Jestem w domu.
Co, po sześciu tygodniach i ponad pół tuzina odwiedzonych krajów, niezwykle miło napisać.
Zdaje się, że przez ostatnie dziesięć dni jechałem na rezerwie, a ostatnie dwa (Bankiet Prasowy, Premiera, Bankiet Prasowy, lot prosto do Nowego Jorku, noc premiery Wilków w ścianach, lot do domu) robiłem to, co zwykli robić na westernach, kiedy zaczynają rozbierać pociąg, którym uciekają, na części, które następnie wrzucają do pieca, by jechać dalej.
Jest tu mój pies, na początku trochę zdezorientowany, jednak po parokrotnym przeciągnięciu mnie po lesie zdecydował, że ja to ja i że to dobrze.
Cała moja rodzina jest teraz w Zjednoczonym Królestwie (cóż, w każdym razie jej żeńska część, Mike jest na zachodzie z Google), ale byli tu Bill i Sharon Stiteler sadząc drzewa i kwiaty oraz karmiąc pszczoły, więc dziś rano zrobiłem dla całej naszej trójki omlety z grzybów Maitake i zdałem sobie sprawę, że to pierwszy raz kiedy coś ugotowałem od sześciu tygodni.
Czeka na mnie całe, całe mnóstwo fajnych rzeczy- część z nich odesłałem, część to rzeczy, na które czekałem- zagraniczne wydania książek i tym podobne. Spróbuję zrobić im zdjęcia. Myślę, że najbardziej spodobało mi się koreańskie wydanie Gwiezdnego pyłu.
Najpiękniejszą rzeczą była kopia rozszerzonego wydania zeszytu Chłopaków Anansiego Hill House, przepięknie zaprojektowanego przez Dagmarę Matuszak, zawierająca całe mnóstwo różnych dziwności, włącznie z moim pierwotnym zarysem historii z ok. 1998r. oraz pierwszymi 15 stronami próby napisania filmowego scenariusza do Chłopaków Anansiego z mniej więcej tego samego okresu (zawiera żart z programu Jerry Springer Show, który brzmi wybitnie na 1998 rok). Widząc że wielu ludzi, włącznie ze mną, zaczęło rozpaczać, że kiedykolwiek ujrzeli ukończone książki myślę, że to dobry znak.
(Przy okazji, Thea Gilmore ma nową stronę http://www.theagilmore.net/, z której dowiedziałem się, że w środę w Londynie w Royal Albert Hall Cowboy Junkies grają The Trinity Session)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz