Oto jak zaczyna się Rozdział 3 Odda i Lodowych Gigantów...
Odd wyobrażał sobie, że wyżywi się łososiem przez tydzień lub dłużej. Odkrył jednak, że zarówno niedźwiedzie, jak i lisy i orły jedzą łososie, a karmiąc ich mógł chociaż częściowo podziękować im za odprowadzenie go do domu. Jedli dopóki nie zniknęła cała ryba, lecz tylko Odd i orzeł wydawali się być zadowoleni ze swych porcji. Lis i niedźwiedź obydwaj wyglądali na głodnych.
"Jutro znajdziemy więcej jedzenia", powiedział Odd. "Teraz śpijcie."
Zwierzęta patrzyły na niego uporczywie. Odd podszedł do słomianego materaca i wdrapał się na niego. Zdał sobie sprawę, że legowisko zupełnie nie pachniało jak jego ojciec. Kiedy siadał, ostrożnie oparł kulę o ścianę, by mógł wstać po przebudzeniu. Pachniało po prostu jak słoma. Odd zamknął oczy i zapadł w sen.
Sny o ciemności, błyskach, momentach, nic, czego mógłby się chwycić, nic, co mogłoby go pokrzepić. I wtedy we śnie rozbrzmiał donośny posępny głos:
"To nie była moja wina."
A wyższy, gorzko rozbawiony głos powiedział: "O, z pewnością. Powiedziałem ci, byś nie próbował spychać tego drzewa. Po prostu nie posłuchałeś."
"Byłem głodny. Czułem miód. Nie wiesz jak to było, gdy czułem jego zapach. Był lepszy niż miód pitny. Lepszy niż pieczona gęś." Wtedy posępny głos, tak niski, że gdy przemawiał, brzuch Odda zaczynał drżeć, zmienił swój ton. "A ty najbardziej ze wszystkich nie powinieneś obwiniać innych. To właśnie przez ciebie jesteśmy w tarapatach."
"Myślałem, że się dogadaliśmy. Myślałem, że nie będziemy czepiać się małego trywialnego błędu..."
"To nazywasz trywialnym?"
W tym momencie trzeci głos, wysoki i surowy, zaskrzeczał "Cisza."
Zapadła cisza. Odd przewrócił się na drugi bok. Drzewo w kominku żarzyło się wystarczająco jasno, by dojrzeć wnętrze chatki, wystarczająco, by utwierdzić Odda w przekonianiu, że oprócz niego nie było tam żadnych innych ludzi. Był tylko on, lis, niedźwiedź i orzeł...
Ciekawe, czy jedzą ludzi, pomyślał Odd. Czymkolwiek są.
Usiadł na łóżku, oparty o ścianę. Niedźwiedź i orzeł zignorowali go.
Lis rzucił mu krótkie spojrzenie zielonych oczu.
"Rozmawialiście", powiedział Odd.
Zwierzęta spojrzały na Odda, a później po sobie. Nawet jeśli właściwie nie powiedziały "Kto? My?", właśnie to wyrażały ich sylwetki, sposób, w jaki siedziały.
"Ktoś rozmawiał," powiedział Odd. "I to nie byłem ja. Nikogo więcej tu nie ma. To znaczy, że to byliście wy. Nie ma sensu zaprzeczać."
"Nie zaprzeczyliśmy" powiedział niedźwiedź. "Ponieważ nie potrafimy mówić." I dodał, "Ups."
Lis i niedźwiedź wpatrywały się w niedźwiedzia, który zasłonił oczy łapą i wyglądał na zawstydzonego.
Odd westchnął. "Który z was ma ochotę wytłumaczyć, co się tutaj dzieje?" zapytał.
"Nic", odparł żywo lis. "Tylko parę gadających zwierząt. Żaden powód do zmartwienia. Zdarza się codziennie. Będziesz miał nas z głowy od samego rana."
Orzeł wbił w Odda spojrzenie swego jedynego dobrego oka. Następnie odwrócił się do lisa. "Akurat!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz