piątek, 16 marca 2012

Wspomnienie o Jeanie Giraud

Neil napisał w sobotę 10 marca 2012 o 9:23



Powyższy rysunek znajdował się na okładce pierwszego numeru Metal Hurlant jaki w życiu zobaczyłem. Miałem chyba 14 lat i pojechałem z klasą na wymianę do Paryża, a to przepiękne czasopismo pełne komiksów otworzyło mi oczy na to, czym komiks może być. Zwłaszcza ilustracje Jeana Girauda, znanego jako Moebius, który odpowiadał za połowę ilustracji w magazynie, a wydawały mi się one jednocześnie znajome i zupełnie obce, dzięki czemu oddziaływały tak potężnie i były tak doskonałe. Moebius rysował różne historie w różnym stylu, a jedyne co miały ze sobą wspólnego to fakt, że były piękne. Kupiłem Metal Hurlant. Było mnie stać tylko na jeden zeszyt, ale to wystarczyło.

Nie mogłem zrozumieć o czym są narysowane przez Moebiusa historie, bo nie wystarczała do tego moja znajomość francuskiego. (Zrozumiałem ogólnie komiks Den Richarda Corbena i on również bardzo mi się podobał i to nie tylko z powodu nagości, ale komiksy Moebiusa w oczywisty sposób wydawały się mieć o wiele głębszy sens.)

Czytałem magazyn od deski do deski wielokrotnie i zazdrościłem Francuzom, że mieli wszystko, o czym w komiksach marzyłem: pięknie narysowane, wizjonerskie i literackie komiksy dla dorosłych. Żałowałem tylko, że mój francuski nie był lepszy, żebym mógł zrozumieć teksty (wiedziałem, że musiały być niesamowite.)

Chciałem tworzyć komiksy, kiedy dorosnę.

Przeczytałem wreszcie komiksy Moebiusa z tamtego numeru Metal Hurlant w tłumaczeniu, kiedy miałem około 20 lat, i odkryłem, że nie były wcale takie wspaniałe. To było raczej coś w rodzaju sztuki strumienia świadomości pomieszanej z absurdem w stylu Ionesco. Literacka głębia i wspaniałość tych historii powstały w mojej głowie. Nieistotne. Szkoda się już dawno dokonała.

Spotkałem Jeana Giraud kilka razy. Był przeuroczy, łagodny i naprawdę... sam nie wiem. Nieczęsto używam słowa duchowość, może dlatego, że jest ono obecnie tak nadużywane, ale do niego pasuje. Ogromnie go lubiłem i bardzo mnie onieśmielał. A kiedy miałem 20 czy 30 lat niewiele było w stanie mnie onieśmielić i nie bardzo umiałem się wtedy zachować.

(Pseudonim "'Moebius" wymawia się po francusku, jakby miało cztery sylaby: Mo-e-bi-us.)

Kiedy publikowaliśmy Sandmana, kilka razy tworzyliśmy galerie z portretami postaci tworzonymi przez rozmaitych artystów na naszą prośbę.

Pisaniem zarabiałem i utrzymywałem rodzinę, więc choć z zazdrością oglądałem te rysunki, żadnego nie kupiłem.

Poza jednym, małym obrazem. Był to portret Śmierci autorstwa Moebiusa. Kosztował mnie tyle, ile płacono mi za jeden zeszyt Sandmana, ale nie miałem żadnych wątpliwości.


Chcieliśmy razem pracować. Napisałem dla Moebiusa "Śmierć w Wenecji" do Nocy Nieskończonych, ale jego stan zdrowia się pogorszył, więc tę historię zilustrował P. Craig Russell. Pół roku później Moebius poczuł się lepiej i poprosił, żebym napisał dla niego bardzo krótką historyjkę, na ok. 8 stron, i w taki sposób, żeby składała się z pojedynczych obrazów, więc napisałem opowieść o Przeznaczeniu do Nocy Nieskończonych. Niestety znów mu się pogorszyło i opowieść narysował Frank Quietly. Zarówno Craig i Frank dokonali cudów ze swoimi komiksami, ale gdzieś w głębi serca było mi smutno, bo miałem nadzieję na współpracę z Moebiusem.

A teraz już nie będę miał okazji.

RIP Jean Giraud, 8 maja 1938 - 10 marca 2012

2 komentarze:

Bartłomiej Basista pisze...

Chciałem tylko powiedzieć że odwalacie na tym blogu naprawdę kupę dobrej roboty! Tak trzymać!

Wierny czytelnik!
BB

noita pisze...

Serdeczne dzięki! Ta robota jest świetną zabawą właśnie dlatego, że mamy takich wiernych Czytelników :)