Neil napisał w sobotę 11 lipca 2009 o 13:30
Jestem teraz w Chicago z powodu ALA: dorocznego zjazdu stowarzyszenia amerykańskich bibliotekarzy. Byłem już na kilku z nich i zawsze świetnie sie bawiłem. Kiedyś wraz z Artem Spiegelmanem, Scottem McCloudem i Colleen Doran wyjaśniałem zaciekawionym bibliotekarzom czym są powieści graficzne i dlaczego powinni mieć je w swoich bibliotekach. Innym razem miałem okazję odwiedzić Nowy Orlean po raz pierwszy po przejściu Katriny i dwa razy poszedłem na obiad z Poppy Z Brite, z czego jeden z nich ugotował dla mnie po raz pierwszy jej mąż, szef kuchni Chris DeBarr.*
Kiedy pięć lat temu byłem w Melbourne, Poppy i ja byliśmy gośćmi honorowymi i mniej więcej wtedy zapadła decyzja, że pójdziemy do niewiarygodnie fajnej restauracji Alinea w Chicago. Mijały lata, a ja nigdy nie zatrzymywałem się w Chicago na dłużej, a potem przyszła Katrina, a kiedy Poppy wróciła do Nowego Orleanu nie chciała już z niego wyjeżdżać, ale wiedzieliśmy, że kiedyś nam się to uda.
I dziś się udało. Poppy przyleciała do Chicago i zabrała mnie na obiad. Był drogi i, co odkryłem dopiero pod koniec posiłku, to ona płaciła. (To jest ogromne, publiczne podziękowanie.)
Obsługa, przychylność i poczucie zadowolenia jakim promieniowali pracownicy Alinea było wyjątkowe. Rzadko zdarzało mi się jeść równie dobre rzeczy i rzadko - lepsze. Ale nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek posiłek był równie przyjemny. 23 dania (hmm, bardzo masońsko) złożone z rzeczy, które rozpływały się, wybuchały i chrupały w ustach w najbardziej niespodziewany sposób.
Chyba najlepszym momentem wieczoru, nie mającym nic wspólnego z samym jedzeniem, było kiedy stół skrywały bulgoczące opary dymu z suchego lodu i bardzo uprzejmie zapytałem Poppy, czy mogłaby powiedzieć "Dzisiejszej nocy, moje stworzenie, obdarzę cię iskrą Życia!", a ona, kochana, dokładnie to zrobiła.
Jeśli ktoś z czytelników jest na zjeździe ALA - będę dwukrotnie podpisywał książki w stoisku HarperCollins nr 2011, raz w sobotę o 13, potem w poniedziałek o 9 rano (to drugie powinno być dość zabawne). Będę także w dyskusji panelowej na temat CBLDF w poniedziałek o 13:30. Resztę czasu wypełnią wywiady, przyjęcia, przemówienia i takie tam.
Właściwie to jestem tu, aby odebrać Medal Newbery za "Księgę cmentarną". Co będzie mieć miejsce w niedzielny wieczór i z tej okazji napisałem (i już nagrałem) mowę. (Która zostanie odtworzona, jeżeli w niedzielny wieczór zapomnę jak się mówi. Co jest możliwe.)
I chcę podziękować wydawnictwu Harper Collins za znoszenie mnie i za utrzymanie na stronie mousecircus darmowej wersji "Księgi cmentarnej" przez cały ten czas. Nadal można posłuchać (lub obejrzeć) "Księgę cmentarną" w Ameryce, po rozdziale na: http://www.mousecircus.com/videotour.aspx. Można ją też kupić.
(A w odpowiedzi na pytanie czytelnika o sokolim oku: tak, w najnowszym dodruku "Księgi cmentarnej" jest kilka zmian. Poprawiłem swoją pomyłkę dotyczącą astronomii, złą pisownię obcego słowa i poprawiłem kilka akapitów w podziękowaniach, które w oryginalnym amerykańskim wydaniu zostały wycięte.)
(Co mi przypomniało: tak, pojawię się na krótko na Comic Conie w San Diego, w piątek 24 lipca, żeby wziąć udział w dyskusji z Henrym Selickiem o "Koralinie" i godzinnym podpisywaniu zaraz po niej. Będę przez chwilę na uroczystości przyznania nagród Eisnera, a potem lecę na drugi koniec miasta na charytatywny koncert Amandy Palmer i Vermillion Lies na rzecz CBLDF.)
*Chris mówi, że ludzie zamawiają "Mezze Zniszczenia" i dzięki temu hasłu wie, że do Zielonej Bogini trafili z tej strony. Dostają wtedy coś specjalnego - to takie restauracyjne jajka-niespodzianki, a ja dostaję wiadomości od zadowolonych osób, które tam jadły. I nie trzeba nawet dodawać, że przeżyły.
Dobrze. Do łóżka.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zielona Bogini. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zielona Bogini. Pokaż wszystkie posty
piątek, 17 lipca 2009
czwartek, 16 lipca 2009
Żałobny Garnitur i Zielona Bogini
Neil napisał w poniedziałek 22 czerwca 2009 o 17:35
Postanowiłem nie poprawiać wczorajszej literówki , bo bardzo mi się podoba i zastanawiam się jak smakują owoce starberry. [połączenie słów „gwiazda” i „truskawka”, Neil napisał tak zamiast „strawberry” – przyp. noita]
W dzisiejszej poczcie przyszły tomy 3 i 4 wydanych przez NESFA „Opowiadań zebranych Rogera Zelaznego” ze wstępami napisanymi odpowiednio przeze mnie i Steve’a Brusta. Tu jest opis projektu na stronie NESFA.

A dzisiaj, przypadkiem przyszedł także (na lunch) Steve Brust, więc pokazałem mu książki. Usiedliśmy i przeczytaliśmy wstęp tego drugiego, a potem powspominaliśmy Rogera.
A skoro mowa o dobrych fotografach:
Najwyraźniej na LiveJournalu jest zarząd.
Najwyraźniej ludzie są do niego wybierani za pomocą głosów użytkowników LJ.
Najwyraźniej taki jeden sprytny koleś, co robi świetne zdjęcia, @kylecassidy, kandyduje.
Więc jeśli masz ochotę kliknąć i przenieść się do jego notki albo właściwej informacji na temat głosowania, tutaj są linki:
http://kylecassidy.livejournal.com/524052.html
http://community.livejournal.com/lj_election_en/31595.html
Rob
Zareklamowane. Choć wcale nie wygląda na to, żeby Kyle Cassidy potrzebował mojej pomocy.
Witaj Neil,
Jestem Twoją wielka fanką (a teraz, w 5 miesiącu ciąży, z każdym dniem większą).
Odkąd dowiedzieliśmy się, że „To Dziewczynka!” miałam nadzieję, że uda mi się zamówić egzemplarz „Blueberry girl” z autografem ze strony Neilgaiman.net i zacznę jej czytać zanim znajdzie się na świecie. Ale przez kilka tygodni odwiedzałam stronę, była wciąż tymczasowo nieczynna i zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam się poddać, kupić książkę gdzie indziej i mieć nadzieję, że będziesz kiedyś podpisywał w mojej okolicy. Wiesz może czy strona zostanie ponownie uruchomiona w najbliższej przyszłości?
Dziękuję,
Victoria
W przeciągu najbliższych kilku dni wpadnę do DreamHaven i podpiszę mnóstwo książek dla Grega. Zaskakujące, że musiał zamknąć stronę tylko po to, żeby oznajmić ludziom, że nie przyjmuje chwilowo zamówień na książki z autografem, ale pewnie jest mu trudniej teraz, kiedy prowadzi jednoosobową firmę.
Cześć Neil,
Właśnie czytam Twój ostatni wpis na blogu, w którym ktoś narzekał na użyte przez Ciebie sformułowanie “Wyspy Brytyjskie” i potem przeszedł do tego, że Irlandia nie należy już do Wysp Brytyjskich i chyba byli tam też wspomniani wikingowie.
Chcę, w imieniu Irlandii, przeprosić za tę bezsensowną poprawkę. Oczywiście Irlandia nie należy do Wielkiej Brytanii, ale Wyspy Brytyjskie to termin geograficzny obejmujący zarówno Irlandię, jak i Zjednoczone Królestwo dlatego nie sądzę, żeby Irlandia miała w najbliższym czasie odłączyć się od nich – jako że oznaczałoby to konieczność przeprowadzki w inne miejsce na Ziemi.
Chcę również przeprosić za marnowanie Twojego czasu tym komentarzem, ale mam bardzo zdecydowane zdanie na ten temat.
Dziękuję. Prawdę mówiąc miło było dowiedzieć się, że są ludzie, których takie określenie obraża. Sądzę, że nie powinno się nigdy obrażać ludzi nieumyślnie: jeśli już to robisz, powinieneś robić to celowo.
(Najwyraźniej określenie “Morze Irlandzkie” obraża Walijczyków, którzy są nim otoczeni z każdej strony. Edytuję żeby dodać, że z każdej strony, jeśli nie liczyć Anglii i Kanału bristolskiego. Moi walijscy przyjaciele nie liczą.)
...
Przez lata napisałem na tym blogu wiele dobrego na temat nowoorleańskiego kucharza Chrisa DeBarra. Chris za pracę w Delachaise został w 2006 roku utytułowany „Najlepszym Nowym Szefem Kuchni” przez New Orleans Magazine. Po raz pierwszy spotkałem go w 1991 roku na Dragoncon. Był mężem pisarki Poppy Z Brite, a Poppy, z powodów, których nigdy nie udało mi się dociec, była przy tym pierwszym spotkaniu zbyt zestresowana, żeby ze mna porozmawiać, więc pogadałem z Chrisem. Nie wiedziałam jak znakomitym kucharzem jest Chris dopóki Poppy nie zabrała mnie do Delachaise, gdzie wtedy pracował. Jedzenie było niesamowite, a Chris robił wszystko: gotował, podawał, doradzał. Napisałem o tym tutaj (w poście „Dlaczego nie jestem krytykiem kulinarnym”) i delektowałem się wiadomościami od osób, które pisały do mnie o przepysznych posiłkach, które tam zjedli.
Chris opuścił Delachaise i niedawno otworzył własna restaurację, The Green Goddess [Zielona Bogini] przy Exchange Alley 307, w samym sercu dzielnicy francuskiej. Tutaj jest dziennik Chrisa. (Chwilowo czekają na koncesję na sprzedaż alkoholu.) Restauracja jest przyjazna wegetarianom. (Kiedyś odwiedzałem Nowy Orlean w towarzystwie wegetarianina i wiem, że jest ich niewiele i trudno je znaleźć.)
Tutaj jest strona Zielonej Bogini: http://www.greengoddessnola.com
Gadałem z Chrisem na temat polecenia czytelnikom tej strony jego restauracji i rzuciłem, że jakieś hasło pozwoliłoby gościom dostać coś specjalnego. Pamiętając tom Sandmana pt. „Ulotne życia” Chris powiedział, że jeśli ktoś mimochodem wspomni kelnerowi „the Mezze of Destruction” [przystawki Zniszczenia] to trafi się mu coś dobrego i specjalnego do jedzenia lub picia. Niech to będzie restauracyjne jajko-niespodzianka.
Postanowiłem nie poprawiać wczorajszej literówki , bo bardzo mi się podoba i zastanawiam się jak smakują owoce starberry. [połączenie słów „gwiazda” i „truskawka”, Neil napisał tak zamiast „strawberry” – przyp. noita]
W dzisiejszej poczcie przyszły tomy 3 i 4 wydanych przez NESFA „Opowiadań zebranych Rogera Zelaznego” ze wstępami napisanymi odpowiednio przeze mnie i Steve’a Brusta. Tu jest opis projektu na stronie NESFA.
Zdjęcie z World Fantasy Convention w Minneapolis z 1993 roku, zrobione przez Beth Gwinn (wspaniała fotografka – tu jest jej strona: http://www.bethgwinn.com). Czworo z pięciorga Gości Honorowych. (ja byłem odpowiedzialny za Toast) Basil Copper, ja, Roger Zelazny i nieżyjący Poul Anderson. (brakuje Johna Crowleya.) Jestem ubrany w wyjściowy garnitur, który miałem na sobie tego dnia oraz 15 lat później, na pogrzebie Johna M. (Mike’a) Forda i tylko te dwa razy, bo naprawdę nie bywam w miejscach, które wymagaja takiego stroju. Wydaje mi się, że mój ojciec kupił go dla mnie po bardzo okazyjnej cenie i był przy tej okazji tak dumny z siebie, że postanowiłem rzeczywiście go założyć i powiedzieć mu o tym, ale on w końcu nigdy nie spytał.
A dzisiaj, przypadkiem przyszedł także (na lunch) Steve Brust, więc pokazałem mu książki. Usiedliśmy i przeczytaliśmy wstęp tego drugiego, a potem powspominaliśmy Rogera.
A skoro mowa o dobrych fotografach:
Najwyraźniej na LiveJournalu jest zarząd.
Najwyraźniej ludzie są do niego wybierani za pomocą głosów użytkowników LJ.
Najwyraźniej taki jeden sprytny koleś, co robi świetne zdjęcia, @kylecassidy, kandyduje.
Więc jeśli masz ochotę kliknąć i przenieść się do jego notki albo właściwej informacji na temat głosowania, tutaj są linki:
http://kylecassidy.livejournal.com/524052.html
http://community.livejournal.com/lj_election_en/31595.html
Rob
Zareklamowane. Choć wcale nie wygląda na to, żeby Kyle Cassidy potrzebował mojej pomocy.
Witaj Neil,
Jestem Twoją wielka fanką (a teraz, w 5 miesiącu ciąży, z każdym dniem większą).
