środa, 27 maja 2015

Czy lepiej rozumiesz Morfeusza? – wywiad dla Vulture magazine



Co wiesz o Morfeuszu teraz, czego nie wiedziałeś mając 26 lat, kiedy zaczynałeś Sandmana?


To bardzo dziwne. Wiem, jak skończyła się ta historia, czego nie wiedziałem mając 26 lat. Miałem wiele pomysłów na jej zakończenie, ale go nie znałem. Ukończenie całej Uwertury dało mi niezwykły wgląd w pierwszą przygodę [Sandmana], którego nie miałem, gdy ją pisałem. O pewnych rzeczach miałem niejakie pojęcie: wiedziałem, że na samym początku opowieści Morfeusz był ledwo żywy ze zmęczenia. Wiedziałem, że odniósł swego rodzaju zwycięstwo i że było ono odległe o wiele galaktyk. Wiedziałem, jak skrajnie go to wyczerpało. Ale teraz, kiedy skończyłem pisanie tej historii, wracam do początków serii i mówię sobie: "aha, to dlatego tak się stało". To naprawdę bardzo dziwne uczucie.



To brzmi, jakby twoim zdaniem Sen istniał poza tobą i twoją głową. W jakim stopniu pochodzi od ciebie i z twojej wyobraźni?

Czy z nich korzystam? Tak jakby. Czy wymyślam? Tak jakby. Rzecz bardziej w tym, że można sobie powiedzieć: "ta postać zachowuje się w ten sposób, bo ma złamane serce". Ale potem opisujesz tę sytuację, to złamane serce i nagle znacznie lepiej rozumiesz działania bohatera. Nawet jeżeli nic się nie zmieniło, uświadamiasz sobie, że coś ci przypomniało jakiś inny motyw i to dlatego Sen był taki wyczerpany. I tak dalej.

Są też rzeczy, które wiem od 25 lat, ale nie było dla nich miejsca w comiesięcznym komiksie. Uwertura jest bardzo osobliwa. Wbrew tytułowi wcale nie należy jej czytać przed Sandmanem. Ale należy ją przeczytać przed ponowną lekturą Sandmana. W idealnym  dla mnie  świecie czytelnicy sięgaliby po Sandmana, następnie Noce Nieskończonych i Uwerturę, a potem czytaliby Sandmana raz jeszcze i taka kolejność zmieniłaby ich odbiór. Inaczej patrzyliby na rzeczy, które uznawali za pewniki  na rzeczy, które wydawało im się, że wiedzą.

Wyjaśnione zostają wątki z pierwszej opowieści o Sandmanie, z Domu Lalki, nawet coś z Zabawy w ciebie  rzeczy, które nie zostały wytłumaczone, bo zabrakło na nie miejsca. Jest też trochę na temat idei Nieskończonych  kim są i skąd się wywodzą  i znów są to pomysły, które trzymałem przez 25 lat. Większość pracy nad Uwerturą spędziłem żałując, że nie mamy do dyspozycji większej liczby stron. Prace J.H. Williamsa są tak znakomite, że na pytanie, czy nie dałoby się dodać jeszcze paru stron, odpowiadał: "Jasne, ale musimy to skończyć do 2020."


Czyli lepiej rozumiesz motywacje i przeszłość Morfeusza. A czy kiedy oglądasz się na początek opowieści o Śnie, to samo możesz powiedzieć o rozumieniu swoich własnych, dwudziestoletnich motywacji?

Nie! [śmiech] Patrzę na tamtego Neila Gaimana i stanowi on dla mnie zagadkę. Niezbyt dobrą, ale zdecydowanie tajemniczą. Przyglądam się niektórym historiom, jak choćby Sen tysiąca kotów, który pamiętam, że napisałem w przeciągu weekendu, i nie mam pojęcia, jak mogłem tego dokonać. Teraz nie byłbym w stanie tego zrobić. Pracuję znacznie wolniej, jestem o wiele bardziej marudnym pisarzem, martwiącym się o to, co napisał i czy będzie się to do czegoś nadawało.
W przypadku Sandmana wolność gwarantowała mi w szczególności myśl, że to zajęcie przejściowe. Wiedziałem tylko, że co miesiąc musi się ukazać komiks i że musi on być na tyle dobry, żeby ludzie chcieli czytać dalej. Nie chciałem, żeby go anulowali. Musiał to również być komiks, który sam chciałbym czytać. Zawsze próbowałem pisać komiksy, które sam chciałbym przeczytać. Nie wiedziałem czy są dobre czy nie, ale nie na tym mi zależało.



Ostatnie pytanie: w posłowiu do czwartego zeszytu napisałeś, że twoje wskazówki dla J.H. Williamsa uwzględniały zalecenie, żeby Uwertura była osadzona w świecie superbohaterów DC. Dlaczego było to tak istotne?

Ponieważ Sandman rozpoczął życie w uniwersum DC i choć dość daleko od niego odszedł, to w mojej głowie cały zawsze stanowił jego część. Uwielbiałem wtrącać do Uwertury drobiazgi z uniwersum DC, takie jak Mogo, Zielona Latarnia rozmiarów planety z Korpusu Zielonej Latarni, czy agentów kosmicznego psiego patrolu. Bo to był fajny sposób, żeby powiedzieć: jesteśmy w otchłani kosmosu, ale to kosmos DC, ten sam, w którym istnieje planeta Krypton. Pobawiłem się kosmologią uniwersum DC i tymi jej elementami, które będąc młodym i dziwnym, do niej dodałem.


Chciałbym jeszcze wrócić do wcześniejszego pytania. Najlepsze w byciu dwudziestosześciolatkiem było to, że nie miałem pojęcia, co robię. A najlepsze w takiej niewiedzy jest to, że nikt, nawet ty sam, nie może ci powiedzieć, żebyś czegoś nie robił. Bo nie wiesz, że to mógłby być błąd. A jeśli tego nie wiesz, masz swobodę i możesz ową rzecz zrobić. Pod tym względem miałem mnóstwo szczęścia. Teraz wiem z całą pewnością, co jest możliwe i kiedy spoglądam wstecz, na rzeczy, które robiłem wtedy, myślę sobie: jak u diabła mi się to udało?



1 komentarz:

Planeta-komiksu pisze...

Prowadzicie blog o ciekawej tematyce ale stanowczo brakuje w nim aktualności ;)