i chciałbym zamieścić link do niego, ale piszę z telefonu komórkowego.


Nie mogę nawet zamieścić linku do zamieszczonego właśnie przez BBC zdjęcia z planu Doctora Who, na którym jestem jam Suranne Jones i Matt Smith. Ale zamieszczę. Wiecie, że tak.


Postscriptum. Ha! Odkryłem jak można to zrobić z telefonu. Ktoś zapytał, czy czy się skurczyłem i musiałem wyjaśnić, że nie, po prostu zdjęcie zostało zrobione pod kątem dla dramatycznego efektu.


sobota, 9 kwietnia 2011

Życie. Głównie o Dianie.

Neil napisał w niedzielę 27 marca 2011 o 2:45


Jestem w tej chwili w Wielkiej Brytanii, z dala od cywilizacji. Pracuję nad Małpą i na kilka dni znikam z sieci.

Przyjechałem załatwić trzy sprawy: spędzić dzień z BBC w ramach promocji napisanego przeze mnie odcinka Doctora Who, spotkać się z Hilary Bevan Jones, wspaniałą producentką filmową, z którą współpracuję od lat, aby omówić z nią kilka kwestii i odwiedzić Dianę Wynne Jones.

Cały czwartek udzielałem wywiadów na temat Doctora Who. Większość przebiegała następująco:

Oni: "Czy możesz zdradzić nam tytuł odcinka?"
Ja: "Nie."

To był miły, ale chwilami frustrujący dzień.


(To zdjęcie Diany Wynne Jones pochodzi mniej więcej z czasów, kiedy ją poznałem.)

Przyjaźniłem się z Dianą od 1985, ale zostałem jej fanem po przeczytaniu w 1978 w wieku 17 lat Zaczarowanego życia. Nasza przyjaźń bardzo mnie cieszyła i sądzę, że ją również. Była najzabawniejszą, najmądrzejszą, najbystrzejszą i najbardziej zawziętą osobą, jaką poznałem, a przy okazji wspaniałą, magiczną i niezwykle praktyczną kobietą, która miała swoje zdanie na każdy temat. Pisała najlepsze książki o czarach i najwspanialsze, pełne wnikliwych obserwacji listy. Nienawidziła telefonów, ale kiedy dzwoniłem zawsze chętnie ze mną rozmawiała, choć z pewną obawą, jakby spodziewała się, że w każdej chwili słuchawka może wybuchnąć w jej ręku.
Przygarnęła mnie, kiedy jako 24-latek pisywałem do czasopism o wątpliwej reputacji i przez kolejne 25 lat była ze mnie dumna, gdy pisałem rzeczy, które przypadły jej do gustu (nawet jeśli mnie samemu się nie podobały. Wtedy mówiła mi, co o tym myśli, a jej zdanie i krytyka były zawsze trafne, precyzyjne i szczere; a kiedy mówiła "Taa-aak... Chyba trochę tu narozrabiałeś" to zazwyczaj miała rację. Dlatego jej uznanie znaczyło dla mnie naprawdę bardzo wiele).

Była niesamowitą pisarką. Najbardziej niesamowita była łatwość, z jaką wszystko jej przychodziło (niewykluczone, że na pisarzach robi to znacznie większe wrażenie, niż na przeciętnym odbiorcy, który po prostu zakłada, że pisarze to czarodzieje. Ale ci z nas, którzy zarabiają na życie pisaniem wiedzą, jak trudno jest zrobić to, co jej się udawało.) Porządne, często złośliwe postaci, natchnione i dość nieprawdopodobne fabuły oraz oszałamiające zakończenia.

(A tak przy okazji, jej twórczość znakomicie nadaje się do czytania na głos, co odkryłem czytając jej książki moim dzieciom. Nie tylko pięknie brzmią, ale rozwiązania, które czytane w samotności mogły dziwić, na głos okazują się jasne i elegancko skonstruowane. "Dzieci są znacznie uważniejszymi czytelnikami," mawiała. "Dzieciom nie trzeba wszystkiego powtarzać. Dorosłym musisz, bo nie uważają jak należy.")

Zadedykowała mi swoją książkę Hexwood [wiedźmi las] i dodała, że książka zainspirowana została przez coś, co kiedyś powiedziałem na temat tego, jak wielkie wewnątrz są Brytyjskie Lasy. A ja w ramach podziękowania napisałem dla niej wiersz.

(Moment, na pewno uda mi się go znaleźć. Tu jest.)
Pewien kotek, który w Kilkenny śpi zwinięty w kłębek, dostał pełną miseczkę mleczka
A w dalekim zamku wśród ciernistych chaszczy księżniczka śni swój przepiękny sen
Pewien pies na Alasce tańczy radośnie na stercie mamucich kości
Ale ja mam (zadedykowany mi) Hexwood Diany Wynne Jones
Pewna aktorka kurczowo ściska swojego Oscara (i roni kilka odpowiednich do okazji łez radości)
Pewien machiaweliczny złoczyńca uknuł doskonale demoniczny plan
Są czarodzieje w kryształowych zamkach i królowie na złoconych tronach
Ale ja mam Hexwood, który zadedykowała - mi! - Diana Wynne Jones
Pewien rybak złowił dziś doskonałą rybę,
Pewne dziecko z Luton otworzyło butelkę z dżinnem i spełniło się jego życzenie,
Ludziom żyjącym w domach ze szkła udało się wypędzić kamienie,
Ale ja mam swój Hexwood, który Diana Wynne Jones zadedykowała właśnie mi.

Pojawiam się również, w nieco zmienionej postaci, na stronach powieści Deep Secret [głęboki sekret], a kiedyś Diana powiedziała mi, że młody Chrestomanci w Dziewięciu Żywotach Christophera Chanta również był nieco wzorowany na mnie. Jestem bardzo dumny z obydwu tych rzeczy, nawet jeśli większość osób po przeczytaniu Deep Secret pyta mnie, czy naprawdę zjadłem dwa śniadania praktycznie przez sen i mówię im, że tak.

Otóż Diana, która (z radością i ogromną przyjemnością) paliła, zachorowała na raka płuc. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżałem do Wielkiej Brytanii, wpadałem do niej i jej męża Johna na obiad. Przygotowywał go i pomagał im w domu Dave Devereux, a czasem pojawiał się tam także nasz wspólny znajomy Tom Abba. Za każdym razem starałem się upewnić, że powiedziałem Dianie wszystko, co miałem jej do powiedzenia, w razie gdybym miał już jej nie zobaczyć, bo najgorsze są te rzeczy, których nie zdążyliśmy powiedzieć.





(Dwa zdjęcia Diany z września ubiegłego roku. Właśnie postanowiła za radą lekarzy przerwać chemioterapię, bo w ogóle jej nie pomagała. Kiedy po raz pierwszy zamieściłem jedno z nich, podpisałem je Diana Wynne Jones w swojej kuchni wygląda dziś świątobliwie. Zagadkowa ulotka pochodzi z 1987.)



(Zdjęcie z naszej wspólnej wycieczki we wrześniu 2010. Wydaje mi się, że zdjęcie zrobił Robin McKinley)

Miałem zamiar odwiedzić ją wczoraj w Bristolu razem z moja córką, Holly. Ale w piątek rano zadzwonił do mnie Dave Devereux, żeby powiedzieć, że już czas i że powinienem przyjechać natychmiast. Zadzwoniłem do Hilary Bevan Jones, przeprosiłem (okazała się bardzo wyrozumiała, tak samo jak inne umówione ze mną osoby) i pojechałem do Bristolu.

Napisałem tamtego dnia list do przyjaciela i jeśli nie macie nic przeciwko, to chciałbym tutaj przytoczyć jego fragment.

Diana jest w hospicjum. Jest tam bardzo pięknie, a personel jest wspaniały - pomocny, uprzejmy i w odróżnieniu od innych miejsc, człowiek nie ma nigdy poczucia, że zawraca im głowę.

Przed wejściem spotkałem jej rodzinę. Ostrzegli mnie, że jest bardzo słaba i bardzo się zmieniła.

Podano jej morfinę i oddychała ciężko, jakby musiała walczyć o każdy oddech. Usiadłem przy niej. Przyszło mi do głowy określenie "wydać ostatni dech...", bo każdy jej oddech mógł być ostatnim. Ale nie przestawała oddychać. Powiedziałem jej, że chcesz się pożegnać. Jej włosy były jeszcze bielsze i zdawała się znacznie szczuplejsza, ale wcale tak bardzo się nie zmieniła. Miałem jednak wrażenie, że było jej jakby mniej, jakby osobę, którą znałem i ciężko oddychającą postać w łóżku dzieliła jakaś odległość. Odnosiło się również wrażenie, a właściwie była to pewność, że już nie otworzy oczu i nie przemówi. Że to sen ostateczny i że wkrótce jej oddech się zatrzyma.

Wyszedłem i usiadłem w poczekalni obok Toma Abby. Rozmawialiśmy o Dianie i obaj trochę płakaliśmy.

Potem razem z Tomem wróciliśmy do sali i jeszcze trochę przy niej posiedzieliśmy.

Myślałem o tym, że mam jeszcze napisać przedmowę do "Dogsbody" i zastanawiałem się którą gwiazdą byłaby Diana, gdyby była gwiazdą.

Pożegnałem się raz jeszcze.

Wychodząc minąłem się z jej synem, Mickeyem, który zajął miejsce przy jej łóżku. Porozmawiałem z rodziną. Po raz pierwszy spotkałem siostry Diany, choć wiele już o nich słyszałem.

Resztę dnia spędziłem z jej rodziną: z Johnem i jej siostrą Isobel oraz Mickeyem (z którym dzieliłem pokój na World Fantasy Conie w 1988), zjedliśmy chiński bristolski obiad i rozmawialiśmy o wielu sprawach.

Obiecałem Johnowi, że będę go odwiedzać za każdym razem, kiedy będę w Bristolu i zamierzam obietnicy dotrzymać.

Jest ciężko. Ale cieszę się, że to zrobiłem. Powiedzieli mi, że Diana się ucieszyła na wieść, że przyjeżdżam i może w jakiś sposób mnie słyszała i wiedziała, że tam byłem.

Tego wieczora bardzo długo się nie kładłem, bo chciałem porozmawiać z Amandą o tym, co się stało i po tej rozmowie poczułem się lepiej.

Rano obudził mnie telefon od Dave'a z wiadomością, że Diana zmarła w nocy.

Wieść szybko się rozniosła, ktoś zdążył umieścić na jej stronie w Wikipedii datę śmierci.

Na Twitterze napisałem:

Spoczywaj w pokoju, Diano Wynne Jones. Błyszczałaś niczym gwiazda. Byłaś najzabawniejszą, najmądrzejszą pisarką i najwspaniajszą przyjaciółką. Będzie mi Ciebie brakowało.

Zaczynają pojawiać się piękne wspomnienia o Dianie, to napisane przez Emmę Bull szczególnie mi się podobało. (Moja rodzina leciała do Minneapolis tym samym samolotem, co Diana i o nim właśnie pisze Emma. Diana mówiła zawsze, że ciąży nad nią jakaś podróżnicza klątwa i naprawdę uwierzyłem jej dopiero, kiedy odpadły drzwi w samolocie.)

Czułem zarówno smutek, jak i szczęście. Bo miałem szczęście, że było mi dane ją poznać i miałem szczęście, że pożegnałem się z nią w piątek zamiast czekać do soboty. Miałem szczęście, że była moją przyjaciółką.

Bardzo, bardzo mi jej brakuje. Mam kilkoro fantastycznych przyjaciół. Są w moim życiu ludzie wspaniali i barwni i absolutnie cudowni, którzy ulepszają świat tylko przez to, że tu są. Ale Diana Wynne Jones była tylko jedna i dzięki niej świat stał się lepszym miejscem.

- - -


Irr podjęła się zrymowania dziękczynnego wierszyka i uprzejmie pozwoliła na zamieszczenie swojej wersji:


Pewien kotek w Kilkenny dostał miskę mleka - zwinięty w kłębek śpi
A księżniczka w zamku, co cierniem porasta, swój przepiękny sen śni
Pewien pies na Alasce na stercie mamucich kości wpadł w radosny pląs
A ja mam (zadedykowany mi) Hexwood Diane Wynne Jones

Pewna aktorka ściska statuetkę (i pochlipuje z radości stosownej do chwili)
Pewien machiaweliczny złoczyńca doskonale podłą intrygę uknuł bez fatygi
Magowie w kryształowych pałacach, królowie na złotych tronach – quelle élégance!
Ale ja mam z dedykacją – dla mnie! – Hexwood Diane Wynne Jones

Pewien rybak dziś wśród morskich fal złapał rybę jak marzenie
Pewne dziecko w Luton uwolniło dżina, który spełnił jego życzenie
Ludzie w szklanych domach powiedzieli kamieniom precz stąd!
A ja mam, z dedykacją dla mnie, Hexwood Diane Wynne Jones

niedziela, 20 marca 2011

punkty wyjścia

Dan Guy napisał w sobotę 20 marca 2011 o 21:19
  • Pan G. już w domu. Pewnie wkrótce się odezwie. Chwilowo relaksuje się w otoczeniu zawodniczek roller derby. [na twitterze NG napisał: W domu, trochę zmęczony zmianą czasu i nie w formie, dom pełen ludzi z Roller Derby, z @JoanofDarkKnits na czele. Ukrywam się po kątach i odpowiadam na e-maile. - przyp.noita]
  • Na stronie NeverWear.net zostało kilka egzemplarzy wiersza IN RELIG ORAN, ilustrowanego przez Michaela Zulli. Kitty przeprowadziła z Panem Z. wywiad.
  • Za miesiąc, 23 kwietnia, BBC America rozpocznie emitowanie szóstej serii Doctora Who. Rozumiem, że premiera będzie mieć miejsce w tym samym czasie, co w Wielkiej Brytanii. Cała moja rodzina nie może się doczekać.

  • Skoro już jesteśmy przy premierach: sześć dni wcześniej, 17 kwietnia, odbędzie się premiera zrealizowanej przez HBO adaptacji GRY O TRON George'a R. R. Martina.

  • Sir Terry Pratchett ogłosił, i to w dzień moich urodzin, że trwają prace nad miniserialem na podstawie DOBREGO OMENU i że zajmuje się tym Terry Jones.
  • Pat Rothfuss zakończył trasę promującą THE WISE MAN'S FEAR. Uczestniczyłem w obu spotkaniach w okolicy D.C. i byłem mile zaskoczony na widok wielu twarzy znanych mi ze spotkań autorskich Pana G. W Bibliotece Kongresu siedziałem obok młodej damy, która niepytana powiedziała mi, że NIEGDZIEBĄDŹ to jej ulubiona książka i że kiedy Pan G. przyjechał ostatnio na Krajowy Festiwal Książki, siedziała na widowni w pierwszym rzędzie, na podłodze. Nie powiedziałem jej, że pamiętam, jak przede mną siedziała, ani że skromny web goblin Pana G. to właśnie ja.
  • Próbowałem rozpocząć akcję #hipstersandman, ale nic z tego nie wyszło.
    [Wendel's Mound? To był teatr jeszcze zanim wasza rasa przybyła na tę wyspę.]
    Morpheus was here way before you. #hipstersandman on Twitpic
    Brak mi talentu, który ma Bill Stiteler.
  • Do zobaczenia.

piątek, 1 października 2010

rozmaitość rzeczy

Neil napisał w czwartek, 16 września 2010 o 7:01

Zobaczmy, czy to działa...

Ostatnio odzywałem się z Walii, gdzie byłem na czytanej próbie Doctora Who. A potem zniknąłem z powierzchni ziemi, żeby zbierać śliwki.

Nadal jestem poza światem. Kiedy tu trafiłem, byłem wyczerpany - sądzę, że nawet bardziej, niż mi się wydawało. Za dużo podróży, za dużo rzeczy, które nigdy się nie zatrzymują, za dużo posiłków w drodze. Czułem się stary, trzeszczący i zmęczony.

Pierwszy tydzień zabrało mi nadrabianie zaległości w spaniu, rozsądnym jedzeniu przyrządzonych własnoręcznie posiłków, głównie z warzyw, owoców i świeżo złowionych ryb (dzięki uprzejmości sąsiadów, którzy wdrapywali się na wzgórze, pukali w okno i zostawiali świeże makrele i inne ryby. Ja dawałem im torby śliwek). Dużo spacerowałem. Potem zdobyłem rower i zacząłem wypuszczać się na codzienne przejażdżki, na początku dwie mile dziennie, a potem, kiedy mi się spodobało, sześć i dziesięć. Małym Nexusem 1, który mam w telefonie robiłem zdjęcia mijanym po drodze rzeczom, a potem sklejałem je programem Hugin.


Interesująca skała.
Podczas pierwszej z dziesięciomilowych przejażdżek zdałem sobie sprawę, o czym będzie opowiadać następna historia prozą, którą chcę napisać. I że znam historię, a przynajmniej wystarczającą jej część, ale nie wiem kto ją opowiada, kto ją widzi, jak jest opowiadana. Może będzie musiała skakać w przód i w tył, a różne osoby będą opowiadać różne jej rozdziały, fragmenty w pamiętnikach i tak dalej. Kiedy pojawia się pomysł i wiesz, że jest wielki, ma podstawę i nikt nie opowiedział tego przed tobą - to niewiarygodnie dodaje otuchy. I wiesz, że jeśli tylko wszystkie elementy układanki trafią na swoje miejsce zanim zasiądziesz do pisania, fabuła rozwinie się sama. To ułożenie tych elementów stanowi trudność.

Może jeszcze minąć trochę czasu zanim będę gotów rozpocząć pisanie tej historii. Jest jeszcze sporo do przemyślenia. Ale to będzie chyba następna duża opowieść.

A gdzieś w międzyczasie schudłem jakieś 4 kilo, przestałem trzeszczeć, czuć się stary i wyczerpany podróżowaniem, zacząłem się uśmiechać i napisałem parę rzeczy, na które czekano. Nie napisałem więcej rzeczy, na które czekano, ale nie jest mi z tym źle: wszystko w końcu zostanie napisane.

W sobotę zakończyłem żywot pustelnika i ruszyłem w drogę. Pod koniec tygodnia będę w Walii, żeby zobaczyć pierwsze kilka dni kręcenia mojego odcinka i udzielę wywiadu dla
Doctor Who Confidential.

Wieści z domu:

1) Cabal przeszedł operację, która miała zlikwidować nacisk na jego kręgosłup, który powodował problemy z chodzeniem. Dochodzi do siebie. Wciąż się martwię. Rozmawiamy przez Skype'a. A przynajmniej ja mówię do niego, a on próbuje zrozumieć skąd dobiega mój głos. Lorraine spisała się wspaniale siedząc przy nim i pilnując wszystkiego, tak samo jak Hans Leśnik - jestem im bardzo wdzięczny. Teraz czekamy. Lorraine zamieszcza wszystkie wieści na swoim blogu http://blog.fabulouslorraine.com.

2) 25 października będę w odcinku Arthura na PBS. Gram pisarza nazwiskiem Neil Gaiman.



Jestem pisarzem, który jest kotem. Można być jednym i drugim jednocześnie.


3) Maddy Gaiman zdała egzamin na prawo jazdy. Wszystkie moje dzieci potrafią prowadzić samochód. Ulp.

4) Trwa aukcja na eBay'u za pośrednictwem http://www.twitchange.com/, zbierane są pieniądze na sierociniec na Haiti. W aukcji bierze udział mnóstwo osób, które o tobie napiszą/prześlą dalej/będą śledzić was na twitterze, jeśli ją wygracie. Lots of people taking part who will mention/retweet/follow you on Twitter if you win the auction. Obiecałem też, że do zwycięzcy aukcji "megapack" zadzwonię i przeczytam im wiersz lub opowiadanie. Jest to prosty i rozsądny sposób na pomoc w zebraniu funduszy na szczytny cel. Pełna lista osób oferujących swoje usługi (w tym Stephen Fry, Nathan Fillion i Rainn Wilson) jest na http://bit.ly/twitchanges....

I możecie licytować na mnie albo sprawdzić jak idzie aukcja na http://bit.ly/ebayneil

5) Matthew Cheney pisał o Sandmanie, co tydzień, rozdział po rozdziale. Tu są linki do pierwszych 8 odcinków - całość Preludiów i nokturnów: http://gestaltmash.com/2010/09/sandman-meditations-preludes-and-nocturnes-cheat-sheet/, a Dom lalki zaczyna się od http://gestaltmash.com/2010/09/sandman-meditations-tales-in-the-sand/

6) Na stronie TOR zamieścili moje opowiadanie "Smak goryczy", które pierwotnie ukazało się w zbiorze Nalo Hopkinsona Mojo: Conjure Stories, a następnie w Rzeczach ulotnych: http://www.tor.com/stories/2010/09/bitter-grounds.

Ilustracja to obraz Ricka Berry'ego zrobiony z obrazu, który on, ja i moja znajoma SuperKate pewnej nocy namalowaliśmy w jego studio (pisze o tym tutaj, zdjęcia robiłem ja).


7) Nie, to już wszystko. Tylko sześć rzeczy. Nie ma siódmej. To jak tęcza, gdzie zmienili purpurowy na indygo i fiolet tylko po to, żeby było ciekawiej.

poniedziałek, 13 września 2010

Masz szesnaście lat, jesteś piękna i stałaś się już Prawdziwą Młodą Damą

Neil napisał w sobotę 28 sierpnia 2010 o 12:39

Dziś są urodziny mojej córki, Maddy. Kiedy zaczynałem prowadzić ten blog, miała siedem lat. Właśnie kończy szesnaście. Dziś rano (właściwie wczoraj rano) poszliśmy razem poszukać dla niej samochodu - ostatni miesiąc spędziła szperając w internecie i szukając samochodu w wyznaczonym przeze mnie zakresie cenowym, którego nie wstydziłaby się prowadzić. Znalazła taki, przejechała się nim na próbę i teraz zostanie dziewczyną z samochodem, a ja czuję się jeszcze starszy, bo moje najmłodsze dziecko prowadzi samochód.

Chciałbym, żeby częściej udzielała się gościnnie na blogu, ale twierdzi, że czuje się skrępowana, bo obcy ludzie mówią jej, jak bardzo lubią, kiedy tu coś pisze i nie chciałaby ich rozczarować. Jest najzabawniejsza osobą, jaką znam, ma najbardziej urocze usposobienie na świecie, najbardziej promienny uśmiech i uwielbiam spędzać z nią czas, czy to podróżując po świecie i przeżywając przygody, czy oglądając po prostu Teorię Wielkiego Podrywu.




WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI SZESNASTYCH URODZIN, MADDY GAIMAN

..........................................................................................................................................................................

W niedzielę lecę do UK, żeby we wtorek wziąć udział w czytanej próbie Doctora Who. Dziś rano dostałem wersję scenariusza dla producentów, zredagowaną pod kątem "tego, na co nas stać". Muszę ją jeszcze wygładzić. I to będzie koniec. Jak sądzę. Mam nadzieję. Modlę się o to.

(Kilka osób już o to pytało: pisanie scenariusza do odcinka Babylon 5 było znacznie prostsze. Wydaje mi się, że powstały dwa szkice. Ale tam całą scenografia była już gotowa i praktycznie nie było efektów specjalnych. Mój odcinek Doctora Who jest Większy pod każdym względem: poprosiłem ich o niemożliwe, a oni dali z siebie wszystko, żeby mi to zapewnić, a kiedy nie mogło się to udać - zrobili przynajmniej to, co zupełnie nieprawdopodobne.)

...

Neil,
Przygotowuję się do odtworzenia CD z "Księgą cmentarną" dwunastu wyjątkowo opornym chłopcom w wieku gimnazjalnym, żeby śledzili tekst w swoich książkach. Nie udało mi się znaleźć żadnych gotowych konspektów lekcji do tej książki. Czy mógłbyś poświęcić chwilę i opowiedzieć nieco o książce i może podać przykłady pewnych wątków, które ostatecznie się w książce nie znalazły? Nie mogę się doczekać rozpoczęcia tych zajęć.
Dzięki, Bibliotekarka Dianne


Przekazałem to Elyse Marshall z Harper Childrens i odpowiedziała:


Oto link to materiałów do omawiania książki: http://files.harpercollins.com/PDF/ReadingGuides/0060530928.pdf Można tam znaleźć świetne pytania do dyskusji i ćwiczenia dodatkowe - to materiały idealne dla nauczycieli. Zostały przygotowane przez nauczyciela gimnazjum z myślą o uczniach w takim właśnie wieku.

Przejrzyj również klipy na stronie Mousecircus.com: http://mousecircus.com/videotour.aspx. Poza klipami, w których czytam kolejne rozdziały, są tam także wybrane fragmenty spotkań promujących książkę, w których można znaleźć odpowiedzi na wiele pytań.
...

Drogi Neilu,

Napisałem suitę fortepianową inspirowaną opowiadaniami ze zbioru "Rzeczy ulotne". Można posłuchać jej tutaj:
http://www.tide-pool.ca/fractal/compositions/Thor_Kell_-_Fragile_Things.mp3.

Zagrała ją moja przyjaciółka Jillian Hanks, jest fantastyczna. Utwór jest podzielony na piętnaście (bardzo krótkich) części:

I: Ci ludzie powinni wiedzieć kim jesteśmy i że tu byliśmy
II: Kartograf
III:Wymyślanie Aladyna
IV: Studium w szmaragdzie
V:
Pora zamykania
VI: Zamki
VII: Instrukcja
VIII: Arlekin i Walentynki
IX: Problem Zuzanny
X: Dzień, w którym przybyły spodki
XI: Kartki z pamiętnika
XII: Październik w fotelu
XIII: To inni
XIV: Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach
XV: Ptak słońca

Mam nadzieję, że Ci się spodoba i dziękuję za wszystkie opowiadania.

Najlepszego,
Thor

To było przepiękne! Dziękuję.


Drogi Panie Gaiman,
Jestem pewien, że podobne e-maile powtarzają się często wśród wiadomości od Pana czytelników, więc z góry przepraszam.

Ale mimo to poproszę: niech pan zakończy pisanie tego dziennika.

Rozumiem, że z powodu ogromnego sukcesu, jaki Pan ostatnio osiągnął (przy okazji - gratulacje) może być trudno znaleźć czas na pisanie bloga albo zastąpił go znacznie wygodniejszy i szybszy twitter, więc wydaje mi się, że nadszedł odpowiedni czas, aby go zakończyć.

Proszę spojrzeć na blog pana Campbella - "zamrożony w czasie", jak sam Pan napisał. Myślę, że Pana dziennik, jeden z bardziej imponujących przykładów blogowania w relatywnie krótkiej historii Internetu, zasługuje na lepsze traktowanie, niż starzejący się bejsbolista, który bierze zamach, czasem trafia, ale częściej chybia (w tym przypadku "chybienie" będzie oznaczać dzień lub wydarzenie, o którym Pan nie napisał, a ostatnio trochę ich było.)
Może trzeba go zapisać jako archiwum dokumentujące pewien okres, dostępne dla wszystkich. A może nastąpi wreszcie wspominana wielokrotnie publikacja jego fragmentów. W każdym radzie dziennik ten w obecnej postaci dożył swych dni. Wykonał swoje zadanie. Jego czas przeminął.
(Rany, ile zaimków można użyć w jednym zdaniu?)
Proszę nie odbierać tego, jako atak. Jestem i zawsze będę Pana fanem, ale przez lata uwielbiałem wchodzić na tę stronę i oglądanie bloga w obecnym stanie sprawia mi przykrość.
(Był czas, że zaglądałem na stronę raz albo nawet dwa razy dziennie. Teraz zdarza się to najwyżej raz w tygodniu. Usunąłem go nawet z mojej listy ulubionych stron. Ach!)
Proszę rozwijać swoją stronę. Uczynić twitter jej centralnym elementem. Niech blog wraz z opowiadaniami, nadchodzącymi wydarzeniami itp. będzie tam nadal, do poczytania. Jako zapis pewnego etapu Pana życia i kariery, zamrożony w czasie, niezmienny, doskonały, ku uciesze wszystkich czytelników.

Życzę wszystkiego dobrego i kolejnych sukcesów,
Scott Dixon


Chyba nikt inny nie prosił mnie o zaprzestanie prowadzenia dziennika. Nie, póki co nie mam w planach zakończenia bloga.

Blog poszedł nieco w odstawkę, dopóki nie zakończy się moja praca nad Doctorem Who. (Jak juz wyjaśniałem w http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2010/07/normalne-funkcjonowanie-zostanie.html) i wtedy wróci w takiej, czy innej formie. Nie jestem jeszcze pewien jakiej. Ale zajmę się praca nad nową książką, a pisanie bloga jest o wiele fajniejsze, kiedy pisze się książkę. To niezłe ćwiczenie na rozgrzewkę dla umysłu i palców.

Tagi:
większy w środku, blogowanie o blogu według dziwnego lustrzanego wzoru który wiedzie do nieskończoności, Doctor Who, Maddy, muzyka fortepianowa na podstawie zbioru opowiadań, uczenie księgi cmentarnej