Odkąd dowiedzieliśmy się, że „To Dziewczynka!” miałam nadzieję, że uda mi się zamówić egzemplarz „Blueberry girl” z autografem ze strony Neilgaiman.net i zacznę jej czytać zanim znajdzie się na świecie. Ale przez kilka tygodni odwiedzałam stronę, była wciąż tymczasowo nieczynna i zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam się poddać, kupić książkę gdzie indziej i mieć nadzieję, że będziesz kiedyś podpisywał w mojej okolicy. Wiesz może czy strona zostanie ponownie uruchomiona w najbliższej przyszłości?
Dziękuję,
Victoria
W przeciągu najbliższych kilku dni wpadnę do DreamHaven i podpiszę mnóstwo książek dla Grega. Zaskakujące, że musiał zamknąć stronę tylko po to, żeby oznajmić ludziom, że nie przyjmuje chwilowo zamówień na książki z autografem, ale pewnie jest mu trudniej teraz, kiedy prowadzi jednoosobową firmę.
Cześć Neil,
Właśnie czytam Twój ostatni wpis na blogu, w którym ktoś narzekał na użyte przez Ciebie sformułowanie “Wyspy Brytyjskie” i potem przeszedł do tego, że Irlandia nie należy już do Wysp Brytyjskich i chyba byli tam też wspomniani wikingowie.
Chcę, w imieniu Irlandii, przeprosić za tę bezsensowną poprawkę. Oczywiście Irlandia nie należy do Wielkiej Brytanii, ale Wyspy Brytyjskie to termin geograficzny obejmujący zarówno Irlandię, jak i Zjednoczone Królestwo dlatego nie sądzę, żeby Irlandia miała w najbliższym czasie odłączyć się od nich – jako że oznaczałoby to konieczność przeprowadzki w inne miejsce na Ziemi.
Chcę również przeprosić za marnowanie Twojego czasu tym komentarzem, ale mam bardzo zdecydowane zdanie na ten temat.
Dziękuję. Prawdę mówiąc miło było dowiedzieć się, że są ludzie, których takie określenie obraża. Sądzę, że nie powinno się nigdy obrażać ludzi nieumyślnie: jeśli już to robisz, powinieneś robić to celowo.
(Najwyraźniej określenie “Morze Irlandzkie” obraża Walijczyków, którzy są nim otoczeni z każdej strony. Edytuję żeby dodać, że z każdej strony, jeśli nie liczyć Anglii i Kanału bristolskiego. Moi walijscy przyjaciele nie liczą.)
...
Przez lata napisałem na tym blogu wiele dobrego na temat nowoorleańskiego kucharza Chrisa DeBarra. Chris za pracę w Delachaise został w 2006 roku utytułowany „Najlepszym Nowym Szefem Kuchni” przez New Orleans Magazine. Po raz pierwszy spotkałem go w 1991 roku na Dragoncon. Był mężem pisarki Poppy Z Brite, a Poppy, z powodów, których nigdy nie udało mi się dociec, była przy tym pierwszym spotkaniu zbyt zestresowana, żeby ze mna porozmawiać, więc pogadałem z Chrisem. Nie wiedziałam jak znakomitym kucharzem jest Chris dopóki Poppy nie zabrała mnie do Delachaise, gdzie wtedy pracował. Jedzenie było niesamowite, a Chris robił wszystko: gotował, podawał, doradzał. Napisałem o tym tutaj (w poście „Dlaczego nie jestem krytykiem kulinarnym”) i delektowałem się wiadomościami od osób, które pisały do mnie o przepysznych posiłkach, które tam zjedli.
Chris opuścił Delachaise i niedawno otworzył własna restaurację, The Green Goddess [Zielona Bogini] przy Exchange Alley 307, w samym sercu dzielnicy francuskiej. Tutaj jest dziennik Chrisa. (Chwilowo czekają na koncesję na sprzedaż alkoholu.) Restauracja jest przyjazna wegetarianom. (Kiedyś odwiedzałem Nowy Orlean w towarzystwie wegetarianina i wiem, że jest ich niewiele i trudno je znaleźć.)
Tutaj jest strona Zielonej Bogini: http://www.greengoddessnola.com
Gadałem z Chrisem na temat polecenia czytelnikom tej strony jego restauracji i rzuciłem, że jakieś hasło pozwoliłoby gościom dostać coś specjalnego. Pamiętając tom Sandmana pt. „Ulotne życia” Chris powiedział, że jeśli ktoś mimochodem wspomni kelnerowi „the Mezze of Destruction” [przystawki Zniszczenia] to trafi się mu coś dobrego i specjalnego do jedzenia lub picia. Niech to będzie restauracyjne jajko-niespodzianka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)