piątek, 17 lipca 2009

Jak bawić się jedzeniem

Neil napisał w sobotę 11 lipca 2009 o 13:30

Jestem teraz w Chicago z powodu ALA: dorocznego zjazdu stowarzyszenia amerykańskich bibliotekarzy. Byłem już na kilku z nich i zawsze świetnie sie bawiłem. Kiedyś wraz z Artem Spiegelmanem, Scottem McCloudem i Colleen Doran wyjaśniałem zaciekawionym bibliotekarzom czym są powieści graficzne i dlaczego powinni mieć je w swoich bibliotekach. Innym razem miałem okazję odwiedzić Nowy Orlean po raz pierwszy po przejściu Katriny i dwa razy poszedłem na obiad z Poppy Z Brite, z czego jeden z nich ugotował dla mnie po raz pierwszy jej mąż, szef kuchni Chris DeBarr.*

Kiedy pięć lat temu byłem w Melbourne, Poppy i ja byliśmy gośćmi honorowymi i mniej więcej wtedy zapadła decyzja, że pójdziemy do niewiarygodnie fajnej restauracji Alinea w Chicago. Mijały lata, a ja nigdy nie zatrzymywałem się w Chicago na dłużej, a potem przyszła Katrina, a kiedy Poppy wróciła do Nowego Orleanu nie chciała już z niego wyjeżdżać, ale wiedzieliśmy, że kiedyś nam się to uda.

I dziś się udało. Poppy przyleciała do Chicago i zabrała mnie na obiad. Był drogi i, co odkryłem dopiero pod koniec posiłku, to ona płaciła. (To jest ogromne, publiczne podziękowanie.)

Obsługa, przychylność i poczucie zadowolenia jakim promieniowali pracownicy Alinea było wyjątkowe. Rzadko zdarzało mi się jeść równie dobre rzeczy i rzadko - lepsze. Ale nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek posiłek był równie przyjemny. 23 dania (hmm, bardzo masońsko) złożone z rzeczy, które rozpływały się, wybuchały i chrupały w ustach w najbardziej niespodziewany sposób.

Chyba najlepszym momentem wieczoru, nie mającym nic wspólnego z samym jedzeniem, było kiedy stół skrywały bulgoczące opary dymu z suchego lodu i bardzo uprzejmie zapytałem Poppy, czy mogłaby powiedzieć "Dzisiejszej nocy, moje stworzenie, obdarzę cię iskrą Życia!", a ona, kochana, dokładnie to zrobiła.

Jeśli ktoś z czytelników jest na zjeździe ALA - będę dwukrotnie podpisywał książki w stoisku HarperCollins nr 2011, raz w sobotę o 13, potem w poniedziałek o 9 rano (to drugie powinno być dość zabawne). Będę także w dyskusji panelowej na temat CBLDF w poniedziałek o 13:30. Resztę czasu wypełnią wywiady, przyjęcia, przemówienia i takie tam.

Właściwie to jestem tu, aby odebrać Medal Newbery za "Księgę cmentarną". Co będzie mieć miejsce w niedzielny wieczór i z tej okazji napisałem (i już nagrałem) mowę. (Która zostanie odtworzona, jeżeli w niedzielny wieczór zapomnę jak się mówi. Co jest możliwe.)

I chcę podziękować wydawnictwu Harper Collins za znoszenie mnie i za utrzymanie na stronie mousecircus darmowej wersji "Księgi cmentarnej" przez cały ten czas. Nadal można posłuchać (lub obejrzeć) "Księgę cmentarną" w Ameryce, po rozdziale na: http://www.mousecircus.com/videotour.aspx. Można ją też kupić.

(A w odpowiedzi na pytanie czytelnika o sokolim oku: tak, w najnowszym dodruku "Księgi cmentarnej" jest kilka zmian. Poprawiłem swoją pomyłkę dotyczącą astronomii, złą pisownię obcego słowa i poprawiłem kilka akapitów w podziękowaniach, które w oryginalnym amerykańskim wydaniu zostały wycięte.)

(Co mi przypomniało: tak, pojawię się na krótko na Comic Conie w San Diego, w piątek 24 lipca, żeby wziąć udział w dyskusji z Henrym Selickiem o "Koralinie" i godzinnym podpisywaniu zaraz po niej. Będę przez chwilę na uroczystości przyznania nagród Eisnera, a potem lecę na drugi koniec miasta na charytatywny koncert Amandy Palmer i Vermillion Lies na rzecz CBLDF.)


*Chris mówi, że ludzie zamawiają "Mezze Zniszczenia" i dzięki temu hasłu wie, że do Zielonej Bogini trafili z tej strony. Dostają wtedy coś specjalnego - to takie restauracyjne jajka-niespodzianki, a ja dostaję wiadomości od zadowolonych osób, które tam jadły. I nie trzeba nawet dodawać, że przeżyły.

Dobrze. Do łóżka.

Brak komentarzy: